pl | en

Wzmacniacz mocy

 

TRIODE
TRX-M300 REFERENCE EDITION

Producent: Triode Corporation
Cena: 49 900 zł/para

Kontakt: 609-3 Fukuroyama Koshigaya-shi | Saitma-ken Japan PO#343-0032
tel.: +81-48-940-3852


e-mail: info@triode.co.jp
www.triode.co.jp

MADE IN JAPAN

Produkt dostarczyła firma: Pełne Brzmienie


irma Triode pojawia się na łamach „High Fideity” regularnie, choć nie za często. Chyba od „zawsze” test któregoś z jej produktów znajduje się w numerze „japońskim”. Być może chodzi o to, że jej premiera miała miejsce właśnie u nas, i to nie tylko w Polsce, a ale i w Europie, w numerze z maja 2006 roku. Testowany wówczas wzmacniacz był niewielki, niedrogi i oparty o lampy 300B – kombinacja naprawdę niecodzienna. Wzmacniacz TRV-300SE, sprzedawany jeszcze pod nazwą TRI (dopiero kilka lat później zmieniono ją na TRIODE), przygotowany został przez pana Junichiego Yamazaki, który założył firmę w 1996 roku w Koshigaya-shi Saitama. Jak mówił wówczas w mini-wywiadzie, najważniejsze dla niego w konstrukcji wzmacniacza lampowego są transformatory wyjściowe. Patrząc na ewolucję jego urządzeń w ciągu lat, równie ważna stała się też konstrukcja mechaniczna oraz stosowane lampy.


Zacznę od tych ostatnich. We wzmacniaczu z 2006 roku pan Yamazaki zastosował lampy kompletnie mi nieznanej (nawet dziś) japońskiej firmy Okaya, z naniesionym logo TRI. W stopniu końcowym pracowała pojedyncza, bezpośrednio żarzona trioda 300B, nieco mniejsza niż zazwyczaj spotykane, sterowana przez podwójną triodę 6SN7. Układ był ekstremalnie prosty, a transformatory niewielkie. Pozwoliło to zachować cenę urządzenia na niskim poziomie, a sam wzmacniacz wciąż nosił na tylnej ściance napis „Made in Japan”. Model TRX-M300 należy do zupełnie innej generacji produktów Triode. Jest drogi i nie trzeba było przy jego przygotowaniu nigdzie „ścinać rogów”, szukając jak najlepszych kompromisów pomiędzy zakładanym budżetem i dźwiękiem. O ile TRV-300SE był wzmacniaczem „startowym” – niezwykle przyjemnym, ale jednak budżetowym, o tyle TRX-M300 jest urządzeniem referencyjnym. Zaznaczono to wyraźnie na dużych złoconych płytkach z nazwą modelu, naklejonych na okazałej puszce z transformatorem zasilającym – czytamy tam: „REFERENCE EDITION”.

Wzmacniacz nie powstał w próżni. Przy jego konstruowaniu punktem odniesienia była legendarna, amerykańska konstrukcja, wzmacniacz Western Electric WE 91A. Nie jest to pierwsza próba nawiązania do niego, wystarczy wspomnieć niezwykle udane wzmacniacze firmy Reimyo, Sophia Electric i inne. Układ bazuje na pojedynczej lampie 300B na wyjściu, w wersji PSVANE WE300B, tj. kopii oryginalnej lampy Western Electric, sterowanej przez dwie pentody 310A, znane z – już przywołanego – wzmacniacza PAT-777 Reimyo. Prostowaniem napięcia zasilającego anody zajmuje się lampa 274B. Wzmacniacz jest duży i zajmuje dwie osobne obudowy – waga każdego z monobloków (22 kg) i wymiary (420 mm x D 340 mm x H 210 mm) mówią same za siebie. Wymusiły to duże, produkowane samodzielnie transformatory oraz chęć utrzymania jak najniższego przesłuchu międzykanałowego. Wzmacniacz ma auto-bias, pasmo przenoszenia 10 Hz–50 kHz (–2 dB) i moc wyjściową 8 W.

O firmie Triode (TRI) pisaliśmy
  • TEST: Triode TRV-DAC1.0SE – przetwornik cyfrowo-analogowy, czytaj TUTAJ
  • TEST: Triode TRV-A300SER – wzmacniacz zintegrowany, czytaj TUTAJ
  • TEST: Triode TRV-845SE – wzmacniacz zintegrowany, czytaj TUTAJ
  • TEST: Triode TRX-1 + TRX P 6L – przedwzmacniacz liniowy + wzmacniacz mocy, czytaj TUTAJ
  • TEST: TRI TRV-88SE – wzmacniacz zintegrowany, czytaj TUTAJ
  • TEST: TRI TRV-CD4SE + TRV-35SE – odtwarzacz CD + wzmacniacz zintegrowany, czytaj TUTAJ
  • TEST: TRI TRV-300SE – wzmacniacz zintegrowany, czytaj TUTAJ

  • Nagrania użyte w teście (wybór)


    • Alison Moyet, The Minutes, Cooking Vinyl/Modest! COOKCD585, CD (2013); recenzja TUTAJ.
    • Chet Baker, It could happen to you, Riverside/Fantasy/Original Jazz Classic OJC20 303-2, Super Bit Mapping CD (1958/?).
    • Clan of Xymox, Matters of Mind, Body and Soul, Trisol/Soul Food TRI 488 CD, CD (2014).
    • Czesław Niemen, Spodchmurykapelusza, Pomaton/EMI PTROMO CD 435, SPCD (2001).
    • Diary of Dreams, Elegies in Darkness, Accession Records A137, “Limited Edition” CD (2014).
    • G.F. Haendel, Duetti da Camera, La Risonansa, Fabio Biondi, Glossa GCD 921516, CD (2014).
    • Louis Armstrong, Louis Armstrong and His Friends, RCA Victor/BMG 63961 2, “Bluebird First Editions”, CD (2002).
    • Maria Peszek, Jezus Maria Peszek, Mystic Production MYSTCD 214, CD (2013).
    • Marin Marais/Alcione, Suites des Airs à joüer, Le Concert Des Nations, Jordi Savall, Alia Vox Heritage AVSA9903, SACD/CD (2014).
    • Paula Cole, Courage, Decca B0008292-02, CD (2007).
    • Tadeusz Woźniak, Tadeusz Woźniak, Polskie Nagrania „MUZA”/Polskie Nagrania, PNCD 1289, CD (1974/2010).
    • The Cure, Disintegration, Fiction Records 8393532, CD (1989).
    • The Hilliard Ensemble, The Hilliard Sound. Renaissance Masterpieces, Erato 4632795, 3 x CD (1985, 1986/2014).
    • The Pat Moran Quartet, While at Birdland, Bethlehem Records/Victor Entertainment VICJ-61470, “Bethlehem K2HD Mastering Series, No. 20”, K2HD, CD (1957/2007).
    • Wes Montgomery & Wynton Kelly Trio, Smokin’ At The Half Note, Verve 2103476, "Verve Master Edition", CD (1965/2005).
    • Yello, Touch, Polydor 27194851, FLAC 16/44,1 (2009).
    Japońskie wersje płyt dostępne na

    Podobnie jak w przypadku najlepszych urządzeń audio, ale myślę o po prostu wciągających, a nie tylko najdroższych, wzmacniacz Triode „podyktował” muzykę, której słuchałem. Jest oczywiście tak, że odsłuchy, jak każde badania (próby), mają swoją metodologię, wypracowywaną przez konkretnego recenzenta. Ważne, aby była ona sensowna i żeby się do niej stosować z żelazną konsekwencją. Ostatecznie chodzi o porównywanie produktów do systemu odniesienia, a to wymaga powtarzalności prób. Tyle tylko, że poza stałymi elementami jest miejsce na improwizację. Bo z drugiej strony mowa przecież o produktach wpływających na nasze uczucia, a to wymaga „dostrojenia” się do danej sytuacji. W takim przypadku, jak ten, element „dowolny” przeważa nad „obowiązkowym”. Choć „dowolny” jest tylko z nazwy – jak mówiłem, forsowany jest przez dane urządzenie.

    Triode tworzy bowiem swój własny, ściśle wytyczony świat, ograniczony z każdej strony, ale wewnętrznie tak bogaty, że aż samowystarczalny. Jak sama Japonia. Bo choć w lipcu 1853 roku „czarne” okręty Matthewa Perry’ego, komandora marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych, zakotwiczyły w zatoce Yedo, przełamując 200-letnią izolację Nihon-koku, to przecież państwo to pozostało w pewnej mierze – głównie mentalnej – zamknięte po dziś dzień. I – poza surowcami naturalnymi – absolutnie samowystarczalne. Mogłoby się wydawać, że swoista obsesja Japończyków na punkcie amerykańskiej popkultury, europejskiej sztuki, w tym muzyki Chopina, świadczy o czymś innym, o otwartości. Tak naprawdę to tylko kolejny przejaw izolacji – zainteresowanie dotyczy wyrobów materialnych i niematerialnych (kultury), a nie krajów, z których pochodzą. Tę „wsobną” miarę można również przyłożyć do TRX-M300. To skończony, piękny, wycyzelowany świat.

    Brzmienie wzmacniaczy Triode najłatwiej określić jako gładkie. Jak jedwab, jak aksamit. Teflon jest jeszcze gładszy, ale kojarzy się z czymś zimnym i bezosobowym. Tutaj zaś chodzi o coś bardzo, bardzo osobistego i „ludzkiego”. Analizowany obiektywnie, tj. z wzięciem pod uwagę poszczególnych podzakresów, elementów itp., wzmacniacz pana Yamazaki wykazuje znaczące odstępstwa od neutralności (jak również wzmacniacza odniesienia). Co do tego nikt nie powinien mieć żadnych wątpliwości. Niewysoka moc zawęża też krąg kolumn, które z nim zagrają, w dużej mierze „dyktując” też dźwięk systemu – kolumny wysokoskuteczne brzmią inaczej niż te o średniej skuteczności (na dobre i na złe). Ale, ludzie!, to coś jak obrączka ślubna – człowiek zakłada ją ciesząc się od ucha do ucha. I jeśli odpowiednio zadba o to, co POTEM, będzie stał za swoją decyzją całym sobą przez całe życie.


    Dlatego niekomfortowo się czuję pisząc np. o wycofanych skrajach pasma. Nie ma tu niskiego dołu, ani wyższej góry, bez względu na to, z jakiego źródła korzystamy, na jakich kolumnach słuchamy. Nie potrzebujemy ani jednego, ani drugiego – jeśli tylko to jest także NASZ świat. Wszystkie płyty brzmią ciepło, przyjaźnie. I nie ma znaczenia, o jakiej muzyce mówimy. Bo słuchałem i Clan of Xymox, Diary of Dreams, i wyrafinowanej wokalistyki, np. Duetti da Camera Haendla, i sporo jazzu. Nawet więcej niż sporo. Definiowany przez wzmacniacz dźwięk każdej dobrej muzyce pomagał. Wydobywał jej wewnętrzny puls i napięcie emocjonalne. Im lepsze nagranie, tym bliżej przekaz będzie słuchającego, im gorsze – tym dalej. Ale jeśli spełniony zostanie podstawowy warunek – jakość muzyki – będziemy siedzieli zasłuchani. Świadomi niedostatków materiału, trochę marząc o tym, jak to mogłoby zabrzmieć w lepszym świecie, gdzie realizatorzy i wydawcy wiedzą, co robią, czekać będziemy na kolejny, następny utwór, fragment płyty, a wreszcie kolejny krążek.

    A to wszystko przy fenomenalnej rozdzielczości. Co mogłoby się wydawać nonsensowne, jeśli już wiemy, że pasmo ograniczone, że gładkość, że niska moc, a więc ograniczony zakres dynamiki w skali makro. Tyle że mówimy o high-endzie, o urządzeniu, za którym stoi wrażliwy człowiek, którego świat pokrywa się ze światem tych spośród nas, którzy wyrośli z pogoni za hi-fi.
    Słuchając dowolnie wybranej muzyki z Triode dostajemy wszystko, co jest potrzebne, naciskane są w nas wszystkie właściwe guziki i to we właściwej kolejności. Brzmienie jest ciepłe, ale wyjątkowo różnicujące. Znaczy to, że nigdy nas nie zniesmaczy podkreśloną górą, jaskrawym wyższym środkiem, konturowanym (utwardzanym) basem. Jeśli nagranie charakteryzuje się takimi cechami, wzmacniacz da o nich znać, ale nie dobije nas problemami.
    Tak było, dla przykładu, z płytą Louis Armstrong and His Friends. Nagrana w roku 1970, na rok przed śmiercią Satchmo, ma wszystkie wady realizacji z tego okresu. Jest płaska dynamicznie, przejaskrawiona i mało rozdzielcza. Tyle że słuchając głosu Armstronga – słabego, starego, bez głębi znanej z wczesnych nagrań – przeżywamy to tak, jak na to ten „list pożegnalny” zasługuje. Odsłuchowi towarzyszy wzruszenie, namysł nad życiem, radość z tego, że ktoś taki z nami (lub przed nami) był.
    Testowane monobloki nie ociepliły brzmienia. Było ono ciepłe, ale w sensie braku jaskrawości, dzięki gładkości. Ale nagranie doskonale przez ten filtr „przeświecało”, wszystko, co o nim napisałem było absolutnie czytelne. Nie trzeba zresztą aż tak skrajnego przypadku, bo pewność, o której mówię, towarzyszyła i innym, mniej jednoznacznym porównaniom. Na przykład płyty Wesa Montgomery’ego Willow Weep For Me, wydanej przez Universal Music Group (Japan) jako SHM-CD i tych samych nagrań, wydanych wcześniej w serii Verve Master Edition jako dodatki do płyty Smokin’ At The Half Note. Remaster przygotowany przez Boba Irvina i Kipa Smitha, wydany w zwykłej, europejskiej wersji bił na głowę wymuskaną – wydawałoby się – realizację SHM-CD. Brzmienie było bardziej naturalne, bardziej otwarte, cieplejsze. Co pokazuje, że sposób wydania to tylko końcowy element długiego łańcucha, w którym jakość materiału wyjściowego i jego obróbka są znacznie ważniejsze.

    Wraz z ciepłem i rozdzielczością dostajemy też plastykę. Te trzy elementy konstytuują monobloki z Japonii, o których mówimy, i się wzajemnie wspierają. Plastyka osiągana może być w różny sposób, także w niedrogich urządzeniach. Zwykle robi się to obcinając skraje pasma i eksponując średnicę. Pomaga także niezbyt wysoka rozdzielczość – mniej informacji oznacza, że te, które są prezentowane, brzmią wyraźniej. W Triode rozdzielczość jest doskonała, a więc o ilość informacji nie ma się co martwić. Wycofanie niskiego basu zapewne pomaga w dopasowaniu wydajności prądowej do granego programu, nie przykładałbym do tego jednak zbyt dużej wagi. Myślę, że wyjątkowa plastyka, z jaką mamy do czynienia, to po prostu przedłużenie różnicowania – dostajemy naturalną plastykę nagrania, a nie jej przybliżenie.

    To dlatego wokale są tak przejmująco bliskie, zarówno w sensie odległości, jak i metaforycznie. Młodzieńczy, rozczulający śpiew Cheta Bakera na pochodzącej z 1958 roku płycie It could happen to you był wybitny w „obecności” i gęstości. Był również trójwymiarowy i miał świetną fakturę. Gładkość dźwięku nie przeszkadzała w pokazywaniu planów i detali.


    To wzmacniacz dla tych, którzy słuchają muzyki wokalnej i małych składów. Skupiłem się więc na płytach jazzowych. Ale nie dlatego, że to wzmacniacz „ograniczony” i mocniejszej muzyki nie zagra. Zagra, i to bardzo fajnie. Mroczne, darkwave’owe klimaty już przywołałem wraz z Clan of Xymox i Diary of Dreams, dodam więc jeszcze trip hop z debiutanckiej płyty Portishead Dummy i Mike’a Oldfielda z nowej płyty Man On The Rock. I, na dokładkę, Milesa Davisa z In A Silent Way - płyty dalekiej od akustycznego grania z czasów Kind of Blue. Niskiego basu nie było, o czym już mówiłem. I nie będzie. Ale przekaz był tak spójny, że nawet to, czego nie słyszałem, było sugerowane i dodawane do dźwięku – przez wyższe harmoniczne. Tąpnięć nie będzie, ale satysfakcjonujący przekaz – jak najbardziej. Wszystkie przywołane nagrania zabrzmiały godziwie, dobrze, nosiły cechy, o których napisałem powyżej. Co oczywiste, nie dało się zagrać głośno – 8 watów, nawet z lampy, to tylko 8 watów. Ale też nie potrzebowałem niczego więcej.
    Problemem, przynajmniej przy współpracy z Harbethami, które wcale nie są łatwe do napędzenia, były nagrania muzyki klasycznej z małym składem i wokalami, szczególnie jeśli to nie jest kilku wokalistów, a jeden – dwóch. Może to się wydawać nielogiczne, ale znacznie głośniej można było zagrać płyty rockowe niż właśnie takie. Jeśli jednak mamy doświadczenie z systemami lampowymi, wiemy, jak pracują – powinno to być jasne. Lampy bardzo łagodnie wchodzą w przesterowanie. Jeśli podajemy im materiał o niewielkiej dynamice – a większość płyt rockowych i popowych jest nagrana bardzo płasko – wówczas zmniejszy się dynamika grania, spłaszczy perspektywa, ale nie będzie to męczące, zniekształcenia puścimy mimo uszu. Wystarczy jednak krótki fragment wokalu z - przykładowo - Duetti da Camera, słuchanego głośno i od razu słychać przesterowanie. To problem dynamiki i tego, że z głosem zniekształcenia są przez nas wyłapywane natychmiast.

    Podsumowanie

    Dlatego pierwszym wyborem muszą być odpowiednie kolumny dopasowane do słuchanego przez nas materiału, naszych przyzwyczajeń oraz wielkości pomieszczenia – to jasna sprawa, ale powtórzyć nie zawadzi. Spendory z serii Classic, sprzedawane przez tego samego dystrybutora, co Triode, kolumny Art Loudspeakers, testowane niedawno kolumny firmy Trenner & Friedl (czytaj TUTAJ) – to główny trop. Harbethy też, jak najbardziej, ale raczej mniejsze modele niż M40.1 – te wymagają mocniejszego urządzenia.
    Dostaniemy wówczas piękny dźwięk – ciepły, rozdzielczy, różnicujący, skończony. Niczego więcej nie trzeba szukać, w niczym dłubać. To nie jest dźwięk „neutralny”, wykazuje bowiem znaczące odstępstwa od neutralności. Ale nic sobie z tego nie robi, realizując wizję pana Yamazakiego – skończoną, piękną, godną szacunku.

    Urządzenie otrzymuje wyróżnienie RED Fingerprint, będące wyrazem mojego osobistego uznania dla firmy Triode i pana Junichiego Yamazaki.

    Nie wiem, czy państwo pamiętają pierwszy test produktu firmy Triode (wówczas Tri) w „High Fidelity” – wzmacniacz TRV-300SE miał tak charakterystyczny wygląd, że nie dało się go pomylić z żadnym innym produktem. Urządzenie było małe – to pierwsza rzecz, jaka rzucała się w oczy. A przyzwyczailiśmy się do tego, że lampowce są duże i bardzo duże. W modelu, o którym mowa, niewielkie rozmiary wynikały z niewysokiej mocy (pojedyncza lampa 300B) i dobrego wykorzystania dostępnej przestrzeni. Zaraz po gabarytach naszą uwagę przykuwała niespotykana kolorystyka – boki urządzenia oraz kubki transformatorów pomalowano jaskrawą, karminowo-czerwoną farbą typu metallic. Choć Tri nie było jedynym japońskim producentem wykorzystującym inne kolory niż czarny i biały, to jednak zdecydowanie stawało przed szeregiem. Bardzo mi się to podobało. A przecież urządzenie nie było drogie. Wyraźnie widać było, że obudowa wykonywana jest w którejś z firm produkujących urządzenia dla innych producentów na dużą skalę – a skala oznacza oszczędności. Tym razem oszczędności nie powiększyły konta pana Yamazaki, a pozwoliły zachować konto w dobrej kondycji melomanom - TRV-300SE był bardzo przystępnym cenowo wzmacniaczem.

    Model TRX-M300 należy do kolejnej, chyba już trzeciej generacji produktów Triode. Monobloki są duże i drogie. Także kolor na kubkach i bokach urządzenia jest inny – znacznie bardziej stonowany. Pozostała jedynie charakterystyczna, aluminiowa ścianka przednia. Mamy na niej teraz wskaźnik mocy wyjściowej i wskaźnik biasu, przełącznik wyłączający jego podświetlenie i drugi, którym wybieramy między obydwoma trybami jego pracy. Wyłącznik sieciowy jest mechaniczny i nie ma możliwości zdalnego uruchomienia wzmacniacza, np. przez „trigger”.

    Wzmacniacz przypomina swoją architekturą klasyczne wzmacniacze QUADa – np. QUAD II. Lampy wzmacniające umieszczono z przodu, a obok dużą puszkę z transformatorem zasilającym. Za lampami mamy dwie mniejsze puszki – z transformatorem wyjściowym i dławikiem, częścią układu zasilającego anody lamp. W tylnym rogu, ukryta za kubkami, jest jeszcze jedna lampa – prostownik PSVANE WE274B. Jak już mówiłem, w stopniu wyjściowym pracuje lampa 300B. Nie ma na niej oznaczeń, a producent podaje informację, że to wersja PSVANE WE300B. Z natury rzeczy pracuje w klasie A, w trybie single-ended. Steruje nią rzadko spotykana pentoda 310A, którą znamy ze wzmacniacza Reimyo – na wejściu jest jeszcze jedna taka sama lampa. Są one charakterystyczne, ponieważ napięcie anodowe podawane jest w nich od góry, przez specjalne „kubki”. Na lampy nakładane są „kosze” chroniące przed poparzeniem –to wymóg Unii Europejskiej. Jeden jest na lampę prostowniczą, a drugi na pozostałe lampy. Do odsłuchów je ściągnąłem.
    Tył urządzenia jest ładny – to przede wszystkim wysokiej klasy, duże i wygodne gniazda głośnikowe amerykańskiej firmy CMC, model 878, z osobnymi odczepami dla 4, 6, 8 i 16 Ω. W czasie testu kolumny Harbeth M40.1 podłączone były do zacisku 6 Ω. Sygnałem możemy wejść na dwa sposoby – albo przez solidne, złocone gniazdo RCA, albo przez XLR. To oczywiście układ niezbalansowany, ale czasem może to być pomocne. Między wejściami wybieramy małym hebelkiem. Podobnym ustalamy, który pin w XLR jest „gorący”.

    Ciekawe porównanie dotyczące budowy wzmacniacza znajdziemy w teście Dicka Olshera w „The Absolute Sound” (Dick Olsher, Legend reborn, „The Absolute Sound” 2013, 8 października, czytaj TUTAJ). Proponuje on spojrzenie na konstrukcję pana Yamazaki jak na współczesną wersję legendarnego, powstałego w 1936 roku, wzmacniacza Western Electric WE 91A. Asumpt do jego narodzin dało opracowanie w tym samym roku lampy 300A. Nikt wówczas nie mógł przypuszczać, że zaprezentowana dwa lata później, w 1938 roku, również przez Western Electric, bezpośrednio żarzona trioda 300B stanie się ikoną high-endu. A tym bardziej, że ponad 80 lat później wciąż będzie produkowana, podobnie jak wzmacniacze ją wykorzystujące.
    Porównanie do WE 91 A jest według Dicka Olshera uwiarygodniane przez użycie tych samych lamp – prostownika 274B, pary 310A oraz pojedynczej 300B. Zauważa jednak i różnice, które równie ważne, jak podobieństwa. Oryginalny wzmacniacz Western Electric miał na wejściu transformator podwyższający sygnał, dodatkowo wzmacniany potem przez obydwie pentody – dawało to wzmocnienie równe 92 dB (!), czyli olbrzymie. Współcześnie, kiedy źródła sygnału mają na wyjściu 2 V (standard CD), takie podejście byłoby bez sensu i prowadziłoby do znaczącego zwiększenia szumów. Pan Yamazaki zrezygnował więc z transformatora na wejściu i zmniejszył wzmocnienie pentod tak, aby czułość monobloków wynosiła 0,8 V. Zrobił to aplikując sprzężenie zwrotne – sygnał z anody pierwszej z pentod podał na jej siatkę; druga pentoda pracuje zaś w trybie triodowym, jeszcze bardziej zmniejszając wzmocnienie układu. Do monobloków można więc podłączyć bezpośrednio źródło z regulowanym wyjściem. Można też skorzystać z przedwzmacniacza.
    Aby jeszcze bardziej zmniejszyć szumy i przydźwięk, żarzenie lamp 300B (5 V) jest prostowane. Podobnie zresztą, jak żarzenie obydwu pentod (10 V), które jest w dodatku stabilizowane. Wszystkie te zabiegi przyniosły efekty – dopiero przykładając ucho do głośnika wysokotonowego słyszałem cichutki szum – buczenia żadnego.


    Układ elektryczny jest prosty, a większość wnętrza zajmuje zasilacz – jak to w dobrych wzmacniaczach lampowych. Wiele firm z Chin próbuje ten styl kopiować, budując ekstremalnie proste urządzenia, jednak nie tędy droga. Minimalizm tego typu, jak tu, jest wynikiem stopniowego zmniejszania elementów, w trakcie wieloletnich prób. Wzmacniacze takie jak Triode nie powstają od razu, jako gotowe układy, a są wynikiem rozłożonego w czasie procesu. Każdy element mniej to godziny odsłuchów, prób, odsłuchów, prób… Nie ma dróg na skróty.
    Sygnał z obydwu wejść idzie do przełączników, gdzie wybieramy aktywne wejście, a w przypadku wybrania XLR-a także polaryzację fazy absolutnej. Jeśli wybierzemy wejście RCA, sygnał biegnie od razu do siatki pierwszej pentody, sprzęgniętej ze światem zewnętrznym przez ładny kondensator MCap Mundorfa, w wersji z cynowanymi okładzinami (Zn). Taki sam kondensator posłużył do sprzęgnięcia dwóch kolejnych stopni. Kondensatory elektrolityczne zastosowane w układzie katodowym to ładne Nichicony. W pozostałych miejscach widać też kondensatory Rubycona. Jeśli wybierzemy wejście XLR, sygnał idzie najpierw na małą płytkę, gdzie jest desymetryzowany w układzie scalonym NE5534. Lepiej więc skorzystać z wejścia RCA.
    Świetnie wygląda zasilacz, z prostownikami dla układów żarzenia i dodatkowym układem stabilizacyjnym napięcie żarzenia pentod 310A – na małej płytce widać układ operacyjny i stabilizatory. Tętnienia napięcia anodowego 300B tłumione są w bardzo dużym kondensatorze Nippon Chemi-Con. Ładna, czysta konstrukcja z dobrymi elementami. Dodajmy, że podstawka lampy 300B ma złocone styki i produkowana jest przez (lub specjalnie dla) Triode – to model TRV-U4X.

    Dane techniczne (wg producenta)

    Lampy: PSVANE WE300B x 1, 310A x 2, PSVANE WE274B x 1
    Moc wyjściowa: 2 x 8 W/8 Ω
    Pasmo przenoszenia: 10 Hz-50 kHz (-2 dB)
    Stosunek S/N: 90 dB
    Total Harmonic Distortion: 0,1 %
    Czułość wejściowa: 0,9 V
    Impedancja wejściowa: 100 kΩ
    Wejścia: RCA x 1, XLR x 1 (No.2 = hot lub No.3 = hot: przełączane)
    Wyjścia głośnikowe : 4 Ω, 6 Ω, 8 Ω, 16 Ω
    Pobór mocy: 120 W
    Wymiary : W 420 mm x D 340 mm x H 210 mm
    Waga: 22 kg

    Dystrybucja w Polsce:

    PEŁNE BRZMIENIE

    tel.: (048) 695 503 227

    kontakt@hi-endstudio.com

    www.hi-endstudio.com

    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl

    System odniesienia

    Źródła analogowe
    - Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version]
    - Wkładki: Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ
    - Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ
    Źródła cyfrowe
    - Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ
    - Odtwarzacz multiformatowy: Cambridge Audio Azur 752BD
    Wzmacniacze
    - Przedwzmacniacz liniowy: Polaris III [Custom Version] + zasilacz AC Regenerator, wersja z klasycznym zasilaczem, recenzja TUTAJ
    - Wzmacniacz mocy: Soulution 710
    - Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ
    Kolumny
    - Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ
    - Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands
    - Filtr: SPEC RSP-101/GL
    Słuchawki
    - Wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ
    - Słuchawki: HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | HIFIMAN HE-500, recenzja TUTAJ | HIFIMAN HE-300, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Ultrasone PROLine 2500, Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ
    - Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ
    - Kable słuchawkowe: Entreq Konstantin 2010/Sennheiser HD800/HIFIMAN HE-500, recenzja TUTAJ
    Okablowanie
    System I
    - Interkonekty: Siltech ROYAL SIGNATURE SERIES DOUBLE CROWN EMPRESS, czytaj TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 8N-A2080III Evo, recenzja TUTAJ
    - Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ
    System II
    - Interkonekty: Acoustic Revive RCA-1.0PA | XLR-1.0PA II
    - Kable głośnikowe: Acoustic Revive SPC-PA
    Sieć
    System I
    - Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9300, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ
    - Listwa sieciowa: Acoustic Revive RTP-4eu Ultimate, recenzja TUTAJ
    - System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R)
    System II
    - Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R (x 4 ), recenzja TUTAJ
    - Listwa sieciowa: Oyaide MTS-4e, recenzja TUTAJ
    Audio komputerowe
    - Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-801
    - Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ
    - Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ
    - Router: Liksys WAG320N
    - Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB
    Akcesoria antywibracyjne
    - Stolik: Finite Elemente PAGODE EDITION, opis TUTAJ/wszystkie elementy
    - Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny
    - Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ
    - Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ
    - Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4
    Czysta przyjemność
    - Radio: Tivoli Audio Model One