Odtwarzacz Compact Disc
Vitus Audio
Producent: AVA GROUP A/S |
przygotowanej pod redakcją Roberta Harleya książce Illustraded History of High-End Audio. Volume Two - Electronics firma Vitus Audio znalazła się w prestiżowej grupie produktów w rozdziale pt. Today’s Vanguard, co można przetłumaczyć jako Dzisiejsza awangarda. W przedmowie do niego Jonathan Valin pisze: Wszystkie wybrane przez nas firmy, reprezentujące „dzisiejszą awangardę”, są wyjątkowe. A ich produkty należą do najlepszych, jakie high-end kiedykolwiek widział. Firma nosi nazwę po swoim założycielu, Hansie Ole Vitusie, podobnie jak klasycy świata audio, żeby przywołać chociażby McIntosha, Marantza, Marka Levinsona, Conrada Johnsona, Pass Labs, Dan D’Agostino i innych. Podobnie jak przywołani producenci, tak i Vitus jest firmą rodzinną, w której głównym projektantem jest jej założyciel. Co jest jedną z dwóch możliwych dróg – tę drugą reprezentują Goldmund, Soulution, Spectral, Parasound, Constellation Audio. W nich właściciele zatrudniają do konkretnych projektów grupę ludzi, czołowych przedstawicieli swoich specjalności. Jak pokazuje historia, obydwie mogą przynieść oszałamiające wyniki. Hans Ole Vitus swoją przygodę z audio rozpoczynał w 1995 roku, ale pierwszy produkt pokazany został dopiero w roku 2003 i był to, zasilany bateryjnie, przedwzmacniacz gramofonowy RP-100, liniowy RL-100 i wzmacniacz mocy SM-100 (monobloki). Pierwszą miłością i fascynacją Ole są bowiem wzmacniacze. Ich cechy szczególne to praca w klasie A, brak sprzężenia zwrotnego, a także niezwykle solidna budowa, z grubymi, aluminiowymi płytami tworzącymi obudowę. Wszystkie urządzenia dzielą ten sam projekt plastyczny, co z jednej strony pozwala obniżyć koszty, a z drugiej nadaje im wyraźny, właściwy tej konkretnej firmie rys. W 2007 roku powstało pierwsze źródło cyfrowe Vitusa, odtwarzacz Compact Disc SCD-010. Nikt wówczas nie myślał na poważnie o odtwarzaczach plików, a jedynymi konkurentami do cyfrowego stołu dla CD były SACD i DVD-Audio; ten pierwszy jest obecnie absolutną niszą, a drugi jest historią. SCD-010 korzystał z mechaniki Philips CD Pro-2LF, modyfikowanej w Vitusie, a także z kolejnego „patentu” Vitusa, modułów wykonanych w technice montażu powierzchniowego. To akurat rzecz, którą firma ta dzieli z innym duńskim producentem, Alluxity. Jej właściciel, Alexandr Vitus Mogensen jest synem Ole i pracował w Vitusie przez pięć lat, zanim założył swoją firmę, skupiając się na nowoczesnych technologiach, w tym odtwarzaczach plików. Jak mówił w wywiadzie, jego fabryka produkuje owe moduły na jego potrzeby i dla firmy taty. Ale też, że choć wyglądają tak samo, to mają zupełnie inną budowę. SCD-025 W 2013 roku zaprezentowano następcę odtwarzacza SCD-010, model SCD-025. Wykorzystano ten sam transport, moduł upsamplera oraz kości przetwornika cyfrowo-analogowego. Cała reszta została zaprojektowana od podstaw. Testowana wersja jest kolejną rewizją tego pomysłu. To jednoczęściowe urządzenie o budowie modułowej. Transport, zasilacze części cyfrowej i analogowej, przetworniki z modułem zegara, moduły wejść cyfrowych i wyjść analogowych – wszystkie mają własne płytki, które – jeśli będzie taka potrzeba – można będzie wymienić. Uwaga ta dotyczy przede wszystkim wejść cyfrowych, z USB na czele – to podstawowy powód powstania SCD-025 i ból głowy dla wszystkich projektantów; wymagania stawiane wejściom USB i wejść cyfrowych w ogóle zmieniają się bowiem jak w kalejdoskopie. Początkowo wejścia cyfrowe odtwarzacza obsługiwały sygnał PCM do 192 kHz i 24 bitów. Wprowadzona w 2014 roku rewizja dodała do tego obsługę plików DSD. W otwierającej instrukcję użytkowania sekcji producent ostrzega: „Urządzenie, które macie państwo przed sobą jest BARDZO ciężkie – do jego rozpakowania zapewnijcie obecność co najmniej dwóch osób”. I nie są to wcale ostrzeżenia na wyrost, ani pomyłka wynikająca z przeklejenia fragmentu tekstu przeznaczonego dla wzmacniacza zintegrowanego; chociaż urządzenia dzielą bardzo podobne obudowy, instrukcje pisane są osobno i są naprawdę obszerne. Urządzenie waży 26 kg i wykonane jest z podziwu godną precyzją. To odtwarzacz Compact Disc typu top-loader, z zasuwaną ręcznie klapą. Może pracować także jako DAC (przetwornik cyfrowo-analogowy), ponieważ wyposażony został w trzy wejścia cyfrowe: S/PDIF na gnieździe RCA, AES/EBU oraz USB 2.0. Przyjmuje sygnały od 32 kHz do 192 kHz i 16 oraz 24 bity, a także (przez USB) DSD. Aby korzystać z wejścia USB i komputera PC w roli źródła należy zainstalować odpowiedni sterownik, dostępny na płytce CD-ROM, którą dostajemy wraz z odtwarzaczem. Znajdziemy na niej także instrukcje użytkowania i kilka zdjęć każdego produktu w ofercie Vitusa. Wewnątrz wszystkie sygnały upsamplowane są w osobnym module do postaci 384 kHz/24 bity i dopiero potem wysyłane do dwóch układów D/A. Moduł ten wygląda w wersji II inaczej niż w I, podobnie jak płytka z zegarem i „dakiem”. Wyjścia są dwa, zbalansowane i niezbalansowane, i w menu wybieramy, które jest aktywne. Menu jest zresztą znacznie bardziej rozbudowane. Umożliwia ustawienie jasności wyświetlacza, zmianę fazy absolutnej, nadanie wejściom cyfrowym nazw, uaktywnienie regulacji siły głosu (cyfrowej) i inne. SCD-025 to jeden z lepiej wykonanych odtwarzaczy cyfrowych, z jakimi się spotkałem. HANS OLE VITUS WOJCIECH PACUŁA: Czym nowa wersja odtwarzacza różni się od Mk I? Czy wciąż wierzysz w format Compact Disc? Jest przed nim przyszłość? Jakie są zalety, a jakie wady formatu Compact Disc? Z jakiego układu DAC korzystacie? Widzę osobną płytkę do konwersji I/U i ładne kondensatory… Płyty użyte do odsłuchu (wybór):
Nie było chyba osoby, która by mnie odwiedziła w czasie, kiedy Vitus stał u mnie na półce, która by nie była pod jego wrażeniem. A że byli to gównie dystrybutorzy (lub ich ludzie), którzy na co dzień mają wypasione urządzenia u siebie, tym ten podziw ma większą wartość. Odtwarzacz Vitusa ma w sobie coś solidnego, budzącego zaufanie. Patrzymy na ten aluminiowy klocek i jesteśmy w stanie uwierzyć, że zamknięto w nim muzykę. Puszczamy dowolną płytę i te przypuszczenia nabierają konkretnych kształtów. Mogę powiedzieć o tym zaraz na początku, bo państwo również usłyszą to od razu: odtwarzacz gra w niesamowicie ciepły sposób. A także gra – upraszczając – jak ciepło brzmiący gramofon. Te dwie rzeczy, wcale nie tożsame, tutaj akurat idą ręka w rękę. Takie – znowu upraszczam – „analogowe” granie od razu ustawia nasz odbiór i nie trzeba się wsłuchiwać, żeby powiedzieć, czy to „nasz” dźwięk, czy jednak nie. Mamy do czynienia z „Osobowością”, a nie z kolejnym urządzeniem, które w założeniu ma grać neutralnie, cokolwiek by to znaczyło. Wszystko, co napisałem w tym krótkim akapicie wymaga rozwinięcia i uściślenia. Pozostawione samo sobie sugerowałoby realne ocieplenie i realne wygładzenie, a tak nie jest. Kiedy mówię, że dźwięk Vitusa jest ocieplony, to chodzi mi nie o manipulację pasmem przenoszenia. Brzmienie odtwarzacza jest bowiem bezbłędnie koherentne, a tego przy podbijaniu lub obniżaniu czegokolwiek nie da się uzyskać. Gęstą barwę, bez cienia jasności uzyskano wygładzając atak wysokiej średnicy i góry. „Jak jedwab” – chciałoby się powiedzieć i będzie to trafne spostrzeżenie. Płyta za płytą i słychać ten sam efekt wyeliminowania z dźwięku szorstkości. Pozostaje pięknie wypełnione, gęste, jednoznacznie ciepłe brzmienie bez ocieplenia. Oczywistym pytanie, jakie przychodzi w tym momencie na myśl jest to, czy to aby nie zbyt jednostajne granie. Bo jeśli wszystko brzmi w taki sposób, to czy nie ginie gdzieś różnorodność nagrań. Te są przecież niesamowicie zróżnicowane, zarówno ze względu na jakość oraz technikę nagrania, masteringu, jak i tłoczenia. Odpowiedź nie jest jednoznaczna, ale w high-endzie czegoś takiego jak „pewnik” nie ma – jeśli mają państwo takie złudzenia, zachęcam do lektury 101. spotkania Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. Znacznie prościej jest ocenić coś z podstawowego i średniego przedziału budżetowego; high-end to – moim zdaniem – teren wielu, równoległych, równie uprawnionych możliwości. Urządzenie ma swój własny, silny charakter, to jasne. W pewnej mierze unifikuje więc przekaz. Jak mówiłem, wszystko jest gładkie, jedwabiste, przyjemne. Ale to działanie po wierzchu, Vitus nie zaciera głębszych różnic, stanowiących o istocie nagrania. Dlatego, choć pierwsze wrażenie jest wspólne dla wszystkich krążków, ich istota, to czym są naprawdę, jest całkowicie różna. I nie trzeba tego wydobywać żadną wewnętrzną „mocą”, nie trzeba niczego odkrywać, jest to na wyciągnięcie ręki. Ale tylko wtedy, kiedy wiemy, czego szukać i jesteśmy – nie będę udawał politycznej poprawności – osłuchani. Jeśli nie mamy pojęcia o wysokiej klasy dźwięku, możemy tego nie zauważyć. Posłuchajmy dwóch wersji płyty Seong-Jin Cho, zwycięzcy 17. Konkursu Chopinowskiego – niemieckiej i koreańskiej, a od razu będzie wiadomo o co chodzi. Niemiecka jest cichsza, ale bardziej wyrafinowana, z kolei koreańska (polska zresztą też) jest bardziej, jak by to powiedzieć, plastikowa, nieokrzesana. I to nie są małe różnice, Vitus pokazał je w dziedzinie barwy nawet mocniej niż dCS Rossini, Chord Red Reference Mk III i Ancient Audio Lektor AIR V-edition. Podobnie było z dwoma wersjami analogowego remasteringu z taśmy-matki jednego z utworów z płyty Unu Perfectu, przygotowanego przez Damiana Lipińskiego. Damian przesłał mi dwie wersje (WAV 16/44,1) i spytał o to, która jest, moim zdaniem, lepsza. Wybrałem – jak się okazało – mniej „przykombinowaną”. Nagrania te wypaliłem na płytce CD-R (drżę na myśl, że nowe laptopy nie mają już napędu płyt optycznych!) i porównałem na duńskim odtwarzaczu. Ponownie różnice były jednoznaczne i tylko utwierdziły mnie w mojej wcześniejszej opinii. Za to wszystko płacimy mniejszą niż zazwyczaj selektywnością. Pod tym względem SCD-025 odbiega od wspomnianego dCS-a, Lektora Grand SE Ancient Audio i innych wybitnych playerów. Przypomina za to, niemal 1:1, kształtowanie brył instrumentów, które słyszałem z odtwarzaczy Soulution, a kiedyś Audio Research Reference CD9, a niedawno z kosztującego 329 000 systemu MSB. Przekaz kształtowany jest więc tak, że jego wolumen jest bardzo duży, nie ma mowy o braku „gruntu” dla dźwięków, ale nie jest namacalny, tj. pokazywany jest w pewnej odległości od nas. Dotyczy to szczególnie wokali, które zostały mocno wmiksowane w instrumenty. Kiedy odzywa się wokal solo, pośrodku, jak Billie Holiday, jest mocny i duży. Ale nawet wówczas jego bryła nie jest wyraźna. Podobnie odbieramy niskie dźwięki, tzw. bas (ale też niską średnicę). Nie są one jakoś szczególnie wytrwale kontrolowane. Dzieje się tam dużo, zarówno na nagraniach z muzyką elektroniczną, jak i akustyczną. Niskie zejścia nie wychodzą poza granice dobrego smaku, ale też nie będą równie punktualne, jak w bardziej otwartych odtwarzaczach; jeśli miałbym oceniać w ciemno, tylko w tym jednym aspekcie, powiedziałbym, że Vitus ma na wyjściu lampy i to raczej 6SN7 niż ECC88 lub 6H30Π. Tak grał wspomniany Audio Research, tak pamiętam brzmienie (o ile mogę sobie po tylu latach wierzyć), dzielonego systemu Jadis. To nie jest urządzenie, które promuje motoryczne, gęste granie. Klubowe remiksy Depeche Mode, Kendrick Lamar z To Pimp a Butterfly iinne tego typu nagrania pokazane zostaną z fantastycznymi barwami, ale z nieco wstrzymanym drivem, który nimi rządzi. Może być więc szokiem to, jak odtwarzacz Hansa Ole Vitusa kreuje tzw. scenę dźwiękową. Kiedyś pisałem po prostu „scena dźwiękowa”, ale teraz określenie to musi być osłabione. A to dlatego, że od jakiegoś czasu w anglosaskiej literaturze fachowej – a to ona nadaje światu audio wyraz – pojawia się inne określenie: holografia. W zamyśle ma ona być wyższym stopniem sceny dźwiękowej, ma być czymś lepszym. Nie wiem, czy to ma sens, bo, jak dla mnie, lepsze jest połączenie w rodzaju „holograficzna scena dźwiękowa”. I byłaby ona czymś takim, co mamy z Vitusem. Instrumenty przed nami nie są wyraźnie wyodrębniane z miksu i tła. Bliżej im pod tym względem do tego, co prezentuje analogowa taśma-matka grana z magnetofonu niż do płyty winylowej. Przekaz nie ma wyraźnych konturów instrumentów, a mimo do doskonale wiemy, gdzie ktoś się znajduje, jakiej wielkości to instrument i jak się ma do innych instrumentów. To prawdziwa holografia, w tym sensie, że mamy body, rozumiemy co się dzieje, ale nie usiłujemy wszystkiego poukładać w głowie, wycinając i kategoryzując. Przyjmujemy to bardzo organicznie, podskórnie, na „wiarę”, jako część czegoś większego. Mówiłem o szoku – ten jest jeszcze większy, kiedy puszczamy nagrania z dźwiękami rozmieszczonymi wokół nas, jak w nagraniach z płyty Tame Impala Currents. Tam dzieją się rzeczy nieprawdopodobne, których nigdy wcześniej nie słyszałem. Podsumowanie Daj Panie Boże innym producentom umiejętność konstruowania takich źródeł dźwięku. Budowa, wyposażenie, dźwięk, wszystko daje razem odtwarzacz CD, z którym można pozostać na zawsze. Ironią losu jest to, że pojawia się w momencie, w którym format ten zaczyna przypominać niszę w rodzaju winylu i SACD. Ale takie jest życie, mam nadzieję, że znajdą się ludzie, którzy będą chcieli go w przyszłości kultywować. Ale nawet jeśli okazałoby się, że to schyłek CD, to lepiej go przeżyć z takim odtwarzaczem, jak SCD-025. Tym bardziej, że zawsze możemy przecież podłączyć do jego wejścia cyfrowego komputer lub odtwarzacz plików i dostaniemy bardzo zbliżony tonalnie, równie gęsty dźwięk. |
Solidnością wykonania, sztywnością struktury i precyzją wykonania produkty Hansa Ole przypominają fragmenty instalacji militarnych, obliczonych na przetrwanie bezpośredniego trafienia rakietą średniego zasięgu. Odtwarzacz SCD-025 jest integralną częścią tej oferty. Ciężarem przypomina płyty chodnikowe, zresztą rozmiarami podobnie. To średniej wysokości prostopadłościan o niemal kwadratowym obrysie. Wykonane ze szczotkowanego aluminium płyty obudowy mogą być anodowane na czarno (jak w teście) lub pozostać srebrne. Urządzenie stoi na czterech, nóżkach z gumowymi insertami. Ponieważ wygląda na to, że wybrano je celowo, test przeprowadziłem bez dodatkowych podstawek antywibracyjnych, a odtwarzacz stał bezpośrednio na górnym blacie stolika Finite Elemente Pagode Edition. Odtwarzacz, podobnie jak wszystkie inne urządzenia tej firmy, przychodzi z dedykowanym kablem sieciowym. Nie jest to tania próba oszukania klienta, a coś na miarę rozwiązania oferowanego przez szwajcarski FM Acoustics – to wysokiej klasy kabel, z którym odtwarzacz był odsłuchiwany i którym okablowano jego wnętrze. Nosi on nazwę Andromeda i składa się z trzech, niezależnych biegów, splecionych w warkocz, zakończonych wtykami japońskiego Furutecha: FI-11 (Cu) od strony gniazda IEC oraz FI-E11 (Cu) od strony listwy sieciowej. Przód, góra, tył Pośrodku przedniej ścianki mamy niewielki, jednolinijkowy wyświetlacz typu dot-matrix w bursztynowym kolorze, takim samym, jak w Accuphasie. Myślę, że jest zdecydowanie zbyt mały i już z ok. 2 m. osoby w moim wieku i starsze niewiele z niego odczytają. A można na nim odczytać ilość utworów, czas każdego z nich lub poszczególne sekcje menu. Pod nim widnieje skrócone logo Vitusa. Po bokach umieszczono sześć, zlicowanych z przednią ścianką, przycisków – cztery odpowiadają za sterowanie napędem, a trzy z nich pozwalają na poruszanie się po menu. Wygląda to bardzo dobrze i ten schemat znajdziemy we wszystkich odtwarzaczach, przedwzmacniaczach i wzmacniaczach zintegrowanych tej firmy. Jedynym mankamentem jest relegowanie przycisku „play” na lewą stronę, co – dla mnie, praworęcznego – jest trochę niewygodne. Płytę nakładamy bezpośrednio na oś silnika. W „kicie” Philipsa jest tam talerzyk z krótkim stożkiem, do którego przyciągany jest magnes umieszczony w docisku. Prawdę mówiąc, nie jest to zbyt elegancki i solidny sposób ma centrowanie i stabilizację płyty. Nagra i Vitus w miejsce talerzyka nasuwają, wytoczone z metalu, walce, na które nasuwa się średniej wielkości docisk. Tak jest lepiej. Płytę zamyka się ręcznie przesuwaną klapą. Jej ruch jest gładki i łagodny. Po zamknięciu klapy wczytywany jest TOC płyty, a po jej otwarciu zatrzymuje się odtwarzanie – nie musimy naciskać guzika „stop”. Tylna ścianka to przede wszystkim rząd gniazd wejściowych i wyjściowych – wszystkie pochodzą od Neutrika i są niezwykle solidne. Problem z gniazdami RCA jest taki, że są one zagłębione w ramce i nie da się stosować wtyków o dużej średnicy fi. Musiałem więc zrezygnować w teście z interkonektów Siltech Triple Crown i przeprowadzić go z Tellurium Q Silver Diamond. Sygnał z komputera przesyłałem kablem USB Curious Cables. Wejścia cyfrowe są trzy: S/PDIF (RCA), AES/EBU (XLR) i USB, są też dwa wyjścia cyfrowe: S/PDIF (RCA) i AES/EBU (XLR). Wyjścia analogowe dostajemy na gniazdach XLR i RCA – urządzenie ma sekcję analogową zbalansowaną. Środek Wnętrze odtwarzacza jest szczelnie upakowane elektroniką. Ale i mechanika zajmuje sporo miejsca. Otwierając klapę na górnej ściance zaskakuje głęboko położona platforma z napędem. Wyraźnie widać, że chodziło o obniżenie jego punktu ciężkości. Transport Philipsa CD Pro2LF został pozbawiony firmowego odlewu i przykręcony do wielokrotnie większej i sztywniejszej płyty z frezowanego aluminium. Płyta stoi na czterech podporach i transport jest od niej odsprzęgany. Po obydwu stronach umieszczono zasilacze. To piękny widok – aż cztery (!) transformatory, a co za tym idzie co najmniej cztery niezależne zasilacze. Zakładam, że jeden jest dla transportu, drugi dla sekcji cyfrowej, jeden może być dla zegara, a jeden dla wyjścia analogowego. Transformatory typu EI wykonywane są na zamówienie Vitusa. Blisko tylnej ścianki umieszczono płytki z modułami poszczególnych sekcji. Tuż za transportem widać płytkę z modułem DAC-a i zegara. Zegar został szczególnie dopieszczony i jest układem budowanym przez Vitusa. Podobnie jak w starszej wersji w sekcji D/A zastosowano kości Analog Devices AD1955. Na tej samej płytce widać cztery, bardzo dobre, kondensatory polipropylenowe kondensatory Mundorf M-Cap, będące częścią konwertera I/U (na wyjściu przetworników sygnał ma postać prądową, a wyjście odtwarzacza musi mieć postać napięciową). I tak trafiamy do modułów wyjściowych, podobnie jak DAC, zamkniętych w metalowych kubkach ekranujących. To układu montowane powierzchniowo, pracujące w klasie A, bez sprzężenia zwrotnego. Jak czytamy na stronie internetowej producenta, takie same znajdziemy w przedwzmacniaczu SL-102. Upsampling Zanim sygnał trafi do DAC-a jest jednak wstępnie przygotowany w module upsamplera (filtra cyfrowego). To duża plastikowa puszka, umieszczona przy wejściach cyfrowych. W pierwszej wersji odtwarzacza był to układ Anagram Technologies Q5, stosowany także w odtwarzaczach Cambridge Audio. CA wykupiła prawa do wykorzystania tego układu tylko u siebie, musiał więc zniknąć z oferty Anagrama. Upsampler Q5 zamieniał sygnał wejściowy synchronicznie (przy ośmiokrotnym oversamplingu), zamieniając sygnały PCM 44,1 kHz na PCM 352,8 kHz, a sygnał DSD na PCM 384 kHz. W tych samych modułach wykonuje się operacje zmieniające sygnał 16 bitowy na 24 bity. Jak pisałem przy okazji testu odtwarzacza Soulution 745, to prawdziwy układ ekstrapolacyjny, a nie zwykłe dodanie ośmiu „pustych” bitów. Wszystko się jednak zmienia - firma Anagram Technologies już nie istnieje, teraz nazywa się EngineeRED i właśnie taki moduł znajdziemy w nowej wersji Vitusa. To układ Q8, stereofoniczny upsampler asynchroniczny, przyjmujący sygnały PCM od 32 do 384 kHz, a także DSD64 oraz DSD128 (2,8224 MHz i 5,6448 MHz). Na jego wyjściu dostajemy sygnał PCM 24/384 kHz, pozwalający wysterować dwa układy DAC pracujące monofonicznie. Pilot Pilot zdalnego sterowania jest zaskakująco poręczny – taki sam stosuje u siebie Ancient Audio. Dane techniczne (wg producenta) Master Clock: 24,576 MHz Dystrybucja w Polsce: JEFF LYNNE’S ELO JEFF LYNNE Jeff Lynne i Electric Light Orchestra to jedno i to samo. Członkowie tej grupy zapewne zaprotestowaliby przed takim uproszczeniem, ale chyba tylko dla porządku. To człowiek-orkiestra, odpowiedzialny za niemal cały repertuar grupy (poza debiutem), producent wszystkich jej albumów, grający na większości instrumentów. Zespół powstał w Birmingham (Anglia) w 1970 roku z inicjatywy dwóch muzyków: Roya Wooda oraz Jeffa Lynne'a. Chcieli oni połączyć brzmienie nowoczesnej grupy rockowej z instrumentami klasycznymi. Po debiucie z grupy Roy Wood odszedł i od tej pory ELO jest głosem Lynne’a, któremu pomagają inni muzycy. Grupa aktywna była do 1986 roku, następnie krótko w latach 2000-2001 i znowu reaktywowana została w 2012 roku, tym razem pod nazwą Jeff Lyne’s ELO – zapewne z powodów prawnych, bo przecież nikt nigdy w to nie wątpił. W 2001 roku Lynn wydał płytę Zoom, na której zagrał George Harrison; były to ostatnie nagrania, jakich ex-Beatles dokonał przed swoją śmiercią. Dopiero w 2015 roku wydany został nowy materiał, na czternastej płycie ELO, pod tytułem Alone In The Universe. Główną rolę gra na niej, to chyba jasne, Lynne, ale wspomaga go poprzedni klawiszowiec grupy, Richard Tandy. Płyta została w całości nagrana w domowym studio Lynne’a w ciągu półtora roku. Krążek Compact Disc dostępny jest w trzech wersjach: Korzystając z okazji chciałbym także przypomnieć solowy album Lynna Armchair Theatre z 1990 roku, w 2013 zremasterowany przez firmę Froniters. Dodano wówczas dwa utwory: Borderline, w nieznanej wcześniej wersji oraz wcześniej nieznany utwór Forecast. W Japonii płyta ukazała się w wersji SHM-CD z dodatkowym utworem Strange Magic (Live from Bungalow Palace). Na krążku Lynne’a wspomagali Richard Tandy oraz George Harrison. DŹWIĘK Alone In The Universe Utwory zamieszczone na płycie Armchair Theatre różnią się między sobą sposobem realizacji i produkcją. Po równym, ciepłym, gęstym singlowym When I Was A Boy przychodzi znacznie bardziej dynamiczny, selektywny i bardziej wyrazisty Love And Rain. Obydwa łączy to samo DNA, polegające na wyeksponowaniu głosu Lynne’a i rozłożeniu jaśniej brzmiących instrumentów po bokach. Wokal ma przyciemnione brzmienie, jest wycofany w głąb miksu i nie ma wyraźnego „body”. Ale przez wyraźniejsze „skrzydła” całość oddycha, nie zamyka się w sobie. Nie da się jednak ukryć, że producentowi, czyli Lynnowi, chodziło o podanie gęstego i raczej ciepłego przekazu. Blachy są słodkie i schowane pod spodem, a werble nie uderzają zbyt mocno. Czuje się „vintage’owego” ducha – Lynn nie udaje, że ma 20 lat i najwyraźniej lubi się takim, jaki jest. To, co wyróżnia tę płytę od innych to właśnie spójność w ramach estetyki wypracowanej przez ELO w latach 70. XX wieku. Całość jest niesamowicie nośna i po prostu dobra. Jakość dźwięku: 7-8/10 Armchair Theatre Solowa płyta Lynne’a została pomyślana inaczej. Też jest raczej ciepła, nie ma w niej zbyt dużo wysokich tonów, ale całość jest bardziej otwarta i mniej „gęsta”. Po części to rzecz innej aranżacji, ale też wyraźnie odmiennego od Armchair Theatre balansu tonalnego, jakby założyciel ELO chciał w ten sposób podkreślić odrębność solowego projektu od tego, co robił z grupą. Wszystko wydaje się bardziej dynamiczne i „do przodu”. Wokal jest ustawiony bliżej słuchającego – na płycie ELO był schowany i przykryty. Jeśli chodzi o przestrzeń da się zauważyć mniejszą spójność, przez co przekaz jest trochę bardziej „dziurawy”. Często brzmi to tak, jak demo do płyty ELO, ponieważ większość muzyki skupia się pośrodku, okazjonalnie wychodząc na boki. Co by jednak nie mówić to przyjemna płyta. Nie tak przemyślana, jak krążki ELO, ale to przecież Jeff Lynne, a Lynne’a kochamy i już. Jakość dźwięku: 6-7/10 |
SYSTEM A ŻRÓDŁA ANALOGOWE - Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version] - Wkładki: Miyajima Laboratory MADAKE, test TUTAJ, Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ - Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ ŻRÓDŁA CYFROWE - Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ WZMACNIACZE - Przedwzmacniacz liniowy: Ayon Audio Spheris III Linestage, recenzja TUTAJ - Wzmacniacz mocy: Soulution 710 - Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ AUDIO KOMPUTEROWE - Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-901 - Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ - Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ - Router: Liksys WAG320N - Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB |
KOLUMNY - Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ - Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands - Filtr: SPEC RSP-901EX, recenzja TUTAJ OKABLOWANIE System I - Interkonekty: Siltech TRIPLE CROWN RCA, czytaj TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 7N-DA2090 SPECIALE, recenzja TUTAJ - Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ System II - Interkonekty, kable głośnikowe, kabel sieciowy: Tellurium Q SILVER DIAMOND SIEĆ System I - Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9500, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR (+ Himalaya AC) - System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R) System II - Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R v2, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: KBL Sound Reference Power Distributor (v2), recenzja TUTAJ |
AKCESORIA ANTYWIBRACYJNE - Stolik: Finite Elemente PAGODE EDITION, opis TUTAJ/wszystkie elementy - Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny - Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ - Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ - Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4 - Pasywny filtr Verictum X BLOCK SŁUCHAWKI - Wzmacniacze słuchawkowe: Bakoon Products HPA-21, test TUTAJ | Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ - Słuchawki: Ultrasone EDITION 5, test TUTAJ | HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ - Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ - Kable słuchawkowe: Forza AudioWorks NOIR, test TUTAJ CZYSTA PRZYJEMNOŚĆ - Radio: Tivoli Audio Model One |
SYSTEM B Gramofon: Pro-Ject 1 XPRESSION CARBON CLASSIC/Ortofon M SILVER, test TUTAJ Przedwzmacniacz gramofonowy: Remton LCR, recenzja TUTAJ Odtwarzacz plików: Lumin D1 Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS-300 X (SP) [Custom Version, test TUTAJ Kolumny: Graham Audio LS5/9 (na oryginalnych standach), test TUTAJ Słuchawki: Audeze LCD-3, test TUTAJ Interkonekty RCA: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY 550i Kable głośnikowe: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY 550l Kabel sieciowy (do listwy): KBL Sound RED EYE, test TUTAJ Kabel sieciowy: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY SPX-380 Listwa sieciowa: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR, test TUTAJ Platforma antywibracyjna: Pro Audio Bono |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity