247 Listopad 2024
- 01 listopada
- TEST Z OKŁADKI: Daniel Hertz MARIA 800 + CHIARA ⸜ wzmacniacz zintegrowany + kolumny (system)
- WYSTAWA ⸜ reportaż: HIGH FIDELITY na Audio Video Show 2024
- TEST: Accuphase E-700 ⸜ wzmacniacz zintegrowany
- TEST: Gold Note CD-5 ⸜ odtwarzacz Compact Disc
- TEST: Acoustic Revive USB-1.5 PL TRIPLE-C + RUT-1K ⸜ kabel USB + filtr USB
- TEST: Verictum FLUX ILLUMI ICX ⸜ interkonekt analogowy RCA
- TEST: XACT IMMOTUS CRX & CL ⸜ nóżki antywibracyjne
- 16 listopada
- WYSTAWA ⸜ reportaż: Audio Video Show 2024
- TEST: Miyajima Laboratory SHILABE (2024) ⸜ wkł. gramofonowa MC
- TEST: EPO Sound DEIMOS MILLENIUM ⸜ kolumny głośnikowe • podłogowe
- TEST: Espirt ETERNA RCA G9 + SPK G9 ⸜ interkonekt liniowy RCA + kabel głośnikowy
- TEST: Vienna Acoustics MOZART SE SIGNATURE ⸜ kolumny głośnikowe • podłogowe
- MUZYKA ⸜ recenzja: BOB DYLAN, The Complete Budokan 1978, Sony Records Int’l SICP 6540~4, 4 x CD (1978/2023)
POCHWAŁA (NIE)FORMATU
eśli mowa jest srebrem, a milczenie złotem, to w świecie audio srebrem jest cyfra, a złotem analog. Tyle tylko, że w realnym, a nie literackim życiu to przysłowie ma ograniczoną wartość, bo bez mowy wciąż wygrzebywalibyśmy z drzew smaczne termity i to dzięki mowie oraz nawiązywanej dzięki niej współpracy mamy dziś do dyspozycji, na przykład, przycisk w iPhonie i umiemy się nim posłużyć. Dokładnie tak samo jest z cyfrą i analogiem. Złote myśli audiofilów zaczynają się i kończą zazwyczaj na analogu, przy czym pod pojęciem „analog” mają niemal zawsze płytę gramofonową. Tak naprawdę obydwie te techniki mają zalety i wady, co poświadczają ludzie związani ze studiem nagraniowym. Przeczytajcie państwo bardzo fajny wywiad z Tomem Jungiem, założycielem firmy DMP, który w spokojny i spójny sposób opowiada o tym, dlaczego on sam z analogu zrezygnował i dlaczego erę cyfrową powitał z otwartymi rękami (czytaj TUTAJ). Są oczywiście melomani, inżynierowie dźwięku i dziennikarze audio przekonani o tym, że to jednak analog jest tym właściwym i jedynym sposobem, w jaki muzyka powinna być słuchana. I jedni, i drudzy mają rację. W tym samym momencie. To ciekawy przypadek zawieszenia żelaznej zasady tertium non datur – jednego z podstawowych praw klasycznego rachunku zdań, mówiącego że „trzeciej (możliwości) nie ma; dwa zdania ze sobą sprzeczne nie mogą być jednocześnie fałszywe” (za: Słownik Języka Polskiego PWN, sjp.pwn.pl; dostęp: 28.01.2019). A to dlatego, że – moim zdaniem – obydwa te stanowiska są równie prawdziwe. W grę wchodzi bowiem dodatkowa zmienna, którą jest człowiek. Dla jednych zalety analogu oraz wady cyfry są kluczowe dla pełnego i satysfakcjonującego ich odbioru muzyki, a dla innych jest dokładnie odwrotnie. Mam nadzieję, że pamiętają państwo warsztaty, które prowadziłem w czasie wystawy Audio Video Show w 2017 roku – prezentowałem wówczas pierwsze w świecie rejestracje cyfrowe wydane na płytach LP (więcej TUTAJ). Muszą państwo przyznać, że brzmiały one po prostu obłędnie, nawet jeśli mówiliśmy o rejestracjach 12-bitowych z pasmem przenoszenia nieprzekraczającym 15 000 kHz. Wszystko bowiem zależy od tego, w jaki sposób płyta jest przygotowana – sam „winyl” jako taki jest tylko potencjalną możliwością, a nie rozwiązaniem problemów. | Jak to jest zrobione: Utarła się pewna zbitka słów, w której „winyl” równa się „analog” i odwrotnie. To nieprawda, ale ułatwia życie na tyle, że często w ten właśnie sposób myślimy. Powinno być jasne, że to nie jest prawda, ponieważ płyta winylowa jest bowiem tylko nośnikiem. Zapisany na niej sygnał jest analogowy, ale wszystko to, co dzieje się przed nacięciem matrycy należy do sfery w której zdarzyć może się wszystko. Płyta Franka Sinatry The Voice of Frank Sinatra. Wydana w 1946 roku na czterech płytach 78 rpm, w 1948 wyszła ponownie, ale na płycie 10” – był to pierwszy krążek Columbii w formacie LP; na zdjęciu 12” reedycja Classic Corner Akustycznie | Historycznie rzecz biorąc najstarszym sposobem była rejestracja akustyczna, bezpośrednio na woskową, szklaną, a potem także plastikową („acetate”) płytę; do nagrania służyła maszyna nazywana „lacquer cutting lathe” (w języku polskim nie ma dobrego odpowiednika tej nazwy.) Taki typ nagrania nazywa się „direct-to-disc”, ponieważ zapis następuje bezpośrednio na acetacie, z którego potem wykonuje się matryce do tłoczenia gotowych płyt. Chociaż w styczniu 1925 roku wprowadzono do tego procesu zmianę – powstało wówczas pierwsze nagranie elektryczne – to zasada pozostała taka sama. Nie trzeba dodawać, że były to nagrania monofoniczne (jednościeżkowe). Magnetofon | Była to prosta metoda, ale miała swoje ograniczenia – wykonawcy najpierw musieli się skupiać wokół jednej, lub kilku tub, a potem wokół jednego lub kilku mikrofonów. W dodatku cały utwór musiał zostać zagrany od razu, za pierwszym podejściem, ze wszystkimi instrumentalistami i wokalistami i nie dało się go edytować, ani nic do niego dograć. Choć jeszcze o tym nie wiedziano, zarodek zmiany pojawił się w 1928 roku, kiedy to Fritz Pfleumer opatentował w Niemczech taśmę magnetyczną, a w 1935 roku firma AEG zaprezentowała serię urządzeń o nazwie Magnetophon, od której wzięła nazwę cała ta grupa urządzeń. Była to zmiana niemalże „epicka”, ponieważ od tej pory można było kilkakrotnie nagrywać ten sam utwór, szukając jego najlepszego wykonania – takie podejście nazywane jest „take” – wybierając je ostatecznie na płytę. Wciąż jednak chodziło o pojedyncze utwory, ponieważ płyta 78 rpm więcej nie mieściła. Realnie tego typu nagrania muzyki zaczęły mieć znaczenie znacznie później. Po II wojnie światowej alianci – zarówno Amerykanie, jak i Rosjanie – wywieźli do swoich krajów zdobyczne Magnetophony i na ich bazie przygotowali własne magnetofony – w USA była to firma Ampex z Modelem 200. Zaprezentowała ona swoje urządzenie w 1948 roku – nieprzypadkowo, bo dokładnie w tym samym czasie Columbia pokazała światu płytę drobnorowkową o średnicy 12” (30 cm) i prędkości obrotowej 33 1/3 rpm. Obydwa te rozwiązania splotły się z sobą nierozerwalnie i to im zawdzięczamy nieprawdopodobny rozkwit muzyki w XX wieku – taśma uwolniła kreację artystyczną i ułatwiła nagranie, a płyta LP, nazywana też Long Play, okazała się idealnym nośnikiem muzyki. Magnetofon Nagra IV-S; zdjęcie ze spotkania Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego #94 Jeślibyśmy pozostali przy technice direct-to-disc wydłużenie długości odtwarzania byłoby problematyczne, ponieważ bez taśmy trzeba by zagrać od początku do końca całą stronę, z odpowiednimi przerwami itp. A tak można było nagrać kilka razy te sam utwór, wybrać najlepsza wersję („take”) każdego z nich, pociąć taśmę i posklejać ją tak, aby zawierała wybrane utwory w założonej przez nas kolejności. Z taśmy „master” wykonywano kopię produkcyjną i to z niej nacinany był następnie acetat, a z niego powstawała matryca i wreszcie płyta LP. Jak widać, droga od wykonawcy do nośnika kolejny raz się wydłużyła. Multitrack | I nie ostatni. Już rok później, to jest w 1949 roku, Les Paul rozwiódł się ze swoją pierwszą żoną Virginią Webb Paul. A sorry, nie o tym miało być – tak, rozwiódł się z żoną, ale ważniejsze jest, że jako pierwszy muzyk (gitarzysta) na świecie, opublikował wówczas nagrana zarejestrowane przez niego wielośladowo. Technicznie było to dość prymitywne nagranie, ale pod względem konceptu rewolucyjne – muzyk nagrywał kolejne ścieżki na acetat płyty, potem ją odtwarzał i jednocześnie nagrywał kolejną partię gitary na kolejny acetat – aż do ośmiu. Magnetofony wielościeżkowe pojawiły się na rynku w połowie lat 50 – Les Paul kupił swój pierwszy magnetofon tego typu, ośmiościeżkowy Ampexa w 1957 roku. Dzięki kilku ścieżkom można było dogrywać kolejne instrumenty, poprawiać te nagrane, a potem miksować je i nagrywać na taśmę – albo do jednej ścieżki (mono) albo do dwóch (stereo). Tak przygotowana taśma „master” była kopiowana, kopię wykorzystywano do… itd. Dochodziło do tego, że taśma trafiająca do tłoczni była trzecią, czwartą, a nawet piątą kopią. A w technice analogowej każde kopiowanie oznacza wzrost zniekształceń, w tym szumów – za każdym razem o 3 dB. Cyfra | Jak widać w procesie mającym na celu ułatwienie nagrania i poszerzenie twórczej ekspresji (technika i sztuka były w tym równorzędne) ścieżka od artysty do nośnika wydłużyła się po raz kolejny. Jak się okazało miało to swoją cenę – pogorszenie jakości nagrania. To właśnie dlatego inżynierowie japońscy, a potem również amerykańscy, przystąpili do prób nad zapisem cyfrowym; Japończykom udało się to w 1971 roku, a Amerykanom w roku 1975. Zapis cyfrowy – najpierw stereofoniczny, a potem wielościeżkowy – eliminował główne problemy nagrań analogowych. Generował jednak własne, z którymi wielu melomanów do dziś nie jest w stanie się „dogadać”. Direct-To-Disc | Kochający dźwięk mają ciężej. Wszystkie zalety nagrań wielościeżkowych, na analogowej taśmie magnetycznej, okazały się dla nich problemem, a nie jego rozwiązaniem. Bardzo wcześnie zdiagnozowali więc problem i zaproponowali rozwiązanie: powrót do najprostszej metody, to jest do nagrań direct-to-dics. Nie wiadomo dokładnie, która firma była pierwsza, ale na pewno jedną z najważniejszych była amerykańska wytwórnia Sheffield Lab. założona w 1967 roku przez inżyniera nagrań Douga Saxa. Jedna z najlepszych płyt Sheffield Lab.: Adam Makowicz, The Name Is Makowicz (Ma-kó-vitch) (Sheffield Lab LAB 21, 1983) Firma ma oczywiście swój mit założycielski, ponieważ na jej stronie internetowej czytamy, że pierwszą tego typu próbę podjęli Doug Sax oraz jego kolega z orkiestry Lincoln Mayorga już w 1959 roku. Były to jednak eksperymenty – nota bene nacięli wówczas 16” płytę 78 rpm (!). Pierwsza, komercyjnie zarejestrowana płyta direct-to-disc pochodzi z roku 1968, kiedy to panowie nagrali krążek Lincoln Mayorga & Distinguished Colleagues (I). Dziś Doug Sax uznawany jest za „ojca chrzestnego” tego typu nagrań. Ten wybitny inżynier dźwięku zmarł w 2015 roku. Sheffield Lab., mimo ogromnych zasług, nie jest jedynym wydawcą, który nagrywał w ten sposób. W 1977 roku ukazuje się bowiem pierwsza płyta D2D wytwórni Reference Recordings pt. Guitar and…, a równolegle z nią eksperymentowały inne amerykańskie firmy. Osobny wiat płyt direct-to-disc rozwinął się w Japonii – i to tam pojawiło się najwięcej takich płyt. Wszystkich pogodziła w końcu technika cyfrowa. | DIRECT-TO-DICS w XXI wieku Końcówka lat 70. to okres intensywnych poszukiwań firm płytowych, chcących wyeliminować problemy płyty analogowej, a przynajmniej je zminimalizować, wciąż pozostając jednak w świecie analogu. To tym poszukiwaniom zawdzięczamy upowszechnienie 180-gramowych płyt z czystego winylu („virgin vinyl”), technikę DMM, czyli Direct Metal Master, eksperymenty z profilem krążków, kodowanie dbx i inne. Był to jednak łabędzi śpiew formatu LP. To znaczy wydawało się, że łabędzi. Okazało się bowiem, że – trzymając się terminologii ornitologicznej – odrodził się jak feniks z popiołów i wzleciał w górę, jak orzeł :) „Lathe” Neumann VMS 80 w studiu Emil Berliner Studios. Foto: Emil Berliner Studios Wraz z powolnym powrotem do tego medium wracano także do technik sprzed dwóch dekad, w tym do nagrań D2D. Już w 1990 roku w Bridges Hall of Music w stanie Kalifornia, firma Cardas Records – wydzielona część firmy produkującej okablowanie – zarejestrowała krążek Kipa Doblera Reaching Out From The Inside. Był to jednak izolowany przypadek. Więcej nagrań ukazało się na rynku w latach 2000, częściowo dzięki sesji, jaką w 2001 roku na spotkaniu Audio Engineering Convention, przygotował inżynier Robert Auld. Nagrano wówczas płytę D2D, którą później wspólnie z uczestnikami odsłuchano i porównano do grania na żywo (więcej TUTAJ). Wciąż były to jednak eksperymenty, jednostkowe działania. W 2007 roku studio Pauler Acustics z wydawcą Stockfisch Records nagrali i wydali płytę D2D The Bassface Swing Trio pt. The Bassface Swing Trio plays Gershwin (recenzja TUTAJ). Rok później ukazuje się krążek Percussion Direct wydawnictwa Groove Note, a w 2011 roku Analogue Production wydaje całą serię płyt tego typu na 200 g winylu, nagranych w Blue Heaven Studios i naciętych przez Kevina Graya. W tę technologię zaczęli się bowiem „wkręcać” coraz bardziej znani inżynierowie, a płyty zaczęto rejestrować w coraz bardziej prestiżowych miejscach. Dla przykładu – w październiku 2012 roku, zdobywca Grammy, inżynier dźwięku Vance Powell nagrał w, należącym do Jacka White’a, studiu The Blue Room płytę grupy The Kills pt. Live At Third Man Records, korzystając z konsoli Rupert Neve 5008 i nacinarki Scully z 1953 roku. Świetny album – Hilary Hann na dwóch krążkach – pierwszy został nagrany w technice D2D w Emil Berliner Studios, przez Rainera Mailarda (o którym za chwilę), a drugi to klasyczne nagranie cyfrowe. W tym samym roku zadebiutowała brytyjska firma Chasing The Dragon, ale dopiero jej krążek z 2015 roku przebił się w naszej, ale nie tylko, branży – było to nagranie Big Band Spectacular! w wykonaniu The Syd Lawrence Orchestra, zarejestrowane w Air Studios, londyńskim studio założonym przez George’a Martina. Było to wysokobudżetowe przedsięwzięcie, a melomani otrzymali podwójny album, z jedną płytą naciętą w technice D2D i drugą, z tym samym materiałem, nagranym równolegle na 24-ścieżkowym magnetofonie analogowym. | THE BERLINER DIRECT-TO-DISC RECORDINGS Trzy lata wcześniej niż Chasing The Dragon swoją pierwszą płytę D2D nagrywa niemiecka firma Berliner Meister Schallplatten, korzystając do tego ze studia nagraniowego Emil Berliner Studios. Ma ona bezpośredni związek z osobą wynalazcy gramofonu oraz z jedną z najbardziej rozpoznawalnych wytwórni płytowych na świecie, to jest Deutsche Grammophon. To obecnie jedyny wydawca na świecie, który regularnie nagrywa i wydaje płyty D2D: The Berliner Direct-To-Disc Recordings. |
| Emil Berliner Studios Niedatowane zdjęcie Emila Berlinera, pochylonego nad acetatem płyty winylowej. Foto: dpa Nazwa ‘Emil Berliner Studios’ odnosi się do nazwiska Emila Berlinera (1851 - 1929), wynalazcy gramofonu i płyty gramofonowej. Dzisiaj to wydział wytwórni Deutsche Grammophon wyspecjalizowany w rejestracji nagrań. W 1898 roku, dziesięć lat po zaprezentowaniu gramofonu, Emila Berlinera zakłada w Hanowerze Deutsche Grammophon Gesellschaft, wytwórnię owych płyt, a w 1900 roku przenosi jej główną siedzibę do Berlina. Początkowo było to studio z trzema salami. Ze względu na zniszczenia, jakich dokonały naloty alianckie w czasie II wojny światowej, po 1945 roku studio operuje z Hanoweru, korzystając ze studia mobilnego.W 1946 roku dokonano pierwszych nagrań na taśmę, co było zapowiedzią prawdziwej rewolucji. W 1950 roku dokonano pierwszego nagrania stereofonicznego, dla Deutsche Grammophon, a od 1969 roku, w nowym studio w Hannover-Langenhagen, dostępne były rejestracje wielościeżkowe. W roku 1976 studio, wraz z Eugenem Jochumem, przygotowało pierwszą 16-ścieżkową rejestrację opery, a z Maurizio Pollinim wykonano pierwszą rejestrację cyfrową; w roku 1979, tym razem z Herbertem von Karajanem, wykonano pierwszą cyfrową rejestrację wielośladową. W 1996 roku studio nagraniowe przeniosło się do nowiutkich pomieszczeń Emil-Berliner-Haus w Hannover-Langenhagen i rok później zmieniło nazwę na PolyGram Recording Services. W maju 2008 roku EBS kupiła niezależna firma, oddzielając EBS od Deutsche Grammophon. Dało to początek nowej firmie, EBS Productions GmbH&Co. KG. Korzysta ona jednak wciąż z nazwy Emil Berliner Studios i ukonstytuowała się jako niezależne studio produkcyjne dla muzyki akustycznej. W 2010 roku następują przenosiny z Hanoveru do Berlina. Od tamtej pory studia firmy znajdują się na Köthener Straße, w centrum Berlina, dwie minuty od Potsdamer Platz. Dzisiaj studio to korzysta z trzech sal z rejestracją cyfrową i analogową, ma też połączenie analogowe z Meistersaal, historyczną salą koncertową z 1910 roku. Od 2012 roku w Emil Berliner Studios dokonuje się nagrań direct-to-disc, a w sierpniu 2017 roku reaktywowano w nich technikę Half Speed Vinyl Mastering, korzystając z nacinarki Neuman VMS 80 . emil-berliner-studios.com Technika direct-to-disc może się wydawać rozwiązaniem wszystkich problemów. Czy naprawdę tak jest? Zalety i wady tej techniki chciałbym państwu pokazać na przykładzie studia Emil Berliner Studios i The Berliner Direct-To-Disc Recordings. Katalog tego wydawcy jest całkiem pokaźny, wybrałem więc z niego tylko trzy, nowe tytuły, pokazujące przekrój tego, co firma nagrywa: fortepian solo, skrzypce solo oraz trio jazzowo-folkowe. Producentami są w nim właściciele, panowie Rainer Maillard oraz Stephan Flock – pierwszy z nich nacina acetaty, a drugi jest realizatorem nagrań. Do nagrań wykorzystywane są urządzenia vintage, ale nie tylko – na przykład lampowy stół mikserski DGG, pogłos Reverbation Chamber 1 oraz mikrofony Josephson C 722 i Sennheiser MHK 20, MHK 30 i MHK 800. Acetaty nacinane są na lathe Neumann VMS 80 z głowicą Neumann SH 74 oraz wzmacniaczami Ortofon Amp GO 741. Krążki są tłoczone w Pallas GmbH. ╢ KATIE MAHAN | Katie Mahan plays Gershwin Berliner Meister Schallplatten BMS 1706 V Dźwięk | Jeślibym miał wskazać instrument, który na tej bezkompromisowej technice korzysta najbardziej, to byłby to zapewne fortepian. Brzmi on tutaj szybko, detalicznie, dynamicznie, ma znakomity atak, a to właśnie ataku najczęściej jego rejestracjom brakuje. Realizacja Berliner Meister Schallplatten, doskonała reżyseria dźwięku w wykonaniu pana Stephana Flocka, wreszcie świetne nacięcie acetatu przez pana Rainera Millarda, wszystko to złożyło się na wyjątkową płytę. Dźwięk fortepianu jest dynamiczny i szybki, ale nie przesadzono z jego bliskością. Bardzo dobrze uchwycono bowiem zależności między jego rozmiarami – a to przecież Steinway D – oraz pomieszczeniem. Mamy więc klarowny obraz instrumentu i ładną akustykę wokół niego. Podobnie jest zresztą z balansem tonalnym – jest precyzyjny, neutralny, ale i bardzo naturalny – tak po prostu brzmi fortepian w średniej wielkości sali. Jakość dźwięku: 10/10 ╢ RUTH PALMER | Johann Sebastian Bach Berliner Meister Schallplatten BMS 1816 V Dźwięk | Płytę z nagraniami Bacha w wykonaniu Ruth Palmer na skrzypce solo zarejestrowano w dużej sali Emil Berliner Studios, tzw. Meisterhall. Wydawałoby się więc, że dźwięk będzie zdystansowany i mały. Gdybym jednak nie znał lokalizacji nagrania powiedziałbym, że to nagranie w niewielkim pomieszczeniu, z blisko ustawionymi mikrofonami. Ani jedno, ani drugie – co widać na zdjęciu zamieszczonym na tylnej stronie – nie jest prawdą. Brzmienie skrzypiec jest tu namacalne, bliskie i z mnóstwem szczególików brzmienia, klarownym charakterem gry, rodzajem instrumentu – te wszystkie informacje są tutaj niezwykle intensywne. Mniej w tym graniu pogłosu niż, dla przykładu, na płycie Katie Mahan plays Gershwin i chodziło raczej o pokazanie tego, jak dźwięk się „rodzi” niż jak rozwija. Daje to przekaz namacalny, bliski, gęsty. Skrzypce, wraz z akustyką, zajmują szerokie pole odsłuchowe, zarówno w bok, jak i w tył. Dynamika jest bezbłędna, podobnie zresztą, jak detaliczność. Nie jestem fanem tak bliskiej rejestracji, ponieważ skupia ona uwagę słuchacza na wyższym środku, ale trudno odmówić tej płycie uchwycenia „prawdy” – to są po prostu skrzypce grane niedaleko od nas, nieco powiększone, namacalne. Ale, moim zdaniem, są zbyt blisko nas. Jakość dźwięku: 8/10 ╢ JOSCHO STEPHAN TRIO | Paris – Berlin Berliner Meister Schallplatten BMS 1817 V Dźwięk | Zespół jest niemal na wyciągnięcie ręki, jest niemal naprawdę naprzeciwko nas. Choć wiemy, że to niemożliwe, bo nie zmieściłby się pomiędzy kolumnami, a taka jest tutaj wyznaczona przestrzeń, to jednak mamy takie właśnie wrażenie, jakby to działo się naprawdę. Dzieje się tak ze względu na absolutną „natychmiastowość” tego dźwięku. Jego szybkość jest niebywała, chyba nawet większa niż to, co słyszymy z analogowej taśmy „master”. Nie piszę „na pewno”, ponieważ musiałbym je porównać, ale myślę, że mam rację. Barwa tego nagrania jest dość jasna, dźwięk jest otwarty i detaliczny. Nie ma mowy o jaskrawości, ale od razu słychać, że to wyjątkowe otwarcie środka pasma powoduje „ciarki” na grzbiecie i wspomaga dynamikę. Bas został trochę przedłużony, co przypomina inną purystyczną realizację, koncert urodzinowy Charliego Hadena wydany na płycie The Private Collection przez firmę Naim. I tam, i tu kontrabas ma sporą masę i nie wybrzmiewa tak szybko, jak powinien. Rozumiem ten zabieg, chodziło o dodanie całości „gruntu”, co się udało, ale ma to swoje konsekwencje w okazjonalnym „bumieniu”. Jakość dźwięku: 8/10 Kontakt: FLOCK & MAILLARD GbRBrabeckstrasse 121 30539 Hannover | DEUTSCHLAND info@berlinermeisterschallplatten.de berlinermeisterschallplatten.de MADE IN GERMANY | D2D – PRAWDA, CZY FAŁSZ? Technika direct-to-disc daje realizatorowi dźwięku niesamowite możliwości. I jednocześnie niesamowicie go ogranicza. Jeżeliby była to najlepsza możliwa metoda rejestracji muzyki, wszyscy by z niej dzisiaj korzystali, a wszystkie magnetofony szpulowe leżałyby na hałdach metalu do przetopienia. Tak jednak nie jest. Dlaczego? Można zacząć filozoficznie i powiedzieć, że wszystko, co w audio robimy jest tylko pewnym przybliżeniem, a nie całą prawdą. Dlatego też każda technika nagraniowa – czy to starsza, czy nowsza – ma w sobie pierwiastek prawdy, ale nigdy całą prawdę. Próba orkiestry w sali Meistersaal. Foto: Emil Berliner Studios Dlatego też różne techniki – analogowe i cyfrowe, a w nich D2D, z użyciem taśmy, stereofoniczne i wielościeżkowe – ze sobą współistnieją i każda z nich wnosi do muzyki coś swojego, coś charakterystycznego tylko dla niej. A my mamy wybór. Co w takim razie do tej puli wnosi technika direct-to-disc? PLUS | Nagrania tego typu są niebywale szybkie i dynamiczne. Takiego ataku dźwięku nie da się osiągnąć w żaden inny sposób, a jeśli się da, to ja jeszcze tego nie słyszałem. Nawet rejestracje cyfrowe w najwyższych dostępnych parametrach, to jest DSD256 i PCM 32/384, brzmią w porównaniu z D2D trochę wolniej. Nie chodzi nawet o spowolnienie, a poczucie, że z płytami o których mowa dźwięk jest „tu i teraz”, z naciskiem na „teraz”. Dzięki temu jesteśmy skłonni uwierzyć, że to naturalny przekaz, żywy i otwarty. Zyskują bowiem wysokie tony, które nigdzie indziej nie są tak wielobarwne i naturalne. Drugą wyjątkową cechą takich tłoczeń jest sposób obrazowania. Krótko mówiąc jest bardzo zbliżony do tego, co pokazuje taśma analogowa. Płyta winylowa D2D to jedyny nośnik konsumencki, który oferuje tak jednorodny przekaz, w którym trudno wskazać „instrumenty”, nic nie jest uwypuklane, a jednak od razu wiemy, gdzie który „stoi”, skąd dochodzi dźwięk i jak różni się on od odbić. Dla odróżnienia, płyta winylowa, a także najlepsze rejestracje cyfrowe, pokazują wszystko w bardziej „zrobiony” sposób – bardziej efektowny, ale jednak sztuczny. I to w ich przypadku można mówić o „scenie dźwiękowej’ – przy taśmie „master” i przy płytach D2D nie ma takiej potrzeby. MINUS | Wszystkie płyty D2D, jakie znam brzmią nieco jasno i lekko. Nie chodzi nawet o ich balans tonalny, ten jest najczęściej dobry, a o to, że ilość detali i szczegółów przekazywanych na wyższej średnicy i górze powoduje przesunięcie tam naszej uwagi. Powinno to być pozytywne doznanie, a nie zawsze takie jest. Sytuacja w której jesteśmy, to jest słuchanie muzyki w domu, odtwarzanej mechanicznie z nośnika, jest sytuacją sztuczną i wymaga odpowiedniego przygotowania materiału – D2D brzmią po prostu w dość „prosty” sposób. Brakuje mi również w takich nagraniach „mięsa” i plastyczności – obydwa te elementy są częściowo sztuczne, dodane w trakcie obróbki dźwięku, ale powodują, że muzyki słucha się w komforcie. Część nagrań D2D była rejestrowana równolegle na taśmie – dla bezpieczeństwa. Dzisiaj wydaje się je zarówno na winylu, jak i nośnikach cyfrowych. Po lewej ciekawostka – płyta CD nagrana bezpośrednio z dysku D2D (Jun Fukumachi, Jun Fukumachi at Steinway (Take 2), Toshiba-EMI/Lasting Impression Music, LIM DXD 038, silver-CD, 1976/2008), a po prawej płyta CD z materiałem z taśmy bezpieczeństwa (Dave Grusin, Discovered Again! Plus, Sheffield Lab/Lasting Impression Music LIM XR 002, XRCD24, 1976/2003) A więc? | Tak więc ani prawda, ani fałsz, raczej coś pomiędzy. Warto mieć trochę takich płyt, bo to wyjątkowe doznanie, a i system pokaże na co go stać pod względem dynamiki i detaliczności. Będziemy też mieli bliskie spotkanie ze sposobem obrazowania, jaki oferuje jedynie wysokiej klasy taśma analogowa. Rozumiem jednak płyty D2D jako coś „obok” głównego nurtu, swego rodzaju specjalizowaną „wyścigówkę”. Jeśli chcemy poczuć uderzenie adrenaliny – sięgamy właśnie po D2D. Na co dzień wolę trochę inną prezentację. Moim zdaniem taśma analogowa przygotowana w studiu – może to być nagranie od razu do dwóch ścieżek, ale i niezbyt skomplikowane wielościeżkowe – daje więcej satysfakcji ze słuchania i, paradoksalnie, przenosi nas bliżej emocji związanych z sytuacją przed mikrofonami. Będąc audiofilem z krwi i kości, kolekcjonerem wydającym dużo (o wiele za dużo) pieniędzy na kolejne płyty, zwolennikiem prostych rozwiązań (można powiedzieć: „purystą”), jak również specjalistą badającym wszystko, co jest z naszą branżą związane, okazuję się być zwolennikiem czegoś, co Brian Eno spuentował w następujący sposób: Jeślibyś napisał nad wejściem do drzwi każdego studia nagraniowego: „To studio jest INSTRUMENTEM MUZYCZNYM”, dałoby to zupełne inne podejście do nagrania. Wojciech Pacuła |
Kim jesteśmy? |
Współpracujemy |
Patronujemy |
HIGH FIDELITY jest miesięcznikiem internetowym, ukazującym się od 1 maja 2004 roku. Poświęcony jest zagadnieniom wysokiej jakości dźwięku, muzyce oraz technice nagraniowej. Wydawane są dwie wersje magazynu – POLSKA oraz ANGIELSKA, z osobną stroną poświęconą NOWOŚCIOM (→ TUTAJ). HIGH FIDELITY należy do dużej rodziny światowych pism internetowych, współpracujących z sobą na różnych poziomach. W USA naszymi partnerami są: EnjoyTheMusic.com oraz Positive-Feedback, a w Niemczech www.hifistatement.net. Jesteśmy członkami-założycielami AIAP – Association of International Audiophile Publications, stowarzyszenia mającego promować etyczne zachowania wydawców pism audiofilskich w internecie, założonego przez dziesięć publikacji audio z całego świata, którym na sercu leżą standardy etyczne i zawodowe w naszej branży (więcej → TUTAJ). HIGH FIDELITY jest domem Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. KTS jest nieformalną grupą spotykającą się aby posłuchać najnowszych produktów audio oraz płyt, podyskutować nad technologiami i opracowaniami. Wszystkie spotkania mają swoją wersję online (więcej → TUTAJ). HIGH FIDELITY jest również patronem wielu wartościowych wydarzeń i aktywności, w tym wystawy AUDIO VIDEO SHOW oraz VINYL CLUB AC RECORDS. Promuje również rodzimych twórców, we wrześniu każdego roku publikując numer poświęcony wyłącznie polskim produktom. Wiele znanych polskich firm audio miało na łamach miesięcznika oficjalny debiut. |
|
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity