Wzmacniacz zintegrowany
Egg-Shell
Producent: ENCORE SEVEN |
oczekaliśmy się czasów, w których mamy grupę polskich producentów mogących swoimi produktami konkurować z dowolnymi firmami ze światowej czołówki. Chodzi nie tylko o dźwięk, bo pod tym względem było czym się pochwalić już wcześniej, ale o PRODUKT. Czyli: urządzenie audio (kolumny akcesoria itd.), charakteryzujące się dźwiękiem wysokiej klasy, wysmakowanym projektem plastycznym, precyzyjnym wykonaniem z najlepszych materiałów i dostarczanym wraz z odpowiednio opracowaną dokumentacją – pod tym ostatnim mam na myśli stronę internetową z dobrymi zdjęciami, instrukcje, broszury i foldery. Encore Seven (ew. Encore 7), właściciel marki Egg-Shell robi to tak, jakby robiła to od lat. I jest w tym dobra, naprawdę dobra. Wzmacniacze jej produkcji pogrupowane są w trzy działy, z których Egg-Shell B&G jest najmniejszy – zawiera bowiem jeden wzmacniacz, przeznaczony dla muzyków jako tzw. „head” pieców gitarowych. Mimo że najmniejszy, to on jest zalążkiem działalności tej firmy. Kolejnym działem jest Egg-Shell Classic, obecnie z pojedynczym wzmacniaczem, integrą 9WLT. Najważniejsza jest seria Prestige i to ona decyduje o tzw. „identity” firmy, tj. cechach szczególnych i rozpoznawalności. Wzmacniacze i przedwzmacniacze, które tam znajdziemy mają charakterystyczny design. Oparty na obłych kształtach i pochylonych w kształt litery V lampach mocy jest nie dość, że charakterystyczny (przy braku udziwnień), to jeszcze ładny, proporcjonalny i sensowny. Firma o designie obudowy mówi „Woodwind”. Przez szybkę na przedniej ściance widać lampy, których poblask podkreślany jest przez polerowaną na połysk blachę nierdzewną. Od góry wzmacniacz zamykany jest płytą, utrzymującą się na magnesach. Jeśli ktoś lubi patrzeć na lampy bezpośrednio – może ją ściągnąć. Pomysłowo i przy okazji ładnie rozwiązano sprawę sterowania – siłą głosu zmieniamy dużym, bardzo wygodnym w obsłudze kołem, odwołującym się do tunerów radiowych McIntosha. Zamiast zwykłego pilota zdalnego sterowania mamy „magiczną kulę” – kiedy obracamy nią na stole, zmieniamy głośność. Trick polega na zastosowaniu czujnika żyroskopowego w kuli, który sprzężony jest z nadajnikiem radiowym – sterownik może leżeć do 25 m od wzmacniacza (bez przeszkód po drodze). Urządzenia Egg-Shell są wysoce „kustomizowalne”. Można zamówić konkretny kolor obudowy, jeden z kilku kolorów szyby na przedniej ściance, na którą można nanieść dowolną grafikę, dobrać kształt otworów na górnej ściance i nanieść tam grafikę. Także kula sterująca może mieć różne kolory, może być również wykonana z drewna. PRESTIGE 9WST Mk2 Testowany wzmacniacz jest integrą o mocy 2 x 9 W. Ta „potężna” moc wynika z zastosowania w stopniu końcowym każdego kanału pojedynczej lampy, pentody mocy EL34, pracującej w klasie A w trybie single-ended, w układzie triodowym. To jeden z najprostszych układów, ale też taki, z którego można uzyskać najlepszy dźwięk. Lampowe jest też sterowanie i wejście, a nawet zasilanie. Moc 9 W sugeruje stosowanie wzmacniacza z kolumnami wysokoskutecznymi. W teście, oprócz Harbethów M40.1 użyłem więc kolumn Acuhorn 15 oraz Avatar Audio Holophony Model Dwa. Mk 2 w nazwie mówi o tym, że to nowa generacja wzmacniacza 9WST. Od starszej różni się lepszym wykonaniem, wykończeniem oraz lepszymi podzespołami: Ponadto: KRZYSZTOF GRABOWSKI Encore Seven zostało oficjalnie powołane do życia w 2010 roku. W 2012 firma pokazała swój pierwszy model wzmacniacza lampowego. Była to konstrukcja typu push-pull oparta o cztery lampy mocy EL34 (18 W). Od samego początku projekt plastyczny był podobny do tego, jaki obecnie ma linia Prestige. Pół roku później wprowadziliśmy do sprzedaży konstrukcję typu single-ended i postanowiliśmy produkować urządzania tylko w klasie A, stąd push-pull został wycofany. Byliście państwo pierwszym magazynem, który otrzymał do testów nasz wzmacniacz (model Prestige 15WS, czytaj TUTAJ) - wrzesień 2013. Nasze doświadczenie związane z budową wzmacniaczy jest jednak o wiele dłuższe. Firmę Encore Seven prowadzę z bratem. Andrzej odpowiada za kwestie techniczno-konstrukcyjne, a więc przede wszystkim za układ audio i jego brzmienie. Ja zajmuję się logistyką i promowaniem marki. Dojście do obecnego etapu budowy i sprzedaży wzmacniaczy zaczęło się od hobby. Andrzej jest muzykiem i jeszcze w latach 90. poprzedniego wieku konstruował na swoje potrzeby wzmacniacze lampowe - wtedy gitarowe. Potem zajął się wzmacniaczami audio stereo także do swoich celów. Śmiało można powiedzieć, że "siedzimy" w temacie od ponad 20 lat i to, co obecnie robimy wynika z naszych pasji. Design wzmacniaczy jest wynikiem połączenia naszych pomysłów i założeń z pracą profesjonalnego projektanta. Chcieliśmy, aby wzmacniacz był raczej niski - stąd duże lampy nie stoją pionowo, bezpieczny i zamknięty, ale funkcjonalny – stąd zdejmowany panel górny oraz jednocześnie bez tracenia tego co najlepsze, czyli z widocznymi lampami – stąd szyba z przodu. Takie założenia przekazaliśmy znajomemu projektantowi mebli Pawłowi Hankusowi, który nakreślił kształt bryły z charakterystycznymi odsunięciami elementów, by nadać jej wizualnej lekkości. Nasze działania nie kończą się na produkcji sprzętu. Aktywnie współtworzymy Polski Klaster Audio, czyli nieformalne zrzeszenie ambitnych producentów związanych z hi-fi, który został powołany do życia z inicjatywy właściciela salonu HiFi Studio z Bielska-Białej, Karola Zieleźnika. W ramach Klastra wspólnie promujemy polskie audio, ale też współpracujemy wewnątrz między sobą, czego efektem są zestawy stereo, których elementy pochodzą od różnych firm, ale tworzą spójną całość brzmieniową i wizualną. Pierwszy już powstał, a premiera drugiego już wkrótce. Encore Seven lubi świat muzyki w szerokim znaczeniu, stąd co jakiś czas organizujemy lub uczestniczymy w różnych projektach okołomuzycznych. Najważniejsze dotychczas to powołanie międzynarodowej grupy fotograficznej MPC (Music Photographers Collective), zorganizowanie wraz z Bielską Zadymką Jazzową i Radiem Katowice Ogólnopolskiego Konkursu Fotografii Muzycznej (mpcontest.mpc.com), uhonorowanie Terri Lyne Carrington statuetką od MPC podczas jubileuszowych 30. Głogowskich Spotkań Jazzowych, wsparcie fotograficzne doskonałej płyty Michała Wróblewskiego City Album i wiele innych. Płyty użyte do testu (wybór)
Pan Winston Ma, właściciel muzycznej firmy wydawniczej First Impression Music (i jej oddziałów Lasting Impression Music oraz Golden String) był nie tylko świetnym producentem, wydawcą i czujnym audiofilem, ale też był kopalnią wiedzy, ciekawostek, dykteryjek i anegdot. Jedną z nich przytacza w książeczce płyty Super Trio Nielsa Thybo, Bo Stiefa i Lennarta Gruvstedta. Tekst zatytułowany I Like Distortions! mówi - w skrócie - o tym, że nie wszystko jest takie, jakim się wydaje. Historyjka dotyczy pokazów w czasie jednej z wystaw, podczas których zwiedzający przyniósł do odsłuchu płytę wspomnianego trio, którą powalił na kolana wszystkich wystawców, a która potem w systemach kilku z nich popaliła głośniki i zwrotnice. Chodziło konkretnie o utwór nr 3, zatytułowany Little Suite. To krótki kawałek, złożony z dwóch części – wstępu granego na preparowanym fortepianie i rozwinięcia w postaci solo perkusji. I właśnie to solo, niebywale dynamiczne, szybkie i potężne powodowało uszkodzenie kolumn, nie potrafiących poradzić sobie ze skokami dynamiki i bogactwem transjentów perkusji. W czasie remasteringu płyty na potrzeby swojego wydawnictwa, panowie z Five/Four Productions (byli inżynierowie Telarca, zdobywcy wielu nagród Grammy) oraz pan Ma odkryli, że fragment z perkusją jest przesterowany. Uważnie obniżyli więc maksymalny poziom utworu i zmienili korekcję barwy tak, aby szczyt impulsu był poniżej 0 dB. Co się okazało? Że wszyscy woleli wersję przesterowaną: „Muszę powiedzieć, że szokiem było dla mnie to, że – po raz pierwszy i zapewne ostatni – także wolałem wersję ze zniekształceniami!” Przywołuję tę historię dlatego, że wiedząc, iż ma się do czynienia ze wzmacniaczem lampowym o bardzo małej mocy (2 x 9 W), opartym na pojedynczej lampie końcowej, z lampowym prostownikiem, myślimy o nim jak o „produkcie specjalistycznym” (w ramach audio, które samo w sobie jest niezwykle wąskim wycinkiem rynku AGD). Z góry zakładamy więc, że „z tym zagra”, a „z tym nie”. I zwykle się nie mylimy – doświadczenie to coś, na czym można się oprzeć, bo na czymś przecież musimy. Wchodzimy jednak w ten sposób w gorset uprzedzeń i przyzwyczajeń, a jest przecież cały wszechświat związany z audio, którego zasad działania wciąż nie rozumiemy. Zaś ci, którzy uważają, że już wszystko wiedzą to bufony. Testowany wzmacniacz nie poddał się jednak tej redukcji. Bardzo szybko, właściwie już po pierwszej płycie, tj. Coltrane Johna Coltrane’a, wiedziałem że urządzenie nie zawęża repertuaru, który można na nim słuchać, do jazzu o niewielkich składach, małej wokalistyki, delikatnego ambientu. Ze wszystkimi tego typu płytami zagrał bardzo przyjemnie, interesująco, ale też nie miałem wrażenia, że są one w jakiś szczególny sposób dowartościowywane. Brało się to przede wszystkim ze sposobu prezentacji – dźwięk miał dobrą perspektywę, a wykonawcy lokowani byli za linią łączącą głośniki. Całość miała przez to oddech i nie była kompresowana po to, aby dopalić pierwszy plan i powiększyć instrumenty na osi odsłuchu, jak gitary, kontrabas itd., a także wokalistów. Lubię, kiedy wokale są duże, kiedy instrumenty mają wyraźne, trójwymiarowe body i jeśli są pokazywane blisko mnie. W wysokim high-endzie dochodzi do tego także bardzo głęboka perspektywa za nimi, nie trzeba się więc obawiać natarczywości. Ale jeśli gdzieś trzeba pójść na kompromis, to wolę, aby wszystko było mocniejsze i pełniejsze. A we wzmacniaczu Egg-Shell, w którym kompromisy są oczywiste i wynikają głównie z niewysokiej mocy wyjściowej, usłyszałem inną kombinację cech, która była nawet ciekawsza od tego, o czym mówię powyżej. Dźwięk wcale nie był zamykany w kuli naprzeciwko mnie. Miał oddech, był budowany wielowarstwowo i nie było słychać ograniczeń basu. Z jednym zastrzeżeniem: że nie odkręcałem gałki siły głosu poza obszar komfortu. Przy normalnym słuchaniu, bez ciężkiego łojenia, wszystko było na swoim miejscu i nie słyszałem, żeby coś się przesterowywało. A przecież posłuchałem Billie Dean z albumu Thriller Michaela Jacksona, Riders On The Storm z L.A. Woman The Doors i wreszcie płytę Historie de melody Nelson Serge’a Gainsbourga. Wszystkie miały mocny bas, szczególnie średni i wysoki, co nie dopuszczało do wychudzenia dźwięku, Najniższy zakres nie był wyraźny, ale to i lepiej – nie da się go w tak niewielkim wzmacniaczu kontrolować na tyle, aby duże głośniki były odpowiednio mocno „trzymane”. Ale to, co otrzymałem przełożyło się na pełnię. Pomimo że – jak mówię – wzmacniacz nie wypycha dźwięku przed kolumny i buduje przekaz za nimi. Było to granie z nerwem, z polotem. Skala skoków dynamicznych wydawała się mniejsza niż z mocnymi wzmacniaczami. Przejścia między poszczególnymi dźwiękami były gęste i gładkie, dlatego owa kompresja – chodzi o coś, czego nie słychać jako zniekształcenie, ale jest wyczuwalne – nie była dokuczliwa. Urządzenie bardzo ładnie różnicuje nagrania. Świetna realizacja i piękny remaster płyty Gainsbourga, jego pierwszego krążka typu „concept album”, niezwykle przyjemne nagrania Eda Sheerana i Songs From The Big Chair Tears For Fears – wszystkie one miały wyraźne osobowości, różniły się barwą i nasyceniem, rozciągnięciem pasma i dynamiką. A mimo to wszystkie miały wspólne cechy, jak: brak agresji, łagodna wyższa góra i wysoka średnica, wyrafinowana plastyka. Wzmacniacz trochę je „podciągał” tam, gdzie było trzeba, tj. nie uwypuklił kompresji na płycie Sheerana, dopalił trochę mało „kolorowe” barwy Tears For Fears i podkreślił plastykę króciutkiej, a przecież tak dobrej płyty autora Je t'aime... moi non plus. |
Trzeba przy tym powiedzieć, że Egg-Shell nieco spowalnia tempo utworów. Słyszałem to zarówno z niezbyt łatwymi do wysterowania Harbethami, ale też z superłatwymi pod tym względem kolumnami Accuhorn 15 i Avatar Audio Holophony Numer Dwa. Chodzi o to, że atak dźwięku jest zaokrąglony, przez co nie ma się wrażenia natychmiastowego ataku. Mam na myśli przede wszystkim środek pasma. Bas, co we wzmacniaczu o tak małej mocy jest szczególnie godne uwagi, był mocny, pełny i dynamiczny. Solo perkusji ze wspomnianej płyty Super Trio było eksplozywne, mocne i dynamiczne – brawo! Złożenie tych wszystkich cech powodowało, że nie trzeba było wybierać płyt do odsłuchu, odrzucając te, które zwykle z niewielkimi wzmacniaczami „nie grają”. Poza oczywistymi ograniczeniami, które nie pozwolą rozwinąć się stadionowym koncertom rockowym, zakres, w którym się można poruszać jest bardzo szeroki i nie będzie słychać kompresji. A nawet jeśli do niej dochodziło – duże koło głośności do tego prowokuje – to było to łagodne przesterowanie, z którym mocna muzyka brzmiała… lepiej. Zaskakującą właściwością tego urządzenia jest jego wszechstronność. To paradoks, bo parametry techniczne mówią co innego i krótki odsłuch może nam to „potwierdzić”. Ale siądźmy wygodnie, bez pospiechu, zapytajmy, czego chcemy i czy to naprawdę musi być młocka, a okaże się, że to wzmacniacz, który brzmi w wyrafinowany sposób – bo jest dobrze wykonany i ma bardzo krótką (prostą) ścieżkę sygnału (klasa A single-ended!) – który jest jednocześnie otwarty na szeroką gamę muzyki. Podsumowanie Prestige 9WST Mk2 jest dopracowanym wzmacniaczem, w którym udało się połączyć zalety prostej konstrukcji, bez potrzeby „ścinania kątów” tam, gdzie to konieczne – a jeśli już to zostało zrobione, to tak, aby tego nie było słychać. Wzmacniacz nie jest specjalnie selektywny, dlatego ci, którzy lubią usłyszeć spadającą szpilkę – żeby przywołać fragment reklamy kina IMAX – na tle kanonady odejdą zawiedzeni. Ale dla nich jest wiele, równie przyjemnych urządzeń. Egg-Shell jest dla tych, którzy lubią przyjemne barwy, preferują dalszą perspektywę, tak naturalną dla nagrań akustycznych (klasyka i jazz), ale nie chcą poświęcić przez to możliwości grania innej muzyki. To nie jest jednowymiarowy wzmacniacz, bo poza jazzem i muzyką klasyczną bardzo ładnie zagra pop, rock (byle nie za głośno), new romantic, elektronikę i wyrafinowane płyty, które wymykają się jednoznacznej klasyfikacji. Trzeba się postarać o kolumny o wyższej niż przeciętna skuteczności i pogodzić z tym, że odsłuchy nie spowodują wezwania przez sąsiadów Straży Miejskiej (to ten dobry wariant) lub kolegów z „miasta” (to ten gorszy). Jeśli o tym wiemy, jeśli to zaakceptujemy, wówczas piękna paleta barw, wysoka dynamika, nasycona niska średnica i ładny bas pozwolą nam przez wiele godzin, bez zmęczenia i irytacji, grać płytę za płytą. A ci, którzy chcieliby samodzielnie zadecydować, którą wersję Little Suite wolą, znajdą obydwie – nieprzesterowaną (skorygowaną) i przesterowaną (nieskorygowaną) – na płycie Niels Thybo, Bo Stief, Lennart Gruvstedt Super Trio, wydaną przez Lasting Impression Music. Polecam wersję LE, tj. „First 1000 Pressings”. Dla nich i dla wzmacniacza RED Fingerprint Wzmacniacze Egg-Shell wyróżniają się spośród innych wzmacniaczy i przedwzmacniaczy lampowych kilkoma elementami. Przede wszystkim wyglądem. Widać, że obudowa została zaprojektowana przez kogoś, kto „czuje” temat i kto się w nim biegle porusza. Bryła urządzenia jest zwarta, skupiona, a mimo to całość ma lekki, nieco nawet „zwiewny” posmak. Powodują to zaokrąglone brzegi bocznych krawędzi, wysokie i delikatnie wyglądające nóżki, a także szyba zamiast przedniej ścianki, za którą żarzą się lampy, zwielokrotniane odbiciami od polerowanej blachy. Szyba w miejsce frontu nie jest pomysłem nowym, bo przecież McIntosh tak robi od lat 60., a włoski Unison Research już kilka lat temu wprowadził podobny koncept we wzmacniaczu P40. Pomimo tych podobieństw projekt Egg-Shlell jest samodzielny i wyróżnia się wieloma smaczkami. Przy okazji bardzo ładnie rozwiązano problem klatki na lampy – tutaj ściąga się całą górną ściankę, mocowaną na magnesach. Wzmacniacz wygląda równie ładnie z zamkniętą i otwartą górą. Otwory wentylacyjne na górnej ściance mogą przybrać różne kształty i możemy dostarczyć kształt, który zostanie tam wycięty, a nawet nanieść grafikę. Także przednia ścianka może mieć jeden z trzech kolorów, a na życzenie możemy nanieść tam wybrane zdjęcie (wszystkie dodatkowe opcje za dopłatą). Na zaczernionym fragmencie przedniej ścianki widać dwa czerwone wskaźniki – jeden pokazuje włączone zasilanie, drugi wybrane wejście. Wyglądają one jak lampki, a nie wszechobecne LED-y, co dodaje całości uroku. Pierwszemu wrażeniu umykają dwa kolejne regulatory – zmiany wejść i regulacji siły głosu. Pierwszy to mała, moletowana gałka dokładnie pośrodku przedniej ścianki, która jednak ginie, maskowana czarnym tłem. Głośność z kolei zmieniamy poziomym, bardzo dużym kołem, którego niewielka część wystaje od spodu. I znowu przypomina się McIntosh, tym razem ze swoimi tunerami radiowymi, np. Modelem 125. Wypada przypomnieć, że kilka lat temu przypomniała go firma Marantz w zintegrowanym systemie Consolette. Tutaj koło jest jednak znacznie większe. To zresztą dość rozbudowany mechanizm, współpracujący z klasycznym potencjometrem. Tył urządzenia zakrywa polerowana blacha nierdzewna, przez co wygląda on bardzo elegancko. Znajdziemy tam trzy pary gniazd RCA i dwa komplety, po trzy, gniazd głośnikowych. Pośrodku jest gniazdo sieciowe IEC. Gniazda RCA amerykańskiej firmy CMC są bardzo dobre, złocone gniazda głośnikowe – odczepy na 4 i 8 Ω – też wyglądają nieźle. Ostatnimi manipulatorami, na które chciałbym zwrócić uwagę są dwa wyłączniki, ukryte pod spodem, przy prawej krawędzi. Jeden to wyłącznik sieciowy, włączający napięcie żarzenia, a drugi włącza napięcie anodowe. Firma sugeruje, aby włączać je dopiero po jakimś czasie, kiedy lampy się rozgrzeją. Ma to wydłużyć ich pracę. Lampy wyjściowe zamocowane są pod kątem do biegnącego pośrodku wypustu. Pionowo wychodzi z niego lampa prostownicza. Lampy wejściowe i sterujące umieszczone są równie klasycznie, pionowo. Lampy pochodzą z kilku firm – w wersji, którą otrzymaliśmy do testu, były to lampy rosyjskich firm Electro-Harmonix (wejściowa i sterująca EF86EH) i Tung-Sol (wyjściowa EL34 B) oraz słowackiej JJ Electronics (prostownicza 5AR4), ale wzmacniacz można zamówić z innymi: Układ elektroniczny zmontowano najdroższą, ale i najlepszą metodą punkt-punkt, bez pomocy płytek drukowanych. Na początku mamy tłumik – tutaj jest to potencjometr obrotowy firmy Alps, w kolorze czarnym. Za nim znajduje się lampa wejściowa (przedwzmacniacza), pentoda EF86, pracująca w układzie triodowym. Sprzęgnięta jest ona z kolejną lampą, podwójną triodą ECC83, która steruje lampą końcową, poprzez kondensator polipropylenowy firmy Pilkor. Każdy kanał ma osobny układ filtrujący napięcie. Pilot zdalnego sterowania Prestige RCX z żyroskopowym układem śledzącym obrót ma postać kuli ze ściętym dnem. Pod spodem jest wyłącznik oraz gniazdo do ładowania akumulatorków. Łączność między pilotem i wzmacniaczem nawiązywana jest drogą radiową, nie musimy się więc starać, aby pilot był „wycelowany” w urządzenie; zresztą, jak mielibyśmy to zrobić, skoro to kula :) Naładowane akumulatory pozwalają na 20 godzin pracy bez przerwy, na odległość do 25 metrów. Prestige 9WST Mk2 został wykonany bardzo starannie, jest ładny i wygląda zupełnie inaczej niż pozostałe wzmacniacze dostępne na rynku. Szyku dodaje mu także wyrafinowany pilot zdalnego sterowania. Dane techniczne (wg producenta) Klasa pracy: A (single-ended) Hans Castrup ELEKTRONIKA, AWANGARDA Na swoim drugim albumie Hans Castrup – malarz, fotograf, muzyk, pisarz i artysta wideo – łączy analogowe i cyfrowe dźwięki w abstrakcyjny, ambientowy, awantgardowy kolaż.Swoją solową działalność muzyczną rozpoczął w 2013 roku albumem Shadowplay. jest honorowym członkiem związku artystów St. Petersburga o nazwie “Phönix". W 2011 roku zdobył pierwsza nagrodę w publicznym radiu BR2 za utwór Lebendiges Wissen - Kontrolle?. Lizenzfreie Restwärme oder: Die Klaviatur des Quadrats przynosi osiem utworów, w których źródła dźwięków są edytowane, manipulowane i reorganizowane do niemal abstrakcyjnej postaci, która można nazwać awantgardowym muzycznym kolażem. Nowe wydawnictwo łączy w sobie kilka talentów Hansa, ponieważ do wypalonej na czarnej płycie CD-R muzyki dołącza 60-stronicowa książeczka z tekstami napisanymi przez artystę oraz fotokolażami. Wydawnictwo jest ściśle limitowane do 77, ręcznie numerowanych egzemplarzy. Muzykę można kupić także przez Bandcamp w formatach mp3 i FLAC. Wydawca: Karl Records DŹWIĘK Płyta rozpoczyna się od dźwięków, które nas otaczają ze wszystkich stron. Czujemy się, ja w dużym pomieszczeniu pod ziemią i jeśli ktoś cierpi na klaustrofobie, może przeżyć chwilę słabości. Zaraz jednak odzywa się bardzo gęsty bit, tworzący rytm, wypełniający tę przestrzeń, otulając nas w coś jakby kokon. W kolejnych utworach zachowany został ten dualizm, tj. przestrzeń – w nr 2 jesteśmy znowu na powierzchni – ale nie mogłem się uwolnić od wrażenia, że chodzi o zamknięcie słuchacza w kokonie. nawet jeśli bowiem odzywają się ptaki, to skontrowane są one niskimi uderzeniami i industrialnymi wtrętami. I taka ta płyta jest. Przy muzyce elektronicznej nie można mówić o punkcie odniesienia, a jedynie o tym, jak nam się wydaje że dana płyta brzmi. Można jednak porównać jedną płytę do innej i jeśli będziemy mieli wystarczająco dużo punktów odniesienia, tj. przesłuchanych płyt, skonstruować coś w rodzaju „wzorca”. Płyta Hansa Castrupa jest oparta na niskim basie i niskiej średnicy. Jeśli coś odzywa się wysoko w paśmie, to jest raczej złagodzone , a akcent stawiany jest na wyższej średnicy, bez rozświetlania góry. Trudno więc mówić o mocnym otwarciu dźwięku. Ale być może tak właśnie miało być, bo to klaustrofobiczna opowieść, z akcentami infernalnymi. Gdyby dodać do tego wyraźny rytm, można by powiedzieć, że dostajemy kolejną interesującą płytę z muzyką krautrockową. Bardzo mi się ta płyta podoba, bo lubię eksperymenty z elektroniką. Polecam ją wszystkim, którzy chcą co jakiś czas czegoś mniej jednoznacznego i szukają nieoczywistych brzmień. Jakość dźwięku: jest bardzo dobrze |
SYSTEM A ŻRÓDŁA ANALOGOWE - Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version] - Wkładki: Miyajima Laboratory MADAKE, test TUTAJ, Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ - Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ ŻRÓDŁA CYFROWE - Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ WZMACNIACZE - Przedwzmacniacz liniowy: Ayon Audio Spheris III Linestage, recenzja TUTAJ - Wzmacniacz mocy: Soulution 710 - Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ AUDIO KOMPUTEROWE - Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-901 - Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ - Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ - Router: Liksys WAG320N - Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB |
KOLUMNY - Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ - Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands - Filtr: SPEC RSP-901EX, recenzja TUTAJ OKABLOWANIE System I - Interkonekty: Siltech TRIPLE CROWN RCA, czytaj TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 7N-DA2090 SPECIALE, recenzja TUTAJ - Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ System II - Interkonekty, kable głośnikowe, kabel sieciowy: Tellurium Q SILVER DIAMOND SIEĆ System I - Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9500, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR (+ Himalaya AC) - System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R) System II - Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R v2, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: KBL Sound Reference Power Distributor (v2), recenzja TUTAJ |
AKCESORIA ANTYWIBRACYJNE - Stolik: Finite Elemente PAGODE EDITION, opis TUTAJ/wszystkie elementy - Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny - Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ - Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ - Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4 - Pasywny filtr Verictum X BLOCK SŁUCHAWKI - Wzmacniacze słuchawkowe: Bakoon Products HPA-21, test TUTAJ | Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ - Słuchawki: Ultrasone EDITION 5, test TUTAJ | HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ - Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ - Kable słuchawkowe: Forza AudioWorks NOIR, test TUTAJ CZYSTA PRZYJEMNOŚĆ - Radio: Tivoli Audio Model One |
SYSTEM B Gramofon: Pro-Ject 1 XPRESSION CARBON CLASSIC/Ortofon M SILVER, test TUTAJ Przedwzmacniacz gramofonowy: Remton LCR, recenzja TUTAJ Odtwarzacz plików: Lumin D1 Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS-300 X (SP) [Custom Version, test TUTAJ Kolumny: Graham Audio LS5/9 (na oryginalnych standach), test TUTAJ Słuchawki: Audeze LCD-3, test TUTAJ Interkonekty RCA: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY 550i Kable głośnikowe: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY 550l Kabel sieciowy (do listwy): KBL Sound RED EYE, test TUTAJ Kabel sieciowy: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY SPX-380 Listwa sieciowa: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR, test TUTAJ Platforma antywibracyjna: Pro Audio Bono |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity