REPORTAŻ - WYSTAWA
AUDIO SHOW 2013
Nazwa: Audio Show |
„DOM&WNĘTRZE” NA NOWO oskonale pamiętam dzień i miejsce, w którym po raz pierwszy kupiłem, poświęcony wnętrzarstwu, miesięcznik „Dom&Wnętrze”. Było to 22 lata temu, na Alei Solidarności (chyba już nosiła tę nazwę, ale głowy sobie urwać nie dam), na wysokości Parku Szwedzkiego w Nowej Hucie. Jak się tam znalazłem, jak trafiłem do tego konkretnego kiosku Ruchu, nie mam pojęcia. Wprawdzie jeździłem tamtędy ze szkoły autobusem, ale nigdy tam nie wysiadałem. Albo więc wcześniej nas zwolniono, albo dzień był taki piękny, że postanowiłem wrócić do domu pieszo dłuższą niż zazwyczaj trasą. W każdym razie był to 2. lub 3. numer pisma. Choć tego teraz też nie pamiętam, starość, czy co. Od razu mi się spodobało, bo oprócz porad dotyczących wnętrz zawierał eseje o sztuce, krótkie artykuły o tematyce wprawdzie z mieszkaniem powiązanej, ale nie wprost. To było dobre pismo, akurat dla mnie. Kupowałem je regularnie przez kilka lat, po czym sięgałem po nie coraz rzadziej, aż w końcu całkowicie zarzuciłem zwyczaj siadania wieczorem z dobrą herbatą, słuchawkami na uszach i „Domem&Wnętrzem” na kolanach. Pismo zaczęło mnie irytować coraz słabszymi artykułami, coraz głupszymi, aż w końcu zamieniło się w reklamówkę z doczepionymi tu i ówdzie artykułami, które zresztą reklamy przypominały. 9 listopada, o godzinie 18.30 kupiłem pierwszy po kilkunastu latach numer pisma, 217. Skusił mnie przede wszystkim zmieniony layout i kilka artykułów, które dobrze się zapowiadały. To jest pierwszy numer, z „nowego otwarcia”, mający przywrócić pismu przynależne mu miejsce. Nie zawiodłem się. W pociągu do Krakowa, wracając w wystawy Audio Show 2013, przeczytałem większą jego część, usatysfakcjonowany i przekonany o dobrym kierunku, jakie nowe kierownictwo obrało. Irytowały mnie oczywiście reklamy na prawych stronach, znacznie bardziej pożądanych przez reklamodawców niż lewe, ale przecież nikt nie jest doskonały. W świecie doskonałym artykuły nie byłyby dzielone reklamami (zakładam, że nawet tam ktoś musiałby pismo utrzymywać) i wszystkie zaczynałyby się od rozkładówki lub od prawej strony. Jak w japońskim, poświęconym audio piśmie „Stereo Sound”. Może Japończycy już teraz w takim świecie żyją? Patrząc na to, co się u nich dzieje w audio to może być prawda. Czytając kolejne artykuły zastanowiło mnie jednak coś, na co kiedyś nie zwróciłbym uwagi: autorzy artykułów udają, że w opisywanych przez nich domach i mieszkaniach nie ma urządzeń audio. W całym numerze znalazłem jedną, przyczepioną dla ozdoby, kolumnę Bang & Olufsen na reklamie mebli Woodwork Design, ukrytą wstydliwie, dość badziewną mini-wieżę w artykule o paryskim mieszkaniu Stéphane Arriubergé i Massimiliano Iorio (firma Moustache) oraz kolumny, których nijak się nie dało wykadrować, w artykule o Caecilii Porter, projektantce wnętrz (zresztą to również B&O, choć inny model). Ani kawałka zdjęcia systemu Ani i Piotra, a przecież ten – jak wynika z tekstu – jest byłym pancurem, grafikiem, miłośnikiem komiksów i winyli. Na czym ich słucha? Pozostaje tajemnicą. Po długim poszukiwaniu znalazłem jedną kolumnę na zdjęciu z jego pracowni, jednak gdybym nie wiedział, czego szukać, nic bym nie dostrzegł. I nigdzie nic więcej, ani skrawka, jak gdyby projektanci i dziennikarze zajmujący się wnętrzem omijali ten temat szerokim łukiem. Można oczywiście domniemywać, że chodzi o nie do końca reprezentacyjny wygląd wielu systemów, nie dość designerski. Ale to przecież też jest część życia, dla wielu kluczowa. Kastrowanie opisów z tej jego sfery jest po prostu głupie, fałszuje rzeczywistość. Coś musi się w tej mierze zmienić, coś musi w głowach ludzi zajmujących się projektowaniem wnętrz przeskoczyć. Konieczne jest zrozumienie, że nie wszystko wygląda jak B&O. I nawet nie powinno. Teraz to, co dobre, poukładane kojarzy się TAM właśnie z takim audio; z kolei to, co brudne, może nawet pogięte – z lampami i magnetofonem szpulowym, ewentualnie gramofonem. Nie wierzycie? Obejrzyjcie proszę Dziewczynę z tatuażem, amerykańską wersję Millenium z Danielem Craigiem jeszcze raz, zwracając uwagę na dom Złego (reż. David Fincher, 2011). Żeby zacząć to zmieniać, ludzie odpowiedzialni za to, w czym i jak żyjemy powinni raz w roku wybrać się na wystawę, odbywające się w Warszawie w połowie listopada, mające w tym roku XVII edycję, Audio Show. WYSTAWA AUDIO SHOW Wystawa audio to miejsce, w którym dystrybutorzy produktów audio, ich producenci, a także zajmujące się nimi sklepy prezentują systemy, grając na nich muzykę, a ludzie chodzą od pokoju do pokoju, od sali do sali, oglądając urządzenia, słuchając muzyki, dyskutując z wystawcami, z producentami, innymi zwiedzającymi. Audio Show jest wystawą tradycyjną, odbywającą się w hotelach. Od kilku lat AS zajmuje trzy hotele: dwa koło siebie – Radisson Blu Sobieski oraz Golden Tulip i położony 15 minut taksówką dalej, Bristol. Najwięcej wystawców znajduje się w Sobieskim, jednak tam pokoje są najmniejsze. Tradycyjnie w Bristolu znajdziemy najdroższe systemy, ale tylko kilka sal, zaś w Tulipie systemy drogie i bardzo drogie w kilkunastu salach. Charakter zwiedzających wyraźnie wyznaczany jest przez charakter samych hoteli. Sobieski w tym roku był zatłoczony, jak zwykle, jednak – takie miałem wrażenie – ludzi było trochę mniej niż w zeszłym, najlepszym jak do tej pory roku. Nie przeszkodziło to jednak przygotować się firmom do prezentacji najlepiej w całej historii tej imprezy. Tuż po jej zakończeniu pytał mnie Andrzej Kisiel, naczelny „Audio” o to, jak bym ją krótko scharakteryzował i od razu przyszło mi do głowy, że była to absolutnie „normalna” wystawa. I taka chyba być powinna: to największa tego typu impreza poza Monachium i co roku gości mnóstwo najważniejszych producentów. W tym roku było ich mniej, zresztą o wielu dowiedziałem się w ostatniej chwili i nie miałem już jak umówić się na rozmowę, bo większość z nich zassała wystawa w Moskwie, w tym roku odbywająca się w tym samym terminie. Z drugiej strony prezentowana muzyka była jeszcze bardziej bezpłciowa niż zwykle, co też jest typowe dla dużych imprez. Wprawdzie w pokoju z elektroniką Tellurium Q słyszałem winyl Nirvany, Armin Krauss na kolumnach Avantgarde Acoustic Zero1 Pro puszczał Dire Straits, a na systemie Sudgena można było posłuchać z winylu Kaczmarskiego, to jednak puszczony raz, nawet nie wiem gdzie death metal nie zmienił sytuacji: muzyka była nudna, nijaka i zwykle bardzo dobrze nagrana. To plaga dobrze zorganizowanych imprez, gdzie szaleństwo i wariactwo zastąpiło planowanie i ostrożność. I naprawdę trudno to będzie zmienić. To bowiem transakcja wiązana. Dlatego tak ważne jest zabieranie ze sobą na wystawę audio własnych płyt i proszenie o ich puszczenie, a jeśli trzeba – wymuszanie. Jeśli nie da się tego zrobić, omijajcie takie miejsca, nie są warte waszego czasu. Jaka to była wystawa? Normalna, to już mówiłem. Bardzo sprawnie zorganizowana. Widać było, jeśli wiedziało się na co patrzeć, duże pieniądze włożone w aranżację systemów i pokoi, wiele stojącej za tym pracy. Nie znalazłem żadnego pomieszczenia, w którym dźwięk by mnie powalił, jak to się kiedyś zdarzało. Ale też było sporo takich, które grały w sposób, w jaki audio powinno – według mnie – brzmieć. Ich spis znajdą państwo poniżej, po relacji pana Wojtka Kotarby, a przed relacją pana Jacka Lewandowskiego, który już po raz trzeci coś takiego dla czytelników „High Fidelity” przygotował (poprzednia relacja TUTAJ). WYSTAWA, KTÓRA ZOSTANIE ZE MNĄ NA DŁUŻEJ Ale dość dygresji. Drugiego dnia wystawy trafiłem już troszkę zmęczony do pokoju, gdzie wystawiała się firma TR STUDIOS. Wszedłem i zostałem, właściwie wsiąkłem na dwie godziny. Właściciel firmy przybliżał właśnie rozwiązania techniczne zastosowane w jego zestawach. Słuchałem z zaciekawieniem i zaczynałem coraz mocniej interesować się tematem. Usiadłem w końcowych rzędach krzeseł. Za chwilę zagrała muzyka. Przekaz był mocny, pełny dynamicznych kontrastów. Słychać było swobodę wzmacniacza i brzmienie lampy (mój domowy wzmacniacz to Jolida 300B na lampach Create Audio i Siemens oraz Telefunken, a kolumny są oparte na szerokopasmowych głośnikach Lowther). Po kilku minutach udało mi się zająć najlepsze, środkowe miejsce w pierwszym rzędzie. Przeżyłem szok, bo dźwięk był nadzwyczaj precyzyjny i czysty. Źródła pozorne namacalne i do bólu punktowe, z wyraźną lokalizacją w głąb sceny. Czystość średnich tonów wbijała mnie w krzesło. Wysokie tony były precyzyjne i dokładne, wybrzmienia talerzy dokładne i pełne skrzących się detali, ale podanych bez natarczywości i przesady. Bas nie dominował nad całością przekazu, a jedynie uzupełniał brzmienie pozostałych zakresów, ale jak było trzeba, to potrafił zagrzmieć. Królowały jednak średnie tony. Dźwięki poszczególnych instrumentów pojawiały się jak zaczarowane tu i teraz, bez żadnych objawów, że właśnie się zmaterializują. |
Po prostu pojawiały się jak wyczarowane za sprawą magii i znikały równie magicznie, pozostawiając po sobie czarną ciszę w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą były – doskonałość. Żadnego rozważania o ataku czy wypełnieniu, lokalizacjach, po prostu pełna holografia. Pojawił się głos Barbry Streisand, którą bardzo lubię. Pierwszy raz usłyszałem ją jakieś cztery metry przed sobą, delikatnie z prawej strony. Wspaniała, naturalna reprodukcja głosu. Wokalistka, była obecna w tym pokoju, zaszczycając gości swoją obecnością i głosem, coś niesamowitego! Nie słuchałem już brzmienia sprzętu, przesiedziałem jakieś pół godziny słuchając wyłącznie muzyki, bo tak pięknie podanej jeszcze słuchać nie miałem okazji. Co najważniejsze – przekaz tego, co w muzyce moim zdaniem najważniejsze – EMOCJE – był doskonały. Nie wiem kiedy, nie wiem kosztem jakich wyrzeczeń, ale postaram się by ZETA ZERO zagościły w zaciszu mojego pokoju, ponieważ nie jestem w stanie zapomnieć tego przekazu, tej naturalności i doświadczonych emocji. Podejrzewam, że będzie to zakup już na zawsze, chociaż nigdy nie należy mówić nigdy. Po odsłuchu, właściciel firmy Pan Tomasz Rogula, zauważając chyba moje zainteresowanie i widząc stan umysłu, poprosił mnie o wpis w księdze zawierającej opinie na temat wystawianego sprzętu. Wpisu dokonałem, przy czym nawiązała się między nami rozmowa, która potrwała dobre pół godziny. Dowiedziałem się dużo więcej o wykorzystywanych technologiach, miałem w dłoniach próbki materiałów z których wykonuje się membrany głośników wstęgowych własnej konstrukcji. Zestawy Zeta Zero przetwarzają zakres powyżej 500 Hz wyłącznie przy wykorzystaniu firmowych głośników wstęgowych o unikalnych w skali światowej parametrach (i nie jest to tylko opis z materiałów firmowych, a moje własne doświadczenie z odsłuchu). Pan Tomasz okazał się przemiłym człowiekiem, a przy tym pasjonatem i fachowcem, jakich ciężko spotkać w na co dzień. To człowiek, dla którego nie istnieją granice technologii. Przełamuje je poprzez ciągłe eksperymenty i dzięki typowo inżynierskiemu podejściu. Jeśli nie ma jakiegoś materiału, który jego zdaniem jest konieczny, by podnieść jakość dźwięku, proszę bardzo: przystępuje do walki o jego uzyskanie lub opracowuje własną metodę produkcji. Jeśli taki materiał jeszcze nie istnieje? Postara się go wyprodukować od podstaw. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego człowieka, jego rozległej wiedzy i pasji z jaką dąży do poprawy dźwięku swoich produktów. Przykład: obudowy Zeta Zero są wykonane z pięciu gatunków drzew liściastych. Nie jest to proste połączenie różnych elementów obudowy z różnego drewna. Obudowy są wykonane z kilkuset plastrów pięciu gatunków drewna. Pierwszy raz spotkałem się z tak zaawansowanym rozwiązaniem. Oczywiście firma to też biznes, ale w tej firmie na pierwszym miejscu jest dążenie do ideału i perfekcji. Szkoda, że żyjemy w czasach, gdy coraz mniej jest takich firm i ludzi o takim podejściu do biznesu. Wielki szacunek. Wojciech Kotarba CO NAJCIEKAWSZE, CZYLI Co roku staję wobec tej samej decyzji, niełatwej. Siłują się we mnie dwie reakcje i dwie strony medalu próbują przeważyć na swoją stronę moją ocenę. Bo o tym, że dźwięk na wystawach wybitny być nie może, wiadomo. System audio oparty jest na delikatnej równowadze, dla której brak poprawnej instalacji elektrycznej i/czy kiepska akustyka to kop w jaja. Po czymś takim trudno się podnieść. Wystawcy przyjeżdżają do hoteli w czwartek wieczorem lub w piątek rano i mają dobę na doprowadzenie tego wszystkiego do porządku. Większość z nich kończy ustawianie w sobotę rano, tuż przed wpuszczeniem zwiedzających i walczą ze sobą, starając się nie zasnąć na stojąco. Mimo to nie ma takiej możliwości, żeby w ciągu 24 godzin doprowadzić dźwięk do stanu, do którego w domu dążymy przez lata.
Ale jest i druga strona, równie mocno zmotywowana. Jeśli bowiem na wystawie i tak nie usłyszymy, co dane urządzenia, kolumny, a nawet cały system potrafią, to po co nam taka wystawa? Odpowiem z głębi moich trzewi i doświadczenia, choć to będzie moja autorska odpowiedź. Przede wszystkim można zobaczyć, co jest aktualnie na rynku, co jest ważne, rozeznać się w sytuacji. Nigdzie indziej nie zobaczycie tylu produktów koło siebie, nie porozmawiacie z tyloma dystrybutorami i producentami. To szalenie istotne, bo najpierw musi przyjść wiedza o czym w ogóle mówimy. Mając szeroki wybór jesteśmy lepszymi audiofilami i melomanami. No i są systemy, których dźwięk w dobry sposób pokazuje, czego się po nich możemy spodziewać w lepszych warunkach. To także salut dla ludzi, którzy je ustawiali, bo jest duże prawdopodobieństwo, że równie sprawnie złożą fajnie brzmiący zestaw u nas w domu lub przynajmniej sensownie doradzą nam, co z czym połączyć. To bezcenna wiedza, której nie da się wyuczyć na kursach wieczorowych – które autentycznie szanuję – ani o tym przeczytać. To trzeba wyćwiczyć. Nagrodzone systemy:
Tekst: Jacek Lewandowski Kolejny rok, kolejna wystawa, kolejna obowiązkowa wycieczka w wiadomym kierunku. Z przyczyn obiektywnych musiałem ograniczyć się w tym roku do zwiedzania wystawy w ciągu zaledwie jednego dnia. Wbrew pozorom da się i to bez farmakologicznych środków wspomagających. Poniżej moja subiektywna opinia tegorocznego show. Zacznę od tego, co mnie wprawiło w zły humor. Powiem od razu, że nie będę pisał, że konkretny system był do bani, krew leciała z uszu w trakcie słuchania i tym podobne bzdury. Chodzi mi o coś innego. Otóż będąc po raz któryś na wystawie zastanawiam się, czy niektórzy z wystawców znają się w ogóle na tym, co robią? W wielu przypadkach mam poważne wątpliwości. Nie żebym twierdził, że pozjadałem wszystkie rozumy – sam też bym pewnie nie potrafił – jednak nie w tym rzecz. Idąc na wystawę płacę za bilet i oczekuję „produktu”, coś jak w kinie albo teatrze. Liczę, że ktoś się zaangażuje w przygotowanie pokazu, zrobi wszystko, żeby „zagrało”. No ale potem wchodzimy do jakiegoś pokoju no i co? Prezenter puszcza kawałek, mija 15 sekund i połowa ludzi wychodzi. Jest taki jeden wystawca, co roku na AS spędzam u nich pół minuty i nadziwić się nie mogę, że ktoś w ogóle ich produkty kupuje. Ktoś może pomyśleć, że bredzę, bo pewnie granie było nie w moim typie, może za ciepłe, albo zbyt analityczne, itd. Guzik prawda. Potrafię, jak sądzę, odróżnić dźwięk kiepski od dobrego, albo przynajmniej poprawnego. Nie może mi nawet przeszkodzić w tym „muzyka” dobiegająca z niektórych pokojów. Tak jakoś się jednak utarło, że odwiedzając niektórych wystawców rokrocznie trafia się coś fajnego do posłuchania, u innych to niestety mission impossible. Ktoś może rzucić: „chłopie o co ci chodzi, przecież to „tylko” wystawa!” „Nie wolno oceniać pobieżnie systemów”, itp. Ale coś mi się zdaje, że ja, jako widz, słuchacz i potencjalny kupiec mam prawo oceniać nawet na podstawie kilku minut odsłuchu. Przynajmniej pobieżnie wyrobić sobie opinię. Takie czasy, że nie ma możliwości zbyt długiego deliberowania nad tym, czy innym produktem lub zjawiskiem. To jak z samochodami, winem i kobietami. Albo nam pasuje, albo nie. Mój szef mawia, że „nikogo nie obchodzi z czym Ty masz problem”. Można się oburzać, że to nieludzkie podejście, jak tak można i w ogóle co to za bezduszny bęcwał. Muszę jednak się z tym zgodzić. Kiedy przychodzę na wystawę mam nadzieję, że usłyszę (obejrzę też) fajne zestawy, propozycje systemów, które mógłbym w całości, albo częściach kupić, lub chociaż przymierzyć do swojego własnego. Niektórzy wystawcy nie dają sobie szansy zaistnienia w mojej i jak sądzę nie tylko mojej świadomości. Jeżeli jakiś producent lub dystrybutor sądzi, że klient dysponujący ciężko zarobioną gotówką po jakimś chłamie, który usłyszał na wystawie zainteresuje się jego produktem to jest w błędzie. Potem słuchamy, że pomieszczenie było za małe, sprzęt nie wygrzany, akustyka słaba, prąd do dupy i do tego hałas z ulicy. Trzeba tylko pamiętać, że w życiu rzadko kiedy dostajemy drugą szansę. Może zamiast rok w rok się kompromitować niektórzy zostaliby w domu z rodziną, albo kotem lub psem. Osobna sprawa to dobór muzyki. Naprawdę nie wiem, czy puszczanie samplerów to jest jakiś „obowiązek”. Jeśli gdzieś usłyszymy elektronikę lub pop to jest „koniec świata”. Chociaż dobrze, że taki Armin Krauss ma to zawsze w poważaniu i najbardziej rozrywkowo jest właśnie u niego. O dziwo sala zawsze pęka w szwach, ale pewnie „ludzie się nie znają na tym co dobre”. Bawią mnie opowieści, jaki to sprzęt ma wykop na basie czy jakoś tak, a potem jakieś pierdzenie trzeciorzędnego grajka. Ale grunt, że realizacja świetna. Wracając do meritum, słów kilka o tym, co mi się na ucho i oko podobało. Wbrew pozorom było tego trochę. Pierwszym systemem, który zwrócił moją uwagę były kolumny JBL z elektroniką Marka Levinsona. Nie było granie „audiofilskie”, ale takie, z którym mógłbym i chciałbym żyć. Było to wszystko bardzo żywe, przekonujące i namacalne. Po prostu prawdziwe, może nie „doskonałe”, ale co najmniej akceptowalne. Jeden z tych systemów, które jak się słyszy, to coś w głowie krzyczy CHCĘ TEGO!!! Idąc dalej miałem szczęście trafić na fantastyczną dyskusję o muzyce, życiu, ciężkiej doli konstruktora oraz konsumenta do pokoju, gdzie wystawiane były produkty firmy Extreo. Oprócz znakomitego prototypu kolumn, jakie zaprezentowano (te duże), odbyła się również wymiana zdań na temat wyrzeczeń związanych z audio, niedojadania z tegoż powodu i ogólnie cierpień jakich zaznajemy, aby zaznać takich przyjemności w życiu jak lubimy. Kto był, ten wie o czym mowa, kto nie był, niech żałuje. Szkoda tyko, że jak wieść niesie kolumny będą prawdopodobnie bardzo drogie. W każdym razem ustalono jeszcze, że wszyscy, jak leci, lubimy chleb ze smalcem. Ciekawie od strony dźwiękowej i muzycznej było w pokoju Lampizatora, do tego bardzo oryginalne kolumny. Mam na myśli stronę konstrukcyjną i wizualną. Pewnie ich nigdy nie kupię, bo żona by mnie zabiła, albo i zrobiła coś gorszego, ale uważam, że to swego rodzaju dzieło sztuki nowoczesnej. Z firmowych zestawów spodobało mi się zestawienie elektroniki i kolumn firmy ATC prezentowanych przez Q21 (ja akurat trafiłem na podpięte SCM 11). Niezbyt drogie zestawienie, ale bardzo poukładane granie. Może ten system nie wywoływał na wejście efektu urwania siedzenia, ale jak się usiadło na chwilę to potem ciężko było wstać i iść dalej. Po raz kolejny w tym roku odwiedziłem - niejako obowiązkowo - pokój firmy Pylon i po raz kolejny wyszedłem skonsternowany. Monitory za około 1500 zł grały tak, że połowa wystawców z dużo droższym sprzętem powinna się schować do mysiej dziury i tam siedzieć. Podejrzewam, że bezpośrednia konfrontacja z niektórymi dużo droższymi konstrukcjami mogłaby spowodować bardzo ciekawy efekt, ale obawiam się, że spora część konkurentów nie zgodziłaby się na coś takie porównanie z przyczyn różnych. W każdym razie, jak na swoją cenę grały bardzo dobrze, a może nawet wybitnie. Zaraz po wejściu do pokoju rzucało się w uszy, że tutaj coś ciekawego się dzieje. Patrząc na cenę głośników wielu zwiedzających miało nietęgie miny. Brawo! Co do prezentacji, której mógłbym przyznać tytuł dźwięku wystawy, to pewnie nie będę oryginalny, ale uważam że była to prezentacja elektroniki McIntosh z głośnikami Rockport Technologies. Cena systemu naturalnie z kosmosu, ale jakie to ma w ogóle znaczenie. Na Maserati Quattroporte też mnie nie stać, a skrycie o nim marzę. Tak będzie pewnie i w tym wypadku, ale czym byłoby życie bez marzeń? Po takim pokazie byłbym nawet w stanie zaakceptować tę denerwującą poświatę od elektroniki. To było coś! Jedyny minus to fakt, że grali jedynie z winylu, ciekawe jak ten system gra z CD lub plików? Fajnie grało jeszcze zestawienie topowych Dynaudio z elektroniką Ayon. Poza faktem, że leciały jakieś smętne dźwięki, co odbierało sporo przyjemności ze słuchania, czuć było, że to świetny, synergiczny system. Fantastyczna przestrzeń i duża swoboda grania. Jacek Lewandowski |
|
|||
|
|
||
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity