Muzyka | OTO PŁYTA • № 7 ABRAXAS
Wydawca: |
Muzyka
Tekst: WOJCIECH PACUŁA |
⌈ OTO PŁYTA No. 7⌋ |
No 201 1 stycznia 2021 |
ORTAL TOPGUITAR.PL W SWOIM ZESTAWIENIU pt. 10 najwspanialszych albumów rocka progresywnego mówi o: 1. Genesis, The Lamb Lies Down on Broadway | 1974 ⸜ Pierwsze wydanie płyty z 1999 roku Takich zestawień są setki, jeśli nie tysiące, każde z nich jest subiektywne i z żadnym nie można się zgodzić w 100%. Ale przywołuję tę listę z jednego powodu – dobrze pokazuje ona czas w którym powstawały najważniejsze dla tego rodzaju muzyki utwory. To pierwsza połowa lat 70. XX wieku, mimo że za pierwszą tego typu płytę przyjęło się uważać Freak Out! Franka Zappy i zespołu The Mothers of Invention z roku 1966. Słownik terminów muzyki rozrywkowej Wydawnictwa Naukowego PWN, autorstwa Adama Wolańskiego, ROCK PROGRESYWNY (ang. PROGRESSIVE ROCK) definiuje jako: «styl w muzyce rockowej, oparty na środkach stylistycznych dawnego boogie-woogie, bluesa i muzyki ludowej, charakteryzujący się wykorzystaniem syntezatorów oraz innych instrumentów elektronicznych wytwarzających dźwiękowe efekty specjalne». Do tej definicji należałoby dodać jeszcze obecność długich solówek gitarowych, popularność rozbudowanych, wieloczęściowych utworów-suit, teatralność przedstawień, ale i często powtarzające się zarzuty o „nabijanie kabzy” przez niekończące się repetycje, a także uduchowione, natchnione, często pseudointelektualne teksty, mające być mistyczne, a zazwyczaj ocierające się o kicz. Istnieje jednak konsensus co do tego, że rock progresywny, zakończony definitywnie z jednej strony przez wybuch punk rocka (The Clash), a z drugiej przez muzykę syntezatorową, w tym new romantic (OMD, Depeche Mode), odegrał dużą rolę w rozwoju muzyki rockowej. Co więcej, albumy z tego okresu znajdują się na liście niemal wszystkich miłośników wysokiej klasy systemów audio, ponieważ ich twórcy przykładali do tego aspektu szczególną uwagę. Z oczywistych przyczyn polską scenę muzyczną ten „zryw” w znacznej mierze ominął. Nawet jeśli znakomite utwory w tym duchu tworzyły zespoły SBB, Exodus, jego elementy znajdziemy na albumach Niemena i Nurtu, a nawet Skaldów, to nie wpłynęły one na rodzimą muzykę w jakiś szczególny sposób. Tym bardziej, że była to – w niemal 100% – muzyka wtórna wobec wyżej wymienionych zespołów z Wielkiej Brytanii. Ciekawie zaczyna się robić dopiero w latach 80. Już na początku tej dekady zaczęły powstawać zespoły grające muzykę odwołującą się do wcześniejszych doświadczeń prog-rockowych, takie jak Marillion i IQ, które zaczęto określać jako neoprogresywne (ang. neo progressive rock). Z czasem dołączyły do nich zespoły tworzące klasycznego progrocka, a przedrostek „neo” coraz częściej zaczęto opuszczać, mówiąc po prostu o nowej fali tego typu muzyki. ⸜ CD z 1999 roku Portal allmusic.com mówi, że okres ten skończył się w 1987 roku, kiedy Fish, założyciel i wokalista grupy Marillion, rozpoczął karierę solową. Z kolei twórcy Wikipedia uważają, że ta fala wcale nie opadła i muzyka tego nurtu wciąż jest tworzona. Zgadzam się z nimi. Wśród najważniejszych, moim zdaniem, wykonawców tej muzyki wskazałbym przede wszystkim na zespół Porcupine Tree, prowadzony przez Stevena Wilsona. Wśród polskich zespołów uprawiających współcześnie progresywny rock Wikipedia wymienia zespoły Riverside, Collage, Abraxas i Quidam. To lista absolutnie ułomna, bo na innej stronie wymieniono aż 55 grup, które w naszym kraju z taką muzyką miały coś do czynienia, ale to lista całkiem dobrze wskazująca na zespoły dla progressive rocka najważniejsze. Wśród nich poczesne miejsce w moim sercu zajmuje ABRAXAS. | ZESPÓŁ ABRAXAS TO ZESPÓŁ ISTNIEJĄCY, z przerwami, w latach 1986-2000, grający muzykę rockową, wiązaną z nurtem rocka progresywnego; oficjalny biogram na stronie radia RMF.FM mówi o nim: „Polski zespół grający rocka neoprogresywnego”. Jego założycielami byli wokalista ADAM ŁASSA i gitarzysta ŁUKASZ ŚWIĘCH. Inspiracją dla nazwy było bóstwo dobra i zła o imieniu Abraxas, pojawiające się w powieści Hermanna Hessego Demian, mające utożsamiać przenikający się wzajemnie dualizm, który z czasem stał się wizytówką zespołu. Ten wybór nie był przypadkowy, bo Łassa znany jest z spirytualnego zacięcia i duchowych poszukiwań. Choć Abraxas istniał zaledwie 15 lat, to zdążył przejść kilka etapów i kilka razy zmienić skład. Pierwszy rozdział rozpoczął się w Bydgoszczy w 1987 roku, w czasie eksplozji polskiej sceny punk. W 1989 roku zespół zawiesza działalność, by ją wznowić w roku 1991. Dołączyli wówczas do niego MIKOŁAJ MATYSKA (perkusja), KRZYSZTOF PACHOLSKI (instrumenty klawiszowe), RAFAŁ RATAJCZAK (gitara basowa) oraz RADEK KAMIŃSKI (gitara klasyczna). To czas, w którym powstało większość utworów, które znalazły się na pierwszym albumie grupy, wydanym dopiero w 1996 roku Cykl obraca się. Narodziny, dzieciństwo pełne duszy, uśmiechów niewinnych i zdrady... (ciekawostka – ukazał się on również w Japonii, chociaż płyta została wytłoczona w Polsce). W 1993 roku w wypadku samochodowym ginie Radek Kamiński, a zespół ponownie zawiesza działalność, tym razem na krócej. Koncerty daje już w następnym roku, w nowym składzie: SZYMON BRZEZIŃSKI (gitara), MARCIN MAK (perkusja), MARCIN BŁASZCZYK (instrumenty klawiszowe) oraz OLGIERD BAŁTAKI (bas), który wkrótce został zastąpiony przez powracającego Rafała Ratajczaka. W 1996 roku Abraxas gra ważne koncerty, występuje jako suport przed Fishem, Porcupine Tree i Robertem Plantem oraz Jimmym Pagem, a w lipcu i sierpniu rejestruje materiał na pierwszą płytę. ⸜ Informacja mówiąca o tym, że płyta została wzbogacona o efekty przestrzenne w przeciwfazie W 1998 roku zespół wydaje drugi album. Został on pomyślany jako wizytówka zespołu także poza granicami polski, gdzie jest już wówczas znany i ceniony. Płyta ukazuje się więc w dwóch wersjach językowych, co powtórzy się przy albumie 99; polski tytuł to Centurie, a angielski Prophecies. Co więcej, doceniono umiejętności muzyczne Szymona Brzezińskiego oraz Marcina Błaszczyka, którzy zostają zaproszeni do współpracy przy solowym projekcie Collina Bassa (Camel). Jak czytamy w biogramie zespołu zamieszczonym na portalu PROGROCK.org.pl, „idąc za ciosem” w 1999 roku nagrywa i wydaje kolejny album, zatytułowany po prostu 99. Został on nagrany po kolejnej zmianie składu, kiedy to do zespołu dołączyli perkusista MIKOŁAJ MATYSKA oraz współzałożyciel pierwszego składu – ŁUKASZ ŚWIĘCH. W 2000 roku ukazał się zapis koncertu grupy – Live in Memoriam, będący hołdem dla zmarłego tragicznie prezentera, tłumacza i krytyka muzycznego – Tomasza Beksińskiego – fana i przyjaciela zespołu. Na albumie słychać, występującą gościnnie, Anję Orthodox (Closterkeller). I na tym historia zespołu się kończy. Jako post scriptum w 2004 roku założyciele zespołu, Adam Łassa i Łukasz Święch, jako duet ASSAL & ZENN wydają album pod tym samym tytułem. | PŁYTA WŚRÓD FANÓW GRUPY ABRAXAS nie ma zgody na temat tego, który jej album jest najlepszy i który jest dla niej najważniejszy. Moim zdaniem - 99. Uważam, że to najbardziej dojrzała artystycznie, najbardziej przemyślana muzycznie płyta. Ale na tym nie koniec. Równie ważnym atutem jest dla niej dźwięk, czyli brzmienie zespołu. A ten jest fenomenalny – to jedna z najlepiej nagranych polskich płyt z muzyką rockową. W dodatku nagrana z wykorzystaniem wiedzy psychoakustycznej. Za jej brzmienie odpowiada nie kto inny, jak JACEK GAWŁOWSKI. Posiadacz statuetki Grammy za miks albumu Night in Silesia Randy’ego Breckera i Włodka Pawlika z 2012 roku, znakomity realizator dźwięku specjalizujący się w miksie, masteringu i remasteringu, człowiek, który odpowiada za brzmienie wszystkich płyt z odświeżonej serii Polish Jazz, producent ostatnich dwóch płyt T.Love, album grupy Abraxas nagrał w czasie, kiedy jeszcze jego studio mieściło się, jak mi mówił, w jednej z warszawskich piwnic. Jestem absolutnym fanem tej płyty i znam ją na pamięć. Słuchałem jej przynajmniej kilkadziesiąt razy na każdym etapie mojej edukacji muzycznej i systemowej. A to dlatego, że została ona zarejestrowana przy użyciu efektów przestrzennych, które znamy z systemu Q-SOUND. Czyli takich, jakie usłyszymy na albumach Stinga (The Soul Cages), czy Rogera Watersa (Amused to Death; więcej o systemie TUTAJ). Niezwykle interesujące jest to, że do miksu w Q-Sound potrzebny jest specjalny sprzęt i koder, a Jacek zrobił to metodami chałupniczymi i mimo to efekt jest równie dobry. Kilkakrotnie go o to zaczepiałem, chcąc się dowiedzieć, w jaki sposób, dysponując tak skromnymi środkami technicznymi, wykreował świat, który na tym albumie jest po prostu niezwykły, ale zawsze wykręcał się od odpowiedzi – a może mi się tak tylko wydaje – mówiąc, że nie pamięta szczegółów. Zapytałem więc o nie założyciela zespołu, Adama Łassę. | Kilka prostych słów… ADAM ŁASSA WOJCIECH PACUŁA Jak wyglądał proces twórczy, to znaczy jak powstawały na 99 tekst i muzyka? Pamiętam, że przed powstaniem albumu wiedziałem, że chcę napisać historię o konkretnym człowieku, takim jak ja, czy ty, gdzie osią opowieści będzie nieoczywista wędrówka pomiędzy dwoma światami. Muzyka i tekst powstawały niezależnie, ale w sposób koncepcyjny. Kiedy pracowałem nad tekstem wiedziałem, o czym chcę pisać i jakie emocje chcę poruszyć. Z muzyką również nie było problemu. Pomysły Szymona, Rafała czy Łukasza dość szybko aranżowaliśmy na potrzeby albumu. Aby zapewnić pewną ciągłość historii wpadłem na pomysł, aby połączyć kolejne kawałki krótkimi epizodami/pomostami w formie melorecytacji. To był trochę ryzykowny zabieg, ale akurat eksperymentów to my się nie baliśmy nigdy. W sumie dobrze wyszło i skleiło pewne wątki, których z oczywistych względów nie mogłem rozwinąć. Jakby nie patrzeć, to wiele z tych myśli zawiesiłem w powietrzu, ale nie do mnie należy interpretacja podsuniętych skojarzeń. Mogę jedynie dodać, że sama opowieść i wizja koncept albumu mocno wpisała się w moment millenium i złowieszczy pomruk przełomu wieków, co dodatkowo zainspirowało nas wszystkich zagadkowym proroctwem i nadchodzącą tajemnicą. WP Kto wybrał studio Jacka Gawłowskiego? Jacek Gawłowski na wcześniejszym albumie Centurie miksował nasz materiał i byliśmy bardzo zadowoleni z efektów. Tak więc chcieliśmy pójść krok dalej i powierzyć mu również pieczę nad nagraniami. Dla Jacka stanowiło to spore wyzwanie, ponieważ nie nagrywał wcześniej kapel z tego nurtu i zastanawiał się jak ugryźć tego typu klimaty. Osobiście myślę, że to była ta brakująca „przyprawa”, której brakowało nam do smaku, ponieważ otwarte podejście Gawłowskiego doprawiło całość czymś „ekstra”. WP Jak wyglądały sesje w studiu? ⸜ Wersja angielska w wariancie limitowanym Z mojej perspektywy sesja wymagała podwójnego wysiłku, gdyż nagrywałem wokale do całej sesji również w języku angielskim. Metal Mind (wydawca zespołu – red.) naciskał, aby również nagrać taką wersję, choć ja nie podzielałem tej opinii. Osobiście uważam, że z uwagi na język i przenośnie, których używam to było zbyt karkołomne zadanie. Może, gdybym wiedział z wyprzedzeniem, że są takie plany, nastawiłbym się inaczej do tego pomysłu. WP Uczestniczyłeś przy miksie i masteringu? Większość czasu poświęcaliśmy na dopracowanie materiału, a niektóre fragmenty powstały wręcz przed samą sesją, w mieszkaniu, w którym koczowaliśmy. Ale mnie to kręciło i chłopaków zapewne także. Pamiętam, że wykorzystałem mój cały urlop na pobyt w Warszawie, żeby pogodzić nagrania z pracą, ale to było tak intensywne doznanie, że jedyne, co czułem to adrenalina i pozytywne wibracje. Co do miksu, to wydaje mi się, że nie było takiej potrzeby, żebyśmy wszyscy siedzieli Jackowi na głowie. Mieliśmy do niego bardzo duże zaufanie i to się opłaciło. WP Czego dźwiękowo od tej płyty oczekiwaliście? - Udało się? |
W innym miejscu, w Iris, przenieśliśmy zachowane na dyskach fragmenty archiwalnych nagrań, z kompozycji Radka Kamińskiego, aby chociaż w tak symboliczny sposób, pozostał po nim ślad na tej płycie. To się udało i wiem, że dzięki temu zachowaliśmy nić, która łączy nasze światy. Ja osobiście staram się zawsze pamiętać, o tych których już z nami nie ma. Dlatego trudno, abym nie wspomniał również o Mikołaju, który odszedł od nas kilka miesięcy temu. Na pewno zbyt wcześnie i zupełnie niespodziewanie. Myślę, że Mikołaj jako muzyk Abraxas wniósł do zespołu pewność i jakość za bębnami oraz profesjonalne podejście do swojego instrumentu, który traktował z pietyzmem, a czasami wręcz namaszczeniem. Ceniłem jego charyzmę i poczucie humoru, inteligencję i bogatą wyobraźnię. Na szczęście pozostawił po sobie nagrania, a muzyki nigdy nie oszukasz. ⸜ Wersja angielska miała zmienioną kolorystykę okładki i samego krążka WP Jak to było z okładką? WP Jak zapamiętałeś ten czas? Poza tym w trakcie sesji były też zabawne momenty, które zawsze wspominam z uśmiechem. Kiedyś po całym dniu pracy w studio podjechaliśmy z Łukaszem Święchem na stację benzynową, aby zakupić coś mocniejszego na nocne rozmowy. A za nami w kolejce nie kto inny tylko ś.p. Zbyszek Wodecki w miłym towarzystwie i w dobrym nastroju. Stwierdziliśmy z Łukaszem, że tej okazji nie przepuścimy i zaczęliśmy nucić Pszczółkę Maję... - oj, się działo, hehe... A że kolejka była spora, stojący w niej ludzie też mieli niezły ubaw. Uspokajam, że wszystko odbyło się w ramach przyzwoitości i dobrego smaku. ♦ | WYDANIE OSTATNI STUDYJNY ALBUM ABRAXAS ukazał się tylko na płycie Compact Disc, ale za to w dwóch wersjach, z dodatkową wariacją – w wersji polskojęzycznej i anglojęzycznej (odpowiednio: MMP CD 0102 i MMP CD 0103). Różniły się one nie tylko językiem, ale również kolorystyką; wersja polska ma ciepłe, nasycone barwy, a angielska zielone. Ale właśnie ta ostatnia ma też wariant limitowany, płytkę włożoną do etui z otworami, limitowanego do 1000 egzemplarzy (mój ma numer 0141). We wszystkich trzech przypadkach było to jednak klasyczne wydawnictwo z aluminiowym podkładem i w pudełku typu jewelbox. Na wewnętrznej, ukrytej pod krążkiem, części okładki znajdziemy zalecenie: „Z uwagi na zastosowanie systemu poszerzającego bazę stereo płyta nie jest przeznaczona do słuchania w mono”. Materiał został zarejestrowany w należącym do Jacka Gawłowskiego studiu Q-Sound w maju 1999 roku, poza bębnami, które nagrano w studiu Sonus. Producentem został Tomasz Dziubiński, a producentem muzycznym Jacek Gawłowski. I to on jest odpowiedzialny zarówno za nagranie, miks, jak i mastering. Rozmawialiśmy o tym z Jackiem wielokrotnie i wydaje się, że to jeden z kluczy do sukcesu, to znaczy pozostawienie miksu i masteru w rękach tej samej osoby. Nigdzie nie ma o tym informacji, ale zakładam, że nagranie było cyfrowe. Dodajmy, że muzycznie pomagali na płycie Anja Ortodox, śpiewająca w utworze Spowiedź, grający na bezprogowym basie w Jezebel Krzysztof Ścierański oraz kładące wokalizy i chórki, Dorota Dzięcioł i Joanna Kalińska. ⸜ Wznowienie z 2010 roku ma nieco zmienioną poligrafię na krążku – okładka pozostała bez zmian Płyta została wznowiona tylko raz, za to na krążku z złotym podkładem – w 2011 roku (Kuźnia JK2011CD07, Gold CD). Ma ona dokładnie tę samą okładkę, a także niemal niezmienione grafiki w książeczce. Nigdzie nie znalazłem na niej informacji o nowym masterze, zakładam więc, że skorzystano z tego samego materiału, z powstał oryginał. Całość włożono do, modnego wówczas, plastikowego pudełka z zaokrąglonymi rogami, takiego samego, w którym sprzedawano płyty SACD. | ODSŁUCH SPOTKANIE Z PŁYTĄ 99 PROPONOWAŁBYM ROZPOCZĄĆ od jej samodzielnego przesłuchania, od początku do końca, bez czytania poniższych uwag. Nie chcę po prostu psuć państwu zabawy – płyta usłyszana po raz pierwszy, pod warunkiem, że lubimy takie granie, robi ogromne wrażenie. I dopiero później, po jakimś czasie można zasiąść przed systemem audio z moimi notatkami w ręku. Poprowadzę państwa krok po kroku, wskazując najważniejsze elementy kolejnych utworów, sugerując, jak powinny brzmieć – to w tym przypadku bardzo ważne – GDZIE. ⸜ PROGRAM 14.06.1999 Rozpoczynająca album mówiona sekwencja od razu pokazuje, z czym mamy do czynienia – z albumem, pod względem środków artystycznych związanych z jego produkcją, „programowym”. Całość rozpoczyna się od niewyraźnych szeptów porozkładanych w sferze wokół nas. Za chwilę odzywa się tuż przed nami, niemal na wyciągnięcie ręki, mocny, gęsty wokal Łassy, którego echo, rozbijające się o ściany „kościoła” otacza nas, dochodząc najmocniej z lewej strony, zza naszej głowy. Mocny, rockowy, motoryczny utwór kończy się długim echem, które – ponownie – dochodzi z tyłu, zza nas. CZEKAM Kolejny bridge zapowiadający utwór Jezabel, grany jest na instrumentach klawiszowych. I znowu – część dźwięków dobiega z sfery przed nami, ale ważniejsze wydają się te, które znajdują się ZA naszą głową. Przynajmniej dopóki w 1:43 nie zaczyna pikać elektrokardiogram, mający mocną reprezentację przed nami, ale nie na wprost nas, a z prawej strony. I znowu głos Łassy, tym razem skupiony w gęstej kuli przed nami… JEZEBEL Zaraz potem wchodzi mocny, niski bas bezprogowy (fretless), na którym gra (znakomicie!) Krzysztof Ścierański – to jeden z najlepiej nagranych instrumentów tego typu w polskiej fonografii. Towarzyszy mu, otaczający słuchacza, dźwięk syntezatora. Zaskakująco dobrze brzmi tu również perkusja, mająca dynamiczne wejście, ale bez nieprzyjemnej konturowości, z wyraźnymi blachami, bez ich rozjaśniania. Co ważne – doskonale czytelna jest technika gry perkusisty, doskonale słychać zmiany w sposobie uderzania w blachy. Pojawiający się dopiero w 1:59 wokal jest delikatny i przypominający bardziej głośny szept niż rockowy krzyk. SZALEŃSTWO PRZYSZŁO NOCĄ Tytuł tego łącznika jest niemal równie długi, jak on sam – trwa zaledwie 11 sekund. Ale to b>kolejny popis możliwości Jacka Gawłowskiego. Głos Łassy jest wokół nas, ale za nim jest ogromna przestrzeń, bardzo długi pogłos, naprawdę sugeruje on potężną grotę lub nawę kościelną. ⸜ Wznowienie z 2010 roku zostało wytłoczone na złotym, teoretycznie lepszym, podkładzie SPOWIEDŹ Zaraz potem wchodzą mocne, gęste, doskonale czytelne bębny, z mocno zagranymi werblami. No i ten bas – to przepiękny przykład na to, jak można grać w szybki sposób, który jest jednak czytelny i klarowny. Brzmi on nisko, jest też zwarty. Wokal został ustawiony dość daleko, ale już w 1:16 odzywa się za nami, krzycząc: „Jestem mordercą!”. ANATEMA, CZYLI MOJE OBSESJE Tym razem to nie jest łącznik, a wstęp do utworu. Oparty jest on na położonym pod spodem syntezatorze i przygrywającej na wierzchu gitarze – ustawionej daleko przed nami, a syntezator otacza miejsce odsłuchowe. Przy 1:57wokalista Abraxas zaczyna śpiewać – tym razem jego głos został przetworzony w taki sposób, że wydaje się, jakby śpiewał w niewielkim pomieszczeniu, z dość wysoko ustawionym pogłosem. Gitary, zwykle dochodzące z miejsca przed nami, tutaj zostały wydzielone do „kanałów” za naszą głową – tam się zaczynają, a ich pogłos kończy się przed nami. Dopiero solo w trzeciej minucie jest klasycznie, na osi osłuchu. To wielowątkowy utwór, bo pod koniec trzeciej minuty zostajemy tylko z wokalem, syntezatorem i cichą gitarą, by ponownie przejść w progrockowe szaleństwo. Przepiękny utwór, w którym, pod jego koniec, dochodzi żeński wokal, również otaczający słuchacza. PĘTLA MEDIALNA Pętla… rozpoczyna się od syntezatorowego niskiego dołu, do którego za chwilę dochodzi perkusja, jak z radia, a wokół nas odzywa się inny dźwięk syntezatora. 1:28 to zabawy głosami, które krążą wokół naszej głowy, z postawionym pod spodem dźwiękiem z samplera. NOEL I ponownie syntezatory wokół nas, tło dla tego, co dzieje się na osi. Gitara w klasycznym progrockowym stylu i z takim dźwiękiem, znowu syntezatory i od 1:00 wokal – wokół nas, ale bez wyraźnego „ośrodka”, rozdyfuzowany, cichy, a jednak niesamowicie klarowny. Utwór przechodzi następnie w mocne granie, nieco podobne do tego, co robią zespoły progmetalowe, by wrócić do idiomu muzyki progresywnej, z długą solówką gitary. Świetnie brzmi tu gitara basowa, która nie jest zbyt mocna, ani głęboka, ale to ona stanowi „szkielet” utworu. No i jest też wokaliza przez chwilę pojawiająca się w 3:46. ’37 Łącznik, który imituje odtworzenie starej płyty winylowej, z organami, ale w stereo. To również dźwięk w przeciwfazie, ale subtelnej. MEDALION Medalion rozpoczyna się od granego na instrumentach perkusyjnych fragmentu, pod którym położony jest syntezator. Już w 0:30 wchodzi jednak wokal, dochodzący z całej sfery przed nami, bez jednego ośrodka. No i bas, uderzający po raz pierwszy w 1;00. Kolejny raz przykład tego, jak ten instrument może brzmieć na wysokiej klasy sprzęcie. IRIS rozpoczyna się od mocnego basu i perkusji, ale przede wszystkim od porozkładanych w rożnych planach przed nami i z boków, dźwięków syntezatora. Razem z gitarami i perkusją bas tworzy progresywny, rwący do przodu rytm, który w 1:53 zmienia się w marsz z wokalem w roli głównej. Obrazowanie jest tutaj niesamowite, bo mamy daleki plan z przodu syntezatora, otaczający nas wokal, który swoje centrum grawitacyjne ma jednak przed nami, a potem gitara, która otacza nas z lewej strony. OCZYSZCZENIE Organy to podstawowe brzmienie w arsenale progrockowych keayboardzistów. Tak też rozpoczyna się utwór Oczyszczenie. Pod koniec pierwszej minuty wchodzi cały zespół, wraz z wokalem – to szept, ale wyraźny i klarowny, który wydaje się formować tuż przed nami. Ponownie mamy wokalizę, która dochodzi z lewej strony, ale daleko za wokalem. No i, znowu, bas – mocny, skupiony, ale pięknie miękki. Całość otoczona jest przez dźwięki syntezatora, które dochodzą z sfery wokół nas. MOJE MANTRY To utwór, który rozpoczyna się niemal w mono – mocną gitarą i perkusją z basem przed nami, dość daleko. Jest on hołdem dla progrockowej gitary, z przepięknym, długim solo. Dopiero za chwilę dołącza do nich elektryczny fortepian, który delikatnie rozbrzmiewa wokół nas. Otaczani jesteśmy także wokalizą, a potem chórkami. W 1:57 znowu wchodzi głos, ale daleko z prawej strony zza naszej głowy, deklamujący „Jakie życie, taka śmierć”. | Podsumowanie 99 grupy Abraxas to płyta, której należy słuchać w całości, od początku do końca. Ma ona myśl przewodnią, jest też muzycznie połączona za pomocą krótkich instrumentalnych wstawek. To, jak się wydaje, jedna z najlepszych polskich płyt należących do nurtu rocka progresywnego, a w szerszym planie po prostu jedna z lepszych polskich płyt. Jej wymiar soniczny jest jak z kosmosu – to piękne barwy, świetne plany i klarowność. No i ta stereofonia! Siedząc pośrodku, między kolumnami, dosłownie przenosimy się do innego wymiaru. ⸜ System odsłuchowy „High Fidelity” Ciekawe, ale wydana na złocie wersja z 2000 roku jest nieco gorsza niż oryginał. Dźwięk ma mniejszą rozdzielczość i lekko zgaszoną dynamikę, przez co wszystko jest nieco cieplejsze i mniej klarowne. Ciekawe, czy to zmiany wprowadzone na etapie masterowania i nacinania szklanej matrycy w wytwórni, czy efekt upływającego czasu i wielokrotnych kopii materiału cyfrowego. Dlatego też, jeśli chcecie państwo usłyszeć to, co ja, poszukajcie pierwszego wydania na klasycznej płycie CD. ■ • Prog Rock – Progresywny tuzin, MAGAZYNPERKUSISTA.pl 30.07.2018; dostęp: 22.12.2020 ⌈ SERIA „OTO PŁYTA…” |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity