248 Grudzień 2024
- 01 grudnia
- TEST Z OKŁADKI: GigaWatt POWERMASTER 25th ANNIVERSARY LIMITED EDITION ⸜ kondycjoner napięcia zasilającego AC
- NAGRODY: NAGRODY ROKU 2024 wg „High Fidelity”
- TEST: Audio Phonique DESIRE ⸜ kable głośnikowe
- TEST: Dynaudio CONTOUR LEGACY ⸜ kolumny głośnikowe • podłogowe
- TEST: Laiv HP2A ⸜ przedwzmacniacz/wzmacniacz słuchawkowy
- TEST: MoreAudio CS100 ⸜ wzmacniacz zintegrowany
- TEST: Sugden MASTERCLASS IA-4 ⸜ wzmacniacz zintegrowany
- 16 grudnia
- KRAKOWSKIE TOWARZYSTWO SONICZNE, spotkanie № 149: ART FARMER, High Fidelity presents: Art Farmer in Wrocław
- TEST: Aurender A1000 ⸜ odtwarzacz plików audio
- TEST: Avatar Audio DREAMLINK № 1 ⸜ interkonekt analogowy RCA
- TEST: DS Audio DS MASTER 3 ⸜ wkładka gramofonowa • optyczna + przedwzmacniacz gramofonowy
- TEST: TiGLON TPL-2000L PROFESSIONAL ⸜ kabel LAN
- MUZYKA ⸜ recenzja: Namysłowski, Laboratorium, Kombi, SBB – „Polskie Nagrania Catalogue Selections” SACD ˻ SERIA 7 ˺
- LISTY: CZYTELNICY piszą, REDAKCJA ODPOWIADA
AKCESORIA, Okładka numeru “High Fidelity”, którego wstępniak państwo czytacie, nie pozostawia wątpliwości, czemu jest poświęcony: platformom antywibracyjnym. To specyficzny element składowy systemu odsłuchowego (definicje tych i wielu innych pojęć znajdą państwo w poprzednich artykułach cyklu Audiofil – to brzmi dumnie; ich spis zamieszczamy poniżej). Choć cenowo często równoważny z jego głównymi elementami, to traktowany jest najczęściej jako coś dodatkowego i niezbyt istotnego. Mówi o tym chociażby nazwa całej grupy, pod którą te produkty są znane: akcesoria. Pochodząca z łacińskiego accessorius, czyli ‘dodatkowy, nieistotny’, definiowana jest przez Słownik wyrazów obcych (Biblioteka Gazety Wyborczej, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2007) jako „narzędzia lub inne drobne przedmioty potrzebne lub przydatne do wykonywania jakiejś czynności, jakiegoś rzemiosła, jakiegoś zawodu”. To jego współczesna definicja, w której przegląda się minimalizacja wartości akcesoriów, ich relegowanie do grupy rzeczy „możliwych, acz niekoniecznych”. W tym samym duchu wypowiedzieli się autorzy Słownika języka polskiego (Biblioteka Gazety Wyborczej, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2007), dla których to „rzeczy potrzebne do czegoś, np. narzędzia lub przedmioty dodatkowego wyposażenia”. Także tutaj silnie zaznaczona jest nieistotność akcesoriów, choć słowo „potrzebnych” sugeruje coś więcej, mocniejszą niż by się wydawało na pierwszy rzut oka zależność. W audio rozumienie znaczenia akcesoriów przeszło dokładnie odwrotną drogę. Od zupełnej obojętności, po docenienie i zaliczenie ich w poczet głównej grupy „produktów audio”, na równi z trzema wymienionymi powyżej elementami składowymi. Przynajmniej w moim rozumieniu i rozumieniu ludzi, którzy mają pojęcie o audio. Wymieńmy produkty, które określa się mianem ‘akcesoriów’; jest ich sporo, ale do najważniejszych należą:
Patrząc na tę listę nietrudno zauważyć sprzeczność pomiędzy, zgodnym ze źródłosłowem, rozumieniem tej kategorii przez współczesnych językoznawców, pojmowaniem ich roli przez ludzi związanych z audio oraz rzeczywistością. Zacząć wypada od początku, czyli od kabli połączeniowych i sieciowych. Jasne jest, że bez nich system nie będzie działał; trzeba w jakiś sposób podać napięcie do elektroniki, a poszczególne elementy z sobą połączyć. Nawet jeśli założymy, że przesył bezprzewodowy jest tuż, tuż, to i tak wciąż jesteśmy zmuszeni doprowadzić zasilanie klasycznym kablem. Jak jednak rozumiem, przez wszystkie te lata, odkąd zrodziło się pojecie hi-fi, a więc od końca II wojny światowej, kiedy to do domów powróciło mnóstwo, świetnie wyszkolonych inżynierów, a wraz z nimi masa elektroniki z demobilu, nie przejmowano się zbytnio tym, jak się łączy komponenty, ani jak się je zasila. Drut od lampki był szczytem marzeń. Proszę spojrzeć na zdjęcia urządzeń Quada i McIntosha, zamieszczone (odpowiednio) w książkach Kena Kesslera Quad: The Closest Approach (International Audio Group Ltd, 2003) i McIntosh „…for the love of music…” ( McIntosh Laboratory, Inc., 2006). Kabelki, jakie są na nich widoczne nie zasługują nawet na splunięcie. Podobne wrażenie braku zainteresowania ich jakością odnosi się czytając historię magazynu „Hi-Fi News”, a tym samym historię branży audio na Wyspach i w USA, pt. Sound Bites. 50 Years of Hi-Fi News, pióra Kena Kesslera i Steve’a Harrisa (IPC Media, 2005). Nawet w bliższych nam czasach, w latach 90. i 2000. pisma skupione w organizacji o nazwie EISA (European Imaging and Sound Association), przyznające nagrodę o tej samej nazwie, nigdy nawet nie napomknęły o osobnej kategorii pt. „kable” (por. George Cole, 25 Years of Excellence. EISA, EISA, 2007). A należałoby się spodziewać, że redaktorzy naczelni pism w niej skupionych, może nie najważniejszych, ale na pewno wpływowych, najczęściej z inżynierskim wykształceniem, powinni wiedzieć, że kable to nie tylko „konieczność”, bo bez nich nic nie zagra, ale i składnik równoważny z pozostałymi, często w największym stopniu decydujący o dźwięku systemu. Może więc kosztować tyle, co inne elementy audio. Wydaje się jednak, że inżynierowie bardzo ciężko przekonują się do czegoś, co wykracza poza ich akademickie wykształcenie, niestety wadliwe (niepełne) w tym sensie, że bardzo ogólnie traktujące przesył sygnałów audio. Być może jednak powoli zaczyna się to zmieniać, ponieważ w ostatnim numerze „Hi-Fi News & Record Review”, jego naczelny, fenomenalny specjalista od pomiarów, a przy okazji obecny przewodniczący EISA, Paul Miller, po pomierzeniu kabli USB (tak!) i ich przesłuchaniu stwierdza w nagłówku do swojego artykułu All Aboard the USB, że po zorganizowaniu w przeszłości testów setek kabli, „nawet on był zaskoczony różnicami”. Tak, jakbyśmy tego nie wiedzieli i nie pisali o tym od lat (dla przykładu TUTAJ). Za co się nam zresztą zbierało od „twardogłowych” inżynierów. Teraz jeden z największych sceptyków, człowiek, którego mierniki jittera w urządzeniach audio są jednym z podstawowych narzędzi pomiarowych większości firm, stwierdza, że różnice rzeczywiście występują. I to w kablach USB, co do których komputerowcy mają stosunek, nomen omen, zero-jedynkowy (por. Paul Miller, All Aboard the USB, „Hi-Fi News & Record Review”, July 2013, s. 98). Świat się kończy! Kable powoli, ale stabilnie, wychodzą więc z „szarej” strefy niedomówień, półuśmieszków i stukania się w czoło, wkraczając do strefy pełnoprawnych produktów audio. Nieco inaczej rzecz się ma z elementami antywibracyjnymi – „akcesoriami”, które nie są niezbędne do działania systemu audio. O ile bez kabli nie da się nic zrobić, o tyle urządzenia, kolumny i kable stworzą działającą całość bez cienia produktu antywibracyjnego. Problemem było (i jest) więc nie to, że w pewnych przypadkach należy z drganiami walczyć, a ocena tego, w jakim stopniu wpływają na dźwięk. Bo choć narażone na wibracje kondensatory modulują sygnał, choć drgające transformatory generują prąd zakłócający (w przewodzie, poruszającym się w polu elektromagnetycznym generowany jest prąd), to jednak ich wpływ na sygnał audio jest przez dużą część inżynierów bagatelizowany. Niesłusznie. Po latach spędzonych z wszelakiego rodzaju urządzeniami, po setkach prób z różnymi produktami służącymi do redukcji drgań (wibracji), zarówno samodzielnych, jak i w większych grupach wiem, że to, jak jest mechanicznie wykonany dany produkt, a także na czym go postawimy, ma znaczenie porównywalne ze zmianą produktu na lepszy. Może się wydawać, że przesadzam, że nie ma takiej możliwości, jednak mówię to, co słyszę i co do czego jestem przekonany. Cykl „Audiofil – to brzmi dumnie”
TERAZ MAGAZYNY AUDIO “High Fidelity” w “Positive-Feedback Online” Jeszcze dalej datuje się współpraca amerykańskiego „EnjoyTheMusic.com” z magazynami (uwaga!) drukowanymi: „Hi-Fi+” (UK/USA), „Hi-Fi World” (UK), „The Absolute Sound” (USA) i nie tylko. Od stycznia tego roku współpracuje także z „High Fidelity”. Ostatnimi czasy tendencja ta się nasiliła, ponieważ w krótkim czasie, podziwiany przeze mnie za formę, amerykański magazyn „TONEAudio” zaprosił do współpracy serbskie „Mono&Stereo”, które z tej okazji zmieniło logo, upodabniając je do swojego patrona. W tym samym czasie zawiązał się alians między amerykańskim „Positive-Feedback Online” i niemieckim „HiFiStatement.net”. “High Fidelity” w “StatementHiFi.net” “High Fidelity” w “Stereo Sound” (tak jakby) |
TERAZ MUZYKA Klaus Schulze Jak czytamy w recenzjach tego albumu, to swoiste podsumowanie okresu w twórczości tego muzyka i kompozytora, wieńczące jego współpracę ze śpiewającymi kobietami. Usłyszymy na niej Lisę Gerrard, Chrystę Bell i Julię Messenger. To płyta delikatna, niespieszna, niesłychanie przestrzenna. Tyle tylko, że nudna. Ci, dla których Schulze był jednym z przedstawicieli najciekawszego nurtu w muzyce elektronicznej, będą zawiedzeni – nie ma mowy o eksperymencie, ani nawet o próbie wprowadzenia jakiś modyfikacji. Dlatego jeśli jesteśmy nadmiernie obciążeni dziedzictwem krautrocka, darujmy ją sobie. Inaczej będzie, jeśli przyjmiemy, że to po prostu inny muzyk niż ten, który kupował swój pierwszy syntezator mooga. Wówczas możemy się zanurzyć w muzyce, będącej częścią szerokiego nurtu ambient. Dźwięk jest przyjemny, gładki, przestrzenny, choć bez specjalnej definicji i rysowania brył. Dobra średnia. Jeszcze jedno - płyta dostępna jest w dwóch wersjach: podstawowej i limitowanej; ta druga z dodatkową płytą, zawierającą nieco inną muzykę. Recenzujemy tę pierwszą. Jakość dźwięku: Alinson Moyet To jedno z przyjemniejszych zaskoczeń pierwszej połowy 2013 roku. Słuchając poprzedniego wydawnictwa Alison Moyet, wydanej w 2007 roku płyty The Turn, byłem raczej zawiedziony – zarówno zawartością, jak i dźwiękiem. Ósmy w jej karierze solowej album, The Minutes, przynosi znacznie ciekawszą muzykę, opartą w dużej mierze o elektroniczne brzmienia, przywołujące wspomnienia (choć to nie jest kopiowanie tych samych pomysłów) z czasów jej współpracy z Vincentem Clarkiem w duecie Yazoo. Materiał jest zróżnicowany, „Wikipedia” podaje, że to połączenie synthpopu, z dodatkiem R&B oraz momentami pop rocka i house. Choć na papierze brzmi to durnowato, w rzeczywistości dobrze się broni – to płyta, do której się powraca, chociażby dla takich utworów, jak otwierającego ją Horizon Flame, Changeling, w którym ponownie słyszymy potęgę i piękno wokalu Moyet, czy przywołującego z niepamięci jej melancholijne, piękne oblicze Apple Kisses. No i fantastyczne Right As Rain. W ten sposób z pierwszych pięciu utworów wymieniłem cztery, a zapewniam, że dalej jest równie dobrze. Do tego płyta jest bardzo dobrze zrealizowana i wyprodukowana, bez nadmiernego plastiku, z mocnym groovem na basie. Spodoba się i melomanom, i melomanom-audiofilom, i audiofilom. Proszę poszperać w internecie – płyta dostępna była także w limitowanej wersji z autografem artystki (zakładam, że oryginalnym :). Jakość dźwięku: Depeche Mode Jeszcze nie opadł kurz po majowej recenzji płyty Delta Machine (pisało o niej sporo stron fanów – patrz Delta Machine rozłożony na łopatki w „101DM.pl”) w „High Fidelity”, a trzymam w ręku drugi, po Heaven, pochodzący z niej singiel pt. Soothe My Soul. To jedna z moich ulubionych kompozycji z Delty…, dlatego pojawienie się aż trzech wersji, dwóch singli kompaktowych i jednego (12”) winylowego przyjąłem z uśmiechem na ustach. Tym bardziej, że większość z remiksów jest naprawdę fajna. Podobnie, jak przedtem, znacznie lepszy dźwięk dostajemy z winylu – mniej kompresowany, z lepszym balansem tonalnym i oddechem. Ale i CD słucha się przyjemnie. Jakość dźwięku OMD Jedną z pierwszych informacji, jaką dostajemy w świetnej biografii grupy Kraftwerk pt. Kraftwerk Publikation Davida Buckleya (Poznań 2013) jest to, że Andy McCluskey, założyciel grupy Orchestral Manouvres in the Dark podziwiał tę grupę, a Wolfgang Flür miał, według niego, potencjał, aby stać się „Tomem Jonesem elektropopu” (s. 26). Fascynacje krautrockiem, a szerzej – niemiecką sceną muzyki elektronicznej słychać na pierwszych płytach zespołu OMD, przede wszystkim na Orchestral Manoeuvres in the Dark i Organisation z 1980 roku i wydanej rok później Architecture & Morality. Eksperymenty, ale i zgrabne melodie, dzięki którym zespół stał się częścią sceny New Romantic, zapewniły jej ogromną popularność. Później było gorzej, a grupa zaplątała się we własne nogi. „Teraz Rock” w nowym numerze pisma podaje wprawdzie, że obok dwóch pierwszych albumów równie ważny jest, pochodzący z 2010 roku History Of Modern, dla mnie jednak liczą się tylko trzy pierwsze (por. Michał Kirmuć, OMD. Intuicja i doświadczenie, „Teraz Rock”, lipiec 2013, s. 39). Jakość dźwięku Daft Punk Film Tron: Legacy z 2010 roku (reż. Joseph Kosinski) rządził w dwóch planach – jako widowisko i jako pretekst do powstania ścieżki dźwiękowej, przygotowanej przez duet Daft Punk. Choć ich wcześniejsze dokonania miały swoich gorących wyznawców, na moim radarze pojawili się dopiero wówczas. O jakości muzyki filmowej świadczy nie tylko to, jak współkreuje obraz, ale i to, jak sobie radzi sama. A w przypadku soundracku do tego filmu radziła sobie fantastycznie. Zmiana kierunku, w którym grupa podążała nie była jasna, jednak była chyba zgoda co do tego, że jest dobrze. Jakość dźwięku The Postal Service Internet jest narzędziem. Nie jest dobry, ani zły, a kwalifikacja etyczna dotyczy wyłącznie osób, które z niego korzystają. Nie można więc mówić, że jest „dobry”, czy „zły”. Da się jednak powiedzieć, co zmienił. Otworzył mianowicie drogę do serc słuchaczy zespołom niszowym, nieznanym, zapomnianym. Mogą się teraz komunikować bezpośrednio ze swoimi odbiorcami. Eksplozja stron poświęconych muzyce to też rzecz wyjątkowa, mająca dalekosiężne skutki. Możemy teraz wybierać, przebierać i kształtować swoją opinię na podstawie wielu różnych źródeł. Problemem jest oczywiście odrzucenie śmiecia, tzw. „szumu informacyjnego”. Dlatego jeśli znajdziemy w sieci coś rzetelnego, interesującego, dobrego, trzeba o tym mówić. Dla mnie takim odkryciem był magazyn “PopMatters”. Długie, świetne artykuły i mnóstwo, zupełnie mi nieznanej muzyki. Dzięki jednak zamieszczaniu w każdej recenzji linków do You Tube’a, utworów lub ich fragmentów do wysłuchania pozwala na zapoznanie się od razu z muzyką o której mowa. Tak trafiłem na kilkanaście nowych płyt (w ciągu dwóch miesięcy!), a jedną z ciekawszych była Give Up w „rocznicowym” wydaniu na 10. lecie. Płyta jest fantastycznie wydana – tak powinny wyglądać wszystkie fizyczne wydania! Dwie płyty – jedna ze zremasterowanym materiałem podstawowego wydawnictwa, a druga z dodatkowymi utworami, remiksami i fragmentami występów w fantastycznym, grubym, tekturowym pudełeczku z rysunkami. Jakość dźwięku AUDIO W FILMACH O audio w filmach mówimy, kiedy tylko coś ciekawego się pojawi. Tym razem krótko – w dwóch nowych filmach SF znalazły się gramofony. W Oblivion (2013) Josepha Kosinskiego (tego od Tron. Dziedzictwo), grający główną rolę Tom Cruise na zniszczonej ziemi buduje sobie mikro-raj, swój własny świat, eskapistyczny punkt na prywatnej mapie świata. Znajdziemy w nim wszystko, co mu się kojarzy dobrze z przeszłością. Także gramofon, część zintegrowanego systemu grającego z lat 70. (tak na oko). Ma tam oczywiście sporo płyt LP, przede wszystkim mocny rock, jak Led Zeppelin, czy Deep Purple. Co ciekawe, dostępna jest ścieżka dźwiękowa z tego filmu wydana w formie płyty Long Play. Drugi film wykorzystuje gramofon dla podkreślenia przymiotów charakteru niepokornego, nietuzinkowego w działaniu, niepoddającego się, niezależnego głównego bohatera – Jamesa T. Kirka, granego przez Chrisa Pine’a w Start Trek. W ciemność (reż. J.J. Abrams, 2013). Jak już kiedyś mówiłem, gramofony i audio służą często scenarzystom i reżyserom do sygnalizowania stanów emocjonalnych bohaterów, mają być jednym z kluczy do ich psychiki. Audio w pierwszym filmie to czyste retro, nostalgia, ale w drugim to coś wyciągające bohatera ponad szarą rzeczywistość. I tego się trzymajmy. Do sprzedania Wszystkim, którzy chcą kupić coś za nieduże pieniądze, z dobrego źródła, w dobrej cenie – mam do zaproponowania kilka rzeczy z mojego systemu lub po testach. 1. Interkonekt analogowy RCA-RCA Wireworld Platinum Eclipse, długość 2 m. Referencyjny kabel amerykańskiego Wireworlda o rzadko spotykanej, dwumetrowej długości. Jego cena jest zaporowa, ale u mnie jest na wyciągniecie ręki – przyda się wszędzie tam, gdzie do tej pory duża odległość źródła od wzmacniacza stała na przeszkodzie kupna referencyjnego kabla. Teraz jest to możliwe. Cena katalogowa – 22 390 zł. Czekam na propozycje (nawet szalone, najwyżej się pośmiejemy:). Stan – bardzo dobry. W komplecie metalowa skrzyneczka i certyfikat autentyczności podpisany przez Davida Saltza, właściciela Wireworlda. 2. Cyfrowy kabel optyczny SAEC OPC-X1, test TUTAJ. To referencyjny kabel optyczny, jeden z najlepszych, jakie znam. Poza Japonią właściwie niedostępny. Cena – 1000 zł/1 m, cena katalogowa – 650 euro. Niemal nieużywany, wyciągnięty raz, do testu. 3. Interkonekt analogowy (zbalansowany) SAEC XR-4000, test TUTAJ. Cena – 2000 zł, cena katalogowa – 980 euro. Niemal nieużywany, wyciągnięty raz, do testu. 4. Odtwarzacz DVD/SACD/HDCD/ CD-wzmacniacz wielokanałowy Arcam Solo Movie 5.1. Długa nazwa, ale urządzenie purystyczne. Połączenie w jednej obudowie audiofilskiego odtwarzacza płyt audio i wideo oraz pięciu kanałów wzmacniacza – wszystko w jakości Arcama. Oryginalna cena – grubo ponad 10 000 zł, proszę o jakiekolwiek propozycje. Odtwarzacz wykorzystywany przeze mnie przez rok, z sekcji wzmacniacza nigdy nie korzystałem. Wymieniona, nowa mechanika. Leży w pudle – szkoda, lepiej, żeby kogoś cieszył. Test TUTAJ. 5. Przetwornik cyfrowo-analogowy USB KingRex UC192 - proszę o oferty. Test Srajana Ebaenaw „6moons.com” TUTAJ.
|
Kim jesteśmy? |
Współpracujemy |
Patronujemy |
HIGH FIDELITY jest miesięcznikiem internetowym, ukazującym się od 1 maja 2004 roku. Poświęcony jest zagadnieniom wysokiej jakości dźwięku, muzyce oraz technice nagraniowej. Wydawane są dwie wersje magazynu – POLSKA oraz ANGIELSKA, z osobną stroną poświęconą NOWOŚCIOM (→ TUTAJ). HIGH FIDELITY należy do dużej rodziny światowych pism internetowych, współpracujących z sobą na różnych poziomach. W USA naszymi partnerami są: EnjoyTheMusic.com oraz Positive-Feedback, a w Niemczech www.hifistatement.net. Jesteśmy członkami-założycielami AIAP – Association of International Audiophile Publications, stowarzyszenia mającego promować etyczne zachowania wydawców pism audiofilskich w internecie, założonego przez dziesięć publikacji audio z całego świata, którym na sercu leżą standardy etyczne i zawodowe w naszej branży (więcej → TUTAJ). HIGH FIDELITY jest domem Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. KTS jest nieformalną grupą spotykającą się aby posłuchać najnowszych produktów audio oraz płyt, podyskutować nad technologiami i opracowaniami. Wszystkie spotkania mają swoją wersję online (więcej → TUTAJ). HIGH FIDELITY jest również patronem wielu wartościowych wydarzeń i aktywności, w tym wystawy AUDIO VIDEO SHOW oraz VINYL CLUB AC RECORDS. Promuje również rodzimych twórców, we wrześniu każdego roku publikując numer poświęcony wyłącznie polskim produktom. Wiele znanych polskich firm audio miało na łamach miesięcznika oficjalny debiut. |
|
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity