pl | en

Transport Compact Disc

 

C.E.C.
TL0 3.0

Producent: CEC Co., Ltd
Cena: 27 000 Euro

Kontakt:
C.E.C. International GmbH ǀ Wacholderweg 16
22335 Hamburg | Germany


e-mail: info@cec-international.com
www.cec-web.co.jp

MADE IN JAPAN

Do testu dostarczyła: RCM


ośnik fizyczny jako medium umiera – to pewne. Zgadza się to, co kiedyś napisał, a ostatnio przypomniał John Atkinson, naczelny „Stereophile’a”, „fizyczne dyski są tak strasznie XX-wieczne”… (John Atkinson, NAD Masters Series M50 & M52, „Stereophile” 2014, Vol.37, No.5, s. 83). Jednak pogłoski o ich śmierci są mocno przesadzone – to jest dla mnie równie pewne. Splot różnych czynników, wśród których równie ważne są socjologiczne, ekonomiczne i merytoryczne (chodzi o dźwięk) będzie, jak mi się wydaje, czymś w rodzaju „poduszki”, która utrzyma płyty winylowe i – tak, tak – Compact Disc w sprzedaży jeszcze przez wiele, wiele lat.
Dominującym kanałem sprzedaży stanie się, co oczywiste, streaming – w USA już teraz stanowi 60% ogólnej sprzedaży. Myślę, że przyszłość leży nawet nie w gromadzeniu nagrań na nośniku pamięci i odtwarzaniu ich z niego w wybranej przez nas chwili, a na streamingu plików wprost z sieci („chmury”), podobnie jak teraz słucha się stacji radia internetowego.
Tak będą słuchali muzyki ludzie wokół nas. Nas – bo mówiąc o przeżyciu nośników fizycznych mam na myśli konkretną grupę ludzi, zarówno melomanów, jak i audiofilów, dla których liczy się zarówno jakość dźwięku, jak i elementy pozamuzyczne, tworzące przeżycie nazywane „odsłuchem”. To bowiem także poligrafia, fizyczny kontakt z płytą, okładką. Jak i słuchanie kompletnej płyty, a nie poszczególnych utworów. Jest w nas, znowu myślę o pewnym wycinku populacji audiofilskiej (a to dlatego, ze się z nią utożsamiam), głęboko zakodowana potrzeba czegoś „realnego”. A, jak mówił ostatnio w swojej audycji Potrójne pasmo przenoszenia (Polskie Radio Program III) Michał Margański, pliki muzyczne nie mają desygnatu, czyli – nie „istnieją” tak, jak inne fizyczne rzeczy. A tego, mówię za siebie, ale chyba nie jestem w tym osamotniony, nie lubimy.


Jeśli rzecz idzie o gramofon – rzecz jest chyba jasna, nie ma sensu tego rozwijać. Z płytą cyfrową o tak kiepskiej reputacji, jak Compact Disc sprawa ma się jednak trochę inaczej. W przypadku winylu ilość informacji zawarta w rowkach płyty jest wręcz niewiarygodna – istnieje co do tego konsensus – i postęp w dziedzinie odtwarzania będzie je tylko ujawniał. CD z kolei już na starcie uznawany był przez wiele firm, w tym Linna i Naima, głównych promotorów LP w tamtym czasie, za pomyłkę. Naturalnym krokiem było pojawienie się płyt i odtwarzaczy High Definition Compact Disc (HDCD), potem formatów wysokiej rozdzielczości SACD i DVD-Audio, w miejsce tego ostatniego w ostatnim czasie Blu-ray Audio. Teraz dołączyły do nich pliki wysokiej rozdzielczości – PCM i DSD.
Jeśli jednak spojrzę wstecz na ostatnie 10 lat mojej pracy zawodowej nie mogę nie zauważyć, że i SACD, i DVD-A (a teraz BD-A i pliki hi-res) wydawały mi się czymś będącym dopiero na początku drogi rozwoju. Doceniałem to, co są w stanie zaoferować, kiedy jednak przychodziło do odsłuchów na serio, do testów, porównań, zawsze i bez wahania wybierałem Compact Disc jako format sprawdzony i – od kilku lat – na tyle dojrzały, aby można go było traktować na równych prawach z winylem. Czy pliki coś w tej hierarchii zmieniły? Niewiele, choć to oczywiście moje zdanie. Myślę, że temat ten jest znacznie bardziej „niedojrzały” niż, dla przykładu, format SACD. Ale rozwój tej gałęzi audio jest nieunikniony i będzie postępował bardzo szybko. Zajmie to jednak trochę czasu, a ja nie chcę go marnować na czekanie i próby – chcę go spędzić słuchając muzyki tak, jak lubię.

Dlatego na zarzuty, takie jak z maila od czytelnika „EnjoyTheMusic.com”, gdzie znalazł mój test odtwarzacza Accuphase DP-720, czyli „chyba świetnie się bawiłeś, tłumiąc śmiech podczas słuchania tak drogiego odtwarzacza nośników fizycznych, prawda?”, albo: „W XXI wieku to musi być zabawne testować taki odtwarzacz…” odpowiadam wzruszeniem ramion, zdając sobie sprawę, że najwyraźniej człowiek nic z tego nie rozumie (test TUTAJ). Moim celem jest bowiem nie toczenie wojny ideologicznej i stawanie po czyjejkolwiek „stronie” (jakby jakieś „strony” w tej sprawie w ogóle były!), a prezentowanie moim czytelnikom tego, co mi się wydaje najbardziej sensowne, najlepsze; promowanie rozwiązań korzystnych zarówno dla MNIE, jak i dla CZYTELNIKÓW. Bo jedziemy na tym samym „wózku”. A płyta Compact Disc jest dla mnie, obok (może trochę za) winylu, jedynym źródłem muzycznego sygnału audio, który jest na tyle dojrzały, żeby traktować go tak, jak na to zasługuje. I właśnie dlatego wciąż testuję odtwarzacze Compact Disc i nie wygląda na to, żeby w najbliższej przyszłości coś w tej mierze miało się zmienić.

W mailu, którego kawalątek przytoczyłem, szczególnie ciekawa była „wrzutka” o cenie – sugerowała bowiem, że sens miałoby testowanie – ewentualnie – niedrogich odtwarzaczy CD, te drogie w ogóle z rynku eliminując. A przecież to kompletny nonsens, bo pierwszą „ofiarą” plików padły najtańsze odtwarzacze nośników fizycznych i to z nich wycofują się takie firmy, jak Cambridge Audio, Denon, Marantz i inne. Wciąż jeszcze można w ich cenniku znaleźć oferty z podstawowego przedziału cenowego (do 2000 zł), to jednak wyjątki, a nacisk położony jest na średnią i wysoką półkę. Bo to przecież ludzie mający najbardziej „wypasione” systemy są jednocześnie największymi konserwatystami i to oni mają zwykle duże kolekcje płyt. I – co ważniejsze – właśnie w ich systemach wartość formatu Compact Disc manifestuje się z największą mocą. Tak jest u Janusza, u którego spotkania ma Krakowskie Towarzystwo Soniczne, tak jest i u mnie.

Pojawienie się na rynku transportu Compact Disc za 27 000 euro jest więc dla mnie absolutnie na miejscu i zrozumiałe (o różnicach między ‘transportem’ i ‘napędem’ czytaj we wstępniaku Transport, czyli napęd). Jak pokazał odsłuch systemu Vivaldi firmy dCS, płyta CD jest w stanie zagrać tak obłędnie, że nie ma się potrzeby zmiany na cokolwiek innego, bez znaczenia ile toto ma bitów i herców (czytaj TUTAJ). A przecież Vivaldi to nie Compact Disc, a Super Audio CD – dedykowany transport CD ma więc już na starcie przewagę.
Patrząc na najnowszą wersje „perły w koronie” CEC-a ma się tego całkowitą pewność. Gabaryty widzianego na żywo Double Belt-Drive CD Transport TL0 3.0 są zaskakująco niewielkie. Na zdjęciach wygląda na potężną maszynę, podczas kiedy w rzeczywistości jego obrys jest znacznie mniejszy niż – już i tak dość małego – odtwarzacza Ancient Audio Lektor AIR V-edition, z którego korzystam ma co dzień. Ale taki był pomysł na TL0 od samego początku – chodziło o maksymalne zwarcie obudowy i zbliżenie do siebie wszystkich ścianek bocznych.

Urządzenie wybudowano bowiem w górę. Złożone jest z dwóch, odseparowanych od siebie sprężystymi damperami, części: dolnej, z zasilaczem, wyświetlaczem i sterowaniem oraz górnej, z napędem (mechaniką i optyką). Napęd to opracowany przez CEC-a i produkowany ekskluzywnie przez tę japońską firmę, napęd paskowy. To jego szczytowa wersja, z dwoma paskami – jednym obracającym płytę i drugim przesuwającym wózek z optyką. Żeby to w ogóle mogło działać w CEC-u napisano własne oprogramowanie – zmiana serwa, skrócenie ścieżek i poprawa prowadzenia ścieżki masy jest jedną z ważniejszych zmian w stosunku do wersji TL0 X.
Płytę kładziemy na metalowym, grubym wałku, przyciskając od góry ciężkim, ważącym 460 g „stabilizatorem”. Całość przypomina talerz gramofonu – oś jest długa, wychodzi daleko poniżej punktu podparcia, ma dużą średnicę i jest ciężka.
Górną część odsprzęgnięto od dolnej za pomocą trzech sprężyn tłumionych gumowymi elementami – rozwiązanie nazwane D.R.T.S. (Double Rubbers & Triple Springs). Na dolnej mamy mały, słabo czytelny wyświetlacz ukryty za lustrzaną szybką (jakoś źle mi się to kojarzy) oraz guziki sterujące. Powtórzono je na bardzo solidnym, wygodnym pilocie zdalnego sterowania, z którego przyciemnimy również wyświetlacz i wysterujemy wzmacniacz CEC-a. Stary, bo firma w tej chwili skupiła się wyłącznie na transportach i przetwornikach D/A.

Nowością w stosunku do poprzedniej wersji jest obecność na tylnym wejściu całej baterii wyjść, bo oprócz optycznego i koaksjalnego S/PDIF, zbalansowanego AES/EBU mamy teraz również firmowe łącze SuperLink, w którym z transportu wysyła się aż cztery sygnały, kablami BNC. Możemy się w ten sposób połączyć z Dakiem CEC-a. Problem w tym, że w tej chwili nie ma w ofercie tego producenta urządzenia równie wysokiej klasy, jak TL0 3.0. Skorzystałem więc z kilku przetworników znanych mi z wielu innych okazji. Podstawowe odsłuchy przeprowadziłem z fantastycznym Accuphasem DC901. Raz, że znam go ze współpracy z firmowym transportem DP900 (test w „Audio”), a dwa, że posiłkowałem się systemem jednego z naszych czytelników, pana Richarda Akera, który ma w Tokyo system bazujący na topowych produktach tej firmy (zawsze otrzymuje jedne z pierwszych egzemplarzy), a który swoją historię opowiedział w artykule Accuphase – wczoraj dzisiaj i na zawsze… (patrz zdjęcie nr 24). Widzicie, pan Aker ma kompletne topowe źródło Accu. I jest z niego ekstremalnie zadowolony. A jednak zachował transport Compact Disc, który miał wcześniej – model TL0 X firmy CEC. I uważa, że płyty CD najlepiej brzmią właśnie z tego ostatniego. Powtórzyłem więc jego zestawienie. Dodatkowo do odsłuchu posłużył mi DAC Ayon Audio Stratos (test w „Audio”) oraz Auralic Vega. Napędami, które posłużyły mi do porównania z CEC-em był wspomniany Accuphase DP900 i sekcja transportu w odtwarzaczu Lektor AIR V-edition, czyli Philips CD-Pro2LF. Warto dodać, że dystrybutor, który od lat korzysta z topowych CEC-ów w roli transportu ma w domu DAC firmy Vitus Audio. Nie miałem okazji, ale założę się o dobre wino, że genialnym partnerem byłby także „dak” Reimyo DAP-999EX Limited, podobnie jak TL0 3.0 przeznaczony wyłącznie dla sygnału CD.
Transporty i przetworniki łączone były za pomocą mojego najnowszego nabytku, kabla cyfrowego Acrolink 7N-DA6100 Mexcel. TL0 3.0 znalazł się w sprzedaży 3 grudnia 2013 roku..

O firmie CEC pisaliśmy
  • TEST: C.E.C. ASB3545WF Wellfloat – platforma antywibracyjna, czytaj TUTAJ
  • TEST: C.E.C. DA 3N i TL 3N - przetwornik cyfrowo-analogowy + transport CD, czytaj TUTAJ
  • TEST: C.E.C. CD 3800 + AMP 3800 - odtwarzacz CD + wzmacniacz zintegrowany, czytaj TUTAJ
  • TEST: C.E.C. DA53N - przetwornik cyfrowo-analogowy, czytaj TUTAJ
  • TEST: C.E.C. TL53Z + AMP53 - odtwarzacz CD + wzmacniacz zintegrowany, czytaj TUTAJ
  • TEST: C.E.C. TL51XR - odtwarzacz CD, czytaj TUTAJ
  • TEST: C.E.C. TL1N/DX1N - transport CD + przetwornik D/A (premiera światowa) , czytaj TUTAJ
  • TEST: C.E.C. AMP3300R - wzmacniacz zintegrowany, czytaj TUTAJ
  • TEST: C.E.C. AMP6300 - wzmacniacz zintegrowany, czytaj TUTAJ

  • Nagrania użyte w teście (wybór)


    • Music For A While. Improvisations on Purcell, Christina Pluhar, L’Arpeggiata, Erato 4636203, CD + DVD (2014).
    • Art Blakey Quartet, A Jazz Message, Impulse!/Universal Music Company (Japan) UCCI-9043, “Best50. No. 43”, CD (1963/2001).
    • Chet Baker, It could happen to you, Riverside/Fantasy/Original Jazz Classic OJC20 303-2, Super Bit Mapping CD (1958/?).
    • Czesław Niemen, Dziwny jest ten świat…, Polskie Nagrania Muza/Polskie Nagrania PNCD 1570, CD (1967/2014).
    • Derek & The Dominos, Layla, Polydor/Universal Music LLC UICY-40004, Platinum SHM-CD (1970/2013).
    • Diary of Dreams, Elegies in Darkness, Accession Records A137, “Limited Edition” CD (2014).
    • Dire Straits, Love Over Gold, Vertigo/Universal Music LLC (Japan) UICY-40029, Platinum SHM-CD (1982/2013).
    • Dizzy Gillespie, The New Content, Limelight/Universal Music Japan UCCM-9097, “Immortal Jazz on Mercury. No. 47”, CD (1962/2003).
    • Elvis Presley, Elvis is Back!, RCA/BMG Japan BVCM-37088, “Living Stereo”, CD (1960/2002).
    • G.F. Haendel, Duetti da Camera, La Risonansa, Fabio Biondi, Glossa GCD 921516, CD (2014).
    • Jean Michel Jarre, Essentials & Rarities, Disques Dreyfus/Sony Music 62872, 2 x CD (2011).
    • June Christy & Stan Kenton, Duet, Capitol/Toshiba-EMI Limited TOCJ-9321, „Super Bit Jazz Classic”, CD (1955/2001)
    • Peter Gabriel, So, Realworld/Virgin SAPGCD5, SACD/CD (1987/2003).
    • Republika, Masakra, Pomaton EMI/EMI Music Poland 9529752, „Reedycja 2011, No. 08”, CD (1998/2011).
    • The Hilliard Ensemble, The Hilliard Sound. Renaissance Masterpieces, Erato 4632795, 3 x CD (1985, 1986/2014).
    Japońskie wersje płyt dostępne na



    Myślę, że pomimo upływu tylu lat technika cyfrowa w służbie audio wciąż stanowi zagadkę i tajemnicę. Inżynierowie biegli w czytaniu materiałów drukowanych, obyci w teorii, może nawet mający osiągnięcia w programowaniu lub na innych polach, gdzie ich wiedza się sprawdza, odpowiedź mają prostą – „bit to bit”. I jeśli uważasz inaczej niż oni, to jesteś debilem, albo prowokatorem (ale też debilem). Bo to przecież „ciąg bitów”, którym nic się nie może stać, jeśli tyko są transmitowane w odpowiedni sposób. Mam to w głowie za każdym razem, kiedy słucham źródeł cyfrowych przygotowanych przez innych inżynierów, którzy uczyli się z tych samych podręczników, ograniczani są przez tę samą fizykę, mających jednak atut, dający im ogromną przewagę nad tymi pierwszymi – wiedzą, że teoria nie opisuje wszystkiego i że jej uszczegółowienie prowadzi do zaskakujących wyników. A przez to wymaga dalszych badań. Przede wszystkim w laboratorium, ale w kolejnym kroku w sali odsłuchowej. Mam to w głowie tym mocniej, im większe różnice w odczycie, dekodowaniu i wysyłaniu do DAC-a sygnału wykazuje dany produkt. A CEC TL0 3.0 zmienia dźwięk w sposób wyjątkowy.

    Jego brzmienia nie da się pomylić z niczym innym. Jest samoistny i znacząco inny niż transporty Reimyo, Accuphase’a i Ancient Audio. Dostajemy wraz z nim ciekawe połączenie nieprawdopodobnego wręcz nasycenia niskiego środka (ale i środka jako takiego) i detaliczności. Obydwa te elementy, jestem tego pewien, wynikają z rozdzielczości – tutaj absolutnie nieprawdopodobnej.
    Puszczając dowolną płytę pierwsze, co usłyszymy to będzie gęstość i energia w podzakresie przez który format CD jest notorycznie oskarżany. Jeśli za coś go bowiem krytykujemy, bazując na doświadczeniach z gramofonami, to za wychudzenie brzmienia, jego martwotę. Obydwie te rzeczy, a dochodzi do tego jeszcze jaskrawość góry, przykleiły formatowi łatkę „cyfrowości”. Dzisiaj „cyfrowy” kojarzy się powszechnie z „lepszym”. Tyle tylko, że w kręgu perfekcjonistycznego audio przez lata całe, a i w dużym stopniu również i teraz, było synonimem brzmienia ostrego i nienaturalnego. Z CEC-em łatwo uwierzyć, że to bzdura, że tak grający odtwarzacz CD jest po prostu nieudanym odtwarzaczem. Kropka. Na każdym poziomie cenowym da się bowiem stworzyć system z CD w roli głównej, który zagra co najmniej satysfakcjonująco. Z CEC-em natomiast stworzymy cyfrowy system z absolutnie topowej półki.


    Jak mówię, jego cechą prymarną będzie nieprawdopodobnie gęsta średnica, jej niższa część. Przy CEC-u transport Philipsa w odtwarzaczu Ancient Audio, z którego korzystam, wydaje się dość nijaki. A przecież sam z siebie jest fantastyczny, znam go z kilkudziesięciu bardzo drogich produktów i zawsze stawał na wysokości zadania. W audio jest jednak tak, że wszystko jest dobrze, dopóki nie usłyszymy czegoś lepszego. Po takim doświadczeniu coś w głowie „przeskakuje” i słyszymy wszystko z innego miejsca, szerzej, głębiej, dalej. Jak gdybyśmy wcześniej stali zbyt blisko na to, żeby zobaczyć szczegóły. Lepsze urządzenie powoduje, że stoimy bisko niego i widzimy poprzednią referencję z odpowiedniej odległości, z wszystkimi jej zaletami i ograniczeniami. Choć teraz nie widzimy ograniczeń „nowego”. I tak dopóki nie spotkamy czegoś jeszcze lepszego. Po prostu poprawa dźwięku daje inną perspektywę. Słychać, czego naszej dotychczasowej „referencji” brakowało.
    A Philipsowi brakuje gęstości i selektywności. Z najlepszymi odtwarzaczami CD, jakie znam, np. topowym Ancient Audio, Vitusem, Jadis, dźwięk jest wybitny. Ale to w pewnej mierze sprawa tego, jak ten sygnał zostanie skorygowany w ich przetwornikach. Transport sam w sobie jest znakomity, to jedna z najlepszych konstrukcji, jaką audio zostało pobłogosławione. Są jednak lepsze, na przykład CEC.
    Gęstość o której mówię daje w efekcie dźwięk bardzo zbliżony do tego, co usłyszymy z wysokiej klasy gramofonów. Elvis z płyty Elvis is Back! zabrzmiał obłędnie: głęboko, nisko, z wyraźnie słyszanym podkreśleniem niskich rejestrów (przez realizatora nagrania, nie przez system). Fever poruszał jak rzadko kiedy. Puszczona zaraz potem wersja tej piosenki w wykonaniu Michaela Bublé była ciekawa, ale nawet w połowie tak nie była porywająca. Także jej dźwięk był dużo gorszy – bardziej płaski, nudny. A przecież od nagrania z Elvis is Back! minęły 54 lata!

    A jak zagrały unikatowe utwory Jeana Michela Jarre’a z płyty Essentials & Rarities (chodzi oczywiście o „rarities”)! Jeśli myślałem, że płyta króla rock’n’rolla brzmi głęboko, ultra-niskie i zagęszczone wejścia elektroniki i nagranych przez autora Oxygene instrumentów perkusyjnych wyprowadziły mnie z błędu. Mam w pokoju, w którym słucham muzyki poustawiane wszystko tak, żeby niskie dźwięki jak najmniej wprawiały poszczególne rzeczy w drgania. Czasem jednak zdarza się, że coś tam zabuczy. Rzadko, sporadycznie, ale zdarza się. Nie chodzi przy tym o to, żeby zejść jak najniżej, ani tym bardziej, żeby zagrać jak najgłośniej – większość płyt, nawet przy bardzo głośnym graniu nie robi na meblach i wyposażeniu żadnego wrażenia. Żeby je czymś „ruszyć” trzeba energii – a to coś zupełnie innego. Nagrane przez Jarre’a na dość prymitywne magnetofony szpulowe dźwięki okazały się fantastyczne właśnie przez gęstość i energię, którą przenosiły na pokój, „energetyzując” w nim wszystko: powietrze, meble, wyposażenie.

    Gęstość to jedno, a duża ilość informacji na górze pasma – drugie. Transporty bazujące na modułach Philipsa CD-Pro2 są wyjątkowo rozdzielcze. Mają jednak tendencję do zaokrąglania ataku wysokich tonów. Co powiedziawszy muszę zaraz dodać, że czasem, ale naprawdę czasem, przy nieodpowiednim dobraniu DAC-a, może to dawać efekt wyostrzenia. Już spieszę z wyjaśnieniami.
    Intuicyjnie postrzegamy dźwięk w taki sposób, że jeśli jest ostry, to uznajemy, że atak został przesadzony i – zwykle – poziom wysokich tonów jest zbyt wysoki. Z kolei jeśli coś jest gładkie i ciepłe, przyjmujemy to jako oznakę zaokrąglenia, wyraz utraty detali opisujących pierwsze milisekundy każdego dźwięku. W high-endzie jest inaczej. Im bardziej rozdzielcze urządzenie i im lepiej ma zachowane czoło ataku, tym cieplej brzmi. Czyli bardziej naturalnie, „fizjologicznie”. Im większe ma problemy z utrzymaniem tempa, a do tego atak jest niezbędny, im bardziej rozmywa tzw. „pitch” (wysokość i intensywność tonu), tym jest bardziej agresywny. Proste jak drut. Najlepiej słychać to z głośnikami wysokotonowymi. Kopułki jedwabne, albo generalnie materiałowe w porównaniu z dobrymi głośnikami ceramicznymi i diamentowymi brzmią w „mokry” sposób, część z nich gra wręcz ostro, ze „szpileczkami”. Ceramika zawsze brzmi ciepło, kremowo. Właśnie dlatego, że jest sztywna i nie rozmywa czoła ataku. Ma swoje własne problemy, ale akurat w tej mierze jest wyjątkowa. Podobnie zresztą jak głośniki planarne.

    Najlepsze transporty i przetworniki brzmią jak gdyby były kopułkami diamentowymi, berylowymi, ceramicznymi, najlepszymi głośnikami wstęgowymi, przetwornikami Heila. CEC jest wśród nich „pierwszym pośród równych sobie”. Po raz pierwszy od momentu opuszczenia mojego systemu przez gramofon TechDAS Air Force One z przyjemnością słuchałem płyt – przyjemnością będącą czymś w rodzaju wytęsknionego oddechu (czytaj TUTAJ). Nie, to nie był tożsamy dźwięk, japoński gramofon jest bezkonkurencyjny i – jak pisałem – jedynie pełny system dCS-a i magnetofon szpulowy były w stanie pokazać coś na jego poziomie (choć każdy format na swój sposób; czytaj TUTAJ i TUTAJ ). Ale też nie miałem w systemie zegara ani upsamplera, które są w dCS-sie kluczem do jego grania. Słyszałem, co robi jego wyłączenie, jak wpływa na dźwięk nie całkiem topowy kabel zegara, o samym zegarze nie wspomniawszy. Tutaj miałem „goły” napęd. I jako taki jest po prostu wybitny.

    Wraz z gęstością środka dostajemy bowiem bardzo otwartą górę. Ale mówiąc „otwarta” nie mam na myśli jasnej. CEC w tej mierze raczej pokazuje charakter przetworników, nie manifestując swojego charakteru własnego. Charakter środka wydaje się przez niego „ustawiany”, a góry i dołu – już nie. Dlatego z DC901 Accuphase’a miałem niezwykle nasyconą, gęstą górę, w której dało się odczuć niewielką twardość. To część filozofii dźwięku tego producenta, którą przechowuje od dawna i którą stara się poprawiać, nie zmieniając. Kiedyś odtwarzacze dCS-a brzmiały podobnie, dając jeszcze mocniejszy rysunek blach, pogłosów. Z kolei z przetwornikiem Stratos Ayona brzmienie było bardziej stonowane, ale nie aż tak dźwięczne i nie miało tak doskonałego dołu. Ale i z nim miałem wrażenie, że japoński transport gra dźwiękiem otwartym i zdecydowanym.

    Podsumowanie

    Najwięcej czasu poświęciłem barwie, jaką jesteśmy w stanie z TL0 3.0 uzyskać. A to dlatego, że wydaje mi się to jego najistotniejszą zaletą, zbliżającą go do najlepszych gramofonów. To dokładnie ta sama filozofia dźwięku, co w Air Force One, co w produktach SME. Pełny system Accuphase’a gra gładszym dźwiękiem, ale przede wszystkim z płytami SACD. Z CD jest trochę mniej rozdzielczy i nie mamy tak pięknej średnicy. System dCS-a jest gładszy, dźwięk jest jeszcze bardziej naturalny i płynny. Ale stawiam dolary przeciwko orzechom, że w 90% to zasługa sekcji procesora i zegara. Napęd CEC-a mógłby z nimi pokazać coś jeszcze lepszego.
    Zachwycając się barwą nie zapomniałem o przestrzeni (holografii) i dynamice. Są doskonałe, choć da się wskazać pewne „tendencje”, jakie zdają się nimi kierować. To przybliżanie obrazu do słuchacza, promujące mniejsze składy jazzowe i klasykę. Duże składy, np. big band Benny’ego Cartera towarzyszący Dizzy’emu Gillespiemu na płycie The New Content, były piękne w potędze, ładzie i składzie. Ale jednak z biegiem czasu coraz więcej utworów, jakie miałem ochotę usłyszeć pochodziła z płyt z mniejszym personelem. Z kolei płyty rockowe były bezkonkurencyjne, szczególnie jeśli zostały nagrane i wyprodukowane w tak czujny sposób, jak Masakra Republiki. Także elektronika była bezbłędna – jeszcze tak grających zespołów krautrockowych u siebie nie słyszałem, chyba że z winylu. Chciałbym coś takiego mieć tylko dla siebie, z dedykowanym zegarem i upsamplerem.

    TL1 firmy CEC miał paskowy napęd, wyglądał jednak całkowicie klasycznie – płyta ładowana była od góry jak we wszystkich transportach z mechaniką Philipsa CD-Pro2. TL0 zerwał z tym całkowicie, przez wydzielenie górnej sekcji z samym napędem. Jest ona odsprzęgnięta od dolnej za pomocą trzech sprężyn, tłumionych gumowymi wkładkami - D.R.T.S. (Double Rubbers and Triple Springs). Całość stoi zaś na trzech metalowych kolcach. Przypomina niedwuznacznie rozwiązania stosowane w gramofonach – i taki był zamysł. Nie jest to pierwszy przypadek przeniesienia rozwiązań z mechanicznego układu, jakim jest gramofon do – wydawałoby się – całkowicie elektronicznego, jakim jest CD. Na szczęście wiemy, że gramofon to nie tylko mechanika, a CD nie tylko elektronika. Podobnie myśli o tym firma Oracle Audio – obok gramofonu Delphi, teraz w wersji Mk VI, ma w swojej ofercie wyglądający niezwykle podobnie, transport Compact Disc CD 2000 MkIII, zawieszony na czterech, tłumionych sprężynach. Sam napęd jest jednak klasyczny – to Philips CD Pro-2LF.


    W CEC-u górna część, z napędem, wykonana została z dwóch różnych rodzajów metalu – 20 mm płata aluminium i 10 mm podstawy z mosiądzu. Silniki i łożysko zamontowane są do dolnej części. Ich połączenie ma skutkować w świetnym tłumieniu drgań. Główne łożysko jest solidne jak w gramofonie – wał o średnicy fi 15 mm, na którym kładziemy płytę napędzany jest za pomocą paska z silnika obok. Na płytę nakładamy „stabilizator” o średnicy 125 mm i wadze 460 g. Zaprojektowano go w ten sposób, aby zakrywał także krawędzie płyty, tłumiąc w ten sposób światło lasera zwykle załamujące się na krawędziach, wracające do płyty i tym samym interferujące z głównym promieniem. Odtwarzacz obsługuje się bardzo fajnie – na osi kładziemy płytę i dociskamy stabilizatorem. Odtwarzacz ma dwa elementy fotooptyczne – jednym sprawdza, czy płyta została położona, a drugim, czy została dociśnięta. TOC wczytywany jest automatycznie, kiedy wszystko jest na swoim miejscu – guzik w Lektorach firmy Ancient Audio, który do tego służy jest dla mnie nieco irytujący.
    Sekcję z zasilaczem i sterowaniem umieszczono w dolnej obudowie, złożonej z aluminiowych płyt. Choć nie cały zasilacz – transformator zmieścił się w osobnej obudowie, łączonej z główną sekcją za pomocą 1,5-metrowego kabla zakończonego multipinowymi, złoconymi wtykami typu Cannon. W czasie testu zasilacz stał na platformie Acoustic Revive TB-38H i zasilany był kablem Acrolink 7N-PC9500 Mexcel. Transport, bez zasilacza, waży 16 kg i jest fantastycznie wykonany. Jeszcze lepiej byłoby jednak, gdyby wyświetlacz był duży i czytelny.

    Dane techniczne (wg producenta)

    System napędu: paskowy, podwójny (oś + optyka)
    Odtwarzane typy płyt: CD, CD-R/RW
    Wymiary stabilizatora płyty: 125 mm
    Waga stabilizatora płyty: 460 g
    Materiał stabilizatora płyty: mosiądz pokrywany niklem
    Średnica fi osi płyty: 5 mm
    Zawieszenie: D.R.T.S. (Double Rubbers and Triple Springs)

    Wyjścia cyfrowe:

  • Super Link x 1 (BNC x 4) 2,5 Vp-p/75 Ω
  • AES / EBU (XLR, hot=pin 2) x 1 2,5 Vp-p/110 Ω
  • koaksjalne x 1 0,5Vp-p/75Ω
  • TOS x 1(optyczne): -21~-15 dBm EIAJ
  • Word Clock: BNC x 1: 44,1 kHz

    Pobór mocy: 12 W
    Wymiary (transport): 300(W) x 317(D) x158(H) mm
    Wymiary (zasilacz): 128(W) x 260(D) x 103(H) mm
    Waga (transport): 16 kg
    Waga (zasilacz): 3,2 kg
    Kolor: srebrny

  • Dystrybucja w Polsce:

    RCM

    40-077 Katowice | ul. Matejki | Polska
    tel.: 32/206 40 16 | 32/201 40 96

    rcm@rcm.com.pl

    www.rcm.com.pl

    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl

    System odniesienia

    Źródła analogowe
    - Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version]
    - Wkładki: Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ
    - Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ
    Źródła cyfrowe
    - Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ
    - Odtwarzacz multiformatowy: Cambridge Audio Azur 752BD
    Wzmacniacze
    - Przedwzmacniacz liniowy: Polaris III [Custom Version] + zasilacz AC Regenerator, wersja z klasycznym zasilaczem, recenzja TUTAJ
    - Wzmacniacz mocy: Soulution 710
    - Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ
    Kolumny
    - Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ
    - Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands
    - Filtr: SPEC RSP-101/GL
    Słuchawki
    - Wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ
    - Słuchawki: HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | HIFIMAN HE-500, recenzja TUTAJ | HIFIMAN HE-300, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Ultrasone PROLine 2500, Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ
    - Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ
    - Kable słuchawkowe: Entreq Konstantin 2010/Sennheiser HD800/HIFIMAN HE-500, recenzja TUTAJ
    Okablowanie
    System I
    - Interkonekty: Siltech ROYAL SIGNATURE SERIES DOUBLE CROWN EMPRESS, czytaj TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 8N-A2080III Evo, recenzja TUTAJ
    - Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ
    System II
    - Interkonekty: Acoustic Revive RCA-1.0PA | XLR-1.0PA II
    - Kable głośnikowe: Acoustic Revive SPC-PA
    Sieć
    System I
    - Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9300, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ
    - Listwa sieciowa: Acoustic Revive RTP-4eu Ultimate, recenzja TUTAJ
    - System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R)
    System II
    - Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R (x 4 ), recenzja TUTAJ
    - Listwa sieciowa: Oyaide MTS-4e, recenzja TUTAJ
    Audio komputerowe
    - Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-801
    - Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ
    - Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ
    - Router: Liksys WAG320N
    - Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB
    Akcesoria antywibracyjne
    - Stolik: Finite Elemente PAGODE EDITION, opis TUTAJ/wszystkie elementy
    - Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny
    - Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ
    - Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ
    - Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4
    Czysta przyjemność
    - Radio: Tivoli Audio Model One