pl | en

WYWIAD

 

STUART SMITH

Tytuł pisma: „HIFI PIG”
Stanowisko: redaktor naczelny

Częstotliwość ukazywania się: miesięcznik + portal
Ukazuje się od: 2012

Miejsce działalności: FRANCJA (BRETANIA)
Język publikacji: angielski

www.hifipig.com


omyślmy – „Soundstage!” założono w 1995 roku, rok później, w 1996, „EnjoyTheMusic.com”, „Positive-Feedback Online” przeniósł się do internetu w 2002 roku (od 1990 ukazywał się w formie drukowanej), w tym samym roku wystartował „Sixmoons.com” a „High Fidelity” dostępny jest online od 1 maja 2004. Na tym tle francuski, anglojęzyczny magazyn „HiFi Pig Magazine” wydaje się nowicjuszem.
Wbrew metryce jego oddziaływanie na rynek audio wydaje się jednak wyjątkowo silne – zamieszczane w nim recenzje rekomendowane są przez wielu producentów audio, a na opinie w nich zawarte powołuje się wielu melomanów. Skąd się pismo wzięło, kim jest człowiek go prowadzący? – Mam nadzieję, że moja rozmowa z jego redaktorem naczelnym, Stuartem Smithem rzuci na tę sprawę nieco światła.

Wojciech Pacuła: Stuart, opowiedz proszę o sobie – kim jesteś, powiedz coś o swojej pracy, karierze.
Stuart Smith: Jestem Anglikiem, ale 10 lat temu kupiliśmy w Brytanii (Francja) restaurację i się tu przeprowadziliśmy – tu jest „kwatera główna” „HiFi Pig”. Ludziom, którzy pytają mnie o mój background mówię zazwyczaj, że nie miałem żadnej sensownej pracy, dopóki nie skończyłem 28 lat. Zacząłem wówczas sprzedawać przez telefon reklamy w „Yorkshire Post Newspapers”, gdzie skończyłem jako manager zarządzający dużym zespołem ludzi. Bardzo dobrze wspominam tamte czasy, ponieważ miałem wolność w kreowaniu nowych tytułów i wprowadzaniu na rynek naprawdę innowacyjnych publikacji – była to praca stresująca, z dużymi pieniędzmi, ale niezwykle satysfakcjonująca.

Później studiowałem na wydziale środowiska („environmental studies”) w Sunderland. W ciągu dziesięciu lat, które tam spędziłem prowadziłem, z sukcesem, program radiowy, posmakowałem kariery DJ-a w klubach i na imprezach (DJ-wałem gdzie tylko się dało), grałem w zespole dub regge (Roughneck Sounds), miałem sklep z winylami (Mr Music Man) i 50% udziałów w studio nagraniowym. Jak widzisz, muzyka zawsze była znaczącą częścią mojego życia.

W latach 80., będąc nastolatkiem, podobnie jak wielu innych nastolatków w tamtym czasie, czytałem prasę hi-fi marząc jednocześnie o tym, aby wejść w posiadanie klasycznego start-upu w postaci gramofonu Dual, wzmacniacza NAD i pary kolumn Wharfedale Diamonds (albo jakiś podobnych). Nigdy takiego systemu nie miałem, ale miałem za to wzmacniacz mocy Crimson Electric, przedwzmacniacz Musical Fidelity The Preamp oraz parę oryginalnych Wharfedale Diamond, z gramofonem Technics SLDL1 z liniowym ramieniem w roli źródła. Bardzo byłem z tego systemu zadowolony, ale wiedziałem, że jego słabym punktem jest w nim właśnie źródło. Wydałem więc moje pierwsze pieniądze na gramofon Linn Sondek LP12 w okleinie z drzewa o nazwie Afromosia. Niestety nigdy nie było mnie stać na to, aby dokupić do niego ramię. Pod koniec lat 80. , jak tylko zaczęła się rodzić scena dance, wymieniłem więc Linna na parę gramofonów Technics 1210 i mikser.

Przez wiele lat słuchałem w domu muzyki na sprzęcie którego używałem jako DJ. Był on, jak na warunki domowe, ogromny i był przy tym pomalowany fluorescencyjną, różową farbą. Dopiero po jakimś czasie wróciłem do hi-fi, drobnymi kroczkami, kupując mały system Cambridge Audio. I zaledwie jakieś dziesięć lat temu kupiłem sobie pełny system Linna (LP12 miał nawet ramię i wkładkę…) i to był w owym czasie mój system marzeń. Od tamtego czasu przesłuchałem i przerzuciłem tony sprzętu, tak więc od dawna cały ten system jest już tylko wspomnieniem.

Jak powstał “HiFi Pig”? Po co ci to było?
Impulsem do powstania „HiFi Pig” było stworzenie sobie jakiejś kreatywnej odskoczni, gdzie mógłbym pisać o tym, co kocham (w przeszłości pisałem recenzje płyt dla pism i firm wydawniczych). Prowadzony samodzielnie magazyn online wydawał się być idealną platformą dla takiej działalności. Ponieważ należałem do punkowej generacji, z jej podejściem do życia typu „zrób to sam” (DIY), mając na uwadze wolność którą daje internet, a także biorąc pod uwagę moje wcześniejsze doświadczenia z zakładaniem pism, nie mogło to się inaczej skończyć, jak powstaniem „HiFi Pig”.

Wielu ludzi pyta mnie: „Ale dlaczego taka nazwa?”, a powód jest prosty – mój system DJ-ski z lat 80. i 90. nazywał się Big Pig Sound System (dlatego, że był pomalowany różową, fluorescencyjną farbą). W naszej stodole mamy scenę, na której wciąż gramy w lecie dla naszych przyjaciół i sąsiadów i ona też jest jasnoróżowa.

Czym jest „HiFi Pig” – magazynem portalem, czy czymś jeszcze innym?
To magazyn online (choć, jak sądzę, wielu mogłoby go nazwać blogiem), z towarzyszącym mu comiesięcznym dodatkiem w postaci pliku pdf, który po raz pierwszy wydaliśmy rok temu jako alternatywę dla naszych czytelników, chcących mieć dostęp do informacji w inny sposób. Artykuły publikujemy korzystając z platformy ISSUU, która daje poczucie obcowania z prawdziwym magazynem.

Jakie są twoje cele?
Chciałbym, aby „HiFi Pig” rozkwitało i abym mógł oferować moim czytelnikom szczere, prawdziwe recenzje, a także podawane na bieżąco newsy związane z hi-fi. Mamy kilka pomysłów na to, jak magazyn mógłby się rozrosnąć, w tym partnerstwo z The North West Audio Show (Cranage Hall, 28 czerwca) i partnerstwo z SIAV w Chinach. Generalnie chcemy być bardziej widoczni w czasie ważnych wystaw. I jest jeszcze parę rzeczy, o których będę mógł powiedzieć już w najbliższej przyszłości.

Jaką masz metodologię testów? Politykę?
Nie mieszam się w testy przeprowadzane przez naszych chłopaków i dziewczyny, poza organizowaniem przesyłek etc. Testują przesłany im produkt, słuchają go w swoim systemie, wysyłają mi recenzję, a ja ją publikuję. Mamy taką zasadę, że jeśli produkt przesłany do testu nie spełnia naszych oczekiwań, standardów, odsyłamy go bez testowania, ale z opisem, co nam w nim nie pasowało. Piszący dla nas ludzie mają duże doświadczenie oraz wiedzę i ufam ich opiniom. Jeśli więc uważają, że coś się nie nadaje, to znaczy, że się nie nadaje. Czytałem gdzieś na jakimś forum, że to „trick”, ale naprawdę tak nie jest – zdarzyło się nam odesłać nawet bardzo drogie produkty w nadziei, że to pomoże danej firmie przygotować lepszy produkt.

Oczywiście Linette, z którą prowadzę pismo, i ja także zajmujemy się recenzjami i nasz modus operandi jest taki sam, jak w przypadku naszych pozostałych dziennikarzy. Rozmawiałem kiedyś z paroma ludźmi z branży o tym, że tak naprawdę zadanie recenzentów mogłoby się sprowadzać do stwierdzenia, że dany produkt jest „lepszy” lub „gorszy”. Uważam jednak, że czytelnicy chcieliby się dowiedzieć, co dany dziennikarz myślał o produkcie ogólnie po to, aby poznać jego preferencje jako recenzenta. Choć staramy się w naszej pracy być obiektywni, to jednak jasne jest, że trzeba brać też pod uwagę nasze osobiste upodobania i fobie. Byłoby nie fair sugerowanie, że osobiste preferencje, w mniejszym czy większym stopniu, nie grają w procesie recenzowania sprzętu jakieś roli.

Czym HFP różni się od innych magazynów?
Ktoś kiedyś powiedział, że „HiFi Pig” jest w świecie audio tym, czym w muzyce byli Sex Pistols – bardzo mi się to porównanie podoba. Naprawdę jestem jego fanem – myślę, że naprawdę dobrze podsumowuje to, czym jesteśmy. Choć, chciałbym też myśleć, że jest nam bliżej do bardziej kolorowego Rubella Ballet…

Nie załapałem się na oryginalny punk z lat 70., ale byłem zaangażowany w ruch punkowy, kiedy jeszcze byłem nastolatkiem. Chodziło w nim o entuzjazm i afirmatywne podejście do życia – jeśli chciałeś coś stworzyć, to po prostu to robiłeś. W przeszłości robiliśmy coś takiego z naszym systemem grającym i wolnym wstępem na nasze imprezy, ale uważam, że koleś mający niemal pięćdziesiątkę, szalejący gdzieś pośrodku niczego wydaje się trochę nie na miejscu… Choć, trzeba dodać, wciąż jesteśmy zaangażowani w organizację dużej, bezpłatnej imprezy w Wielkiej Brytanii.

Jesteśmy inteligentni, odważni i mamy w sobie mnóstwo entuzjazmu – naszym zdaniem to jest różnica, jaką „HiFi Pig” wnosi do tej branży. Pismo ma wyraźną osobowość i ta osobowość jest dobrze prezentowana przez ludzi zaangażowanych w magazyn. Poszukaj nas na wystawach, a rozpoznasz nas od razu – Linette (Pani HiFi Pig, jak się czasem o niej mówi) ma jasnoróżowo-czerwono-fioletowe włosy…

Kiedy zdecydowałem się prowadzić stronę jak należy, zapytałem paru dobrych ludzi, co myślą o kolorach różowym i czarnym jako kolorach strony i komentarz był właściwie taki sam – negatywny. Osobiście lubię się wyróżniać i jeśli ktoś mówi, że nie powinno się czegoś tam robić w taki to, a taki sposób, zwykle staram się im udowodnić, że się mylą i robię dokładnie tak, jak „nie powinienem”. To chyba znowu ten cały punk… To pewnie stąd moje fanatyczne przekonanie, że „HiFi Pig” powinno zostać wolne – dla naszych czytelników.

Czy możemy się czegoś nauczyć od magazynów drukowanych? A one czegoś od nas?
Moje doświadczenie zawodowe opiera się na wprowadzaniu na rynek i sprzedaży pism drukowanych i kocham druk. Kiedy byłem młodym nastolatkiem odrestaurowałem wiekowe prasy drukarskie w mojej szkole, bo byłem zafascynowany procesem drukowania. Przypuszczam, że druk umożliwił dostęp do informacji szerokim masom i to w takim stopniu, że – moim zdaniem – prasa drukarska jest jednym z największych wynalazków człowieka. Czasy się jednak zmieniają, podobnie jak technologia.

Myślę, że przewagą, jaka ma „HiFi Pig” i inne magazyny online nad drukowanymi jest szybkość, z jaką mogą reagować na nowości, a być może jeszcze ważniejsze jest to, że jesteśmy dla naszych czytelników dostępni za darmo. Nie jesteśmy ograniczeni ramami czasowymi i kosztami, jakie towarzyszą tradycyjnym magazynom drukowanym.

Jesteś zadowolony ze swojej pracy?
Całkowicie i nieprzytomnie kocham „HiFi Pig” i możliwości, jakie się dzięki niemu przed nami otworzyły. Poznaliśmy naprawdę świetnych ludzi (i, żeby być szczerym, paru niezbyt fajnych) i mieliśmy możliwość uczestniczenia w paru fantastycznych imprezach i spotkaniach. Jak w każdym projekcie, tak i w tym zawsze jest miejsce na poprawki i wciąż zastanawiamy się, co moglibyśmy w „HiFi Pig” zrobić lepiej, aby poprawić nasz odbiór przez czytelników.

I jeszcze powiedz proszę, na jakim systemie słuchasz muzyki.
• Gramofon: Analogue Works z ramieniem Origin Live Silver i wkładką Cartridge Man Music Maker.
• Przedwzmacniacz: Coffman Labs G1A z końcówką mocy Tellurium Q Iridium.
• Kable: Tellurium Q i Chord.
Przez większość czasu używam komputera z Windowsem i odtwarzaczem software’owym JRiver Media Center, ustawionym według sugestii Computer Audio Design, z kablami USB tej firmy. Sporo muzyki słucham siedząc przy biurku, przez kolumny KEF x300a podłączone prosto do komputera. 
• Słuchawki: Adueze LCD XC zasilane z przedwzmacniacza Coffman lub prototypu wzmacniacza słuchawkowego Epiphany Audio (to w głównym pomieszczeniu) lub z małego wzmacniacza Schiit, jeśli słucham przy biurku. 
Mam też mały wzmacniacz zintegrowany Clones Audio, z którego korzystam, jeśli chcę coś sprawdzić z niedrogim wzmacniaczem. System Quada, który widać na zdjęciach, to zaczątek systemu retro, w którym znajdą się także ESL 63... - Pewnego dnia. 

OK., teraz podaj proszę 10 albumów, które czytelnicy „High Fidelity” powinni, twoim zdaniem, posłuchać tu i teraz, od razu...

1. Hawkwind, HALL OF THE MOUNTAIN GRILL

Kocham zespół Hawkwind i jestem fanem właściwie wszystkiego, co wyszło spod ich ręki. To psychodeliczny space-rock w najlepszym, w mojej ocenie, wydaniu.

2. Fleetwood Mac, RUMOURS

Miałem kilka kopii tej płyty, które różniły się między sobą znacząco jakością dźwięku. Jestem pewien, że większość ludzi ma tę płytę w swojej kolekcji i muszę powiedzieć, że gra ona w naszej wieży „HiFi Pig” częściej niż jakakolwiek inna. Ma ona naprawdę niesamowitą witalność i dobre wibracje, które kocham, a Songbird (także sposób jego realizacji) jest znakomitym utworem. Nic więc dziwnego, że to pierwsza płyta, której słuchamy, kiedy do testu przychodzi nowe urządzenie.

3. Neil Young, AFTER THE GOLDRUSH

Żeby być szczerym – to dość arbitralny wybór, bo mógłbym wybrać dowolny album Neila Younga z wczesnej fazy jego kariery. Mieliśmy szczęście i kilka lat temu widzieliśmy go na odbywającym się nieopodal festiwalu. Grał z Crazy Horse, a pod koniec koncertu oczyścili scenę i zagrali to, co chcieliśmy – przez jakieś dwadzieścia minut. Po koncercie z głośników popłynął No rain zagrany na Woodstock - nawet teraz, pisząc o tym mam gęsią skórkę…

4. Crass, FEEDING OF THE 5000

Crass mieli duży wpływ na to, w jaki sposób odbierałem świat, dlatego każda krótka lista tego rodzaju byłaby bez nich niekompletna. Płyta zawiera Reality Asylum, jedną z najbardziej agresywnych piosenek, jaką można sobie wyobrazić. Linette ich nienawidzi i muzycznie to dość „wymagający” zespół, ale mają punkowe podejście, które łykam bez zastanowienia.

5. Blondie, PARALLEL LINES

Dobrze przygotowana muzyka pop o właściwym nastawieniu. Jako nastolatek kochałem się w Debbie Harry.

6. Gil Scott-Heron and Brian Jackson, WINTER IN AMERICA

Zjadliwy komentarz społeczny i artysta obnażony. Pod koniec lat siedemdziesiątych, albo na początku osiemdziesiątych pojechałem zobaczyć Gila Scott-Herona w Newcastle i przybyłem na koncert wraz z moim przyjacielem Mingusem trochę nie w formie i stanowczo zbyt wcześnie. Weszliśmy do sali, zamówiliśmy w klubie drinki i zagraliśmy w pinball. W trakcie gry podszedł do nas jakiś gość i zapytał, czy może się przyłączyć. Pogadaliśmy, pośmialiśmy się i pograliśmy razem z godzinkę czy coś koło tego. Sala się wypełniła, światła przygasły i wtedy nasz nowy przyjaciel podszedł do fortepianu pośrodku sceny i zaczął grać. Żaden z nas nie miał nawet cienia podejrzenia, że ciągnęliśmy piwko właśnie z NIM. Kiedy umarł, po raz pierwszy w życiu byłem poruszony śmiercią muzyka.

7. Jefferson Airplane, SURREALISTIC PILLOW

Wydana na kilka miesięcy przed moim urodzeniem płyta jest uosobieniem Lata Miłości („Summer Of Love”), a także całej sceny hipisowskiej Haight-Ashbury, która zawsze mnie fascynowała. Coming Back To Me jest fantastyczną piosenką, a album ma jeszcze przecież kolejnego asa w rękawie – fenomenalny utwór White Rabbit. Bardzo związany z momentem, w którym powstał, ale wciąż na czasie. Miałem szczęście i udało mi się ostatnio dostać pierwsze tłoczenie tej płyty.

8. Massive Attack, BLUE LINES

Kiedy hip-hop się pojawił, nic z niego nie rozumiałem, tym bardziej, że byłem zanurzony całkowicie w scenie house i techno. Kupiłem ten album dopiero kilka lat temu, ponieważ zawierał bardzo dobry kawałek pt. Unfinished Sympathy (o czym oczywiście wcześniej wiedziałem) i okazało się, że nie ma na tym krążku słabego utworu. Dlatego zawsze jest w moim przenośnym odtwarzaczu, kiedy wybieramy się w podróż. Bit mocnego, niskiego basu i sympatyczna atmosfera – tak to się robi!

9. Louis Armstrong and Duke Ellington, THE GREAT SUMMIT

Kupiłem ten album kilka lat temu sklepie z używanymi płytami we Francji. Nigdy wcześniej na niego nie wpadłem, ponieważ wiedziałem wówczas o jazzie bardzo niewiele. Album ten był dla mnie jak objawienie i otworzył mi oczy na całkiem nowy rodzaj muzyki.

10. Lee Scratch Perry, FROM THE SECRET LABORATORY

Płyta ta została wydana w 1990 roku, a jej produkcją zajmował się Adrian Sherwood. Mam tę płytę w pracy – uważam, że fantastycznie oddaje ona ducha czasu, mieszając reggae i mające korzenie w muzyce house bity. Nie na tym krążku, ale także autorstwa Lee Perry jest fantastyczny Midnight Train To Doomsville, który przez długi czas był wstępem do naszej cotygodniowej audycji radiowej „The Midnight Train To Doomsville”, nadawanej w Wear FM.

W cyklu “THE EDITORS” ukazały się:

  • SCOT HULL, “Part-Time Audiophile”, USA, redaktor naczelny/wydawca, czytaj TUTAJ
  • JOHN MARKS, “Stereophile”, USA, Senior Contributing Editor and Columnist, czytaj TUTAJ
  • ART DUDLEY, “Stereophile”, USA, editor-at-large, czytaj TUTAJ
  • HELMUT HACK, “Image Hi-Fi”, Niemcy, managing editor, czytaj TUTAJ
  • CHRIS CONNAKER, „Computer Audiophile”, USA, redaktor naczelny/założyciel, czytaj TUTAJ
  • DIRK SOMMER, „HiFiStatement.net”, Niemcy, redaktor naczelny, czytaj TUTAJ
  • MARJA & HENK, „6moons.com”, Szwajcaria, dziennikarze, czytaj TUTAJ
  • MATEJ ISAK, "Mono & Stereo”, Słowenia/Austria, redaktor naczelny/właściciel, czytaj TUTAJ
  • DR. DAVID W. ROBINSON, "Positive Feedback Online", USA, redaktor naczelny/współwłaściciel, czytaj TUTAJ
  • JEFF DORGAY, “TONEAudio”, USA, wydawca, czytaj TUTAJ
  • CAI BROCKMANN, “FIDELITY”, Niemcy, redaktor naczelny, czytaj TUTAJ
  • STEVEN R. ROCHLIN, “EnjoyTheMusic.com”, USA, redaktor naczelny, czytaj TUTAJ
  • STEPHEN MEJIAS, “Stereophile”, USA, redaktor-asystent, czytaj TUTAJ
  • MARTIN COLLOMS, “HIFICRITIC”, Wielka Brytania, wydawca, redaktor, czytaj TUTAJ
  • KEN KESSLER, “Hi-Fi News & Record Review”, Wielka Brytania, senior contributing editor, czytaj TUTAJ
  • MICHAEL FREMER, “Stereophile”, USA, senior contributing editor, czytaj TUTAJ
  • SRAJAN EBAEN, “6moons.com”, Szwajcaria, redaktor naczelny/właściciel, czytaj TUTAJ

“Hifi Pig” jest częścią Big Pig Media LLP 
Partnership No OC397825
www.hifipig.com

CHCESZ WIEDZIEĆ WIĘCEJ? SZYBCIEJ?
DOŁĄCZ DO NAS NA TWITTERZE: UNIKATOWE ZDJĘCIA, SZYBKIE INFORMACJE, POWIADOMIENIA O NOWOŚCIACH!!!