Wzmacniacz zintegrowany Kondo
Producent: AUDIO NOTE Co., LTD. |
nGaku po japońsku to, w przybliżeniu, „duch muzyki”. Jak wieść niesie, nazwę tę wymyślił pan Masahiro Shibazaki, szefujący obecnie firmie Sibatech (za: Jonathan Scull, Hiroyasu Kondo: Audio Notes, „Stereophile” marzec 1997, czytaj TUTAJ [dostęp: 13.01.2017]). OnGaku japońskiej firmy Audio Note-Kondo (istnieje także firma Audio Note UK, więc dla przejrzystości będę pisał ‘Kondo’), wzmacniacz zintegrowany, lampowy, pracujący w układzie SET (Singe-Ended Triode), jest chyba najbardziej rozpoznawalną ikoną świata audio z najwyższej półki. Rozpoznawalną głównie przez nas, audiofilów, ale trzeba obiektywnie powiedzieć, że jest czymś w rodzaju ideału znanego osobiście wprawdzie niewielu, ale o którym chyba wszyscy – wciąż mówię o branży audio – słyszeli. Jak na firmę, która przez większość czasu zatrudniała zaledwie kilka (!) osób, w tym tylko dwóch z nich montowało urządzenia, jest to niesamowity wyczyn. Prototyp wzmacniacza o którym mowa powstał w 1988 roku na zamówienie multimilionera jako wyposażenie jego jachtu (!). Publicznie zaprezentowany został w roku 1989 i od razu stał się klasykiem. Była to jedna z niewielu, od kilkudziesięciu lat jedna z pierwszych, od czasów wzmacniaczy z lat 30. i 40. XX wieku przeznaczonych do kin, konstrukcja, w której użyto triod mocy w układzie single-ended, tj. z pojedynczą lampą pracującą w klasie A. Przypomnę, że wzmacniacze lampowe były wówczas wciąż traktowane podejrzliwie, a jeśli już występowały, to miały budowę push-pull i wysoką moc. Pan Hiroyasu Kondo, twórca firmy noszącej jego nazwisko, założenia, którymi się kierował, wyłożył w artykule opublikowanym w magazynie „Sound Practices”, wydaniu z 1992 roku (Issue 2, Fall; jego elektroniczną wersję znajdziemy na łamach portalu enjoythemusic.com [dostęp: 13.01.2017]). Do zadania wybrał lampy 211, triody mocy o płaskiej charakterystyce wzmocnienia i zasilaniu 1000 V, po jednej na kanał. Układ, w którym pracowały miał być możliwie najprostszy i bez sprzężenia zwrotnego. Był to sposób na to, aby otrzymać dźwięk, o który mu chodziło. Rozważając ideę „dobrego dźwięku” pan Kondo-san pisał: Co to znaczy „dobry dźwięk”? Można go interpretować na różne sposoby. Mimo to dobry dźwięku musi oznaczać „naturalny dźwięk”. Znaczenie „naturalnego dźwięku” zależy od interpretacji tego słowa. Do dyspozycji mamy różne opcje, np. taką: „naturalny” znaczy dźwięk „bez mechanicznego brzmienia”, albo inaczej: dźwięk „taki, jak na żywo”. Wszyscy słuchacze chyba się zgodzą, że w naturalnym dźwięku nie może się pojawić element mechaniki. Mechaniczne brzmienie będzie paraliżowało zmysły słuchacza podczas długich sesji odsłuchowych. Tym, dla których to, o czym pisał pan Kondo jest normalne, przypomnę, że w czasie, w którym powstawał OnGaku była to herezja szczególna, bo sprzeciwiająca się idei postępu, ewolucji urządzeń mechanicznych. Był to bowiem powrót do idei o których współcześnie uczy się na wydziałach elektroniki w kontekście historycznym podkreślając, że od tamtego czasu udało się zmniejszyć zniekształcenia do tego stopnia, że są niesłyszalne. A tak przecież nie jest. SINGLE-ENDED TRIODE Pierwsze wzmacniacze SET powstały w połowie lat 30. XX wieku w USA w wyniku popularyzacji filmów z dźwiękiem. Przyjmuje się, że pionierem była firma Western Electric. Jej najbardziej znanym wzmacniaczem jest, zastosowany w kinowym systemie Mirrophonic, model WE 91A. Bazował on na wynalezionej w 1936 roku bezpośrednio żarzonej triodzie 300A, która dwa lata później została zastąpiona przez model 300B. Moc wyjściowa tej lampy wynosiła 8 W. W latach 60. japońscy melomani, którzy mieli obsesję na punkcie urządzeń Western Electric, kupili większość wzmacniaczy tej firmy, w tym 91A i 91B, wycofywanych z amerykańskich kin. Doświadczenia te doprowadziły w roku 1970 do publikacji przez Nobu Shishido, eksperymentatora i elektronika, pierwszego schematu wzmacniacza SET z bezpośrednio żarzonymi lampami, wzmacniacza 2A3 „Loftin-White”. Wraz z nim za „ojca” odrodzenia można uznać dr. Isamu Asano, który w magazynie „MJ Audio Technology” opublikował wiele artykułów popularyzujących idee Western Electric. Jednak wzmacniaczem, który jest bezpośrednio odpowiedzialny za eksplozję popularności SET-ów i przeniesienie ich popularności z rynku japońskiego na zachód Europy, jest Kondo OnGaku. Wzmacniacz ów został wypromowany przez totalnie i absolutnie zauroczonego jego dźwiękiem Petera Qvortrupa (obecnie Audio Note UK). Świat audio już nigdy nie miał być taki sam, jak wcześniej. na podstawie: Dick Olsher, Introduction and Historical Overview w: The Absolute Sound’s Illustrated History of High-End Audio. Volume Two: Electronics, red. Robert Harley, Austin 2016, s. 257-258 ONGAKU Wzmacniacz OnGaku produkowany jest od 1989 roku bez większych zmian. Jego konstruktorem był pan Kondo. Wersja, którą otrzymaliśmy do testu jest w równym stopniu dziełem obecnego szefa firmy, pana Masaki Ashizawy (więcej TUTAJ), który jest obecnie odpowiedzialny za brzmienie wszystkich produktów tej firmy. Traktuje on tę integrę jako spuściznę po swoim wielkim poprzedniku – to jedyne urządzenie w ofercie Kondo, które pozostało z wcześniejszych lat i którego nie jest projektantem; zarówno Kagura jak i Souga wyszły już spod jego ręki. Obok dbałości o dziedzictwo pan Ashizawa-san stara się jednak poprawić to, co się da poprawić, nie jest tylko „strażnikiem”, jest współtwórcą. Jak mówił portalowi StereoTimes.com [dostęp: 16.01.2017], „podstawowy projekt się nie zmienił, ale z generacji na generację poprawia się to i owo, dlatego najnowsza wersja OnGaku brzmi lepiej niż pierwsza”. O tym, jak nietypowa dla japońskiej kultury była zmiana szefa i projektanta mówił on w wywiadzie dla portalu hifistatement.net: [Zostałem] dyrektorem generalnym Audio Note Japan na dwa lata przed tym, jak Kondo San od nas odszedł. Kondo San był poważnie chory i przekazał mi kierowanie firmą dwa lata przed swoją śmiercią. W Japonii to bardzo rzadko spotykana sytuacja – przekazanie własnej firmy komuś obcemu, szczególnie jeśli ma się syna. Jak by nie było, Kondo San pozostał duchowym przewodnikiem, był moim nauczycielem. Z tego powodu będziemy go mieli w naszych sercach. I tylko jeśli chodzi o jakość wykonania będziemy się starali coś poprawić. Unowocześnieniu uległ więc wygląd przedniej ścianki, zmieniono zaciski głośnikowe, miejsce zmieniły wejścia liniowe, które w pierwszych egzemplarzach umieszczane zostały były na górnej ściance, z przodu. Ważną zmianą było „uzgodnienie” materiałowe ścieżki sygnału, poprzez zastosowanie wykonywanych na zamówienie gniazd RCA z mosiądzu pokrywanego srebrem i rodem. Od 2007 roku sygnał płynie też przez oporniki, których zakończenia wykonane są z czystego srebra. Od samego początku jedyny w torze kondensator sprzęgający E-Caps ze srebrnymi okładzinami i przekładzinami z Mylaru wykonywany był samodzielnie w Kondo. Pomiędzy poszczególnymi sekcjami sygnał przesyłany jest srebrnymi interkonektami. Po wzmocnieniu trafia on do transformatora ze srebrnym drutem nawojowym i na końcu wychodzi zaciskami głośnikowymi ze srebrzonej miedzi. Drut nawojowy poddawany jest starzeniu, przez co tworzy się w nim uporządkowana struktura krystaliczna. Drut ten jest ciągniony przez zaprojektowane przez Hiroyasu Kondo diamentowe oko. I to właśnie transformatory wyjściowe „ustawiają” dźwięk tego wzmacniacza i to one są najdroższym jego elementem. Tym bardziej, że sposób ich wykonania jest tajemnicą, o której konstruktorzy nie chcą mówić – jak i w jaki sposób jest on nawinięty. To tajemnica zawodowa podobna do tych, jakie rzemieślnicy przekazują swoim następcom, ale nigdy komuś spoza zaufanego kręgu. Jarek Waszczyszyn (Ancient Audio), który do swojego wzmacniacza Silver Grand Mono również samodzielnie nawija srebrne trafa wyjściowe mówi, że jest to wyjątkowo czasochłonne zajęcie i nawinięcie jednego transformatora trwa nie mniej niż miesiąc. Dodajmy więc do siebie koszty materiałów, wykonanie i będziemy bliżej odpowiedzi na pytanie, dlaczego OnGaku tyle kosztuje. To jednak wciąż będzie tylko połowiczna odpowiedź. Żeby mieć pełny obraz trzeba zrozumieć, że to wzmacniacz traktowany przez swoich twórców jako dzieło sztuki. Zarówno pan Kondo, jak i pan Ashizawa to twórcy, artyści, dla których dzieło sztuki, wychodzące spod ich rąk jest warte właśnie tyle. Kiedy OnGaku pojawił się w sprzedaży był najdroższym produkowanym wzmacniaczem na świecie, kosztując 30 000 funtów. Niemal trzydzieści lat później wciąż jest jednym z najdroższych urządzeń tego typu. Nie mogłem się więc oprzeć, musiałem go posłuchać. Chociażby po to, aby zobaczyć, gdzie w tej chwili z dźwiękiem jesteśmy. Jest to konstrukcja w pełni lampowa, z całym układem wzmacniającym pracującym w klasie A. Schemat elektryczny jest niezwykle prosty, a jakość dźwięku wynika z zastosowanych elementów oraz wspomnianych wcześniej, dopracowanych z japońską skłonnością do perfekcji, transformatorów wyjściowych. Co tylko dowodzi, że wzmacniacze lampowe powinny być właściwie nazywane „lampowo-transformatorowymi”. Sam Kondo-san uważał transformator za coś bardzo złego w torze dźwiękowym i może dlatego postanowił opracować go w ten sposób aby stał się on „sercem” urządzenia. Na wyjściu wzmacniacza pracują lampy 211, pozwalające osiągnąć 27 W mocy wyjściowej na kanał. Pierwotnie stosowane tam były NOS-y (New Old Stock) GE-VT-4-C. Testowany egzemplarz dostarczony został z lampami NOS z 1941 roku General Electric, przeznaczonych dla amerykańskiej armii – pracowały one w radiostacjach jako lampy transmisyjne. Dostępne są obecnie w niewielkich ilościach i kosztują od 3000 dolarów za parę wzwyż. Kiedy wzmacniacz wychodzi z fabryki, wyposażany jest jednak w lampy z bieżącej produkcji z Chin. Na wejściu znajdziemy po dwie podwójne triody na kanał. W pierwszym stopniu znajdziemy lampę 2AY7/6072, podwójną triodę w układzie SRPP (series regulated push-pull). W testowanej wersji są to lampy General Electric GL-6072. W drugim stopniu zastosowano z kolei lampy 5687 sprzęgnięte bez kondensatora. W zasilaczu mamy cztery lampy GZ34, tutaj firmy Valvo, tworzące mostek pełnookresowy dla każdej z lamp 211. OnGaku był jednym z pierwszych urządzeń, a na pewno najsłynniejszym, w którym odwrócono proporcje – wzmacniacz ma wąską ściankę przednią (28 cm), ale jest z kolei bardzo głęboki (60 cm, wraz z gałkami i zaciskami). Postarano się, aby ścieżka sygnału biegła w nim jak najkrótszymi odcinkami, dlatego gniazda wejściowe umieszczono z boku, na przedniej ściance sekcji, którą umownie możemy nazwać przedwzmacniaczem. Pod metalową blachą znalazły się lampy wejściowe, przełącznik wejść oraz przepiękny, wykonywany na zamówienie przełącznik skokowy regulujący siłę dźwięku (tłumik). Za nim widać lampy mocy, za którymi znajdują się dwa, ekranowane transformatory głośnikowe, a jeszcze dalej transformator zasilający i lampy prostownicze. Górna ścianka, z której wystają lampy i puszki transformatorów, wykonana została z grubej miedzi – to jedna z rzeczy która już zawsze będzie mi się kojarzyła z Kondo. Z miedzi, tyle że lakierowanej, wykonane są również boczne ścianki. Aluminiowe są z kolei – front oraz spód. Całość stoi na sześciu nóżkach. Wzmacniacz ma cztery wejścia liniowe i osobne wejście magnetofonowe wraz z wyjściem do nagrywania. Jedno z wejść liniowych oznaczone jest jako „Direct”. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że jest ono przeznaczone do systemów kina domowego i że najpewniej omija tłumik i przedwzmacniacz – wzmacniacz pracuje wówczas jako końcówka mocy. Kondo to jednak firma stereofoniczna w duchu i w ciele, dlatego o czymś takim nie mogło być mowy. „Direct” oznacza w tym przypadku to, że sygnał z tego wejścia nie przechodzi przez przełącznik wejść – jest ono podłączone za selektorem. Więcej detali technicznych znajdą państwo w części dotyczącej budowy. Wzmacniacz wygląda obłędnie, mimo że od jego powstania upłynęło niemal 30 lat. Muszę przyznać, że kiedy stanął na stoliku Finite Elemente Pagode Edition wydał mi się mniejszy niż go zapamiętałem. Nie, żeby był mały – mierzy 60 cm – ale jego legenda i emocje związane z pierwszym odsłuchem lata temu musiały wywrzeć na mnie tak duże wrażenie, że „urósł” w mojej głowie do niewiarygodnych rozmiarów. W rzeczywistości OnGaku ma wspaniałą bryłę, jest zwarty, „gęsty” i budzi zaufanie. Wzmacniacz testowany był w systemie referencyjnym „High Fidelity”, a następnie w systemie Janusza, wraz z członkami Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. W systemie „High Fidelity” zmiany dotyczyły jedynie okablowania. Wzmacniacz zasilany był kablem sieciowym Acrolink Mexcel 7N-PC9500 (takie same kable stosowane są w studiach JVC, w których powstają reedycje płyt XRCD24, K2 HD i płyty Esoterica). Zagrał też z dwoma systemami interkonekt/kabel głośnikowy: Crystal Cable Absolute Dream oraz Siltech Triple Crown. W obydwu przypadkach przewodnikiem jest srebro (w Crystal Cable z dodatkiem złota). Płyty użyte w odsłuchu (wybór)
|
Vladimir Shushurin, znany światu audio jako Vladimir Lamm, szef Lamm Industries, mówił kiedyś w wywiadzie dla rosyjskiego „Audio Magazine”: Z mojego punktu widzenia recenzja byłaby idealna wtedy, kiedy słuchacz lub dziennikarz nie miałby niczego do powiedzenia. Co oczywiste, taka recenzja nie mogłaby być opublikowana, ponieważ recenzent musi zarobić na chleb, a czytelnicy muszą mieć przecież rozrywkę. Ale idealne podsumowanie powinno brzmieć: „na temat tego produktu nie mam nic do powiedzenia”. Nie sposób się z tym nie zgodzić. Wciąż trzeba jednak pamiętać, że to postulat dotyczący absolutu, pewnej idei, która nigdy i nigdzie nie zostanie zrealizowana. System audio zawsze będzie bowiem ograniczony prawami fizyki, techniką charakterystyczną dla danych czasów, a także osobą konstruktora(ów). No i, co oczywiste, nagraniami. Sam pan Kondo uważał, że przy pomocy urządzeń audio nie jest możliwe przeniesienie do domu wydarzenia na żywo w perfekcyjnie dokładny sposób 1:1. Nawet z jego produktami (więcej TUTAJ [dostęp: 16.01.2017]). Ale też choć co nieco na temat OnGaku powiem – ostatecznie (1) z czegoś muszę żyć i (2) nie jest to urządzenie perfekcyjne – na temat tego wzmacniacza mam niewiele do powiedzenia. Przede wszystkim to, że to najlepszy wzmacniacz, jaki u siebie w domu słyszałem i najlepszy – a przynajmniej jeden z kilku najlepszych – dźwięk, jaki słyszałem w ogóle. Rozróżnienie między produktem (wzmacniaczem) i dźwiękiem (systemem) jest istotne. O tym pierwszym mogę mówić bez żadnych obwarowań, znając dźwięk wielu wyjątkowych urządzeń grających w moim systemie. Z kolei o dźwięku mogę mówić wyłącznie ogólnie, bez przywoływania konkretnych modeli. Chodzi o to, że słuchając wzmacniaczy w nieznanych mi systemach, często w warunkach wystawowych, nie jestem w stanie powiedzieć, co składa się na ostateczny efekt i co można by uzyskać w kontrolowanych warunkach. Ale do rzeczy – ponieważ nigdy wcześniej czegoś takiego u siebie nie słyszałem, musiałem poświęcić dłuższy czas na przemyślenie tego, co słyszałem, nawet więcej niż na same odsłuchy. Nie był to czas stracony – myślę, że udało mi się uchwycić najważniejsze elementy składowe tego brzmienia i postaram się powiedzieć o tym, w czym jest ono podobne do wydarzenia na żywo i czym od niego się różni, a także gdzie sytuuje się ono na tle innych topowych wzmacniaczy. Dźwięk OnGaku jest doskonale zrównoważony – tonalnie, pod względem dynamiki i stosunku selektywności do rozdzielczości. Nie znalazłem niczego, co można by uznać za „brak” lub „nadmiar”. Mówi to wiele o wzmacniaczu, ale i o mnie – najwyraźniej muszę jeszcze się sporo nauczyć. Co powiedziawszy z czystym sumieniem mogę dodać, że w jego paśmie przenoszenia wyraźnie słychać obniżenie wysokiej góry i niskiego dołu. Szczególnie mocno będzie to słychać wtedy, kiedy postawimy obok niego np. Ancient Audio Sliver Grand Mono (SET, 2 x 300B na kanał, 16 W) i Naim Statement (tranzystor push-pull, 746 W/8 Ω). Paradoks? Tylko jeśli analizujemy dźwięk po kolei, ustalając poszczególne cechy – wtedy daje się zauważyć mniejsza energia przekazywana przez OnGaku na skrajach pasma. Kiedy jednak słuchamy muzyki, tj. odbieramy dźwięk w całości, odbieramy go jako perfekcyjnie szeroki, w którym niczego nie brakuje. W takim porównaniu nawet mój system, z ultraprecyzyjnym, doskonale kontrolującym głośniki wzmacniaczem mocy Soulution 710 wydaje się „wąski” w paśmie przenoszenia. To fenomen, który mogę zinterpretować tylko jako większą ilość informacji, jaka podaje OnGaku. Dochodzi do tego i łączy się z tym wybitne różnicowanie. Jakość odtwarzanych niskich dźwięków jest niesamowita, szczególnie jeśli chodzi o ich czytelność. Musi być w tym przekazie absolutna zgodność fazowa, żeby tak dobrze ukazać harmoniczne dźwięków podstawowych i scalić je wszystkie razem – a właśnie harmoniczne budują tutaj poczucie, że bas jest głęboki i mocny. Nigdy jeszcze nie słyszałem ze wzmacniacza lampowego, bez względu na cenę, tak dokładnie ukazanych instrumentów elektronicznych! A akustyczne, np. kontrabas, były w swojej bryle, głębokości, barwie niezwykle podobne do tego, co znam ze spotkań z tym instrumentem na żywo. Jasno dzięki temu widać, że ilość i jakość basu odtwarzana w domowych warunkach w głównej mierze zależy od jego czystości i perfekcyjnemu oddaniu wyższych harmonicznych, a nie od realnego „zejścia”. Bardzo podobnie rzecz ma się z wysokimi tonami. Są one nieco słodkie i „złote”, nie wydają się też odpowiednio „metaliczne” (z naciskiem na „żelazo”). Różnicowanie wzmacniacza prowadzi jednak słuchacza do czegoś innego niż zakrywanie problemów nagrań. OnGaku zagrał wszystkie, dokładnie wszystkie płyty, z jakimi go zapoznałem w sposób dystyngowany i godny, nie zniżając się do szkalowania którejkolwiek z nich. Różnice między doskonałą, niebywałą – odsłuch na OkGaku to potwierdził – płytą Go Right Andrzej Kurylewicz Quintet w wersji Remaster 2016, a płytą Drony duetu braci Waglewskich, która wyszła z tego samego studia masteringowego, były powalające. Obydwie płyty w ramach swoich estetyk i założeń zagrały przepięknie. Doskonale słychać było jednak to, że dźwięk płyty z elektroniką jest o wiele bardziej „mechaniczny”, „plastikowy”, żeby użyć określeń pana Kondo. Mechaniczność polegała na mniejszej ilości informacji. Jeślibym miał ująć to wszystko, co napisałem w jednym określeniu, które tłumaczy ten dźwięk na najbardziej ogólnym poziomie, byłby to „transfer energii”. OnGaku potrafi przekazać energię dźwięków uchwyconych przez mikrofony, a także tej wygenerowanej elektronicznie, w sposób, z jakim się jeszcze nie spotkałem. To granie pozbawione „granic”. Słuchamy muzyki bez poczucia, że są jakieś ograniczenia w dynamice, w rozciągnięciu pasma, w budowie sceny dźwiękowej. W każdym z tych elementów wzmacniacz pana Kondo ma oczywiście lepsze i słabsze strony, ale tego nie słychać, jest to obszar, do którego musimy chcieć dotrzeć, odsuwając na bok to, co jest najbardziej oczywiste, tj. przestrzeń związaną z muzyką. Uważam, że kluczem do zrozumienia fenomenu tego wzmacniacza jest właśnie to. Energia zapisu (i nie ma znaczenia, czy to zapis analogowy, czy cyfrowy) jest tu przekładana w sposób, który nie uwalnia w nas demonów audiofilizmu. Pięknie to słychać chociażby przy scenie dźwiękowej. Jest ona niepodzielna i odbiera się ją inaczej niż zwykle. Nie mamy wyznaczonych planów, nie ma wyraźnych granic między bryłą instrumentu, a jej otoczeniem akustycznym. A mimo to bezbłędnie „czujemy”, gdzie dany instrument się znajduje i „czytamy” posunięcia realizatora. To perspektywa niezwykle zbliżona do naturalnego sposobu odsłuchu w sali koncertowej. Jest tu wszystko, co cenimy, czyli skupienie, budowanie brył itd., ale nie mamy świadomości tego, że to jest „robione”. Energia ta nie jest równoznaczna z dynamiką, z tzw. „uderzeniem”, aktywnością. Pod tym względem obydwa przywołane wyżej wzmacniacze wydają się mocniejsze. W OnGaku możemy to modyfikować doborem lamp, okablowaniem itp., ale nie będzie to ekwiwalent realnej dynamiki. Kondo nigdy jej nie zakrywa, nie spowalnia przekazu, jest doskonale rytmiczny. Po prostu nie „ciągnie” ataku tak aktywnie, tak szybko. Przy czym warto pamiętać, że i Ancient, i Naim – każdy na swój sposób – są pod tym względem urządzeniami wybitnymi, to światowa czołówka. Podsumowanie Jak widać, nie udało mi się objąć brzmienia OnGaku jednym, krótkim spojrzeniem. Najwyraźniej czeka mnie jeszcze długa droga do mistrzostwa w przekładaniu dźwięku na obrazy – obrazy tworzone przez słowa. Wzmacniacz gra bowiem tak, że rzeczywiście niewiele można o jego dźwięku powiedzieć, poza tym, że jest piękny. I może właśnie tak powinien ten test brzmieć: „Kondo OnGaku brzmi pięknie” – i byłaby to cała prawda. Jesteśmy jednak ludźmi i do tego, aby coś to dla nas znaczyło jeszcze długa droga. Ale też dzięki takim wzmacniaczom, jak OnGaku cel jest o niebo bliżej niż gdyby go nie było. HIROYASU KONDO-san (1941-2006) Hiroyasu Kondo urodził się w 1941 roku jako drugie dziecko. Jego ojciec był kapłanem w buddyjskiej świątyni i wywarł on na pana Hiroyasu ogromny wpływ. Był on rozpoznawalną postacią w kręgach związanych z buddyzmem, ale znany był też z tego, że wiele rzeczy konstruował samodzielnie. Najwcześniejsze wspomnienia konstruktora OnGaku wiążą się ze śpiewem ojca i innych mnichów – głębokiego, z głębi ciała (więcej TUTAJ).Drugim wydarzeniem, które go – jak mówił – ukształtowało, był koncert w 1956 roku na którym usłyszał Symfonię nr 9 e-moll (Z Nowego Świata), Op. 95, B. 178 Antoniego Dwořáka pod dyrekcją Toscaniniego – miał wówczas 16 lat. Okres ten zawsze uważał za „złotą erę” nagrań i do końca wierny był muzyce klasycznej. Wspomnijmy, że przez wiele lat pan Kondo pracował w studiach CBS/Sony, gdzie zaczynał jako realizator nagrań, a później projektował i udoskonalał urządzenia służące do rejestracji dźwięku. W 1976 roku odszedł po to, aby założyć własną firmę, w której mógłby realizować pomysły na „dźwięk absolutny” – Audio Note-Kondo. Pierwszym jego produktem był wzmacniacz lampowy typu push-pull, pracujący z triodami 211. W 1989 roku zaprezentował wzmacniacz, który już zawsze go określał, pomimo że spod jego ręki wyszło wiele innych, wspaniałych urządzeń – wzmacniacz zintegrowany OnGaku. Zastosował w nim wszystkie pomysły, które potem były tylko dopracowywane. Jednym z jego podstawowych wyborów było postawienie na srebro, jako na najlepszy przewodnik. Srebrem nawijał więc transformatory wyjściowe, srebra używał do okablowania urządzeń i całego systemu i produkował kondensatory ze srebrnymi okładzinami. Znany był także jako „silver smith”. Drugim wyborem była konstrukcja typu SET. Kondo-san zmarł 8 stycznia 2006 roku, w czasie, kiedy odwiedzał wystawę Consumer Electronics Show w Las Vegas. Obecnie firmą zarządza pan Masaki Ashizawa. OnGaku jest wzmacniaczem zintegrowanym, transformatorowym, bazującym na lampach. Wszystkie jego stopnie pracują w klasie A, a sekcja wyjściowa ma budowę single-ended, z pojedynczą triodą 211 na kanał. Urządzenie zbudowane jest z aluminiowych i miedzianych blach – w Kondo uważają, że wybór tych materiałów, podobnie jak zastosowanie w wybranych miejscach mosiężnych i aluminiowych śrub, ma duży wpływ na dźwięk. Powiedzmy też, że gruba miedziana płyta górna wygląda znakomicie. Przednia ścianka wykonana została z aluminium i mamy na niej pięć gałek oraz czerwoną diodę. Dwie większe gałki służą do zmiany wejść i regulacji siły głosu, a mniejszymi wybierzemy między głównymi wejściami i wejściem magnetofonowym, włączymy/wyłączymy urządzenie oraz zmienimy balans między kanałami. Tłumik znalazł się na wejściu przedwzmacniacza, to przełącznik z opornikami, zamkniętymi w ekranującej je puszce. Wzmacniacz oferuje cztery wejścia liniowe i wejście dla magnetofonu. Jedno z wejść liniowych opisane jest jako „Direct” i omija ono selektor wejść, jest więc w założeniu najlepsze. Patrząc na schemat wzmacniacza zobaczymy, że równie krótką ścieżkę ma wejście magnetofonowe – wejście „Direct” omija wprawdzie selektor wejść, ale ma przed sobą selektor „Souce/Tape”. W całym układzie znalazły się trzy lampy sygnałowe i cztery prostownicze. Użyto w nim tylko jednego kondensatora sprzęgającego – między buforem po przedwzmacniaczu i przed lampą sterującą końcówką. Użyty tam kondensator ma srebrne okładziny i jest wykonywany samodzielnie w Kondo. Na wejściu zastosowano podwójną triodę 2AY7/6072, której dwie części pracują w układzie SRPP (series regulated push-pull). W testowanej wersji zastosowano lampy General Electric GL-6072. W drugim stopniu i w sterowaniu lampą mocy zastosowano podwójne triody 5687. Na wyjściu mamy lampy 211 (GE-VT-4-C). Zasilacz ma dwie osobne sekcje – lampową i półprzewodnikową. Ta pierwsza bazuje na czterech lampach 5AR4, tutaj GZ34 firmy Valvo, ale standardowo firma stosuje lampy firmy JJ Electronics. Każda z tych lamp jest półokresowym prostownikiem, jednak tutaj ich diody połączono równolegle i użyto je jak zwykłe diody w mostku. Współpracuje on z dławikiem i pięcioma, widocznymi na zewnątrz, kondensatorami z logo Kondo. Zasilacz ten dostarcza napięcie anodowe dla lamp mocy, a także dla anody pierwszej połówki lampy 5687. Jej druga połówka oraz obydwie części 6072 zasilane są z zasilacza półprzewodnikowego. Okablowanie wewnętrzne z sezonowanego srebra produkuje Kondo, podobnie jak oporniki ze srebrnymi wyprowadzeniami. W najnowszej wersji srebrzone są też gniazda wejściowe i gniazda głośnikowe. Urządzenie wygląda przepięknie. Dane techniczne (wg producenta) Moc wyjściowa: 27 W + 27 W/1 kHz, 5% THD Dystrybucja w Polsce ul. Sędziowska 2 | Warszawa konsultant@szemis.pl szemis.pl |
SYSTEM A ŻRÓDŁA ANALOGOWE - Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version] - Wkładki: Miyajima Laboratory MADAKE, test TUTAJ, Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ - Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ ŻRÓDŁA CYFROWE - Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ WZMACNIACZE - Przedwzmacniacz liniowy: Ayon Audio Spheris III Linestage, recenzja TUTAJ - Wzmacniacz mocy: Soulution 710 - Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ AUDIO KOMPUTEROWE - Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-901 - Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ - Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ - Router: Liksys WAG320N - Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB |
KOLUMNY - Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ - Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands - Filtr: SPEC RSP-901EX, recenzja TUTAJ OKABLOWANIE System I - Interkonekty: Siltech TRIPLE CROWN RCA, czytaj TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 7N-DA2090 SPECIALE, recenzja TUTAJ - Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ System II - Interkonekty, kable głośnikowe, kabel sieciowy: Tellurium Q SILVER DIAMOND SIEĆ System I - Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9500, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR (+ Himalaya AC) - System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R) System II - Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R v2, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: KBL Sound Reference Power Distributor (v2), recenzja TUTAJ |
AKCESORIA ANTYWIBRACYJNE - Stolik: Finite Elemente PAGODE EDITION, opis TUTAJ/wszystkie elementy - Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny - Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ - Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ - Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4 - Pasywny filtr Verictum X BLOCK SŁUCHAWKI - Wzmacniacze słuchawkowe: Bakoon Products HPA-21, test TUTAJ | Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ - Słuchawki: Ultrasone EDITION 5, test TUTAJ | HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ - Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ - Kable słuchawkowe: Forza AudioWorks NOIR, test TUTAJ CZYSTA PRZYJEMNOŚĆ - Radio: Tivoli Audio Model One |
SYSTEM B Gramofon: Pro-Ject 1 XPRESSION CARBON CLASSIC/Ortofon M SILVER, test TUTAJ Przedwzmacniacz gramofonowy: Remton LCR, recenzja TUTAJ Odtwarzacz plików: Lumin D1 Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS-300 X (SP) [Custom Version, test TUTAJ Kolumny: Graham Audio LS5/9 (na oryginalnych standach), test TUTAJ Słuchawki: Audeze LCD-3, test TUTAJ Interkonekty RCA: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY 550i Kable głośnikowe: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY 550l Kabel sieciowy (do listwy): KBL Sound RED EYE, test TUTAJ Kabel sieciowy: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY SPX-380 Listwa sieciowa: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR, test TUTAJ Platforma antywibracyjna: Pro Audio Bono |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity