pl | en

MUZYKA ⸜ seria „Oto płyta” № 12

OMNI
Omni

Wydawca:
SAVITOR SVT 021

Data wydania:
1985

Nośnik:
Long Play

POLSKA ⸜ Warszawa


MUZYKA

tekst WOJCIECH PACUŁA
zdjęcia „High Fidelity”, Marceli Latoszek

No 250

1 lutego 2025

„Oto płyta” to seria poświęcona wyjątkowym polskim albumom muzycznym, z szczególną uwagą zwróconą na ich brzmienie i sposób wydania. W dziewiątym odcinku tego cyklu prezentujemy debiutancką płytę OMNI, polskiego zespołu grający elektroniczną muzykę rockową.

JEST COŚ SZCZEGÓLNEGO W TYM, z jaką częstotliwością ukazują się wznowienia, zazwyczaj z nowymi remasterami, dodatkowymi materiałami itd., płyt z muzyką noszącą nazwę „rocka progresywnego”. Zaledwie kilka dni temu portal Super Deluxe Edition podał informację o tym, że zespół Yes wyda wersję Super Deluxe albumu Close To The Edge z 1972 roku, w której znajdzie się pięć płyt CD, Blu-ray z nowym miksem przestrzennym Dolby Atmos Stevena Wilsona oraz płytą LP; więcej → TUTAJ. A dopiero co dostaliśmy przecież „pudełkowe” wydanie Red. 50th Anniversary Edition KING CRIMSON; więcej → TUTAJ.

⸜ Okładka wydania winylowego płyty Omni Omni ⸜ 1985

I trudno nawet mówić o „wzmożeniu”. Muzyka prog-rockowa ma stałe grono oddanych wielbicieli i nie tylko utrzymuje przy sobie starszych, ale dobiera coraz to młodszych; ta muzyka wciąż żyje. Tym bardziej, że co jakiś czas jest odnawiana i przetwarzana. Od końca lat 60., kiedy to zaczyna być widoczna jako odrębny styl, a później od połowy lat 70., kiedy to ma już ustalone cechy wyróżniające go spośród innych, wciąż uwodzi długimi solówkami, a to nawiązaniami do mitologii Albionu, a to do muzyki elektronicznej spod znaku Klausa Schutze, wchodząc nawet w romans z muzyką metalową, wydawałoby się, odległą od założeń „prog”; może nie aż tak bardzo, jak punkowcy, ale jednak.

Za pierwszą tego typu płytę przyjęło się uważać Freak Out! Franka Zappy i zespołu The Mothers of Invention z roku 1966. Słownik terminów muzyki rozrywkowej Wydawnictwa Naukowego PWN, autorstwa Adama Wolańskiego, ROCK PROGRESYWNY (ang. PROGRESSIVE ROCK) definiuje jako:

«Styl w muzyce rockowej, oparty na środkach stylistycznych dawnego boogie-woogie, bluesa i muzyki ludowej, charakteryzujący się wykorzystaniem syntezatorów oraz innych instrumentów elektronicznych wytwarzających dźwiękowe efekty specjalne»

Do najważniejszych przedstawicieli tego nurtu zalicza się zespoły Genesis, King Crimson, Yes, Jethro Tull, Emerson Lake & Palmer, Camel, The Soft Machine, Focus, U.K. i Pink Floyd, że przywołam artykuł 10 najwspanialszych albumów rocka progresywnego portalu → TOPGUITAR.pl. Topguitar.pl. Jak widać, jest on związany przede wszystkim z brytyjską sceną muzyczną.

Tak się składa, że przez wiele lat jego elementy, a później i kompletną muzykę można było usłyszeć również na płytach polskich wykonawców. Znakomite utwory w tym duchu tworzyły zespoły SBB, Exodus, jego elementy znajdziemy na albumach Niemena i Nurtu, a nawet Skaldów. Jest ona również częścią historii zespołu Omni. Bardziej współczesnymi przykładami są płyty zespołów → ABRAXAS, Collage, → RIVERSIDE, → ACUTE MIND (zespół prog-metalowy), Lebowski (wspaniała płyta Galactica, o której chciałbym w przyszłości przygotować tego typu artykuł), czy Quidam. Dużą, ale nie jedyną.

Michał Wilczyński, wydawca i dziennikarz muzyczny, szef GAD Records jest jednym z tych ludzi, dzięki którym możemy się cieszyć wieloma zapomnianymi albumami i wziąć do ręki muzykę, która bez niego nie ujrzałaby światła dziennego. Koncerty SBB, nagrania Mchu, muzyka elektroniczna z lat 80. Dudy i Hertla– to wszystko zawdzięczamy właśnie jemu. Zespół Omni wydaje mu się szczególnie bliski. Umieścił go bowiem najpierw w swojej książce Polski rock progresywny. Przewodnik z 2008 roku, a następnie, do Antologii Polskiej Muzyki Elektronicznej z 2016 napisał rozdział zatytułowany Omni. Nekropolie i parabole.

⸜ Tył okładki oryginalnego wydania winylowego Omni

Byłby to więc zespół z jednej strony „progresywno-rockowy, ale z drugiej elektroniczny. I, moim zdaniem, bliżej mu do tego drugiego nurtu. W jego instrumentarium nie ma bowiem ani perkusji, ani gitar elektrycznych, a to na nich w dużej mierze budowana jest muzyka rocka progresywnego. Podobnie zresztą, jak Depeche Mode – jedne z najlepszych zespołów rockowych, który swoje najważniejsze płyty nagrał bez „żywych” instrumentów. Zresztą i Wikipedia widzi ten dualizm, ponieważ poświęcony mu wpis mówi, że jest to „polski zespół grający elektroniczną muzykę rockową, działający w latach 80. XX wieku”. I że „specjalizował się w muzyce nawiązującej do rocka progresywnego, wykorzystującej liczne instrumenty elektroniczne oraz wiolonczelę”.

Zespół

˻ PERSONEL ˺
MARCELI LATOSZEK – syntezator i sequencer
RAFAŁ BŁAŻEJEWSKI – wiolonczela, syntezator
GERARD SAWICKI – hałasy

PRZYWOŁAJMY JESZCZE RAZ WILCZYŃSKIEGO, tym razem w roli autora wpisu do książeczki, pokaźnej książeczki dodajmy, do dwupłytowego wydawnictwa Opera Omnia, zbierającego wszystkie dostępne nagrania tego zespołu:

Powstały w pierwszej połowie lat 80. warszawski zespół Omni należał do jednego z najciekawszych reprezentantów muzyki elektronicznej w Polsce. Swoimi pomysłami melodycznymi, harmonicznymi oraz nietypowym instrumentarium (wiolonczela) wychodzili daleko poza zaklęty krąg berlińskiej szkoły, czerpiąc dużymi garściami ze świata rocka czy muzyki klasycznej.

Omni – Opera Omnia (2CD), → KULTOWENAGRANIA.pl, dostęp: 17.01.2025.

Zespół Omni powstał w 1982 roku z inicjatywy MARCELEGO LATOSZKA oraz GERARDA SAWICKIEGO, kolegów z klasy liceum im. Marii Konopnickiej w Warszawie. Mieli być wówczas fanami zupełnie innej muzyki niż ta, która pojawiła się na ich debiutanckim albumie – orbitowali wokół zespołów Deep Purple (Sawicki) i Led Zeppelin (Latoszek).

Wyjazd tego pierwszego do Wielkiej Brytanii zmienił jednak kurs, którym się poruszali. Za zarobione wówczas pieniądze kupił nie gitarę, a syntezatory. Co miałoby sens – to wtedy nastąpiła eksplozja muzyki New Romantic, a rock uważany był za „przestarzały” i dla „dziadów”. W 1981 roku nagrał materiał inspirowany startem promu Columbia. Była to gotowa płyta, wraz z okładką. Niewydany przeleżał w prywatnym archiwum muzyka aż do 2022 roku, kiedy to został wydany – nie mylicie się państwo – przez GAD Records pod tytułem Columbia Project (GAD CD 197).

Jak czytamy we wspomnianej Antologii…, to „zespół, który zna każdy wychowany w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych człowiek, choć – niekoniecznie z nazwy i ich regularnej twórczości”. Choć można by potraktować to jako „blurb” promujący książkę, jest w tym wiele prawdy. W 1982 roku zespół zarejestrował piosenkę do programu telewizyjnego Przybysze z Matplanety. Zaśpiewał ją, naprawdę wspaniale, Andrzej Zaucha. Utwór nie był dostępny na żadnym wydawnictwie do grudnia 2021 roku, kiedy trafił na antologię Opera Omnia, a następnie został wydany na 7” singlu (GAD SP 001); był to pierwszy singiel tej wytwórni.

W jednym z programów Polskiego Radia Marceli Latoszek wspominał, że piosenka powstała z myślą o edukacyjnym show Telewizji Polskiej, który był emitowany od 1983 roku do połowy lat 90. i że na początku w ogóle nie wiedzieli do jakiego programu tworzą muzykę. Dopiero w trakcie pracy, ktoś podsunął im fragment scenariusza jednego z odcinków. „Zrobiliśmy frywolną piosenkę, którą można było traktować jako żart muzyczny”, dodaje. I dalej:

„Żart” okazał się jednak wyzwaniem, bo w grupie Omni brakowało wokalisty. - Naśpiewałem tam „rybę”, ale zaznaczyłem, że nie będę wykonawcą piosenki. Zrobił się problem, bo nie mogliśmy znaleźć wokalisty. Pojawił się nawet pomysł, żeby w utworze w ogóle nie było wokalu - opowiada gość Czwórki (Marceli Latoszek – red.). - Na szczęście pojawił się Andrzej Zaucha, który podjął się tego zadania. Drugi głos zapewniła redaktorka telewizyjna Ewa Urbańska.

„Przybysze z Matplanety”. Jak powstał przebój zespołu Omni?, → www.POLSKIERADIO.pl, dostęp: 23.01.2025.

Zaucha nie był początkowo pomyślany jako wokalista. Został zaczepiony na korytarzu radiowym przez Urbańską, która nagrała wcześniej ścieżkę wokalną. Ostatecznie jednak jej głos słyszymy tylko w chórkach. A wokalista z zespołem nigdy się nie spotkał – podkład nagrano w Warszawie, a następnie przesłano taśmę do Krakowa, gdzie dograno głos.

⸜ I sam winyl

Jak widać, powtarzającym się problemem w historii zespołu był brak wokalisty. W przypadku Przybyszy… w jakiś niepojęty sposób pojawił się Zaucha, nie zmieniło to jednak zasadniczej kwestii – zespół nie miał „kim śpiewać”. Przesłuchano mnóstwo kandydatów, w tym znanych, ale z przymiarek nic nie wyszło. Trzy z czterech utworów zarejestrowanych podczas tych prób z Markiem Stółowskim przetrwało do dzisiaj, choć wówczas zostały rzez zespół odrzucone. Jego pierwsza płyta jest więc instrumentalna. Podobnie jak utwory Drzewo z Toledo czy Tschapka z tego samego okresu oraz Lamia i S.I.Y.

Te dwa ostatnie nagrali Marceli oraz Rafał Paczkowski, znany realizator dźwięku. Użyli przy tym samplerów, wówczas niezwykle ekscytującej technologii, a nagrania dokonali w Polskim Radiu. Nagrania ukazały się na 7” singlu z bardzo fajną okładką Mirosława Gołędzinowskiego. Nic z tej współpracy jednak nie wyszło, Paczkowski powrócił do pracy realizacyjnej, a zespół pod koniec lat 80. zawiesił działalność. Wydawało się, że na dobre.

Po niemal 20 latach Omni reaktywował się jednak i w 2006 nakładem Metal Mind Productions wydał płytę Mermaids, nagraną już bez Sawickiego i, jak czytamy w Wikipedii, utrzymaną w ostrej stylistyce, nawiązującej do zespołów takich jak Rammstein. W jej nagraniu wzięli udział Latoszek i Rafał Błażejewski, czyli dwóch założycieli zespołu. Gerard Sawicki, jak pisze Michał Wilczyński we wkładce do płyty, pracował wówczas nad programami popularyzującymi przyrodę oraz Domisiami, programem edukacyjnym dla dzieci.

Ostrość brzmienia uzyskano przez dokooptowanie do zespołu gitarzysty, Piotra „Dzikiego” Chancewicza. Ten realizator nagrań i mikser, od 2004 grał w reaktywowanym zespole Mech, a od lutego 2012 jest gitarzystą ukraińskiego zespołu Haydamaky. W Media Studio zrealizował nagrania m.in. zespołu Voo Voo i Marii Peszek. W późniejszych latach zajmował się również dźwiękiem na płytach Dżem oraz Luxtorpeda. Ale i ten projekt nie przetrwał.

Muzycy spotkali się raz jeszcze, zamykając w symboliczny sposób historię zespołu. Mowa o projekcie OME. Jak mówiliśmy, problemem Omni, właściwie od zawsze, był brak wokalisty. I była to bolączka również innych wykonawców – podobnie zaczynał zespół Various Manx, którego debiutancka płyta The Beginning z 1991 roku byłą płytą instrumentalną; pisaliśmy o niej w 3. odcinku tego cyklu → TUTAJ. Na jego drugim krążku, The New Shape (1993) zaśpiewał Robert Amirian, w tym czasie wokalista i lider art-rockowego zespołu Collage. I dopiero zaproszenie do współpracy nad albumem Emu (1994) Anity Lipnickiej spowodowało, że zespół odniósł komercyjny sukces oraz znalazł się na szczytach polskich zestawień – zarówno jeśli chodzi o popularność, jak i sprzedaż.

Wróćmy do Omni i OME. Poszukiwania wokalisty przez zespół Latoszka nic wówczas nie dały, udało się jednak – jak już wspomnieliśmy – zarejestrować cztery utwory ze śpiewem, dla którego jeden napisał, po angielsku, młody wówczas tłumacz dialogów do filmów z cyklu „007”, początkujący dziennikarz radiowy, Tomasz Beksiński. Ciekawostka jest taka, że był on również fanem i przyjacielem zespołu Collage, o którym przed chwilą wspomniałem. Wymusił on na ojcu, Zdzisławie Beksińskim, aby mogli użyć jego obrazów w roli okładek na swoich płytach, choć innym muzykom na to nie pozwalał.

⸜ Wyklejki wydania LP z 1985 roku

Nie zostały one wykorzystane i nie doczekały się profesjonalnego nagrania. Aż do 2011 roku. W hołdzie Beksińskiemu synowi powstała wówczas płyta Tomasz Beksiński, wydana przez Metal Mind Records. Do Marcelego Latoszka i Rafała Błażejewskiego z Omni dołączył na niej, jako trzeci członek zespołu, Maciej Januszko (Mech). Większość z nagranych wówczas kompozycji pochodzi z lat 1983/84 z wyjątkiem Latającej Trumny, Ucieczki, Children of Cool oraz Herigerigeri.

Na płycie znalazło się grono znakomitych gości, takich jak: Anja Orthodox (Closterkeller), prywatnie przyjaciółka Beksińskiego, Wojtek Waglewski (Voo Voo), Jerzy Styczyński (Dżem), Łukasz Rychlicki (Merry Pop Ins), Robert Fijałkowski (Drimsztajn), Piotr Pniak (Proletaryat) oraz muzycy grupy Mech: Piotr „Dziki” Chancewicz, Tomasz „Soolo” Solnica i Paweł „Rekin” Jurkowski. Płyta ta zamyka historię zespołu Omni.

Album

˻ PROGRAM ˺ • Strona A: 1. Omni Modo, 2. Necropolis Part 2, 3. Omni Homo Mendax, 4. Omnia Mea Mecum Porto, 5. Omnia Vincit Aqua • Strona B: 1. Omni - Vide Infra, 2. Vide Supra - Omni

DEBIUTANCKI ALBUM ZESPOŁU ukazał się w 1985 roku nakładem polonijnego wydawnictwa Savitor. Został wydany z poślizgiem spowodowanym brakiem papieru na okładkę – pod koniec tego roku. Mowa więc o latach niedoboru w Polsce, braku wszystkiego, słucha się więc tego, jak eskapistycznej wyprawy poza tę rzeczywistość.

Savitor była pierwszą w PRL prywatną wytwórnią płyt gramofonowych. Obok niego na podobnych zasadach działały jeszcze tylko dwie inne: Polton i Arston. W jej katalogu znajdziemy tak ważne polskie płyty, jak Perfect Live (1982), Lombard Live (1983), Urszula Urszula (1983) I Ching I Ching (1984 ), Lady Pank Ohyda (1984) czy Lombard Szara Maść (1984). Ważnym wydawnictwem był również tytuł Video zespołu 2 plus 1, o którym pisaliśmy w 10. wydaniu serii „Oto płyta”; więcej → TUTAJ/ Wikipedia listuje tylko dwadzieścia sześć tytułów, ale zazwyczaj są to klasyczne dla polskiej muzyki albumy. Jej działalność przerwała śmierć założyciela.

Wytwórnia Savitor nie miała własnego studia, ani tym bardziej tłoczni. Płyty dla niej były tłoczone w Pionkach, w Zakładach Tworzyw Sztucznych „Pronit” (ZTS Pronit). Korzystała z nagrań zrealizowanych m.in. przez Polskie Radio, które w tamtych czasach swoje realizacje muzyczne prezentowało wyłącznie w audycjach na antenie własnej oraz telewizji.

Debiutancki album Omni został nagrany jednak gdzie indziej, w studiu Tonpress. Należące do Krajowej Agencji Wydawniczej (KAW), jednej z wielu jednostek wydawniczych kontrolowanych przez państwo, wydawnictwo o tej nazwie powstało w Warszawie w 1975 roku, a studio zostało założone na początku 1982. Jako pierwsza, niejako na „przetarcie” suwaków swoją płytę nagrała tam ekipa Brygady Kryzys, zwana od koloru okładki Czarną Brygadą.

W założeniu miało to być studio, w którym powstawałyby, na szybko, single z hitami, które mogłyby od razu trafić do rozgłośni radiowych. Zazwyczaj było bowiem tak, że płyty długogrające musiały przeczekać spory okres czasu, zanim się ukazały – podobnie zresztą, jak Omni. Oprócz polskich zespołów wydawano w nim również licencjonowane zagraniczne płyty i single (często ze zmienioną szatą graficzną), a także polskie nagrania, w tym niemuzyczne audiobooki dla dzieci. Dzięki licencjonowanym albumom Tonpressu obywatele radzieckiej strefy okupacyjnej, będące częścią bloku wschodniego czyli PRL (Polska Rzeczpospolita Ludowa) oraz NRD (Niemiecka Republika Demokratyczna) mieli możliwość nabycia płyt ówczesnych gwiazd zachodnich, takich jak np. New Order. Wytwórnia została zlikwidowana w 1990 roku.

⸜ Pierwszym utworem, który poznała cała polska była muzyka do programu Przybysze z Matplanety. Po raz pierwszy wydała go wytwórnia GAD Records dopiero w 2022 roku

W studiu Tonpressu, o którym mówiło się Wawrzyszew, od miejsca w którym się znajdowało (w pawilonie przy ulicy Sándora Petöfiego 3), nagrywało mnóstwo czołowych postaci oraz zespołów polskiej sceny muzycznej, jak Bank, Exodus, Perfect, Krzak, Kombi, Brygada Kryzys, Republika, Obywatel G.C., Klaus Mitffoch, Oddział Zamknięty, Siekiera, Dezerter, Armia, Izrael, Daab, Tilt, Fotoness, Maciej Zembaty, John Porter, Kult. Jak wspomina wielu muzyków, choć studio miało sowich własnych realizatorów dźwięku, to zespoły mogły przywozić z sobą własnych. Wraz, zresztą, ze swoimi instrumentami.

Studio było atrakcyjne zarówno przez nieformalną atmosferę, jak i dobry sprzęt nagrywający. Podstawą była w nim konsola mikserska Neve oraz 16-ścieżkowy magnetofon Studer A-80 z systemem redukcji szumów Dolby – Marceli Latoszek mówi, że z w wersji SR, a Damian Lipiński, który remasterował płyty Omni dla GAD Records, że z Dolby A.

»«

| Kilka prostych słów…

MARCELI LATOSZEK
zespół Omni, syntezator i sequencer

WOJCIECH PACUŁA • Jak rozpoczęła się historia Omni?
MARCELI LATOSZEK • Zaczynałem sam, grając krótkie formy przed koncertami grupy Mech. Po rozbudowie instrumentarium zaczął ze mną współpracować Gerard Sawicki, kolega ze szkolnej ławy. Któregoś dnia Filip Holszański, ówczesny manager zespołu Mech, z którym współpracowałem, przyprowadził do mnie chłopaka dźwigającego na plecach wiolonczelę – był to Rafał Błażejewski. Zagraliśmy coś razem i okazało się, że nadajemy na tych samych falach. I tak już zostaliśmy we trójkę.

⸜ Muzycy w studiu – Gerard Sawicki (po lewej) oraz Marceli Latoszek (po prawej) • zdj. Omni

WP • Skąd taki, a nie inny kierunek muzyczny - prog rock?
ML • Zapewne był to wynik tego, że wszyscy wtedy słuchaliśmy takiej muzyki.

WP • Jakie były inspiracje, do czego panowie dążyli?
ML • Inspirowałem się wtedy Klausem Schulze, Rafał raczej Tangerine Dream, choć Schulze’a także słuchał. Obaj słuchaliśmy też zespołów takich jak ELP, UK, Yes oraz tak zwanej dzisiaj klasyki rocka, New Romantic czy też muzyki klasycznej – wystarczyło wrzucić to wszystko do jednego wora, potrząsnąć i wyszło to, co słychać na płycie.

WP • W jaki sposób udało się podpisać kontrakt na płytę, w dodatku z Savitorem?
ML • Nasz nowy manager, Jurek Gach, podrzucił nagranie materiału z mojego studia do Savitoru i praktycznie natychmiast zapadła decyzja o nagraniu płyty.

⸜ Jeszcze raz założyciele Omni

WP • Jak wyglądała sesja nagraniowa do Omni?
ML • To nie była nasza pierwsza sesja na Wawrzyszewie. Nagrywaliśmy tam wcześniej trzy utwory, wiedzieliśmy więc, jaki tam jest odsłuch i czego można oczekiwać, dlatego też zabrałem własne głośniki i efekty.

Chciałem, żeby realizatorem został Wojtek Przybylski, który był wtedy bardzo rozchwytywany, toteż mocno się zdziwiłem, że od razu się zgodził. Jak się okazało później w studiu, był przekonany, że nagrywanie muzyki elektronicznej jest super, bo wystarczy tylko wcisnąć start, instrumenty same zagrają, czyli godzina roboty i do kasy. Kiedy się dowiedział, że chcemy mieć nagrane wszystko na śladach to „wyskoczył na godzinkę” i wyparował, zostawiając swojego asystenta, Jurka Nozdrynia-Płotnickiego, na naszą pastwę.

Syntezatory ustawiliśmy za konsoletą. Były to: sekwencer Roland MSQ700, który sterował perkusją Roland TR909 oraz sekwencerami w Roland SH101, Roland JX3p oraz Roland MC202, który został zsynchronizowany ze Studerem. Perkusję oraz sekwencje do wszystkich utworów nagraliśmy od razu za jednym podejściem, później pady (Korg Trident, Roland Jupiter 6, Roland Juno 106, Yamaha DX7), następnie solówki (Jupiter 6, JX3P), a na końcu wiolonczelę. Udało się zarejestrować wszystko podczas jednej nocnej sesji, zgranie zostawiliśmy na następną noc.

⸜ Muzycy na scenie, przy wiolonczeli Rafał Błażejewski

WP • Pamięta pan może takie urządzenia jak magnetofony, mikser, odsłuchy itp.?
ML • Studio Tonpress na Wawrzyszewie mieściło się w pawilonie na ul. Petofiego 3, pomiędzy blokami z wielkiej płyty. Na jego wyposażeniu były wówczas:

• konsoleta – Neve,
• magnetofon wielośladowy – Studer 16-ścieżkowy z Dolby SR, magnetofon masteringowy – Studer A-80,
• odsłuch główny (okropny) - Lockwood (Major albo LE1), wzmacniacze Quad,
• odsłuch bliskiego pola - Auratone 5C, wzmacniacz Quad 303,
• outboard – kompresory dBX i harmonizer Eventide 960, ale tego drugiego nie używaliśmy.

Na nagranie zabrałem swoje kolumny Bowers & Wilkins oraz monitory Yamaha NS10, żeby można było normalnie słuchać. Podczas nagrania wiolonczeli używaliśmy płyty pogłosowej EMT i EMT 250 Digital Reverb. Używaliśmy też, przywiezionego przeze mnie, delay’a, Roland Space Echo.

⸜ Zdjęcie jednej z dwóch szpul taśmy z masterem płyty Omni

WP • Jak ocenia pan swój debiut z perspektywy czasu?
ML • Byliśmy raczej zadowoleni z faktu, że cały nakład rozszedł się w kilka dni. Savitor chciał dotłoczyć płytę, ale udało nam się przeforsować, żeby zamiast dotłoczenia nagrać szybko następną. Niestety niespodziewana śmierć właściciela Savitoru zamknęła temat.

»«

JEDNĄ Z BARDZIEJ CHARAKTERYSTYCZNYCH cech płyt Omni jest fantastyczna grafika autorstwa MIROSŁAWA GOŁĘDZINOWSKIEGO. Przedstawia ona stylizowanego smoka, ale smoka z koszmaru – to tylko czaszka z kolorowymi skrzydłami. Jego autorstwa jest również logo zespołu. Marceli wspomina, że pomysł okładki był jego, ale to Gołędzinowski nadał mu kształty. Grafika zespół poznał podczas kręcenia materiału w telewizji na Woronicza, gdzie był scenografem. W mailu do nas wokalista Omni dodaje: „Jemu podobała się nasza muzyka, nam jego grafiki i obrazy – to był nasz klimat”.

Na wydaniu CD z 2006 roku „smok” został obrócony o 180⁰, a kolory tła zmienione. Co więcej, na reedycji GAD Records przynoszącej wszystkie istniejące nagrania Omni smoka nie ma w ogóle. Zostało jedynie logo oraz koniuszek jednego ze skrzydeł. Gdybym miał powiedzieć, o co chodzi, powtórzyłbym to, co napisał Marceli, kiedy go o to zapytałem: „Myślę, że smoka nie ma na CD GAD Records w związku z prawami autorskimi”. Ale może być też tak, że chodziło o autorską koncepcję, której nie zrozumiałem. Dodajmy, że jego inną wersję znajdziemy na okładce Mesmeradis.

Reedycje

JAK MÓWILIŚMY, PŁYTA Omni została wydana przez wytwórnię Savitor. Po jej rozwiązaniu taśmy „master” większości zespołów zaginęły – albo zostały zniszczone, albo znalazły nowych „właścicieli”. W przypadku recenzowanego krążka jest inaczej. Marceli Latoszek mówi, że oryginalny „master” pierwszego LP wydanego na winylu ma on: „Na Antologii jest w takiej wersji, jak na taśmie 1/4", bez masteringu (ewentualnie tylko podciągnięty poziom)”.

⸜ Porównani oryginalnego wydania i reedycji CD z 206 roku

Zapytałem o to również Damiana Lipińskiego, pracującego przy wydawnictwie GAD Records:

Z tego co pamiętam to wszystkie taśmy były digitalizowane przeze mnie, za wyjątkiem Przybyszy z Matplanety i materiału z albumu Mermaids, który otrzymałem w postaci zgrań cyfrowych.

Taśma do pierwszego albumu + S612 to typowa Tonpressowska realizacja, taśma „master” była nagrana z Dolby A. Jedyne, co było może bardziej nietypowe dla Tonpressu z tamtych czasów to duża zawartość wysokiej średnicy i wysokich tonów. To trzeba było okiełznać na etapie masteringu i przywrócić możliwą równowagę tonalną, choć na tyle, żeby jednak „duch realizacji” został. Taki był widać pomysł na tę syntezatorową realizację.

Więcej nie mam nic do dodania – musiało być ogólnie dobrze i komfortowo, bo główne materiały były jednak bezpośrednio z taśm.

Debiutancki album zespołu nie został nigdy wznowiony na winylu. Z zapowiedzi towarzyszących wydaniu antologii nagrań Omni przez Wilczyńskiego wynikało, że wytwórnia przymierza się do wersji winylowych. Było to jednak trzy lata temu i nic się nie zadziało.

Pierwsza wersja cyfrowa została wydana dopiero w 2003 roku, nakładem wytwórni Ars Mundi (AMS 035 R). Do podstawowego składu dodano również utwór Anai. Trzy lata później ukazuje się kolejna reedycja na CD, tym razem wytwórni Metal Mind Productions (MMP 0435) – to ta z odwróconą grafiką. I w 2022 roku wychodzi komplet nagrań tego zespołu, w remasterze Damiana Lipińskiego, zatytułowany Opera Omnia (GAD Records, GAD CD 182).

ODSLUCH

JAK SŁUCHALIŚMY • Odsłuch został przeprowadzony w systemie referencyjnym „High Fidelity”. Płyta LP odtwarzana była na gramofonie SME Model 60 z wkładką My Sonic Lab Singature Diamond a płyty CD na odtwarzaczu SACD Ayon Audio CD-35 HF Edition. Sygnał z gramofonu przesyłany był do przedwzmacniacza gramofonowego RCM Audio Sensor Prelude IC, a następnie do lampowego przedwzmacniacza liniowego Ayon Audio Spheris III i wreszcie do wzmacniacza mocy Soulution 710 oraz kolumn Harbeth M40.1. Okablowanie – Siltech Triple Crown, Acoustic Revive Absolute i Acrolink.

»«

SŁUCHAMY OTWIERAJĄCEGO PŁYTĘ ˻ A-1 ˺ Omni Modo i wiemy, że właśnie puściliśmy płytę zespołu zanurzonego w latach 70., ale z popowym wektorem. Grany zaraz na początku, charakterystyczny motyw syntezatorowy odsyła do muzyki krautrockowej w nurcie si-fi. Co by wyjaśniało powstanie piosenki Przybysze z Matplanety.

Brzmienie płyty jest szerokie i otwarte. Przecież, jeśli ma być odlot w kierunku gwiazd, to musi być również rozmach – i jest. Jest więc naprawdę bardzo dobra dynamika i detaliczność, czego na większości płyt z tego czasu brakuje. Spokojny rytm utworu otwierającego płytę zostaje podkręcony w ˻ A-2 ˺ Necropolis Part II, z którym łączy się on „bezszwowo”, jak gdyby to był jeden utwór. Wprawdzie widzimy osobne tytuły, na płycie CD przeskoczymy pomiędzy nimi, a jednak takie wrażenie pozostaje.

Brzmienie nadawane jest przez perkusję elektroniczną i gęste syntezatory. Perkusja ma jasne brzmienie, typowe dla muzyki pop z tamtego okresu, głównie muzyki New Romantic, a szerzej – Drugiej Brytyjskiej Fali. Tutaj nie jest to jednak dźwięk zbyt jasny. Ustawiona nieco w dali sceny perkusja nie atakuje przejaskrawioną górą blach, ani też wyżarzoną wyższą średnicą. Uderzenie dużego bębna jest czytelne, ma on również całkiem sporą masę. A przy tym całkiem głęboko schodzi w dół pasma. I znowu – to nietypowe, jak na polskie płyty tamtych czasów. Tak czysta perkusja z automatu nie zdarza się zbyt często.

˻ A-3 ˺ Omno Homo Mendax jest powrotem do spokojnych rytmów i rozległych pejzaży. To jest chyba najbardziej charakterystyczny rys tej płyty – melancholia muzyki elektronicznej połączona z riffami, granymi wprawdzie na syntezatorach, ale brzmiącymi tak, jakby to były gitary. Uwagę zwraca tu niski, fajny bas. Nie jest specjalnie mięsisty, ale wcale tego jakoś nie brakuje. Panorama jest bardzo szeroka i rozległa. Naprawdę dobrze zaznaczona jest również głębia sceny, choć nie ona jest tu najważniejsza.

Szeroko jest również w ˻ A-4 ˺ Omnia Mea Mecum Porto, utworze o szybkim tempie. Skontrastowano w niej dość łagodnie grany podkład i pojawiające się co jakiś czas mocne wejścia syntezatorów, ponownie brzmiących jak riffy gitarowe. Ten utwór jest nagrany w węższej perspektywie, ale to tutaj usłyszymy naprawdę bardzo niski bas, który poruszy wooferami waszych kolumn. Harbethy pokazały to w fajny sposób, nieco miękki, ale i selektywny.

Kończący stronę A ˻ A-5 ˺ Omnia VIncit Aqua to znowu wolne tempo i pasaże. I, tak mi się wydaje, to jest clou tej muzyki. Zaliczenie zespołu Omnia to kategorii „muzyka prog-rockowa” z tej perspektywy wydaje się nieco chybione. Nie do końca, to jest podobne myślenie o konstruowaniu utworów, zbliżony koloryt barwowy, a jednak… To, moim zdaniem, po prostu muzyka elektroniczna będąca nawiązaniem do niemieckiego krautrocka. Ten rodzaj muzyki ma mnóstwo odmian i zakątków, ale to, co gra polski zespół mieści się w jej głównym nurcie, z zespołami Tangerine Dream i Kraftwerk oraz solowymi wykonaniami Klausa Schultze oraz Wolfganga Daunera. Na Schulze’a zwraca się uwagę w każdej biografii Omni, ale pozostałe afiliacje najczęściej się pomija. Moim zdaniem – niesłusznie.

⸜ Dwa wydania CD – po lewej płyta Mermaids z 2006 roku

Do muzyki progresywnej w bardziej bezpośredni sposób odsyła druga strona płyty, na której znajdziemy tylko jedną, rozbudowaną suitę, zatytułowaną ˻ B-1 ˺ Omni – vide infra vide super Omni; na reedycji GAD Records podzieloną ją na dwa utwory. Bazująca na Adagio Bethovena przynosi dźwięk wiolonczeli brzmiącej jak skrzypce, dla rocka progresywnego bardzo ważny. A jednak i tutaj pod spodem mamy elektroniczne dźwięki, które w tamtym czasie wypływały również spod palców Krzysztofa Dudy i Mikołaja Hertela.

Ale jak mówię, to jest granie znacznie bliższe rocka w wersji „prog-” niż to na stronie A. Podbija to również dźwięk perkusji, która dołącza za jakiś czas. Ma ona w sobie coś z popowych brzmień Kombi, a jednak jest „osobna”, „swoja”. Ta strona płyta ma bardziej dobitą górę i wyższą średnicę. A jednak nie są one nieprzyjemne. Nawet tak analityczny gramofon, jak SME Model 60, z którym tej płyty słuchałem, nie był nimi zaskoczony. Otwarcie o którym mówię pozwoliło jednak otworzyć „okno rzeczywistości” kreowane przez muzyków. To naprawdę bardzo dobry dźwięk i bardzo dobra produkcja.

CD ⸜ 2006 • Wydana w 2006 roku wersja cyfrowa albumu przynosi dźwięk o barwie zbliżonej do tej, którą słyszałem grając winyl. Całość ma węższą panoramę, nie jest też tak ekspansywna. Nie są to jednak aż tak duże różnice, jak zwykle w przypadku cyfrowych reedycji starszych płyt LP. Wysokie tony są nieco dalej od nas, a bas nie jest tak mięsisty. Ale, znowu, zmiany nie są dotkliwe. Po jakiś czasie dochodzimy jednak do wniosku, że to, co na winylu jawiło się nam jako otwarcie tutaj jest lekkim „naciskiem”.

Dźwięk jest czysty, selektywny, ale zbyt mało nasycony. Wydaje się, że nie starano się zbyt mocno czyścić go z szumu, co słychać już w otwierającym płytę Omni Modo, jak gdyby chodziło o w miarę dokładne odwzorowanie tego, co jest na winylu. Myślę, że się to udało. Dodajmy, że utwory dodatkowe, jak ˻ 7 ˺ Parabola, brzmią nieco inaczej. Brzmienie perkusji jest bardziej zduszone, a scena węższa. Dynamika całości również wydaje się mniejsza, a perkusja pokazywana niemal monofonicznie, poza przejściami, jest zgaszona. I dopiero ˻ 9 ˺ Vulgivag zwraca uwagę fajnym tematem, mimo że brzmi jeszcze bardziej „demo” niż dwa poprzednie dodatki.

CD ⸜ 2021 • Dlatego z taką przyjemnością wysłuchałem wersji z 2021 roku przygotowanej przez wydawnictwo GAD Records. Powinienem być właściwie do tego przygotowany, za remaster odpowiadał przecież Damian Lipiński, a jednak… Ta wersja przynosi znacznie niżej położone brzmienie, bez jaskrawego przejścia między średnimi i wysokimi tonami. A wcale nie brzmi, jakby była zgaszona. Najlepiej słychać to na przykładzie Necropolis Part II, rozpoczynającym się agresywnym dźwiękiem syntezatora, podbitym zaraz potem przez mocny rytm perkusji niemal agresywny dźwięk wiolonczeli.

⸜ Po lewej okładka wydania z 2021 roku, na którym znalazły się wszystkie nagrania zespołu

No właśnie – wcale nie agresywny. Tutaj jest on oczywiście dominujący, mocny, ale nie irytujący. Damian ustawił wszystko w lepszej perspektywie, ocieplił dźwięk, ale go nie zgasił. Panorama jest węższa niż na płycie LP, a pierwszy plan jest dalej. Brakuje też aż tak mocnego zejścia basu, jak w oryginalnym wydaniu. Słucha się jednak tej wersji z przyjemnością. I tak bym ją odbierał – jako znacznie, znacznie lepszą niż materiał wydany na CD, zarówno przez Ars Mundi, jak i Metal Mind Productions. Nie jest on tak ekspansywny, tak wszechogarniający, jak z płyty LP, a jednak fajny.

Na koniec dwa słowa o dodatkach. Powtórzone z wydania MMP trzy utwory wciąż są wąskie jeśli chodzi o stereofonię, ale zniknęło zduszenie perkusji. Jest ona daleko w miksie, ale jej „blachy” mają fajne brzmienie i odzywają się co jakiś czas blisko nas, po lewej stronie. Bardzo ładnie brzmią ścieżki skrzypie, kontrapunktowane podobnie brzmiącym syntezatorem. Świetnie wybrzmiało również ˻ 9 ˺ Drzewo z Toledo, jaśniejsze niż ˻ 8 ˺ Cyjawka, a jednak jakieś takie głębsze, pełniejsze. Podobnie zresztą było z Parabolą.

Słuchając przez lata winylu zastanawiałem się, gdzie podziała się pierwsza część utworu Necropolis. Okazuje się, że przeleżała na taśmach w archiwum Marcelego Latoszka, a na płycie mająca numer ˻ 11 ˺. To utwór nie do końca tak ekspansywny, jak druga część, ale również robiący duże wrażenie. Całość jest wąska i daleko od nas, trochę, jak utwór demo.

Dlatego tak dobrze brzmi ˻ 12 ˺ Tschapka. Zresztą – brzmi po prostu dobrze. To znakomity dźwięk, równoważny z tym, co słyszałem z winylowej wersji Omni. Głęboki, gęsty czysty, selektywny, po prostu znakomity. A kończąca płytę ˻ 13 ˺ Vulgivaga odesłała mnie ponownie w koniec lat 70., z ich nie do końca selektywnym, dość jasnym brzmieniem. Ale z muzyką mającą w sobie zaszytą melancholię, otwarcie na inne światy i – tak o widzę – wolność.

⸜ „Produkcyjna” płyta CD-R , z której wykonano szklany aster dla płyty OME

Post Scriptum

Utwór A Przybysze z Matplanety z singla pod tym samym tytułem brzmi w zupełnie inny sposób niż debiutancki materiał zespołu Omni. Jest zgaszony, mało selektywny i zamknięty w wąskim paśmie środka pasma. Głos Zauchy jest pozbawiony góry i brzmi w zduszony sposób. Zakładam, że odpowiada za to przesyłanie taśmy tam i z powrotem, pomiędzy Warszawą i Krakowem, bez kontroli jednej osoby nad całością. Co pokazuje, jak daleką drogę zespół przeszedł od tego nagrania do debiutanckiego longplay’a. Ale… To muzyka, którą mam we krwi, to dźwięki z mojego dzieciństwa. Dlatego odebrałem reedycję GAD Records ze wzruszeniem i radością.

Dodajmy, że ˻ B ˺ W dziesiątkę (cz. III) brzmi lepiej, gęściej, pełniej. Singiel z tymi dwoma utworami jest więc fajnym dodatkiem do dyskografii zespołu. Nie jest idealny technicznie, w jednym miejscu słychać „drop” na taśmie, kiedy przez chwilę balans przesuwa się w prawą stronę. To jednak tylko chwila. Naprawdę przyjemny dźwięk, ale i on nie zapowiada tego, co wydarzy się w 1985 roku na płycie Omni.