Kolumny głośnikowe Advance Acoustic
Producent: ADVANCE PARIS |
rancuska firma Advance Acoustic kojarzy mi się (podejrzewam, że wielu czytelnikom również) przede wszystkim z elektroniką. Mnie osobiście przede wszystkim ze wzmacniaczami z podświetlonymi na niebiesko wskaźnikami wychyłowymi. Takie połączenie stylu „vintage” z nowoczesnością jest bardzo efektowne. A poza tym mam słabość do wychyłowych wskaźników, niezależnie od koloru podświetlenia. Gdy jednak w końcu po raz pierwszy trafił do mnie do testu produkt tej francuskiej marki okazało się, iż z niewiadomych przyczyn wskaźników takowych jest pozbawiony... :-) Swoją drogą - kolumn, bo właśnie je do testu otrzymałem, z takimi pięknymi wskaźnikami jeszcze chyba nie widziałem – a może byłby to jakiś pomysł na nową linię? Co miałyby wskazywać? Nieważne, nie o to w tym pomyśle chodzi! W razie czego zaklepuję prawa autorskie do takiego rozwiązania. Jakby nie było, pomimo że kojarzony z produktami elektronicznymi, ten francuski producent swoją przygodę z audio rozpoczął właśnie od kolumn, elektronika przyszła później. A już na poważnie – oferta kolumn Advance Acoustic jest dziś już także całkiem spora, a uważni czytelnicy zapewne pamiętają, że Wojtek kilka modeli przetestował, również przedstawicieli najnowszej linii, Kubik S. W teście na pewno był najmniejszy model podłogowy – Kubik K5S, a także K11S, czyli największy przedstawiciel tej linii. Do mnie trafiła druga od dołu podłogówka, bardzo rozsądnie wyceniona i zaskakująco dobrze (zwłaszcza jak na tą cenę) wykonana – model Kubik K7S. Dostępne są także modele podstawkowe oraz, pasujące wzorniczo, kolumny centralne, a nawet subwoofery. Oferta jest więc skierowana zarówno do miłośników systemów stereofonicznych, jak i wielokanałowych i to nie tylko audio, ale i audio-wideo. Kolejne modele podłogówek serii Kubik S to większe wersje poprzednich, z większymi przetwornikami o większej średnicy w rosnących z każdym modelem obudowach. Niezmienny jest jednakże dizajn jako taki – elegancki cokół na regulowanych kolcach, przykręcany 4 śrubami do kolumny. Wszystkie modele mają smukłą sylwetkę, co nie znaczy, że używają jedynie przetworników o niewielkiej średnicy. Woofery basowe, zwłaszcza te w większych modelach, osiągają całkiem słuszne rozmiary, co jest możliwe dzięki instalacji ich w bocznej ściance kolumny. To rozwiązanie daje także teoretycznie dwie możliwości ustawienia kolumn – w wooferami skierowanymi na zewnątrz, bądź do wewnątrz. Producent w instrukcji sugeruje jednakże wyraźnie to drugie rozwiązanie – tak też właśnie testowane kolumny ustawiłem. Z tyłu znajdziemy podwójne terminale głośnikowe firmowo wyposażone w zworki z pozłacanych blaszek. Nie jest to rozwiązanie najlepsze z możliwych, w kolumnach z tego przedziału cenowego jednak normalne. Jak zawsze docelowym użytkownikom sugeruję wymianę blaszek na zworki wykonane z kabelków, bądź po prostu używanie kabli głośnikowych typu bi-wiring. W porównaniu do K5 S testowany model nieco urósł – jest o 6 cm wyższy, 3 cm głębszy, ale szerokość frontu zachował tą samą. Większy o 4 cm (średnicy) jest przetwornik niskotonowy, pozostałe wyglądają na takie same jak w mniejszym modelu. Ogólny kształt kolumny, jak wcześniej już wspomniałem, zastał zachowany, jest jednolity dla całej serii. Do testu otrzymałem parę wykończoną czarnym lakierem piano i muszę przyznać, że prezentowała się ona bardzo elegancko – kolumny wyglądały na pochodzące z wyższej półki niż ta, na której lokuje je ich cena. Dodajmy jeszcze, że kolumny wyposażono w maskownice. Ta frontowa mocowana jest na kołkach, natomiast osobna okrągła dla woofera basowego mocowana jest na wcisk. Oględziny zaliczone na piątkę (jestem starej daty – szóstek nie uznaję), pozostało więc posłuchać, czy brzmienie dorównuje klasą wyglądowi. Płyty użyte do odsłuchu (wybór):
Kubiki wypakowywałem z pudła (jednego, wspólnego dla dwóch kolumn (!), więc ważącego zdrowo ponad 40 kg – użyłbym paru określeń dla tego, kto to wymyślił, ale żadne nie nadaje się do publikacji). Tak się złożyło, że w tym samym dniu przyszła paczka m.in. z nowym winylowym wydaniem Amuzed to Death Rogera Watersa. Płyta, rzec można, kultowa także wśród audiofilów, którzy uwielbiają się popisywać przed znajomymi efektami przestrzennymi, przypisywanymi oczywiście „wypasionemu systemowi”, ale przecież zapisanych na płycie głównie dzięki systemowi QSound i Watersowi, który uwielbiał zaskakiwać takowymi efektami zarówno na płytach solowych, jak i albumach Pink Floyd. QSound Wolałbym pierwszy odsłuch nowego wydania na swoim systemie, by faktycznie ocenić jego jakość, ale skoro płyta przyszła akurat, gdy podłączałem Kubiki, to nie pozostało mi nic innego, jak tylko położyć ją na talerzu Basica pana Janusza Sikory. Wrażenie pierwsze – dobre oddanie przestrzeni, poszczególne efekty (szczekanie psa, prychnięcie pumy [to chyba puma? przynajmniej tak mi się kojarzy], etc.) pokazane mniej więcej tam, gdzie być powinny, a co więcej – oddane zaskakująco realistycznie. Umieszczone z boku woofery dawały dźwiękowi bardzo solidną podstawę basową – dość niskie zejście, dociążenie (choć nie do samego dołu), ale i niezła kontrola, słowem – zestaw zalet nie tak częsty w przypadku niezbyt drogich kolumn. Bardzo naturalnie wypadał zarówno głos samego Watersa, jak i całe mnóstwo innych, pojawiających się na płycie zarówno na pierwszym planie, jak i w tle. Naprawdę zdarzało mi się rozglądać po pokoju szukając osób wypowiadających poszczególne kwestie, a przecież płytę znam prawie na pamięć i rzadko w czasie jej odsłuchu coś mnie faktycznie zaskakuje. Tu było to coś w rodzaju odruchu bezwarunkowego – słysząc tak realistyczny głos ludzki odwracałem się w stronę mówiącego. Tak, w czasie odsłuchu kolumn za 5 tys. złotych. Sam byłem mocno zdziwiony. Gdy pod koniec Late home tonight. Part I nastąpił spodziewany przecież wybuch, to muszę przyznać, że podskoczyłem w fotelu. Wszystko to wskazywało, że francuskie kolumny powinny sprawdzić się doskonale w dwukanałowym (a pewnie i w wielokanałowym) kinie domowym – do tego jeszcze dojdziemy (bo nie omieszkałem sprawdzić). Dźwięk ogólnie wydawał się raczej z gatunku tych nieco cieplejszych i dość gęstych, ale bez popadania w ospałość, bez nadmiernego zwalniania, energetyczny i ze sporą dynamiką. W stereo Kolejne płyty potwierdzały powyższe obserwacje. To kolumny, które zagrają większość płyt dość bezpiecznie. Balans tonalny wydaje się nieco obniżony. To z jednej strony efekt delikatnego wycofania najwyższej góry, z drugiej mocnego średniego/niskiego (ale nie najniższego) basu. To pierwsze to zapewne w pełni świadomy wybór konstruktorów – takie wycofanie i zaokrąglenie góry sprawia, że nawet z dość jasną elektroniką (czyli z dużą częścią z podobnej półki cenowej) nie powinno się dziać nic nieprzyjemnego. Nie powinno być wyostrzeń, chropowatości, dźwięk raczej nie będzie rozjaśniony. Zrobiono to jednak z wyczuciem, dzięki czemu na górze jest nadal sporo detali, blasku, dźwięczności, jest także sporo powietrza. Słowem nie zamknięto, nie stłumiono wysokich by schować ewentualne problemy sprzętu towarzyszącego, czy słabszych nagrań, a jedynie nieco je wygładzono. Gdy dla próby zagrałem kilka płyt CD, na których góra albo jest sucha i bezbarwna, jak na płycie U2, albo wyostrzona, chropowata, jak na starym wydaniu krążka AC/DC, które posiadam z dawnych czasów, to co prawda słuchało się ich nieco lepiej niż np. na moich kolumnach, ale nie na tyle lepiej, żeby słuchanie tych, raczej nie przynoszących chluby ich producentom, krążków stało się nagle przyjemnością. Dostajemy więc coś w rodzaju złotego środka – nagrania słabe zabrzmią nieźle, powiedzmy akceptowalnie (acz cudów nie należy oczekiwać), natomiast przy te dobrze zrealizowane tak też właśnie zabrzmią, dając dużą satysfakcję z odsłuchu. Oczywiście nie znajdziemy tu nadzwyczajnej rozdzielczości, czy selektywności, bo te zarezerwowane są dla dużo droższych konstrukcji. Ale K7S mają do zaoferowania i w tym zakresie wystarczająco dużo, żeby nie stanowiło to problemu przy słuchaniu muzyki, żeby nie psuło przyjemności ze słuchania, by niemal wszystko co zagrają „łatwo wchodziło”. Ujmując rzecz inaczej - to nie są kolumny do analizy dźwięku, ale do czerpania przyjemności ze słuchania ulubionej muzyki. Dół pasma, jak już wspomniałem, jest prowadzony dość mocno. Nie brakuje tu energii, dynamiki. Gdy trzeba Kubiki potrafią zdrowo przyłoić, co radośnie udowadniały choćby na płytach AC/DC i Lee Ritenoura. W niedrogich konstrukcjach, w których woofer wspomaga się bas-refleksem, zwykle bardzo mocno to słyszę i mówiąc szczerze mocno mi to przeszkadza. W tym przypadku i owszem, niewielki „bas-refleksowy” nalot pojawiał się od czasu do czasu, ale nie psuł mi przyjemności ze słuchania. |
Wiem, że może nie brzmi jak pochwała tych kolumn, ale w moim wydaniu i owszem, to jest całkiem mocna pochwała, bo niewiele rzeczy tak psuje mi przyjemność ze słuchania jak buuuuuuuuuczący b-r. Poza nagraniami, które same już serwowały nieco przeciągnięty, niezbyt dobrze zdefiniowany bas (czyli choćby spora część rocka, o popie nawet nie wspomnę), bas był prowadzony dość punktualnie, z niezłą definicją. Choć, jako posiadaczowi kolumn z 15-calowym wooferem, brakowało mi w tym zakresie trochę swobody i lepszego różnicowania. Było to bardziej odczuwalne przy basie akustycznym, niż elektrycznym – kontrabas nie był tak duży, nie miał takiego body do jakiego przyzwyczaiły mnie (ponad 4-krotnie droższe) Matterhorny, a co za tym idzie nie było aż tak długich, pełnych wybrzmień. Lepiej oddana była faza ataku – szarpnięcie strun, niż to co potem robi pudło rezonansowe. Ale już przy basie elektrycznym, czy to na płycie wspomnianego Lee Ritenoura, czy na ostatnim albumie Marcusa Millera, bawiłem się wybornie. Tu szybkie i „ciężkie” szarpnięcia strun elektrycznych basów wypadały naprawdę dobrze. Dużo radości dały mi także płyty bluesowe – pace&rhythm jest bowiem całkiem mocną stroną Kubików, a i ten energetyczny, może nawet radosny sposób prezentacji też sprawdzały się w tej muzyce doskonale. Nieco namysłu wymagało przestudiowanie średnicy. Z jednej strony, jak już wspomniałem, francuskie kolumny bardzo dobrze, powiem więcej - zaskakująco dobrze, radziły sobie z ludzkimi głosami. Dotyczyło to nie tylko płyty Watersa, Bono, czy Briana Johnsona, ale i Louisa Armstronga i Placido Domingo. Namacalne, ciepłe, z bardzo dobrze oddaną barwą, fakturą – każdy kolejny wokal zaskakiwał mnie bardzo pozytywnie. Skoro wokale są tak znakomite, to znaczy, że cała średnica jest fantastyczna, prawda? Hmmm... To nie całkiem tak. Już na Amused to Death zwróciłem uwagę na to, że o ile głosy wypadały znakomicie, o tyle gitara akustyczna niekoniecznie, a przynajmniej nie aż tak realistycznie jak wokale. No ale to jedna płyta (na dodatek nowe, nieznane mi jeszcze wydanie), a przecież gitarę też można nagrać lepiej lub gorzej. Słuchając kolejnych akustycznych nagrań utwierdzałem się jednakże w przekonaniu, że to właśnie wokale są najmocniejszą stroną tych kolumn, a reszta średnicy nie jest aż tak dobra. Czy to gitary, czy skrzypce, czy instrumenty dęte – żadne z nich, na żadnej płycie nie były aż tak przekonujące, tak realistyczne jak prezentacja ludzkich głosów. Nie znaczy to wcale, że było źle. Prezentacja głosów jest po prostu zdecydowanie lepsza niż spodziewałbym się po kolumnach z tego pułapu cenowego, a reszta przypomina, że to taki, a nie inny poziom cenowy. Słowem – z instrumentami akustycznymi K7 S radzą sobie naprawdę dobrze, a z głosami zdecydowanie lepiej niż można oczekiwać. Czy wynika to z tego, że twórcy założyli, że mają to być kolumny do stosowania nie tylko w systemach audio, ale również audio-wideo? Być może. W końcu przy oglądaniu filmów liczą się nie tylko efektowne wybuchy, ale i czytelność dialogów, a tę kolumny gwarantują na naprawdę wysokim poziomie. W kinie Na koniec postanowiłem obejrzeć film wykorzystując swój system wraz z testowanymi kolumnami jako dwukanałowe kino domowe. Wybór padł na film Kingsman, który czekał już chwilę, aż znajdę czas i ochotę na lekkie kino akcji z domieszką brytyjskiego humoru, w dodatku w gwiazdorskiej obsadzie. W końcu kino domowe ma służyć raczej właśnie takim lekkim, efekciarskim produkcjom. Do potwierdzenie dobrej reprodukcji dialogów powinienem co prawda użyć raczej jakiejś polskiej produkcji, bo w nich strona dźwiękowa zwykle jest co najwyżej przyzwoita, a często wręcz słaba i trzeba się bardzo wysilać, by dialogi zrozumieć, ale żadnego nie miałem pod ręką. W oglądanym Kingsmanie dialogi były wzorcowo wręcz czytelne, pozwalając mi śledzić z dziką rozkoszą różne akcenty serwowane przez Michaela Cane'a, sepleniącego (!) Samuela L. Jacksona, czy Colina Firtha. Bawiłem się znakomicie, a Kubiki pokazały, że są doskonałymi partnerami do filmów akcji. A skoro sprawdziły się w tym gatunku, to i w innych na pewno nie zawiodą. Są więc bardzo ciekawą propozycją nie tylko do systemów audio, ale także i audio-wideo. Podsumowanie 5000 złotych - mało to, czy dużo? To oczywiście rzecz względna. Patrząc na sam wygląd to kolumny prezentują się na swoją cenę znakomicie – porządnie wykonane, pięknie wykończone, mają ciekawą formę i będą się naprawdę dobrze wyglądać nawet w eleganckich pokojach. To jakby przeciwieństwo drugiej pary kolumn, które testowałem w tym miesiącu, ponad 10 razy droższych Living Voice’ów, których wygląd nie był tak do końca adekwatny do ceny. Ale Kubiki K7 S nie są bynajmniej produktem dizajnerskim, one nie mają tylko wyglądać, one również i dobrze grają. Sądzę, że zostały pomyślane jako uniwersalne kolumny, które sprawdzą się zarówno w systemach audio jak i audio-video. Pewnie, że nie tych z najwyższej półki, ale przecież przy tej cenie nie o to chodzi. To kolumny dla ludzi, którzy cenią dobry dźwięk, ale nie mają na tym punkcie bzika, potrafią rozpoznać dobre brzmienie, ale nie chcą za to płacić kilkudziesięciu tysięcy. W tym kontekście 5 tysięcy złotych to całkiem rozsądna kwota, jak za kolumny, które zagrają właściwie każdą muzykę i to zagrają dobrze. Delikatnie wygładzą największe wady słabszych nagrań oraz pozwolą docenić klasę tych lepszych. Mocny, czysty, nieźle definiowany bas, raczej ciepła, gęsta średnica absolutnie wyróżniającą się prezentacją ludzkich głosów oraz detaliczna, otwarta góra sprawdzą się i przy odsłuchu ulubionej płyty i gdy przyjdzie nam obejrzeć 23. część, dajmy na to, Transformersów. Większości osób, poza skromną przecież grupką „freaków” audio, to w zupełności wystarczy. Powiem więcej – większość osób będzie wręcz bardzo zadowolona z tego zakupu i nigdy nie poczuje nawet pokusy szukania czegoś lepszego, bo kolumny Advance Acoustic oferują poziom, który wcale do tego nie będzie ich zachęcał. K7 S to drugi od dołu, podłogowy model kolumn francuskiej firmy Advance Acoustic z serii Kubik S. To konstrukcja trójdrożna w obudowie wentylowanej bas-refleksem skierowanym do przodu. Dizajn obudowy jest właściwie identyczny dla wszystkich modeli z tej serii, z tym, że każdy kolejny, wyższy model jest nieco większy od poprzedniego i wykorzystuje większe i/lub więcej przetworników. Cechą charakterystyczną jest dodatkowa płyta wykonana z MDF-u na froncie do której od tyłu przykręcone są przetworniki (wysoko i średniotonowy), dzięki czemu na froncie nie widać mocujących śrub. Oczywiście dodatkowa płyta to także większa sztywność frontu kolumny. Wszystkie modele wyposażono w wąskie fronty. Jest to możliwe dzięki montowaniu woofera basowego na bocznej ściance kolumny, co daje dwie możliwości ich ustawienie – z wooferami skierowanymi do wewnątrz lub na zewnątrz. Producent zaleca to pierwsze ustawienie, ale eksperymenty w konkretnym pomieszczeniu zawsze są wskazane. Model K7 S wyposażono w 21 cm woofer z membraną z powlekanego papieru pracujący w komorze obciążonej bas-refleksem. Użytkownik dostaje do dyspozycji okrągłą maskownicę montowaną na wcisk, którą łatwo można zdjąć do odsłuchu, albo pozostawić na stałe (co podnosi walory estetyczne kolumny). 13 cm przetwornik średniotonowy umieszczony jest niemal przy samej górnej krawędzi wąskiej płyty frontowej, a 2,5 cm kopułka wysokotonowa poniżej. Te dwa przetworniki pracują w osobnej, zamkniętej komorze. Poniżej znajduje się spory port bas-refleksu. Kolejną cechą charakterystyczną wszystkich modeli z tej serii jest przekręcany 4 śrubami cokół, do którego wkręca się regulowane kolce. Cokół ma obrys większy od samej kolumny co po pierwsze poprawia stabilność dość wysokiej kolumny, a po drugie ma także walor estetyczny. Z tyłu umieszczono podwójne gniazda głośnikowe dające możliwość zastosowania bi-wiringu lub bi-ampingu. Kolumny dostarczane są z firmowymi zworkami – pozłacanymi, płaskimi blaszkami. Dane techniczne (wg producenta) Moc maksymalna: 150 W Dystrybucja w Polsce: DOŁĄCZ DO NAS NA TWITTERZE: UNIKATOWE ZDJĘCIA, SZYBKIE INFORMACJE, POWIADOMIENIA O NOWOŚCIACH!!! |
- Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta - Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa - Końcówka mocy Modwright KWA100SE - Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100 - Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11 - Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator |
- Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM) - Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC - Kolumny: Bastanis Matterhorn - Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr - Słuchawki: Audeze LCD3 - Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako - Przewód głośnikowy - LessLoss Anchorwave - Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3 |
- Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence - Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R) - Stolik: Rogoż Audio 4SB2N - Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity