pl | en

260 Grudzień 2025

Wstępniak

tekst WOJCIECH PACUŁA
zdjęcia „High Fidelity”, mat. pras



No 260

1 grudnia 2025

„I WANT MY HDCD!”. Czyli o odwadze

FAJNIE JEST POZNAWAĆ NOWE RZECZY będące też rzeczami wyłamującymi się w jakiś sposób z głównego nurtu. Fajnie, ale i trudno. Wymaga to bowiem znacznie większego wysiłku i wydatku energetycznego niż przebywanie w znanych nam, ciągle tych samych, a więc bezpiecznych, miejscach. Rewiry zarezerwowane dla sztuki i techniki – bo i nich chciałem powiedzieć – nieszablonowej są przez to niebezpieczne, choć budzą nie tyle strach, co wewnętrzny opór.

⸜ Koreańskie powieści „uzdrawiające” są uważane za kontynuację popularnych na całym świecie treści, takich jak K-pop i K-dramy. Powyżej okładki powieści Marigold Mind Laundry w poszczególnych krajach • zdj. oficjalna strona Book Romance na Instagramie; za: → www.KOREA.net

Generalnie jest przecież tak, że uciekamy od bólu, co jest chyba najpierwszym odruchem każdego żywego stworzenia, niezależnie czy mówimy o zwierzęciu, owadzie, roślinie czy innych rodzajach życia. A spotkanie z nieprzewidywalnym jest porównywalne z fizycznym bólem. Dotknięcie „nowego” wywołuje więc, nie zawsze, ale generalnie – tak, niepokój i odruchowe cofnięcie ręki.

To stąd bierze się niebywała popularność literatury, filmu i muzyki, które nas „otulają”. Pisałem już o tym: tak zwane „kocykowe opowieści”, inaczej „healing novels” – pokrzepiające powieści, których bohaterowie odnajdują sens w przyziemnych zajęciach – w których celują w tej chwili twórcy z Korei Południowej, biją rekordy popularności.

I nie chodzi nawet o literaturę obyczajową, a nawet o kryminały. Portal Lubimy Czytać mówi:

Komedie kryminalne, książki true crime, kryminały skandynawskie – książek o zbrodniach jest wiele i znajdują one niemało czytelników. Tak jak i powieści typu cosy crime, czyli kryminały kocykowe. Ale co się właściwie pod pojęciem „kryminał kocykowy” kryje? (…)

Przede wszystkim – nie znajdziecie w nich krwawych opisów zbrodni czy wyglądu zmaltretowanych zwłok. Ich autorzy i autorki bardziej skupiają się na przedstawieniu psychologii postaci, a także, co ważne, na scenerii, w której dzieje się akcja. (…) Jeśli o (…) zaangażowanie w sprawę chodzi, to zbrodnie w kryminale kocykowym rozwiązuje zazwyczaj detektyw amator, nie ten licencjonowany, nie policjant, nie prokurator.

⸜ ANNA SIERANT, Cosy crime, czyli kryminał kocykowy: 7 książek o bezkrwawych zbrodniach, LUBIMYCZYTAC.pl, 12.10.2024, dostęp: 21.11.2025.

Podobnie jest z muzyką. Sięgamy więc po płyty, które nam się dobrze kojarzą, związane zwykle z naszą młodością, idealizowaną i przepuszczoną przez filtr porządkujący wspomnienia, odrzucający to, co nas boli. Po płyty, które dobrze znamy i po których wiemy, czego się spodziewać. To normalne, to dobre, to fajne. Tacy jesteśmy. Dlatego też w okresie okołoświątecznym, czyli – w świecie kapitalizmu – po 1 listopada, słuchamy piosenek z dzwoneczkami. Jak ja w tej chwili, patrząc przez okno na pierwszy w tym roku śnieg.

⸜ Przykłady powieści z nurtu cosy crime według Publio • zdj. mat. pras. → PUBLIO.pl, dostęp: 21.11.2025.

To z tej samej potrzeby bezpieczeństwa bierze się silny nurt retro manii, o której w książce Retromania: Jak popkultura żywi się własną przeszłością pisał Simon Reynolds. Reynolds analizuje współczesną popkulturę i jej fascynację przeszłością, zwracając uwagę na nadmierne uzależnienie od powracania do istniejących już trendów i gatunków muzycznych. To dla niego, jednoznacznie, zła postawa i szkodliwy trend. Jak mówi, obsesyjne powtarzanie historii szkodzi kreatywności i oryginalności współczesnej twórczości, badając takie zjawiska jak odrodzenie winylu czy samplowanie.

Czy pisząc to w 2011 roku miał w 100% rację? Przecież i winyl i muzyka samplowana to światy same w sobie. Czy jeśli powiem, że nie, będę reakcjonistą, zgniłym burżujem i strasznym konserwatystą? Może i tak, ale ch…j z tym, że tak powiem. Jeżeli tym mają być dzisiaj ci, którzy upominają się o zdrowy rozsądek, to niech będzie, że jestem tym wszystkim. Niech to będzie z mojej strony akt odwagi :) Nawiasem mówiąc, kto by pomyślał, że będzie nią nie przełamywanie stereotypów i parcie ku „lepszej przyszłości”, która zawsze jest gdzie indziej i nie teraz, opowiedzenie się po stronie umiaru.

Ale do rzeczy: moim zdaniem uspakajająca rola sztuki „otulającej” jest równie ważna, jak jej rola eksploratywna i innowacyjna. Rzecz nie w tym, co jest ważniejsze, a w zdrowej równowadze. Potrzebujemy, chyba to państwo przyznają, i jednego, i drugiego. Dlatego też sięgając wczoraj wieczorem po płytę, moja ręka bezwiednie powędrowała do półki, której dawno nie odwiedzałem, na której stał sobie spokojnie krążek CD Johna Foxxa i Belbury Circle zatytułowany Empty Avenues.

⸜ JOHN FOXX, BELBURY CIRCLE, Empty Avenues, Ghost Box GBX019CD ⸜ 2013

Ach, jaka to fajna muzyka! Wydana w 2013 roku przyniosła połączenie przetworzonego wokalu Foxxa i elementów nowoczesnej elektroniki okraszonych oldskulowym klimatem elektronicznych podkładów. To spokojna, niemalże medytacyjna płyta. A przecież Foxx, właściwie Dennis Leigh, angielski piosenkarz, muzyk i artysta, który był pierwszym wokalistą zespołu Ultravox jest uważany za jednego z pionierów muzyki elektronicznej i syntezatorowej. Czyli kogoś, kto przełamywał konwenanse, szedł pod prąd wszechobecnej wówczas muzyki rockowej, w tym progrockowej, a także wzbierającej fali punku. Był jednym z rewolucjonistów.

Po początkowym okresie „zimnego” grania, z czasem zaczął wygładzać brzmienie, co dało w rezultacie doskonały album The Garden z 1981 roku, czym wpasował się w klimat muzyki new romantic. Dotarcie tak daleko w kierunku ambientu, jak z Empty Avenues wydaje się więc dla niego naturalnym punktem dojścia. Zresztą nie tylko jego. Kiedy słuchamy współczesnych dokonań ludzi tworzących muzykę elektroniczną w latach 70. i wczesnych 80. zobaczymy, że ich kariery miały podobną trajektorię: od eksperymentu do wyciszenia.

Dlatego też automatycznie po Foxxie wybrałem do słuchania płytę Pietera Nootena, współzałożyciela i współtwórcę dwóch pierwszych tytułów Clan of Xymox nagranych dla 4AD, płytę z 2010 roku zatytułowaną Here is why, przypominając sobie że mam ją przecież z autografem… To ten sam kierunek, ta sama nostalgia i długie dźwięki. Album został w całości nagrany i zmiksowany w domu artysty przy użyciu komputera Mac Book Pro. Czyli w „zaciszu domowym”, można by powiedzieć, w jego bezpiecznym „brzuchu”. I znowu – słuchało i się tego świetnie. Tym bardziej, że podbiła to też dopasowana nastojem lektura.

⸜ Przykłady ambientowych, spokojnych, fajnych płyt wykonawców znanych ze znacznie bardziej odważnych wydawnictw: FOXX & BELBURY, PIETER NOOTEN (góra), KARL BARTOS (bok) LISA GERRARD (dół)

Ponieważ właśnie skończyłem czytać pierwszy tom cyklu Gwiazda poranna Karla Ove Knausgårda, autora fenomenalnej Mojej walki, może wyczuwając śnieg w powietrzu, wyciągnąłem z półki dawno nieczytany zbiór opowiadań Andrzeja Stasiuka Kucając. Pięknie wydany w 2015 roku przez Czarne, z ilustracjami Kamila Targosza, przynosi krótkie, nieraz jednostronicowe impresje na temat natury.

Natury najczęściej okrutnej, przynajmniej z naszego punktu widzenia. W czym są kompletną zmianą w stosunku do tego, co autor Murów Hebronu pisał w Dukli, czyli powieści zaliczanej do nurtu „małych ojczyzn” wydanej w czasie, którym zajmowałem się tego typu literaturą na studiach. To nurt pisarstwa skupiający się na autobiograficznych wspomnieniach i refleksji nad lokalnym krajobrazem, często z perspektywy utraconego dzieciństwa lub tradycyjnej kultury. Dzieła te ukazują świat jako centrum rzeczywistości (axis mundi), w którym brutalnie wdziera się historia i cywilizacja, niszcząc dawny porządek.

I teraz – to wszystko było mi potrzebne. Dlatego też rozumiem tych, którzy słuchają muzyki tylko dla relaksu, dla relaksu czytają literaturę, oglądają filmy, żeby się „odmóżdżyć” (jeden z moich znajomych mówił na to „czachogrzmoty”). Też tak robię. Rozumiem też wybory artystów fachu audio, którzy ostatnim czasie kształtują dźwięk swoich urządzeń tak, że można o nich powiedzieć: ciepły i którym chodzi o podanie fajnego, „otulającego” nas przekazu. Kiedy sięgniecie państwo po testy w „High Fidelity” z ostatniego roku zobaczycie, że jest ich naprawdę wielu. I ważne: to działanie intencjonalne, a nie przypadkowe.

Ale… Jak mówią, „ale” wymazuje wszystko, co było wcześniej – to nie jest cała prawda, ale jej część. Jest bowiem i tak, że ekspozycja na coś, do czego nie jesteśmy przyzwyczajeni, co jest dla nas wyzwaniem, jest ważna dla naszego rozwoju, wręcz dla niego niezbędna. Wymaga to wszystkiego, o czym pisałem, a co można podsumować jako „odwagę”, ale nie ma innego wyjścia. Dlatego też z taką uwagą i zaciekawieniem wysłuchałem jednej z ostatnich płyt wytwórni ECM, Cellular Songs Meredith Monk (ECM New Series).

⸜ Trudna, ale jedyna w swoim rodzaju – Meredith Monk i Cellular Songs • zdj. mat. pras. ECM

Trudna to muzyka, ale raz „zaszczepiona” zostaje z nami. Z tego samego powodu dobrze jest posłuchać płyty Hani Rani Non Fiction, nawet jeśli będzie ona – jak dla recenzenta Jarosława Kowala – zaskoczeniem, na początku nieprzystającym do znanego, uładzonego i bezpiecznego wizerunku tej artystki. W jej wykonaniu byłby to odpowiednik, ale z przeciwnym zwrotem tego, o czym pisałem wcześniej przywołując Johna Foxxa i Petera Nootena. Do których można by dodać Rolanda Barthosa i innych muzyków zespołu Kraftwerk czy Tangerine Dream, że przywołam kolejnych pionierów, ludzi niegdyś odważnych, a dzisiaj rozmyślnie wtórnych.

Definiując nurt, w którym Rani się dotychczas poruszała, dziennikarz pisze:

Przystępna, cechująca się wzniosłymi harmoniami i zapadającymi w pamięć melodiami „współczesna muzyka poważna”, „neoklasyczna” albo „postklasyczna” (nazw ma wiele), wykonywana na ogół solo lub z dodatkiem elektroniki, wyrosła na odpowiednik święcącego podobne sukcesy trzy dekady wcześniej smooth jazzu. Ich wspólny mianownik to wygładzanie wyrafinowanych, rozwijanych od dekad koncepcji, co samo w sobie nie musi być złem wcielonym albo policzkiem dla melomanów.

Nie ma niczego nagannego w relaksowaniu się po ciężkim dniu w pracy przy płytach Niklasa Paschburga albo Candy Dulfer. Problematyczna w obydwu przypadkach okazała się natomiast zachłanność tych trendów. Im większym cieszyły się powodzeniem, tym wyższa była liczba naśladowców, a wydawnictwa małe i duże usilnie szukały swoich nowych gwiazd, by spieniężyć popyt.

⸜ JAROSŁAW KOWAL, Bez cukru, Dwutygodnik № 425, listopad 2025, → www.DWUTYGODNIK.com, dostęp: 21.11.2025.

Jak na końcu dodaje, mimo wahań, w końcu przekonał się do tej nowej, orkiestrowej, w dużej części improwizowanej odsłony jej twórczości. Jak mówiłem, obok „kocyka” potrzebujemy bowiem też i wyzwań, inaczej osuwamy się w przyjemną, przyjazną, ale też i dość jałową jeśli chodzi o efekty sferę tego, co nam „pasuje”. A właściwie nie nam pasuje, a do czego my się dopasowujemy. W audio jest to szczególnie widoczne.

Kiedy pomyślimy o tym, co napisałem o ocieplaniu dźwięku, przypomnimy sobie również, że od lat nie wydarzyło się w audio nic szczególnie nowatorskiego, przyznamy rację Reynoldsowi co do tego, że sięganie przez większość ludzi po winyl, a nawet kasetę magnetofonową, nie ma wiele wspólnego z jakością dźwięku, a z modą i kulturowym recyklingiem.

⸜ Jedna z „zapomnianych” technologii audio, którą chciałbym jeszcze kiedyś zobaczyć: HDCD; na zdjęciu przygarść pierwszych-lepszych płyt zakodowanych w ten sposób, które zdjąłem z półki, nawet ich nie szukając

Przecież wszystkie „nowoczesne” technologie, na przykład streaming, sięgają swoimi korzeniami lat 40. XX wieku, są już wiekowe. Nawet jeśli przyjrzymy się temu, jak nowe urządzenia audio wyglądają, będziemy musieli się skonfrontować z prawdą, która przez to przeziera: wszystko już było. I nie ma na horyzoncie niczego naprawdę nowego innowacyjnego Nie ma nawet na to szans. Duże firmy finansują bowiem tylko to, co przyniesie zysk w krótkim terminie, badania podstawowe olewając.

Przy czym, jak pisałem, nie wszystko „to, co już było” jest złe, mimo że rynek chciałby to przemielić i zająć się czymś innym. Nie chodzi o sięganie po sprawdzone rozwiązania czy emocje i zatapianie się w nich, a o to, aby pomagały nie przesłaniając tego, co przed nami. Są więc rzeczy, które chętnie bym zobaczył w nowej odsłonie. Mam wrażenie, że niektóre z nich zbyt szybko zniknęły z rynku i zasługują na przypomnienie. Na przykład format HDCD (High Definition Compatible Digital).

Rotel, japoński producent urządzeń audio, swego czasu mocno wspierający ten format, na swojej stronie wciąż publikuje definicję tego rozwiązania:

Czym jest HDCD? HDCD (High Definition Compatible Digital) to format audio, który dzięki zastosowaniu specjalnej metody kodowania i dekodowania pozwala na zapisanie na płycie większej ilości informacji audio niż w przypadku standardowej płyty CD, zachowując jednocześnie kompatybilność ze standardowym odtwarzaczem CD. Aby uzyskać korzyści dźwiękowe wynikające z zastosowania HDCD, odtwarzacz CD lub odbiornik, do którego jest podłączony odtwarzacz CD, musi mieć możliwość dekodowania HDCD.

⸜ za: → ROTEL.com.

Ten format kodująco-dekodujący, od 2000 roku będący własnością koncernu Microsoft, został opracowany w latach 1986 - 1991 przez „Prof.” Keitha O. Johnsona (obecnie Reference Recordings i Spectral) oraz Michaela „Pflash” Pflaumera dla firmy Pacific Microsonics. Chodziło o to, aby na płycie wyglądającej jak CD, kompatybilnej w dół z odtwarzaczami CD, zapisać sygnał o długości słowa 20 bitów (44,1 kHz).

Specjalnie do tego celu skonstruowano przetwornik analogowo-cyfrowy kodujący sygnał. Po stronie odtwarzacza wymagany był odpowiedni układ – PMD100, a potem PMD200, który dekodował sygnał HDCD i oferował wyrafinowane filtry cyfrowe. Dla tej drugiej cechy był niezwykle ceniony także przy korzystaniu z klasycznych płyt CD.

Chciałem o nim napisać już z dziesięć lat temu, zaraz po opisie formatu Compact Disc, który pojawił się w „High Fidelity” w serii „Pochwała formatu”; więcej → TUTAJ. A to dlatego, że była to pierwsza próba przeniesienia do świata Compact Disc sygnału wysokiej rozdzielczości, w tym przypadku 20-bitowej. Aby to jednak zrobić dobrze chciałem mieć do wglądu dwa najważniejsze urządzenia tego typu, Spectral SDR-4000 oraz Linn Sondek CD12. Niestety nie udało mi się ich wypożyczyć i temat został „zamrożony”.

Nie zapomniałem jednak o samym formacie. Choć z dzisiejszego punktu widzenia dwadzieścia bitów przy zachowanej częstotliwości próbkowania wynoszącej 44,1 kHz wydaje się niczym, w rzeczywistości była to duża zmiana na plus. Nie polegała jednak, tak to dzisiaj widzę, na dodaniu bitów. To też, przejście przez firmy Denon i Telarc z 16-na 20-bitowe nagrywanie dało skokową jakość dźwięku. Moim zdaniem główną zaletą formatu HDCD (piszę „formatu”, ponieważ to prawdziwy format, inny niż Compact Disc) było korzystanie z doskonałych filtrów cyfrowych zarówno od strony nagrania, jak i odtwarzania.

⸜ Jeden z najciekawszych odtwarzaczy HDCD, Linn Sondek CD12 • zdj. mat. pras. Linn

Na pewno mieli państwo do czynienia z przełączanymi filtrami w przetwornikach D/A. To ostatnio popularna metoda dopicowania przekazu, ponieważ ESS Technology, producent przeważającej części układów tego typu stosowanych we współczesnych urządzeniach cyfrowych audio, oferuje taką możliwość. Jeśli tak, to wiecie, że potrafią się one dość znacząco różnić. Ja zawsze wybieram te długim czasie opadania i niskich zniekształceniach fazowych lub apodyzacyjne; problemy z aliasingiem i pasmem przenoszenia są dla mnie drugorzędne.

Podobnie działały filtry cyfrowe w przetwornikach Pacific Microsonic i w układach dekodujących HDCD od strony odtwarzacza. Na stronie firmowej firmy Spectral, dla której projektuj jeden ze współtwórców standardu HDCD, pan Keith Johnson, czytamy:

Od momentu wprowadzenia na rynek w 1995 roku oryginalne oprogramowanie filtru cyfrowego PMD200 było wybierane przez projektantów wysokiej klasy sprzętu audio do ich najbardziej ambitnych procesorów i odtwarzaczy. Nie był to przypadek. Projektanci cyfrowi w większości firm z branży high-end docenili niezrównaną klasę PMD200.

Chociaż konwencjonalne konstrukcje filtrów cyfrowych pojawiają się obecnie w każdym rodzaju produktów cyfrowych, niestandardowe filtry audio nie są projektowane codziennie, zwłaszcza zgodnie z najwyższymi standardami audio. Dyskretny układ filtrujący HDCD firmy Microsonics zapewnił projektantom high-end najpotężniejszy procesor filtrujący z najbardziej zaawansowanymi algorytmami opracowanymi dotychczas dla odtwarzania cyfrowego 16 bitów.

The Spectral SDR-4000SV Reference CD Processor System, → www.SPECTRALAUDIO.com, dostęp: 24.11.2025.

To prawda. A wszystko to zasadza się, moim zdaniem, na odpowiednim traktowaniu czasu i przesunięć fazowych. Dlatego też format HDCD jest, moim zdaniem, jednym z najciekawszych sposobów wsparcia dźwięku płyt CD, który został zarzucony. Drugim byłby MQA-CD, gdyby nie to, że wciąż jest on oferowany przez giganta, Warner Music Group, a także małych wydawców, jak Chesky Records, 2L czy AQCD Technology Company Limited.

⸜ Pierwsza płyta MQA-CD w ofercie AudioNautes Recordings: Dave Brubeck Quartet i Time Out

Oraz AudioNautes Recordings. Ta ostatnia zaprezentowała swój pierwszy tytuł zakodowany w ten sposób, Time Out zespołu Dave Brubeck Quartet, na złotej płycie UHQCD z warstwą MQA, a niedługo będzie on dostępny na Crystal Discu. Jak mówił Fabio Camorani, szef AudioNautes, wykonał wiele prób chcąc ustalić, który format i nośnik są najlepsze i wyszło mu, że nośnik – Crystal Disc, a zaraz potem Ultimate HQCD na złotym podkładzie, a z formatów – MQA-CD (HQCD – High-Quality CD).

Rozmawiamy o kodowaniu MQA opracowanym przez Meridian Audio, od 2015 roku, kiedy to zostało ono zaprezentowane podczas targów Consumer Electronics Show (CES); MQA – Master Quality Authenticated. Ma ono swoich zwolenników, jak i przeciwników, podobnie jak niegdyś HDCD. Pomyślane zostało jako format pozwalający na przesył przez internet plików wysokiej rozdzielczości. Jej najważniejszą cechą były jednak filtry cyfrowe dbające o jak najniższe – tak, tak – przesunięcia fazowe i rozmycie czasowe.

Dlatego też moim marzeniem jest odtwarzacz Super Audio CD wyposażony w obydwa dekodery – MQA i HDCD. Ten drugi, w swojej późniejszej formie PMD-200, był algorytmem zapisywanym w kości DSP, podobnie jak współcześnie MQA, nie powinno to być więc problemem. Tym może być Microsoft, który jest obecnym właścicielem formatu HDCD. Nabył go w 2000 roku wraz z zakupem aktywów Pacific Microsonics, włączył do odtwarzacza Windows Media Player, po czym zarzucił i porzucił.

Może jednak da się coś z tym zrobić? Jeśli tak, to nie liczyłbym na producentów z Europy, Japonii czy USA, a raczej na szaleńców z Chin, Indii, Singapuru itp. To tam w tej chwili „bije” serce high-endu, to tam powstają najciekawsze produkty. Sięgają one po rozwiązania na Zachodzie zarzucone, jak dyskretne przetworniki D/A czy łącze I2S na kablu HDMI, przenoszące sygnał DSD, dlaczego by więc nie coś takiego? Czego bym sobie i państwu serdecznie życzył, w tytule parafrazując śpiewane przez Stinga „I want my MTV!” On je dostał, dlaczego by więc nie ja?

Życzę tego również państwu. Jak i spokoju, dobra, bezpieczeństwa, miłości, ciepła i dobrych emocji. A to wszystko dostaniemy zarówno od najbliższych, jak i od muzyki – to jej niebywała, niemalże magiczna właściwość. Niech święta Bożego Narodzenia będą dla was wszystkich, drodzy czytelnicy „High Fidelity” czasem w którym będziecie mogli w spokoju ducha oddać się pasji, o której świat mówi „audiofila”, a my uważamy za ważną część życia, tak po prostu. Niech tak będzie również w 2026 roku.

Wszystkiego dobrego od całej redakcji HIGH FIDELITY!!!

WOJCIECH PACUŁA
redaktor naczelny

Kim jesteśmy?

Współpracujemy

Patronujemy

HIGH FIDELITY jest miesięcznikiem internetowym, ukazującym się od 1 maja 2004 roku. Poświęcony jest zagadnieniom wysokiej jakości dźwięku, muzyce oraz technice nagraniowej. Wydawane są dwie wersje magazynu – POLSKA oraz ANGIELSKA, z osobną stroną poświęconą NOWOŚCIOM (→ TUTAJ).

HIGH FIDELITY należy do dużej rodziny światowych pism internetowych, współpracujących z sobą na różnych poziomach. W USA naszymi partnerami są: EnjoyTheMusic.com oraz Positive-Feedback, a w Niemczech www.hifistatement.net. Jesteśmy członkami-założycielami AIAP – Association of International Audiophile Publications, stowarzyszenia mającego promować etyczne zachowania wydawców pism audiofilskich w internecie, założonego przez dziesięć publikacji audio z całego świata, którym na sercu leżą standardy etyczne i zawodowe w naszej branży (więcej → TUTAJ).

HIGH FIDELITY jest domem Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. KTS jest nieformalną grupą spotykającą się aby posłuchać najnowszych produktów audio oraz płyt, podyskutować nad technologiami i opracowaniami. Wszystkie spotkania mają swoją wersję online (więcej → TUTAJ).

HIGH FIDELITY jest również patronem wielu wartościowych wydarzeń i aktywności, w tym wystawy AUDIO VIDEO SHOW oraz VINYL CLUB AC RECORDS. Promuje również rodzimych twórców, we wrześniu każdego roku publikując numer poświęcony wyłącznie polskim produktom. Wiele znanych polskich firm audio miało na łamach miesięcznika oficjalny debiut.
AIAP
linia hifistatement linia positive-feedback


Audio Video show


linia
Vinyl Club AC Records