246 Październik 2024
- 01 października
- TEST Z OKŁADKI: Sforzato DSP-07EX ⸜ odtwarzacz plików audio
- MUZYKA ⸜ recenzja: Czerwone Gitary, Breakout, Lady Pank, Rodowicz, Sośnicka (x 2) na płytach SACD ˻ SERIA 6 ˺
- TEST: Aura AV-40 REBIRTH ⸜ wzmacniacz zintegrowany
- TEST: Phonia GRAVIS 400 ⸜ kolumny głośnikowe • podłogowe
- TEST: Stage III Concepts LEVIATHAN LIMITED EDITION ⸜ kabel zasilający AC
- TEST: TiGLON MS-DR20R ⸜ interkonekt analogowy RCA
- WYSTAWA ⸜ zaproszenie: HIGH FIDELITY na Audio Video Show 2024
- NAGRODY: STATEMENT in High Fidelity ⸜ Polish Edition 2024 - Ancient Audio & MSB Technology
- 16 października
- WYSTAWA ⸜ zaproszenie: Audio Video Show 2024 – wybrane atrakcje
- TEST: Pro Audio Bono FULL PEEK 60 ⸜ nóżki antywibracyjne
- TEST: Shunyata Research GAMMA IC + SP + NR ⸜ interkonekt RCA + kabel głośnikowy + kabel zasilający AC
- TEST: Skyanalog G-2 Mk II ⸜ wkładka gramofonowa MC
- LISTY: CZYTELNICY piszą → REDAKCJA odpowiada
75 LAT | 10 LAT
rudno byłoby sobie wyobrazić lepsze połączenie, bardziej sprzyjające mojemu sposobowi na życie niż numer „High Fidelity”, który państwo właśnie czytacie. Łączy trzy elementy tworzące u mnie całość, pełnię. To „rocznicowy” numer założonego przeze mnie 10 lat temu magazynu, który pozwala mi robić to, co kocham najbardziej. Czyli: słuchać i pisać o urządzeniach odtwarzających muzykę i o samej muzyce. I na tym zarabiać. HF jest pismem polskim, ale ukazuje się także w języku angielskim i poza granicami naszego kraju jest dobrze rozpoznawalny. To również numer „japoński”, poświęcony urządzeniom z Kraju Kwitnącej Wiśni. Od lat maj, czyli miesiąc „narodzin”, HF przynosi testy produktów powstałych w miejscu, w którym audiofilizm w połączeniu z muzyką są religią. Podziwiam ludzi zajmujących się tam produkcją urządzeń i płyt, bo jeśli są godni zainteresowania, to są w tym, co robią niesamowici. I wreszcie to numer, którego okładkę i wstępniak postanowiłem poświęcić temu, co absolutnie rodzime, a jednocześnie ponadczasowe i ponadnarodowe: płycie Dziwny jest ten świat… Czesława Niemena. Asumptem do tej ostatniej była, przypadająca w 2014 roku, 75. rocznica urodzin artysty oraz wydanie z jej okazji nowej reedycji wspomnianego albumu. Nie od razu się to jednak ze sobą tak ładnie zazębiło. „Japonia” i Niemen – to było dla mnie jasne. Siłowałem się jednak z myślą o tym, czemu ten wstępniak ma być poświęcony – czy nie lepiej jednak poświęcić go rocznicy, pisząc jakieś wspominki, anegdoty, nostalgicznie wsłuchując się w siebie i głosy czytelników, pławiąc się w odbitym w ich oczach blasku… Bo co mógłbym powiedzieć, czego czytelnicy „High Fidelity” by jeszcze nie wiedzieli? Że pomysł na to pismo przyszedł do głowy nie mnie, a mojej żonie? Że przez pół roku szukałem człowieka, który potrafiłby zamienić moje pomysły dotyczące pisma internetowego w realny byt (o ile w sieci cokolwiek jest realne)? Że początkowo nikt w Polsce nie rozumiał połączenia słów ‘magazyn’ oraz ‘internetowy’, a i dzisiaj u niektórych powodują charakterystyczny ruch brwi ku górze? Mógłbym wprawdzie powiedzieć, że dziesięć lat istnienia przekłada się na dziesiątki tysięcy czytelników każdego miesiąca, na rozpoznawalność pisma w kraju i zagranicą, na wieloletnią współpracę z największymi pismami tego typu na świecie, wreszcie na zaufanie czytelników. Nawet to nie byłoby jednak niczym odkrywczym. Historie tego typu zostawiam więc na spotkania przy piwie, przy muzyce i innych okolicznościach przyrody. Nic nie może bowiem równać się z muzyką odtworzoną w najlepszy możliwy sposób i ludźmi, którzy stoją zarówno za zarejestrowanym materiałem, jak i produktami audio, dzięki którym za każdym razem ta zmartwychwstaje, budzi się z niebytu; bo muzyka nieodtwarzana, albo odtwarzana byle jak żyje tylko potencjalnie. Moją ambicją było, aby „High Fidelity” było jedynie punktem orientacyjnym, możliwie jak najbardziej transparentnym, przez który i muzyka, i urządzenia do jej reprodukcji świecą pełnym blaskiem. Dziękuję Wam wszystkim za te dziesięć lat – dziękuję i czytelnikom, i dystrybutorom, i producentom. To wy stworzyliście to pismo. Bez was nie byłoby niczego. CZESŁAW NIEMEN Dziwny jest ten świat… Artykuł ten nie jest historią powstania płyty, ani nawet historią samego Niemena. Dostępne są publikacje, które w dobry sposób przybliżają jego osobę i twórczość (patrz spis źródeł pod artykułem). Nie interesują mnie plotki, przynajmniej te, które nie tłumaczą się faktami z biografii. Moim celem jest przybliżenie czytelnikom fizycznej manifestacji wycinka twórczości Niemena, jakim jest jego debiutancka płyta, we wszystkich możliwych postaciach (poza kasetową). Interesuje mnie to, jak zmieniał się dźwięk i, w mniejszym stopniu, poligrafia różnych jej wydań. Ma to być projekt otwarty, dlatego liczę na państwa głosy korygujące moje informacje, coś do nich dodające. W przypadku płyt mamy więc do czynienia z sytuacją, w której efekt końcowy ulega zmianie, dźwięk jest poprawiany i zmieniany, czy to przy pomocy artysty (zespołu), czy to bez jego wiedzy i zgody. Nie miejmy złudzeń – dźwięk jest nierozerwalną częścią dzieła muzycznego wydanego na dowolnym nośniku, jak również istniejącego wyłącznie w formie pliku. Jeśli zostaje zmieniony, zmienione zostaje samo dzieło. Na dobre i na złe. Dlatego też różnice w wydaniach płyty Dziwny jest ten świat… są dla mnie takie ważne. Ważne były też i dla samego artysty, który współpracował, albo wręcz tworzył brzmienie trzech z pięciu dostępnych obecnie wydań cyfrowych tej płyty. Pierwotnie artykuł ten miał zająć nie więcej niż trzy strony A4. Zajął 19 drobnym drukiem. Wiem, że ludzie nie czytają teraz długich tekstów, wybierając zwarte „ściągi”. Wierzę jednak, że jeśli coś ich zainteresuje są w stanie się temu poświęcić – mam nadzieję, że tak będzie z państwem i z tym opisem. Zachęcam więc do wydzielenia sobie spokojnego czasu, zaparzenia dobrej herbaty lub kawy, nalanie czegoś do kieliszka lub szklanki i włączenia płyty o której mowa. Zapraszam do odsłuchu i dyskusji nad płytą Dziwny jest ten świat… Czesława Niemena. ZŁOTA PŁYTA Statutowym celem, powstałego w roku 1991 roku, z inicjatywy muzyków, producentów muzycznych i dziennikarzy Związku Producentów Audio-Video (ZPAV), jest reprezentowanie producentów oraz zwalczanie praktyki piractwa fonograficznego. Oprócz tych głównych zadań ZPAV ma promować wydawców i artystów przyznając wyróżnienie o nazwie Złota Płyta. Dane za rok 2013 mówią, że aby ją zdobyć polski artysta (wykonawca) musi sprzedać 10000 krążków (do 2005 było to 20000). W liczbie tej znajdują się nie tylko egzemplarze sprzedane, ale także zwroty i stany magazynowe. Urodzony w Starych Waliszkach, wsi obecnie znajdującej się na Białorusi, Czesław Juliusz Niemen-Wydrzycki powtórzył tę sztukę w roku 1970 (płyta Sukces z 1968) i w roku 1971 (płyta Enigmatic z 1970). Na 91 Złotych Płyt przyznanych do roku 1988 aż trzy należą więc do Niemena (por. Złote Płyty w Polsce Ludowej: 1968-1988, czytaj TUTAJ). Nieodłączną częścią historii Niemena są jego zdjęcia. Fotografowali go najwięksi, w tym przywołany na początku w cytacie Marek Karewicz (ur. 1938) oraz jego starszy, niestety już nieżyjący kolega Władysław Pawelec (1923-2004), który jest autorem zdjęć do trzech pierwszych albumów artysty, w tym seminaryjnego, znanego chyba każdemu, zbliżenia oczu Niemena na jego debiutanckiej płycie. Dziwny jest ten świat…, pierwsza płyta Czesława Niemena, dostępna jest jedynie w formie monofonicznej. Dziwna sprawa z tym mono. W czasach, kiedy została wydana, płyty wydawnictwa Polskie Nagrania „Muza” nosiły na okładce podwójne oznaczenie: XL 0866 oraz SXL 0866. Podaję numery z płyty Nowy wspaniały świat grupy Dwa plus Jeden, zrealizowanej przez Zofię Gajewską, która odpowiedzialna była m.in. za rejestrację płyt Enigmatic i Człowiek jam niewdzięczny (1970) Niemena. Pierwszy numer oznaczał płytę monofoniczną, drugi stereofoniczną. W owych czasach wciąż wydawano bowiem płyty LP w obydwu wersjach – proszę sobie przypomnieć historię krążków The Beatles, które aż do The Beatles z 1968 roku swoje wydanie „numer jeden” miały w formie monofonicznej – to te miksy nadzorowali członkowie zespołu, wersje stereofoniczne zostawiając w rękach George’a Martina, nie zawracając sobie nimi zbytnio głowy (czytaj TUTAJ). Monofoniczne były również pierwsze i drugie wydanie Dziwnego…. Trzecie jednak, z „bananową” wklejką, nosiło oznaczenie SX 0411 i znaczek „S33” oznaczający płytę stereo. Dźwięk na tym krążku jest jednak, bez cienia wątpliwości, monofoniczny. O ile jednak Beatlesi uważali stereofonię za „zabawkę”, o tyle Czesław Niemen widział w niej potencjał i szansę dla realizacji swoich pomysłów. O tym, jak bardzo go monofoniczny dźwięk irytował świadczy fragment wywiadu, jaki artysta udzielił Wiesławowi Królikowskiemu, naczelnemu pisma „Tylko Rock” (obecnie: „Teraz Rock”). Uwaga: fragment ten pochodzi z wersji wywiadu opublikowanego później przez „Pamietam.ovh.org”, w wersji dostępnej obecnie na stronie „Tylko Rocka” został usunięty: Słucham, jak to było z tymi realizatorami podczas nagrań... Rzeczywiście zdarzały się dyskusje... Na przykład operator dźwięku – pani Jastrzębska, miała swoje wizje. Mówiła: po co tutaj ten werbel, on przeszkadza! Ja na to: ma być, bo bez tego nie ma takiej muzyki! (śmiech). I zaczynamy sie kłócić. W końcu dochodzi do tego, że macham na nią ręką i realizuję płytę po swojemu. W takiej atmosferze powstały bardzo kiepskie nagrania piosenek... Płyty Dziwny jest ten świat, Sukces, Czy mnie jeszcze pamiętasz mogły być w stereo, a oni to uprościli. Pani J. patrzyła w śmieszny przyrząd do sprawdzania kompatybilności - czy będzie można odtwarzać mono. I stwierdzała, że jak stereo zgrają, to nie będzie sie nadawało... Cały czas trwały jakieś zmagania. W niektórych nagraniach był „drewniany” bas, ale jak się dodawało niskich tonów, to bas zaczynał buczeć i zamazywał resztę. I teraz [tj. przy przygotowywaniu dwóch boxów Niemen od początku - przyp. red) naprawdę dużo czasu straciłem, aby pouzupełniać te - brakujące w moim pojęciu - pasma brzmieniowe. Niemen - przekora uniwersalna, „pamietam.ovh.org”, czytaj TUTAJ; Wiesław Królikowski, Niemen: przekora uniwersalna, „Tylko Rock”, 1 kwietnia 1997, czytaj TUTAJ. Takie szczegóły były dla muzyka, który zasłynął tym, że w czasie występu podczas V Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu (1967), po zaśpiewaniu piosenki Sen o Warszawie, poprosił (co można usłyszeć na płycie Pamiętam ten dzień wydanej przez Polskie Radio w 2011 r): „Inżyniera dźwięku proszę o maksymalne wzmocnienie mikrofonu, sam się będę miksował”, niesłychanie ważne. Był bowiem perfekcjonistą. Jak mówi pani Atalay, tata tłumaczył jej, że „jego miksowanie miało polegać na tym, że przy partiach głośniejszych będzie się odsuwał od mikrofonu a przy cichych przysuwał. Wolał tak panować nad głośnością niż pozwolić realizatorowi jeździć suwakami konsoli i tym samym przeszkadzać mu w interpretowaniu utworu”. Możliwości dotarcia tam, gdzie sobie wymarzył otwarły się wiele lat później, w okresie „elektronicznym”, kiedy kontrolował utwory od początku do końca. A stereofonii potrzebował naprawdę, o czym świadczy kolejny fragment z przywołanego już wywiadu: Moje pierwsze, „południowoamerykańskie“ piosenki nagrywał profesor Karużas, który miał wybitne ucho. Mało tego: miał smak! I proszę sobie wyobrazić, że te nagrania z 1962 roku okazały się stereo, choć na singelku (pisownia oryginalna – przyp. red.), oczywiście, wyszły mono. Z tymi piosenkami miałem najmniej kłopotów... Także z Lekcją twista, której się wtedy strasznie wstydziłem. Jednym z powodów było kiepskiebrzmienie winylowej płyty, cienkie, bez właściwego pasma. A ja jeszcze na dodatek śpiewałem tym swoim cienkim głosem (śmiech). Ale kiedy dostałem taśmę–matkę, stwierdziłem, że podkład świetnie brzmi. I też został stereofonicznie nagrany! Tylko dodałem trochę equalizacji, wyczyściłem szumy. I uważam, że jest całkiem nieźle. Wiesław Królikowski, dz. cyt. Jego marzenie spełniło się dopiero wraz z płytą Enigmatic, jego pierwszą prawdziwie stereofoniczną płytą. Płyta ta została przygotowana niesłychanie starannie. O szczegółach powiem przy omawianiu jej dźwięku, tam też wskażę elementy, które inne firmy, japońscy mistrzowie, robią jeszcze lepiej, albo inaczej. Nie ma się jednak czego wstydzić. Wprost przeciwnie – choć można dyskutować nad konkretnymi wyborami, to jednak będzie to dyskusja nad założeniami, a nie nad jakością. Pomysł na reedycję wyszedł, jak się wydaje, wspólnie od wydawcy, Polskich Nagrań oraz "Fundacji im. Czesława Niemena. Za projekt odpowiedzialna była pani Anna Grzywacz, Główny Specjalista ds. projektów wydawniczych. Spytałem ją o kilka podstawowych spraw. Wojciech Pacuła: W materiałach promocyjnych jest napisane, że to pierwsza płyta z cyklu – jakie są plany co do następnych tytułów? Czy wydawnictwo zamierza przygotować do płyt specjalny „box”? Gdzie tłoczony jest winyl i kto przygotowuje to wydawnictwo? To ostatnie było bardzo ciekawe. Repliq Media specjalizuje się w produkcji fizycznych nośników dźwięku i oprawy, która towarzyszy muzyce wydawanej na płytach – nietypowych opakowań, poligrafii, pudełek, modnych ostatnio książek uzupełnianych o płyty kompaktowe i wreszcie płyt winylowych. Jak mówi pan Dariusz Lutomski, współwłaściciel firmy, spora część ich pracy to projekty niskonakładowe, nowe projekty muzyczne, premiery płytowe i debiuty nowych zespołów, które zaczynają od ekonomicznych wydań - samplerów. W większości nie są to produkcje masowe a raczej wydania kolekcjonerskie i – jak mówi - „uszlachetnione” dosłownie i w przenośni. „Każdy z projektów wymaga specjalnego traktowania i troski, która obca jest produkcjom wysokonakładowym.” I dalej: Osoby pracujące w Repliq mają bogate doświadczenie w branży i przede wszystkim w obsłudze wymagających klientów, którym zależy na wysokiej jakości i oryginalności, co oznacza mnóstwo nowych wyzwań na co dzień. Ja sam zacząłem pracować w branży kiedy jeszcze królowały kasety magnetofonowe i byłem świadkiem początków produkcji płyt CD i DVD w Polsce. Kasety zniknęły dosyć gwałtownie zastąpione przez płyty kompaktowe, a teraz przyglądam się zmierzchowi tego formatu i odrodzeniu nośników analogowych. Wszystko stało się w stosunkowo krótkim czasie, ale każdy z tych wymienionych formatów będzie funkcjonował na rynku i każdy będzie miał swoich wyznawców. Wracając do Pańskich pytań, mastering tej konkretnej płyty jest dziełem pana Jacka Gawłowskiego. Re-mastering na cztery ręce Przywołany przez pana Dariusza Jacek Gawłowski jest, wraz z Eleonorą Atalay, kluczową osobą dla najnowszego wydania Dziwnego… i ponieważ został „wywołany” jako pierwszy, zacznę od niego. Jego „środowiskiem naturalnym” jest studio masteringowe. Jest autorem brzmienia wielu płyt, ale jedna wyróżnia się szczególnie: za miks Night in Calisia Włodka Pawlika otrzymał niedawno nagrodę Grammy. Jest reżyserem dźwięku i producentem, który karierę muzyczną rozpoczynał pod koniec lat 80. jako gitarzysta. W 1994 roku ukończył w Londynie szkołę realizacji dźwięku SAE. W latach dziewięćdziesiątych dał się poznać jako realizator nagrań, ale kolejna dekada przyniosła zmianę profilu. Powstało wówczas jego własne studio i firma JG Master Lab specjalizujące się w masteringu nagrań. Jego klientami byli wówczas m.in. Ania Dąbrowska, Sistars, Anna Maria Jopek. W 2008 roku powstało kolejne studio, do którego zakupił legendarną konsolę mikserską SSL. Począwszy od tego momentu miksowanie znów stało się głównym zajęciem pana Jacka. Wśród artystów pojawili się Kayah, Aga Zaryan, Randy Brecker. Rok 2012 to powstanie nowej marki iMix i kontynuacja dotychczasowych kierunków działalności. To również czas współpracy z grupą T. Love i miks płyty Old is Gold, która ukazała się także na winylu. Płyta ta była laureatem nagrody Fryderyk w kategorii „Album Roku”. Kilka prostych słów… JACEK GAWŁOWSKI | iMix masteringowiec, realizator dźwięku, właściciel studia Wojciech Pacuła: Proszę powiedzieć, jaka była pana rola przy remasteringu Dziwnego...? Jaki był podział pracy między panem i panią Eleonorą? Co było dla pana punktem odniesienia? Proszę powiedzieć, w jakiej kondycji jest taśma-matka - dostał pan oryginalną, tj. sesyjną, czy kopię? Czy są inne jej wersje, np. stereofoniczna? Proszę powtórzyć, bo się chyba przesłyszałem – taśma, którą pan otrzymał była stereofoniczna? Pisze pan o przetwornikach A/D tak, jakby były dla tego procesu szczególnie ważne - z czego pan korzystał? Jakie inne narzędzia pan wykorzystał? Co miał pan na celu, tj. co chciał pan osiągnąć? Pytam dlatego, że znana była wizja samego artysty dotycząca tego, jak jego nagrania powinny brzmieć. A nowy remaster jest znacząco inny. Jaka jest rola osoby odpowiedzialnej za remaster? Co powinno być dla niego punktem odniesienia? – Oryginalne wydanie, ostatnie wydanie z udziałem artysty, czy coś innego? Na jakim systemie odsłuchuje pan nagrania? Z jakiego sygnału została nacięta płyta winylowa? Kto wykonał do niej mastering? Czy przygotowywał pan też nagrania z "czwórki", które wchodziły na poprzednie wydania cyfrowe? Czy zostanie wydana? Czy będzie przygotowywał pan również następne płyty Niemena? Ta jest doskonała… Pozostałe płyty też pan będzie przygotowywał? Próżno szukać w słownikach i encyklopediach wyjaśnienia słów „mastering” oraz „remastering”. Jedynie wydany przez Wydawnictwa Naukowe PWN w 2000 roku Słownik terminów muzyki rozrywkowej Adama Wolańskiego je wymienia. Remastering byłby (muz.) ‘cyfrową korekcją i oczyszczeniem dźwięku z szumów i trzasków’. „Wikipedia” w angielskiej wersji dodaje, że chodzi o poprawę jakości dźwięku i/lub obrazu istniejących wcześniej nagrań. Podręcznik dla akustyków Podstawy nagłośnienia i realizacji nagrań Krzysztofa Sztekmilera dodaje informacje na temat masteringu: „Pod hasłem mastering kryje się cały szereg czynności, jakie należy wykonać, aby materiał otrzymany po zmiksowaniu w studio nagraniowym osiągnął najlepsze brzmienie u przyszłego odbiorcy” (Warszawa 2003, s. 150). Chodzi o dobór poziomów, edycję początków i końców oraz inne zabiegi. Nie inaczej rzecz się ma jeśli chodzi o reedycje płyt Niemena (i nie tylko) – ‘reedycja’ jest najczęściej używana zamiennie z ‘remasteringiem’, czyli – jak o tym mówią muzycy zabiegiem „wyczyszczenia dźwięku”. Jak już mówiliśmy, w przypadku nowych wydań płyt artysty zajęły się tym dwie osoby – Jacek Gawłowski oraz Eleonora Atalay, córka Czesława Niemena. Podział pracy między pana Jacka i panią Eleonorę był też podziałem kompetencji. W pierwszym kroku właściciel studia iMix zajął się przeniesieniem dźwięku z taśmy analogowej do domeny cyfrowej w wysokiej rozdzielczości. Materiał został następnie wysłany do pani Eleonory, która przystąpiła do „czyszczenia” nagrań z szumów, trzasków, tzw. „dropów”, czyli zaników dźwięku wynikających z niedoskonałości oryginalnej taśmy. Myślę, że można tę część pracy określić jako „renowacja”. Poprawiony materiał wrócił do pana Jacka, który zajął się korekcją barwy, poziomów itp. Chciałbym zwrócić uwagę, że z definicji zamieszczonej w Słowniku terminów muzyki rozrywkowej wynika, że dopiero współdziałanie wszystkich tych elementów daje w rezultacie to, co znamy od terminem „remastering”. Moje doświadczenie to potwierdza. O części pierwszej i trzeciej już coś niecoś wiemy. O swojej roli w przygotowaniu płyty Czesława Niemena opowie zaś pani Eleonora Atalay. Kilka prostych słów… ELEONORA ATALAY realizator dźwięku oraz członek Rady Fundacji im. Czesława Niemena Moja rozmówczyni ukończyła podstawową szkołę muzyczną im. Karola Szymanowskiego w Warszawie. Przez sześć lat jej głównym instrumentem był fortepian a ostatnie dwa lata obój. W liceum śpiewała w funkowym zespole Ósmesmake, który występował w warszawskich klubach. Również w tym okresie zaczęła towarzyszyć Natalii Kukulskiej w jej trasach koncertowych w charakterze chórzystki. Zaraz po ukończeniu liceum wyjechała na kurs do szkoły Byhøjscholen w Århus, gdzie śpiewała w latynoskim zespole oraz uczęszczała na zajęcia z obsługi programu do tworzenia aranżacji muzycznych Emagic Logic (obecny Logic). Wojciech Pacuła: Skąd wzięła się idea nowej reedycji? Wszystkie legalne wersje cyfrowe, które powstały do tej pory były oparte zawsze na autorskiej wizji taty. A jak sam mówił, zależało mu na poprawieniu tego, co zostało według niego źle zrealizowane przy pierwotnym wydaniu. Takie podejście jest dla mnie całkowicie zrozumiałe, jednak nie da się zanegować faktu, że nagrania te powstały w konkretnym czasie na takich a nie innych zasadach. Co więcej – mnóstwo osób osłuchało się z tym brzmieniem, tak bardzo innym niżto, które tata zaproponował w wydawnictwie Niemen od początku. Szczerze mówiąc kierowałam się również swoimi oczekiwaniami. Pamiętam, że kiedy udało mi się dostać Of The Wall Michaela Jacksona na CD, album z którym byłam osłuchana od dziecka, po włączeniu, oczekiwałam takich samych wrażeń słuchowych, które towarzyszyły mi podczas słuchania winyla. Jednak, mówiąc oględnie, nagranie wydało mi siębardziej "zimne" i "twarde". Skończyło się na tym, że ilekroć słuchałam CD mój mózg był zmuszony dopowiadać sobie brakujące informacje, które utrwalił kilkanaście lat wcześniej, rejestrując piosenki Jacksona w świecie analogowego dźwięku. Co w poprzedniej edycji, tj. boksie Niemen od początku wydało się pani warte poprawy? Box robiony był przez pana Niemena osobiście, sam wykonał konwersję A/D i sam zajmował się masteringiem – wie pani może, jak to wyglądało? Z jakich urządzeń korzystał? Co było dla niego ważne? Na uwagę również zasługuje podejście taty do obróbki starych zdjęć umieszczonych w boksach. Proszę zauważyć, że te fotografie są podkolorowane. Że w projekcie graficznym, który stworzył jest wiele elementów abstrakcyjnych. Ten świat kolorów, który tata postanowił tchnąćw czarno-biały obraz, zaistniał również w jego wizji brzmienia, którąostatecznie przedstawił. Pisze pani o odszumianiu – rozumiem że mówimy o odszumianiu w domenie cyfrowej, tak? Jak wygląda taki proces, jakich narzędzi się używa i co w pani ocenie warte jest poświęcenia (bo nie ma nic za darmo) w takim procesie? Prawdę mówiąc, proces odszumiania to „pikuś” w porównaniu z czyszczeniem innych zabrudzeń, o krótkim czasie występowania. Te drugie zabrudzenia wymagająbardziej szczegółowego, czyli czasochłonnego podejścia. Jest wielu inżynierów, którzy nie czyszczą takich zabrudzeń, bo być może nie ma na to budżetu. Spotkałam sięteż z wyjaśnieniem tego typu, że proces czyszczenia objawia inny poziom brudów. Nie mogę się z tym zgodzić, zwłaszcza że doczekaliśmy czasów, w których istnieją plug-iny potrafiące zdziałać niemalże cuda. Są też realizatorzy, którzy dla przyśpieszenia pracy przepuszczają cały utwór przez proces, który miał tylko oczyścić np. 20 trzasków w pojedynczych, znacznie oddalonych od siebie milisekundowych obszarach. Wtedy cały muzyczny program zostaje w pewnym sensie poddany obróbce, na wszystko założona jest jakby pończocha (porównanie z filtrem fotograficznym). Tak jak wspomniałam, należy trochędłużej posiedzieć i zaingerować jedynie w te króciutkie popsute obszary. Są jednak przeróżne stuki, brumy, których nie czyszczę, jeśli są to hałasy charakterystyczne dla danego instrumentu. Tak się sprawa ma np. z atakami (nut) instrumentów dętych. W omawianym albumie piosenka Chyba, że mnie pocałujesz jest oparta na brzmieniu fagotu. Są tam dobrze słyszalne stuki metalowych klapek o drewno – usunięcie tego elementu mogłoby skutkować tym, że te partie brzmiałyby sztucznie. Jest więc coś takiego jak kreatywne, tj. nieautomatyczne podejście do oczyszczania nagrań. Podając za przykład to stukanie klapek fagotu, muszę zdradzić, że niektóre zbyt głośne uderzenia po prostu doraźnie ściszałam. Dlaczego? Bo uznałam, że moja uwaga za bardzo skupiła się właśnie na tym głośnym stuku, a nie na emocji płynącej z całości wykonania twórczego. Co innego kiedy odtwarzamy płytę winylową i mechaniczne trzaski dodają uroku. Ale przecież pracując w tamtych czasach z taśmą również usuwano wszelkie zabrudzenia, jeżeli taka była możliwość. Jeśli takiej możliwości nie było, takie obce muzyce dźwięki zostawiało się i z czasem ginęły gdzieś wchłonięte przez zwielokrotniającą sięliczbę trzasków zdzieranej płyty. Uważam, że w świecie dźwięku cyfrowego wszystko jest "gołe" i do tego bardzo zależne od typu odsłuchu. Dlatego też wszystko, co tylko może wybić z przeżywania performance'u należy w sposób niezauważalny usunąć. Jak pani widzi problem integralności dzieła muzycznego, tj.: muzyka-nagranie-medium na którym jest wydanie? Poprzednie wydania miały „imprimatur” pana Niemena – w literaturoznawstwie jest tak, że wydaniem obowiązującym jest ostatnie przygotowane pod auspicjami autora – w audio wydaje się to działać inaczej. Do którego miejsca twórca jest odpowiedzialny za swoje dzieło (muzykę)? O ile jeszcze porównywałabym pierwotne, według mnie wzorcowe, wydania analogów do wydań książkowych, to zupełnie nie robiłabym tego w stosunku do wersji cyfrowych. Proszę zwrócić uwagę, że dane brzmienie cyfrowe, które tata osiągnął było odbiciem pewnego trendu. Każdy okres charakteryzuje się danymi odkryciami technicznymi, modą na brzmienie, które kreowane jest przy pomocy popularnych narzędzi, oferowanych przez topowe marki w danym - zwykle krótkim - okresie czasu. Determinuje to tendencje w brzmieniu, w danym okresie. Tak jak wspomniałam, największy problem w tym, że dotąd nie powstało jeszcze wydanie cyfrowe, które zbliżałoby się brzmieniem do tego co zostało utrwalone na taśmie-matce. Ośmielę się więc stwierdzić, że tata nie zaprezentował nam kształtu brzmienia, które powinno obowiązywać, ale stworzył totalnie inną - alternatywną jakość w stosunku do oryginału. Myślę, że obowiązującym, może nie: „wydaniem” (bo przecież na winylu), ale: „brzmieniem” powinno być to utrwalone na taśmie-matce. Poza tym, znając tatę, wcześniej czy później zrobiłby kolejne mastery, będąc nie zadowolonym co osiągnął do tej pory. Do tego widząc, że w końcu zostały wypuszczone na rynek narzędzia, które wreszcie pozwolą mu zrealizować jego wizję zapewne, gdyby tylko żył, robiłby kolejne remastery, aż do skutku. Pytanie brzmi, czy miałby takie samo założenie jak my. Uważam, że podejście taty do masterowania swoich albumów było podejściem typowym dla twórcy, a nasze ograniczone jest do trzymania się koncepcji pierwotnego brzmienia. To jeszcze dopytam – do którego miejsca twórca jest odpowiedzialny za swoje dzieło (muzykę)? Jakie jest miejsce procesu masteringu i re-masteringu w ostatecznym kształcie utworu? Miała pani w głowie jakieś inne wydawnictwa przygotowując ten remastering, do których mogłaby się pani odnieść? Dźwięk ponad wszystko - volume I WYDANIA ANALOGOWE NIEMEN & Akwarele NIEMEN & Akwarele Polskie Nagrania „Muza” N 0497, SP LP 7” „czwórka”, rok wydania: 1967 Poprzedzająca wydanie Dziwnego… „czwórka” NIEMEN & Akwarele stanowi nieodłączną część tego wydawnictwa. Znalazł się na niej utwór tytułowy, a pozostałe trzy utwory dodawane były do wszystkich, poza najnowszym, wydań cyfrowych albumu. Materiał ten nie został jeszcze zremasterowany - zremasterowana została natomiast „czwórka” Sen o Warszawie. Jego autorem jest duo odpowiedzialne za „reedycję 2014”. Materiał ten nie został jednak dołączony do nowego wydania cyfrowego i nie został też wydany wraz z longplayem. Warto przypomnieć, że taki zabieg, tj. dołożenie do płyty LP dodatkowego singla, Niemen zastosował przy okazji wydania albumu Idee Fixe. Jak się wydaje becność płytki NIEMEN & Akwarele jako części nowego wydawnictwa byłaby jak najbardziej na miejscu. Single nigdy nie były specjalnie dobrym nośnikiem dźwięku, nawet pomimo wyższej prędkości obrotowej. Singiel Niemena i Akwareli nie jest wyjątkiem. Jego brzmienie wykazuje brak niskich tonów i spłaszczoną dynamikę. Z drugiej jednak strony balans tonalny został zachowany naprawdę dobrze, a góra pasma, z blachami, jest czysta i rozdzielcza. Trudno mówić o głębokości sceny, ponieważ wszystko pokazywane jest dość płasko. Biorąc wszystko pod uwagę jedyne, czego mi zabrakło, to nasycenia środka pasma. Tak wówczas jednak nagrywano i od tego nie da się chyba uciec. |
Dziwny jest ten świat Polskie Nagrania „Muza” XL 0411/SXL 0411, LP „Niebieski label”, rok wydania: 1967 Z pierwszym wydaniem płyty Niemena jest spory problem. Nie ma bowiem jasności co do tego, jaka była jej poligrafia – rzecz idzie o logo Polskich Nagrań „Muza”. W 1967 roku ukazało się wydanie z grubo lakierowaną okładką i logo bez „banana”, z „kogutkiem” i napisem ‘Polskie Nagrania’ kursywą. „Banan” był na tylnej stronie okładki. Płyta była tłoczona przez kilka lat, ale już w 1968 ukazała się ze zmienionym logo i naklejką „Złota Płyta”, a niektóre także z naklejką „I Miejsce Plebiscytu Młodzieżowa Płyta Roku 1967” o której już mówiłem. Nowe logo było „bananem”, w którym znalazła się również informacja o tym, że dostępne są dwie wersje płyty – monofoniczna o numerze XL 0411 i stereofoniczna SXL 0411. Nie znam jednak wersji stereo – wszystkie wyklejki na winylu, jakie znam noszą informacje o tym, że to płyta mono. Długogrający debiut Niemena zachowuje balans tonalny z podniesionym akcentem, jaki pokazano na „czwórce”. Ale słychać tutaj ładną głębię, a bas – wcześniej bardzo skromny, ma lepszą artykulację, jest lepiej definiowany. Blachy mają odpowiednią dźwięczność i są ładnie wpisane w całość przekazu. Problemem jest oczywiście schowanie wokalu Niemena i nie do końca satysfakcjonująca dynamika. Słychać też podkreślenie sybilantów w głosie Niemena – słychać to było na wszystkich gramofonach i wkładkach, nawet tak ciepłych, jak Miyajima Labs Kansui. Nie jest to to samo, co podkreślenie głosek syczących w nagraniach cyfrowych, których przez to nie da się słuchać. W analogu daje to efekt świeżości i „otwarcia”. Jest jednak odstępstwem od neutralności. Generalnie to dźwięk średniej klasy, który czasem, np. we wstępach, przy pojedynczych instrumentach, wznosi się na wyższy poziom. Polskie Nagrania „Muza” XL 0411/SXL 0411, LP „Niebieski label”, rok wydania: po 1968 Wydanie to pochodzi z okresu po 1968 roku, o czym świadczy to, że oryginalne logo zostało nowym, nadrukowanym na czymś zakryte czymś w rodzaju czarnego, nieprzezroczystego „kółeczka”, jakby zostało dodrukowane na już wydrukowanej okładce wydania z 1967 roku. Pomimo tych różnic przyjmuje się jednak, że obydwa wydania są tożsame – mają identyczny Matrix Code. Egzemplarz wydania z 1968 roku, jakie kupiłem, brzmi dość znacząco odmiennie od tego z 1967. Różnice dotyczą kilku istotnych aspektów brzmienia. Przede wszystkim dostajemy bardziej stłumiony dźwięk, z wycofaną górą. Tutaj sybilantów, które poprzednio „wyskakiwały” co jakiś czas nie ma, bo góry jest naprawdę niewiele. Mocniejszy jest też bas, a organy mają lepsze nasycenie. Ale też wszystko brzmi bardziej głucho, a wokal Niemena jest jeszcze bardziej wycofany, jeszcze bardziej wtopiony w mix. Z kolei perkusja ma lepiej ukazany pogłos małego pomieszczenia – wcześniej nie było to takie jednoznaczne. Polskie Nagrania „Muza” XL 0411/SXL 0411, LP „Czerwony label”, rok wydania: ? Jeden z moich znajomych zauważył, że po wydaniu albumu mówiło się, że choć istnieją wersje z wyklejką niebieską i czerwoną, to chodzi o dokładnie to samo wydanie. Potwierdzałby to też identyczny Matrix Code. Wydanie to różni się jednak poligrafią, dlatego traktuję je jako oddzielne. Na pierwszej stronie mamy logo typu „banan”, ale w kolorze niebieskim i z pojedynczym numerem katalogowym – XL 0411. Najwyraźniej o wersji stereo zapomniano. Wyklejka ma kolor czerwony, a nie niebieski, ale poza kolorystyką obydwie są tożsame. Zakładałem, że „czerwony label” to wydanie tożsame z poprzednim, tak chyba jednak nie jest. Dźwięk jest nasycony, pełny i ma duży wolumen. Był znaczącym krokiem w przód w stosunku do wydania z 1968 roku, a nawet – choć w znacznie mniejszym stopniu – w stosunku do 1. wydania. Bas jest tu mocniejszy i głębszy. Choć egzemplarz, który mam nie jest w tak dobrym stanie, jak obydwa poprzednie, to i tak słuchało mi się go najlepiej. Wreszcie wokal Niemena był dość blisko, był duży. Blachy były rozdzielcze, jak na 1. wydaniu, a wstępy z instrumentami solo miały atak, pazur i brzmiały naprawdę czysto. Gęste powiązania z wyższymi harmonicznymi, dające zawsze i wszędzie wrażenie ciepła były wyczuwalne i świetnie uzupełniały to, o czym już mówiłem. Jak dla mnie to najlepsze spośród trzech „pierwszych”, tj. około ‘67-’68, wydań, bo dynamiczne, selektywne, ale i koherentne. Polskie Nagrania „Muza” XL 0411/SXL 0411, LP „Bananowy label”, rok wydania: ? To wydanie z poligrafią o wyraźnie gorszej jakości, ale w którym wrócono do oryginalnego logo z roku 1967. Na tylnej stronie dodano też nowe logo PNM. Płyta nosi też inny numer katalogowy – SX 0411 i jest pierwszą reedycją płyty po latach. Niestety nie wiem, z którego roku pochodzi. Najważniejsza zmiana dotyczy wyklejki płyty – jest w kolorze „bananowym” i ma zupełnie inny wygląd niż „niebieska” i „czerwona”. Zaskoczeniem jest obecność znaczka mówiącego o tym, że to płyta stereofoniczna – na wyklejce płyty Dziwny… pojawia się on po raz pierwszy. Wydaje mi się, że po raz pierwszy wydano płytę Niemena tak, jak została zarejestrowana, tj. z dźwiękiem monofonicznym i stereofonicznym pogłosem. Byłoby to nawet ciekawe, gdyby nie to, że brzmienie jest fatalne. Stłumiona góra, płytki, dudniący bas i przede wszystkim fatalna korekta barwy, wycinająca wyższy środek. Nie ma dzięki temu podkreślonych sybilantów, ale też uciekło gdzieś życie. Dynamika jest spłaszczona. Choć, jak się wydaje, użyto tu oryginalnej taśmy-matki, poprzednie były monofoniczne (czyli były kopiami), to jednak dokumentnie całość schrzaniono. Płaskie, dudniące i suche granie, trochę jak ze studni. A mogło być tak dobrze – słychać czystość wysokich tonów (kiedy się w nie wsłuchać) i dobrze budujący przekaz, duży wolumen i czyste pogłosy. Mimo to – odradzam! Polskie Nagrania „Muza” SX 2547, LP „Z archiwum polskiego beatu. Reedycje vol. 22”, rok wydania: 1988 Edycja ta uważana jest za najgorszą. Na pewno ma najgorszą poligrafię – przekrzywiona okładka ma fatalną jakość. Nie zgadza się nic, nawet kolor typografii. Tylna strona również została zmieniona. Za projekt odpowiada pani E. Pomorska. Płyta została wydana w 1988 roku i nosi oznaczenie SX 2547. Label ma kolor „bananowy” i poza dodaną informacją „Z archiwum polskiego beatu” jest tożsama z poprzednią reedycją. Pozostało również logo „stereofonii”. Choć wydanie z „bananowym” labelem było słabe, to jest jeszcze gorsze. Powtarza wszystkie wady poprzednika, dodając do tego słabą rozdzielczość i jeszcze większe stłumienie, jakby korzystano z kopii tamtej taśmy. Dodajmy do tego mocno niecentrycznie wycięty otwór w egzemplarzu, który miałem i będziemy mieli jasność. Dźwięk jest równie zły, jak poligrafia. To jakieś okropieństwo, o którym trzeba zapomnieć. Polskie Nagrania „Muza”/Polskie Nagrania XL 0411/2007, LP „Czarne perły vol. 2”, rok wydania: 2007 Poligrafia tego wydawnictwa stoi na wysokim poziomie i jest powrotem do wydania z 1967 roku – razem z logo i wyklejką płyty. Mówi się, że zostało przygotowane z taśm analogowych. Wątpię w to jednak – pochodzi z 2007 roku i nosi logo Nota Aenigma, wydrukowane na specjalnym, tekturowym „obi”. Płyta została przygotowana w ramach serii „Czarne perły” i nosi numer „2”. Pierwszym krążkiem w tej serii było Astigmatic Komedy. Krążek ma inny Matrix Code niż poprzednie wydania i mamy też informację o firmie, która to wydawnictwo wytłoczyła: to GZ Media (dawna strona: www.gzvinyl.com). Tłocznia znajduje się w Czechach, w mieście Loděnice. Na odsłuch tej wersji poświęciłem najwięcej czasu, przekładając strony tam i z powrotem, wracając do poprzednich wydań, kontrując to wydaniami cyfrowymi. To bowiem wydanie kontrastów. Na jego korzyść świadczy sporo – to płyta o naprawdę niskim szumie przesuwu i niewielkich trzaskach. Dźwięk jest bardzo efektowny – podkreślono część niższego środka i część góry. Mamy więc powrót do mocniejszych sybilantów z pierwszego wydania. Wszystko brzmi selektywnie i wyraźnie, jakby dźwięk został „oczyszczony”. Powiedziałbym, że przypomina pierwsze wydanie Digitonu (cyfrowe), gdyby nie był mocniejszy. Ma też lepszy, niższy, bardziej koherentny bas. Wokal Niemena jest na pierwszy planie i ma głęboki „sound”, czego brakowało na większości poprzednich wydań. Ale są i wady, których nie da się przemilczeć. Rozdzielczość nie jest tak dobra jak przy pierwszych trzech wydaniach. Dźwięk wydaje się czystszy, bardziej selektywny, lepiej definiowany, ale tylko patrząc z „odległości”. Wewnętrznie jest uboższy i bardziej homogeniczny niż, dajmy na to, wydanie „czerwone”. Jeśli jednak miałbym je oceniać, to byłoby trzecim, po tym z 1967 roku (miejsce drugie) i znakomitym „czerwonym labelu”. To zaskakująca konkluzja, także dla mnie. Polskie Nagrania „Muza”/Polskie Nagrania XL 0411, 180 g LP „Reedycja 2014”, rok wydania: 2014 Założeniem stojącym za najnowszym tłoczeniem winylu Niemena było przygotowanie edycji jak najbardziej podobnej do oryginalnej. Druk okładki jest lepszy niż w 1967 roku, ponieważ kolory nie są przesunięte, a napisy są wyraźne. Znacznie lepszej jakości jest zdjęcie Akwareli na tylnej stronie okładki, a i sama okładka ma odpowiednie proporcje. Postarano się, aby niemal wszystkie składniki pierwszego wydania były na swoim miejscu. Choć są i różnice. Już na pierwszej stronie, w logo Polskich Nagrań „Muza” czcionki tworzące oznaczenie „XL 0411” są inne niż w oryginalnych wydaniach płyt tej wytwórni – ich krój wzięto z loga typu „banan” na tylnej stronie okładki. Zmieniono także czcionkę notki na tylnej stronie okładki, przez co tekst jest inaczej dzielony, jak i czcionkę z opisem utworów. Zniknęła też cena płyty, a w zamian dodano kod paskowy i informacje o obecnym wydawcy. Okładka nie jest lakierowana tak grubo, jak oryginał. Z kolei wyklejka płyty wygląda niemal identycznie. Pomimo tych zmian to najlepsza reedycja tego krążka. Płytę włożono do grubej koperty PCV – wszystkie reedycje Polskich Nagrań z poprzedniego i obecnego roku są tak wydawane. Dokładnie tak samo wydano płytę Do szlachty… grupy Hey, tłoczone są więc w tym samym miejscu. Słuchając najnowszego remasteru Dziwnego… co jakiś czas wracałem do oryginału. Od razu można powiedzieć, że remaster przesuwa balans tonalny w kierunku średnicy, eksponując gęstość wokalu. Jednocześnie jednak mocno redukuje ilość wysokich tonów. Tak, faktury na remasterze wydają się gęstsze, bogatsze wewnętrznie, ale też przytłumione. Uspokojona wydaje się też dynamika. Nie wiedziałem, co o tym myśleć, dopóki nie rzuciłem okiem na obydwa krążki leżące obok siebie – nowa wersja została upchana na znacznie mniejszej przestrzeni, redukując tym samym dynamikę. Myślę też, że zastosowane w tłoczni, do konwersji cyfrowo-analogowej, przetworniki, miały problem z wysoką górą. Choć brzmienie wydaje się gęste i pełne, to co słychać delikatne „cyknięcia” wysokich tonów, niezwiązane z tym, co poniżej. Dźwięk ponad wszystko II WYDANIA CYFROWE Polskie Nagrania „Muza”/Digiton DIG 107, CD Rok wydania: 1991 Na początku lat 90. nie było w Polsce tłoczni płyt CD. Obecny hegemon tego rynku, firma Takt, produkował wówczas kasety magnetofonowe, a płyty polskich, ale także zagranicznych wykonawców (ale licencjonowane np. przez Polskie Nagrania „Muza”) tłoczone były za granicą. Tam też, w berlińskiej firmie CDT-BERLIN wykonano pierwsze cyfrowe wydanie płyty Dziwny jest ten świat…. Pierwsza cyfrowa edycja albumu na lata ustaliła sposób wydawania następnych – wraz z podstawowymi utworami oryginalnego albumu wydano również trzy pozostałe, nagrane wraz z nimi, a opublikowane na „czwórce” utwory. Brzmienie płyty Digitonu jest poprawne, zaskakująco sensowne. Najważniejszym elementem jest w nim głos Niemena, a instrumenty ustawione są za nim – czasem, jak we Wspomnieniu blisko, a w Dziwnym… dość daleko. Brzmienie jest dość lekkie i nie jest specjalnie nasycone. Ale też jest całkiem czyste, tj. pozbawione wewnętrznego rozedrgania. Góra nie została nadmiernie podkreślona, choć w wokalu Niemena co jakiś czas słychać mocniejszy sybilant. Nie jest to jednak norma, występuje sporadycznie. Przyzwoicie pokazane są też plany, z czytelnymi dalszymi, np. chórkami Alibabek. Perkusja jest płaska barwowo i dynamicznie, ale taka już natura oryginału. Wydarzenia mają niezłą selektywność i czytelność. Oceniam to wydanie jako niezłe, tym bardziej, że powstałe w roku 1991, kiedy to sztuka konwersji analogowo-cyfrowej wciąż była w powijakach. Dziwny jest ten światPolskie Nagrania „Muza”/Digiton | Nota Aenigma DIG nae 101, Gold-CD “Niemen retrospekcja”, rok wydania: 1995 To pierwsze wydanie Dziwnego..., na którym Czesław Niemen zamieścił swoje własne grafiki komputerowe, które pojawiały się potem aż do wydania całej twórczości w boxie. Płytę wydała ta sama firma, co pierwsza, tj. Digiton, ale we współpracy z firmą Niemena Nota Aenigma. Na krążku zawarto informację, że jest to cyfrowy remaster. Ważne – płytę wytłoczono go na złotym podkładzie w czeskiej firmie GZ Media. Okładka jest identyczna z pierwszym wydaniem, tyle że przyciemniono zdjęcie, co wyszło mu na dobre. Poprawiono natomiast tył, gdzie znalazł się skład zespołu i informacje dotyczące nagrania. Na krążku i z tyłu okładki znalazło się także logo Nota Aenigma. Zabrakło natomiast loga Polskich Nagrań „Muza” – to powróci na wydawnictwie “Niemen od początku vol. II”. Wraz z ta płytą Niemen rozpoczyna poszukiwania „właściwego” brzmienia. Jednocześnie to jednak ostry zakręt w stosunku do tego, co ukazało się pierwotnie na winylu. Wydaje się, że mamy do czynienia z dokładnie tym samym transferem, co na pierwszym krążku kompaktowym Dziwnego…, ponieważ dźwięk jest mało selektywny, niezbyt klarowny i trochę stłumiony. Słabe są też plany (w porównaniu z analogowym oryginałem). Mając jednak w ręku cyfrowe pliki Niemen dokonał fundamentalnych zmian jeśli chodzi o „stereofonię”. Przesunął bowiem blachy perkusji do lewego kanału i nałożył na całość pogłos. Co więcej, skorzystał z jakiegoś programu uprzestrzenniającego, który jest po prostu manipulacją na fazie sygnału. Wokal wciąż ma niezłą konsystencję i większość wydarzeń ma miejsce na osi. Katastrowa nadejdzie później… Dziwny jest ten światPolskie Nagrania „Muza”/Polskie Nagrania PNCD 353, Gold-CD “Niemen od początku vol. II”, rok wydania: 1996 To druga wersja wytłoczona na złotym podkładzie, a nie aluminiowym. W kręgach związanych z audio na serio, nie tylko audiofilskich, ale i producentów nagrań oraz wydawców od lat znana jest prawda, mówiąca, że złoty podkład daje inny dźwięk. Chodzi o inny sposób odczytu przez laser odtwarzacza, a co za tym idzie odmienny sposób korygowania błędów. Pisaliśmy o tym wielokrotnie, a różnice między aluminiowymi i złotymi wydaniami danych płyt są duże i słyszalne nawet dla laika. Wykonaliśmy wiele takich prób w „ciemno” i wyniki są dla nas wiążące (czytaj TUTAJ). Koszt takiej płyty jest tylko o 8 groszy wyższy niż aluminiowej… Pisał o tym Jarek Waszczyszyn przygotowujący złotą edycję albumu Jarka Śmietany (czytaj TUTAJ). W przypadku Dziwnego… ma to szczególny sens, ponieważ była to przecież Złota Płyta. Wydanie to powstało w ramach serii remasterów wykonanych osobiście przez Niemena w jego domowym studio, składających się na serię Niemen od początku i nosiła numer 2. Do transferu z taśmy analogowej użył 20-bitowych przetworników analogowo-cyfrowych, najwyraźniej takich samych jak przy wydaniu z roku 1995. Podejrzewam, że materiał wyjściowy do dalszej obróbki był dokładnie ten sam. To reedycja paradoksów. Znana ze „studziennego” pogłosu przynosi kompletną, autorską wizję materiału – taką, jaką Niemen miał w połowie lat 90. i jaką mógł zrealizować w swoim studiu domowym dysponując określonymi narzędziami. Już dlatego zasługuje na szacunek i należałoby ją mieć jako dokument. Polskie Nagrania „Muza”/Polskie Radio | Polskie Nagrania PRCD 332, CD BOX „Niemen od początku vol. 1”, rok wydania: 2002 Wersja ta jest częścią tzw. pierwszego z dwóch „boxów”, czyli pudełek, w którym sprzedawane były płyty w serii Niemen od początku. Aby objąć twórczość artysty (z pominięciem płyty Terra Deflorata wydanej przez Veriton – LP/Polton – CD – oraz późniejszej Spod chmury kapelusza) potrzebne były dwa takie boxy (o wydawnictwach typu „box” czytaj TUTAJ). Myślę, że należy traktować to wydanie jako korektę wydania na „złocie” z 1996 roku. To kolejna wizja Niemena dotycząca jego utworów i kolejny przykład na to, jak czas, w którym zaistniała wpłynął na jej kształt. Mamy bowiem do czynienia z ofiarą tzw. „loudness war”, czyli tendencji o której mówiła już pani Atalay – kompresowania sygnału tak, aby jak najbardziej podnieść średni poziom sygnału (więcej informacji TUTAJ). Otrzymujemy dzięki temu dźwięk, który na pierwszy rzut oka wydaje się głośniejszy, bardziej dynamiczny – a przez to lepszy. W rzeczywistości jednak jest płaski i trochę sztuczny. Brzmienie tej wersji Dziwnego… jest specyficzne. Z jednej strony kompresja rzeczywiście przekłada się na dużą głośność. W radiu czy telewizji takie nagrania wypadają lepiej. Niemen znacząco zmodyfikował przy tym barwę nagrań, dodając im średniego basu i łagodząc górę. Obie te rzeczy, tj. mocniejsza kompresja i modyfikacja barwy przekładają się na całkiem duże źródła pozorne, tj. o dużym wolumenie, „obecne” między głośnikami i w pewnej mierze „namacalne”. To jednoznacznie dobry kierunek, bo wreszcie materiał ma solidną wagę i nie jest „cienki”. Dochodzi do tego jednak efekt pseudo-stereo znany już z poprzedniego wydania. Wysokie tony przez to są tutaj znacząco gorsze, nawet niż w poprzednim wydaniu. Tam lepsza selektywność, osiągnięta przez wyostrzenie i podkreślenie ataku dała w rezultacie wyraźny obraz blach. Tutaj, po skorygowaniu barwy niewiele z tego pozostało, poza dojmującym wrażeniem rozmycia, czegoś w rodzaju przepuszczenia blach i instrumentów dętych przez „dyfuzor”. Ogólnie rzecz biorąc to niezła wersja płyty, mimo wszystko znacząco lepsza od dwóch poprzednich, ale niedorównująca pierwszemu, niemieckiemu tłoczeniu. Dziwny jest ten światPolskie Nagrania „Muza”/Polskie Nagrania PNCD 1570, CD “Remaster 2014”, rok wydania: 2014 To pierwsze tak dobrze graficznie przygotowane wydanie Dziwnego…. Kartonowe opakowanie ma trzy segmenty, na środkowym naklejono książeczkę. Myślę, że mogłaby być wkładana do wycięcia. Z lewej strony mamy coś, co przypomina koncept mini LP znany z wydań japońskich. Nie do końca, to nie jest kwadrat jak w LP, ale jest blisko. Zdjęcie na okładce i typografia wyglądają zdecydowanie najlepiej spośród wszystkich dotychczasowych. Zachowano także logo PNM z tego okresu, choć bez oznaczenia wydawnictwa. Zabawne, ale to nie jest dokładnie to logo, które widniało na pierwszym wydaniu płyty z 1967 roku, a to znane późniejszych jej wersji, z roku 1968. „Banan” na remasterze z 2014 był pierwotnie na tylnej stronie longplaya, która z kolei jest tutaj dokładną reprodukcją tylnej strony oryginału. Zniknęła tylko cena (65 zł) i dodano informację o wydawcy. Reszta jest identyczna. Płytę wsuwa się w tę „okładkę” jak do okładki winyla. Płytę zapakowano do papierowej koperty, aby nie rysować dysku. Wymieniłbym ją jednak na bawełniane wkładki z Japonii – dostępne są np. na ebayu. Krążek wydano przy współpracy z Fundacją im. Czesława Niemena. Najważniejsze jest chyba jednak to, że to pierwsza cyfrowa edycja bez dodatkowych utworów z „czwórki”. Ich brak wydaje się decyzją artystyczną, nie techniczną. Najwyraźniej płyta miała w jak największej mierze przypominać oryginalne winylowe wydanie. Jeślibym jednak miał coś do powiedzenia, to wolałbym przygotować nieco większy box, do którego weszłyby zarówno Dziwny… w formie mini LP, jak i Niemen & Akwarele, jako osobny krążek, również mini LP. Choć bowiem zgadzam się z decyzją o ich nieumieszczaniu na płycie, to jednak tworzą trudną do rozdzielenia całość, także artystyczną. Nie jest tak, że każda nowa rzecz jest lepsza. Nie jest także tak, że każdy nowy remaster jest lepszy od starszego. Doświadczenie uczy, że jest dokładnie odwrotnie – znacząca większość nowych wydań klasycznych płyt brzmi gorzej niż ich pierwsze wydania. Są zazwyczaj mocno skompresowane i ostre, jak gdyby przygotowujący je ludzie za wszelką cenę chcieli poprawić ich czytelność, klarowność i selektywność. Słychać, że chodzi zwykle o poprawę szeroko pojętej „czystości”, czyli – w naszym rozumieniu – o poprawę rozdzielczości i detaliczności. Jak wiadomo – nie tędy droga. Nowe wydanie może być okropne, ale i bardzo dobre. Wersja Dziwnego… o której mowa nie dość, że należy do tej drugiej grupy, to jest do tego po prostu fantastyczna. Pomimo że i ona jest zapisem wyborów dokonanych przez panią Atalay i pana Gawłowskiego. To pięknie przygotowana reedycja – zarówno od strony poligraficznej, jak i dźwiękowej. Od oryginału różni się szczegółami okładki. Różnice są jednak minimalne. Od strony dźwiękowej jest najbliżej oryginalnego wydania winylowego z 1967 roku, a w pewnych elementach jest od niego lepsza – w plastyce, miękkości, głębi. Tak powinien wyglądać wzorcowy remaster. Post Scriptum Na część pytań, jakie kłębią mi się w głowie odpowiedzieli moi rozmówcy – pani Małgorzata Niemen, pani Eleonora Atalay, pani Anna Grzywacz, pan Jacek Gawłowski i pan Dariusz Lutomski. Niektóre wątpliwości i domysły pozostają jednak bez odpowiedzi. A przecież miałem taką okazję, kiedy osobiście poznałem pana Niemena. Przez dwie godziny siedziałem jednak, słuchając, nieśmiało o coś podpytując i starając się nie przerywać płynącej opowieści. A może zresztą i dobrze – być może w ten sposób odebrałem więcej niż gdybym starał się tą rozmową kierować. Zresztą i tak się już tego nie dowiem, nie tutaj.
|
Kim jesteśmy? |
Współpracujemy |
Patronujemy |
HIGH FIDELITY jest miesięcznikiem internetowym, ukazującym się od 1 maja 2004 roku. Poświęcony jest zagadnieniom wysokiej jakości dźwięku, muzyce oraz technice nagraniowej. Wydawane są dwie wersje magazynu – POLSKA oraz ANGIELSKA, z osobną stroną poświęconą NOWOŚCIOM (→ TUTAJ). HIGH FIDELITY należy do dużej rodziny światowych pism internetowych, współpracujących z sobą na różnych poziomach. W USA naszymi partnerami są: EnjoyTheMusic.com oraz Positive-Feedback, a w Niemczech www.hifistatement.net. Jesteśmy członkami-założycielami AIAP – Association of International Audiophile Publications, stowarzyszenia mającego promować etyczne zachowania wydawców pism audiofilskich w internecie, założonego przez dziesięć publikacji audio z całego świata, którym na sercu leżą standardy etyczne i zawodowe w naszej branży (więcej → TUTAJ). HIGH FIDELITY jest domem Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. KTS jest nieformalną grupą spotykającą się aby posłuchać najnowszych produktów audio oraz płyt, podyskutować nad technologiami i opracowaniami. Wszystkie spotkania mają swoją wersję online (więcej → TUTAJ). HIGH FIDELITY jest również patronem wielu wartościowych wydarzeń i aktywności, w tym wystawy AUDIO VIDEO SHOW oraz VINYL CLUB AC RECORDS. Promuje również rodzimych twórców, we wrześniu każdego roku publikując numer poświęcony wyłącznie polskim produktom. Wiele znanych polskich firm audio miało na łamach miesięcznika oficjalny debiut. |
|
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity