Krakowskie Towarzystwo Soniczne
SPOTKANIE #96:
Cena: 39 000 zł |
iedy w 2011 roku, z okazji 30-lecia wystawy High End, zapytałem kilku producentów o to, co w najbliższych latach będzie dominującym trendem, niemal wszyscy przyznali, że najważniejsze będzie wszystko to, co związane jest z przesyłem i odtwarzaniem plików audio, czyli streaming, konwersja, odtwarzanie. Nawet Heinz Rohrer, dyrektor generalny Thorens Services AG, mówił: Znowu trochę ucieknę, ale z rozmysłem: chociaż cyfra znaczy teraz wszystko, nigdy wcześniej winyl nie był tak dobrze tłoczony i nigdy wcześniej nie było tak wielu gramofonów, wkładek itp.Czym potwierdził słowa innych moich rozmówców (więcej TUTAJ). I, jak widać, mieli rację – obserwujemy coraz mocniejszą pozycję odtwarzaczy plików oraz malejący udział w rynku fizycznych formatów, z wyłączeniem winylu. W zeszłym roku, w czasie wystawy High End 2014, rozmawiając z wieloma wystawcami, w ich wypowiedziach usłyszałem nieco inną nutę. Wszyscy są świadomi rewolucji, która się już właściwie dokonała, czyli obecności plików i streamingu jako mainstreamowego źródła dźwięku. Ale też wielu z nich z ulgą wraca do płyt Compact Disc i Super Audio CD, o winylu nigdy bowiem nie zapomnieli, dając do zrozumienia, że coś jednak wraz z ich odejściem tracimy. Ważniejsze jest jednak to, co według nich jest TERAZ najważniejszym wyzwaniem stojącym przed naszą branżą: opanowanie akustyki pomieszczeń odsłuchowych. Zagadnienie to jest tak stare, jak sama branża audio i mimo upływu lat akustyka wciąż stanowi najmniej zbadany wycinek audiofilskiego uniwersum. Wraz z rozpowszechnieniem cyfrowego przesyłu sygnału, a tym samym zaangażowaniem dużych pieniędzy w obróbkę cyfrową, otworzyły się jednak możliwości, jakich wcześniej nie było. Skorzystali z nich przede wszystkim producenci zaawansowanych systemów kina domowego – autokalibracja jest teraz w procesorach AV i amplitunerach AV (a także subwooferach) jednym z podstawowych narzędzi służących do poprawy dźwięku. Podobne systemy, często bardziej zaawansowane, proponuje kilku producentów high-endowego stereo, z Accuphase włącznie. Relację ze spotkania związanego z procesorem akustyki DG-58 tej firmy opublikowaliśmy listopadowym numerze „High Fidelity” (No. 127, listopad 2014, czytaj TUTAJ), a własne spojrzenie na to wydarzenie zamieściła „Gazeta Wyborcza” (więcej TUTAJ). Działanie tego produktu było jednoznaczne i przez wszystkich obecnych przyjęte zostało jako krok naprzód. Nie bez „strat własnych”, czegoś takiego nie ma, ale też jednoznacznie pozytywnie. Korekta wpływu pomieszczenia na dźwięk to jednak jedna z kilku możliwości wykorzystania potężnych mocy obliczeniowych układów DSP, które nigdy wcześniej nie były tak tanie. Inna to kształtowanie sygnału tak, aby zminimalizować błędy wnoszone przez poszczególne elementy systemu audio, najczęściej przetworniki i kolumny głośnikowe. To właśnie dzięki odpowiedniej obróbce sygnału cyfrowego, tj. „postprocessingowi”, urządzenia w rodzaju systemu all-in-one Mu-so firmy Naim brzmią tak nieprawdopodobnie dobrze. Jego konstruktorzy postarali się na drodze cyfrowej obróbki sygnału skorygować niedoskonałości przetworników i ich rozmieszczenia, wzmacniaczy i samych plików. Można taka korektę przeprowadzić również w domenie analogowej. Tyle, że jeśli ma naprawdę działać, musi to być to korekta dedykowana konkretnemu produktowi i będzie miała ograniczony zakres. Można za jej pomocą uzyskać znakomite efekty, czego przykładem niech będą kolumny Studio Oslo i Master Oslo. Te maleńkie kolumny grają po prostu fantastycznie, zaprzeczając niemal każdemu elementowi składowemu – wielkości, mocy i liczbie przetworników. PROJEKT „P” Aktywne kolumny z serii Oslo były jednak czymś więcej – stały się punktem wyjścia do projektu, który został przez Jarka Waszczyszyna, właściciela Ancient Audio, nazwany „P”. Chodzi o procesor cyfrowy, mający za zadanie korygować niedoskonałości przetworników i kolumn w domenie cyfrowej. Jego trzecia wersja, o nazwie P-3, zaprezentowana była w czasie wystawy Audio Show 2014 i było tylko kwestią czasu, aż przyjrzymy się jej w ramach Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. Spotkanie mu poświęcone było tym ciekawsze, że miało miejsce w dokładnie tym samym miejscu, w tym samym systemie, co Accuphase DG-58 jakiś czas wcześniej. Urządzenie zostało też wpięte w tor analogowy, pomiędzy przetwornikiem /przedwzmacniaczem Ayon Audio, czyli dokładnie tak samo, jak wcześniej DG-58. Początkowo planowałem wpięcie P-3 w tor cyfrowy, między napędem i przetwornikiem, okazało się jednak, że konstruktor nie przewidział takiej możliwości. Procesor ma w tej chwili kilka wejść cyfrowych, w tym USB, wejścia analogowe (zbalansowane i niezbalansowane), a także wyjścia analogowe (zbalansowane i niezbalansowane). Ma też regulowany poziom wyjściowy, może więc pracować jak klasyczny DAC. Tak naprawdę jego układ jest identyczny z tym z mojego Lektora AIR, z tym, że zamiast lamp zastostowano w nim tranzystory. Ale już kondensatory sprzęgające wyjście to te same, fantastyczne V-Capy. To nie jest pierwszy tego typu produkt, trzeba o tym wiedzieć. Na wystawie High End 2014 w Monachium francuska firma Devialet zaprezentowała nową linię swoich hybrydowych, analogowo-cyfrowych wzmacniaczy, których jedną z ważniejszych właściwości były algorytmy korygujące niedoskonałości kolumn głośnikowych o nazwie SAM Processing (Speaker Active Matching). Początkowo w pamięci urządzenia zapisanych było kilkadziesiąt modeli, teraz jest ich pewnie kilka setek i liczba ta wciąż rośnie (więcej o tej technice TUTAJ). W przypadku P-3 do pamięci preprogramuje się ogólne dane, a u klienta, w jego systemie, dokonuje się ostatecznych ustawień. Jarek Waszczyszyn robi to własnoręcznie, nazywając cały proces „dosmaczaniem”. Jest więc najlepszą osobą, która o tym, czym P-3 jest, a czym nie jest, a także o stojących za nim pomysłach, może opowiedzieć. JAREK WASZCZYSZYN Jarek Waszczyszyn z układem DSP P-3 w pudełku przypominającym pudełka na biżuterię lub zegarek. Pozwoliliśmy sobie później na zabawę i w podobnej konwencji zaprezentowała go Justyna, pani domu. Zarówno początkujący audiofile, jak i ci którzy z niejednego pieca (lampowego)muzykisłuchali, zgodni co do jednego -że kolumna głośnikowa jest czymś, co określa brzmienie całego systemu audio. Bo tak naprawdę to w kolumnie (a poprawnie mówiąc: zespole głośnikowym) zachodzą najbardziejzłożone zjawiska. Znakomita większość głośników pracuje na zasadzie dynamicznej, czyli ruchu przewodnika w polu magnetycznym. Część elektryczna, tzn. zamiana prądu elektrycznegona siłę mechaniczną została opanowana, a modele fizyczne wykorzystuje się z powodzeniem przy projektowaniu silników elektrycznych. Natomiast drugi etap, czyli zamiana ruchu przewodnika na falę dźwiękową jest zdecydowanie bardziej skomplikowana. Dla niskich częstotliwości (tam gdzie wymiary są mniejsze od długości fali dźwiękowej) sprawa jest względnie prosta.Klasycznymodel Thiele’a-Smalla (T-S) jest wystarczający - stosują go z powodzeniem wszyscy producenci i konstruktorzy głośników. Schody zaczynają się przy wyższych częstotliwościach, tam gdzie wielkość membrany głośnika i jego obudowy są porównywalne lub większe od długości fali dźwiękowej. Pojawiają się tam niepożądane zjawiska mechaniczne, zarówno w samym głośniku, jak i obudowie. Nawet najbardziej sztywne membrany (ceramika, diament) wyginają się,rezonują też najbardziej solidne obudowy. Pojawiają sięwięc sztuczne rezonanse, opóźnienia, harmonicznefali dźwiękowej. Procesor nosi nazwę P-3,dlatego, że to jego trzecia wersja. Wcześniejsze widoczne są na zdjęciu. Konstruktorzy od lat próbują z tymi zjawiskami walczyć.Ci, którzy projektują głośniki,stosują wyrafinowaną mechanikę - egzotyczne materiały, wyszukaną geometrię. Konstruktorzy kolumn stosują korekcję elektryczną za pomocąskomplikowanych zwrotnic. Niech przykładem tych ostatnich będą klasyczne kolumny Thiel: ichzwrotnice pierwszego rzędu potrafiły składać się z kilkudziesięciu elementów.Zabiegi te rozwiązały problem tylko połowicznie, generując swoje własne problemy. Ratunkiem okazała się technika cyfrowa. Korekta mechaniki poprzez cyfrowe przetwarzanie sygnału przyniosła znakomite efekty w procesach przemysłowych, motoryzacji, lotnictwie. Działa ona na tyle sprawnie, że użytkownik najczęściej nie zdaje sobie z jej pracy sprawy. Kiedyś naciśnięcie pedału gazu otwierało przepustnicę w gaźniku samochodu. Obecnie dopływem powietrza steruje silnik krokowy, a paliwo dostarczają wtryskiwacze sterowane komputerem. Pedał gazu tylko dostarcza informację do komputera, użytkownik zaś ma pełny komfort prowadzenia pojazdu. A podstawą jest właściwy model silnika i sterujący nim algorytm. Początki cyfrowej korekcji głośników sięgają lat 80. i związane są z pojawieniem się układówDSP (Digital Signal Processor).Znakomita większość tych urządzeń, np. Accuphase DG-58, pracuje w oparciu o pomiar charakterystyki głośnika, a następnie tworzy charakterystykę odwrotną. Taki sposób jest dość bezpieczny, ale ma ograniczone działanie - nie wnika w rzeczywiste źródła problemów. Wnętrze P-3 zostało przygotowane tak, aby można go było podziwiać bez górnej ścianki, jak urządzenie lampowe. Moje urządzenie próbuje problem rozwiązać od innej strony. Podstawą jest stworzenie teoretycznego modelu kolumny głośnikowej. Uwzględnia on wielkość membran głośników, ich materiał, tłumienie, odbicia fali dźwiękowej od ścianek obudowy, rezonanse obudowy i wiele innych. Te zjawiska są modelowane unikatowym algorytmem, który w czasie rzeczywistym wykonuje właśnie procesor głośnikowy. Całość jest upakowana w zgrabnej kostce krzemu - cyfrowym procesorze dźwiękowym P-3 MK I. Własny układ był konieczny, albowiem dostępne procesory sygnałowe nie posiadały wszystkich koniecznych funkcji. Istotnym zagadnieniem są nastawy (parametry) algorytmu. Muszą one być dla każdej kolumny inne. W przypadku prostych konstrukcji do ustawienia wystarczy seria pomiarów i proste postępowanie według procedury strojenia. Jednak najlepsze kolumny wymagają "finalnego szlifu" w oparciu o materiał muzyczny. Baza gotowych nastawów systematycznie się rozrasta: obecnie są tam kolumny Sonus Faber, Avantgarde Acoustic, JBL, Spendor, Raidho, Wilson Audio. Procesor trochę przypomina przetwornik C/A. Z jednej strony jest to malutka płytka krzemu, która wymaga jednak otoczenia jej zasilaniem, stopniem analogowym, interfejsem, zegarami itp. Podobnie jest z P-3. Sam procesor pracuje wyłącznie na danych cyfrowych - dlatego najłatwiej wmontować go do odtwarzacza CD pomiędzy transporta przetwornik – taką możliwość mają wszyscy posiadacze odtwarzaczy Lektor. Nie jest to jednak rozwiązanie uniwersalne. Zewnętrzne, uniwersalne urządzenie, pracujące jak typowy przedwzmacniacz, wymaga przetwornika A/C, C/A, zasilacza, obudowy, sterowania itp.To tworzyło całość odsłuchiwaną na spotkaniu - przedwzmacniacz/procesor głośnikowy P-3. Dodam jeszcze, że przygotowywana jest też wersja P-3 D, wyposażona ona będzie w wejścia cyfrowe USB i S/PDIF. Ale taki produkt sporo ograniczy funkcjonalność do S/PDIF - na razie procesor pracuje tylko w PCM, a nie akceptuje DSD. Podobnie, pracując wyłącznie z sygnałem cyfrowym, nie będzie można do niego podłączyć magnetofonu, gramofony, tunera.... P-3 może też być instalowany bezpośrednio w odtwarzaczach Lektor, cena takiej zmiany wynosi 8000 zł. Można też wyposażyć Lektora w procesor i przetwornik A/C - taki upgrade kosztuje 10 000 zł, można wtedy do odtwarzacza podłączyć również źródła analogowe (magnetofon, gramofon, tuner, itp.). Istnieje także możliwość instalacji P-3 w innych odtwarzaczach, np. Ayon. JW Układ P-3 zamontowany w Lektorze Prime. Można go montować we wszystkich lektorach, ale i odtwarzaczach Ayon Audio. ODSŁUCH, cz. 1 Aby mieć rzeczywisty obraz tego, co urządzenie wnosi do systemu, zostało wpięte do systemu w tor zbalansowany, między DAC/przedwzmacniacz Ayon Audio Stratos i wzmacniacz mocy Accuphase A-70. Ayon ma wyjścia zbalansowane i niezbalansowane, zmieniane przełącznikiem, a końcówka mocy Accuphase’a ma obydwa takie wejścia, także zmieniane przełącznikiem. System wyglądał więc w następujący sposób: z wyjścia Ayona pojedynczym interkonektem zbalansowanym weszliśmy do końcówki mocy (to był nasz punkt odniesienia - tak pracuje ten system na co dzień) i równolegle wyszliśmy z niezbalansowanego wyjścia Ayona i weszliśmy do P-3 (takim samym interkonektem, co przy bezpośrednim połączeniu, ale w wersji RCA). Z P-3 sygnał wysłaliśmy dodatkowym interkonektem do niezbalansowanego wejścia Accuphase’a. Przy porównaniu wystarczyło jednocześnie przełączyć wyjście Ayona i wejście końcówki. Poziomy zostały wyrównane dzięki analogowej regulacji w P-3. Odsłuch miał kilka etapów. W pierwszym porównywaliśmy system z włączonym P-3 i bez niego, w porównaniu A/B/A, z nieznanymi A i B (tj. nie wiedzieliśmy, w którym położeniu procesor jest w torze, a w którym nie), z próbkami utworów o długości 2 minut. Po tej części uczestnicy głosowali za A lub B, w zależności od tego, która wersja dźwięku bardziej im się podobała, następnie zebrałem ich wypowiedzi. W drugim kroku odsłuchiwaliśmy całe utwory, ze znanymi A i B. I na koniec słuchaliśmy wielu utworów, bez zachowania reżimu, po prostu tak, jak komu w duszy grało. Wpływ procesora na dźwięk jest dramatyczny – trudno znaleźć inne słowo. Ale też nie był jednoznacznie pozytywny. Co więcej, opinie zmieniały się w czasie, tj. im bardziej byliśmy przyzwyczajeni do dźwięku systemu z procesorem, tym chętniej przyznawaliśmy mu palmę pierwszeństwa. Ponieważ jednak nie był to odsłuch typu „wszystko jest fantastycznie”, zacznę od końca, tj. od opinii uczestników, zebranych kilka dni po spotkaniu. Marcin Prawdą jest, że dobre urządzenia na pierwszy rzut oka wydają się przeciętne, a dopiero po czasie, przy dłuższym obcowaniu z nim pozwalają na odkrycie tego czegoś co siedzi głębiej. Czy z P-3 jest tak samo? Czas pokaże. Natomiast, gdy zapodaliśmy klasykę czy spokojny California Dreamin’ sprawa się komplikowała. Dla mnie werdykt nie był już taki zero-jedynkowy. Tu dynamika nie była najważniejsza, dlatego długo się zastanawiałem czy dźwięk, który podaje procesor jest dla mnie lepszy, czy nie. Może nie mając pewności co do werdyktu, przy głosowaniu na początku odsłuchów za bardzo pokierowałem się tym, co słyszałem przy Queenie? Faktem jest, że gdy posłuchałem kilku innych utworów z zastosowaniem procesora, jego wpływ na dźwięk stawał się coraz bardziej przyjemny. |
Jednak w moim przekonaniu nie w każdym gatunku muzyki ma on sens. Na obecnym etapie procesor ten wnosił (powtarzając za klasykiem) plusy dodatnie i ujemne. Moim zdaniem tych ujemnych było więcej. Może Pan Jarek Waszczyszyn "przedobrzył" z procesorem i zbyt wiele aspektów "kazał mu poprawiać" i za bardzo (sam użył tego słowa) wszystko „dosmaczył”? Nie jestem elektronikiem i nie wiem czy takie rozwiązanie jest technicznie możliwe, ale brakowało mi dodatkowego potencjometru, którym można by regulować intensywność wpływu procesora na sygnał. Podczas słuchania Diany Krall ustawiłbym go na 100% a przy Perfekcie na jakieś 20-30%. Niemniej jednak w procesorze jest potencjał, trzeba go tylko "oszlifować". Bartosz Na nowy produkt z górnej półki sygnowany przez Ancient Audio czekałem z ciekawością. Po usłyszeniu krótkiego (które krótkie wcale nie było) wprowadzenia przygotowanego przez pana Waszczyszyna, gotów byłem P-3 kupić w ciemno - podbudowa teoretyczna była fantastyczna i w dobry sposób pokazała to, co w każdym, dowolnym systemie audio, nie działa już od samego początku. Spotkanie "twarzą w twarz" z P-3 nie było już takie różowe. Owszem, procesor działa i to bez dwóch zdań. Eliminuje upierdliwe rezonanse, sprawia, że można grać swoją ukochaną muzykę naprawdę głośno, a ona w żadnym momencie nie zaczyna męczyć. Dzieje się to jednak kosztem samej jakości dźwięku, który w muzyce rockowej/metalowej/elektronicznej zostaje w znacznej mierze wykastrowany z tego co najlepsze. Brakuje mu mocy, drive'u, potęgi charakterystycznej dla tego rodzaju muzyki. Inaczej ma się sprawa z muzyką, w której główną rolę grają instrumenty, nie wymagające żadnego wzmocnienia. W wypadku jazzu i (przede wszystkim!) klasyki wykonuje kawał dobrej roboty - brzmienie było z nim znacznie naturalniejsze. Chociaż i tutaj obcinał trochę dynamiki i przysłowiowego "kopa", to – paradoksalnie - w tym wypadku było to zbawienne. Naturalne brzmienie to piękne brzmienie - samo z siebie jest wystarczająco dynamiczne, pełne energii, emocjonujące, a P-3 zdecydowanie pomógł to pokazać. W domu słucham głównie rocka i metalu. To są "moje" gatunki, to o nich wiem najwięcej. Dlatego w tym momencie, tu i teraz, procesora P-3 bym nie kupił. Tam, gdzie instrumenty, z samej definicji, nie mogą brzmieć "naturalnie", P-3 się nie sprawdzi - w rocku potrzebny jest właśnie „nienaturalny” ogień, power. Często słucham jednak też klasyki. I dla niej P-3 sprawdziłby się idealnie. Wierzę, że przed panem Waszczyszynem jeszcze niejeden sukces związany z procesorem. Już teraz nie jest źle, ale gdyby najnowszy produkt Ancient Audio był tak zbawienny dla muzyki gitarowej, jak jest dla akustycznej, byłby to produkt kompletny. Rysiek B. Na spotkanie przyszedłem z dużym zaciekawieniem, bogaty o doświadczenia z procesorem Accuphase oraz implementacją procesora AA do systemu Janusza, gospodarza dużej części naszych spotkań. Na KTS No. 96 usłyszałem projekcję programu Jarka na sprzęt Tomka. Zatem podsumowując: to, co słabe i do poprawy, to program, ale potencjał tego sprzętu „widzę ogromny”. Dziś dodałbym również, że najlepiej wydanym nagraniom CD np. Platinum SHM-CD procesor u Tomka sonicznie nie pomagał, podobnie jak procesor Accuphase’a, to na minus. Na słabo zrealizowanych płytach CD, odczuwałem poprawę muzykalności i złagodzenie ostrości – to na plus. Jako, że mamy personalną wrażliwość i własne kalki, procesor ten należy programować stosownie do pokoju, systemu i gustu właściciela, co nam pokazali inżynierowie z Accuphase’a. Na koniec powiem, że czekam na powtórkę odsłuchu, w innym miejscu, z niecierpliwością. Wiciu Wg mnie trzeba by dokonać daleko idących badań, by stwierdzić na ile to urządzenie pomaga słuchaczowi. Od lat jestem niezadowolony (z czasem coraz mniej) z oddaniem przez płytę realnego dźwięku. Szczególnie tego z filharmonii, bo jest on po prostu naturalny. Realizowany na instrumentach akustycznych, bez wzmocnienia jest świetnym punktem odniesienia. Jarka urządzenie gasi to, nad czym pracują współcześni inżynierowie dźwięku, a więc jakiś powab i artykulację, której często nie słychać w naturze, ale na płycie przyciąga niby śpiew syreny. W nagraniach muzyki rozrywkowej P-3 nie sprawdza się. Inna rzecz ma się z muzyką klasyczną, lecz poza organami nie mieliśmy zbyt wielu okazji sprawdzić jak to pracuje. Siedzę sobie teraz przed moim marnym sprzęcikiem i z przyjemnością słucham Szeherezady. Dźwięk, w porównaniu z zestawem Tomka, znacznie lepiej odrywa się od głośników. A w końcu chodzi tu o iluzję, która ma nam dać namiastkę bycia tam, gdzie się gra. Tomek Muszę przyznać, że byłem z początku trochę sceptycznie nastawiony do procesora P-3 Ancient Audio. Miałem już z nim wcześniej kontakt podczas ostatniej edycji wystawy Audio Show, pamiętam że prezentację tam oceniłem jako spekulację, ponieważ owszem, dźwięk z korekcją był dużo lepszy niż bez niej, ale z kolei ten bez korekcji był jak dla mnie odtwarzany zbyt głośno, więc siłą rzeczy brzmiał tak natarczywie, że włączenie korekcji musiało nieść ulgę. Gdy dwa dni przed odsłuchem Jarek przyszedł do mnie, aby ustawić parametry korekcji pod Dynaudio C-4 Signature i moje pomieszczenie, sprawnie dokonaliśmy wszystkich "fizycznych" podłączeń, po czym konstruktor rozpoczął procedurę, jak to pięknie określa "dosmaczania", wstępnie wgranego programu pod moje otoczenie. Ponieważ zostałem ostrzeżony, że może to potrwać nawet 4 godziny, zapytałem tylko o zgodę na uraczenie się niemieckim weiss-bierem i mimochodem przysłuchiwałem się jedynie kolejnym odtwarzanym kilkudziesięciosekundowym fragmentom utworów. Podczas tej procedury ciężko było dostrzec jakiś ewidentny progres, aż do momentu, gdy po około dwóch godzinach, Jarek stwierdził, że "już prawie gotowe". Wówczas postanowiłem od razu pójść po bandzie, „na talerz” wrzuciłem Random Access Memories Daft Punk i odkręciłem głośność do poziomów, w których ogromne podłogówki czują się najlepiej. Wtedy doznałem objawienia. Okazało się, że możemy grać naprawdę głośno, Accuphase A-70 pokazywał na wyświetlaczu niespotykane u mnie nigdy wcześniej wartości oddawanej mocy chwilowej (rzędu 150 W), a ja wciąż chciałem głośniej! Pierwszy raz poczułem, że fajnie byłoby mieć jednak A-200, największe monobloki Accuphase’a. Nie słychać było żadnych najmniejszych rezonansów czy to membran, czy obudów głośników, czy też pomieszczenia. W akustycznych utworach możliwość wglądu w strukturę pojedynczych dźwięków była absolutnie niesamowita. Nie muszę chyba dodawać, że wyłączenie korekcji powodowało natychmiastowy ból i konieczność ściszenia. Aby jednak porównanie dźwięku mojego systemu z procesorem i bez było stuprocentowo uczciwe, postanowiłem przed spotkaniem KTS pożyczyć kilka par interkonektów, aby umożliwić odsłuch bezpośrednio z DAC-a/przedwzmacniacza Ayon Stratos z końcówką mocy oraz poprzez procesor P-3 wpięty interkonektami analogowymi pomiędzy te urządzenia. Czułem, że niepotrzebna konwersja analogowo-cyfrowa, oraz cyfrowo-analogowa, której P-3 dokonuje nawet w opcji "bez korekcji", może stawiać mój system w mniej korzystnej sytuacji. Ponieważ jako gospodarz byłem odpowiedzialny za przełączanie utworów i zmianę opcji z procesorem i bez niego, obserwowałem jedynie reakcję słuchaczy podczas wstępnego odsłuchu pięciu utworów po dwie minuty w porównaniu A/B/A z nieznanym A i B. Nie chciałem nikomu psuć zabawy, zachowałem więc kamienną twarz. Muszę przyznać, że moje zdziwienie było ogromne, gdy okazało się, że pięciu na pięciu uczestników wskazało na dźwięk mojego systemu "saute" jako na bezsprzecznie lepszy. Warta odnotowania była również konsekwencja, z jaką goście bezbłędnie rozpoznawali dźwięk z procesorem i bez niego w dalszej części wieczoru (zwłaszcza Rysiek). To pokazało, jak duży odcisk na brzmieniu pozostawia P-3. Jeśli o mnie chodzi, zjawiska zaobserwowane dwa dni wcześniej nie uległy zmianie, to znaczy korekcja wciąż dawała możliwość wręcz nieograniczenie głośnego grania, jednak okazało się, że jej działanie trochę zbyt dużo "wycina" z dźwięku. W wielu utworach objawiało się to spłaszczaniem głębi sceny oraz dynamiki. Na przykład Slaughter of the Soul At The Gates był zupełnie niemożliwy do słuchania poprzez procesor, płyta brzmiała jak odtwarzana w jakimś tunelu. Tu dygresja, cieszę się, że doczekaliśmy czasów, gdy na KTS-ie możemy posłuchać każdej muzyki. 10 lat temu, gdy spotkania polegały na odtworzeniu kilkadziesiąt razy pierwszej minuty The Girl from Ipanema, odsłuch death-metalu był absolutnie nie do pomyślenia… Reasumując, myślę że najnowszy produkt Ancient Audio ma ogromny potencjał, wymaga jednak jeszcze pewnej pracy nad ulepszeniem algorytmów korekcji. Najprawdopodobniej w wielu mniej skomplikowanych niż mój systemach sprawdziłby się on od razu, bezbłędnie spełniając wszystkie oczekiwania nabywcy. Ja używam aż czterech źródeł sygnału i wszystkie są podłączone cyfrowo, a nie jest na razie planowana taka wersja P-3, która byłaby zdolna to obsłużyć. A czuję, że właśnie dostarczając do P-3 sygnał cyfrowy i takim wychodząc, można osiągnąć doskonałe rezultaty (niepotrzebna konwersja A/C i C/A nie może pozostawać bez wpływu na jakość). ODSŁUCH, cz. 2 Odsłuch rozpoczęliśmy od porównania A/B/A, w którym nie wiedzieliśmy, której konfiguracji słuchamy – z procesem w torze, czy bez. Przełączaniem zajęli się Jarek i Tomek, gospodarz. Przesłuchaliśmy w ten sposób pięć utworów. Po zakończeniu tej części zarządziłem głosowanie – wszyscy, poza dwójką zaangażowaną w przełączanie, zagłosowali za wersją A. Okazało się, że to system BEZ P-3 w torze, z sygnałem wysyłanym bezpośrednio z przetwornika do końcówki mocy. Konsternacja kompletna! Rysiek wskazywał na to, że w położeniu A lepsza była paleta barw, lepsze plany w głąb, czytelność i separacja dźwięków. Jednocześnie podkreślał jednak, że w przypadku odsłuchu B wokale brzmiały bardziej naturalne. Jak mówił „im lepsza płyta, tym niżej oceniałem wersję B, a im gorzej zarejestrowana – tym wyżej”. Dla jasności: A = połączenie bezpośrednie, B = połączenie z procesorem P-3 w torze. Tak jednoznaczny w swoich opiniach nie był natomiast Marcin, który przyłączył się do Ryska w chwaleniu sposobu, w jaki w wersji B pokazane zostały wokale, przede wszystkim Diany Krall z płyty Wallflower na SHM-CD (mieliśmy ją przedpremierowo!). Wskazał na lekkie wycofanie w głąb sceny głosów, co było jednoznacznie na plus, ponieważ było bardziej naturalne. Ale też, jak mówił, krążek z nowym remasterem płyty Unu grupy Perfect (analogowy remaster Damiana Lipińskiego), a także Queen z Platinum SHM-CD zagrały wyraźnie mniej przekonywająco z P-3 w torze: „najgorzej zagrały gitary, były zbyt uspokojone”. Spostrzeżenia te potwierdził Bartek, dla którego uspokojenie dźwięku, dynamiki z P-3 było zbyt duże. Dźwięk bez procesora był mocniejszy, miał lepsze uderzenie, skalę. Jednocześnie jednak, jak mówi: „system bez P-3 trochę przekłamuje dźwięk, jest bardziej szpanerski”. Przede wszystkim dlatego, że „wypycha wszystko do przodu”, np. z Queenem, gdzie Freddie Mercury był wysunięty przed zespół, a tak być nie powinno. P-3 powodował uspokojenie przekazu, ale też jego lepszą integrację, cofał wszystko za kolumny, przez co scena była znacznie lepsza – głębsza i spójniejsza. Ważne jest to, o czym w pierwszej części mówił Tomek: działanie P-3 jest bardzo silne i zmienia dźwięk w każdym aspekcie. To tak, jakby zmienić cały system na inny, nie tylko jeden komponent. Zmiany te, jak pisałem, były tym ważniejsze, im dłużej się muzyki z nimi słuchało. Po jakimś czasie powrót do odsłuchu był w wielu przypadkach krokiem w tył. Jak mówi Bartek, procesor „czyści przekaz, co z muzyką akustyczną, wokalami itp. ma głęboki sens.” Zarówno on, jak i inni uczestnicy spotkania wskazywali jednak i na to, że mówienie o „wierności” w przypadku muzyki rockowej jest mocno wątpliwe, chodzi w niej o moc, wykop, uderzenie, dynamikę, energię. A tego z P-3 nie było, procesor uspokajał wszystko w jednakowym stopniu. Z instrumentami akustycznymi dawało to znacznie ciekawszy, zniuansowany przekaz, a z rockiem spłaszczało go w stopniu, który był nie do przyjęcia. Rysiek mówił, że w wersji z P-3 jazz zbliża się do tego, co słychać na żywo, a bez procesora słychać to tak, jakby instrumenty słuchane były za pośrednictwem mikrofonów. PODSUMOWANIE Nieczęsto się zdarza, abyśmy byli tak jednomyślni w stosunku do produktu, jak na początku tego odsłuchu i jednocześnie znajdowali się w tak różnych miejscach po jego zakończeniu. Procesor P-3 firmy Ancient Audio zmienia dźwięk w stopniu, w jakim jeszcze żaden komponent, z jakim na KTS-ie mieliśmy do czynienia, nie zmieniał. Patrząc na to, co dzieje się w tej chwili w branży audio na świecie, słuchając tego, co P-3 oferuje tu i teraz można zaryzykować i powiedzieć, że to może być najważniejszy produkt w historii Ancient Audio, jak również polskiej branży. Ale jeszcze nie teraz. To dopiero początek. Rozumiem P-3 jako coś, co jest stale udoskonalane i co jest w połowie drogi. Na szczęście to produkt w pełni programowalny. Jeśli więc go kupimy, możemy jego dźwięk udoskonalać, zmieniając po prostu software. Daje to bezpieczeństwo, jakiego z produktami audio zwykle nie mamy. Jedno, co powinno bezwzględnie w produkcie końcowym być dostępne, to WEJŚCIA i WYJŚCIA cyfrowe, omijające konwersję. Cała sekcja przetwornika jest wówczas niepotrzebna. Być może mógłby to być osobny produkt. P.S. W czasie spotkania do grona KTS-owców dołączyło dwóch nowych, „certyfikowanych” członków – Marcin i Bartek. Witamy serdecznie i obiecujemy mnóstwo muzyki, a także dużo dobrej zabawy i równie dobrego wina :) SYSTEM UŻYTY DO ODSŁUCHÓW Transport Compact Disc: Ayon Audio CD-T O wino w czasie spotkania zatroszczył się sklep DOŁĄCZ DO NAS NA TWITTERZE: UNIKATOWE ZDJĘCIA, SZYBKIE INFORMACJE, POWIADOMIENIA O NOWOŚCIACH!!! |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity