MUZYKA ⸜ seria „Oto płyta” № 10 2 plus 1
Wydawca: |
Muzyka
tekst WOJCIECH PACUŁA |
No 240 1 kwietnia 2024 |
Video BYŁ DZIEWIĄTYM ALBUMEM, przedostatnim w karierze zespołu 2 plus 1. Wydany został w 1985 roku przez wytwórnię Savitor i zawierał jeden z największych przebojów tej grupy, utwór Wielki mały człowiek, który ukazał się na singlu jeszcze w 1984 roku. Wikipedia lapidarnie pisze: Muzycznie płyta była kontynuacją elektronicznego brzmienia znanego z płyty Bez limitu, choć nowością było wykorzystanie instrumentów dętych. Zawierała dziesięć nagrań opartych na synth popie i nurcie New romantic. Na singlach wydane zostały utwory Chińskie latawce, gdzie anglojęzyczne partie tekstu śpiewa John Porter, Koszmar oraz piosenka tytułowa. Nagrano także specjalny program telewizyjny, który promował album. Pozycja ta była kulminacją poszukiwań, które prowadziły, w przypadku tego zespołu, od muzyki neofolkowej po synth pop. Zaproszeni do nagrania goście, autorzy muzyki, a przede wszystkim producenci przygotowali krążek będący jednym z najlepszych polskich zestawów nagrań tego typu lat 80. Ważne, że został on nagrany przez najlepszy duet producencki tamtych czasów, zagrało na nim również wielu znanych muzyków. W dodatku jest to „soundtrack” mojej młodości. ˻ PROGRAM ˼ 1. Wielki mały człowiek – 4:20 2. Samo życie (Chmury umysłu) – 4:05, 3. Chińskie latawce – 3:50 4. Naga plaża – 3:40 5. Balet rąk – 3:45 » Strona B 1. Video – 4:20 2. Koszmar – 3:00 3. Ma-czung-ga-loo – 3:45 4. Pij moje łzy – 3:05 5. Dawno dawno temu – 4:45 TT: 38:35 Historia 2 plus 1 zaczyna się w 1968 roku wraz dołączeniem do zespołu Warszawskie Kuranty, dowodzonym przez JANUSZA KRUKA, siedemnastoletniej wówczas flecistki i wokalistki ELŻBIETY DMOCH. Po rozwiązaniu Kurantów para ta postanowiła powołać do życia własną grupę. Stało się to w styczniu 1971 roku w Warszawie, w klubie piosenki ZAKR, działającym w kawiarni warszawskiego hotelu „Bristol”. Wkrótce potem dołączył do nich gitarzysta ANDRZEJ RYBIŃSKI (później – Andrzej i Eliza). Już latem wystąpili na Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, gdzie otrzymali nagrodę za piosenkę Nie zmogła go kula. Kolejnym przystankiem był Festiwal Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu, gdzie zamiast Rybińskiego, na gitarze basowej grał już ANDRZEJ KRZYSZTOFIK. I choć zmieniali się współpracownicy grupy, producenci i tekściarze, jej trzonem przez cały okres działalności pozostała wymieniona trójka: KRUK, DMOCH i KRZYSZTOFIK. Więcej o historii pisaliśmy przy okazji omówienia japońskiego maksisingla grupy Blue Lights Of Pasadena (Disco Version) z 1981 roku i opisu jej zagranicznej kariery, przerwanej przez wybuch stanu wojennego w Polsce (czytaj → TUTAJ). Ważną informacją jest, że od zespołu neofolkowego grupa ta, wraz z albumem Aktor, przeszła na tereny muzyki rocka progresywnego, a z końcem lat 70. wkroczyła na tereny muzyki Dance. A stąd do syntezatorowej estetyki będącej ważną częścią albumu Video było już niedaleko. ▌ Video W 2008 ROKU, Z OKAZJI 60-LECIA istnienia, Empik przygotował serię wydawniczą „Tom kultury”, której podtytuł brzmiał: Przewodnik po wydawnictwach kulturalnych w Polsce i na świecie. Opisująca kolejne dekady polskiej kultury masowej i popularnej w kontekście przemian politycznych i społecznych, na okładce tomu dotyczącego lat 90. miał magnetowid VHS. Video Home System był standardem zapisu i odtwarzania kaset wideo przeznaczonym dla rynku konsumenckiego, opracowanym przez japońską firmę JVC i wprowadzonym na rynek w 1976 roku. Przypomnijmy, że pokonał on w tej „wojnie formatów” Betamax, znacznie lepszy technicznie standard firmy Sony. O wyniku starcia zadecydowała branża porno, która postawiła na VHS oraz fakt, że za VHS nie trzeba było płacić licencji. ⸜ Okładkę dla płyty Video zaprojektowała Maria Ihnatowicz, a zdjęcie wykonał Włodzimierz Ochnio – duet pracujący wcześniej przy albumie Bez limitu VHS był formatem liniowym, który w roli medium korzystał z taśmy magnetycznej zamkniętej w kasecie. Kaseta była całkiem spora, miała wymiary 88 × 104 × 25 mm, ale jej maksymalny czas zapisu wynosił aż 300 minut (w standardzie PAL). Oprócz kaset z wytwórni filmowych, z tytułami filmowymi, produkowano czyste (nienagrane) kasety o długości 30, 45, 60, 90, 120, 135, 180, 195, 240 i 300 minut, na które w Polsce powszechnie kopiowano filmy dostępne jedynie na Zachodzie. Często miały one dograny amatorsko nagranego lektora z tłumaczeniem. W 1992 roku szacowano, że ponad trzydzieści procent gospodarstw domowych posiada magnetowid. W rozdziale zatytułowanym Wideo Beata Przymuszała pisze: Posiadanie magnetowidu VHS było oznaką nobilitacji. Rynek szybko reagował na nową sytuację: liczba wypożyczalni filmów rosła błyskawicznie. Z informacji przekazywanych przez właścicieli wynikało, że Polacy mają niezmienny gust: kobiety szukały romansów z wyższych sfer, mężczyźni kina akcji, a młodzież… wybierała filmy karate i kung-fu oraz adaptacje lektur szkolnych. Doskonały obraz tamtej dekady z punktu widzenia sprzedawców, nielegalnych kopii, ale i użytkowników przynosi książka Wojciecha Przylipiaka Sex, disco i kasety video. Polska lat 90.. Autor wpisuje ten format w historię polskiego kapitalizmu, pokazując przy pkazji, jak technologia zmienia rzeczywistość. To opowieść o zalewie naszego rynku przez drugo- i trzeciorzędne wytwory zachodniej popkultury, przyjmowane przez zgłodniałą świata polską publiczność, która bardzo szybko przekształciła się we wzorowych konsumentów. Prze jakiś czas ludzie należący i tworzący tzw. kulturę wysoką obawiali się, że nowa rozrywka zmarginalizuje sztukę filmową dostępną w kinach. Jak wiemy, nic takiego się nie stało, a do zmiany przyzwyczajeń trzeba było czekać aż do lat 20. tego wieku, kiedy to wymuszony na nas czas w domach dowartościował filmy oglądane za pośrednictwem serwisów streamingowych. Wówczas liczono jeszcze na „specjalny” status seansu filmowego. Przylipiak przywołuje w tym kontekście wiersz (!) Stanisława Barańczaka, który w tomie Chirurgiczna precyzja pisał niby to żartobliwie, ale jednak z pewnym niepokojem: „za wydatek na bilet / pragnie się mieć wieczorem / coś uchwytnego” (Łzy w kinie, Kraków 1998). Dodajmy, że kasety VHS wykorzystywane były również do zapisu danych komputerowych, a także cyfrowego sygnału audio – na kasetach Super VHS nagrywany był sygnał cyfrowy w magnetofonach ADAT; więcej o tej technologii → TUTAJ. Jest jeszcze jedna możliwość warta rozważenia, a dotycząca tytułu płyty oraz przynajmniej dwóch utworów, które się na niej znalazły: Video oraz Dawno, dawno temu: tzw. video game (gry wideo). Kategoria ta określa gry w których obraz wyświetlany jest na ekranach telewizorów, dzisiaj rozumiane jako gry komputerowe. Termin ten został użyty po raz pierwszy w artykule magazynu „Business Week” w 1973 roku (inne źródła mówią o roku 1971). Najczęstszym motywem tego typu gier jest rodzaj wędrówki, w czasie której bohatera spotykają różnego rodzaju przygody i w czasie której musi walczyć z przeciwnikami. W finałowej scenie jest to tzw. „boss”, czyli przeciwnik najważniejszy i najsilniejszy. Sięgam po tę kategorię trochę dla bezpieczeństwa, a trochę przekonany o tym, że i ona mogła w jakiejś mierze wpłynąć na wybór tytułu omawianej płyty. Opowiadając o historii japońskiego maksisingla Blue Lights Of Pasadena (Disco Version) (1981) tego zespołu opisałem pokrótce jego niezrealizowany potencjał. Jak mówiłem, początek lat 80. to dla zespołu czas zagranicznych kontraktów. Wydał wówczas w Niemczech Zachodnich dwie płyty: album Easy Come, Easy Go (1980) oraz Warsaw Nights (1981). Obydwa zostały nagrane po angielsku i są, tak naprawdę, dziełem niemieckich producentów i muzyków, znanych w tamtym czasie na europejskiej scenie „dance”. ⸜ Jednym z wyróżników okładki jest świetnie dobrana typografia – podwojenie tytułu dało efekt „echa” dodając mu głębi; na górze mój oryginalny egzemplarz, pod spodem nowy, kupiony na potrzeby tego tekstu Płyty odniosły spory sukces, zespół zaistniał na listach przebojów, występował też w niemieckiej telewizji, a potem ruszył w trasę koncertową po Zachodniej Europie. Zagraniczną karierę przerwał wybuch stanu wojennego w Polsce – 13 grudnia 1981 roku. Możliwość zagranicznych wyjazdów spadła praktycznie do zera, zespół skupił się więc na krajowym rynku („Oto płyta” № 5, więcej → TUTAJ). Dzięki tym wyprawom zespół ten miał kontakty z tzw. Zachodem, czyli miał dostęp do kultury popularnej tamtego czasu, a więc zarówno filmów wideo, jak i gier. W Polsce te gałęzie rozrywki rozwinęły się dopiero po roku 1989, stąd umieszczenie magnetowidu w tomie „Lata 90.” Być może ta szczególna atmosfera „kolorowego” świata zza Żelaznej Kurtyny wpłynęła na autorów tekstów, którzy współpracowali z zespołem – Macieja Zembatego, Jacka Skubikowskiego i Andrzeja Mogielnickiego. A właśnie do takiego widzenia świata nawiązywała też, jak się wydaje okładka – kolorowa, nieco oniryczna, przedstawiająca modnie ubranych ludzi z psem świadczącym o ich wysokim statusie. Okładka, dodajmy, przygotowana przez WŁODZIMIERZA OCHNIO (zdjęcie) oraz MARIĘ IGNATOWICZ (projekt). Byłaby odtrutką na „szarość” polskiego „podwórka” i odbiciem się od wizji, którą na swoim albumie konceptowym Szara maść proponował zespół Lombard (1984). Mateusz Torzecki, autor monografii Okładki płyt, przy tej okazji pisał: Fascynacja syntetycznymi dźwiękami doprowadziła do wydania w 1985 roku albumu Video, oscylującego pod względem muzycznym w nurcie synth-pop. Względnie nowoczesną produkcję umiejętnie odzwierciedlono na samej okładce, sygnalizując ją też tytułem wydawnictwa. Postacie członków zespołu zostały rozmyte, trudno zauważyć rysy ich twarzy. najbardziej widoczny jest mknący w dolnym planie dalmatyńczyk. Całość przedstawienia zostaje celowo zaburzona przez świetlne refleksy, będące tu śmiałym oraz twórczym rozwiązaniem, wyróżniającym projekt Marii Ihnatowicz na tle pozostałych frontów w dyskografii 2 Plus 1, nawiązujący przy tym do plastikowych dźwięków lat osiemdziesiątych. Podobnie, jak wspomniani autorzy tekstów, tak i okładka była dziełem ludzi znanych w środowisku. Ochnio, dla przykładu, fotograf związany z Warszawą, kilkukrotnie brał udział w World Press Photo. Jest autorem nowatorskich form, a w latach 1983-1995 działał w Szwecji, gdzie prowadził własne studio fotografii reklamowej Studio Magic. Figurą jest również Maria Ignatowicz. Absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie jest polską projektantką plakatów, ilustratorką i graficzką, zalicza się ją do „polskiej szkoły plakatu” Co ciekawe, w roku 1984 kiedy powstawała płyta, miała czterdzieści siedem lat, co na tle wieku członków zespołu – głównie Elżbiety Dmoch – i, generalnie, muzyków rockowych tamtych czasów, było wiekiem co najmniej dojrzałym. A jednak to dzięki niej grafika zarówno wcześniejszej płyty Bez limitu z 1983, za którą też była odpowiedzialna, jak i dwa lata późniejsza Video wyróżniają się szczególną klasą. Biorąc to wszystko pod uwagę czytam więc tę okładkę jako próbę rozświetlenia trudnych, szarych czasów PRL-u i w pewien sposób nawiązanie w kontrze do, jak mówiłem, wydanej rok wcześniej, płyty Szara maść (1984) zespołu Lombard. ▌ Video ALE, ALE… W KONTEKŚCIE wideo w Polsce mówimy o latach 90., a płyta Video ukazała się przecież w 1985 roku, w dodatku została nagrana jeszcze rok wcześniej. Dekada ta była jedną z dramatyczniejszych i bogatych w wydarzenia w historii Polski. Rozpoczęła się powołaniem 17 września 1980 roku Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”, a kończy się 4 czerwca 1989 roku pierwszymi, częściowo wolnymi wyborami do Sejmu. Symbolicznie tę erę zamyka wywiad z Joanną Szczepkowską, która w Dzienniku Telewizyjnym, głównym wydaniu wiadomości polskiej telewizji publicznej, powiedziała, zwracając się do widzów: „Proszę Państwa, czwartego czerwca 1989 roku skończył się Polsce komunizm”. Nocą z 9 na 10 listopada 1989 upada Mur Berliński, kończąc pierwszą Zimną Wojnę w Europie, a 9 grudnia oficjalnie zostaje zlikwidowana Polska Rzeczpospolita Ludowa. Na jej miejsce powołana zostaje Rzeczpospolita Polska. ⸜ Okładka płyty ma bardzo udaną typografię, z podwojonym „Video” dzięki któremu anglojęzyczne ‘V’ wygląda jak polskie ‘W’ Wciąż jesteśmy jednak w połowie lat 80. To czas, w którym mamy w Polsce do czynienia z głębokim kryzysem gospodarczym. Był on skutkiem stanu wojennego, którego głównym elementem były nie tylko brutalne represje wobec internowanych i strajkujących, ale także znaczne obniżenie poziomu życia polskiego społeczeństwa. Symbolem tamtego okresu stały się kartki na żywność i puste półki w sklepach. Z drugiej jednak strony jednym z bardziej interesujących aspektów zmian w polskiej popkulturze była eksplozja popularności muzyki rockowej. Encyklopedia muzyki PWN mówi o tym fenomenie: Największą popularność zdobyły: z zespołów nowofalowych — Republika (…); z wywodzących się z ruchu buntu punkrockowego — m.in. Brygada Kryzys, Dezerter, Prowokacja, Siekiera, Moskwa; z nurtu bluesrockowego — katowicki Dżem z harmonijkarzem i wokalistą R. Riedlem (ta najdłużej, bo do dziś działająca pol. grupa rockowa, co prawda została zał. przez braci A. i E. Otrębów już 1973, ale dopiero 1985 zdobyła popularność płytą Cegła, uważaną za jedną z najważniejszych w historii pol. rocka, ze sztandarową dla ruchu hipisowskiego i buntu młodzieżowego piosenką Czerwony jak cegła ); największą pol. gwiazdą heavy metalu była grupa TSA (…). W połowie lat 80. wciąż popularne były również zespoły punkowe i heavymetalowe. W 1985 roku, tym samym co Video, wychodzi, wspomniany wyżej, album Cegła Dżemu, powstaje zespół Kobranocka, Morawski Waglewski Nowicki Hołdys proponują płytę Świnie, a Maanam wydaje Mental Cut. Na świecie wyglądało to jednak nieco inaczej. Lektura Listy Przebojów Programu Trzeciego przypomina, że tam był to czas muzyki syntezatorowej spod znaku New romantic, a najważniejszymi zespołami tamtych czasów były zespoły OMD, Duran Duran, Depeche Mode, ale i duet Pet Shop Boys. Bliżej temu, o czym mówimy w kontekście zespołu 2 plus 1 było takim zespołom, jak Kombi. W tym samym roku, co Video ukazuje się bowiem czwarty album w dorobku tego zespołu, zatytułowany Kombi 4. Pochodzące z niego utwory Nasze randez sous, Za ciosem cios, Czekam wciąż i Black and White na stałe weszły do repertuaru playlist polskich radiostacji i można je naleźć na większości zestawień przebojów wszech czasów. Wikipedia mówi, że to płyta utrzymana „w elektronicznym klimacie”, na której użyto komputera perkusyjnego Yamaha RX11, do minimum ograniczono dźwięk gitary elektrycznej, a całością sterował komputer Commodore 64. Album został nagrodzony złotą płytą. Sławomir Łosowski, założyciel i główny kompozytor muzyki zespołu w tamtych latach, notuje na swojej stronie internetowej: Po raz pierwszy Łosowski wykorzystał w czasie nagrań sampler Ensoniq Mirage, moduł Midi Bass, instrument Yamaha DX7 oraz komputer Commodore 64 sterujący perkusjami: Yamaha RX11 i Simmons SDS V. Jerzy Piotrowski dogrywał swoje perkusyjne partie na najnowszym modelu perkusji Simmons SDS 7. Znakomite wideoklipy do piosenek „Black & white” oraz „Nasze rendez vous” zrobił Juliusz Machulski. 2 plus 1 to jednak zespół, który – jak mówiliśmy – na początku dekady miał kontakt z muzykami i producentami niemieckimi zajmującymi się muzyką eurodisco, a więc bazująca na instrumentach elektronicznych. Rok 1984, w którym powstawał album o którym jest ta opowieść, to rok w którym wszechwładnie panuje styl o którym mówi się New romantic. Słownik Języka polskiego definiuje go jako „styl w muzyce rockowej charakteryzujący się wyrazistym rytmem i łagodną barwą dźwięku”. Jego korzenie sięgają końca lat 70., a do najważniejszych wykonawców zalicza się: Spandau Ballet, Duran Duran, Soft Cell, Eurythmics, Depeche Mode, Ultravox, Simple Minds, The Normal, The Human League, Heaven 17, Visage, Orchestral Manoeuvres in the Dark, Tubeway Army (a potem Gary Numan), Yazoo, Classix Nouveaux i Japan. Jak czytamy w Sweet Dreams - Opowieści o Nowych Romantykach Dylana Jonesa, wraz z biegiem lat, gatunek ten stał się jeszcze bardziej podzielony, co zaowocowało takimi zespołami jak Bow Wow Wow, ABC, Funkapolitan, Culture Club, Haysi Fantayzee, Blue Rondo à la Turk, Tears for Fears, Wham! oraz „przebranżowieniem się” grupy Adam and the Ants. Niektóre zespoły powstały w bezpośredniej konsekwencji danej chwili (Spandau, Duran, Culture Club), inne przekształciły się w bardziej błyszczące wersje samych siebie (Simple Minds, Psychedelic Furs, Japan itp.), a jeszcze inne powstały dość nieoczekiwanie (w tym te związane, na przykład, z Mute Records Daniela Millera). ⸜ Logotyp przygotowany przez Edwarda Lutczyna jest znakiem rozpoznawczym grupy od 1980 roku, kiedy to – w przeskalowanej formie – pojawił się na niemieckim albumie zespołu Easy Come, Easy Go Interesujący nas rok 1985, to koncert zespołu Depeche Mode w Polsce, którego singiel People are People ukazał się rok wcześniej. 1984 to także album Arena zespołu Duran Duran, This Last Night In Sodom Soft Cell, It’s My LifeTalk Talk czy Lament Ultravox. Choć, jak pisał Dylan, zespoły tego nurtu różniły się od siebie, to jednak można było poprowadzić pomiędzy wspólną nić w postaci użycia instrumentów klawiszowych w głównej roli. Zmianę w sposobie gry zwiastowała już poprzednia płyta 2 plus 1, Bez limitu (1983), w której powstaniu istotną rolę odegrały instrumenty elektroniczne. Powszechny konsensus stanowi, że to wraz z nią grupa odeszła od brzmienia płyt folkowo-rockowych poprzedzających dwie płyty „niemieckie” w stronę brzmienia New Wave. Przy czym Wikipedia zapomina przy tym, że z muzyką elektroniczną zespół miał do czynienia już wcześniej i że Video nie jest dziełem czysto elektronicznym. Autorzy muzyki mieli więc co najmniej trzy źródła inspiracji: rock w wydaniu folkowym, euro-disco i New romantic, z New Wave z tyłu głowy. Zespół o którym mowa, poza latami 1980-81, nigdy nie był jednak zespołem „elektronicznym”. Jak mówię, w jego brzmieniu z tego okresu równie blisko jest bowiem do muzyki rockowej i pop-rockowej A to przez żywe bębny w części nagrań, a to dzięki gitarom, a to, wreszcie, przez fantastyczną sekcję dętą, która nadaje utworom z tej płyty charakterystyczne brzmienie. Aby to wszystko się „zdarzyło”, aby te, często przeciwstawne, dążenia się „zazębiły” trzeba było jednak kogoś, kto by nad tym zapanował. Pamiętacie państwo przygody płyty Dziewczyna szamana Justyny Steczkowskiej i kluczową rolę Grzegorza Ciechowskiego w jej powstaniu? To on, występujący zarówno w roli producenta, jak i muzyka, organizatora – jak byśmy dzisiaj powiedzieli: „fixera”, a nawet przyjaciela – spowodował, że brzmi ona w taki, a nie inny sposób i że w ogóle powstała („Oto płyta” № 8, więcej → TUTAJ). Także i w przypadku płyty zespołu 2 plus 1 można mówić o wiodącej roli producenta, a nawet – producentów. W tym przypadku za jej kształt odpowiadają Janusz Kruk i manager zespołu Jan Szewczyk. Ten drugi nazywany był kierownikiem artystycznym, ale jego rola polegała również na współprodukcji albumów. Urodzony w 1934 roku był propagatorem muzyki jazzowej – stąd na Video duży udział instrumentów dętych – był również organizatorem koncertów i festiwali, w tym pierwszych edycji Jazz Jamboree. Oprócz zespołu 2 plus 1 kierował również takim grupami, jak Grupa ABC i Skaldowie, prowadził również karierę Haliny Frąckowiak. To w dużej mierze dzięki niemu zespół zdobył tak dużą popularność. Co więcej, jak już pisaliśmy, zdaniem Marii Szabłowskiej, Elżbieta Dmoch miała doskonałe warunki jako artystka: Była nie tylko piękna, zdolna, muzykalna, ale miała obok siebie utalentowanego muzyka. Poza tym miała szczęście do menedżera, bowiem Janek Szewczyk wszystko załatwiał. Dzięki temu tak naprawdę nie znała tej drugiej, drapieżnej strony show-biznesu. Świetnie się ubierała. Lecz trudno się temu dziwić, bowiem stroje szykowała jej Grażyna Hasse. Przyjaźniły się. Na scenie była żywiołowa, dynamiczna. Ale akurat ta płyta była dziełem kolektywnym. To jest oprócz lidera i kierownika za jego brzmienie w znacznej mierze odpowiadają bowiem dwie osoby: SŁAWOMIR WESOŁOWSKI oraz MARIUSZ ZABRODZKI. Pierwszy z nich Odpowiedzialny był za nagranie i miks materiału, a drugi mu w tym asystował śpiewał również w chórkach. I choć w tym przypadku nie są wymienieni jako producenci, to trzeba sobie zdawać sprawę z ich „wagi” w tamtych czasach i z tego, że bez ich aprobaty nic nie mogło się wydarzyć. ▌ Produkcja PRZEDOSTATNIĄ PŁYTĘ ZESPOŁU 2 plus 1 wyprodukowali Janusz Kruk oraz Jan Szewczyk. Pierwszy z nich, występujący wcześniej tylko jako autor muzyki i słów, dopiero na okładce płyty Bez limitu nazwany został producentem. Z kolei dla Szewczyka był to debiut w tej roli. Urodzony w 1934 roku, a więc starszy od muzyków z zespołu, był znanym w środowisku działaczem muzycznym, a przede wszystkim popularyzatorem jazzu i organizatorem koncertów i festiwali, w tym pierwszych edycji Jazz Jamboree. Był przy tym utalentowanym organizatorem, dzięki czemu był wieloletnim menadżerem zespołów muzyki rozrywkowej, takich jak Grupa ABC, Skaldowie czy właśnie 2 plus 1; opiekował się również karierą Haliny Frąckowiak. Przejście z pozycji managera do producenta to byłą duża zmiana. Ale po raz pierwszy, a może drugi, płyta wyglądała dokładnie tak, jak to sobie wymyślili muzycy – cała „moc decyzyjna” pozostawała w ramach zespołu. No, prawie cała… Za nagranie i miks materiału odpowiadali bowiem, wspomniani, WESOŁOWSKI i ZABRODZKI – pierwszy jako główny inżynier dźwięku, a drugi jako asystent (śpiewał też w chórkach). To najbardziej znana para polskich producentów, dlatego trudno sobie wyobrazić, że pozostali poza kręgiem decyzyjnym. Urodzeni rok po roku (odpowiednio: 1954 i 1955), stworzyli zespół producencki znany pod nazwą Adam Patoh. Ta dwójka zmieniła polską muzykę rockową, dance i elektroniczną i była „sprężyną” stojącą za najważniejszymi płytami tego typu lat 80. i części 90. Sławomir Wesołowski, starszy z dwójki, ukończył reżyserię muzyczną w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej i był kompozytorem, realizatorem dźwięku i producentem. Nagrywał takie zespoły, poza 2 plus 1, jak: Daab, Lady Pank, Republika, współpracował też z takimi artystami jak: Anna Jantar, Krystyna Prońko, Stanisław Sojka, Andrzej Zaucha czy Kapitan Nemo. Realizował również dźwięk do tak znanych filmów, jak tu Człowiek z żelaza Andrzeja Wajdy (1981) oraz do dwóch produkcji Krzysztofa Gradowskiego – Akademia pana Kleksa (1983) i Podróże pana Kleksa (1985). „Dziennik Zachodni” we wspomnieniu o nim dodawał również, że jeszcze w czasach „przedrockowych” to pod jego opieką Majka Jeżowska zaśpiewała swoją pierwszą piosenkę Nutka w nutkę. Kiedy zmarł w 2020 roku, pisano o nim, że „wyprzedził swoją epokę”. Ich najważniejszym projektem był jednak zespół Papa Dance, który wspólnie powołali do życia, a właściwie wymyślili i swój pomysł zrealizowali (1984). To było absolutnie światowe granie, muzyka elektroniczna w pełnym tego słowa znaczeniu. Ale są oni również autorami – muzyki, tekstów i dźwięku – innego znanego w tamtych czasach przedsięwzięcia, a mianowicie Franka Kimono (1983). |
O ile późniejszy o rok Papa Dance przynosił już muzykę „na serio” o tyle Franek Kimono, którego rolę grał (i śpiewał) Piotr Fronczewski, był jeszcze żartem z muzyki disco. Żartem, dodajmy wyjątkowo udanym. Wikipedia mówi, że podobnie, jak wiele żartów, „został jednak potraktowany na poważnie i entuzjastycznie przyjęty przez bywalców dyskotek”. ⸜ Zdjęcie na tylnej stronie okładki wyraźnie pokazuje, kto tu jest liderem. Warto zauważyć, że ponownie ukazano logo zespołu, a wszystko to w czystej, prostej formie Na Video ten duet producencki nie był jednak najważniejszy. Choć słychać jego wpływ, głównie jeśli chodzi o syntezatorową instrumentalizację, to zajmowali się głównie warstwą dźwiękową albumu. I to te dwa wektory dały wypadkową, którą słyszymy na albumie Video. Mamy tu bowiem lekko ironiczny utwór tytułowy i kończący płytę Dawno, dawno temu, są też utwory „na serio”, jak Wielki, mały człowiek i Chińskie latawce, mamy wreszcie przewrotny Ma-Czun-Ga-Loo, czy prześmiewczą Nagą plażę; przy okazji – to pierwszy i ostatni utwór, do którego Elżbieta Dmoch napisała muzykę. Był on zresztą „znakiem czasów”. W Polsce kojarzony częściowo jako sprzeciw wobec autorytarnej władzy był częścią ruchu naturystycznego. Ekscytowano się nim niepomiernie, czego wyrazem jest popularność utworu Chałupy welcome to w wykonaniu Zbigniewa Wodeckiego (1985). W artykule Chałupy? Welcome to! autor pisze: Wodecki wszedł do studia i nagrał piosenkę. Potem powstał do niej teledysk, w owych czasach mocno kontrowersyjny. Był rok 1985, purytański PRL w pełnej, choć wątpliwej krasie, a tu telewizja publiczna emituje wideoklip, w którym roi się od golasów. – Owszem, wywołał on dyskusje. Ale władza, jak widać, potrzebowała igrzysk, więc przymknęła oko — opowiadał Wodecki. Wokół teledysku narosło trochę mitów. Teksty na poprzedni album napisał w całości ANDRZEJ MOGIELNICKI. Ten współzałożyciel zespołu Lady Pank w połowie lat 80. był jednym z najbardziej znanych w naszym kraju tekściarzy. Współpracował z takimi wykonawcami, jak m.in.: Budka Suflera, Izabela Trojanowska, Anna Jantar, Irena Jarocka, Mafia, Markowski & Sygitowicz i Anna Wyszkoni. Na Video znajdziemy jednak tylko dwa jego utwory, ale z najważniejszym na czele, Wielki, mały człowiek. Pozostałe napisali Maciej Zembaty, Jacek Skubikowski i Marek Dudkiewicz. Muzyka jest dziełem Janusza Kruka oraz Johna Portera; swój utwór – ale za to tytułowy – ma także Janusz Suchocki i Elżbieta Dmoch. Tak się składa, że moimi ulubionymi utworami są te napisane przez Portera i Zembatego oraz, wspomniany, Video. ▌ Wydania ALBUM NAGRANY I ZMIKSOWANY został w 1984 roku, a ukazał się rok później. Ale już w 1984 Tonpress wydał singiel z największym przebojem na Video i w ogóle ostatnim tak dużym wydarzeniem w historii zespołu, Mały wielki człowiek; na płytę trafi on pod nieco zmienionym tytułem Wielki mały człowiek, co komplikuje próby jego odczytania. Na stronie B 7” singla zamieszczono utwór Cudzy ogień nie grzeje, który nigdy nie został ponownie wydany. W momencie ukazania się albumu Tonpress wydał drugi i ostatni singiel, również nakładem Tonpressu, zatytułowany Koszmar. Ciekawe, ale na stronie B zamieszczono o niebo lepszy utwór, a mianowicie Chińskie latawce. Zaówno Mały…, jak i Chińskie… cieszyły się dużym powodzeniem. Pierwszy z nich od razu trafił na czołowe miejsce pierwszego zestawienia Radiowej piosenka tygodnia na antenie Programu I Polskiego Radia i dwa razy zagościł na szczycie Telewizyjnej listy przebojów. Nie aż tak efektownie, ale jednak, zadebiutował drugi z przywołanych utworów, grany w audycji Radiowa piosenka..., na której utrzymał się przez szesnaście tygodni, docierając do pierwszego miejsca. Ciekawe, ale utwór tytułowy nigdy nie został wydany na singlu. Ani album, ani single nigdy nie zostały wznowione. Tak w ogóle, to trzeba powiedzieć, iż zespół 2 plus 1 nie ma szczęścia do reedycji. Można powiedzieć, że w wielu przypadkach jest ich mało, a niektóre płyty nigdy nie zostały wznowione. Album Video został wydany na płycie winylowej ora zna kasecie magnetofonowej – i tyle. O ile tytuły należące do Polskich Nagrań mają ich po kilka – debiutancki Nowy wspaniały świat (1971) został wydany później jeszcze trzy razy, na CD i LP, to już Wyspa dzieci (1975) ma tylko jedno wznowienie, na CD, Aktor (1977) dwa, obydwa na CD, a wspaniały Teatr na drodze (1978) i Irlandzki tancerz (1979) ponownie po jednej (CD). Dwa tytuły „niemieckie” nigdy nie zostały wznowione czy zremasterowane i dopiero Bez limitu (1983) przynosi aż trzy wznowienia na krążkach CD. Jedno wznowienie ma też ostatnia w karierze zespołu płyta Antidotum (1989), a Video nigdy nie zostało wydane po raz drugi. Ma za to zespół szczęście do wydawnictw typu „Greatest hits”. Już w 1986 roku została a więc jeszcze w czasach jej działalności, została wydana składanka Greatest Hits Live ze zmysłową okładką autorstwa Ichnatowicz, która dzisiaj zostałaby zapewne odebrana jako seksistowska, a może nawet przemocowa (nie znając relacji między Dmoch i Krukiem). Ciekawe, ale wydawcą był PolJazz, a więc firma specjalizująca się w zupełnie innej muzyce. ⸜ Strona A albumu – wyklejka ma charakterystyczny kolor „bananowy” (niektórzy mówią o nim „żółty”), stosowany w latach 70. i 80. przez wytwórnię Polskie Nagrania MUZA Płyta ta nigdy nie została wznowiona, natomiast pojawiło się na tynku mnóstwo innych składanek. Najważniejszy wydaje się dwupłytowy album 40 przebojów, przygotowany w 2012 roku przez Polskie Nagrania z materiałem zremasterowany przez ANNĘ WOJTYCH; w tym samym roku ukazuje się bardzo dobre wznowienie Aktora, ponownie z jej remasterem. Ważne są również dwa albumy wydawnictwa Sonic – „21 Greatest Hits vol. 1 i vol. 2, można też sięgnąć po zestaw Iść w stronę słońca, którą wydała wytwórnia Pomaton EMI w ramach serii „Złota kolekcja” w 2006 roku. Wszystkie zestawy składankowe zespołu 2 plus 1 brzmią bardzo słabo. Są jazgotliwe, mało rozdzielcze i płytkie tonalnie. Wyraźnie wyróżnia się na tym tle, wspomniana, płyta Aktor, niezłe są też wersje ze składanki Polskich Nagrań. Co ciekawe, znajdziemy na nich tylko trzy utwory ze wspomnianego albumu, w dodatku nigdy razem: Wielki, mały człowiek, Chińskie latawce oraz Video. Dwa pierwsze ukazały się na singlach wydanych przez Tonpress, być może ich taśmy są gdzieś w dostępnym archiwum. Nie wiadomo jednak skąd wydawca zgrał trzeci z nich. Problem polega bowiem na tym, że archiwum wytwórni, w której ukazała się omawiana płyta, zaginęło – niektórzy mówią wręcz, że spłonęło. Album ten został wydany przez wytwórnię Savitor, polonijne przedsięwzięcie działające w latach 1982–1986 za zgodą polskich władz szukających dewiz gdzie tylko się da. Obok Savitoru na podobnych zasadach działały jeszcze tylko dwie wytwórnie: Poltonu i Arstonu. W jego katalogu znajdziemy tak ważne polskie płyty, jak Perfect Live (1982), Lombard Live (1983), Urszula Urszula (1983) I Ching I Ching (1984 ), Lady Pank Ohyda (1984) czy Lombard Szara Maść (1984). Wikipedia listuje tylko dwadzieścia sześć tytułów, ale zazwyczaj są to klasyczne dla polskiej muzyki albumy. Savitor nie miał własnego studia, ani tym bardziej tłoczni. Płyty dla niego były tłoczone w Pionkach, w Zakładach Tworzyw Sztucznych „Pronit” (ZTS Pronit). Założone w 1922 roku jako fabryka prochu od 1949 roku była wytwórnią chemiczną. W 1956 roku uruchomiono w niej wytwarzanie nowych wyrobów, w tym płyt gramofonowych. We wpisie na portalu Muzyka80.pl czytamy: Dokumenty związane z tłoczeniem płyt w „Pronicie” wskutek dziwnych decyzji kierownictwa „Pronitu” w latach 90-tych (po zakończeniu produkcji) wraz z „taśmami matkami” przenoszono kilkakrotnie z działów obsługujących sprzedaż płyt na wydział produkcyjny, następnie do kancelarii tajnej i ponownie na wydział. Wielokrotne przenosiny i przekazywanie materiałów spowodowało, że nikt z byłych zarządzających i pracujących przy zakupie nagrań nie potrafi powiedzieć co się stało ze 153 „taśmami matkami” jakie posiadał „Pronit”. Dlatego też nie wiadomo, czy kiedykolwiek otrzymamy reedycję albumu Video wykonaną z taśm „master”. Musimy się zadowolić jedynym wydaniem, jakie jest na rynku. ▌ BUDOWA PŁYTĘ O KTÓREJ MOWA kupiłem jak tylko ukazała się na rynku. Był to jeden z trzech pierwszych, nabytych przeze mnie winyli w życiu. Wciąż mam ten egzemplarz, ale na potrzeby tego artykułu kupiłem na Allegro niemal niegrany egzemplarz. Posiłkowałem się również dwoma singlami z tej płyty, a także wydawnictwami „składankowymi”. W tekście poniżej znajdą państwo przede wszystkim opis dźwięku płyty LP, ale na koniec odnoszę się również do tych kilku utworów opublikowanych na składankowych płytach CD. » I LONG PLAY ODSŁUCH PŁYTY Video USTAWIA już pierwszy utwór, singlowy przebój ˻ 1A ˺ Wielki mały człowiek. To uderzenia perkusji elektronicznej, podbite za chwilę efektownym przejściem. Perkusja ta ma jednak monofoniczny wymiar, a przejścia, w nagraniach zachodnich zespołów rozłożone w panoramie, tutaj skupiają się na osi odsłuchu. I dopiero wchodzące po jakimś czasie blachy perkusji w lewym kanale nieco ją rozszerzają. ⸜ Strona B albumu To generalnie bardzo monofoniczne nagranie, w tym sensie, że tylko owo „cykanie”, a także syntezatory poszerzają przestrzeń. Ale nawet wówczas główna energia dochodzi do nas ze środka sceny. Tę poszerzają za to długie pogłosy, nałożone na wokale, a także na – wmontowany w środku utworu – saksofon Zygmunta Smogorzewskiego. ˻ 2A ˺ Samo życie (Chmury umysłu) jest utworem ze świetnym, motorycznym basem i przekształconym, „kosmicznym” wokalem w podkładzie. Ale to przede wszystkim wspaniała ballada. Ponownie mamy dźwięk na osi, poszerzony przez chórki i syntezatory, ale jednak pokazany przed nami. Całość „niesie” za to gitara, rozłożona nieco po kanałach, z efektem, który rozmywając jej atak powiększa jej wolumen. Główny wokal jest ciemny i ma wycofane wysokie tony. Mam wrażenie, że chodziło o skontrowanie go ze, wspomnianym, głosem z „nieba”. Słychać tu mocne blachy, gęste bębny itp., ale wiemy już, że to nagranie z wycofanym środkiem i wysokimi tonami. Zaskakująco ładnie brzmi za to bas. Bo i w ˻ 3A ˺ Chińskich latawcach nadaje on całości głębi. To tutaj słychać też mocniej sekcję dętą, ustawioną przez producentów daleko w scenie, ale rozłożoną po kanałach. To jedna z moich ulubionych piosenek tego zespołu i czuć w niej lekkość kompozycyjną Johna Portera (więcej o jego płycie Helicopters → TUTAJ). Jego wokal, a śpiewa w języku angielskim, ma krótki pogłos i słychać go tak, jakby go nagrano małym pomieszczeniu. Skontrowane to jest stereofonicznym brzmieniem dęciaków, ale przede wszystkim brzmieniem bongosów. No i ten długi pogłos na wokalu Elżbiety Kruk… Ponownie ważnym elementem jest gitara, tutaj akustyczna i – jak słyszę – z mocno przetworzonym brzmieniem. ˻ 4A ˺ Naga plaża jest lekkim utworem, stąd odmienny od poprzednich rytm. Nie jestem fanem tego nurtu w twórczości zespołu i mam wrażenie, że to bardziej „wypełniacz” niż ważny element. To kawałek, w którym jednym z ważniejszych elementów jest sekcja dęta i brzmienie saksofonu, z długim pogłosem, wycofanym, ale jednak przebijającym się przez pozostałe instrumenty. Odmienność powoduje także to, że śpiewa nie Elżbieta, a Janusz Kruk. Dodajmy, że automat perkusyjny został tu zaprogramowany inaczej niż wcześniej. Nie tylko wygrywa rytm, ale jest czymś w rodzaju kolejnego instrumentu solowego. „Żywa” perkusja i klangujący bas to wyróżniki utworu ˻ 5A ˺ Balet rąk, kończącego stronę A albumu. Durowy, wesoły charakter zwrotek skontrowany jest molowym refrenem. Wspaniale brzmi tu ten ostatni, zaśpiewany przez Kruka. Ciekawe, ale efekt stereofoniczny buduje tu nie tylko pogłos, ale i gitara basowa, której dźwięk z efektu odzywa się w lewym kanale. Zwykle bas jest monofonizowany, jednak wyższa część „klangu” jest już na tyle wysoko, aby znalazła się w panoramie stereofonicznej. Jeszcze o tym nie pisałem, ale może czas najwyższy – dźwięk tej płyty jest poprawny, ale daleko mu do realizacji z Wielkiej Brytanii czy Niemczech z tamtego czasu. Także nagrania tej grupy z początku lat 80. brzmią wyraźniej, bardziej dynamicznie. Sprawę ratują instrumenty dęte, otwierające nieco dźwięk, jednak nawet one nie przesłonią faktu, że to dość zduszony i mało selektywny obraz. Otwierający stronę B utwór ˻ 1B ˺ Video jest właściwym odniesieniem kulturowym tego albumu. I szkoda, że nie od niego się on zaczyna. Nieco ironiczna, ale trzymająca się zasad „kosmicznego” filmu wideo warstwa tekstowa ma świetne wsparcie w efektach nałożonych w refrenie na wokal Kruka. To utwór zbudowany na mocnym basie i stopie elektronicznej perkusji. Ponownie stereofonię tworzą tu syntezatory. Ciekawe, ale bardzo nisko schodzi tu bas, brzmiący jak wsparty syntezatorem basowym. W ty przypadku zrezygnowano z instrumentów dętych, które rozłamują nieco tę płytę na dwie części. Jedna to bardziej klasyczne dla grupy utwory, jak Naga plaża, czy ˻ 2B ˺ Koszmar. To dowołanie do odmiany muzyki rockowej, w nieco kabaretowym wydaniu. I znowu – wspaniały refren, z ironicznym „C’mon babe….” wmontowany jest w dość nijakie zwrotki. Powiem wprost – to nie ma sensu. Tytuł dobrze oddaje to, z czym mamy do czynienia. Ale… Melodyjność, melancholia, harmonia refrenu jest czymś, co pociągnięte na całość dałoby znakomity kawałek. Słuchając ˻ 3B ˺ Ma-czung-ga-loo, kolejnego utworu z tej grupy, co Koszmar, dochodzi do nas, że to płyta pokazująca sprawność aranżacyjną i produkcyjną duetu Zabrodzki-Wesołowski. Mamy sprawnie prowadzone wokale, kontrowane głosy męskie i Elżbiety, mocną gitarę elektryczną i syntezatory powtarzające śpiew, podbijające ich melodyjność. I dopiero w końcowym fragmencie dodano instrumenty dęte, nieco otwierające brzmienie na jazz-rock, wychylające się w kierunku tego, co w latach 80. robił Miles Davis. ⸜ Wszystkie egzemplarze, które znam mają wybity ten sam numer „SVT 018”, w taki sam sposób, jakby nie było dodruku albumu i jakby została wykonana tylko jedna para matryc Do tego, czym ta płyta mogła by być wracamy w ˻ 4B ˺ Pij moje łzy. To motoryczny, noworomantyczny kawałek z syntezatorami w orli głównej, z delikatną gitarą położoną na długim pogłosie. To tutaj słychać, że znakomity wokal Elżbiety Kruk jest zbyt często przykrywany dość przeciętnym głosem jej męża. Gdyby tylko tak brzmiała cała płyta, byłbym w siódmym niebie. Ale brzmienie wciąż jest zduszone, mało dynamiczne. Sytuację ratuje mocny rytm i gęsty bas. Ten ostatni wyróżnia tę płytę spośród innych produkcji tamtych czasów, także z Zachodu. Tam stawiano na „cykanie”, chudy i jasny dźwięk, a tutaj mamy ciemność i gęstość. To wynik problemów z nagraniem i tłoczeniem, to jasne. Ale otrzymaliśmy w ten sposób artefakt, który inaczej nie miałby szansy pojawić się w tej formie. Dźwięk otwiera się w kończącym album ˻ 5B ˺ Dawno dawno temu. Blachy perkusji elektroniczne są tu mocniejsze, ale nie w tym rzecz. To „duży” utwór z rozmachem, nieomal epickim. No i ten znakomity dźwięk syntezatorów pomiędzy zwrotkami. Rozłożony maksymalnie po kanałach wprowadza do utworu efekt stereo. A na całości nałożony jest długi, duży pogłos. Daje to poczucie przestrzeni, oddechu. Atmosferę rozbija tylko quasi-operowy fragment śpiewu wokalistki. » II WERSJE CYFROWE ZAMIESZCZONY NA SKŁADANCE 40 przebojów utwór ˻ 20 ˺ Chińskie latawce jest jedyną pozycją z albumu Video, na którą zdecydowali się jej autorzy. W porównaniu z wersją winylową dostajemy otwartą średnicę i mocniejsze fragmenty z instrumentami dętymi, wyraźniej brzmią też syntezatory. A jednak to jest krok w tył, i to duży. Otwarcie brzmienia bez jego nasycenia, a tego tu nie mamy, nie rozwiązuje problemów, a generuje kolejne. W dodatku skrócono bas, będący przecież podstawą tej płyty. Jest on nijaki, wręcz miałki. Tak, gitara akustyczna jest wyraźniejsza, a przez to ma więcej sensu – to na niej gra przecież John Porter. Ale raz, że jest tutaj w prawym kanale, a nie jak w oryginale w lewym, to jest zbyt wypreparowana. Zamienianie kanałów, tak przy okazji, to plaga polskich reedycji. Miała ona miejsce przy cyfryzacji materiałów, dokonywanych hurtowo, bez słuchania. Ale, jak się okazuje, może być jeszcze gorzej. Na składance Iść w stronę słońca, wydanej przez EMI w ramach serii „Złota kolekcja” zamieszczono dwa utwory z płyty o której mówimy: ˻ 16 ˺ Wielki mały człowiek oraz ˻ 17 ˺ Video. Obydwa brzmią chudo i płytko. Podkreślona wyższa średnica, podcięty bas i głuche brzmienie to pierwsze, co przychodzi na myśl. ⸜ Mamy mało wznowień płyt 2 plus 1 ale Aktor jest dobrym przykładem, jak by to mogło brzmieć, natomiast zbierająca zagraniczne płyty zespoły składanka nie jest już tak udana dźwiękowo Szczególnie przykre wrażenie sprawia drugi z tych utworów. W oryginale ma on niesamowity nastrój, który tutaj jest wyżarzony i wyżyłowany, a przez to wywrócony na lewą stronę. Niski w oryginale bas jest skrócony, a pozostawiono tylko jego część, która w refrenie buczy gdzieś pod spodem, bez związku z tym, co dzieje się powyżej. Nie lepiej brzmi ˻ 21 ˺ Wielki mały człowiek ze składanki 21 Greatest Hits, wydanej w 1996 roku przez wytwórnię Sonic. „Zremasterowana cyfrowo” przynosi transfer, który został wykorzystany również do produkcji albumu 40 przebojów i ma odwrócone kanały. Powtarza wszystkie grzechy poprzednich odtworzeń, to jest jaskrawość, brak wypełnienia i generalnie – brak muzykalności, bo o to tu chyba chodzi. Na siłę wyciągnięto ten dźwięk, zapominając, że jeśli coś poświęcamy, to musimy dać coś w zamian. Tutaj nie dostajemy żadnej wartości naddanej. Druga część tego wydawnictwa przynosi dwa utwory, 19 ˺ Chińskie latawce oraz 20 ˺ Video. Ach, jakże inny to remaster! Nie ma w nim nic szczególnego poza tym, że zachowuje on w dużej mierze ciemny i gęsty charakter analogowego oryginału. A to dlatego, że nie ma tu rozjaśnienia, kompresja jest umiarkowana i nic się nie „drze”. Poziom sygnału jest wyraźnie niższy niż na innych składankach, a to zawsze dobry znak. ⸜ Wznowień płyt wiele nie ma, a te, które są nie są zbyt udane – podobnie jest ze składankami, z wyjątkiem reedycji Polskich Nagrań To wciąż nie jest ten sam poziom zaangażowania emocjonalnego, jak przy odsłuchu płyty LP, a jednak można powiedzieć, że to niezłe nawiązanie do oryginału. To samo zresztą usłyszałem w utworze Video. Naprawdę nieźle oddano „kosmiczny” charakter utworu, dobrze poprowadzono też bas. Nie ma mowy o głębokości oryginału i o jego barwach, ale to pierwsze – i jedyne udane nawiązanie do płyty LP. ▌ Podsumowanie Podsumować tak ważną płytę nie jest łatwo. Tym bardziej, że przy jej powstaniu pracowało wielu znanych, uznanych i po prostu dobrych w swoim fachu twórców. Opisująca go w osobnym podrozdziale Wikipedia mówi o nim „nowy kierunek muzyczny”. Nie do końca tak było, bo zarówno niemieckie albumy, jak i Bez limitu wprowadziły do jego brzmienia syntezatory na równych prawach, jak pozostałe instrumenty. Ale rzeczywiście - dodanie do tego sekcji dętej, łączenie automatu perkusyjnego i żywych bębnów i perkusjonaliów dały w efekcie coś nowego. To moja ulubiona płyta zespołu, zaraz obok Teatru na drodze. Jest na niej kilka znakomitych kompozycji, ale nawet te, które do mnie nie do końca przemawiają są świetnie wyprodukowane. Brzmieniowo to niestety nie do końca udany album, ponieważ zgubiono gdzieś górę pasma i częściowo selektywność. Nie wiemy jednak, czy to problem realizacji, miksu, czy masteringu, czy może po prostu problemy w tłoczni z matrycami lub masą winylową. Dostępne wersje cyfrowe trzech utworów też nie dają jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie ponieważ zwyczajnie źle brzmią. Z drugiej strony bardzo dobrze brzmi tu bas i niski środek pasma. Być może trzeba więc przyjąć ten materiał taki, jaki jest i cieszyć się nim. Posłuchajcie państwo tego albumu raz i drugi, a może i trzeci, a jestem pewien, że usłyszycie w głosie Elżbiety Dmoch tę samą melancholię, tę samą tęsknotę za czymś, co jej uciekło, co ja i ją pokochacie. ▌ Bibliografia ⸜ → KOMBI.pl, dostęp: 1.03.2024. ▌ Seria „Oto płyta…” ˻ 1 ˺ STAN GETZ, Stan Getz w Polsce), Polskie Nagrania „Muza” ⸜ 1960 • czytaj → TUTAJ. |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity