pl | en
Test
Przetwornik cyfrowo-analogowy + transport CD
C.E.C.
DA 3N i TL 3N


Cena: 3999 + 2999 euro

Producent: C.E.C.

Kontakt (W Europie):
C.E.C. International GmbH ǀ Wacholderweg 16
22335 Hamburg, Germany

e-mail: info@cec-international.com

Strona producenta: C.E.C.

Kraj pochodzenia: Japonia

Produkty do testu dostarczyła firma: RCM

Tekst: Marek Dyba
Zdjęcia: Marek Dyba | CEC

Data publikacji: 16. maja 2012, No. 97




Jakiś czas temu byłem posiadaczem odtwarzacza CD firmy C.E.C. o symbolu 51XR. Zamieniłem go w końcu na modyfikowane przez Dana Wrighta (ModWright) Oppo 83SE właściwie po to, by zyskać odtwarzacz uniwersalny (CD/SACD/DVD-Audio/BD). Nie dało to wielkiego zysku w sensie klasy brzmienia (przy odtwarzaniu płyt CD), ale przemawiała do mnie większa uniwersalność tego rozwiązania i stąd taka decyzja. Obecnie, parę lat później, pewnie już bym takiej zmiany nie dokonał, bo gęstych formatów można dziś słuchać z plików hi-res, ale wówczas o poważnym graniu z plików nawet jeszcze nie myślałem. Bez wątpienia 51XR był bardzo dobrym odtwarzaczem, który dziś pojawia się jeszcze sporadycznie w ogłoszeniach i dzięki niewygórowanej cenie może stanowić łakomy kąsek zarówno jako odtwarzacz zintegrowany, jak i bardzo dobry transport.
Podobnie jak większość odtwarzaczy tej firmy był to top-loader z napędem paskowym, solidnie wykonany i po prostu bardzo dobrze brzmiący – jego dźwięk był (dla mnie) klasycznym przykładem „analogowego brzmienia”. Później w ofercie Japończyków pojawiły się nieco tańsze urządzenia w tym odtwarzacze z serii 3300 a potem 3800, które napędu paskowego nie miały. Obecnie w portfolio tej firmy obok odtwarzacza CD3800 japońska firma posiada również model CD 3N, który jest zintegrowaną wersją odtwarzacza dzielonego składającego się z transportu TL 3N, oraz przetwornika cyfrowo-analogowego DA 3N. I to właśnie te dwa ostatnie urządzenia trafiły do mnie do testu do „japońskiego” numeru „High Fidelity”. O ile transport jest dostępny już od ponad roku, o tyle przetwornik był dość długo dopracowywany i tak naprawdę jego oficjalna prezentacja odbyła się na tegorocznym High Endzie w Monachium. Do mnie trafił więc pewnie jeden z pierwszych egzemplarzy produkcyjnych. Mając w pamięci dźwięk mojego 51XR oczekiwałem podobnego w charakterze, acz wyższego klasą brzmienia i nie zawiodłem się.

Do tej pory testowaliśmy:

  • odtwarzacz CD + wzmacniacz zintegrowany C.E.C. CD 3800 + AMP 3800, test TUTAJ
  • przetwornik cyfrowo-analogowy C.E.C. DA53N, test TUTAJ
  • odtwarzacz CD + wzmacniacz zintegrowany C.E.C. TL53Z + AMP53, test TUTAJ
  • odtwarzacz CD C.E.C. TL51XR, test TUTAJ
  • transport CD + przetwornik D/A C.E.C. TL1N/DX1N, test TUTAJ (premiera światowa)

ODSŁUCH

Nagrania wykorzystane w teście (wybór):

  • Burmester, Art For The Ear (Vorführungs – CD II), M95, CD.
  • Patricia Barber, Companion, Blue Note/Premonition, 7243 5 22963 2 3, CD.
  • Grzegorz Ciechowski, Wiedźmin, Pomaton EMI, 7243 5 37015 9 5, CD.
  • From matrimony to Alimony, Blues for good love gone bad, TELARC, CD-83565, CD.
  • Hans Zimmer, Pirates of the Caribbean at world's end, Disney Records, 0946 3 95703 2 4, CD
  • Van Cliburn, Rachmaninoff, Piano Concerto No. 2, Living Stereo, 09026-61961-2, CD.
  • Mutter-Wiener Philharmoniker-Levine, Carmen Fantasie, DG, 00289 477 5721, SACD/CD.
  • Możdżer Danielsson Fresco, The time, Outside Music, OM CD001, CD.
  • Louis Armstrong & Duke Ellington, The Great summit, Complete Sessions, Roulette Jazz, 7243 5 24546 2 4, CD.
  • Cassandra Wilson, Traveling Miles, Blue Note, 7243 8 54123 2 5, CD.

Stylistycznie urządzenia C.E.C.-a, jak przystało na japońskie urządzenia, za bardzo się nie zmieniają, a przynajmniej nie tą to zmiany rewolucyjne, a najwyżej ewolucyjne. Transport TL 3N zewnętrznie niewiele się różni od odtwarzacza 51XR – w zasadzie to kwestia podświetlanego (w tym pierwszym) włącznika, oraz mniejszej ilości przycisków do obsługi urządzenia, umieszczonych nie pod wyświetlaczem, tylko z prawej stronie frontu. Niebieskie podświetlenie wyłącznika to właściwie jedyny „fajerwerk” wizualny – reszta to elegancka w swej prostocie, solidnie wykonana obudowa z aluminium. Na górze znajduje się odsuwana, szklana pokrywa nad samym napędem, a na płytę kładzie się, chyba jeszcze cięższy niż w 51XR, krążek dociskowy. W środku znajduje się napęd paskowy z dwoma paskami, co do tej pory było domeną wyższych modeli transportów (obecnie TL 3N to najniższy model w ofercie).

Nowy przetwornik cyfrowo-analogowy z wyglądu przypomina natomiast najbardziej... wzmacniacz z serii 3800. Dwie spore gałki po bokach, wyświetlacz umieszczony centralnie (acz większy niż we wspomnianym wzmacniaczu) i podświetlany na niebiesko wyłącznik. Wyświetlacz jest znakomity – wyświetlane znaki są duże i bardzo łatwe do odczytania nawet z kilku metrów. Chyba w końcu jakaś firma dorównała pod tym względem kanadyjskiemu Moonowi. Na tymże wyświetlaczu wyświetlane są informacje o tym, z którego wejścia korzystamy oraz jaką częstotliwość próbkowania przez to wejście DAC otrzymuje. Na froncie znajdziemy jeszcze gniazdo słuchawkowe fi 6,3 mm (duży jack), gniazdo USB (mini, typ B), oraz wejście optyczne (mini) – te dwa ostatnie zapewne głównie do podłączania urządzeń przenośnych. Wspomniane dwie duże gałki to obrotowy selektor wejść (wykonując niewielki ruch przeskakuje się na kolejne wejścia, nazwy pojawiają się na wyświetlaczu) oraz regulacja głośności, która działa zarówno dla wyjścia słuchawkowego, jak i dla analogowych wyjść z regulowanym poziomem sygnału, użycie których pozwala na bezpośrednie sterowanie końcówką mocy.
Tył urządzenia wygląda przebogato – ilość wejść cyfrowych jest ogromna, choć można by dyskutować czy proporcje są najwłaściwsze (to zawsze będzie zależało od punktu widzenia konkretnego użytkownika). Mamy bowiem tylko jedno wejście S/PDIF koaksjalne, ale dwa optyczne (plus jedno na froncie). Normalnie rzecz biorąc osoba, która ma jakiś transport płyt CD, oraz chce słuchać muzyki z plików i należy do grupy osób, które uważają, że zazwyczaj najlepsze brzmienie daje zastosowanie konwertera USB/coax (zakładając, że źródłem sygnału jest komputer), oczekuje, że DAC będzie miał dwa wejścia koaksjalne. Tyle, że jeśli transport CD będzie produktem CEC-a, to będzie go można połączyć z TL 3N tzw. „Superlinkiem”. Do tego połączenia potrzebne są aż cztery kable zakończone wtykami BNC (dostarczane z przetwornikiem), by osobno przesyłać dane audio i sygnały zegarów taktujących (przy połączeniu kablem koaksjalnym czy AES/EBU wszystko jest przesyłane razem, co zwiększa podatność sygnału na jitter). Jednym kablem łączymy ze sobą gniazda oznaczone w obydwu urządzeniach MCK (Master Clock) – transport tym kablem otrzymuje sygnał z zegara przetwornika – wspólne taktowanie umożliwia pełną synchronizację przesyłu danych między urządzeniami. Drugim gniazda BCK (Bit clock) – to połączenie umożliwia np. identyfikację częstotliwości próbkowania sygnału. Trzecim gniazda LRCK (L/R clock) do przesyłu informacji z transportu do DAC-a identyfikujących prawy i lewy kanał. I czwartym gniazda DATA - tym kablem wysyłane są same dane audio. Jeśli więc mamy transport C.E.C.-a to jedno wejście koaksjalne może wystarczyć. Imponującą gamę gniazd uzupełniają: port USB (typ B, plus wspomniane wcześniej mini na froncie), AES/EBU, oraz wejście dla zewnętrznego zegara. Mamy również cztery pary wyjść analogowych – 2 x RCA i 2 x XLR, zarówno niezbalansowane jak i zbalansowane występują bowiem w wersji ze stałym i regulowanym poziomem sygnału.

Jeśli chodzi o rozwiązania wewnątrz to już czytając materiały informacyjne producenta można zobaczyć, że z jednej strony zastosował on najnowszą, ośmiokanałową kość ESS Hyperstream ES9008 jako przetwornik D/A, z drugiej jednakże wejście USB obsługuje chip Tenora – to oczywiście dobra kość, szeroko stosowana, ale nie jest to rozwiązanie najnowszej generacji (m.in. oferuje obsługę sygnału o maksymalnej rozdzielczości 24/96). Pytanie z czego to wynika? Można oczywiście odpowiedzieć tak, jak odpowiadają np. inżynierowie Hegla – ta kość nie wymaga żadnych sterowników, dzięki czemu klient dostaje urządzenie typu „plug&play” – łączy je kablem USB z komputerem i system gra bez żadnych dodatkowych zabiegów. A może po prostu projektanci CEC-a uznali, że skoro coraz powszechniejsza jest opinia na temat konieczności stosowania konwerterów USB/coax to nie ma co inwestować przesadnie w wejście USB, skoro i tak większość „poważnych audiofilów” nie będzie z niego korzystać, a reszcie tanie i dobre rozwiązanie z Tenorem wystarczy. Odpowiedź właściwą znają jedynie twórcy tego urządzenia, ale ja obstawiam drugą teorię - po co zwiększać koszty urządzenia elementem, z którego audiofile oczekujący najwyższej klasy dźwięku i tak nie będą raczej korzystać. Tak czy owak – wejście USB oferuje, jak się okazało, naprawdę dobrą jakość dźwięku, na tyle dobrą, że wielu osobom to w zupełności wystarczy. Reszta i tak kupi konwerter (choćby Stello U3, czy inne dobre urządzenie tego typu) i będzie korzystać z wejścia koaksjalnego.
O ile wygląd urządzeń CEC-a powoli ewoluuje, o tyle w pilot zdalnego sterowania do transportu wygląda mniej więcej tak samo, jak ten od odtwarzacza 51XR (o ile pamiętam oczywiście). Dość duży i w miarę wygodny w obsłudze, tyle że wykonany z plastiku, mimo że aż prosiłoby się o metalowy, żeby pasował wizualnie do sterowanego urządzenia.

Pomimo że na test tych urządzeń miałem stosunkowo niewiele czasu, to musiałem im dać choć trochę czasu na pogranie, bo i transport, i przetwornik były właściwie nowe. Grały więc prawie dwie doby bez przerwy zanim zacząłem właściwy odsłuch. Gdy w końcu usiadłem na kanapie na początku nie zmieniłem płyty, która kręciła się w napędzie już od tych kilkudziesięciu godzin. Był to sampler Burmestera Art for the Ear CD2 - dobrze nagrana, zróżnicowana muzyka, z fantastycznym Tin Pan Alley w wykonaniu niezapomnianego Steviego Raya Voughana, trzema kawałkami z The Wall Pink Floyd, ale także Benem Websterem czy Paco de Lucią. O samplerach można mieć różne zdanie, ale te dobre do testowania sprzętu nadają się znakomicie i tak naprawdę to korzystając z tego typu, jednej płyty ze zróżnicowaną muzyką można dowiedzieć się niemal wszystkiego o sprzęcie ją odtwarzającym. Oczywiście przesłuchałem także sporo innych płyt, ale zważywszy na zróżnicowanie nagrań na tej płycie skupię się w opisie na niej.

Jak już pisałem po zestawie CEC-a spodziewałem się tzw. „analogowego” brzmienia – delikatnie ocieplonego, z piękna barwą, mocną średnicą i bardzo naturalnego. I wszystko się zgadzało, acz, poniekąd również zgodnie z oczekiwaniami, było jeszcze lepiej (w porównaniu do XR51) – z większą transparentnością, detalicznością, lepszymi skrajami pasma i... dynamiką.
Zwłaszcza tej ostatniej mojemu odtwarzaczowi troszkę brakowało.

Dzielony, oczywiście także sporo droższy, zestaw japońskiego producenta idzie zdecydowanie dalej w stronę dźwięku z wysokiej półki. W pierwszym utworze The moon is a harsh mistress urzekł mnie delikatnością naturalnie brzmiący, namacalny, pełny emocji głos norweskiej wokalistki Radki Toneff. Radka posiada piękny, momentami lekko drżący głos, który w wydaniu wielu odtwarzaczy CD bywa nieco wyostrzany, osuszany. Nie w przypadku testowanego zestawu – głos, choć momentami lekko drżący, był pełny i bardzo naturalny – nie było tu za grosz wyostrzania, czy osuszania. Także towarzyszący jej fortepian grał pełnym, dobrze dociążonym dźwiękiem, a uwagę zwracały piękne wybrzmienia.
W kolejnym utworze pojawia się moja ukochana gitara, na dodatek na której gra jeden z największych jej mistrzów – Paco de Lucia. Świetnie oddana została płynność z jaką palce jednej ręki mistrza biegają po gryfie, a drugiej szarpią struny – nawet ktoś nie znający tego nagrania, czy w ogóle Paco, byłby w stanie bez trudu powiedzieć, że gra on samymi palcami bez piórka. Mimo że jest to bardzo szybkie granie, bez dawania szans strunom na dłuższe wybrzmienia, to jednak dzielony odtwarzacz CEC-a potrafił pokazać dość mocno udział „drewna” i nie mówię tylko o typowym dla flamenco stukaniu weń, ale o podstawowej funkcji pudła rezonansowego. Powtarzam, że to właśnie akustyczne instrumenty (obok wokali) pokazują, co naprawdę potrafi sprzęt grający – po pierwsze łatwiej jest odnosić ich brzmienie słyszane z systemu do tego co znamy z bezpośrednich kontaktów, po drugie dla sprzętu niewątpliwie trudniej jest w naturalny sposób oddać ich prawdziwe brzmienie, niż np. gitary elektrycznej, której brzmienie w dużym stopniu zależy od pieca i efektów, z którymi się gra. Dlatego właśnie kawałek Paco de Lucii powiedział mi tak wiele – płynny, naturalnie brzmiący, detaliczny dźwięk, który wciągał w świat muzyki niemal równie łatwo, jak brzmienie gitary na żywo.

Utwór Hansa Theessinga pokazał dla odmiany jak na japońskim odtwarzaczu może zabrzmieć pełny, mocny, męski głos. Tu także nie usłyszałem tego cyfrowego nalotu, który często sprawia, że wokali lepiej słucha się z czarnych płyt. Tutaj wokal, mocny, dociążony, był także bardzo gładki – na żywo większość głosów ma w sobie taką właśnie, naturalną gładkość, spójność – nawet te z mocną chrypą jak Louisa Armstronga czy Marka Dyjaka – więc niewątpliwie za dużą zaletę CEC-ów trzeba uznać fakt, że potrafią to doskonale pokazać.
Kawałek Quincy Jonesa był dla odmiany testem możliwości testowanego odtwarzacza przede wszystkim w zakresie niskiego, elektronicznego basu, którego tu nie brakuje. O ile wspominany już kilka razy odtwarzacz 51XR nie był mistrzem samego dołu pasma, o tyle już DA 3N i TL 3N radzą sobie bardzo dobrze – nie dość, że bas schodzi nisko, jest mocno dociążony, mięsisty, to jeszcze i różnicowanie tego zakresu robi wrażenie. Nie jest to może najbardziej konturowy bas, jaki zdarzyło mi się słyszeć, ale też i wcale nie ustępuje jakoś bardzo w tym względzie takim odtwarzaczom jak Gryphon Scorpio, czy Audio Research CD5. Potwierdził to także utwór organowy z tej samej płyty, przy którym można ocenić, jak nisko potrafią zejść... przede wszystkim kolumny, ale w końcu muszą one dostać sygnał ze wzmacniacza, który z kolei musi go otrzymać ze źródła. Faktem jest, że gdy owym źródłem były testowane urządzenia to organy robiły wielkie wrażenie, a w zasadzie WIELKIE! Ogromna rozpiętość dźwięków, bardzo dobre różnicowanie i wypełnienie, fizycznie wręcz odczuwana potęga tego instrumentu – razem składało się to po raz kolejny na bardzo naturalny dźwięk, tym razem dodatkowo z ogromnym ładunkiem energetycznym.
Dynamiką powalało nagranie Dallas Wind Symphony - to niezwykły pokaz możliwości instrumentów dętych. Są tu i fragmenty piano i wielkie forte – a przejścia między nimi zostały oddane bardzo realistycznie, ze świetnym atakiem. Muszę przyznać, że co prawda wielkim fanem instrumentów dętych nie jestem, ale po tym pokazie ich możliwości – siły, dynamiki, dźwięczności i czystości brzmienia byłem pod ogromnym wrażeniem, tym bardziej, że tych atrakcji dostarczył mi odtwarzacz cyfrowy.

9 symfonia Szostakowicza była okazją do stwierdzenia, że i wysoka rozdzielczość jest zaletą testowanych urządzeń. Dźwięk był otwarty, bardzo czysty, przestrzenny, z precyzyjną lokalizacją wszystkich elementów w tejże przestrzeni. Tu także imponował zakres dynamiki, oraz szybkość i precyzja oddawania dużych skoków tejże.
Trzy utwory z The Wall zabrzmiały tak... analogowo, że od razu wziąłem się za porównywanie z ostatnim remasterem na winylu, odtwarzanym oczywiście na TransFi Salvation. I choć, z założenia – jako fan analogu, chciałbym powiedzieć, że odtwarzacz cyfrowy i gramofon dzieliła przepaść, to nie mogę tego zrobić. Tak – dynamika z winylu była lepsza, ale ta z CEC-ów była też imponująca, tak – winyl brzmiał nieco bardziej realistycznie, ale nadlatujący helikopter z płyty CD też zawisł nad moją głową zmuszając mnie do patrzenia w górę, wokale z czarnej płyty były nieco bardziej organiczne, ale japoński duet TL 3N i DA 3N wcale łatwo nie ustępował pola. Innymi słowy różnice na korzyść analogu były, ale stosunkowo niewielkie, a moje pierwsze wrażenie mówiące o „analogowości” brzmienia japońskich urządzeń nie wzięły się znikąd.

W końcu dotarłem do jednego z moich all-time-hits – czyli moich prywatnych hitów wszech czasów – chyba każdy ma takie kawałki, które wgryzły się głęboko w podświadomość i całkiem często wyskakują stamtąd sprawiając, że zaczynamy je nucić, nieprawdaż? Tak jest w moim przypadku z wspomnianym na początku utworem Stevie Raya Vaughana Tin Pan Alley. Zestaw CEC-a robi z tego niezwykle przejmujący bluesowy kawałek, fantastycznie oddając emocje w nim zawarte i nie pozwalając mi słuchać tego obojętnie. Oprócz znakomicie oddanej gitary Steviego, klimat tworzy i ciężka, mocna gitary basowa, i sprężysta, szybka perkusja, no i oczywiście przydźwięk, który został w nagraniu uchwycony i niejako stał się jego pełnoprawnym elementem. W tym graniu był ogromny feeling, emocje, rytm, była też niezwykła natychmiastowość i siła „wystrzału” (niewtajemniczonym wyjaśniam – wystrzału, ilustrującego tekst, „zrobionego” instrumentami). Nie będę pisał ile razy słuchałem tego kawałka...

Zwłaszcza, że oprócz słuchania tejże płyty na kolumnach, zrobiłem sobie sesję również z testowanymi obecnie (recenzja wkrótce) słuchawkami Audeze LCD3. Próbowałem m.in. ich połączenia bezpośrednio z wejściem słuchawkowym DA 3N. Sprawdzało się to zaskakująco dobrze, zważywszy że amerykańskie magnetostaty to dość wymagające słuchawki. Nie było to oczywiście połączenie idealne, bo te słuchawki potrzebują trochę więcej prądu niż CEC był w stanie oddać, ale słychać było analogową gładkość japońskich urządzeń. Znacznie lepiej wypadało użycie TL 3N i DA 3N wyłącznie jako źródła dla mojego LYR-a. Choć nadal wolę słuchać muzyki na kolumnach, to jednak i słuchawki mają swoje zalety. Zupełnie inaczej prezentowana jest co prawda przestrzeń, ale za to łatwiej jest „wejść” w nagranie, „przyjrzeć” się z bliska każdemu elementowi. W tym wypadku właściwie potwierdziłem w ten sposób wszystkie wcześniejsze obserwacje.
Zestaw CEC-a oferuje gładki, organiczny dźwięk, z delikatnie ocieploną średnicą, ale także i dość mocnymi skrajami pasma. Wokale i instrumenty akustyczne czarowały tak, jak zazwyczaj jedynie z winylu – czyste, organiczne, namacalne brzmienie, pełne wciągających emocji. Na górze jest bardzo dźwięcznie, dźwięk jest otwarty, z duża ilością szczegółów, słodki (w jak najlepszym tego słowa znaczeniu). Nie grozi nam wyostrzanie dźwięków, czy nadmierna sykliwość – oczywiście jeśli takowe „atrakcje” znajdują się w nagraniu to zostaną pokazane, ale bez ich podkreślania – trudno oczekiwać, że Patricia Barber czy wielki Louis Armstrong nagle przestaną syczeć – oni tak śpiewają i tak ma to być pokazane. Mimo tego wcale nie miałem wrażenia zaokrąglenia wysokich tonów – blachy perkusji, czy trójkąt miały bardzo czyste, mocne, dźwięczne brzmienie.
Dół pasma robi także spore wrażenie – bas schodzi nisko, jest szybki, ma znakomite wypełnienie i jest bardzo dobrze różnicowany. Nie jest to najbardziej konturowy bas jaki zdarzyło mi się słyszeć, ale tu także trudno mówić o zaokrągleniu dźwięków. Znakomicie wypadały organy, kontrabas, odpowiedni „power” miała stopa perkusji, może jedynie w czasie popisów np. Marcusa Millera zdarzało się, że jakiś dźwięk nie był wystarczająco szybko wygaszony. Wszystkie te elementy tworzą spójną całość, której moim zdaniem trudno cokolwiek zarzucić. To jedne z tych urządzeń, co do których trzeba powiedzieć, że grają bardzo dobrze, znakomicie nawet, którym trudno wytknąć słabe punkty, choć to nie oznacza, że nie da się jeszcze lepiej. Są oczywiście inne odtwarzacze, które są lepsze w pewnych aspektach grania, ale tylko niewiele jest takich, które oferują równie spójny, kompletny i lepszy jako całość dźwięk.

Żyjemy w czasach, gdy coraz więcej osób słucha muzyki z plików. Jest jednakże również wielu audiofilów, którzy po pierwsze mają ogromne kolekcje płyt CD, po drugie uważają, że technika odtwarzania plików jeszcze nie dorównała temu, co udało się osiągnąć w trakcie powiedzmy 30 lat istnienia odtwarzaczy płyt CD. Dlatego dobre odtwarzacze CD ciągle się sprzedają, a testowany przeze mnie zestaw japońskiej firmy CEC do takich należy. Decydując się na niego dostajemy bardzo dobry, paskowy transport, któremu bliżej jest do topowych modeli tej firmy, niż do dawniejszych tańszych. Do tego dostajemy przetwornik cyfrowo-analogowy z wieloma różnymi wejściami cyfrowymi, do którego możemy podłączyć niemal każde urządzenie cyfrowe, z przenośnymi włącznie. Co prawda rozwiązanie zastosowane dla portu USB nie należy do najnowszych, ale przecież chip Tenora pracuje w wielu znanych i uznanych produktach oferując naprawdę bardzo dobry dźwięk. Jeśli to za mało to i tak większość audiofilów sięgnie po taki czy inny konwerter USB/coax. Rzec by więc można: „wilk syty i owca cała” - mnie taki właśnie „analogowy”, naturalny dźwięk bardzo się podoba, ale to oczywiście rzecz indywidualnego gustu. Proszę posłuchać i ocenić samemu.

BUDOWA

Transport TL 3N
Testowany transport firmy CEC niewiele różni się zewnętrznie od posiadanego przeze mnie w swoim czasie odtwarzacza CD tej samej firmy oznaczonego symbolem 51XR. Top tzw. top-loader z napędem paskowym. Odtwarzacz nie posiada wysuwanej szuflady, ani slota. Zamiast tego w górnym panelu aluminiowej obudowy znajduje się odsuwana szklana pokrywa, pod którą mamy mechanizm CD – stąd angielska nazwa „top loader”, czyli w wolnym tłumaczeniu „ładowany od góry”. Wspomniana pokrywa przesuwa się bardzo płynie, więc wkładanie płyt nie nastręcza żadnych trudności. Dodatkowym elementem jest ciężki krążek dociskowy, który za każdym razem musimy umieścić na płycie CD (producent wręcz pisze, że nie wolno odtwarzać płyt bez niego). Przesunięcie pokrywy transportu do pozycji zamkniętej uruchamia automatycznie wczytywanie płyty, które odbywa się bardzo szybko.
Pośrodku frontu urządzenia znajduje się wyświetlacz (wydaje mi się, że identyczny jak ten w 51XR). Po lewej stronie umieszczono podświetlany na niebiesko główny włącznik, a po prawej 4 przyciski do obsługi napędu. Z tyłu wszystkie złącza cyfrowe umieszczono w środkowej części panelu. Na górze umieszczono tzw. „Superlink” – czyli cztery gniazda BNC służące do dedykowanego połączenia z przetwornikiem cyfrowo-analogowym CEC-a. Potrzebujemy więc 4 cyfrowych z wtykami BNC, które producent dostarcza ze swoim urządzeniem. Jednym kablem łączymy ze sobą gniazda oznaczone w obydwu urządzeniach MCK (Master Clock) – transport tym kablem otrzymuje sygnał z zegara przetwornika – wspólne taktowanie umożliwia pełną synchronizację przesyłu danych między urządzeniami. Drugim gniazda BCK (Bit Clock) – to połączenie umożliwia np. identyfikację częstotliwości próbkowania sygnału. Trzecim gniazda LRCK (L/R Clock) do przesyłu informacji z transportu do DAC-a identyfikujących prawy i lewy kanał. I czwartym gniazda DATA - tym kablem wysyłane są same dane audio.
Poniżej znajdują się także 3 „klasyczne” wyjścia cyfrowe – AES/EBU, S/PDIF koaksjalne, oraz optyczne. Po lewej stronie umieszczono jeszcze wejście dla zewnętrznego zegara, a po prawej znajduje się gniazdo sieciowe.
Wewnątrz znajduje się dość solidnie zabudowany mechanizm paskowy, z dwoma paskami – takie rozwiązanie stosowano do tej pory jedynie w droższych modelach. W osobnej, ekranowej komorze umieszczono zasilacz urządzenia.

Przetwornik cyfrowo-analogowy DA 3N
Jak wspominałem z zewnątrz przypomina on najbardziej wzmacniacz z serii 3800 – solidna, aluminiowa obudowa z dwiema dużymi gałkami po bokach frontu i sporym, bardzo czytelnym wyświetlaczem umieszczonym centralnie. Wyposażenie frontu uzupełniają gniazda USB i optyczne (w wersji mini, przeznaczone do podłączania urządzeń przenośnych), oraz gniazdo słuchawkowe fi 6,3mm (duży jack). Lewe pokrętło to selektor wejść – wykonuje się nim jedynie niewielki obrotowy ruch, by przełączyć na kolejne wejście, którego symbol jest wyświetlany na displayu. Druga gałka służy do regulacji głośności działającej zarówno dla wyjścia słuchawkowego, jak i dla wyjść analogowych o regulowanym poziomie wyjściowym. Po lewej stronie znajduje się, podświetlany na niebiesko, główny włącznik. Tylni panel podzielono na sekcje. Po lewej stronie znajdują się wyjścia analogowe – po jednej parze zbalansowanych (XLR) i niezbalansowanych (RCA) z regulowanym poziomem sygnału oraz ze stałym poziomem. Te pierwsze można wykorzystać do bezpośredniego sterowania końcówka mocy. Kolejna część to sekcja cyfrowa. Oprócz 4 gniazd BNC tworzących „Superlink”, kolejnego będącego wejściem dla zewnętrznego zegara, są tu również jedno gniazdo S/PDIF koaksjalne, dwa wejścia optyczne, jedno AES/EBU, oraz jedno USB (typ B). Dodatkowo znajduje się tu także drugie wejście „Superlink”, tyle że takie, jakie CEC stosował we starszych urządzeniach, czyli zrealizowane na gnieździe RS-232 – dzięki temu można do tego przetwornika podłączyć również starsze transporty poprzez „Superlink” (transporty, które nie posiadają złączy „Superlink”, w tym innych firm, można oczywiście podłączyć przez inne wybrane wejście cyfrowe przetwornika). Po prawej stronie znajduje się gniazdo zasilania.
Wewnątrz DAC-a sekcję zasilania również oddzielono od reszty. Cały układ zrealizowano na kilku płytkach drukowanych. Kość przetwornika cyfrowo-analogowego to najnowszy, ośmiokanałowy chip ESS Sabre Hyperstream ES9008. Wejście USB obsługują dwie kości Tenor TE 7022L.

Dystrybucja w Polsce:
RCM

Kontakt:
40-077 Katowice, ul. Matejki 4
tel.: 32/206 40 16 | 32/201 40 96
fax: 32/253 71 88



Pobierz test w PDF



system-odniesienia