Wzmacniacz zintegrowany + DAC
Accuphase
Producent: ACCUPHASE LABORATORY, Inc. |
bserwując przez ostatnie kilkanaście lat rozwój firmy Accuphase, przez długi czas nie doceniałem jej podejścia do projektowania urządzeń audio. Co stało w jawnej sprzeczności z moim szacunkiem do samych produktów. Były one, są i zapewne będą wzorcem jakości wykonania, rozplanowania, inżynierskiej sprawności oraz solidności. Patrzeć na nie, patrzeć na to, jak są zbudowane to prawdziwa przyjemność. Zapewne dlatego urządzenia z drugiej ręki ze znaczkiem „Accuphase” są wysoko wyceniane i wciąż są na nie chętni. Niemałą rolę gra także żywotność tych urządzeń – dzięki wysokiej klasy budowie, dobremu wykonaniu i zastosowanym podzespołom rzadko się psują. Rozdźwięk, jaki się wyłaniał z porównania sposobu pracy tej firmy i jej produktami polegał na nieufności, jaką czuję w stosunku tych, którzy polegają na parametrach mierzalnych, wynosząc je na piedestał. W latach 70. tak działała niemal cała branża i dopiero renesans lamp, z ich wręcz bezczelnymi zniekształceniami, wymusił przewartościowanie efektów pracy firm audio, a w rezultacie ponowną zmianę jakościową dźwięku, znaczący krok do przodu. Chodziło o dość prostą w gruncie rzeczy konstatację: znakomita większość urządzeń zbudowanych jedynie w oparciu o wybrane pomiary, w dodatku arbitralnie dobrane i zinterpretowane, także jeśli chodzi o ich korelację ze sobą, brzmiała nijako – w martwy, jasny, pusty sposób. W kontraście do tego stawiano urządzenia lampowe, z ich miękkim, naturalnym, pełnym dźwiękiem, w którym „czuć” było ludzi z krwi i kości. Kilka dekad później jesteśmy zupełnie gdzie indziej, w znacząco odmiennej sytuacji. W tym kontekście zaskakujące jest to, a dotyczy to obydwu typów wzmocnienia sygnału, bo o nim w tej chwili mowa, że w obydwu przypadkach pomogło to samo: solidna, kreatywna, twórcza inżynieria. Okazało się to, co było wiadome, a czego nie potrafiono jednak właściwie zinterpretować, tj. dobre parametry mierzalne, naprawdę pomagają w uzyskaniu dobrego dźwięku. Czasem można coś z nich poświęcić, ale nigdy wszystko. Kluczem okazało się jednak inne podejście do pomiarów i skorelowanie ich z testami odsłuchowymi. Dzięki temu podejściu znacząco poprawiono zasilanie urządzeń, ich budowę mechaniczną, ochronę przed promieniowaniem EMI i RF, zwiększono również stosunek sygnału do szumu, tłumienie wyjścia i zmniejszono zniekształcenia. Zrobiono to jednak inaczej niż kiedyś – w latach 70. i 80. po prostu pogłębiano sprzężenie zwrotne, co rujnowało dźwięk. Teraz wiadomo, że sprzężenie zwrotne da się poprowadzić tak, aby naprawdę pomagało – tak jest we wzmacniaczach szwajcarskiego Soulution, amerykańskiego Bouldera i japońskiego Accuphase’a. Trzeba jednak wiedzieć, jak to zrobić i trzeba uważać z głębokością. Zmniejszenie szumów w produktach Accu, także w E-470, polega na skróceniu ścieżki, wyeliminowaniu niepotrzebnych styków, poprawieniu zasilania. Dużą rolę gra także poprawiony układ AVVA, rozbudowany system, zastępujący potencjometr lub układ scalony, tłumiki stosowane przez innych producentów. Dlatego też, patrząc teraz na informacje przysłane przez producenta, w których dokładnie opisane są wszystkie zmiany w stosunku do poprzednika, modelu E-460, rozumiem, co robi i słyszę, jakie są tego efekty. Ale musiało chyba upłynąć sporo czasu, żeby te zabiegi wprost i bezpośrednio zmieniały na lepsze dźwięk w kluczowych aspektach, wśród których najważniejsze są głębia, pełnia, płynność i różnicowanie. Wraz ze wzmacniaczem zintegrowanym E-470 poprosiłem również o kolejną nowość, świeżutki, pierwszy w Europie i szósty na świecie, przetwornik cyfrowo-analogowy DC-37. Wydał mi się on naturalnym partnerem dla E-470. Choć wydawało mi się, że to pierwszy w historii tego producenta DAC, dla którego nie ma dedykowanego mu transportu CD lub SACD, pan Suzuki (w ramce poniżej) przypomniał, że tak naprawdę był już kiedyś wolnostojący DAC tej firmy, model DC-61 z 1996 roku. Wszystkie pozostałe „daki” były zaś częścią cyfrowego, topowego źródła, składającego się z transportu i konwertera D/A. Tym razem dostajemy wolnostojący DAC. Ma on oprócz klasycznych wejść, jak również wejścia HS-LINK, wejście USB – w tych czasach chyba najważniejsze. Obsługiwany przez układ Bravo SA9227 pozwala na przesłanie do przetwornika sygnału PCM do 32 bitów i 384 kHz (tj. sygnału DXD) oraz DSD64 i DSD128. Pokazuje on częstotliwość próbkowania na ładnym wyświetlaczu, ale także ilość bitów – rzecz unikatowa. Ma on regulowany, w domenie cyfrowej, poziom wyjściowy, można go więc podłączyć bezpośrednio do końcówki mocy. W moim systemie grał jednak jako czysty DAC. Do przesyłu sygnału z transportu CD użyłem kabla Siltech Golden Eagle 75 Double Crown, a do zasilania kabla sieciowego Crystal Cable Golden Dream. Z komputera sygnał dostarczany był kablem USB Acoustic Revive USB-5.0SPS. Zanim jednak usiądą państwo do odsłuchów wzmacniacza Accuphase’a, dowolnego, trzeba mu poświęcić trochę czasu. Tak wybitne parametry mierzalne, jakie są osiągane w nowych urządzeniach tego producenta bazują na pracy komponentów w stabilnej temperaturze, po uformowaniu się kondensatorów, ustaleniu połączeń w miejscach lutu, ustaleniu się mechanicznej struktury transformatora zasilającego itd. Oznacza to, że nowy wzmacniacz nie zagra tak dobrze, jak taki, który pracował już przez jakiś czas. Proces ten, nazywany „wygrzewaniem”, jest konieczny w każdym przypadku, ale tutaj jest szczególnie ważny. Nowe produkty Accuphase powinny grać przez dwa, trzy tygodnie, zanim usiądziemy do odsłuchów. To nie koniec. Niezależnie od tego, czy nasze serce jest zielone, czy nie, musimy wziąć pod uwagę, że przed odsłuchami wzmacniacze, w tym E-470, powinny był włączone przez kilka godzin. Nie muszą grać, wystarczy, aby były „pod prądem”. Tak naprawdę w ogóle nie powinno się ich wyłączać. Na szczęście mówimy o klasie AB, bez sygnału wejściowego, a więc zużycie energii będzie minimalne. I w dodatku naprawdę warto – efekty każą nam zapomnieć o bożym świecie. MARK M. SUZUKI WOJCIECH PACUŁA: Jaki cel został postawiony przez inżynierami podczas prac nad E-470? A proszę powiedzieć, dlaczego zdecydowaliście się wprowadzić do sprzedaży pierwszy w historii Accuphase’a wolnostojący DAC bez towarzyszącego mu transportu? W jaki sposób można jeszcze bardziej poprawić „Damping Factor”, albo obniżyć szumy – czy to w ogóle możliwe w tego typu produkcie? Czy Accuphase będzie miał wzmacniacz słuchawkowy? A gramofon? – ostatecznie wkładkę i przedwzmacniacz gramofonowy już jest… Nagrania użyte w teście (wybór):
Jednym z podstawowych aksjomatów świata audio jest „przede wszystkim: nie szkodzić”, a przynajmniej tak go można streścić. W jego bardziej rozwiniętej formie chodzi o to, aby produkty audio w możliwie najmniejszy sposób ingerowały w sygnał, który odtwarzają/wzmacniają/reprodukują. Piękny ideał i jak każdy – nieosiągalny. Dlatego nie ma jednej obowiązującej wykładni brzmienia, nie ma jednego, wspólnego dla wszystkich wzorca – miejsce w Sèvres pod Paryżem przeznaczone dla dźwięku reprodukowanego przez urządzenia jest puste. Zaraz obok niego leży sobie wygodnie wzorzec „zewnętrzny”, tj. dźwięk nieamplifikowanych instrumentów grających na żywo. Jest on jednak tylko punktem odniesienia, a nie celem samym w sobie. Wśród wielu powodów tego stanu rzeczy, główny (moim zdaniem) jest taki: rejestracja dźwięku, a potem miks i mastering materiału, na jego wydaniu skończywszy to odrębna dziedzina sztuki, a opublikowane nagranie (w formie płyty lub pliku, to nie ma w tym momencie znaczenia) jest czymś innym niż wydarzenie na żywo. Nawet tzw. „dokumenty dźwiękowe”, jak o swoich realizacjach mówił np. Kostas Metaxas, są kreacjami – na podobnych zasadach, co fotografia i film dokumentalny. Tak potraktowane, najlepsze nagrania pozwalają zwiesić niewiarę i wciągają nas do wnętrza muzyki. Oddziałują na nasze emocje. Robią to przez takie podanie dźwięku, przez odwołanie do różnych elementów z grania „live” i włączenie je w kreację danego realizatora lub/i producenta, że choć wiemy, iż mamy do czynienia z nagraniem, „kupujemy” to. Dokładnie tak samo rzecz ma się z produktami audio. W świecie idealnym (raju?) nic od siebie by nie dokładały, a jedynie pozwalały muzyce przez siebie „przepływać”. I znowu – ideał piękny, ale nierealny, bo przecież ograniczeni jesteśmy fizyką, możliwościami technicznymi, talentem projektantów, zamierzeniami firm i pieniędzmi. Dlatego też udane produkty audio, to te, które modyfikując dźwięk, robią to w sposób, który wyzwala w nas emocje, ów stan, w którym przepychamy w tył głowy świadomość, że to tylko „puszka”, a nie coś realnego i słuchamy muzyki jak dzieci, bez uprzedzeń. A przypadek Accuphase’a jest szczególny, ponieważ mówimy o inżynierach, którzy do dźwięku podchodzą, jak do każdego innego problemu technicznego. Urządzenia audio to dla nich „czarne skrzynki” z wejściem i wyjściem, które muszą spełnić założenia techniczne, tj. powinny mierzyć jak najlepiej. Jest jednak i znacząca modyfikacja w stosunku do lat 70., kiedy w magazynach audio nie publikowano subiektywnych testów odsłuchowych, a jedynie pomiary, z których wynikało, że właściwie wszystkie wzmacniacze grają tak samo (tak niestety uważano). To założenie, według którego pewne elementy, które nie są jeszcze dokładnie zbadane, ale których zachowanie się jest raportowane w odsłuchach subiektywnych, warto stosować. Jak sztywna struktura obudowy, nóżki antywibracyjne, „przerośnięty” zasilacz, krótka ścieżka sygnału, unikanie styków. W przypadku nowych produktów tego producenta, w tym E-470, dało to dźwięk, który jest lepszy niż kiedykolwiek wcześniej. Wzmacniacz E-470 jest integrą Accuphase’a, która mi się najbardziej podoba, najlepiej trafia do mojego sposobu rozumienia dźwięku, współgra z tym, jak ja go przeżywam. E-600, topowy wzmacniacz zintegrowany tej firmy, z końcówką mocy pracującą w klasie A, jest pod paroma względami jeszcze lepszy. Szanuję tę konstrukcję i podziwiam. Ale jeśli miałbym wybierać coś dla siebie, do swojego systemu, to wybrałbym E-470. Skorzystałbym w ten sposób z tego, o czym pisałem na początku – każdy musi sam wybrać swoją własną ścieżkę i wcale nie musi być ona „obiektywnie” najlepsza. Wystarczy, że jest najlepsza dla nas. Testowany wzmacniacz gra gęstym, niemal ciepłym dźwiękiem. Jego balans tonalny jest nieco przesunięty w kierunku niskiej średnicy, a średni bas ma więcej energii niż reszta pasma. Głębia dźwięku, a także sceny dźwiękowej, jest wybitna. Tutaj naprawdę coś się dzieje, to nie są ruchy pozorne, jakieś oszukiwanie. Zmieniamy płytę i od razu słyszymy, co się w realizacji zmieniło. Podobnie jest, jeśli na tej samej płycie mamy różne sesje, np. jak na The Jazz Keyboards of…, na której zamieszczono nagrania czterech pianistów z ery pre-jazzu, tj. z lat 1946, 1947 i 1953: Lenniego Tristano, Joego Bushkina, Bobby’ego Scotta i Mariana McPartlanda. Płyta wydana w Japonii przez Savoy Records, jest doskonałym przykładem na to, że dobra muzyka, byle starannie przetransferowana, wymyka się ograniczeniom techniki. Bo choć najstarsze nagrania brzmią najgorzej, to z Accuphasem były gęste od znaczeń, muzyki i coś znaczyły. Ale i z nowymi nagraniami brzmienie było „znaczące”. E-470 nakłada na wszystkie swoją własną „pieczęć”, w postaci dogęszczenia, nasycenia, dociążenia. Ale to modyfikacja strukturalna, wszystkie nagrania tak są modyfikowane i nie powoduje to ujednolicenia brzmienia. W obydwu wokale są mocno wyciągnięte na wierzch i mają wyraźnie przesterowane sybilanty (tj. często „syczą”). Accuphase nie wycofuje góry, ale podaje ją w dość słodki sposób, jakby lekko zaokrąglał atak. Jej energia jest więc wysoka i niczego mi w niej nie brakowało. Nie dochodzi jednak do wyraźnego uwydatnienia bolączek płyt. Wzmacniacz znakomicie, plastycznie pokazuje scenę dźwiękową i jeśli – jak w otwierającym płytę Royal Blood utworze Out Of The Black - gitarę (właściwie piec gitarowy) ustawiono dość daleko z tyłu, to tak został pokazany. Nie był jednak pomniejszony, nie był bardziej płaski. Po prostu słychać było, że jest dalej. Z Edem było podobnie – wokal został pokazany bardzo blisko nas, ale bez narzucania się. Było dobrze. Przydała się bardzo wysoka dynamika urządzenia. Podawana od niechcenia, pod spodem, pod muzyką, nigdy nie przykuwa do siebie uwagi, robi swoje. |
Choć wyciągnąłem na wierzch parę cech jego brzmienia, tak naprawdę słuchając Accuphase’a nie jest się popychanym do analizy dźwięku. To nie ten przypadek. Różnice w nagraniach, akustyce, barwie, sposobie realizacji itp. wychodzą od razu, ale jako coś, co jest związane z samą muzyką, co stanowi część większego pakietu – nagrania. Ale też od razu słychać, że mamy sporo basu, że jest on ładnie prowadzony i że nigdy nie brakuje wzmacniaczowi mocy. Niskie dźwięki mają raczej aksamitny charakter niż konturowy, co odróżnia go od E-600, który wyraźniej podawał definicję każdego dźwięku. Ale, trzeba o tym powiedzieć, tylko jeśli pomieszczenie nie było za duże, a kolumny zbyt trudne. Wyższa moc E-470 powoduje, że jest on bardziej uniwersalnym urządzeniem. W specjalnie dobranym systemie E-600 zagra bas nieco wyraźniej, w bardziej selektywny sposób. E-470 ładniej pokazuje też następstwo nisko osadzonych dźwięków, to jak się ze sobą łączą. W obydwu przypadkach trudno było jednak mówić o basie jako takim, ponieważ stanowił on niepodzielną całość z resztą pasma. Jeślibym musiał jednak wskazać na urządzenie, którego integracja najbardziej mi odpowiadała, byłby to E-470. Bez żalu poświęcam bowiem – jeśli trzeba – selektywność w imię spójności. Jeśli chcemy mieć i to, i to – musimy sięgnąć po dzielone systemy, może nawet po końcówkę A-70. DC-37 DC-37 jest doskonale wyposażony i funkcjonalny. Jego budowa jest znakomita, a dbałość o szczegóły poświadcza opinie, jaka mamy o Japończykach: są w tym mistrzami. O tym, że firma serio traktuje wszystkie swoje produkty niech świadczy chociażby fakt, iż drivery dla wejścia USB zostały wytłoczone na płycie Compact Disc z danymi, a nie wypalone na CD-R, jak to ma niemal zawsze miejsce. Pokazuje to również skalę, w jakiej firma ta pracuje – nie ma mowy o garażu. Podobnie jak wykonanie i wyposażenie, także dźwięk przetwornika jest przemyślany w każdym szczególe. Brzmienie skoncentrowane jest na pierwszym planie, który jest przysuwany do słuchacza, często wręcz chciałoby się sięgnąć ręką po instrument, jak to ma miejsce w kinie, na filmach 3D, z efektami specjalnie „podkręconymi” pod tym kątem. Pomaga w tym duża energia dźwięku, jaką dostajemy, z dowolnym źródłem. To nie jest ciepłe, ani ospałe granie. raczej konturowe, raczej podkręcone i mocne. Atak też tu jest delikatnie zaokrąglony, ale zaraz za nim idzie mocna energia, przez co DAC brzmi inaczej niż sam E-470. Bardzo blisko mu do tego, co zapamiętałem z odtwarzacza DP-720. Wszystkie wejścia cyfrowe są w DC-37 traktowane tak samo, tj. kompetentnie. Jeślibym miał jednak wskazać na jedno, które szczególnie mi się podobało, byłoby to wejście USB. Rzecz szczególna, ponieważ zwykle odstaje ono od wejść S/PDIF RCA i BNC. Tutaj miało lepszą gęstość i płynność. Szczególnie dobrze zabrzmiały z nim nagrania DSD. Od jakiegoś czasu format ten staje się wiodący dla audiofilskiego zakątka galaktyki i choć to wciąż maleńki wycinek rynku w ogóle, to niebywale pociągający. Płyta Zemsta nietoperzy grupy Dżem, fantastycznie przygotowana ze stereofonicznej taśmy-matki przez Damiana Lipińskiego w DSD (nie wiadomo niestety, czy, a jeśli tak, to w jakiej formie, się ukaże), zagrała znacznie lepiej niż specjalnie dla mnie przygotowany plik PCM w jakości CD. Była gładsza, gęstsza, normalniejsza. Lekko podkreślone wysokie tony, szczególnie słyszalne w głosie Ryszarda Riedla, nie były już tak dominujące. Bas urządzeni jest dynamiczny i precyzyjny. Słychać, że chodziło o jak najlepszą definicję tego zakresu i to się udało. Jego średni zakres ma ogromną energię, tj. podrywa cały dźwięk. A wcale nie słychać tego, jak podbarwienia – to czysta energia. Najlepiej zabrzmiał z nagraniami DSD, ale i PCM o jakości CD było bardzo dobre. Taki sposób podawania dźwięku określa to urządzenie w ogóle. To bardzo czysty dźwięk, rozdzielczy i selektywny. Urządzenie jest bajecznie przyjemne w obsłudze. Podsumowanie Z dumą ustawiłbym E-470 w redakcyjnym systemie referencyjnym nr 2, z kolumnami Graham Audio LS5/9, okablowaniem Siltecha i gramofonem analogowym w roli głównego źródła. To wzmacniacz o wielu zaletach, wśród których jedna jest najważniejsza: prezentuje muzykę w przyjemny, naturalny sposób, nie zapominając o różnicowaniu. E-470 wpasuje się w każdy system, w którym najważniejsza jest płynność, muzykalność, gęstość. Ma wystarczająca moc, aby w równie dobry sposób zagrać w dużych pomieszczeniach i z trudnymi kolumnami, w czym E-600 niestety nie jest go w stanie dogonić – moc jest moc. To piękny przykład połączenia inżynierii w dziedzinie mechaniki oraz elektroniki z wyczuciem muzyki. Ten sam poziom wykonania charakteryzuje przetwornik cyfrowo-analogowy DC-37. DAC Accuphase’a najlepiej sprawdza się z plikami wysokiej rozdzielczości, szczególnie przesyłanymi przez wejście USB. Z dobrym odtwarzaczem plików, w postaci Arendera X100L lub Auralica Aries stworzy niezwykle przyjemny zestaw. A w przyszłości można go rozbudować o transport Accuphase’a i odtwarzać płyty CD i SACD, korzystając z łącza HS-LINK. Każdy, kto u mnie widział Accuphase’a, zarówno tę parę, jak i dowolne urządzenie w przeszłości wzdychał na ich widok z szacunkiem. Nawet jeśli jego pasją były wzmacniacze lampowe, najlepiej wykonane samodzielnie, na desce do prasowania. Wszystko w projekcie E-470 i DC-37 jest bowiem perfekcyjnie wykonane i dopasowane. E-470 Bryła tego urządzenia jest klasyczna dla wzmacniaczy zintegrowanych tego producenta, które weszły na rynek w XXI wieku. Przednia ścianka ma złocisty, szampański kolor, a pośrodku, pod szklaną płytką, umieszczono podświetlane, wychyłowe wskaźniki mocy wyjściowej. W rzeczywistości to VU-metry, wskazujące, jak mocno wysterowana została końcówka mocy – pracują nawet jeśli odepniemy kable głośnikowe. Siłę głosu wskazuje wycięcie na gałce po prawej stronie, ale wyraźniej pokazana jest na bursztynowym alfanumerycznym wyświetlaczu na modułach LED (wyskalowana została w dB). Jeśli do urządzenia wepniemy opcjonalną płytkę przetwornika cyfrowo-analogowego DAC-40, wówczas odczytamy tam częstotliwość próbkowania sygnału cyfrowego. Kolejnymi kolorami określono logo firmy (na zielono) i diody związane z różnego rodzaju przyciskami – aktywacją wyjść głośnikowych, zmiany fazy absolutnej, aktywację regulacji barwy dźwięku. tryb monofoniczny i wejście bezpośrednio na końcówkę mocy (na czerwono). Przy gałce zmiany wejść są dyskretne, czerwone diody LED. Pod uchylną klapką mamy multum dodatkowych regulacji i przełączników. Tutaj wybierzemy rodzaj wkładki, jeśli zamontowaliśmy opcjonalny przedwzmacniacz gramofonowy DA-30, zmienimy barwę dźwięku i balans. Jest tego naprawdę mnóstwo. To urządzenie o wzorcowej funkcjonalności. Dlatego mamy w nim całą gamę wejść i wyjść. Jest pięć wejść liniowych, dodatkowo wejście z pętlą do nagrywania oraz wejście na końcówkę mocy i wyjście z przedwzmacniacza – wszystkie niezbalansowane, na gniazdach RCA. Pod spodem jest jednak sekcja z łączami zbalansowanymi – dwoma wejściami liniowymi (HOT=3) oraz wejściem na końcówkę mocy i wyjściem z przedwzmacniacza. Przy wejściu na końcówkę ulokowano przełącznik, pozwalający na zmianę fazy absolutnej – Accuphase należy do nielicznej, wciąż kurczącej się grupy, która konsekwentnie okablowuje wejścia XLR według „amerykańskiego” modelu, przyjętego również w Japonii, gdzie pinem „gorącym jest „3”, a nie „2”. Teraz można to zmienić samodzielnie. Trzeba dodać również, że gniazda głośnikowe są wyjątkowo duże i poręczne. Jeśli lubimy bi-wiring, to rzecz jest prosta – dostajemy dwie pary zacisków na kanał. Wnętrze to popis możliwości Japończyków. Urządzenie zostało podzielone ekranami na funkcjonalne moduły. Pośrodku umieszczono dodatkowo zaekranowany, duży transformator toroidalny, z kilkoma uzwojeniami wtórnymi, a także dwa duże kondensatory filtrujące napięcie. Z tyłu mamy płytkę z wejściami, przełączanymi w przekaźnikach oraz układ zabezpieczający wyjścia. Zaraz za nimi zastosowano bufory wejściowe, na układach scalonych, pracujące w układzie MCS, tj. z kilkoma równoległymi biegami, których wyjście zostało połączone. Zastosowano w nim, zamiast przekaźników, tranzystory MOS-FET. Firma kładzie na to duży nacisk, mówiąc, że zmniejszono dzięki temu szumy i zwiększono trwałość urządzenia. Z przodu, za przednią ścianką, mamy układ AVAA, tj. regulację siły głosu. To specjalny układ, w którym sygnał napięciowy zamieniany jest na prądowy, regulowany i na powrót konwertowany na napięciowy. Daje to bardzo niskie szumy i niemal niezmienną impedancję wyjściową i wyjściową, niezależne od aktualnego tłumienia. Charakterystyczne dla tego producenta jest to, że nie stosuje jakiś wyrafinowanych, rzadkich podzespołów. W zamian za to bardzo starannie dobiera elementy tak, aby spełniały założone parametry. DC-37 DAC jest zbudowany równie solidnie. Na jego przedniej ściance mamy wygodne przyciski zmieniające wejście oraz trzy wyświetlacze: częstotliwości próbkowania sygnału wejściowego, długość słowa i siłę głosu. Te ostatnią zmieniamy dwoma przyciskami. Duża podłużna dioda wskazuje, czy urządzenie zsynchronizowało się z sygnałem wejściowym. Do dyspozycji dostajemy sześć wejść: USB, 2 x RCA, 2 x Toslink, HS-LINK. Pierwsze i ostatnie przenoszą sygnał do 32 bitów i 384 kHz, a także DSD128, koaksjalne do 24/192, a optyczne 24/96. Wyjścia są zbalansowane i niezbalansowane. Przy tych pierwszych jest przełącznik zmieniający ich fazę absolutną. Sekcja cyfrowa oparta jest o odbiornik USB Bravo SA9227 i kość Xilinxa. To w tej drugiej umieszczono filtry cyfrowe i układy pomocnicze, w tym MDSD dla sygnału DSD. Dzięki niemu, przy odtwarzaniu sygnału tego typu, nie ma w torze żadnych filtrów. Konwersją cyfry na analog zajmują się dwa, ośmiokanałowe układy ESS ES9018S, po jednym na kanał (L i R). Ich wyjścia są obsługiwane przez zmultiplikowany układ o nazwie MDS++, którego wyjścia są łączone, a przez to zmniejszane zniekształcenia. Osobno prowadzone są sekcje zbalansowana i niezbalansowana. W torze pracują układy scalone. Z przodu umieszczono zasilacz, z oddzielnymi transformatorami dla sekcji „procesora” i samego DAC-a. Dane techniczne (wg producenta) Moc wyjściowa: Dystrybucja w Polsce: DOŁĄCZ DO NAS NA TWITTERZE: UNIKATOWE ZDJĘCIA, SZYBKIE INFORMACJE, POWIADOMIENIA O NOWOŚCIACH!!! |
SYSTEM A ŻRÓDŁA ANALOGOWE - Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version] - Wkładki: Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ - Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ ŻRÓDŁA CYFROWE - Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ - Odtwarzacz multiformatowy: Cambridge Audio Azur 752BD WZMACNIACZE - Przedwzmacniacz liniowy: Polaris III [Custom Version] + zasilacz AC Regenerator, wersja z klasycznym zasilaczem, recenzja TUTAJ - Wzmacniacz mocy: Soulution 710 - Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ AUDIO KOMPUTEROWE - Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-901 - Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ - Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ - Router: Liksys WAG320N - Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB |
KOLUMNY - Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ - Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands - Filtr: SPEC RSP-301 OKABLOWANIE System I - Interkonekty: Siltech ROYAL SIGNATURE SERIES DOUBLE CROWN EMPRESS, czytaj TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 7N-DA2090 SPECIALE, recenzja TUTAJ - Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ System II - Interkonekty: Acoustic Revive RCA-1.0PA | XLR-1.0PA II - Kable głośnikowe: Acoustic Revive SPC-PA SIEĆ System I - Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9300, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: Acoustic Revive RTP-4eu Ultimate, recenzja TUTAJ - System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R) System II - Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R (x 4 ), recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: Oyaide MTS-4e, recenzja TUTAJ |
AKCESORIA ANTYWIBRACYJNE - Stolik: Finite Elemente PAGODE EDITION, opis TUTAJ/wszystkie elementy - Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny - Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ - Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ - Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4 SŁUCHAWKI - Wzmacniacze słuchawkowe: Bakoon Products HPA-21, test TUTAJ | Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ - Słuchawki: Ultrasone EDITION 5, test TUTAJ | HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ - Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ - Kable słuchawkowe: Forza AudioWorks NOIR, test TUTAJ CZYSTA PRZYJEMNOŚĆ - Radio: Tivoli Audio Model One |
SYSTEM B Gramofon: Pro-Ject 1 XPRESSION CARBON CLASSIC/Ortofon M SILVER, test TUTAJ Przedwzmacniacz gramofonowy: Linear Audio Research LPS-1 Odtwarzacz plików: coctailAudio X10, test TUTAJ Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS-300 X (SP) [Custom Version, test TUTAJ Kolumny: Graham Audio LS5/9 (na oryginalnych standach), test TUTAJ Słuchawki: Audeze LCD-3, test TUTAJ Interkonekty RCA: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY 550i Kable głośnikowe: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY 550l Kabel sieciowy (do listwy): KBL Sound RED EYE, test TUTAJ Kabel sieciowy: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY SPX-380 Listwa sieciowa: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR, test TUTAJ Platforma antywibracyjna: Pro Audio Bono |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity