pl | en
Test
Wzmacniacz zintegrowany
Accuphase E-360

Cena (w Polsce): 27 900 zł

Producent: Accuphase Laboratory, Inc.

Kontakt:
2-14-10 Shin-ishikawa, |Aoba-ku,Yokohama
225-8508 Japan
tel.: +81-45-901-2771 | fax: +81-45-901-8959
Strona producenta: www.accuphase.com
Polska strona producenta: www.accuphase.pl

Kraj pochodzenia: Japonia

Urządzenie do testu dostarczyła firma: Eter Audio

Tekst: Marek Dyba
Zdjęcia: Accuphase

Data publikacji: 1. maja 2012, No. 97




Dla mnie, miłośnika lamp, Japonia to przede wszystkim kraj jednych z najlepszych, a może i najlepszych wzmacniaczy z bańkami próżniowymi na pokładzie. Kto z audiofilów nie zna takich marek jak Kondo, Shindo, Wavac, czy Air Tight? Nie są one obce nawet tym, którzy sami wolą urządzenia solid-state. Ale przecież Japonia to nie tylko lampy. Całkiem niedawno pan Kazuo Kiuchi zaszokował fanów marki Reimyo zastępując w ofercie lampowe monobloki wzmacniaczem tranzystorowym (z braku lamp 300B marki Western Electric). Na rynku urządzeń budżetowych i średnio-budżetowych natomiast wciąż sprzedaje się sporo Yamah czy Denonów.
Jest jednak marka, która istnieje już 40 lat i której specjalnością są urządzenia solid-state, a jej nazwę także zna pewnie niemal każdy audiofil na ziemi – to oczywiście Accuphase. Nawet jeśli, w przeciwieństwie do większości japońskich marek, ta nie używa lamp w swoich urządzeniach, to jednak poza tym wcale się tak bardzo od innych nie różni. W jej ofercie także widać ogromne przywiązanie do tradycji, które bywa czasem nazywane wręcz konserwatyzmem, niebywałą dbałość o szczegóły oraz niezwykle poważne podejście do klienta. To pierwsze dotyczy przede wszystkim wyglądu – lata mijają, a Accuphase'y wciąż mają szampańskie fronty, z podświetlanymi, wychyłowymi wskaźnikami, czy odchylaną klapką skrywającą większość przycisków. To drugie to absolutnie najwyższa jakość wykonania, a dotyczy to zarówno obudowy każdego urządzenia jak i jego wnętrza, które można stawiać za wzór dobrego rozplanowania i wybornego wykonania, innym producentom. A poważne podejście do klienta to przede wszystkim wypuszczanie na rynek dopracowanych, niezawodnych urządzeń, które mogą cieszyć oko i służyć właścicielowi przez wiele, wiele lat. Nie jest to oczywiście jedyna firma na świecie, która tak podchodzi do swoich produktów i do swoich klientów, ale podobnych do niej jest niestety stosunkowo niewiele; cała reszta naprawdę mogłaby skorzystać z tak dobrych wzorców.

Japoński tradycjonalizm dotyczy tylko pewnych elementów składających się na produkt końcowy Accuphase'a. Oczywiście podobny wygląd wszystkich urządzeń to jedno, pietyzm wykonania to drugie, ale już jeśli chodzi o kwestie techniczne, to nie ma mowy o trzymaniu się ciągle tych samych rozwiązań. Przykładem jest choćby, stosowany od jakiegoś czasu, układ regulacji siły głosu AAVA (Accuphase Analog Vari-gain Amplifier), odmienny od wszelkich rozwiązań stosowanych przez konkurencję. Układ opisywano już wiele razy, więc ograniczę się jedynie do przypomnienia najważniejszej w sumie kwestii – regulacja głośności odbywa się w domenie analogowej i nie w opornikach. Skoro powstają coraz nowsze modele, wypierające z oferty starsze, to także znak, że dział R&D Accuphase'a aktywnie poszukuje nowych, lepszych rozwiązań. A skoro firma przez tyle lat utrzymuje się na topie, to widocznie musi robić coś co najmniej bardzo dobrze. Testowany przeze mnie wzmacniacz zintegrowany E-360 to kolejny tego przykład.

Do tej pory pisaliśmy o firmie Accuphase:

  • WYWIAD: Jim S. Saito – dyrektor zarządu Yasumasa Ishizuka – doradca zarządu Tatsuki Tozuka – dział sprzedaży zagranicznej, tekst TUTAJ
  • HYDE PARK: Accuphase – wczoraj, dziś i na zawsze, TUTAJ
  • TEST: wkładka gramofonowa Accuphase AC-5, test TUTAJ
  • TEST: odtwarzacz CD DP-400 | odtwarzacz CD DP-510 | odtwarzacz SACD DP-700, TUTAJ
  • TEST: przedwzmacniacz + wzmacniacz mocy C-3810 + M-6000, TUTAJ
  • TEST: przedwzmacniacz + wzmacniacz mocy C-2810 + A-65, TUTAJ
  • TEST: przedwzmacniacz gramofonowy C-27, TUTAJ
  • TEST: wzmacniacz zintegrowany E-250, TUTAJ
  • TEST: przedwzmacniacz liniowy + wzmacniacz mocy C-2110+P-4100, TUTAJ
  • TEST: wzmacniacz mocy A-60, TUTAJ
  • TEST: wzmacniacz mocy P-7100, TUTAJ
  • TEST: przedwzmacniacz liniowy C-2410, TUTAJ
  • TEST: odtwarzacz SACD DP-700, TUTAJ

ODSŁUCH

Nagranie użyte w teście (wybór):

  • Ella Fitzgerald & Louis Armstrong, Ella & Louis Again, Verve, 1069188, CD.
  • Etta James, Eddie 'Cleanhead' Vinson, Blues in the Night, Vol.1: The Early Show, Fantasy, B000000XDW, CD.
  • Marek Dyjak, Publicznie, UBFC Cd0111, CD.
  • Kari Bremnes, Svarta Bjorn, Kirkelig Kulturverksted FXCD200, CD.
  • Loreena McKennitt, Book of secrets, Verve, 000795302, CD.
  • AC/DC, Back in black, SONY, B000089RV6, CD.
  • Thin Lizzy, Definitive collection, Mercury, 000681202, CD.
  • Pink Floyd, Wish you were here, EMI Records Japan, TOCP-53808, CD.
  • Led Zeppelin, Led Zeppelin, Atlantic/Warner Music, WPCR-1161, CD.
  • Peter Gabriel, New blood, Real world, 800035, CD.
  • Piotr Czajkowski, Kunzel, Cincinnati Pops, 1812 Overture, TELARC SACD-60646, SACD.

Choć Accuphase ma całkiem szeroką gamę urządzeń w swojej ofercie, to dla mnie to dopiero druga recenzja ich produktu. Za pierwszym razem był to topowy przedwzmacniacz C-3800 z monoblokami M-6000. Pomijając kwestie podobieństw zewnętrznych, także jedna cecha brzmienia (jeśli można to tak nazwać) jest wspólna dla tamtych urządzeń i testowanej teraz integry E-360 – na początku odsłuchu żadne cechy specjalnie się nie wyróżniają. W jednym z testów brytyjskiego „Hi-Fi Choice’a” przeczytałem ostatnio taką oto mniej więcej kwestię (w wolnym tłumaczeniu):
„Jeśli zaczynam słuchać nowego urządzenia i pierwsze co zauważam to „potężny bas”, „słodką górę” czy coś podobnego, to znaczy, że dane urządzenie wychodzi przed szereg próbując grać muzykę, zamiast ją jedynie odtwarzać, do czego jest przecież przeznaczone. Gdy natomiast na początku zwracam uwagą na to, jak brzmi jakiś instrument, jak doskonałym muzykiem jest dany wykonawca, jaki cudowny głos ma dana wokalistka etc, etc, to od razu wiem, że mam do czynienia z bardzo dobrym urządzeniem, bo oddaje ono kwintesencję muzyki.”
Przytaczam tę wypowiedź dlatego, że całkiem zgrabnie werbalizuje moje odczucia/doświadczenia płynące z odsłuchu coraz większej ilości urządzeń. Wcze już też o tym, w nieco mniej rozbudowany sposób, wspominałem – im urządzenie jest wyższej klasy, tym mniej natychmiastowych zachwytów nad ich brzmieniem. One po prostu grają muzykę tak, jak trzeba – ani lepiej, ani gorzej, tylko po prostu właściwie. A skoro tak, to czym tu się zachwycać na pierwszy „rzut ucha” - przecież robią to, do czego je zbudowano.
Tak właśnie było z wspomnianym wcześniej dzielonym zestawem Accuphase'a i tak też było teraz. Klasa brzmienia jest inna, w końcu już nawet sama, ogromna, różnica w cenie musi być uzasadniona. Ale wspomniany zestaw dzielony należy do kategorii top high-endu, na który stać niewielu. E-360 trudno nazwać urządzeniem tanim, ale też i dla większej ilości audiofilów jego cena nie jest już abstrakcyjna.
Jak zwykle po otrzymaniu urządzenia do testu daję mu pograć dzień czy dwa zanim wezmę się za odsłuchy. W tym czasie i owszem, czasem chwilę posłucham jak ono gra, ale nie przywiązuję większej uwagi do pierwszych wrażeń, chyba że pojawiają się jakieś „ochy i achy”. Z tym, że zgodnie z powyższym wpisem, jeśli się pojawiają, to nie jest to raczej dobry znak. Tym razem Accu miał szanse pograć nawet dwa dni, zanim zabrałem się za odsłuchy. W tym czasie zdążyłem stwierdzić, że gra „bardzo przyjemnie dla ucha” i tyle.

W końcu jednak wziąłem się za poważne słuchanie. Na pierwszy ogień poszedł dwupłytowy album Ella and Louis again i... circa 1,5 godziny później nie mogłem uwierzyć, że już się skończyło. To stare nagranie, z wyraźnym szumem w tle, ale Ella i Louis stali przede mną jak żywi, tworząc jeden z najwspanialszych duetów w historii jazzu, a na dodatek towarzyszyli im tacy muzycy jak Ray Brown, Oscar Peterson, czy Herb Ellis. Ja wiem, że czasem zdarza się niemal wszystkim nadużywać określenia „jak na żywo”, ale w tym wypadku muszę go użyć przynajmniej, by opisać ten niezwykle wciągający, realistyczny sposób prezentacji, który sprawił, że czas minął mi równie szybko jak na każdym dobrym koncercie. Na takich właśnie koncertach zawsze mam wrażenie, że przecież muzycy dopiero się rozkręcili, dopiero zaczęli grać, a tu już koniec. Minęło już 1,5 godziny? Niemożliwe?! Zagrajcie coś jeszcze! Bis! To nie może być jeszcze koniec…
Na szczęście tu sprawa była prostsza niż na koncertach bo wystarczyło puścić płytę od początku i raz jeszcze rozkoszować się cudownie ciepłym, seksownym głosem Elli, nieziemską chrypą Louisa, popartych nieodpartym wrażeniem ich obecności w moim pokoju. I właśnie o tym pisałem wcześniej. Już przy pierwszej płycie nie zastanawiałem się nad górą, średnicą, basem, timingiem, sceną etc tylko po prostu „zasłuchałem się” w muzyce. A przypomnę jeszcze, że pisze to fan lamp, SET-ów 300B w szczególności, więc gdy piszę, że tranzystor potrafi TAK odtworzyć jazzowe nagranie z TAKIMI wokalami, to jest to najwyższa pochwała, jaka może paść z mojej strony.
Próbując jednak analizować dźwięk wzmacniacza trzeba powiedzieć, że tak naturalne, muzykalne brzmienie osiągnięto dzięki delikatnie ocieplonej średnicy – nie ma tu mowy o podkreślaniu tej części pasma, tylko o właśnie takim minimalnym odstępstwie od neutralności. To właśnie sprawia, że wokale brzmią tak prawdziwie, emocjonalnie, wciągająco, to daje wrażenie obcowania z instrumentami akustycznymi „jak na żywo”. Nie odbywa się to bynajmniej kosztem szczegółowości, ani spowolnienia dźwięku. Rozdzielczość także jest na bardzo wysokim poziomie – słychać każdy detal – oddech, trącenie struny, i te malutkie niuanse słychać wyraźnie nawet na tle znacznie głośniejszych dźwięków Dźwięk jest bardzo otwarty, pełny powietrza, ze świetną stereofonią i precyzyjnie lokalizowanymi w przestrzeni źródłami pozornymi, choć nie ma tu aż tak znakomitej trójwymiarowej definicji bryły każdego instrumentu, jak to było w przypadku C-3800 z M-6000. Tyle, że to w niczym nie przeszkadza, nie zmniejsza to wrażenia obcowania z muzyką, uczestniczenia w niej, bo to przecież porównanie do zestawu kilka razy droższego, z absolutnie najwyższej półki, co nie wyklucza faktu, że E-360 obiektywnie rzecz biorąc też robi to bardzo dobrze.

Po Elli i Louisie posłuchałem jeszcze wielu innych, dobrze mi znanych głosów – Etty James, Marka Dyjaka, Kari Bremnes, Loreeny McKennitt i innych. I wcale nie miałem dosyć – przez kilka dni w systemie królowały tego typu nagrania dając mi niezwykłą satysfakcję z wielogodzinnych odsłuchów, podobną do tej, jakiej zaznaję słuchając takiej muzyki w systemie z 300B i tubami. Jest tu podobna gładkość, płynność, spójność, wypełnienie dźwięku, wsparte ogromną ilością detali. Z tym że tu tych detali jest równie wiele w całym paśmie, a w przypadku 300B i hornów jest ich najwięcej w średnicy, a na skrajach pasma nieco mniej. Ten przekaz był poniekąd pełniejszy, bo i kolumny nie ograniczały dołu pasma (moje tuby schodzą „tylko” do 50 Hz). Góra pasma też ma wiele wspólnego z moim SET-em. Można ją określić mianem dość łagodnej, aksamitnej, ale nie kosztem detaliczności czy dźwięczności. Dzwoneczki, trójkąty, czy po prostu blachy perkusji pięknie wibrują i „lśnią”, mając odpowiednią masę, wypełnienie, i nie ma mowy o jakiejkolwiek ostrości. Podobnie sybilanty, czy to Louisa Armstronga, czy Patricii Barber były pokazane wyraźnie, ale w sposób, który pozwalał je traktować jako coś naturalnego, nie przeszkadzającego w odsłuchach.

Gdy już wyrwałem się z czaru fantastycznych wokali, przyszła kolej na nieco gęstszą muzykę. Zacząłem od płyty z także całkiem dobrym wokalem, ale z towarzyszeniem orkiestry symfonicznej. Mówię o płycie Petera Gariela New blood - stare hity w nowych, ciekawych i po prostu bardzo dobrych aranżacjach, oczywiście świetnie zaśpiewane i zrealizowane. I znowu wcale nie myślałem o analizie dźwięku, ale o tym jak imponująco wypadają sekcje dęte, z jaką szybkością i mocą wchodzą, jak delikatnie, ale jednocześnie wyraźnie na tle orkiestry gra sobie fagot, jak znakomity klimat tworzą smyczki i jak ten facet ciągle świetnie potrafi śpiewać. Było tam wszystko – potęga orkiestry, z niesamowitą dynamiką w skali makro, ale także i mikro, z precyzyjnie rozplanowanymi na scenie poszczególnymi grupami instrumentów, z malutkimi detalami świetnie słyszalnymi nawet na tle tak potężnego zespołu instrumentów, był rozmach, swoboda, a wszystko to z zachowaniem niezwykłego klimatu nagrań Gabriela.
Co ciekawe, mimo wspomnianego wcześniej delikatnego ocieplenia dźwięku nie zanotowałem wpływu na szybkość ataku, narastania dźwięków – generalnie rzecz biorąc większość ciepło grających urządzeń niejako z automatu nie potrafi zagrać odpowiednio szybko, nie ma tej natychmiastowości ataku. Jasne, że to w dużej mierze zależy od tego jak dobrze wzmacniacz kontroluje głośniki, czy potrafi je odpowiednio szybko poruszyć albo zatrzymać, ale też i jest chyba pewna zależność między nazwijmy to „temperaturą tonalną” danego wzmacniacza a jego szybkością. Tam mi się przynajmniej wydaje na podstawie dotychczasowych doświadczeń, a w testowanym Accuphasie najwyraźniej osiągnięto doskonały balans – delikatne ocieplenie, ale i dobra szybkość, natychmiastowość plus bardzo dobry timing. W przypadku płyty Gabriela imponowała mi także swoboda z jaką E-360 zagrał wcale niełatwą, momentami naprawdę gęstą muzykę – wszystko było pokazane w bardzo czysty, uporządkowany, niewymuszony sposób i słuchało się tego naprawdę znakomicie.

Pozostając jeszcze w orkiestrowych klimatach wrzuciłem na talerz gramofonu Salvation 1812 Czajkowskiego, na płycie Telarca. Głównie po to, by usłyszeć jak Accu poradzi sobie z grzmiącymi armatami i biciem dzwonów towarzyszących orkiestrze. Przy takiej muzyce jeszcze lepiej było słychać pewną charakterystyczną cechę tego japońskiego wzmacniacza – spokój z jakim odtwarza każdy rodzaj muzyki. Nie ma tu miejsca na porywczość, na wyrywanie się rzeczy spod kontroli – ale rzecz nie w, przepraszam za kolokwializm, muleniu, absolutnie nie. Accuphase, gdy przyszło do odtworzenia strzelających dział, zadbał o dobrą szybkość, natychmiastowość wystrzału, o odpowiednie dociążenie grzmotu wystrzału, ale wszystko to robił z pewną elegancją, może pewną...
wstrzemięźliwością tak, by nie przesadzić z ekspresją. Pod tym względem różni się od testowanego niedawno przeze mnie (circa dwa razy droższego) Vitusa SIA-025, który epatował wręcz siłą, potęgą brzmienia i, że tak to ujmę, aż drżał z niecierpliwości, żeby „przywalić”, żeby mury się trzęsły w rytm kolejnych salw armatnich. Było to dla mnie niezwykłe doświadczenie – posłuchanie tych dwóch wzmacniaczy w krótkim odstępie czasu, pokazujące inną filozofię twórców tych dwóch urządzeń.
Japońska integra zachowuje, można by rzec, pewną rezerwę w tak ekstremalnych sytuacjach jak właśnie odtwarzanie wystrzałów armatnich. Tu bliżej mu do mojego Modwrighta KWA100SE, niż do wspomnianego mocarnego (choć nie widać tego w parametrach) „Duńczyka”. Niemniej te różnice wcale nie były tak duże i gdyby nie niemal bezpośrednie porównanie, byłyby niełatwe do wychwycenia.

Na koniec zostawiłem sobie trochę rockowego grania. Back in black AC/DC pokazało, że może i Accuphase jest takim spokojnym, japońskim gentlemanem, ale jak przychodzi do rock&rolla to potrafi zrzucić krawat, marynarkę, rozpiąć guziki koszuli i „poszaleć”. Znowu – może nie z tak hmm... surową/pierwotną mocą jak to robił Vitus, ale różnica nie polegała ani na zejściu basu, ani na jego dociążeniu tylko na takim nieco wygładzonym sposobie prezentacji go przez Accu. Podobnie było z gitarowymi riffami – w wydaniu Accuphase'a były delikatnie, ale wyczuwalnie zaokrąglone, nie na tyle, żeby zmienić charakter tej muzyki, ale jednak czasem gitara potrafi zabrzmieć ciut ostrzej, niż to testowany wzmacniacz pokazywał. Świetnie natomiast radził sobie z pace&rhythm, a to właściwie kwintesencja australijskiego rock'n'rolla – noga musi tupać, ręka stukać, głowa kiwać się w rytm muzyki, a tenże rytm potrafi być całkiem szybki. I w tym aspekcie E-360 spisywał się znakomicie bez problemu nadążając za Aussie, którzy potrafią „dać czadu”.
Posłuchałem znowu także kilku starszych płyt – Led Zeppelin, Pink Floyd, Thin Lizzy. Zwłaszcza nagrania tej ostatniej kapeli trudno zaliczyć do największych osiągnięć realizatorów dźwięku. Accuphase okazał się być jednak wzmacniaczem, który potrafi, przynajmniej częściowo, przymknąć oko na niedoskonałości nagrania i skupić się ich dobrych stronach na rytmie, melodii, czyli po prostu na samej muzyce. Dzięki temu mogłem sobie z przyjemnością przypomnieć „stare dobre czasy” Whisky in the jar i Boys are back in town, zdając sobie jednocześnie sprawę, że słabości tych nagrań (choćby szeleszczące blachy, dość płaska scena, etc.) gdzieś tam w tle, za muzyką, były pokazane, wcale nie zniknęły. Oczywiście owo „przymykanie oka” ma swoje granice – nagraniom U2 ono nie pomogło, choć nowego remasteru Achtung Baby prawie dało się słuchać z przyjemnością, ale tylko prawie. Widocznie w przypadku tej kapeli już nawet mastery są tak zrobione, że żaden remastering nie jest w stanie zrobić z nich nagrań dobrej jakości.

Mówiąc szczerze to trudno było mi się z E-360 rozstać. Oczywiście to nie pierwsze takie urządzenie, nawet nie pierwszy tranzystor (wspomnianego tu Vitusa SIA-025, czy recenzowany w swoim czasie dzielony zestaw Array Audio też bym chętnie słuchał u siebie na co dzień), ale było w nim coś wyjątkowego, trafiającego w mój osobisty czuły punkt. Zapewne to w dużej mierze kwestia połączenia mocy, transparentności, dynamiki tranzystora, z gładkością, płynnością lampy. Do tego doszła świetna stereofonia, z precyzyjnie budowaną w głąb sceną, z precyzyjną lokalizacją, z mnóstwem powietrza i wyborną prezentacją wokali i instrumentów akustycznych, które są dla mnie najważniejsze. Jak pisałem wzmacniacz potrafi też „poszaleć” w muzyce rockowej, czy nawet jeszcze trochę cięższej, więc i fani rocka powinni być zadowoleni. Klasyka wypada także wybornie – czystość, detaliczność, precyzja i wyrafinowanie prezentacji, a także świetnie oddana barwa instrumentów – znakomicie brzmiał i fortepian, i smyczki, i instrumenty dęte, bardzo dźwięcznie wypadały trójkąty czy dzwoneczki. Wszystko to składało się na bardzo, ale to bardzo muzykalny przekaz, czyli taki, w którym to muzyka jest najważniejsza, melodia, rytm, a nade wszystko, łapiące za serce emocje. Trudno jest słowami oddać zwłaszcza to ostatnie – siedziałem na kanapie chłonąc muzykę całym sobą, absorbując każdy najmniejszy detal w skupieniu by niczego z tego wyjątkowego doświadczenia nie uronić. Mimo owego skupienia, czas słuchania muzyki za pomocą Accuphase'a był po prostu relaksem, ogromną przyjemnością.
Czy to najlepszy wzmacniacz świata? Oczywiście nie. Ale moim zdaniem taki, który może być, dającym ogromną satysfakcję, rozwiązaniem dla osób, których nie stać na kosmicznie drogich przedstawicieli klasy top high-end.
Oby urządzenia, których testowanie jest de facto okazją do fantastycznych muzycznych przeżyć, trafiały mi się jak najczęściej.

BUDOWA

E-360 to najnowszy wzmacniacz zintegrowany w ofercie Accuphase'a, oddający 100 W mocy przy 8 Ω, który zastępuje E-350. Patrząc na front urządzenia w zasadzie trudno zauważyć jakiekolwiek różnice. Front jest oczywiście w charakterystycznym złotawym, czy szampańskim kolorze. Po lewej stronie znajduje się duża gałka selektora wejść, a symetrycznie po prawej stronie (patrząc od frontu) taka sama gałka regulacji głośności Między nimi znajduje się okienko z także charakterystycznymi, podświetlanymi wskaźnikami wychyłowymi (osobny dla każdego kanału), pomiędzy którymi umieszczono, podświetlone na zielono logo. Pod logiem znajduje się mały wyświetlacz pokazujący ustawioną aktualnie głośność (można wybrać, czy ma ją pokazywać cały czas, czy też jedynie w trakcie zmiany). Po każdym wskaźnikiem umieszczono 5 diod LED informujących o włączeniu odpowiednich funkcji. Tu dopiero można zauważyć pewne różnice w stosunku do poprzednika, gdzie owych diod było w sumie 8 (a nie 10).
Pod gałką selektora wejść znajduje się główny włącznik wzmacniacza. Pod gałką regulacji głośności znajduje się gniazdo słuchawkowe, przycisk „attenuator” (ściszający, choć nie całkowicie), oraz przycisk otwierający duża klapkę, pod którą ukryto (jak to w Accuphase'ach) wszystkie regulacje i przełączniki (poza obsługiwanymi przez gałki). Pośrodku umieszczono trzy pokrętła regulujące barwę (tony wysokie i niskie) oraz balans między kanałami. Pozostałe przyciski pozwalają np. wybrać czy słuchamy na jednej, czy na dwóch (jeśli mamy dwie podłączone) parach kolumn, można odwrócić fazę, przełączyć w tryb mono, a także wybrać obsługę jednej z opcjonalnie montowanych we wzmacniaczu kart. A opcji jest kilka – można dodatkowo zamówić kartę instalowaną we wnętrzu integry z przetwornikiem cyfrowo-analogowym (posiadającym także wejście USB), phonostagem, czy też z dodatkowym wejściem liniowym.

Z tyłu obudowy także nie zaszły większe zmiany. Klient dostaje do dyspozycji podwójne, solidne gniazda głośnikowe, 5 wejść liniowych RCA, 2 wejścia symetryczne XLR, pętlę magnetofonową, wyjście z przedwzmacniacza i wejście na końcówkę mocy. Jeśli zamontowane zostaną dodatkowe karty (istnieje możliwość zamontowania dwóch naraz) to oczywiście z tyłu pojawią się także stosowne złącza tychże kart. Urządzenie wyposażono w pilota zdalnego sterowania, którym możemy obsługiwać selektor wejść oraz głośność.
Wnętrze Accuphase'a robi ogromne wrażenie. Panuje tu absolutny porządek. Wszystko jest w jasny sposób podzielone na sekcje. Na froncie znajduje się duża płytka z układem regulacji dźwięku AAVA. Jego zadaniem jest wyeliminowanie z toru potencjometru, który zastępowany jest aktywnym układem, w którym sygnał jest zamieniany na prądowy, regulowany i z powrotem zamieniany na napięciowy. Uzyskano dzięki temu znakomity odstęp sygnału od szumu, a także idealne dopasowanie układów przed i po regulacji. W centralnej części obudowy, między dwoma słusznych rozmiarów radiatorami umieszczono potężny transformator, oraz dwa ogromne kondensatory Nichicona (22 000 μF), a na płytka przykręconych po obydwu bokach do radiatorów, umieszczono tranzystory Sankena C2837. Z tyłu, także w osobnej, wydzielonej sekcji znajdują się płytki z wejściami/wyjściami.

Dane techniczne (wg producenta):
Ciągła moc wyjściowa: 100 W/kanał dla 8 Ω (140 W/4 Ω)
Całkowite zniekształcenia harmoniczne TDH: 0,05%
Zniekształcenia intermodulacyjne: 0,1%
Pasmo przenoszenia (pełna moc): 3 Hz-150 kHz +0/-3 dB
Pasmo przenoszenia (1 W): 3 Hz-150 kHz +0/-3 dB
Tłumienie: 200
Stosunek S/N: 121 dB (POWER IN); 106 dB (HIGH LEVEL)
Czułość wejściowa: 142 mV (HIGH LEVEL, XLR), 1,13 V (POWER IN)
Waga: 21,7 kg
Wymiary: 465x171x422 mm



Pobierz test w PDF



system-odniesienia