pl | en

Przetwornik cyfrowo-analogowy

Lampizator
GOLDEN GATE

Producent: LAMPIZATOR ŁUKASZ FIKUS

Cena (w czasie testu): 92 000 zł

Kontakt:
ul. Brzozowa 2G
05-552 Wola Mrokowska | Polska

lampizator@lampizator.eu

www.lampizator.eu

MADE IN POLAND

Do testu dostarczyła firma: LAMPIZATOR


amięć bywa zawodna, musiałem więc sięgnąć do archiwum „High Fidelity”, by sprawdzić kiedy testowałem produkt pana Łukasza Fikusa po raz pierwszy. Okazuje się, że było to w marcu 2012 roku, jednym słowem ponad trzy lata temu. Był to DAC z poziomu 4. wraz z odtwarzaczem plików. Później słuchałem konwertera USB, a w końcu DAC-a Level 7 wraz z monoblokami na lampach GM70. Każdy z tych produktów prezentował wysoką klasę i zdecydowanie przypadły mi one do gustu. Dlatego też chętnie sięgam po nowe produkty pana Łukasza.

Druga przyczyna jest nie mniej istotna – kibicuję i nie zamierzam przestać kibicować polskim produktom/markom/firmom. Nie brakuje w naszym kraju naprawdę dobrych i bardzo dobrych produktów i to nie tylko w branży audio, choć to właśnie ona nas interesuje najbardziej. W przypadku Lampizatora kolejne recenzje pozwalają mi śledzić rozwój firmy, postępy jakie robi nie tylko w zakresie klasy brzmienia, ale również, co przecież dla wielu jest także bardzo istotne, w kwestii estetyki. Wystarczy też zadać sobie odrobinę trudu i użyć „wujka gugla”, by zobaczyć, że to jedna z tych, ciągle nie tak licznych polskich marek, które zostały docenione na świecie.

W czasie jednego z wcześniejszych spotkań (przy okazji poprzednich recenzji) pan Łukasz powiedział mi wprost, że trochę zaniedbał polski rynek skupiając się na zagranicznych, z amerykańskim na czele. I pewnie dlatego tak dużo, zwykle bardzo dobrze, pisze się o produktach polskiej marki właśnie w USA, ale również i w tak egzotycznym dla nas kraju jakim jest Australia. Stosunek do rynku polskiego nieco, zgodnie z obietnicą Mr Lampizatora, się zmienił – firma wystawia się już regularnie na Audio Show (od najbliższej edycji nasza rodzima wystawa zmienia nazwę na Audio Video Show – trzeba zacząć się przyzwyczajać), w ofercie pojawiają się kolejne, przyjaźniej wycenione pozycje i pewnie po części dzięki temu, a po części dzięki docenieniu i przez rodzimych miłośników muzyki zalet sonicznych Lampizatorów, klientów w naszym kraju także przybywa.

Nie ukrywam, że po ostatnim teście, DAC-a Level 7, długo nie wytrzymałem bez urządzenia, które dało mi tak wiele radości z obcowania z muzyką. Od dłuższego czasu moimi głównymi źródłami są: gramofon i komputer. Po odsłuchu wielu DAC-ów z różnych półek cenowych (zapewne jako fan analogu) trafiłem w szeregi tych, którzy przedkładają brzmienie plików DSD nad PCM (to preferencja, a nie ocena co lepsze). A gdy przyszło do plików DSD Lampizator stosujący proste rozwiązanie, bez żadnych kości DAC, żadnych konwersji, a jedynie z odpowiednimi filtrami, moim skromnym zdaniem bił całą słyszaną przeze mnie konkurencję na głowę.

To jeden z najlepszych, znanych mi, przykładów na potwierdzenie starej prawdy, że im urządzenie audio jest prostsze, tym lepiej gra. Znalazłoby się trochę DAC-ów, które pliki PCM grają lepiej, ale z mojego punktu widzenia, fana DSD, nie miało to znaczenia, bo to na tym drugim formacie skupiało się moje zainteresowanie, a ten pierwszy wcale nie brzmiał źle, tylko po prostu nie aż TAK dobrze jak ten drugi. Dlatego też od kilku miesięcy moje uszy bezustannie cieszy Big 7 (mniej więcej kiedy testowałem Level 7 firma podjęła decyzję, że to Big 7 – model w jednej obudowie – zastanie flagowcem, a Level 7 będzie robiony wyłącznie na specjalne zamówienie).

Już kiedy go kupowałem pan Łukasz mówił, że klienci naciskają go, żeby zrobił jeszcze wyższy model i już wówczas gotowa była jego nazwa – Golden Gate (tak, od słynnego mostu w San Francisco). W końcu rzeczony nowy flagowy DAC trafił na rynek w cenie już mocno... światowej, że tak to ujmę, a ja nie mogłem oprzeć się pokusie by sprawdzić czy, i ewentualnie o ile jeszcze, poprzeczka – w stosunku do znakomitego Big 7 – została podniesiona.

Golden Gate

Podobnie jak w przypadku większości modeli Lampizatora, również i Golden Gate jest „customizowalny” – klient może wybierać pośród szeregu dostępnych opcji i zbudować taki DAC, jaki potrzebuje. Pan Łukasz do testu zaproponował wersję „wypasioną” - po pierwsze zbalansowaną, oczywiście z modułem DSD (teraz już obsługującym również pliki DSD256 – mój Big 7 gra „jedynie” 64 i 128), z modułem regulacji głośności (dzięki czemu mogłem podłączyć go bezpośrednio do mojej końcówki mocy Modwrighta) a także z modułem pre, co z kolei dawało możliwość wykorzystania Lampizatora również jako przedwzmacniacza i podłączenia do mojego systemu przedwzmacniacza gramofonowego.

Oczywiście również kwestia wejść cyfrowych jest do ustalenia – testowana wersja oprócz podstawowego wejścia USB (typ B), wyposażona była również w wejście AES/EBU, a także dwa wejścia S/PDIF (RCA i BNC – te dwa ostatnie to tak naprawdę jedno wejście, słowem korzystamy albo z RCA albo BNC). Wejście analogowe jest jedno – RCA, wyjścia dwa: RCA (niezbalansowane) i XLR (zbalansowane).
Bo testowana wersja ma układ zbalansowany, więc w miedzianej pokrywie oprócz lampy prostowniczej siedzą aż 4 lampy 101D – repliki lamp Western Electric produkowane obecnie przez Psvane. Istotną zmianą w stosunku do wersji niezbalansowanej jest fakt, że nie wszystkie lampy można zastosować w tej wersji. To jedna z fantastycznych cech Big 7 – możliwość stosowania wielu lamp.

Na co dzień używam tańszej wersji 101D, zakochałem się w brzmieniu wypożyczonych NOS-ów 6A3, do wokali używam czasem moich 300B Western Electric, choć wypożyczone 45-tki robiły to jeszcze lepiej, a świetnie grało także z PX-25 i 2A3. W wersji zbalansowanej wybór jest ograniczony – pan Łukasz preferuje wspomniane 101D Psvane, a stosować można jeszcze 300B i PX-4, odpadają natomiast lampy 2A3, jak również 45.
Przed wspomnianą kwadrą lamp dumnie pręży się spory prostownik – lampa 274 Emission Labs – oczywiście dobrana nieprzypadkowo. Można w jej miejsce wybrać inne, ale to właśnie ta lampa z bieżącej produkcji sprawdza się – zdaniem pana Fikusa – najlepiej.

Zewnętrzne różnice w porównaniu do Big 7 są oczywiste. Po pierwsze Golden Gate ma dużą część obudowy wykonaną z drapanej, a następnie lakierowanej miedzi – przypomina to rozwiązanie stosowane choćby przez Kondo, ale w końcu skąd czerpać inspirację, jeśli nie od najlepszych. Miedź Lampizatora, mówię o kolorze, jest bardziej „miedziana” niż japońska – efekt wizualny robi duże wrażenie.

Front pozostał właściwie niezmieniony – to niejako znak rozpoznawczy Lampizatorów - gruby płat aluminium w srebrnym, lub czarnym (do wyboru) kolorze. Niewielki wyświetlacz w jednym z czterech kolorów do wyboru, słynne „oko”, czyli literka „O” w napisie „LampizatOr” podświetlona tym samym kolorem, który wybrano dla wyświetlacza i pojedyncza gałka w tym samym kolorze co front – ot i wszystko. Powiem szczerze – mnie front Lampizatorów spodobał się począwszy od pierwszego testowanego modelu. Choć, jak się wydaje, że dla Golden Gate'a można by jednak stworzyć coś wyglądającego jeszcze lepiej, odchodzącego może od tradycyjnego wyglądu urządzeń tej marki, ale lepiej pasującego do miedzianej obudowy. No, ale to tylko moje zdanie.

Gałka regulacji głośności jest taka sama, tyle że w Big7 służyła ona również do poruszania się po menu urządzenia – tu z tej funkcji zrezygnowano. Całą obsługę, słowem głośność i przełączanie wejść, wykonuje się za pomocą pilota zdalnego sterowania. Ten ostatni na dziś to jeszcze uniwersalna, nieźle wyglądająca, acz odstająca estetyką od DAC-a jednostka, ale w przygotowaniu jest dedykowany pilot, który ma być wykonany z... miedzi żeby wzorniczo pasował do samego urządzenia.

Kolejna różnica, której nie widać na pierwszy rzut oka, to nóżki – na spodzie urządzenia zamontowane są trzy pary gumowych nóżek – urządzenie jest wyjątkowo głębokie więc się przydają, ale też, jeśli zabraknie stolika, DAC będzie stał na 4 nóżkach. Oprócz nich znajdziemy tam także „miseczki”: między nie oraz drugie, takie same, wkłada się kulkę. To rozwiązanie stosowane dziś przez wiele firm (np. Symposium, czytaj TUTAJ), choć różnią się one (przede wszystkim) materiałem, z którego wykonane są kulki. Jak twierdzi sam konstruktor, takie „roller-blocki” sprawiają, że dźwięk lepiej się odrywa od kolumn, a co za tym idzie, staje się bardziej realistyczny.

Dla porządku dodam jeszcze, że co prawda Lampizator nie oferuje ze swoim urządzeniem żadnej „wypasionej” sieciówki, ale pan Łukasz przywiózł mi z urządzeniem – oczywiście „niezobowiązująco” – kabel Sablon Audio Corona Reserva, który Wojtek testował ledwie w sierpniu (czytaj TUTAJ). Skoro w teście wypadł tak dobrze a i konstruktor DAC-a go zarekomendował, więc dostał szansę i u mnie.

No tak zapomniałem o jeszcze jednym „drobiazgu”. Otóż Golden Gate dostarczany jest w ogromnej, solidnej skrzyni. W wyłożonym gąbką środku jest dość miejsca i na samo urządzenie, i na spakowane we własne pudełka lampy. Takie rozwiązanie było w pewnym sensie nieuchronne, bo przecież gros produktów Lampizatora odbywa długą, często międzykontynentalną podróż do przyszłych właścicieli – w takim opakowaniu docierają bez uszkodzeń. A jak mówi sam pan Łukasz – gdy właściciel za rok, czy dwa zdecyduje się odesłać urządzenie w celu apgrejdu, to dzięki temu opakowaniu bezpiecznie wróci nawet z najdalszego zakątka Ziemi. Swoją drogą to pokazuje sposób myślenia Mr Lampizatora – Golden Gate to może być na dziś topowy produkt, ale to wcale nie znaczy, że w przyszłości nie pojawią się jakieś upgrady...

ŁUKASZ FIKUS
Konstruktor, właściciel

Jako inżynier, jestem "niewiernym Tomaszem". Muszę czegoś dotknąć, sprawdzić, zweryfikować - aby uwierzyć. Wprost nie znoszę tajemniczych czarów voodoo w audio. Podpadają pod tę kategorię także bardzo drogie, tzw. „butikowe” części elektroniczne. Często 100 a nawet 1000 razy droższe niż podstawowa cena części o tych samych parametrach, ale nie-butikowej. Mając do czynienia z bardzo wymagającym klientami-audiofilami, jestem narażony na ciągłą presję na wykorzystywanie takich części butikowych do budowy naszych najdroższych przetworników.

Traciłem energię na walkę z wiatrakami, na tłumaczenie, że to nie ma sensu, że lepiej kupić drogie kolumny albo urlop na Bali. Walczyłem aż do momentu, kiedy odpuściłem. Odwróciłem sytuację o 180 stopni i stwierdziłem: chcecie drogich części - to macie, proszę bardzo. Wszystko co mogę kupić - kupię najdroższe i wszystko to na raz zaaplikuję w naszym flagowym DAC-u BIG-7. I tak narodził się Golden Gate. Potem tylko trzeba było wybrać części tak, aby to razem miało sens. Znajdziemy tu całą plejadę najbardziej uznanych marek, od Furutecha, WBT, Mundorfa, poprzez Jupitera, Duelunda, ClarityCapa, Kendeila, Vishay, itp. Do tego materiały takie jak horrendalnie droga lita miedź, drewno, srebro, Teflon (na izolacji), nawet cyna z zawartością srebra i złota. Moim zdaniem - obłęd.

I, muszę przyznać, chciałem się zakładać, że zmian nie da się usłyszeć. I przegrałbym ten zakład. To słychać jak diabli. Szczególnie na bardzo drogich systemach, do których Golden Gate trafia. Dzieje się coś takiego, że muzyka wciąga, angażuje, chce się słuchać jeszcze i jeszcze, a wszelkie myśli o sprzęcie znikają, stają się nieważne. To jak jakiś feromon, to COŚ o co nam wszystkim w audiofilstwie chodzi. No to teraz OK, nawrócony Tomasz uwierzył.

Płyty użyte do odsłuchu (wybór):

  • AC/DC, Back in Black, Sony B000089RV6, CD/FLAC.
  • McCoy Tyner, Solo: Live from San Francisco, Half Note Records B002F3BPSQ, CD/FLAC.
  • Michael Jackson, Dangerous, Epic/Legacy XSON90686F96, FLAC 24/96.
  • Isao Suzuki, Blow up, Three Blind Mice B000682FAE, CD/FLAC.
  • The Ray Brown Trio, Summer Wind, Concord Jazz CCD-4426, CD/FLAC.
  • Renaud Garcia-Fons, Oriental bass, Enja B000005CD8, CD/FLAC.
  • Leszek Możdżer, Kaczmarek by Możdżer, Universal Music 273 643-7, CD/FLAC.
  • Michał Wróblewski Trio, City Album, Ellite Records, CD/FLAC.
  • Arne Domnérus, Antiphone Blues, Proprius PRCD 7744, CD/FLAC.
  • Rodrigo y Gabriela, 11:11, EMI Music Poland 5651702, CD/FLAC.
  • Rachmaninow, Symphonic dances, Etudes-tableaux, Reference Recordings HRx, 24/176, WAV.
  • Natural jazz recordings, fonejazz, DSD64.
  • Thirty years in classical music, fonejazz, DSD64.
  • Mozart, Piano concertos, Eugene Istomin, Reference Recordings HRx.
  • Pavarotti, The 50 greatest tracks, Decca 478 5944, CD/FLAC.
  • Hans Zimmer, The Dark Knight Rises, WaterTower Music B008645YEE, CD/FLAC.
  • Buddy Guy, Born to play guitar, RCA/Sony 88875120371, CD/FLAC.
  • Mozart, Le nozze di Figaro, dyr. Teodor Currentzis, MusicAeterna Orchestra, Sony Classical B00GK8P1EG, CD/FLAC.
  • Louis Armstrong & Duke Ellington, The Complete Session. Deluxe Edition, Roulette Jazz 7243 5 24547 2 2 (i 3), CD/FLAC.
Japońskie wersje płyt dostępne na

Test ten był – w każdym razie dla mnie – porównaniem, czy wręcz pojedynkiem Golden Gate'a z Big7. Myślę, że doskonale mnie państwo rozumiecie. Kupujecie nowy element do systemu, który gra tak, że miesiącami nie możecie się oderwać (OK, ja muszę się odrywać żeby recenzować inne rzeczy), a tu producent waszego ukochanego klocka wypuszcza nowy, wyższy model, który teoretycznie jest „tylko” waszym klockiem na sterydach i podstępnie rzuca hasło: „wyrwie pana z butów...”. No i jak tu nie rzucić się do porównań?!

Tyle że współpracy odmówił mój kręgosłup – Lampizatory nie są może aż tak ciężkie (tzn. jak na przetworniki cyfrowo-analogowe są ogromne i bardzo ciężkie), ale klocki, które musiałbym ze stolika zdjąć, żeby postawić oba „daki” obok siebie, a i owszem, były ciężkie jak diabli. Czasu na recenzję nie miałem zbyt wiele, a bohater tego testu dojechał akurat w momencie, kiedy miałem w domu sporo urządzeń. Stanęło więc na początek na tym, że Golden Gate trafił między dwa gramofony, został połączony bezpośrednio do wejść XLR mojego Modwrighta i pierwszego dnia występował jedynie w roli… przedwzmacniacza liniowego, co pozwoliło mi skończyć test przedwzmacniacza gramofonowego.

Zastąpił w tej roli mojego Modwrighta i spisywał się naprawdę bardzo dobrze. To mój LS100 okazał się nieco cieplej grającym urządzeniem. Goldi wydawał się bardzo przezroczysty – testowany przeze mnie Avid Pulsare 2 gra transparentnie, czysto, podaje mnóstwo detali i nie udało mi się Lampiego przyłapać na próbach zmiany jego charakteru w którąkolwiek stronę. Lubię tą odrobinę ciepła, którą zapewnia mi LS100, ale nieco bardziej neutralne granie Lampizatora podobało mi się co najmniej tak samo, a może nawet, w tym zestawieniu, bardziej. W każdym razie nie był to wcale krok w tył.

Co ważne z tego odsłuchu płynął pierwszy wniosek, że Golden Gate bez problemu wysteruje moją końcówkę mocy. Dzięki analogowemu wejściu i brzmieniu co najmniej porównywalnej klasy właściwie mógłby na stałe zastąpić w moim systemie zewnętrzny przedwzmacniacz. A system im prostszy, tym, jak twierdzi wielu, lepszy. Coś w tym zdecydowanie jest. Pre w Lampizatorze nie miało może być głównym obiektem testu, ale skoro było, a sytuacja to niemal wymusiła, test się odbył i wypadł bardzo dobrze, nadspodziewanie dobrze.

Następnego dnia mogłem już zacząć słuchać (choć nadal nie bezpośrednio porównywać z Big7) Golden Gate'a w roli DAC-a, nadal sterującego bezpośrednio KWA100SE. W komputerze nie ruszyłem standardowych (w moim przypadku) ustawień – Jriver konwertował w locie każdy plik (poza natywnymi DSD) do DSD 128. Big 7 pokazał, że jest genialnym przetwornikiem dla plików DSD, znakomitym dla PCM-ów skonwertowanych do DSD i w końcu bardzo dobrym dla PCM. W samym układzie obu DAC-ów wielkich różnic nie ma (choć silnik Golden Gate'a obsługuje DSD256 a Big 7 nie), założyłem więc, że nie będzie większych różnic w tym względzie.
Takie ustawienie w Jriverze sprawia także, że gram dowolny materiał nie przejmując się w jakim go mam formacie – to ogromna zaleta, bo nic tak nie denerwuje jak nagła cisza w głośnikach, gdy skończy się płyta w DSD, a zacznie w PCM-ie, czy na odwrót. Próba ustawienia konwersji do DSD256 nie powiodła się – tu mój komputer nie „wyrabiał”, a muzyki z czkawką słuchać się nie da. Żadnych plików w natywnym DSD256 nie posiadam, więc skończyło się na słuchaniu DSD128.

Miało mnie wyrwać z butów i... nie wyrwało, w każdym razie nie od razu. Grało świetnie, wiele elementów przypominało mi to, co robi na co dzień mój Big 7 – było niezwykle płynnie, z oddechem, gładko, spójnie, plastycznie. Słuchało się więc doskonale. Ale żeby wyrywało z butów? Rzecz nie tylko w tym, że butów akurat na nogach nie miałem – była klasa, bez dwóch zdań, ale nie było aż tak ogromnego WOW!, jak w przypadku pierwszego odsłuchu Level 7, czy potem Big 7.
Uznałem, że trzeba jednak wziąć pod uwagę, że test zorganizowany został na ostatnią chwilę, więc do testu dostałem dość „świeże” urządzenie.

Nie wiedziałem co prawda, ile grało do tej pory, poza tym, że „niewiele”, a postęp, który niemal z godziny na godzinę było słychać sprawił, że ustawiłem Lampiemu playlistę na blisko dobę i tak sobie grał. Ja i owszem, słuchałem, ale było to słuchanie dla przyjemności – krytyczne zostawiłem sobie na kolejne dni.

Po kilku godzinach na wspomnianej playliście pojawił się materiał DSD, z płyty SACD, z Planetami Holsta pod Zubinem Mehtą. Różnica między tym krążkiem, a winylem, który posiadam, jest taka, że tu oprócz Planet znalazła się również muzyka z Gwiezdnych wojen. Jako fan, czekający na kolejną część kultowego filmu, już przy pierwszych dźwiękach tej drugiej, dodatkowej części płyty, odkręciłem głośność poza granicę przyzwoitości (względem sąsiadów) i w końcu faktycznie wyrwało mi nogi z (umownych) butów. Wyglądało na to, że DAC zaczął wreszcie grać na swoim, oczekiwanym poziomie.

Wreszcie znalazłem elementy, w których zbalansowany Golden Gate prezentował się wyraźnie lepiej od mojego DAC-a. Mówię o dynamice, zarówno tej orkiestrowej w skali makro, jak i tej na poziomie poszczególnych instrumentów, dźwięków wręcz, o szybkości ataku, o wrażeniu natychmiastowości pojawiania się dużych, potężnych, ale i tych najcichszych, najdelikatniejszych, a mimo tego, dzięki znakomitej separacji, wyraźnie słyszalnych dźwięków. W każdym z tych aspektów nowy flagowiec górował nad Big 7 wyraźnie (na ile to oczywiście pamiętałem). Dla mnie była to prawdziwa uczta muzyczna, kolejny etap przygotowań do Przebudzenia mocy i w czasie kilku dni słuchania tego DAC-a wracałem do tych utworów z lubością.

Po tej płycie nastąpiły kolejne, równie dynamiczne – soundtracki z Gladiatora i Mrocznego rycerza, nowa płyta Buddy Guya, a także jeden z ulubionych albumów Lee Ritenoura. Wszystkie peany na temat szybkości, natychmiastowości, czy bombowej dynamiki potwierdzały się w stu procentach, a przy płycie Buddy Guya doceniłem, jak znakomicie Lampizator prowadzi rytm, jak świetnie wywiązuje się z trudnego zadania serwowania muzyki z idealnym timingiem. Kocham bluesa, ale to wcale nie znaczy, że wystarczy go zagrać byle jak, by noga i ręce wystukiwały rytm, a głowa nieustannie się kiwała. Wręcz przeciwnie – trzeba go zagrać świetnie, z feelingiem, ze znakomitym wyczuciem rytmu, żeby wybredny fan (czytaj: ja) zapomniał o bożym świecie i zginął w prostym, ale jakże wciągającym rytmie. W tym przypadku zajęło mi to może z 5 sekund mimo, że przecież krążek to nowy i słuchany ledwie ze dwa razy do tej pory. Co ważne, gdy już wróciłem do słuchania na normalnym poziomie głośności buty nadal spadały – to nie był tylko efekt głośnego grania.

Gdzieś już po północy (kiedy ten dzień minął??!) na playliście pojawił się wielki Miles, z krążka, który bez przerwy już od kilku miesięcy za mną cały czas chodzi i ciągle się nie nudzi – Tribute to Jack Johnson. Niesamowite, hipnotyczne, elektryczne granie (plus oczywiście trąbka Mistrza i perkusja). Absolutny odjazd! Niezwykle dźwięczne, błyszczące blachy, mocno prowadzona gitara basowa, naturalne (taaa... naturalne, elektryczne :) ) klawisze, no i ta TRĄBKA! Goldi (jak państwo pewnie zauważyli, tak właśnie pozwalam sobie pieszczotliwie i poufale nazywać Golden Gate'a) potrafił stworzyć niebywały klimat, tak z gatunku tych, w które człowiek bez namysłu wpada głową naprzód z uśmiechem na twarzy.

Refleksja przyszła dopiero, gdy wybrzmiała ostatnia nuta – było absolutnie pięknie, fantastycznie i genialnie, ale nie do końca tak, jak mi się to utrwaliło po pewnie minimum 10, a może i 15 niedawnych odsłuchach z Big7. Nie bardzo potrafiłem określić, w czym rzecz.
Przeskoczmy więc o dwa dni, kiedy to udało mi się oba przetworniki wpasować w system – choć trzeba zauważyć, że Big 7 podłączony był – siłą rzeczy – do wejścia liniowego mojej końcówki mocy, a nie zbalansowanego jak Golden Gate i innym, lepszym kablem – absolutnie genialnym Hijiri pana Kiuchi; test TUTAJ.

Powiem tak: moim zdaniem, DAC single-ended, podobnie jak moje ukochane wzmacniacze SET, ma mimo wszystko jedną, może i niewielką, ale dla mnie istotną przewagę, nad flagowym produktem Lampizatora – źródła pozorne są jeszcze bardziej materialne, namacalne, jeszcze lepiej wypełnione. Rzecz nie w konkretnym umiejscowieniu na scenie (co Goldi chyba robi precyzyjniej) i nawet nie w obrysowaniu ich ostrzejszą kreską (bo tu chyba też Złota Brama ma przewagę), ale raczej w bardziej namacalnym wypełnieniu tychże konturów, w nadaniu im odpowiedniej masy, po prostu ciała, takiego które można dotknąć. Trudno jest mi to lepiej opisać. Golden Gate buduje wielką i wieloplanową scenę. Potrafi z dobrym materiałem zagrać bardzo precyzyjnie, nie gubiąc tej precyzji nawet na dalszych planach.

A jednak, w moim odczuciu, to Big 7 sprawiał, że nie tylko widziałem, ale wręcz czułem obecność fortepianu Jarretta w swoim pokoju, czy Milesa czarującego swoją trąbką, czy Patricii Barber śpiewającej dwa metry ode mnie. Powtórzę jeszcze raz – Golden Gate dawał podobne wrażenie, ale w moich uszach o mniejszej intensywności. No i co tu zrobić z takimi odczuciami? Ano nic – audio to zawsze kompromisy. Big7 + dobry SET stworzy inny rodzaj widowiska muzycznego niż zbalansowany Golden Gate ze zbalansowaną końcówką mocy. Z tym się trzeba pogodzić i wybrać indywidualnie zgodnie z własnymi preferencjami.

RCA

W tym momencie przypomniało mi się, co Pan Łukasz powiedział, gdy przywiózł mi swój najnowszy DAC: gdy korzysta się z wyjścia RCA tak naprawdę gra tylko jedna para lamp, ta umieszczona bliżej tyłu urządzenia. Lampy w podstawkach bliżej słuchacza należy pozostawić tam gdzie są, ale te, grające można już wymieniać na inne. Lamp co prawda nie wymieniłem (bo nie bardzo miałem na jakie), ale podłączyłem liniowe wyjście Golden Gate'a interkonektem RCA Hijiri do liniowego wejścia Modwrighta. Odpowiedź na moje wątpliwości była jasna po kilku minutach słuchania – gdybym był sobie w stanie pozwolić na Golden Gate'a powinienem to natychmiast zrobić.

Jak już wcześniej ustaliłem przewaga w systemie zbalansowanym nad Big 7 (niezbalansowanym oczywiście) w większości aspektów (właściwie wszystkich, poza jednym wyżej wskazanym) była wyraźna. Przy podłączeniu liniowym może dynamika była ciut niższa, może nie była aż tak rewelacyjnej natychmiastowości każdego ataku, ale i tak wydawało się, że były lepsze niż w przypadku Big 7. Natomiast w zakresie intensywności materializacji każdego źródła pozornego było co najmniej równie dobrze. No dobrze, było chyba też jeszcze troszkę lepiej, do czego trudno mi było się przyznać nawet przed samym sobą, bo jakoś trzeba się pocieszać gdy człowiek natknie się na urządzenie sporo lepsze od posiadanego i pozostające poza zasięgiem możliwości finansowych.

PCM

Na sam koniec postanowiłem jeszcze sprawdzić, jak Golden Gate radzi sobie z plikami PCM. Nie spodziewałem się rewolucji, bo przecież zmian konstrukcyjnych w tym DAC-u w stosunku do Big 7 właściwie nie ma. Skoro jednak pliki DSD zagrały lepiej, to może podobnie będzie w przypadku PCM? O dziwo – tak, zagrały one lepiej. To nadal nie był poziom DSD, ale PCM zyskał nie tylko na dynamice, na transparentności, chyba nieco w zakresie rozdzielczości, ale także na barwie i muzykalności.

To ciekawe, bo - jeśli dobrze rozumiem - układ jest taki sam. Zmiany wynikają więc wyłącznie z zastosowania lepszych komponentów oraz zbalansowania konstrukcji. Tak czy owak zmiany na plus są – DSD nadal uważam za wyraźnie lepsze, ale i PCM brzmi lepiej niż wcześniej. Co ciekawe, dotarły do mnie słuchy, że Lampizator pracuje nad nowym układem do PCM-u, oczywiście w założeniu brzmiącym zdecydowanie lepiej, może nawet równie dobrze jak DSD... W to ostatnie uwierzę, jak usłyszę, ale to chyba dobry kierunek prac.
Mając okazję posłuchać ostatnio przetwornika Soulution 560, kosztującego tyle, co Golden Gate, mogę powiedzieć, że Lampi faktycznie musi nad PCM-em trochę jeszcze popracować, acz z kolei w zakresie odtwarzania plików DSD, moim zdaniem oczywiście, pan Łukasz może spać spokojnie – na dziś konkurencji chyba nadal nie ma. Choć jakoś jestem przekonany, że wcale spokojnie nie śpi – pewnie już planuje jakieś kolejne niespodzianki...

Puk, puk: polski DAC za 90 tysięcy…

Polski DAC za 90 tysięcy – wiele osób pewnie stuka się teraz znacząco po głowie. To odruch, niestety, wielu polskich audiofilów, z którym osobiście, także w „High Fidelity”, walczę od lat. Słynne hasło: dobre bo polskie, jakoś do wielu rodaków nie trafia. Choć, ku mojej radości, proporcje zaczynają się zmieniać i ilość użytkowników polskich sprzętów rośnie. A tymczasem polscy konstruktorzy, w tym wypadku pan Łukasz Fikus, ale nie tylko on, udowadniają, że rodzime produkty wcale gorsze od zachodnich nie są. A już na pewno nie, gdy porównywać jakość brzmienia. Od strony estetycznej jeszcze ciągle można się do kilku rzeczy przyczepić, choć progres jest wyraźny, nawet w porównaniu do bezpośredniego poprzednika, Big 7 (zwłaszcza w wersji, którą posiadam, która już nie jest najnowszą).

Miedziana obudowa „robi” swoje. Front mnie osobiście się podoba, choć dla podkreślenia wyjątkowości Golden Gate'a można by dla niego zrobić coś innego/ładniejszego/lepiej pasującego do estetyki całości. Do wnętrza, w którym montaż punkt-punkt zastąpiła spora płytka drukowana, też trudno mieć jakieś zastrzeżenia. Drogie elementy, uznanych firm – od gniazd Furutecha, WBT i Neutrika, po kondensatory Mundorfa, Jupitera, czy Duelunda – w niczym nie ustępują tym, pakowanym do wielu high-endowych konkurentów. Nóżki z kulkami spisują się znakomicie, a ich wykonanie też nie budzi zastrzeżeń.

Od strony wizualnej wciąż można by się przyczepić do tylnego panelu urządzenia – wypasione gniazda to jedno, ale opisy na estetycznych, ale jednak tylko naklejkach, nie muszą się podobać. Słysząc, że prowadzone są już prace nad własnym pilotem, który na pewno będzie się prezentował o wiele lepiej niż dołączany obecnie uniwersalny, jestem przekonany, że prędzej czy później, dla świętego spokoju, Mr Lampizator przygotuje również i ów tylny panel w standardzie pasującym do reszty.

Dla mnie jednakże ocena urządzenia audio zaczyna się od brzmienia. Napisałem to już w tekście i mogę tylko powtórzyć – w przypadku „natywnego” odtwarzania plików DSD nie widzę dla Golden Gate'a konkurencji, kropka. Jasne, że nie słuchałem wszystkich DAC-ów świata, ale ze słuchanych wniosek płynie prosty – konwersja sprawy nie polepsza, do tematu trzeba podejść najprostszą drogą – taką, jaką wybrał pan Łukasz. To najbardziej zbliżone do analogu granie, jakie do tej pory słyszałem, a dla mnie to analog jest referencją, brzmi najbardziej naturalnie, najbliżej tego, jak brzmią instrumenty (przede wszystkim akustyczne) na żywo.

Podsumowanie

Zbalansowany Golden Gate łączy muzykalność, piękne odwzorowanie barwy, namacalność, płynność i gładkość grania z wybuchową (gdy trzeba) dynamiką, z punktualnym basem, z świetnym prowadzeniem rytmu, z otwartością, przestrzennością i dźwięcznością z innej galaktyki. Co ciekawe, z mojego punktu widzenia, PCM też gra lepiej niż w moim Big 7 – słowem tu też jest postęp i przejście z jednego formatu na drugi już tak nie boli, żeby z automatu ustawić konwersję wszystkich PCM-owych plików do DSD. Ponieważ to konstrukcja zbalansowana, więc i nieco lepiej radzi sobie w roli przedwzmacniacza, lepiej wysterowując zbalansowaną końcówkę mocy. Powiedziałbym wręcz, że radzi sobie w tej roli na tyle dobrze, że pewnie mając go pozbyłbym się swojego przedwzmacniacza.

No i jeszcze taki mały DROBIAZG – klient wybiera czy chce wersję zbalansowaną, czy nie, PCM i DSD czy może tylko DSD, na jakich lampach, a i w sprawie kondensatorów można rozmawiać (choć pan Łukasz preferuje Jupitery), decydujemy też czy ma w nim być regulacja głośności, czy nie, z wejściem RCA, czy nie jest ono potrzebne, a nawet w jakim kolorze (pośród 4) ma być wyświetlacz i podświetlenie „O”, jak i kolor płyty czołowej (srebrna czy czarna). Każdy wybór ma oczywiście wpływ na cenę końcową urządzenia, więc klient może dostać urządzenie dostosowane do jego potrzeb i o ładnych kilka tysięcy euro tańsze, jeśli tylko nie potrzebuje opcjonalnych komponentów, czy w ogóle wybierze wersję niezbalansowaną.

Jakby tego było mało, to w przyszłości (oczywiście za opłatą) będzie mógł te opcje zmienić, a może apgrejdować, jeśli Lampizator coś nowego wymyśli. No i jak się przyjrzeć ofercie tego producenta, to i za dużo niższe ceny można znaleźć bardzo ciekawe propozycje, o których sam pan Łukasz mówi, że różnica w klasie brzmienia jest mniejsza niżby to wynikało z ceny. Większości tych „drobiazgów” nie znajdziecie Państwo w ofercie światowych gigantów – tam zwykle oferowane jest gotowe urządzenie z pewną ilością zbędnych danej osobie funkcji/opcji, za które trzeba zapłacić, czy się chce czy nie, a gdy wychodzi nowa wersja, to starą trzeba sprzedać ze spora stratą a nową kupić za pełną cenę. Warto więc sprawdzić, czy brzmienie polskiego DAC-a wam odpowiada (nie twierdzę wcale, że musi) – zalet dodatkowych jest tyle, że o ile brzmienie przypadnie do gustu wybór będzie prosty.

Brawo panie Łukaszu! Dobre, ba! – wręcz fantastyczne i polskie!!!

Golden Gate wielkościowi jest identyczny jak Big 7 – słowem, jak na DAC-a, ogromny! 500 (G) x 440 (S) x 280 mm (W - razem z najwyższą lampą w testowanej wersji) sugerowałoby raczej wzmacniacz, a nie zbalansowany przetwornik cyfrowo-analogowy. Waga rzędu 16 kg to też nie jest parametr, którego spodziewamy się po tym typie urządzeń. Golden Gate to właściwie dwa przetworniki D/A w jednym – choć wejście USB jest jedno, to sekcje dla sygnału PCM i DSD są całkowicie osobne.
Wejście USB nie jest jedynym – w testowanym egzemplarzu (ale i to de facto zależy od potrzeb konkretnego klienta) do dyspozycji było także” AES/EBU, oraz koaksjalne (jedno, ale z dwoma gniazdami – RCA i BNC). W tej wersji dołożona była także opcjonalna regulacja głośności (na drabince rezystorowej), oraz sekcja przedwzmacniacza z jednym wejściem RCA. Dzięki tym dodatkom ten egzemplarz był nie tylko „dakiem”, ale i przedwzmacniaczem.

Główną część obudowy – pokrywę z bocznymi ściankami – wykonano z drapanej i malowanej lakierem miedzi – nie ma więc zagrożenia, że metal zmieni kolor. W górnej części umieszczono 5 wysokiej klasy, teflonowych gniazd na lampy, marki CNC. Lampy, to – standardowo – cztery sztuki 101D, replik Western Electric produkowanych przez Psvane, oraz prostownik 274 z Emission Labs. Wygląda to naprawdę świetnie. Panel frontowy pozostał właściwie niezmieniony i to chyba od bardzo dawnych produktów pana Łukasza. To gruby płat aluminium w kolorze srebrnym lub czarnym z niewielkim monochromatycznym wyświetlaczem w jednym z czterech kolorów do wyboru. Naniesiono na nim napis „Lampizator”, w który „O” jest przyciskiem (obsługującym tryb stand-by) i ma podświetloną obwódkę. jest tam również gałka w kolorze płyty frontowej. W tym urządzeniu służy ona wyłącznie do regulacji głośności.

Stalowy, barwiony na czarno tył, który stanowi całość ze spodem urządzenia, mieści wspomniane wejścia cyfrowe, a także wyjścia analogowe XLR i RCA. Jeśli wybierzemy opcjonalny przedwzmacniacz znajdzie się tam jeszcze para wejściowych gniazd RCA. Gniazda pochodzą od Furutecha, WBT i Neutrika – słowem jedne z lepszych, jaki można zastosować. Całość dopełnia gniazdo zasilające IEC z przełącznikiem napięcia oraz główny, podświetlany włącznik urządzenia. Urządzenie stoi na sześciu (!) gumowych nóżkach, ale producent od razu proponuje rozwiązanie drugie, lepsze brzmieniowo – dodatkowe trzy nóżki, które składają się z dwóch „miseczek” i wstawionej między nie metalowej kulki. Urządzenie obsługuje się z pilota – w tej chwili dostajemy uniwersalną jednostkę, ale już wkrótce otrzymamy dedykowany, wykonany z miedzi pilot. DAC dostarczany jest w solidnej skrzyni, która doskonale zabezpiecza w czasie transportu i przetwornik, i lampy.

W środku, zamiast wszechobecnego we wcześniejszych modelach montażu punkt-punkt, czy też „pająka”, jak mówią niektórzy, tym razem zastosowano kilka laminowanych na niebiesko płytek PCB, z rzucającą się od razu w oczy płytą główną, z sekcją analogową, w której m.in. osadzone są wspomniane teflonowe gniazda lamp. Całość przymocowana jest do płyty z MDF-u mocowanej do stalowego spodu urządzenia. Większość elementów na płycie głównej zamontowano od spodu, więc bez jej zdjęcia trudno jest zbyt wiele zobaczyć.

Wypatrzyłem jedynie ulubione kondensatory pana Łukasza, miedziano-woskowe Jupitery (opcjonalnie mogą to być Audyna z serii True Copper), pracujące na wyjściu, bocznikowane srebrnymi Duelundami. W sekcji zasilania pracują kondensatory ATOM firmy Vishay, Mundorfy M-Lytic HV, a tuż przed anodami - foliowe Mundorfy MKP. Opcjonalna regulacja głośności to drabinka rezystorowa. Na wejściu USB pracuje ten sam układ co w Big 7, czyli Amanero. Z niego sygnał trafia albo do modułu PCM, albo osobnego DSD.
Ten pierwszy, pracujący w układzie dual mono, oparto o kość (producent nie podaje jaką) zdolną do obsługi sygnału do 32 bitów i 384 kHz. Ten drugi, zupełnie osobny, autorski silnik obsługuje sygnał DSD64, 128 i 256 (Big 7 tylko 64 i 128). To właściwie układ filtrów (żadnych kości DAC, żadnej konwersji sygnału), z którego sygnał trafia prosto na siatkę lamp DHT (triod bezpośrednio żarzonych). To właśnie czyni to rozwiązanie tak wyjątkowym i tak fantastycznie brzmiącym.

Dalej znajdziemy również akcenty polskie – spore trafo z mnogimi uzwojeniami wtórnymi oraz dławiki od pana Leszka Ogonowskiego, polskiego specjalisty od traf dla audio (choć nie tylko).

CHCESZ WIEDZIEĆ WIĘCEJ? SZYBCIEJ?
DOŁĄCZ DO NAS NA TWITTERZE: UNIKATOWE ZDJĘCIA, SZYBKIE INFORMACJE, POWIADOMIENIA O NOWOŚCIACH!!!
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl

System odniesienia

- Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
- Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
- Końcówka mocy Modwright KWA100SE
- Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
- Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
- Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
- Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
- Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
- Kolumny: Bastanis Matterhorn
- Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
- Słuchawki: Audeze LCD3
- Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
- Przewód głośnikowy -
LessLoss Anchorwave
- Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
- Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
- Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
- Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot