Wzmacniacz zintegrowany
Musical Fidelity
Producent: MUSICAL FIDELITY LIMITED |
ydana w 2002 roku przez firmę Musical Fidelity Limited broszura zatytułowana została Hearing is Believing. Since 1982 (Usłyszeć znaczy uwierzyć. I tak od 1982 roku). Wyłożona w niej historia tej firmy, od 1982 roku, kiedy to Antony Michaelson, znużony wysyłaniem CV do kolejnych firm, postanowił dla odmiany zbudować przedwzmacniacz – The Preamp – do 2002 roku, kiedy to zaprezentowano wzmacniacz Tri-Vista, pokazuje fascynującą historię człowieka i firmy skupionych na dźwięku w służbie muzyki. Zaskakuje w niej niezwykła kreatywność Michalesona. To historia biegnąca od pracujących w klasie A, grzejących się jak cholera, ale niebiańsko brzmiących wzmacniaczy A1, przez epizod z lampowymi końcówkami mocy Chronos, oraz X-10D – „prosiaczkiem”, który wprowadził do audio zupełnie nową kategorię produktów, na urządzeniach z serii Nu-Vista, w których zastosowano wygrzebane na śmietniku historii miniaturowe lampy typu nuvistor, zaprojektowane do pracy w komputerach, skończywszy. W każdym z tych produktów właściciel Musicala zostawiał część swojej duszy i klarownie wykładał powody takich, a nie innych decyzji. Ten, grający na flecie (wydał kilka płyt), inżynier jest w swoich wyborach dogmatyczny i do tego jest im wierny. W urządzeniach stosuje wybrane podzespoły, co do których ma pewność i które lubi. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że wiele z nich to elementy NOS, jak na przykład odbiorniki USB we wzmacniaczach, albo produkty mające długą historie, jak tranzystory wyjściowe we wzmacniaczach. O nuvistorach już było mówione, a przecież po drodze były też trivistory, inna wersja miniaturowych lamp. Jednocześnie jednak to pragmatyk. Trzyma się swojego, ale kiedy trzeba ustępuje. Jak w przypadku odtwarzaczy Super Audio CD. Jeśli format ten czegoś by potrzebował, to właśnie takich ludzi, jak Michaelson. Lobbował on za SACD, popierał go i miał na tym polu spore sukcesy. Jego droższe linie zawsze zawierały odtwarzacze tego formatu. Kiedy jednak firmy zamknęły produkcję napędów DVD (to te same napędy, co SACD, tylko inaczej oprogramowane), szybko zmienił front i w swoim najnowszym, topowym odtwarzaczu płyt cyfrowych Nu-Vista zastosował transport CD. Jak tłumaczył w teście tego urządzenia, zamieszczonym w „Hi-Fi News & RR”, w ciągu ostatnich lat jakość dźwięku z płyt CD znacząco się poprawiła. Wskazywał też na złe doświadczenia z formatem SACD i mówił o wysokich kosztach związanych z przygotowaniem tego typu produktu, przy niewielkiej liczbie dostępnych tytułów (Ken Kessler, Musical Fidelity Nu-Vista CD, „Hi-Fi News & RR”, December 2015, s. 45). Czytając to doskonale wiemy, że to wybieg, mający usprawiedliwić ten konkretny wybór. A jednak wykonany jest on z takim wyczuciem, że „klepiemy” to i przechodzimy nad nim do porządku dziennego. M5si Jednym z powodów na naszą akceptację jest wiarygodność Michaelsona. To konstruktor o ogromnym doświadczeniu, preferujący proste i sprawdzone rozwiązania, daleki od „stanów nieustalonych”, co do których nie ma pewności, czym są. Przedkłada klasyczną inżynierię nad, może i ciekawe, ale w technice ezoteryczne, rozwiązania. Jego urządzenia są dzięki temu bardzo solidne, zarówno jeśli chodzi o projekt, budowę, konstrukcję i dźwięk. Jednym z najnowszych urządzeń z jego stajni jest wzmacniacz zintegrowany M5si. To średniej wielkości wzmacniacz zintegrowany, półprzewodnikowy, z końcówką mocy pracującą w układzie dual mono. Obudowa jest niezwykle solidna, wykonano ją z aluminium, a estetyka urządzenia na tyle uniwersalna, że za kilka lat wciąż będzie wystarczająco nowoczesna, żeby nie irytować i na tyle klasyczna, żeby nie… irytować. To nowoczesne urządzenie, z przekaźnikami i scaloną drabinką rezystorową, ale pomyślane tak, aby użytkownik miał poczucie, że obcuje z godnym zaufania, sprawdzonym produktem. To drobiazgi, ale znaczące. Jak wspomniana obudowa, albo płaska, srebrna gałka siły głosu, działająca tak, aby współpracowała z klasycznym potencjometrem, mająca punkt początkowy i końcowy, choć to tylko, sterujący układem scalonym, enkoder. Wzmacniacz pomyślany został jako centrum wysokiej klasy, rozbudowanego systemu. Wysoka moc wyjściowa – 2 x 150 W/8 Ω, niska impedancja wyjściowa oraz niskie zniekształcenia pomogą wysterować dowolne kolumny, zarówno w systemie stereo, jak i w kinie domowym, do którego wzmacniacz można podłączyć. Oprócz wejść liniowych mamy więc przedwzmacniacz gramofonowy dla wkładek MM oraz wejście USB. Obydwa mają jednak jakiś „twist”, są odbiciem pomysłów Michaelsona. Pre gramofonowe opisane jest jako RIAA/IEC i ma uśrednione pasmo przenoszenia w zakresie poniżej 20 Hz. Według normy RIAA poniżej tej częstotliwości pasmo jest równe i sięga do 0 Hz. W normie IEC tę jego część zmodyfikowano, wprowadzając czwartą stałą krzywej, wyciszając ten zakres. Chodziło o zmniejszenie zniekształceń wprowadzanych przez niskiej klasy gramofony. W M5si wybrano drogę pośrednią. Takśe wejście USB jest inne niż to, co spotkamy obecnie na rynku. Przeznaczone dla komputerów wejście przyjmuje sygnały PCM tylko do 96 kHz (24 bitów) i nie akceptuje sygnału DSD. Wynika to z wyboru tego konkretnego odbiornika USB, ponieważ nie wymaga on instalacji sterownika, można go galwanicznie odseparować i jest sprawdzony. To wystarczyło, żeby machnąć ręką na wojnę „o cyfry”, a – przypomnijmy – producenci „daków” walczą teraz między sobą na bity i kHz. Bez akceptacji sygnałów DXD i Quad DSD ich produkty nie mają czym zaimponować. Właściciel Musicala najwyraźniej ma to gdzieś. Wzmacniacz stanął na półce Finite Elemente oraz na nóżkach antywibracyjnych Franc Audio Accessories Ceramic Disc. Firmowe nóżki z plastiku i gumy spełniają swoją rolę, ale zawsze może być lepiej. Sygnał z odtwarzacza CD prowadzony był kablem Tellurium Q Silver Diamond. Taki sam kabel łączył wzmacniacz z kolumnami i takim kablem był on zasilany. W teście pomógł mi również gramofon Pro-Ject The Rolling Stones Edition z wkładką Ortofon OM 5E. Płyty użyte do odsłuchu (wybór):
Antony Michaelson to człowiek pragmatyczny. Jeśli coś działa, to się tego trzyma. Ale też ma ciekawe pomysły, które każą spojrzeć na – wydawałoby się – znane zagadnienia z nowej perspektywy. Tak było z prowadzoną przed kilku laty akcją, mającą pokazać, ile mocy tak naprawdę potrzeba do właściwego odtworzenia instrumentów akustycznych. Do wielu pism dołączane były specjalne wykresy, z których można był odczytać interesujące nas dane. Wystarczy powiedzieć, że do odtworzenia nagrania fletu na odpowiednim poziomie potrzeba ponad 100 W na kanał! Z poglądami właściciela Musical Fidelity można się zgadzać lub nie, ale nie można się od nich odcinać, są swego rodzaju punktem odniesienia, od którego się odbijamy w interesującą nas stronę. A to dlatego, że zarówno właściciel, jak i proponowane przez niego produkty są niezwykle rzetelne. Nie inaczej M5si. To godny zaufania wzmacniacz, jeśli tak mogę powiedzieć. W jego przekazie wszystko jest sensowne i czemuś służy. Urządzenie reprezentuje jedną ze „szkół” dźwięku, z jakimi mamy do czynienia w audio, ale nie jest w tym dogmatyczny; raczej podsuwa niż wymusza. To także wzmacniacz, do którego się dojrzewa. Jeśli za jego przeciwieństwo przyjmiemy testowany przez nas wzmacniacz lampowy Fezz Audio Silver Luna i wzmacniacz/odtwarzacz plików Lumin M1, pracujący w cyfrowej klasie D, to będziemy mieli rację. Chodzi o to, że w dźwięk M1 i Silver Luny wchodzimy od razu, „łapie” nas za serce kolorowymi barwami, plastyką, płynnością. Z kolei M5si, podobnie jak wcześniej Linear Audio Research IA-120H oraz Abyssound ASA-1600, nie czaruje nas od razu, nie zachwyca. W krótkim demo nie ma szans pokazać, czym naprawdę jest. Trzeba do niego dojrzeć, przyzwyczaić się do jego dźwięku. Jest duża szansa, że potem inne wzmacniacze będą się wydawały pokolorowane i bez wystarczającej kontroli nad niskim zakresem. To oczywiście jedna z propozycji, wśród których melomani mogą wybierać, wcale nie jedyna, ani nawet najlepsza – czegoś takiego nie ma – ale jedna z tych bardziej wartościowych. Angielski wzmacniacz świetnie panuje nad głośnikami. Nie ma wątpliwości, że mamy do dyspozycji dużą moc, przy wysokiej wydajności prądowej. Urządzenie kontroluje przekaz od wysokiej góry po sam dół. Całe pasmo wydaje się bardzo wyrównane. Nie słyszałem żadnego miejsca, w którym któryś instrument byłby podbarwiony lub osuszony. Jedynie niska średnica i wysoki bas wydają się słabiej artykułowane. Być może chodzi nie o modyfikację pasma, a o słabszą selektywność w tym miejscu. Miałoby to nawet sens, ponieważ w przypadku tego wzmacniacza mamy do czynienia z wysoką rozdzielczością i równie dobrą selektywnością. Dostajemy dużo informacji o barwie, dynamice, akcentach w danym nagraniu. Kiedy więc coś choć trochę odstaje od tej wysokiej średniej, zwraca naszą uwagę. Trochę to nie fair, że tak jest, bo z innymi wzmacniaczami takie modyfikacje przyjęlibyśmy całując za nie po rękach, no ale – jest. |
Jak mówię, po jakimś czasie wzmacniacze czarujące barwą brzmią nieco jednostajnie. To może być fantastyczna, wciągająca jednostajność, ale jednak. Musical jest inny, różnicuje nagrania, wprowadzając do odsłuchu efekt zaskoczenia. Oddziela od siebie plany muzyczne, inaczej definiując to, co jest dalej i to, co bliżej. Chociaż trudno w jego przypadku mówić o bliskiej perspektywie, nagrania podawane są z dystansem, to jeśli w nagraniu pojawi się wyraźny, mocny wokal na środku sceny, jak Sinatry z archiwalnych nagrań, to zaskoczy nas swoim wolumenem. Tak samo zresztą było z instrumentami z płyty Bridges Adama Bałdycha i Helge Lien Trio, która zabrzmiała aksamitnie i niemal ciepło, czyli tak, jak została nagrana. Pierwszy plan nie jest zbyt blisko nas. Wzmacniacz Michaelsona nieco studzi emocje, nie dopala ich. Wyrównane pasmo powoduje też, że część nagrań eksponuje wyższą część środka. Nic nie syczy i się nie szkli. Ale co jakiś czas gęstość instrumentów jest mniejsza niż z dowolnym ciepłym wzmacniaczem. To efekt związany z krzywą słuchu, czyli psychoakustyką i tego nie przeskoczymy. To także efekt równego grania. Dlatego też wzmacniacz Michaelsona najlepiej gra przy dość wysokich poziomach dźwięku. Może nawet nie „wysokich”, a po prostu nie „niskich”. To ten przypadek, kiedy można znaleźć poziom dźwięku, z którym dany album był miksowany i masterowany. Pomimo standaryzacji, jest z tym różnie. Dzięki wysokiej mocy i sporemu odstępowi od przesterowania, wzmacniacz nie kompresuje sygnału, a jeśli nawet to robi, to w niewielkim stopniu. Zestaw tych cech powoduje, że – takie życie – trzeba przemyśleć system, w którym wzmacniacz będzie grał. Unikałbym jasnych i szybkich kolumn i źródeł. Także okablowanie powinno być zrównoważone. Jeśli już, to wybierajmy nieco ciepłe kolumny, jak Castle, Harbethy, Chario, Graham Audio. Coś z klasycznej oferty zza Kanału Angielskiego. Łatwo można bowiem doprowadzić do zbyt małego nasycenia środka pasma. Unikajmy też kolumn z konturowym basem. Wzmacniacz nieco skraca ten zakres, co słychać szczególnie dobrze z nagraniami akustycznymi i kontrabasem. Gramofon i komputer Wejścia gramofonowe i komputerowe są jedynie dodatkami, to proste układy. I tak bym je traktował. Wejście gramofonowe brzmi w bardzo zbliżony sposób do wejść liniowych i słychać, że starano się zbliżyć ich brzmienie, prowadząc do realizacji tego samego zamysłu. To czyste, bezpośrednie granie, w którym góra nie jest wycofana, a dół jest dobrze kontrolowany. Może się wydawać, że to przeciwieństwo stereotypowego „analogowego” grania. W rzeczywistości to klarowne, wyrównane granie, pokazujące raczej charakter nagrania i tłoczenia niż wzmacniacza. Gramofony za jakieś 1500 zł nie wymagają niczego innego. Jeśli mamy droższy gramofon lub chcemy czegoś innego, trzeba będzie kupić zewnętrzny przedwzmacniacz. Wejście gramofonowe niczym mnie nie zaskoczyło, ani na plus, ani na minus. Wejście USB spowodowało jednak podniesienie prawej brwi. W zdziwieniu. Muzyka zripowana z płyt, których słuchałem z odtwarzacza CD zagrała w cieplejszy i gęstszy sposób. Podobnie jak, odtwarzane z komputera radio, internetowe. Złagodzony atak i uśredniona dynamika, z jakimi mamy do czynienia przy graniu plików (przynajmniej na tym poziomie cenowym) okazały się krokiem w dobrym kierunku. Dźwięk miał „drive”, fajną barwę i ładnie wciągał w audycję, płytę. Aż szkoda, że pliki ograniczone są do 24/96, bo z chęcią usłyszałbym, jak z M5si brzmią pliki DSD. Podsumowanie Czystość, wysoka dynamika, kontrola nad kolumnami i świetne wyrównanie pasma, to główne cechy testowanego wzmacniacza. Urządzenie jest bardzo przezroczyste. Wymaga więc przemyślanych ruchów, to nie jest „samograj”, który z wszystkim gra równie dobrze, zwykle tak samo. M5si świetnie rozróżnia odmienne tłoczenia i wydania płyt CD. Zauważyłem więc, że w czasie odsłuchów miałem tendencję do sięgania po muzykę akustyczną (jazz i klasykę), i to tę dobrze nagraną oraz równie starannie wydaną. Słabsze edycje też mają swój urok, ale lekkie utwardzenie średniego basu i słabiej artykułowana niska średnica nie dawały z nimi wrażenia pełni i gęstości. Postarajmy się, aby wszystko wokół wzmacniacza, od nagrania po kolumny, miało klasę, a dostaniemy to, co najlepsze. To urządzenie, na którym można polegać. Chciałoby się powiedzieć: „jak na Zawiszy”, a wystarczy: „jak na Michaelsonie”. Model M5si firmy Musical Fidelity jest wzmacniaczem zintegrowanym, półprzewodnikowym, z końcówką mocy zbudowaną za pomocą elementów dyskretnych. Jego układ wzmacniający jest niezbalansowany. Montaż jest mieszany – część jest powierzchniowy, a część przewlekany. Urządzenie wyposażono nie tylko w wejścia liniowe, ale i w wejście cyfrowe USB, z przetwornikiem cyfrowo-analogowym, a także w przedwzmacniacz gramofonowy MM. Urządzenie wyposażono w pilot zdalnego sterowania. Dostępne są dwie wersje kolorystyczne wzmacniacza: czarna, ze srebrnymi detalami i srebrna. Front i tył Na przedniej ściance widać dużą, srebrną gałkę siły głosu oraz niewielkie, srebrne guziki, sprzęgnięte z niebieskimi mikrodiodami LED. Przy guziku „standby” są trzy diody – niebieska (praca), pomarańczowa (stan uśpienia) i czerwona (mute). Obudowa jest niezwykle solidna, co jest zaletą budowy urządzeń na Tajwanie, ponieważ pozwala na zaoszczędzenie kupy pieniędzy. To bardzo sztywna struktura, z ożebrowaniami po bokach i przykręcanymi od góry i od dołu metalowymi płytami. Cała obudowa wykonana została z aluminium. Urządzenie stoi na czterech plastikowych, małych nóżkach. Sugerowałbym zakup solidnych nóżek antywibracyjnych. Środek Układy elektroniczne zmontowano na jednej dużej płytce, której towarzyszy kilka małych, pomocniczych. To: układ standby, przyciski na przedniej ściance, tłumik (enkoder) oraz wejścia trigger. Główne układy są na płytce przykrywającej niemal całe dno urządzenia. Po prawej stronie umieszczono sporej wielkości, masywny radiator, do którego przykręcono tranzystory wyjściowe. Po lewej stronie widać z kolei duży transformator toroidalny. Od spodu i od góry ma on, tłumiące drgania, gumy. Wychodzi z niego sporo uzwojeń wtórnych; osobne mostki prostownicze i w związku z tym całe zasilacze otrzymały: przedwzmacniacz, układ sterujący oraz dwa kanały końcówek. Sygnał trafia do niezłoconych – złocone są tylko obręcze masy – gniazd wejściowych RCA, wlutowanych do płytki. To układ z prostym przedwzmacniaczem, opartym na pojedynczym układzie scalonym ST Microelectronics MS33078. Taki sam układ umieszczono w buforze przed wyjściem „pre-out”. Obok niego widać inny układ scalony, przełącznik wejść firmy Sanyo. Przedwzmacniacz gramofonowy to bardzo prosty układ, zmontowany w technice montażu powierzchniowego. Znajdziemy tam pojedynczy scalak, ponownie MS33078. Wejście USB zrealizowano na starym, ale sprawdzonym układzie TAS1020B o specyfikacji 24/96, który nie wymaga instalacji drivera. Może on pracować w trybie asynchronicznym. Ponieważ to tylko odbiornik i konwerter sygnału USB na I2S, wymaga zewnętrznego przetwornika cyfrowo-analogowego. W Musicalu w tej roli działa Burr Brown PCM1781, niezła kość 24/192. Konwersja I/U i wzmocnienie odbywa się w kolejnym układzie scalonym MS33078. Końcówki mocy zbudowane są w układzie dual-mono, z osobnymi zasilaczami dla lewego i prawego kanału. Dzielą jedynie uzwojenie pierwotne transformatora. Na wejściu widać mostki prostownicze i duże kondensatory filtrujące, po 2 x 10 000 μF na kanał. W sekcji prądowej widać po dwie pary układów Darlingtona STD03N/P firmy Sanken na kanał. Układy te wprowadzono do sprzedaży w 2006 roku i na każdy składa się para tranzystorów bipolarnych w kaskodzie, z diodą kompensującą zmiany temperatury. To bardzo solidna, sensowna konstrukcja, w której użyto wielu podzespołów, które można uznać za NOS-y, albo mające sporo lat. Ale to metoda działania Antony’ego Michaelsona, który ma swoje ulubione podzespoły – trzyma się w kolejnych wersjach swoich urządzeń, zmieniając jedynie ich aplikację. Pilot Pilot zdalnego sterowania jest plastikowy i raczej brzydki. W tej mierze także od lat się nic nie zmieniło, nie tylko w Musicalu, ale i w innych firmach. Można nim obsłużyć nie tylko wzmacniacz, ale i CD Musicala. Nie jest niestety zbyt ergonomiczny; podstawowe guziki do regulacji siły głosu nie są wygodne w obsłudze, bo są znacząco zbyt małe i zbyt blisko pozostałych. Dane techniczne (wg producenta) Moc wyjściowa: 2 x 150 W/8 Ω Dystrybucja w Polsce: |
SYSTEM A ŻRÓDŁA ANALOGOWE - Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version] - Wkładki: Miyajima Laboratory MADAKE, test TUTAJ, Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ - Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ ŻRÓDŁA CYFROWE - Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ WZMACNIACZE - Przedwzmacniacz liniowy: Ayon Audio Spheris III Linestage, recenzja TUTAJ - Wzmacniacz mocy: Soulution 710 - Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ AUDIO KOMPUTEROWE - Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-901 - Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ - Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ - Router: Liksys WAG320N - Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB |
KOLUMNY - Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ - Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands - Filtr: SPEC RSP-901EX, recenzja TUTAJ OKABLOWANIE System I - Interkonekty: Siltech TRIPLE CROWN RCA, czytaj TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 7N-DA2090 SPECIALE, recenzja TUTAJ - Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ System II - Interkonekty, kable głośnikowe, kabel sieciowy: Tellurium Q SILVER DIAMOND SIEĆ System I - Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9500, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR (+ Himalaya AC) - System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R) System II - Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R v2, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: KBL Sound Reference Power Distributor (v2), recenzja TUTAJ |
AKCESORIA ANTYWIBRACYJNE - Stolik: Finite Elemente PAGODE EDITION, opis TUTAJ/wszystkie elementy - Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny - Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ - Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ - Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4 - Pasywny filtr Verictum X BLOCK SŁUCHAWKI - Wzmacniacze słuchawkowe: Bakoon Products HPA-21, test TUTAJ | Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ - Słuchawki: Ultrasone EDITION 5, test TUTAJ | HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ - Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ - Kable słuchawkowe: Forza AudioWorks NOIR, test TUTAJ CZYSTA PRZYJEMNOŚĆ - Radio: Tivoli Audio Model One |
SYSTEM B Gramofon: Pro-Ject 1 XPRESSION CARBON CLASSIC/Ortofon M SILVER, test TUTAJ Przedwzmacniacz gramofonowy: Remton LCR, recenzja TUTAJ Odtwarzacz plików: Lumin D1 Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS-300 X (SP) [Custom Version, test TUTAJ Kolumny: Graham Audio LS5/9 (na oryginalnych standach), test TUTAJ Słuchawki: Audeze LCD-3, test TUTAJ Interkonekty RCA: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY 550i Kable głośnikowe: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY 550l Kabel sieciowy (do listwy): KBL Sound RED EYE, test TUTAJ Kabel sieciowy: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY SPX-380 Listwa sieciowa: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR, test TUTAJ Platforma antywibracyjna: Pro Audio Bono |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity