GRAMOFON + RAMIĘ GRAMOFONOWE SME
Producent: SME LIMITED |
Test
Tekst: WOJCIECH PACUŁA |
No 250 1 lutego 2025 |
GRAMOFON O OZNACZENIU „60”, o którym mówi się również „model 60”, jest najdroższym, jak do tej pory, produktem angielskiej firmy SME (The Scale Model Equipment Company). Firmy, dodajmy, pierwotnie produkującej dla hobbystów modele samochodów w skali. Oznaczenie „60” ma zaznaczyć 60-lecie firmy w branży audio, podobnie jak kiedyś „30” w modelu 30. Oficjalna premiera prasowa miała miejsce w marcu 2022 roku, tak więc opóźniła się o dwa lata – przypominam, że mówimy o świecie postcovidowym. Choć dzisiaj SME kojarzymy zarówno z gramofonami, jak i ramionami gramofonowymi, początkowo AR-A, jak nazywany jest Alastair Robertson-Aikman, jej założyciel i szef, nie zamierzał produkować gramofonów, a jedynie ramiona, które mogłyby wykorzystywać inne firmy w swoich konstrukcjach. I tak się stało – znaczek „SME” stał się symbolem wysokiej klasy i wyjątkowej precyzji. Po wielu latach jej szef jednak zmienił zdanie i w 1990 roku (Wikipedia mówi o roku 1991) do sprzedaży trafił, wspomniany, model 30. Miał on być „nośnikiem” dla topowego ramienia tego producenta, wprowadzonego na do sprzedaży rok wcześniej, V. Przypomnijmy, że pierwszy projekt SME, należące do Serii II modele 3009 oraz 3012, sprzedawane od 1959 roku i wycofane z produkcji dopiero w 2004 znalazły, jak mówi firma, około pół miliona nabywców. Już sam okres, w który to ramię było produkowane wiele mówi o perfekcjonizmie i niechęci do zmian szefa SME. Co przypomina modus operandi innego topowego producenta audio, szwajcarskiej Nagry. Tak, mówimy o tym samym „klubie”. „30”, którego nazwa informuje o trzech dekadach, które minęły od powstania pierwszego ramienia, został zaprojektowany w taki sposób, aby wykorzystać wszystko, co oferowało to znakomite, ale ciężkie ramię V. W gramofonie tym dwie podstawy zostały odprzęgnięte za pomocą 48 specjalnie wykonanych o-ringów (12 na wieżę), co dało w sumie 96 żył, tłumionych w każdej wieży za pomocą łopatki zanurzonej w lepkim płynie. Rok po „trzydziestce” zaproponowano mniejszy model, noszący nazwę liczbową „20”. Nie ważył już 42 kg, a 26 kg, ale budową był bardzo zbliżony do flagowego produktu SME. Na kolejny gramofon trzeba było czekać aż do 1999 roku. Ważąca 16 kg konstrukcja o oznaczeniu „10” była zupełnie nowym podejściem do tematu, ponieważ nie miała już odprzęgniętych gumowymi ringami podstaw, a odprzęgnięcie przejęły elementy polimerowe. Dodajmy, że podstawowe wersje „30” i „20” zostały w późniejszym czasie uzupełnione o ich wersje /2 dostosowane do ramion o długości 12”; 20/2 w 2006, 30/2 w 2008; test modelu 20/3A → TUTAJ W 2015 roku, na rok przed sprzedażą firmy, model 10 został zastąpiony → MODELEM 15. Była to usprawniona wersja „dziesiątki”, a właściwie jej reinterpretacja Firma powróciła w niej bowiem do gumowych o-ringów na pilarach. Sprzedaż, o której mowa, była jedną z najważniejszych zmian w historii SME. Kupcem był Ajay Shirke, brytyjski biznesmen i przemysłowiec z Pune w Indiach, prezes (między innymi) Cadence Audio, do której obecnie należy firma Audio Lounge Ltd., a także brytyjscy producenci – Spendor Audio Systems oraz Garrard; ma również udziały w markach Siltech i Crystal Cable. Była to kolejna zmiana po tym, jak po śmierci Sir Alastaira Robertsona-Aikmana (3 listopada 2006 roku), założyciela firmy i jej głównego konstruktora, na czele firmy stanął jego syn Cameron. W 2016 roku, kiedy to firma SME została sprzedana Cadence Audio, obchodziła ona 70-lecie swojej działalności. Można się więc było spodziewać „rocznicowego” modelu. To nie jest jednak łatwe zadanie – zastąpić Robertsona-Aikmana. Dopiero więc dwa lata później, w czasie wystawy High End 2018, zaprezentowano nowy model, choć nie-rocznicowy Był to pierwszy w historii firmy zintegrowany gramofon Synergy. W kolejnych latach do oferty dołączyły → MODEL 12 oraz najtańszy → MODEL 6. ▌ Model 60 MODEL O OZNACZENIU „60” został wprowadzony na rynek w 2022 roku. Jest to obecnie flagowy gramofon SME i w dużej mierze nowa konstrukcja. Waży 48 kg (bez zasilacza i sterownika) i zbudowany jest z dwóch odseparowanych od siebie (odsprzęgniętych materiałami stratnymi) podstaw. Jest dostępny tylko z ramieniem o symbolu VA. Jak dotąd, poza ramieniem, nic nowego, prawda? Różnica jest jednak widoczna gołym okiem. Model 60 jest znacznie większym i masywniejszym urządzeniem. Choć Model 30, był potężnym gramofonem, to dopiero jego wersja 30/2 zapowiadała to, co dostajemy w nowym topowym produkcie Anglików. Mierzył on 450 x 350 x 220 mm i ważył 42 kg. Z kolei „60” waży, jak mówiliśmy, 48 kg i mierzy 557 x 417 x 212 mm (szer. x wys. x gł.). Korekta jest więc klarowna, ale też nie jakaś poważna. Dopiero widok testowanego gramofonu daje pojęcie o jego bryle. PODSTAWA • Najważniejszą zmianą, którą SME zaimplementowała w nowym gramofonie jest ukrycie systemu odsprzęgania. To rzecz dyskusyjna, bo ostatecznie to właśnie owe pilary były dla tej firmy charakterystyczne. Zmiana ta dała jednak, jak się przekonamy w części odsłuchowej, zupełnie nową jakość. I to przez odwrócenie sposobu odprzęgnięcia i schowanie jego systemu w aluminiowych walcach powstała przysadzista, mocna, silna bryła Modelu 60. Ale jest też tak, że jeśli spojrzymy na „60” pod kątem mechaniki i pomysłu, jasne będzie, że jest to poprawiona, dopieszczona „30”. Magazyn „The Absolute Sound”, który jako jedne z pierwszych testował to urządzenie pisał: Dzieli on zarówno ponadwymiarowy talerz „30” o średnicy 13″ i wadze 17,6 funta z obrabianą diamentowo tłumioną powierzchnią górną, jak i światowej sławy łożysko wrzeciona o długości 6,75″ i średnicy ¾"z uszczelnioną obudową w kąpieli olejowej, wykonane z wysokowęglowej, chromowanej stali. SME twierdzi, że nie mogło znaleźć sposobu na jego ulepszenie, choć w modelu 60 jest ono tłumione hydraulicznie, a jego dolna część rozciąga się w kąpieli z płynu silikonowego, która ma kontrolować mikrorezonanse generowane przez obracającą się masę. Pod względem mechanicznym wszystko wydaje się proste. Na dwóch aluminiowych platformach, tłumionych od spodu, oddzielonych od siebie systemem odprzęgającym, zamocowano ramię, łożysko talerza oraz silnik w taki sposób, aby jak najmniej na siebie wpływały. Na dolnym znalazł się silnik, mocowanie gniazd wyjściowych (RCA), a na górnym łożysko talerza oraz ramię. Silnik jest umieszczony w ciężkiej, mosiężnej obudowie i dodatkowo odsprzęgnięty poprzez trzy regulowane kolce i jest dociskany do podłoża za pomocą małych gumowych ringów. Sporą zmianą w stosunku do wcześniejszego „flagowca” jest rezygnacja z gumowych ringów tłumiących ruch podstaw w płaszczyźnie poziomej. To ważne, ponieważ silnik jest na jednej z ich, a talerz na drugiej. Poziome przemieszczanie się ich względem sienie wpływałoby na długość paska napędowego, a co za tym idzie na stabilność obrotów. W tym przypadku wykorzystano rozwiązanie pierwotnie opracowane dla najtańszego gramofony, modelu 6. Firma zawdzięcza tę zmianę Stuartowi McNeilisowi, licencjonowanemu inżynierowi lotniczemu z 34-letnim doświadczeniem w tej branży, który w listopadzie 2016 roku został CEO firmy. Ruch w poziomie tłumi obecnie, wspomniana wcześniej, „unikalna żywica polimerowa o wysokiej gęstości” stosowana w modelu 6, a teraz w ramieniu z serii VA. SILNIK • Jak mówiliśmy, testowany gramofon różni się od poprzednich zmianą w odsprzęganiu. Ale to nie jedyna różnica. Kolejną jest zastosowanie silnika synchronicznego (AC) w miejsce asynchronicznego (DC) z „trzydziestki”. Silniki prądu stałego mają to do siebie, że są nieco cichsze w pracy od asynchronicznych W teorii mniej wpływają więc na dźwięk i łatwiej je wytłumić. Ale i silniki prądu przemiennego mają zalety, wśród których najważniejszy jest wysoki moment obrotowy osiągany przy danej wielkości. A to pozwala na lepszą kontrolę talerza. Aby osiągnąć podobny moment z silnika DC musiałby on być większy, a więc byłby – tak, dokładnie tak – głośniejszy. Wybór silnika nie jest więc zadaniem łatwym i musi wynikać z danej konstrukcji. SME postarał się, aby użyta w „60” jednostka otrzymywała jak najczystsze napięcie zasilające. Zasilanie podzieliła więc na dwie części, umieszczone w osobnych, aluminiowych obudowach: zasilacz oraz regulator obrotów. Ten pierwszy po prostu generuje sinusoidę, a drugi zmienia jej częstotliwość. Na kontrolerze umieszczono guzik do włączania i wyłączania zasilania, a także pokrętło, którym zmieniamy prędkość obrotową – 33,3 albo 45 obr./min. Jak pisze producent, jednostka sterująca prędkością wykorzystuje układ DSP do generowania dwóch niezależnych fal sinusoidalnych, które „zapewniają całkowitą kontrolę częstotliwości, zależności fazowej i amplitudy”. Te z kolei są dopasowywane (dostrajane) do konkretnego egzemplarza silnika. Wyjściowy stopień sterujący to dwukanałowy, bi-polarny wzmacniacz pracujący w klasie AB o „niskim poziomie zniekształceń”, z przekaźnikiem sprzężonym bezpośrednio z silnikiem. Cała konstrukcja została wykonana przy użyciu montażu powierzchniowego na pozłacanej płytce drukowanej FR4. RAMIĘ • Połączenie między elementami zasilania, a także gramofonem poprowadzono wysokiej klasy kablami, zakończonymi wtykami LEMO. Kable przygotowała firma Siltech, co ma sens, marka ta należy do „rodziny” Cadence Audio, wraz z SME. I jeszcze jedną – Crystal Cable, której srebrne okablowanie znalazło się wewnątrz ramienia. Jak wielokrotnie o tym mówiliśmy, kable obydwu tych marki powstają w tym samym miejscu, różnią się jednak konstrukcją i pomysłami, które za nimi stoją; więcej → TUTAJ. A ramię, skoro już przy nim jesteśmy, jest trzecim wyróżnikiem tej konstrukcji, po zawieszeniu oraz silniku (różnice w wielkości pomijam, bo to oczywiste). Noszące oznaczenie VA, gdzie V mówi o podobieństwach do modelu V, a A to skrót od „Advanced”, jest sprzedawane tylko z tym gramofonem. Opracowane w 1986 roku V było najcięższą i najbardziej zaawansowaną technicznie konstrukcją tej firmy. Jego masa była jednak tak duża, że nie wszystkie wkładki się z nim „zgadzały”. Przy opracowaniu VA postawiono więc na „odchudzenie”. Aby to się udało sięgnięto po inny materiał z którego wykonano rurkę. Ta w V, odlewana ze stopu magnezu, była jedynym elementem konstrukcji kupowanym przez SME u zewnętrznego dostawcy, nota bene producenta z Chicago (USA). Nowe ramię wygląda niemal identycznie, ale jego rurkę wykonano z jednego kawałka „unikalnej żywicy polimerowej o wysokiej gęstości”, jak pisze producent. I, jak dodaje, nie jest to druk w 3D ostatnio w branży dość popularny, żeby przywołać firmy VPI oraz Avid. Nowa rurka ramienia ma w przekroju kształt „tri-lobe-profile, czyli nie jest wewnątrz okrągła, a podzielona na trzy segmenty. Kształt ten ma zapewnić większą wytrzymałość na siły skrętne i wyższą stabilność mechaniczną, dając jednocześnie niską masę efektywną. Czyli to, o co chodziło konstruktorom. Efektywna długość ramienia wynosi 233,15 mm. Wewnętrzne okablowanie to, jak mówiliśmy, Crystal Cable o średnicy ø 0,1 mm wykonywane w technice Mono X-Tal. Sygnał wypuszczany jest przez zamocowane do dolnej podstawy, gniazda RCA, co również jest zmianą w stosunku do gniazd DIN w ramieniu. Nowe ramię zachowało znaną z modelu V obudowę łożyska ze stopu aluminium ze zmienionym wewnętrznym obciążnikiem wolframowym. Ramię pozwala na zastosowanie wkładek o masie z przedziału 5-18 g. Ale z jednym zastrzeżeniem: przy cięższych wkładkach przeciwwaga znajduje się dość daleko od kolumny ramienia, co jest niepożądane. Niestety w komplecie nie ma cięższej przeciwwagi, którą można by to skorygować. Dlatego też w tym teście nie sięgnąłem po swoją wkładkę Miyajima Labs Destiny. Zamiast niej polski dystrybutor zawiesił na ramieniu lżejszą, choć równie ciekawą, wkładkę My Sonic Lab Singature Diamond. Dodajmy, że ramię ma dynamiczny system docisku, umożliwia zmianę VTA/SRA i antyskatingu, nie ma jednak możliwości zmiany azymutu. SME wierzy bowiem, że ważniejsze jest utrzymanie jak największej sztywności ramienia. W komplecie nie otrzymujemy interkonektu połączeniowego. WYKOŃCZENIE • Dodajmy, że jedną z kosmetycznych zmian w stosunku do ramienia V jest rezygnacja z elementu utrzymującego je w pozycji spoczynkowej. Jak się okazuje, wraz z czasem wieloma odsłuchami, na satynowej powierzchni rurki powstawał pasek wyślizganego materiału. W wersji VA mamy więc tylko półokrągły element, na którym kładziemy ramię. Znacznie ważniejsza zmiana, jeśli chodzi o kosmetykę, dotyczy wykończenia podstaw. I jest kosztowna. Do tej pory gramofony SME były dostępne wyłącznie w kolorze czarnym; wyjątkiem była wersja „Diamond Series” gramofonu Synergy. Od teraz również „30” możemy zamówić w nowym wykończeniu „Diamond”. Model 60 dostępny jest w kilku różnych kolorach podstaw i w jednym z trzech rodzajów faktur. Producent pisze: Najbardziej zaawansowany technicznie gramofon SME, jaki kiedykolwiek wyprodukowano, Model 60 jest dostępny jako sygnowane zamówienie ONE of ONE. Te indywidualne arcydzieła są dziełem sztuki, wykonanym ręcznie na zamówienie wyłącznie dla Ciebie, przez nasz zespół wykwalifikowanych rzemieślników. I nie są to tanie (nomen omen – wcale nie kosmetyczne) zmiany: podstawowy gramofon z czarnymi, szczotkowanymi podstawami od najdroższego, Diamond, dzieli aż 10 000 funtów (!). Z kolorów, które widziałem, wymieńmy srebrny, niebieski, zielony i bordowy, a do faktur dorzućmy jeszcze, bardzo atrakcyjne, w kształcie plastra miodu. Tak naprawdę opcji jest więcej, a firma figlarnie mówi, że są one „ściśle ograniczone do jednego z 75 kolorów”. Specjalnie dla tej wersji opracowano tęczowe logo modelu 60. ▌ ODSŁUCH JAK SŁUCHALIŚMY • Gramofon SME Model 60 testowany był w systemie referencyjnym HIGH FIDELITY. Stanął on na dwóch górnych półkach z włókna węglowego, na stoliku Finite Elemente Master Reference Pagode Edition Mk II. |
W czasie testów gramofonu słuchałem go z wkładką My Sonic Lab Singature Diamond. Do czyszczenia igły wykorzystałem DS Audio ST-50, zestalony żel. Sygnał do przedwzmacniacza gramofonowego RCM Audio Sensor Prelude IC przesyłany był kablem Furutech Ag-16-R4, a do przedwzmacniacza liniowego interkonektem Siltech Triple Crown. Przedwzmacniacz połączyłem ze sztuczną masą → NORDOST QRT QKORE6 i położyłem na nim generator szumu → NORDOST QRT QPOINT. » PŁYTY UŻYTE W TEŚCIE ⸜ wybór
⸜ THE MONTGOMERY BROTHERS, Groove Yards, Riverside/Analogue Productions AJAZ 9362, „Top 100 Fantasy 45 Series”, 45 rpm, 180 g, 2 x LP (1961/?). JESZCZE KILKA LAT TEMU nie przeszłoby mi to nawet przez myśl – co ja mówię, nie kilka, a rok temu: odtwarzanie plików w ekstremalnej postaci doszło do miejsca, w którym zaczyna przypominać granie z taśmy analogowej. Prozę nie regulować odbiorników, tak właśnie myślę. Słuchany przeze mnie tuż przed gramofonem SME model 60 transport plików Taiko Audio Olympus XDMI, z modułem I/O XDMI kosztujący ponad 100 000 euro, zabrzmiał nieprawdopodobnie wręcz dobrze. Na tyle, że słuchane przeze mnie płyty CD i SACD po raz pierwszy nie były faworytami. Co to ma wspólnego z testowanym gramofonem? Znając poprzednie topowe modele tej firmy, zarówno 30, jak i 30/2, mogę powiedzieć, że konstruując „sześćdziesiątkę” firma obrała dokładnie ten sam kierunek zmian, który kiedyś słyszałem w moim odtwarzaczu SACD Ayon Audio CD-35 HF Edition, a który po latach powtórzyło Taiko Audio. Jak gdyby cel, który obrali sobie konstruktorzy okazał się wspólny, pomimo różnicy w technologiach, filozofii dźwięku oraz strategii dotarcia o niego. A byłaby to „wysoka wierność”, czyli stare, dobre „high fidelity” (hi-fi). Wiem, banał, banał wręcz okrutny. Kiedy jednak popłynęły pierwsze dźwięki z płyty THE MONTGOMERY BROTHERS Groove Yard w reedycji Analogue Productions z 2008 roku, wydane na dwóch krążkach 45 rpm, doznałem iluminacji, którą się właśnie z państwem podzieliłem. Wysoka wierność polegałaby na odrzuceniu okrągłości, zarzuceniu dążenia do maksymalnej detaliczności, wreszcie zawieszenia na kołku myślenia o dźwięku jako o czymś, co ma „służyć”. A może służyć w doskonały sposób. Bo przecież moje marzenie, gramofon TechDAS Air Force One – to jest wciąż mój punkt odniesienia – w swojej doskonałości transformował muzykę w taki sposób, aby brzmiała ona „tak, jak na żywo”. A przecież zarejestrowany sygnał nie jest dokumentem i nim być nie może. Jest formą transkrypcji rzeczywistości na nośnik, przy użyciu dostępnych narzędzi i rozwiązań technicznych. Po naszej stronie zachodzi odwrotny proces, przy użyciu podobnych, ale jednak innych, narzędzi i technik. Moim zdaniem to sztuka, a sztuka ma się nijak do werystycznie rozumianej rzeczywistości. Dlatego też i bracia Montgomery, i słuchany zaraz potem CANNONBALL ADDERLEY z płyty Somethin’ Else, ponownie w dwupłytowej reedycji Analogue Productions, zabrzmieli szczerze, surowo, w sposób, który odsyła do dźwięku z taśm analogowych. Czyli takiego, w którym jest szerokie pasmo, a nie ma podkreślenia żadnego z podzakresów. Jest continuum dźwięków, które nie zwracają uwagi na żaden podzakres. A przecież TechDAS, przy całym swoim rozmachu, celebrował średnicę. To na nią zwracałem podczas odsłuchu uwagę. Podobnie zresztą robią i inne topowe produkty, bo tu nie chodzi już o źródło sygnału, czy wzmocnienie, a nawet kable. Siltech Master Crown, dla przykładu, okablowanie za ponad milion złotych, powoduje, że zapadamy się głębiej w tym, na czym właśnie siedzimy, uwodzi nas niewiarygodnie miękkim, przyjemnym dźwiękiem. Nie zmiękcza niczego, a jest po prostu ultrarozdzielczy, a taką ilość informacji podanych w tak doskonale spójny sposób interpretujemy jako „miękkość”, a właściwie brak nienaturalnych „kantów”. Podobnie można nazwać to, co usłyszałem z modelem 60. A mimo to różnica między tymi rodzajami przekazu jest uderzająca. Gramofon o którym tym razem mówimy wchodzi w dźwięk tak, aby wszystko było w nim równie ważne. Rozdzielczość jest równie wysoka, jak we wspomnianych przeze mnie produktach, a jednak odbieramy ją inaczej, porusza w nas inne struny. Jeśli mógłbym ją jakoś nazwać, to byłaby to rozdzielczość surowa, niepodparta żadnymi upiększeniami i „bajkowością”. To nie jest łatwy dźwięk. W tym sensie, że niczym nie uwodzi. Stawia przed nami przekaz w prawdzie. Czyli jeśli jest on jasny, to zagra jasno, jeśli jest zniekształcony, to owo zniekształcenie pokaże w całości. Ale może dlatego jego dźwięk jest tak wiarygodny. Bo kiedy wiemy, że nie jesteśmy oszukiwani, czarowani, czy jak tam to sobie nazwiemy, opuszczamy gardę i siadamy z zupełnie innym nastawieniem. Jak mówię, trzeba się jednak zdecydować, co jest dla nas najważniejsze. Model 30, a szczególnie 30/2, widziałem jako „narzędzia” do słuchania. Model 60 jest nim do kwadratu. A to przez jeszcze większą rozdzielczość i o wiele większą wiarygodność. Nie dlatego, że poprzednim topowym modelom SME coś w tej mierze dolegało. Porównania w high-endzie mają jednak to do siebie, że poprawa raz usłyszana staje się dla nas nową referencją i wszystko to, co poniżej nieco traci na wartości – takie życie. Ale to właśnie dlatego dźwięk z test pressu płyty BILLIE HOLIDAY Body and Soul, wykonany na potrzeby analogowej reedycji tego tytułu z 2024 roku, był wręcz hipnotyzujący. Z płytami Montgomery Brothers i Adderley’a akomodowałem się do tego przekazu – to nie jest łatwy przeskok. Podobnie miałem z transportem plików Taiko Audio, tak tylko dodam. Kiedy jednak raz coś nam w głowie „zaskoczy”, rozświetla się nam jakiś zakamarek umysłu, który pozwala nam zobaczyć więcej, usłyszeć więcej, a przez to więcej poczuć. Precyzja, z jaką Model 60 gra muzykę nie jest bowiem precyzją mechaniczną. To sposób na maksymalnie dokładne pokazanie upływu czasu. Gramofon ma tylko jedno zadanie – kręcić płytą w ultrastabilny sposób. I, takie mam wrażenie, testowany gramofon robi to lepiej niż jakakolwiek (!) inna maszyna, którą znam. To dlatego gitara Barne’a Kessela z płyty Holiday była nie tylko głęboka, gęsta i niemal ciepła, ale dlatego jej wokal niewiarygodnie „swingował”, niemal widziałem, jak widzowie w studiu nagraniowym strzelają palcami w rytm ˻ 2 ˺ They Can't Take That Away From Me Iry i George’a Gershwina. Mimo że tego przecież na taśmie nie ma. A przy tym w żadnym momencie głos artystki nie był ocieplony. Był taki, jaki powinien być, czyli nagrany za pomocą wstęgowego mikrofonu o pikach na wysokich częstotliwościach. A więc z jednej strony gęsty i duży, a z drugiej lekko pobarwiony, rozjaśniony. SME 60 nie podkreśla takich szczegółów, a pozwala je usłyszeć. Gitara, czy to grająca głośniej w wejściach do utworów, czy ciszej, za głosem, była superczytelna, ale i ciepła. Podobnie, jak saksofon Bena Webstera. Przy całej swojej szczerości i surowości, testowany gramofon nie „niszczy” iluzji, że uczestniczymy w wydarzeniu muzycznym. Idzie dokładnie w jej kierunku. Bo nawet mocniej skompresowany dźwięk z płyty DIANY KRALL This Dream Of You, ponownie z krążka test press, był wiarygodny. Na tyle, że różnica między nim, a wcześniejszą płytą nie miała znaczenia. To odmienne stylistyki i wrażliwość, zarówno muzyczna, jak i produkcyjna. A jednak obydwie wokalistki pokazane zostały w niesamowicie wciągający sposób. Ale wciągający nie ociepleniem, miękkością, nasyceniem dolnej średnicy, a – wiarygodnością. Nawet skrzypienie krzesła we fragmencie rozpoczynającym ˻ 2 ˺ That's All / Azure-Te, miało sens jako część realnego, a nie sztucznego wydarzenia. Nie zostało wycięte przez realizatora, więc zapewne siedziała na nim wokalistka, śpiewająca przy fortepianie. Ale może być i tak, że to krzesło gitarzysty – kiedy będę wiedział na pewno, będzie to znaczyło, że zakończyłem poszukiwania. A mówię o tym detalu nie po to, aby podkreślić, jak dokładny to jest system – przypomnę, że mówimy o gramofonie z ramieniem i wkładką – a dlatego, żeby zaznaczyć wyjątkowość testowanego gramofonu. Wchodzi on w muzykę głęboko, a bez dzielenia włosa na czworo. Jak gdyby wiedział więcej i nie musiał tego udowadniać. Dotyczy to zarówno barw, dynamiki, detali, jak i przestrzeni. Czytelność przekazu jest doskonała i nie jest ograniczona do małych składów. SANTANA ze swojej debiutanckiej płyty, granej z oryginalnego, amerykańskiego tłoczenia, zabrzmiał więc zupełnie odmiennie od wszystkiego, co słyszałem do tej pory, a jednak pokazał dokładnie te same przymioty testowanego gramofonu, co wcześniej. Gitary były więc jasne, dynamiczne, niemalże ostre, podobnie, jak organy Hammonda. A jednak dźwięk był oddalony, podany z dużym pogłosem, z podkreśleniem części niskiej średnicy. Nie miałem wyraźnego uderzenia, bo to zostało stępione kompresjami i sposobem wytłoczenia krążka. A przecież wyrazistość, o której mówię, powinna być spowodowana mocnym naciskiem na atak dźwięku i jego rozjaśnieniem. Z SME 60 ˻ 1 ˺ Waiting był ultradynamiczny, wybuchowy i rytmiczny, a ˻ 2 ˺ Evil Ways hipnotyczny, bujający, niemalże kojący. A przecież, kiedy po refrenie, w bridżu, wchodzą organy, to są one z jednej strony niskie, ale co jakiś czas uderza mocna średnica, ich jaskrawa barwa wyskakuje z głośników. Dynamika tego urządzenia jest bowiem wzorcowa i w pewnej mierze porównywalna z tym, co znam z dobrych magnetofonów analogowych i co słyszałem z modelem Reference firmy J.Sikora, kolejnej mojej referencji. Może jeszcze nie do końca, może jeszcze jest tam zapas, ale jednak nie była to równie duża różnica, jak między taśmą i większością gramofonów. Niesamowite, jak te dwie, tak przecież różne, konstrukcje, są blisko na ścieżce „podejścia” do taśmy. A jednak są zupełnie inne. SME brzmi (wewnętrznie) ciemniej, a jednak wydaje się grać jaśniej. A to dlatego, że ma inne priorytety jeśli chodzi o atak. J.Sikora pokazuje go w natychmiastowy sposób, prowadząc za nim resztę dźwięku, wypełniając w ten sposób przekaz. SME z kolei uderza od razu całym dźwiękiem. Żadna z tych metod nie jest bez wad, obydwie są równoważne, ale znacząco odmienne. Dlatego też odsłuch płyty Masterpieces by Ellington DUKE ELLINGTON AND HIS ORCHESTRA był w obydwu przypadkach tak satysfakcjonujący. To, co łączy te konstrukcje, to dążenie do wierności, od której rozpocząłem ten test. I z czym wracam do porównań z cyfrą, w tym przypadku z odtwarzaczem Ayon Audio. Gramofon SME 60 lepiej pokazuje przejścia między bryłami instrumentów, lepiej informuje również o różnicach w barwach. Mocniej dociska niską średnicę i średni bas. Ayon z kolei schodzi na basie niżej, ma też lepiej akcentowane miękkie uderzenie – mówię słuchając utworu ˻ A-1/10 ˺ Take ‘A’ Train 2024 z płyty Big Band Supreme, o której powyżej. To w takim, bezpośrednim porównaniu słychać że angielski gramofon ma w sobie sporo ciepła. Nawet ciemny, gęsty Ayon wydaje się grać w nieco bardziej zdystansowany sposób. Oczywiste jest, że winyl i cyfra otrzymały odmienny master, ale w obydwu chodziło przecież – tak zakładam – aby były możliwie najbliżej taśmy „master”, w tym przypadku 1/2"-calowej. Różnice wynikają więc głównie z różnicy między nośnikami, tym jak trzeba dla nich przygotować materiał, aby wyciągnąć z niego wszystko co najlepsze, oraz z różnicy między urządzeniami. A są one mniejsze niżby się można było spodziewać – ale są. Model 60 gra bardziej miękkim dźwiękiem, ale i bardziej rozdzielczym. To, co mówiłem o „surowości” jego przekazu nie jest więc brakiem emocji. Jest po prostu dążeniem do precyzji. Ayon gra w jeszcze bardziej precyzyjny sposób, co pokazał też, garny zaraz potem ˻ 1 ˺ So Far Away z płyty DIRE STRAITS Brothers in Arms, w reedycji Mobile Fidelity. Ale to gramofon zabrzmiał z tej dwójki w bardziej wiarygodny sposób. ▌ Podsumowanie CZYM DOCHODĘ DO KONKLUZJI, która była również otwarciem tego testu: współczesne systemy z topowego high-endu brzmią coraz lepiej. Mówienie o tym, że rozwój jakości zatrzymał się w latach 60. ubiegłego dźwięku wydaje mi się nieuprawomocniony. Właśnie takie urządzenia, jak SME 60 rozwijają to, co udało się wówczas uzyskać w dziedzinie barw, dynamiki, rytmiczności. Testowany gramofon brzmi w absolutnie neutralny sposób, ale jest przecież nasycony tonalnie, wrażliwy na zmiany emocjonalne, które zapisane są w muzyce. Jest też niebywale dynamiczny, a dynamikę prezentuje jako coś związanego z muzyką, a nie coś, co steruje nią od zewnątrz. Gra ładnym, niskim basem i jedynie najlepsze systemy cyfrowe schodzą niżej. Ale nie w tak pełny sposób, jak to robi SME. I nie w tak energetyczny – to już na pewno. To urządzenie, które nie upiększa świata, ale pozwala nam zajrzeć pod jego podszewkę, że sięgnę po to, nieco nadużywane, skojarzenie. Jest doskonałym narzędziem w pełni realizującym założenia „high fidelity”. Od nas, czyli magazynu „High Fidelity”, nagroda ˻ GOLD FINGERPRINT ˺, za wspaniałą realizację tego postulatu. ● Test powstał według wytycznych przyjętych przez Association of International Audiophile Publications, międzynarodowe stowarzyszenie prasy audio dbające o standardy etyczne i zawodowe w naszej branży; HIGH FIDELITY jest jego członkiem-założycielem. Więcej o stowarzyszeniu i tworzących go tytułach → TUTAJ. |
System referencyjny 2025 |
|
˻ 1 ˺ Kolumny: HARBETH M40.1 • → TEST ˻ 2 ˺ Podstawki: ACOUSTIC REVIVE (custom) ˻ 3 ˺ Przedwzmacniacz: AYON AUDIO Spheris III • → TEST ˻ 4 ˺ Odtwarzacz Super Audio CD: AYON AUDIO CD-35 HF Edition No. 01/50 • → TEST ˻ 5 ˺ Wzmacniacz mocy: SOULUTION 710 ˻ 6 ˺ Stolik: FINITE ELEMENTE Master Reference Pagode Edition Mk II więcej → TUTAJ ˻ 7 ˺ Filtr głośnikowy: SPEC REAL-SOUND PROCESSOR RSP-AZ9EX (prototyp) • → TEST |
|
Okablowanie Interkonekt: SACD → przedwzmacniacz - SILTECH Triple Crown (1 m) • → TESTInterkonekt: przedwzmacniacz → wzmacniacz mocy -SILTECH ROYAL SINGLE CROWN • test → TUTAJ Odtwarzacz plików → przedwzmacniacz -SILTECH ROYAL SINGLE CROWN • test → TUTAJ Kable głośnikowe: SILTECH Triple Crown (2,5 m) |ARTYKUŁ| |
|
Zasilanie Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → odtwarzacz SACD - SILTECH Triple Crown (2 m) • → TESTKabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → wzmacniacz mocy - ACROLINK Mexcel 7N-PC9500 • → TEST Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → przedwzmacniacz - ACOUSTIC REVIVE Power Reference Triple-C (2 m) • → TEST Kabel zasilający: gniazdko ścienne → listwa zasilająca AC - ACROLINK Mexcel 7N-PC9500 (2 m) • → TEST Listwa zasilająca: AC Acoustic Revive RTP-4eu ULTIMATE • → TEST |
|
Elementy antywibracyjne ⸜ Podstawki pod kolumny: ACOUSTIC REVIVE (custom)⸜ Stolik: FINITE ELEMENTE Master Reference Pagode Edition Mk II • więcej → TUTAJ ⸜ Platforma antywibracyjna (pod listwą zasilającą AC): Graphite Audio CLASSIC 100 ULTRA • więcej → TUTAJ ⸜ Nóżki antywibracyjne (przedwzmacniacz liniowy): Pro Audio Bono PAB CERAMIC 70 UNI-FOOT • test → TUTAJ ⸜ Nóżki antywibracyjne (odtwarzacz SACD): Divine Acoustics GALILEO • test → TUTAJ ⸜ Nóżki antywibracyjne (podstawki pod kolumny): Pro Audio Bono PAB CERAMIC 60 SN • test → TUTAJ |
|
Analog Przedwzmacniacz gramofonowy: Wkładki gramofonowe:
Docisk do płyty: PATHE WINGS Titanium PW-Ti 770 | Limited Edition |
|
Słuchawki Wzmacniacz słuchawkowy: Leben CS-600X • test → TUTAJPlatforma antywibracyjna (pod wzmacniaczem): Kryna PALETTE BOARD PL-TB-Cu-TP • test → TUTAJ Kabel zasilający (wzmacniacz): Acrolink 8N-PC8100 PERFORMANTE NERO EDIZIONE № 1/15 • więcej → TUTAJ Słuchawki:
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity