pl | en

WYWIAD

 

EMADE – (S)TWORZYCIEL
Ze studia masteringowego Jacka Gawłowskiego, cz. 2

Data: 20.08.2016
Miejsce: JG Master Lab

Kontakt:
Facebook

WARSZAWA | POLSKA


oskonale pamiętam rozbawienie, a zaraz potem namysł, jakimi Janek Peszek zareagował kiedyś, gdy spytałem go o to, czy aby na pewno chciał, aby jego dzieci – Marysia i Błażej – zostali aktorami. Było to kilkanaście lat temu, wracaliśmy nad ranem po trwającej kilkanaście godzin wznowieniowej próbie sztuki Sanatorium pod Klepsydrą wg opowiadań Brunona Schulza (reż. Jan Peszek). Byliśmy zmęczeni, ciągle na adrenalinie, a mimo to mój – tak się złożyło – kierowca momentalnie spoważniał i powiedział, że tego nie chciał i wolałby, aby żyli normalnie. Zaraz jednak wrócił wspomnieniami do czasów, gdy mali Peszkowie, w kolejnych domach, w których rodzina mieszkała, ustawiali kurtynę, sadzali przed nią rodziców i grali. Bo przecież w sztuce, którą przygotowywaliśmy, grali wszyscy troje.

Pytanie o to, czy rodzimy się z „zakodowanymi” predyspozycjami i umiejętnościami, czy nabywamy je obserwując otoczenie (najczęściej rodziców) pozostaje otwarte. Współcześnie przyjmuje się kompromisowe założenie, że ważne jest i jedno, i drugie. To drugie w przypadku domów „artystycznych” zdaje się jednak mieć mocniejszy wpływ na przyszłość dzieci, bo przecież Błażej Peszek jest dzisiaj aktorem Narodowego Starego Teatru im. H. Modrzejewskiej w Krakowie, a Maria Peszek, po kilku latach na deskach teatralnych (Teatr Juliusza Słowackiego w Krakowie, Teatr Studio i Teatr Narodowy w Warszawie) wskoczyła na deski scen muzycznych.

W październiku 2005 roku Marysia zadebiutowała fantastycznym albumem miasto mania (recenzja TUTAJ). W jej powstaniu artystce pomagali Wojciech Waglewski (Voo Voo) oraz jego synowie – Fisz (Bartosz Waglewski) i Emade (Piotr Waglewski). Ci dwaj już od trzech lat występowali razem pod szyldem Fisz Emade Tworzywo, budząc zachwyt środowisk hiphopowych, ale nie tylko. Szybko okazało się, że ich twórczość wykracza poza ramy tej estetyki, a teksty Fisza apelują do wielu różnych środowisk, np. tych, dla których kultowym radiem jest Trójka (PRIII). Potwierdzeniem tej pozycji jest wielotygodniowe okupowanie pierwszych miejsc Listy Przebojów Trójki przez single duetu, ostatnio utwór Telefony, z mającej swoją premierę 26 października płyty Drony.

To pierwszy z kilku utworów, które miałem okazję usłyszeć, w jeszcze nie skończonych formach, 28 sierpnia w studiu masteringowym Jacka Gawłowskiego. I wiąże się z nim mała dykteryjka. Telefony były jednym z pierwszych utworów, które Emade miksował. Kiedy przyszedł do Jacka z materiałem, w studiu gościły wzmacniacze mocy A-200 Accuphase’a i kable głośnikowe Siltech Triple Crown. Kiedy usłyszał, jak jego ślady brzmią w tym systemie zaczął – jak mówi Jacek – kręcić głową z niedowierzaniem, że to jest możliwe. Utwór ten został zmiksowany i zmasterowany w takim właśnie systemie i być może dlatego tak fantastycznie brzmi.

A może po prostu dlatego, że to świetny kawałek? – Bo to, moim zdaniem, jeden z najlepszych utworów duetu, jaki słyszałem. Słowa do niego napisał – jak zwykle – Fisz, ale to Emade odpowiedzialny jest za jego warstwę muzyczną i producencką, to on siedział w domu nad ścieżkami i to on potem zgrywał wszystko i masterował. Kolejny raz robił to w studiu JG Master Lab. Siedząc nad konsolą SSL, przed potężnymi kolumnami Bauta, potykając się w przerwach o ultrasztywne i ciężkie kable sieciowe produkcji właściciela studia, odpowiedział na kilka moich pytań.

Fisz Emade

Jak czytamy w materiałach firmowych, duet w ciągu ostatnich 15 lat wydał 10 płyt utrzymanych w bardzo różnorodnej stylistyce. Ich ostatnia płyta pt. Mamut, wydana w 2014 roku, uzyskała status platynowej płyty, została również nagrodzona Fryderykiem 2015 w kategorii album roku elektronika/indie/alternatywa.

Premiera najnowszego albumu Drony zaplanowana jest na 21 października. Jej produkcją zajął się Emade, Mariusz Obijalski napisał aranżacje smyczkowe, Marcin Pendowski riffy basowe, a Michał Sobolewski zgrał solo gitarowe. „Znajdziecie tu napisane przez Fisza piosenki o samochodach, telefonach, komputerach i dronach - wynalazkach, które ułatwiają nam życie, ale często wpychają w świat iluzji, neurozy, odrywają  od natury, uzależniają, a czasami wręcz zabijają” (za: mat. prom.).

Okładka płyty Drony; premiera: 26 października 2016

WOJCIECH PACUŁA: Marek Sierocki, z którym wczoraj rozmawiałem, powiedział, że hiphop – przepraszam za to uogólnienie, ale ułatwi nam zorientowanie się w temacie – jest jedynym gatunkiem, który wychował sobie fanów tak, że kupują oni płyty, legalnie kupują muzykę w sieci i jej nie kradną. Czy dla was ta rewolucja cyfrowa 2.0, czyli sieciowa, streamingowa itd. to coś, co ubogaca muzykę, czy wręcz przeciwnie, okrada ją z czegoś?
EMADE: Mogę się odnieść oczywiście tylko do naszej sytuacji i do naszych słuchaczy, bo to wiem na pewno. W przypadku nas i naszych działań artystycznych jest tak, że ludzie ciągle kupują fizyczne nośniki, przede wszystkim CD, ale i winyle. Nasze nakłady na bieżąco „schodzą”, więc mamy naprawdę satysfakcjonującą sprzedaż. Nie wiem z czego to wynika – ale może właśnie z tego, czy ludzie, którzy kupują naszą muzykę potrzebują całej tej otoczki, która dzisiaj odchodzi do lamusa, czyli fizycznej okładki nośnika itp. Nie wiem też na ile to jest kwestia wieku, czy tego nie potrzebują ludzie starsi, a młodzi – mówię tu o dzieciakach mających po kilkanaście lat – po prostu zamykają się w sytuacjach typu iTunes i streaming. U nas sytuacja ciągle jest stabilna, bo wciąż sprzedajemy płyty.

Chociaż nie wiadomo, jak długo to potrwa, bo rzeczywiście streaming teraz wliczany jest do nakładu i do nagród takich jak Złota Płyta. My tego nie robimy, ale wielu artystów tak, szczególnie tych, którzy mają dużo wyświetleń na You Tube. Widać, że czasy się zmieniają i cyfryzacja muzyki i jej odfizycznienie jest faktem. Głównym walorem tej zmiany jest to, że ludzie mają dostęp do wszystkiego i można sobie znaleźć dowolną płytę i jej posłuchać, a być może także kupić.

A czy już wiadomo, czy muzyk jest w stanie żyć z muzyki sprzedawanej w taki sposób? Bo z tego, co rozumiem ze streamingów pieniądze są śmiesznie niskie.
No tak, rzeczywiście były różne afery wokół wynagrodzeń – mówię o światowych sytuacjach – streamingowanej muzyki. Teraz mamy Tidala, założonego przez Jay Z i po części Prince’a, więc zabrali się za to muzycy, czyli ludzie zajmujący się tym na co dzień i z tego żyjący. Tidal miał być taką mini-rewolucją jeśli chodzi o zarobki. Dlatego naszą nową płytę będziemy też puszczać na Tidalu.

Czyli Drony to pierwsza wasza płyta, która będzie na Tidalu?
Tak, wchodzimy w to i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Do tej pory byliśmy na iTunesie. Szczerze powiedziawszy nie wiem dokładnie, jak wygląda strona finansowa, bo tego nie sprawdzam, nie wiem, z jakiego źródła są pieniądze za daną płytę. Ale faktycznie jest chyba tak, że gdyby dzisiaj zamienić w jednym momencie wszystkie nośniki fizyczne i przenieść się do sieci, to byłoby bardzo trudno z tego wyżyć i trudno by było nagrać następną płytę. Trzeba by pewnie zarabiać jedynie na koncertach.

To taki paradoks, prawda? – Kiedyś koncerty służyły do promocji płyty i to ona przynosiła zyski, a dzisiaj wydaje się płytę, żeby można było zrobić trasę koncertową.
Dokładnie tak – niektóre zespoły udostępniają swoje nagrania tylko online, nie wydają ich na nośniku fizycznym i robią to tylko po to, aby pojechać w trasę i głównie tym się zajmują. Chodzi o to, żeby płyta napędziła trasę i na tym koniec.

Trochę nad tym ubolewam, bo jestem zbieraczem płyt, mam swoją kolekcję i mam podejście „staroświeckie” do muzyki…

Studio Jacka Gawłowskiego jest studiem hybrydowym – mikserskim i masteringowym, stąd obecność w nim konsoli mikserskiej SSL

…Chociaż stary nie jesteś :)…
:) No rzeczywiście, bardzo stary jeszcze nie jestem :) Ale jednak jestem pokoleniem z początku lat 80. i jeszcze załapałem się na początku na kasety magnetofonowe. Ale rzeczywiście jest tak, że parę roczników w dół wszystko jest już wyłącznie cyfrowe i online.

Mimo to widać ostatnio trochę nowych wydawnictw na kasetach.
Kaseta ma wartość sentymentalną. Myślę, że ludzie, którzy w latach 80. i wcześniej podchodzili na serio do zbieractwa i kupowania nośników mają do tego sentyment, stąd popularność kaset z zespołami hiphopowymi, punkowymi i generalnie – undergrandowymi. Nie mam zielonego pojęcia, jak to się przekłada na sprzedaż, ale myślę, że przełożenie jest znikome.

Myślisz, że winyl wrócił na tej samej fali? Bo jest jednak sporo ludzi, którzy znowu kupują winyle i gramofony. A niektórzy mówią, że po prostu lepiej brzmi, a o kasecie trudno to powiedzieć.
No tak, o kasecie trudno powiedzieć, żeby brzmiała „dobrze”. Przecież wydawaliśmy swoje rzeczy na kasetach i wiem, że część z nich miała zmienione tempo, przez co trudno było powiedzieć, że to jest ta sama muzyka, którą nagraliśmy :) Z winylem jest inaczej. Jest spore grono ludzi, dla których winylowe brzmienie jest walorem i którzy się nim delektują. Dlatego też widać powrót do winylu – nakłady LP rzeczywiście są coraz większe. Wydaje mi się, że główną zaletą czarnej płyty jest to, co jest najczęściej nazywane „ciepłem”.

Ale też trzeba wiedzieć, że to nie jest przeniesienie 1:1 materiału, który wychodzi ze studia. Winyl ma to do siebie, że zmienia dźwięk i też dodaje sporo od siebie, jak trzaski oraz szumy. Na winyle robi się inne masteringi, więc one brzmią inaczej niż wersje CD czy streaming. Na przykład niski bas trzeba zmonofonizować, więc dół odzywa się inaczej niż na cyfrze – to naprawdę nie jest to samo, co opuszcza studio i co artysta miał do przekazania, że tak powiem, dźwiękami.

Z tyłu kolumny Bauta, o których mowa w wywiadzie, a na podłodze leżą kable sieciowe autorstwa Jacka – nie zginają się i ważą 15 kg każdy :)

Streaming wywrócił pojmowanie muzyki jako całości znanej jako „album”. Znowu, jak w latach 60., sprzedają się piosenki. Czy wy ciągle myślicie o płycie jak o albumie, jak o czymś większym?
Zdecydowanie TAK! Płyta jest dla nas całością, czymś przygotowanym od A do Z. Ciężko jest nam w ogóle wybierać single, my nigdy nie nagrywamy piosenek z myślą o tym, że to ma być singiel. Nagrywamy całą płytę, a potem dajemy to do osób trzecich, wydawcy lub znajomych, którzy pomagają nam wybrać kawałek, który byłby dobry na singla. Tak więc – tak, dla nas płyta jest kompletną, skończoną opowieścią.

A propos wydawcy – macie kontrakt, który zobowiązuje was do pracy nad płytami w jakimś rygorze czasowym, czy nie?
Nie, nie mamy niczego takiego i sami sobie ustalamy. Na szczęście nikt nas nie goni, jesteśmy wolni – nie jesteśmy związani kontraktem, który by nam coś takiego narzucał. Jak chcemy wydać płytę, to wydajemy, jak nie chcemy, to nie.

Z tego, co rozumiem, to ty jesteś główną siłą „producencko-kompozytorską”, chodzi mi o muzykę, w waszym tandemie, dobrze myślę? Na czym to w ogóle polega? Bo wiem, że nowa płyta po części powstała u was w domu.
Tak, akurat na tej płycie wszystkie wokale nagraliśmy u nas w domu. A to z tego względu, że mój brat w takim domowym środowisku czuje się najlepiej. Chciał też odpocząć od otoczenia studyjnego i umawiania się na konkretne godziny „od do”. W domu miał totalną swobodę i luz, dlatego zdecydowaliśmy się postawić mikrofon u nas w pokoju i nagrać to.

Rzeczywiście jest tak, że zajmuję się stroną muzyczną. Wszystko zaczyna się w domu od jakiś samplerów, komputera i klawiszy. Ale potem dochodzą instrumenty, które musimy zwykle dograć w studiu – i wtedy wychodzimy z domu. Tam finalizujemy warstwę muzyczną.

Jaka jest w takim razie rola producenta na waszych płytach?
Są różne sposoby rozumienia roli producenta. W moim przypadku, w przypadku płyt Fisz Emade to jest cała wizja muzyczna, kompozycja, dobieranie brzmień, podziałów itd. To właściwie połączenie roli producenta i kompozytora. Ta warstwa producencka to także realizacja.

Realizacja to miks i mastering – dlaczego zdecydowaliście się to robić w studiu Jacka? Przecież równie dobrze można to teraz zrobić w domu, na komputerze.
No tak, w dzisiejszych czasach można w domu zrobić wszystko… Z Jackiem pracujemy od dawna, już jakieś trzynaście lat. Pierwszy raz przyszliśmy do niego w 2003 roku z naszą trzecią płytą. Przyszliśmy w celach masteringowych i od tamtej pory każdą płytę masteruje nam Jacek. W między czasie, gdzieś około roku 2007, Jacek zrobił to pomieszczenie tutaj, w Lipkowie. Pierwszą płytę robiliśmy w „garażu” na Bemowie, a potem, na Służewcu Jacek kupił stół SSL-a i wszystkie graty masteringowe. Zaproponował mi wtedy ciekawy układ – mastering naszych płyt można by połączyć z miksem, a dokładnie jego końcowym etapem. Pierwsze miksy robię w domu. Mówił, że wtedy miksy można od razu dopieścić pod konkretny mastering i lepiej doszlifować brzmienie w kierunku, który nam odpowiada.

Emade i studio JG Master Lab, w którym miksował i masterował swoje – i nie tylko - płyty

I to naprawdę lepiej działa niż klasyczny dzisiaj podział na osobne studia miksujace i masterujące?
Oczywiście, dużo lepiej! Dlatego wszystkie płyty robię teraz u Jacka, czy to moje, czy takie, które robię dla kogoś.

W jakiej jakości nagrywasz materiał?
Rejestruję i obrabiam je w 24 bitach, z częstotliwością próbkowania 44,1 kHz. Nie przeskoczyłem wyżej, chyba nie mam takiego ucha, żeby wysłyszeć różnicę :) Jacek na pewno miałby inne zdanie, ale dla mnie nie ma to większego znaczenia.

JACEK GAWŁOWSKI: Wydaje mi się, że pewnie soniczna jakość delikatnie poszłaby w górę i może zrobimy razem jakieś jedno nagranie od początku do końca z większą częstotliwością próbkowania, po prostu, żeby sprawdzić.

Na co więc zwracacie uwagę przy produkcji albumu?
EMADE: Wychodzimy ze środowiska hiphopowego, więc zależy nam przede wszystkim na tłustości brzmienia i na fajnym dole, który jest na tych kolumnach spektakularny. Ale to też dobre miejsce do ich ogarnięcia. Ważne są dla nas rytm i dół. Góra głównie w wokalach, w czym bardzo nam pomaga stół SSL, świetnie sprawdzający się przy ogarnięciu fajnej góry. Tłustość hiphopowa jest więc dla nas ważna. Nawet jeśli to płyty z hip-hopem nie mające nic wspólnego, jak np. nasza płyta z ojcem, ocierająca się o bluesa i country – cały czas tam w dole jest puls.

Twoje myślenie jako kompozytora i producenta zmienia się z czasem, czy realizujesz się „w głąb”?
Podejście mam podobne przy różnych projektach. Generalnie dzielę muzykę na dwie sfery – jest muzyka fajna i niefajna. Jeśli muzyka mi się podoba, to po prostu mam na nią pomysł i pracuję nad nim. Te pomysły siłą rzeczy ewoluują, bo muzyka się zmienia i my też staramy się robić rzeczy nowe, zaskakujące, nie chcemy się powtarzać.

A propos nowych rzeczy – Muniek Staszczyk mówił, że dawno nie słyszał płyty, która by nim trzepnęła i zmieniła myślenie o muzyce – ty też tak masz? Nie ma już płyt, które coś zmieniają?
Moim zdaniem są – nie tylko hip-hopowe, ale i inne, jak Nick Cave, Radiohead – ich ostatnia płyta jest świetna (A Moon Shaped Pool, 2016 - przyp. red). Myślę więc, że wciąż są płyty, które coś we mnie zmieniają. Nowy krążek Red Hot Chili Peppers też bardzo fajny (The Getaway, 2016 - przyp. red).

JG: Red Hoci zrobili tę płytę w tym samym studio, w którym nagrywała Aga Zaryan. Fajnie, że na płycie wciąż są producenci pokroju Skrillexa, Danger Mouse. To są w miarę nowe postaci, które naprawdę zmieniają muzykę. Jest ona bardziej przesterowana, nowoczesna. A to, że chłopaki (Fisz i Emade – przyp. red.) zrobili płytę z ojcem, która wcale nie jest głośna, ale ma dowalony dół, a teraz robią bardzo przestrzenną, elektroniczną płytę to też o czymś świadczy, o jakimś otwarciu się na muzykę. Mamy niekoniecznie to samo, a wręcz przeciwnie – ciągłe zmiany i to wszystko dobrze brzmi.

Potwierdzeniem jest popularność tych kawałków - Telefony przecież bardzo dobrze sobie radziły w Trójce. Z ciekawostek powiem, że moja żona dokładnie wie, kiedy miksuje u mnie Emade, bo cały dom drga. Odbiera to bardzo pozytywnie – nie widzi, kiedy podjeżdża, ale jest pewna, że coś miksuje. Zadbałem o to, żeby studio było maksymalnie odseparowane od domu, ale akurat kiedy Emade pracuje to słychać :) Robiąc nową płytę T. Love starałem się iść tym tropem, troszkę się na Emade wzorując. W tym sensie, że rzeczywiście w tym pomieszczeniu i z tymi kolumnami da się skontrolować ten bas. Dopakować go, ale i ogarnąć. Można zaprojektować jego architekturę.

I potem się to przenosi na systemy ludzi w domu – nawet jeśli nie mają dużych kolumn czy subwooferów, bo taka produkcja ma same zalety i człowiek usłyszy, że na dole jest porządek i że to zostało skontrolowane. Można zmiksować wszystko w domu na małych głośniczkach, ale pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Moje studio jest równe i, jak sądzę, słychać to na moich płytach. Szczególnie ważne to jest podczas masteringu, bo master bardzo zmienia brzmienie. Kiedy zapinam urządzenia masteringowe, to nic się nie dzieje bezkarnie i trzeba zareagować proporcjami na to, co one robią. To interaktywny proces.

Z Emade to jest o tyle prostsze, że on wie, co robi. Jest też kompozytorem, więc przynosi właściwie gotowe miksy, a master jest tylko przyprawą. Miks jest u niego przemyślany już na etapie pre-produkcyjnym, takim „domowym”. U mnie mają z bratem tylko możliwości techniczne, żeby posunąć się dalej. Sound u nich kreowany jest wcześniej, na etapie kompozycji i aranżacji.

EMADE: Od początku staramy się przygotować brzmienia i sample mając w głowie to, jak ma to finalnie brzmieć. Nagrywamy świadomie.

Jaki „kolor” ta płyta będzie miała? To znacznie bardziej melodyjna płyta od naszych dotychczasowych rzeczy. Mój brat otworzył się na melodię. Może z wiekiem mamy coś takiego, że przegadana muzyka już nas nie interesuje. To pociągnęło za sobą kompozycje. Trzeba było przygotować kompozycje pod melodie, aranżacje są bardziej skomplikowane, a to ułatwia w kompozycji zaistnienie melodii. Poszło to więc w stronę melodii, chociaż ciągle trzon jest ten sam.

Jacek Gawłowski (po lewej) jest współautorem masteringu na płytach duetu Fisz Emade Tworzywo

Łatwo się wam przenosi muzykę na scenę?
Stosunkowo łatwo – mamy na scenie sporo instrumentów elektronicznych – klawiszy, samplerów i wzbogacamy brzmienie akustyczne o elektronikę. Wypuszczamy próbki, których użyliśmy na płycie – staramy się przywołać brzmienia znane z płyt. To oczywiście wersje koncertowe i fajnie, jak coś jest dodane, jak żywe bębny. Na płycie jest on programowany.

JG: Jeśli mogę wtrącić jedną rzecz – bębny Emade, czy to żywe, czy programowane, to zawsze bębny Emade, bo to przecież on je programuje. I ten groove, który uzyskuje w programowaniu jest zawsze podobny. To zawsze jest on, rozpoznawalny ON. Jak się go słucha na żywo, to nie masz z tym żadnego problemu, że ten bęben na płycie był programowany, a teraz jest na żywo, bo to jest to samo myślenie o bicie. A do tego wokal Fisza, który jest trochę rapowany, trochę śpiewany – na tej płycie bardziej śpiewany – bardzo oryginalny, nadający całości unikatowy wyraz. Nie ma na rynku nikogo takiego, jak Fisz Emade. Fajne jest też to, że na płycie z ojcem sięgnęli po bluesa – teraz słyszę to na ich nowej płycie.

EMADE: Wymyśliliśmy sobie pseudonimy głównie z tego powodu, żeby ukryć nazwisko i żeby nikt sobie nie pomyślał, że z pomocą ojca usiłujemy coś tam zdziałać. Po tylu latach przyszedł jednak czas na to, że już jesteśmy osobną marką. Zawsze zależało nam, aby iść swoją drogą.

Dalej się czujecie hiphopowcami?
Nie wiem, czy kiedykolwiek czuliśmy się hiphopowcami. Nasze pierwsze płyty były bardzo inspirowane amerykańskim hiphopem i były „gadane”. Słuchaliśmy i do dzisiaj słuchamy mnóstwa hiphopu, więc po części – niech będzie – można powiedzieć, że czuliśmy się hiphopowcami. I ciągle się czujemy.

Dziękuję!
Ja również i zapraszam na koncerty!

Emade (po lewej) i przepytujący go Wojciech Pacuła

TWORZYWO/EMADE

Tworzywo Sztuczne, duet w poszerzonym składzie występujący również pod nazwami Fisz Emade jako Tworzywo Sztuczne, Fisz Emade Tworzywo, to polska grupa, zaliczana najczęściej do twórców szeroko pojętej muzyki hiphopowej. To oczywiście uogólnienie, jak czytamy w nowym wywiadzie dla pisma „Gazeta Magnetofonowa”, Fisz uważa, iż rozpoznawalne brzmienie Tworzywa stworzone zostało poprzez zderzenie bitów Emade i jego śpiewu.

Emade to pseudonim artystyczny Piotra Waglewskiego, który znany jest również jako DJ M.A.D. (stąd Em(M)a(A)de(DE). To polski muzyk wiązany najczęściej ze środowiskiem hip-hopowym, ale nie tylko. Jest perkusistą, DJ-em i producentem. Wyprodukował wszystkie albumy Fisza i Tworzywa Sztucznego oraz je zmiksował i zmasterował. Prywatnie szczęśliwy mąż, ojciec, syn Wojciecha Waglewskiego i młodszy brat Fisza. Nosi fajne tatuaże :)

DYSKOGRAFIA

Fisz Emade Tworzywo
2002, F3 | Asfalt Records
2004, Wielki ciężki słoń | Asfalt Records
2004, Na rzywo w mózgu | Asfalt Records
2014, Mamut | ART2 Music
2016, Drony | ART2 Music

Emade
2003, Album producencki | Asfalt Records
2006, Piątek 13 | Asfalt Records
(oraz Fisz)
2008, Męska muzyka | Agora S.A.
(oraz Wojciech Waglewski i Fisz)
2008, Heavi Metal | Asfalt Records
(oraz Fisz)
2008, Męska muzyka. Koncert w Fabryce Trzciny | Agora S.A.
(oraz Waglewski i Fisz)
2011, Zwierzę bez nogi | Agora S.A.
(oraz Fisz)
2013, Matka, Syn, Bóg | Agora S.A.
(oraz Waglewski i Fisz)
2014, Czasoprzestrzeń | Prosto
(oraz Hades i DJ Kebs)

Emade – (s)tworzyciel jest drugim z trzech wywiadów, jakie w ciągu trzech dni przeprowadziłem w studiu JG Master Lab. Pierwszy, pt. I Love… Marek Sierocki, ukazał się we numerze wrześniowym (No. 149, czytaj TUTAJ), a trzeci planujemy na 1 listopada. Będzie to wywiad z Muńkiem Staszczykiem i Maćkiem „Majchrem” Majchrzakiem (T. Love), którzy opowiedzą o swoim nowym albumie pt. T. Love (premiera 6 listopada), o świecie i o tym, jak jest w nim coraz straszniej. A także wspomną o okładce, którą zaprojektował dla nich Rosław Szaybo.