255 Lipiec 2025
- 01 lipca
- TEST Z OKŁADKI: YPSILON Hyperion ⸜ wzmacniacz mocy • monoblok
- TECHNIKA ⸜ magnetofony cyfrowe: 3M Digital Audio Mastering System. Cz. 1 → TECHNIKA
- MUZYKA ⸜ recenzja: ARTUR BANASZKIEWICZ, Roma Cantata | 3 Songs, Prelude Classics, SACD/CD
- MUZYKA ⸜ recenzja: SUZANNE VEGA, Flying With Angels, Cooking Vinyl, Limited Edition, 2 x CD
- TEST: FOSI AUDIO i5 ⸜ słuchawki planarne • wokółuszne
- TEST: MATWAY ELECTRONICS ML One ⸜ wzmacniacz zintegrowany
- TEST: ORTOFON MC X10 ⸜ wkładka gramofonowa MC
- TEST: RICABLE Invictus Signal Reference ⸜ interkonekty analogowe RCA
- TEST: SFORZATO DSP-9EX ⸜ odtwarzacz plików audio
- TEST: TOTALDAC d1-CD ⸜ transport CD
- TEST: VIVA AUDIO Egoista 2A3 ⸜ wzmacniacz słuchawkowy

Wstępniak
tekst WOJCIECH PACUŁA |
![]() |
No 255 1 lipca 2025 |
JA, NIŻEJ PODPISANY…
ZBIERAM SIĘ I ZBIERAM, i zebrać nie mogę… O zjawisku, którym jest coraz częstsze oferowanie przez wydawnictwa płytowe krążków CD, LP i test pressów z autografem artysty, chciałem napisać od dawna. Kilka razy udało mi się nawet przemycić kilka myśli z tym związanych przy okazji innych tekstów. Co więcej, kiedy się w sobie skupiłem, przypomniałem sobie, że przecież już kiedyś taki wstępniak powstał i że to ja byłem jego autorem. Artykuł Ile wart jest autograf?, został opublikowany 1 maja 2021 roku; więcej → TUTAJ. A jednak coś jest w tym temacie, co mnie nurtowało, drążyło i kazało po raz kolejny się temu przyjrzeć. ![]() ⸜ Płyta VOLBEAT God of Angels Trust, Vertigo | Universal Music Group 7577267, przychodzi wraz z podpisanym art printem. Myślałem o tym od jakiegoś czasu, wciąż jednak nie mogłem zacząć, bo przecież właśnie coś zamówiłem, coś tam idzie, a za chwilę pewnie pokaże się coś nowego. A to znaczy, że będę wiedział więcej, że lepiej zrozumiem. I tak przeszedł rok, albo i dłużej. Kiedy jednak dotarła do mnie najnowsza płyta zespołu VOLBEAT zatytułowana God of Angels Trust, powiedziałem sobie: „Stop!” i powyciągałem z półek starsze, nowsze i najnowsze przykłady wydań płyt na których artysta – lub artyści – zaznaczyli swój fizyczny ślad, przesłuchałem je i uporządkowałem myśli, które nie od dawna nurtowały. A możliwości, aby to zrobili, to jest „naznaczyli” i wyciągnęli z masy podobnych przedmiotów, jest sporo. Bo i historia autografu jest bogata i sięga aż do starożytności, a jej przykładami mogą być gliniane tabliczki, jak przywoływana często sumeryjska tabliczka z 3100 r. p.n.e. wymieniająca nazwisko skryby czy opisy materiałów z autografami wykorzystywanych do dekoracji domów i świątyń w Chinach. Kolekcjonowanie podpisanych książek rozpoczęło się już w renesansie, jednak na większą skalę jest znane od wieku XIX. W opisie Archiwów i zbiorów specjalnych Uniwersytetu Roberta D. Farbera znajdziemy cytat, który w jakiejś mierze wyjaśnia ten fenomen:
W muzyce autograf związany był do tej pory głównie z sytuacją koncertową. Zapewne podobnie, jak państwo, wielokrotnie wystawałem pod garderobami, sceną, przed wejściem do budynku, marząc o tym, że artysta się pokaże, choć na chwilę, i złoży podpis na płycie, bilecie, czy jakimkolwiek świstku, który akurat miałem pod ręką. Podpis ten w jakiś sposób potwierdzał moje przeżycia, był swego rodzaju „pieczęcią” świadczącą o tym, że rzeczywiście tam byłem, że zobaczyłem, a może nawet uścisnąłem dłoń komuś, kogo lubię słuchać. ![]() ⸜ Oprawione zdjęcie Gahana z autografem, a obok singiel Heaven; zestaw przygotowała firma Tank Attack I takich podpisów mam sporo. Ale z czasem zacząłem kupować płyty już wcześniej podpisane, bez imiennych dedykacji, po prostu z autografem. Przenosiło to emocje z bezpośredniej „obecności” artysty na obecność zapośredniczoną. Nie przeszkodziło to w dość szybkim rozpowszechnieniu tego rodzaju komunikacji pomiędzy nami i wykonawcą. Dość szybko okazało się, że nie tylko ja lubię mieć w ręku specjalną edycję krążka, ponieważ w ostatnich kilku latach większość wytwórni i zespołów, gównie przez swoje strony „domowe”, będące również sklepami internetowymi, zaczęło oferować taką opcję, na równi z regularnymi wydawnictwami i merchem. Nie dawało mi jednak spokoju coś, co spowodowało, że kupione przeze mnie zdjęcie DAVE’A GAHANA z zespołu Depeche Mode z jego podpisem przeleżało w szafie niemal dwanaście (!) lat. Chodzi o autentyczność. Sklep internetowy kulturalnysklep.pl, odpowiadając na pytanie „Jak ocenić autentyczność autografu na płycie?” pisze:
Przywołuję tę opinię, ponieważ zbiera ona w krótkim wpisie to, co najważniejsze, a również dlatego, że sam w tym miejscu kupiłem kilka fajnych płyt CD z podpisem. Dzisiaj prawdziwość autografu jest niemal banalnie prosta do ustalenia, choć bardzo mało firm sięga po to rozwiązanie – po czip z tagiem NFC (ang. Near Field Communication). Znajdziemy go na kablach firmy Siltech i Crystal Cable, jak również na numerowanych edycjach płyt wydawnictwa Polvinyl. Nie da się takiego certyfikatu podrobić, a jednak w świecie muzyki to wciąż rzadkość. ![]() ⸜ Nowa płyta SETHA MacFARLANE’a Lush Life. The Lost Sinatra Arrangements, Verve Records | Republic Records 602478075445, dostarczana jest z małą, podpisaną kartką Ale, tak naprawdę, po co nam płyta z podpisem? Odpowiedź wprost jest taka, że autograf powiększa wartość płyty i z niewiele wartego krążka tworzy unikat, z który można dostać więcej pieniędzy. Jest to więc inwestycja. Czyli – racjonalne działanie, działanie mające pobudki, którym mogłyby przyklasnąć nasze żony, mężowie dziewczyny i chłopaki, zwykle podchodzący do dziwactw bliskich im, związanych z hobby osób (nas), wszelkim hobby, jak do niegroźnej choroby umysłowej. Ale nie o to chyba nam chodzi, przynajmniej mnie. Pamiętacie państwo odcinek serialu komediowego Teoria wielkiego podrywu, w którym Sheldon jest chory i musi zostać w domu, a jego przyjaciele próbują go pocieszyć, przynosząc mu różne prezenty, w tym kopię różdżki Harry'ego Pottera? Sheldon jest wniebowzięty. Jednak Rajesh Koothrappali, pełniący tu rolę nieskażonego światem dorosłych dziecka, widząc zwykły patyk woła – w przenośni – „król jest nagi!” I to by była typowa reakcja naszego otoczenia na melomańsko-audiofilskie akcje z autografami na płytach. |
Zaraz jednak Sheldon z miną „dorosłego, który wie lepiej”, niemalże z czułością wobec przyjaciela znajdującego się na niższym poziomie rozwoju, a więc wymagającego opieki, odpowiada, że to przecież „edycja limitowana”. W tym momencie nastrój sceny zmienia się całkowicie i z kawałka patyka wydłubanego z zarośli gdzieś po drodze do paczkomatu powstaje „obiekt”, „artefakt” nieledwie o wartości dalece przekraczającej koszty jego „wytworzenia”. Nie inaczej jest z podpisami na płytach LP i CD. Jest coś w „potwierdzeniu” przedmiotu przez artystę czy twórcę, co powoduje, że zmienia się nam w głowie jego postrzeganie. Niby taki sam, a już nie ten sam, właściwie zupełnie inny. Przecież nawet podpisany na koncercie bilet czy nawet kawałek papieru staje się cenną pamiątką, a często i wartościowym „czymś”. Przechowujemy go, niby to dlatego, że „będzie coś warty”, a tak naprawdę po to, aby nam przypominał o tej konkretnej chwili. Zresztą – nie musi być wcale podpisany, wystarczy coś, jak adnotacja na podstawce wspomnianej różdżki. Albo jak pieczątka wbita na ostatniej stronie albumu grafik FRANSA MASEREELA, wydanego właśnie przez wydawnictwo Lokator, z której wynika, że jest to jeden z 250 numerowanych egzemplarzy z nakładu wynoszącego 600 sztuk (tak, bibliofile mają ten sam kosmos w głowie, co my). Ale pieczątka z spisanym ręcznie (!) numerem, czyli stopień wyżej niż gdyby numer był wbijany maszynowo. Zauważyłem, że nie tylko inaczej trzymam tego typu płyty, inaczej też ich słucham. Uważniej. Jakby znak postawiony na nich przez autora – może to być artysta, producent, inżynier dźwięku, a nawet szef wydawnictwa: wszyscy oni są kolektywnym autorem dzieła – jakby ów znak zakotwiczał płytę (książkę) w moim świecie. A przez to nie tyle, że czynił ją bardziej wartościową pod względem finansowym, ale głębszą treściowo, bardziej wartościową pod względem emocjonalnym i intelektualnym. Przecież inaczej słuchamy muzyki artystów, których widzieliśmy i słyszeliśmy na koncercie, prawda? Nie chodzi nawet o porównywanie dźwięku, a o przeniesienie emocji koncertowych na muzykę słuchaną w domu. Czyli – przybliżenie się do wyobrażonego przez nas „momentu zero” w którym muzyka powstała. I nawet jeśli wiemy, że produkcja studyjna nie jest i właściwie nie ma możliwości być dokumentem, a jest nowym dziełem sztuki, to skojarzenie płyty z wspomnieniem daje w efekcie zawieszenie tej niewiary. A o to przecież w audio chodzi – o przyjęcie iluzji kreowanej przez reprodukowany w domu dźwięk za rzeczywistość, za prawdę. Ale prawdę w sensie nie absolutnym, czyli w ujęciu Arystotelesa, a tymczasowo. Przypomnę, że Grek twierdził, iż zdanie jest prawdziwe, jeśli odpowiada stanowi rzeczy, o którym mówi. Innymi słowy, to, co mówimy, musi być zgodne z tym, co istnieje naprawdę. Dzisiaj wiemy, że to znacznie bardziej złożone zagadnienie i trudno wskazać punkt odniesienia, czyli „prawdę obiektywną”, ale chyba czujecie państwo o co chodzi. ![]() ⸜ Trzy płyty koncernu Universal Music Group (UMG): ANOUAR BRAHEM After The Last Sky, YUJA WANG Shostakovich: The Piano Concertos | Solo Works oraz SHEKU KANNEH-MASON Shostakovich & Britten Zauważyłem przy tym, że choć ważna jest strategia, jaką przyjęło dane wydawnictwo w związku z wersją CD (czy LP) sprzedawaną z autografem, to ostatecznie wszystko mi jedno, czy płyta przychodzi z pięknie wydrukowanym na archiwalnym papierze art printem podpisanym przez ANOUARA BRAHEMA (ECM Records), czy to jest niewielkie, ale ładne zdjęcie, jak to, które dostałem z płytami YUJI WANG (Deutsche Grammophon) oraz SHEKU KANNEH-MASONA (Decca). Uważność i swego rodzaju czułość – tak, jestem polonistą i ta kategoria jest ważną częścią filologicznego „dyskursu” ostatnich lat – towarzyszy mi za każdym razem w tym samym stopniu. Może tylko…* Dopisuję to, choć z asteryskiem, ponieważ jest przecież tak, że to, co większe, robi na początku większe wrażenie. Dlatego art print wygrywa. A z dwóch zdjęć, o których wspomniałem, wygrywa to brytyjskiego wiolonczelisty, bo jest przecież numerowane (mój numer to 30/400). Widzę jednak, że po jakimś czasie wielkość i jeszcze większa unikatowość przestają mieć dla mnie znaczenie i wszystkie te płyty są dla mnie równie ważne, a rozróżniam je po prostu pod kątem tego, jak bardzo muzyka do mnie przemówiła. Ale, powtórzę, wszystkie trzy „ważą” w mojej głowie więcej niż te bez podpisu. Ten snobizm, bo o to chodzi, jest czymś dobrym. Jest bowiem twórczy, a nie regresywny. Oczywiste jest, że chcemy się naszymi perełeczkami podzielić z innymi, to naturalne – to „twardy” aspekt snobizmu. Ale nie dlatego, że chcemy się „pokazać”, a chcemy się podzielić naszą radością – to część „miękka”. Jak ja, który robię to właśnie teraz. A sam autograf powoduje, że w głębszy sposób odbieramy muzykę. ![]() ⸜ Wersja Limited Edition płyty SUZANNE VEGA Flying With Angels, Cooking Vinyl COOKCD943X, przychodzi z kartą podpisaną przez artystkę Powinno tak być, jesteśmy przecież – jak wielu lubi podkreślać – istotami rozumnymi. Ten oświeceniowy paradygmat zdążył się już jednak zużyć i dzisiaj wiemy, że jesteśmy w równej mierze logiczni i emocjonalni. I dopiero razem te wartości konstytuują nas takimi, jakimi jesteśmy. A autografy na płytach poruszają moje obydwie strony, co jest dobre i czym chciałem się z państwem podzielić. Mam więc nadzieję, że państwa nie zanudziłem, ani nie zniesmaczyłem odwoływaniem się do tego, czy tamtego przeżycia własnego. Odwagę w napisaniu tego tekstu biorę z fragmentu, który niedawno przeczytałem w reportażu Jarosława Mikołajewskiego zatytułowanym Syrakuzjańskie. Poeta, tłumacz z języka włoskiego, pasjonat podróży i literatury, dziennikarz „Gazety Wyborczej” a w latach 2006–2012 dyrektor Instytutu Polskiego w Rzymie, pisze:
Korzystam więc z mądrości innych i nie kasuję tego, co już napisałem. Muzyka, sprzęt audio i autografy – to wszystko łączy się w moim postrzeganiu muzyki. Starałem się państwu przekazać w jaki sposób, ale nie jestem pewien, czy mi się udało – sam nie jestem tych sposobów pewien. Ale widzę wyraźnie związek między osobistym poświadczeniem płyty przez artystę i sposobem jej traktowania. Czuję połączenie między znakami skreślonymi na papierze i muzyką, której słucham. ![]() ⸜ Polskie wytwórnie w również oferują płyty z autografem, jak: (pod spodem) KARAŚ & ROGUCKI 2019-2024, ARMIA Wojna i pokój (po lewej) oraz KOMBI (z Łosowskim) Minerał życia. We wszystkich przypadkach podpisane są książeczki Dlatego autograf, dzisiaj narzędzie sprzedażowe wydawnictw, wymyślone trochę na zasadzie o której Anglosasi mówią Hail Mary, jest fajnym uzupełnieniem dyskografii. Nie wszystko musimy mieć podpisane, ale – proszę sprawdzić – płyty z autografem „zagrają” inaczej niż te bez. O czym z przyjemnością donoszę ja, niżej podpisany - ![]() redaktor naczelny |
Kim jesteśmy? |
Współpracujemy |
Patronujemy |
HIGH FIDELITY jest miesięcznikiem internetowym, ukazującym się od 1 maja 2004 roku. Poświęcony jest zagadnieniom wysokiej jakości dźwięku, muzyce oraz technice nagraniowej. Wydawane są dwie wersje magazynu – POLSKA oraz ANGIELSKA, z osobną stroną poświęconą NOWOŚCIOM (→ TUTAJ). HIGH FIDELITY należy do dużej rodziny światowych pism internetowych, współpracujących z sobą na różnych poziomach. W USA naszymi partnerami są: EnjoyTheMusic.com oraz Positive-Feedback, a w Niemczech www.hifistatement.net. Jesteśmy członkami-założycielami AIAP – Association of International Audiophile Publications, stowarzyszenia mającego promować etyczne zachowania wydawców pism audiofilskich w internecie, założonego przez dziesięć publikacji audio z całego świata, którym na sercu leżą standardy etyczne i zawodowe w naszej branży (więcej → TUTAJ). HIGH FIDELITY jest domem Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. KTS jest nieformalną grupą spotykającą się aby posłuchać najnowszych produktów audio oraz płyt, podyskutować nad technologiami i opracowaniami. Wszystkie spotkania mają swoją wersję online (więcej → TUTAJ). HIGH FIDELITY jest również patronem wielu wartościowych wydarzeń i aktywności, w tym wystawy AUDIO VIDEO SHOW oraz VINYL CLUB AC RECORDS. Promuje również rodzimych twórców, we wrześniu każdego roku publikując numer poświęcony wyłącznie polskim produktom. Wiele znanych polskich firm audio miało na łamach miesięcznika oficjalny debiut. |
![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
![]() ![]() ![]() |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity