pl | en
Test
Przedwzmacniacz liniowy + wzmacniacz mocy
Triode TRX-1 + TRX P 6L

Cena: 2990 Euro + 3290 Euro

Producent: Triode Corporation

Kontakt:
609-3 Fukuroyama Koshigaya-shi Saitma-ken
Japan PO#343-0032
tel.: +81-48-940-3852 | fax:+81-48-940-3853

e-mail: info@triode.co.jp

Strona producenta: TRIODE

Dystrybucja w Polsce: Pełne Brzmienie Kraj pochodzenia: Japonia

Tekst: Marek Dyba
Zdjęcia: Marcin Olszewski

Oto moich przygód z produktami Triode (kiedyś TRI) ciąg dalszy. Co prawda nie prowadzę tego typu statystyk, ale w czasie mojej, wciąż jeszcze niezbyt długiej, przygody recenzenckiej odsłuchałem i opisałem najwięcej produktów chyba właśnie tej firmy. Na pewno wszystko zaczęło się od TRV-A300SE, co samo w sobie sprawia, że czuję pewien sentyment do marki. Później były jeszcze wzmacniacze na EL34, flagowiec na triodzie 845, czy drugi wzmacniacz na 300B czyli VP-300BD (tym razem w układzie Parallel Single Ended). Bez opisywania słuchałem również odtwarzacza CD tej firmy, wzmacniacza na KT88 i kolejnego wzmacniacza opartego na lampie 300B – TRV-M300SE. Było więc tego naprawdę wiele, a wśród tych produktów były takie, które podobały mi się bardzo i takie, które trochę mniej, ale każdy miał jakieś zalety. Ważne, że większość z nich jest rozsądnie, z punktu widzenia niezbyt bogatego polskiego audiofila, wyceniona. Dzięki temu doświadczeniu zawsze, gdy dowiaduję się, że trafi do mnie kolejny produkt Triode wiem, że czeka mnie ciekawa przygoda.

Tym razem do testu otrzymałem nowości w ofercie japońskiego producenta – intrygujący przedwzmacniacz TRX-1 oraz bardzo ciekawą, stereofoniczną końcówkę mocy TRX P 6L. Co w niej takiego ciekawego? Otóż jest ona w zasadzie zaprzeczeniem purystycznego podejścia Japończyków do sprzętu audio. Jedną z podstawowych zasad stosowanych w japońskich sprzętach (oczywiście nieco generalizuję, ale tylko nieco) jest maksymalna prostota, eliminacja wszelkich elementów, które nie są niezbędne, jak najkrótsza droga sygnału, etc, etc. Tymczasem testowany wzmacniacz ma mnóstwo opcji, funkcji, które nie mają wiele wspólnego z minimalizmem. To, co od razu zwraca uwagę w tym przypadku to możliwość zastosowania trzech różnych lamp mocy (od razu wyjaśnię, że ze wzmacniaczem dostałem tylko lampy 6L6 i niestety nie udało mi się zorganizować na czas testu ani EL34, ani KT88). Kolejna rzecz - podobnie jak np. w Manleyu Stingray wzmacniacz może pracować w trybie triodowym (T) lub ultraliniowym (UL) (to, plus wybrana lampa mocy decyduje o faktycznej mocy oddawanej przez wzmacniacz). Na dodatek producent zdecydował się na maksymalne ułatwienie życia klientom i zastosował układ auto-biasu, więc właściciel wzmacniacza musi tylko podmienić lampy mocy na inne, przestawić prosty przełącznik na odpowiednią pozycję, a wzmacniacz sam zrobi za niego resztę, czyli dostosuje parametry do konkretnej lampy. Kolejny przełącznik na froncie oznaczony N.F.B. i dający trzy opcje do wyboru: 0, 3, 6 dB pozwala dostosować wzmacniacz do czułości podłączanych głośników. Drugi, podobny przełącznik znajdujący się z tyłu urządzenia z trzema możliwymi wyborami: 0, -3, -6 dB pozwala ustawić różne wzmocnienie na wejściu – czyli dostosować wzmacniacz do źródła (do poziomu sygnału wyjściowego źródła gwoli ścisłości). Słabszą stroną tego producenta, przynajmniej z punktu widzenia ciekawskiego użytkownika, jest wybitny wręcz minimalizm, gdy przychodzi do dzielenia się informacjami o produktach. W czasie, gdy miałem urządzenia u siebie nie było ich nawet na stronie Triode, a załączone instrukcje obsługi w zasadzie ograniczały się do podania danych, a wyjaśnień choćby dotyczących wymienionych powyżej niestandardowych ustawień nie znalazłem.

Przedwzmacniacz określiłem mianem intrygującego, jako, że rzeczą, która od razu rzuca się w oczy jest… equalizer, czyli korektor. Na froncie urządzenia znajdujemy 4 pokrętła oznaczone odpowiednio (zaczynając od lewej strony) 150 Hz, 400 Hz, 2 kHz, 10 kHz, każde z nich działa w zakresie od -10 do 10 mogę jedynie zgadywać jakie to jednostki – dB? Przedwzmacniacz wyposażono również w zdalne sterowanie – pilot jest naprawdę miły dla oka i dobrze leży w dłoni – niewielki, wykonany z metalu, obsługuje podstawowe funkcje.

ODSŁUCH

Płyty użyte w czasie testu (wybór):

  • Arne Domnerus, Jazz at the Pawnshop , Proprius, ATR 003, LP.
  • Patricia Barber, Companion , MFSL 2-45003, 180 g LP.
  • Kate Bush, The sensual world , Audio Fidelity, AFZLP 082, 180 g LP.
  • The Ray Brown Trio, Soular energy , Pure Audiophile, PA-002 (2), LP.
  • AC/DC, Back in black , SONY, B000089RV6, CD.
  • Dire Straits, Love over gold , 25PP-60, LP.
  • John Lee Hooker, The best of friends , pointblank, 7243 8 46424 26 VPBCD49, CD.
  • Eva Cassidy, Eva by heart , Blix Street 410047, CD.
  • Pink Floyd, The Wall , CBS/SONY, 40AP 1750 1, LP.
  • Hans Zimmer & Lisa Gerrard, Gladiator , ORG 050, 180 g LP.

Trochę musiałem się „napracować” zanim mogłem zacząć właściwe odsłuchy – obydwa urządzenia dotarły do mnie niemal wprost z Kraju Kwitnącej Wiśni i wymagały kilkudziesięciu godzin grania, zanim mogły zaprezentować pełnię swoich możliwości. Zważywszy na stosunkowo niedawną tragedię, która spotkała ten kraj trzeba się cieszyć i podziwiać producenta, że urządzenia w ogóle dotarły na czas. Wraz z upływem godzin znikała pewna szklistość i nerwowość góry, średnica wypełniała się i coraz śmielej bas pojawiał się. Gdy uznałem, że już nie słyszę znaczących zmian w brzmieniu, zacząłem właściwe odsłuchy.

Zestaw Triode grając w trybie triodowym (przypominam tylko, że dysponowałem wyłącznie lampami 6L6, więc to ich dotyczą wszystkie wrażenia) nie pozostawiał nawet cienia wątpliwości, że gra lampa. Dobra lampa trzeba dodać. Już na pierwszej płycie – Jazz at the Pawnshop niemal od samego początku było to słychać. Ksylofon Erstranda w Limehouse blues – wibrujący, pełny, odpowiednio dociążony (co bywa problemem, a wówczas potrafi to zabrzmieć nieco sucho) – wydawał się stać dwa, może trzy metry ode mnie. Pałeczki śmigały w rękach muzyka, a klawisze wibrowały i długo wybrzmiewały. Dźwięczność tego instrumentu to jedno, ale to właśnie dobra lampa dodaje do tego takie delikatne muśnięcie naturalnego ciepła, które sprawia, że odbieramy brzmienie jako jeszcze bardziej naturalne. To samo mogę powiedzieć o klarnecie, czy saksofonie altowym Domnerusa – ich brzmienie odebrałem również jako delikatnie ocieplone, ale przez to bardziej naturalne, pełniejsze. Dała także znać o sobie lampowa namacalność prezentacji – oddech muzyka, praca klap, powietrze przepływające przez ustnik – każdy z tych detali został pięknie pokazany, komponując się doskonale z samą muzyką.

Mała dygresja – większość odsłuchów wykonywałem używając kolumn małej, krakowskiej manufaktury J-A-F, modelu Bassoon. Mam je w odsłuchu od dłuższego czasu, więc ich brzmienie znam już bardzo dobrze. Choć to również dość nietypowa konstrukcja (podobnie jak moje tuby), bo jest to rodzaj otwartej odgrody, to jednak bardzo dobrze nadaje się do testowania pozostałych elementów systemu dzięki niezwykle równemu pasmu, detaliczności, przejrzystości oraz budowie „przyjaznej” pomieszczeniu, czyli pozwalającej zminimalizować niekorzystne interakcje kolumn z tymże pomieszczeniem. Nie są one zbyt trudnym obciążeniem dla wzmacniacza, ale jak się okazało Triode w trybie triodowym na 6L6 nie do końca dawał sobie z nimi radę (konstruktor kolumn zaleca wzmacniacze o mocy od 20 W wzwyż).

Dygresja była mi potrzebna, żeby było jasne, dlaczego napiszę za chwilę, że japoński zestaw nieco gorzej radził sobie w dole pasma. Kontrabas wydawał się lekko spowolniony i brakowało mu trochę masy, a bębnom brakowało odrobinę twardości w poszczególnych uderzeniach. Cały rytm wydawał się chwilami minimalnie spowolniony. TRX P 6L, o czym wcześniej wspomniałem, ma kilka różnych ustawień, dzięki którym można dostosować wzmacniacz w pewnym stopniu do sprzętu towarzyszącego. Pierwsze to stopień wzmocnienia na wejściu – do wyboru mamy 0, -3 i -6 dB – i choć ta funkcja ma pozwalać w zamyśle dopasować wzmacniacz do źródła sygnału, to jednak można jej de facto użyć po prostu by uzyskać większe wzmocnienie. Druga opcja to funkcja zwana N.F.B (negative feedback – pętla sprzężenia zwrotnego), która dla odmiany ma pozwolić lepiej dopasować wzmacniacz do czułości używanych kolumn (osobną kwestią są odczepy na 4, 6 i 8 Ω – należy wybrać odpowiednie do impedancji kolumn). Znowu do wyboru są trzy ustawienia – tym razem to 0, 3 i 6 dB. Co prawda można używać tych funkcji, by uzyskać nieco większe wzmocnienie (ustawiając obydwie na 0 dB), ale w zależności od używanego sprzętu towarzyszącego warto jednak znaleźć optymalne ustawienia, przy których brzmienie będzie nam się najbardziej podobać – zmiany następują choćby w barwie czy wypełnieniu. W moim przypadku uznałem za optymalne ustawienie z wzmocnieniem na wejściu ustawionym na -3 dB, a N.F.B ustawionym na 0 dB. Takie ustawienie sprawiało jednakże, że wzmacniaczowi brakowało nieco mocy, by wydobyć wszystko z kolumn. Z pomocą przyszła więc funkcja najlepiej się do tego nadająca, obecna również np. w testowanym przeze mnie niedawno Manleyu Stingray 2, czyli tryb ultraliniowy. Wystarczyło użyć przełącznika i zrezygnować z trybu triodowego na rzecz właśnie ultraliniowego. Oznacza to, mniej więcej, podwojenie mocy wzmacniacza i tak (w przypadku lamp 6L6) zamiast 12 W miałem do dyspozycji 25 W. Ten tryb to nie tylko kwestia większej mocy, ale i pewnej zmiany charakteru brzmienia. O ile tryb triodowy to brzmienie o charakterze „SET-owym” (single-ended triode) o tyle ultralinowy to coś bliżej PP (push-pulla). Oczywiście zmiany byłyby mniej wyraźne przy zastosowaniu łatwiejszych do napędzenia kolumn, ale w tym konkretnym przypadku były one dość znaczące. Zniknęły wspomniane wcześniej słabości – kontrabas zyskał na wielkości i masie, do bardzo dobrej barwy doszło wypełnienie, lepszy atak i precyzyjniejsze wygaszanie strun. Podobnie w przypadku perkusji (choć na tej płycie nie gra ona aż tak wielkiej roli jak zazwyczaj) – lepszy rytm, szybkość, dynamika – teraz już żadne spowolnienie nie przyszłoby mi nawet do głowy.

Znowu mała dygresja, a może i dwie. Wspomniałem, że przełączenie w tryb ultraliniowy to pewne korzyści, ale faktem jest, że i gdzieś troszkę się traci. Podkreślam, że wszystkie wymienione zmiany to kwestia stosunkowo niewielkiej skali – np. to, że w trybie triodowym określiłem dźwięk jako nieco spowolniony oznacza właśnie „nieco” – czyli wiedziałem, że powinno być ciut szybciej, dynamiczniej, co wcale nie oznacza, że wzmacniacz „mulił” i kompletnie zawalał tempo nagrań, a jedynie, że z odsłuchów tej samej płyty na innym sprzęcie wiedziałem, że może być lepiej. Podobnie małą skalę proszę odnosić do opisu innych zmian.

Jak każdy stereofil (używam tego określenia zamiast „audiofil” czy „meloman” bo ten pierwszy kojarzy mi się z fascynatem samego sprzętu, a ja kocham muzykę a nie sprzęt do jej odtwarzania, a ten drugi z miłośnikiem muzyki, który ma jednocześnie ogromną wiedzę o niej, której mi ciągle jeszcze brakuje) mam swoje preferencje brzmieniowe. Dla mnie ideałem MOJEGO brzmienia jest dobry wzmacniacz lampowy w układzie SET, na lampie 300B gwoli ścisłości. I nie chodzi tu bynajmniej o to, że jest to dźwięk idealny per se , bo nie jest (swoją drogą takiego jeszcze nie słyszałem). Tyle, że taki wzmacniacz oferuje mi największą namacalność prezentacji, najwięcej emocji, najwięcej „muzyki w muzyce” – nie tej stricte zawartej w nutach, ale również pełnej tego co dodają do niej Ci, którzy ją wykonują, wkładając w nią fragment własnej duszy, odkrywając lepiej lub gorzej intencje kompozytora. Dlatego być może moje spojrzenie na sprzęty grające inaczej jest nieco skrzywione, ale mimo to zawsze staram się jednak spojrzeć na to obiektywnie i tak właśnie to dla Czytelników opisać.

Koniec z dygresjami (mam nadzieję). Korzystając z faktu, że przełączanie między trybami jest banalnie proste mogłem je zmieniać, często potwierdzając spostrzeżenia również przy innych płytach. I choć skala słyszalnych zmian była różna w zależności od rodzaju muzyki i samego nagrania, to ogólna tendencja była zawsze podobna. Tryb triodowy to nieco gęstszy, bogatszy i „słodszy” (wszystko, jak wspominałem w małej, acz zauważalnej skali), oferował bardziej namacalny dźwięk z typową triodową średnicą, dźwięczną górą, i różnorodnym, mięsistym, acz lekko zaokrąglonym, spowolnionym basem. Tryb ultralinearny rozświetla górę pasma, dodając tam również powietrza i sprawiając, że odnosi się wrażenie odrobinę lepszej rozdzielczości w tej części pasma (na basie swoją drogą też). Średnica minimalnie traci na namacalności i tym bogactwie, którego ja tak pożądam, ale ten niewielki brak zauważy pewnie tylko ktoś tak zafiksowany na tej części pasma jak ja. Bas staje się bardziej sprężysty, twardszy, bardziej konturowy, co daje również wrażenie niższego zejścia.

Wszystko to przy zachowaniu barwy i dobrego różnicowania tego zakresu. W trybie UL tzw. pace&rhythm zyskuje chyba najbardziej, dzięki czemu zwłaszcza nagrania rockowe (Dire Straits), elektrycznego bluesa (John Lee Hooker) czy ciężko rock'n'rollowe (AC/DC) wypadają dużo lepiej niż w trybie triodowym, acz wiele zależy od użytych kolumn. Po podłączeniu moich tub (100 dB skuteczności zamiast 90 dB) różnica zdecydowanie się zmniejszyła, chwilami była wręcz na granicy percepcji.

Sytuacja nieco się komplikuje przy odsłuchach nagrań wokalnych – na płycie Evy Cassidy Eva by heart , gdzie główne role grają wokal i gitara, zdecydowanie bardziej podobało mi się w trybie triodowym, który lepiej oddaje emocje, przybliża słuchacza do muzyki, pozwala się w niej zanurzyć i zapomnieć o wszystkim aż do wybrzmienia ostatniego taktu. Patricia Barber i jej Companion dla odmiany nie pozwoliła już na dokonanie tak łatwego wyboru. Z jednej strony wokal, czy organy Hammonda brzmiały bardziej naturalnie w trybie triodowym, lepiej oddana była atmosfera klubowego koncertu, a z drugiej strony bas i perkusja w trybie UL bardziej przekonywały, a bardziej otwarta góra sprawiała, że instrumenty perkusyjne były żywsze i dźwięczniejsze.

Dwa tryby, które oferuje Triode, podobnie jak wspomniany wcześniej Manley, dają posiadaczowi szansę dostosowania brzmienia (w pewnym zakresie oczywiście) do własnych preferencji. Pewnie, że można stwierdzić, że to niezgodne z ideą high-fidelity, bo sprzęt ma pokazywać to, co zapisano na płycie, a nie to interpretować. Tyle, że większość z nas – miłośników muzyki – tak naprawdę chce po prostu słuchać muzyki z przyjemnością, a nie zawsze sposób realizacji konkretnego nagrania na to pozwala. Mając taki zestaw jak ten testowany, możemy na wiele sposobów wpływać na ostateczne brzmienie. Poczynając od przedwzmacniacza – możemy użyć bardzo nieaudiofilskiego, tfu, tfu, korektora. Puryści krzywią się w tej chwili jakby zjedli plasterek cytryny, a ja słuchając jednego z posiadanych wydań „The Wall” pozwoliłem sobie skorzystać z pokrętła oznaczonego „10 kHz” dodając nieco góry i… przyjemność słuchania wzrosła niepomiernie. Nie ma takiej góry na tym wydaniu? No nie ma, ale to nie moja wina, ja bym chciał, żeby była i dzięki regulacji oferowanej przez przedwzmacniacz mogłem ją mieć. Nieaudiofilskie? No to co?!

Druga opcja kształtowania brzmienia jest taka sama, jak we wszystkich wzmacniaczach i przedwzmacniaczach lampowych, czyli zabawa w znajdowanie najlepszych w tej aplikacji lamp różnych producentów. Tu dochodzi jeszcze kwestia wyboru, albo i zmian od czasu do czasu (a może pod rodzaj słuchanej muzyki), trzech rodzajów lamp mocy. Nie miałem co prawda okazji sprawdzić tej opcji, ale znam i EL34 i KT88 z innych aplikacji, dzięki czemu mogę powiedzieć, że charakter brzmienia na pewno zmieni się z wyborem jednej z tych lamp. Do tego dochodzi jeszcze wybór trybu triodowego lub ultraliniowego, oraz opcje pozwalające lepiej dopasować wzmacniacz do źródła sygnału oraz do kolumn.

Nie jest to przykład japońskiego puryzmu, ale niezwykle praktycznego podejścia do tematu reprodukcji dźwięku. Posiadacze tego zestawu niemal na pewno znajdą odpowiednie ustawienia dla siebie, a potem jeszcze będą je mogli w prosty sposób dostosowywać nawet do konkretnych nagrań. Jakość dźwięku jest bardzo dobra, choć nie jest to jeszcze tzw. high-end (czego trudno oczekiwać w tej cenie). Normalnie użyłbym określenia: bardzo solidnie hi-fi czy hi-fi z wysokiej półki, ale zważywszy na cały powyższy opis tego, jak można dopasowywać dźwięk do swoich oczekiwań, określenie „hi-fi” nie do końca tu pasuje w sensie dosłownym (w obiegowym jak najbardziej). Wydając niemałą na polskie warunki kwotę, choć jeszcze nie z gatunku tych „szalonych”, dostajemy uniwersalny, w zakresie dostosowywania brzmienia do potrzeb lub gustów właściciela, zestaw, który w trybie UL napędzi już większość średnio skutecznych kolumn, a jeśli obciążenie będzie łatwiejsze, to poradzi sobie również w trybie triodowym. Sam jestem żywym dowodem tego, że gust ewoluuje w czasie, zmieniają się oczekiwania wobec sposobu prezentacji muzyki. A skoro tak, to liczne opcje, które umożliwiają zmianę brzmienia testowanego zestawu mogą pozwolić zaoszczędzić mnóstwo pieniędzy. Tego typu urządzenia są prawdziwą rzadkością na rynku i skierowane do pewnego typu klientów. Sam należę raczej do kategorii purystów, ale trudno mi było się oprzeć pokusie używania przełączników, a nawet, o zgrozo!, korektora, po to, by uzyskać taki dźwięk, jaki ja lubię. Czy to grzech? Nie sądzę. A jeśli ktoś ma wątpliwości – proszę wypróbować na własnej skórze.

BUDOWA

Zarówno przedwzmacniacz TRX-1, jak i TRX P 6L mają wygląd charakterystyczny dla urządzeń produkowanych przez firmę Triode. Obudowy transformatorów i górna powierzchnia, a nawet tył i wzmacniacza i pre mają piękny czerwony kolor, drewniane boczki są również w kolorze czerwonym, choć nieco ciemniejszym. Fronty w obydwu przypadkach to płyty ze szczotkowanego aluminium, a lampy schowane są pod eleganckimi, ściąganymi, czarnymi klatkami.

TRX-1

Przedwzmacniacz oparto o 4 lampy 12AX7 (ECC83), oraz lampę prostowniczą 274N (5U4G). Na froncie urządzenia (od lewej) znajduje się główny włącznik, sensor podczerwieni (pre wyposażono w mały, metalowy pilot obsługujący podstawowe funkcje), duża gałka regulacji głośności, cztery pokrętła korektora umożliwiające regulację tonów z punktami środkowymi przy 150 Hz, 400 Hz, 2 kHz i 10 kHz, regulacja balansu między kanałami oraz selektor wejść. Przedwzmacniacz wyposażono w pięć wejść (RCA), oraz komplet trzech wyjść (również RCA). Montaż całego układu wykonano na dwóch PCB.

TRX P 6L

Końcówkę mocy oparto o następujące lampy: 2 x 12AX7, 2 x 12BH7 oraz cztery lampy mocy – producent dał klientom możliwość wyboru jednej z trzech: 6L6, EL34 lub KT88. Wzmacniacz może pracować w trybie triodowym lub ultraliniowym i od tego, w połączeniu ze stosowaną w danym momencie lampą końcową, zależy faktycznie oddawana moc (najniższa możliwa to 12 W, a najwyższa to 30 W). Dzięki odczepom na 4, 6 i 8 Ω, oraz regulacjom N.F.B (negative feedback ) i wzmocnienia na wejściu do końcówki łatwo jest dopasować to urządzenie do podłączanych kolumn i przedwzmacniaczy (lub źródeł z regulowanym poziomem wyjściowym). Na froncie urządzenie znajduje się niewielki wskaźnik wychyłowy pokazujący w momencie pomiaru bias lamp mocy, z zaznaczonymi prawidłowymi wskazaniami dla każdego z trzech rodzajów lamp, które można tu zastosować. Odpowiednik przełącznik pozwalający włączyć pomiar biasu znajduje się na górnym panelu wzmacniacza – w czasie odsłuchu znajduje się on w pozycji neutralnej, a gdy chcemy sprawdzić, czy bias jest ustawiony prawidłowo przestawiamy przełącznik odpowiednio w lewo (dla jednej pary lamp) lub w prawo (dla drugiej pary). Także na górnym panelu umieszczono przełącznik, który musimy ustawić w odpowiedniej pozycji zgodnie z używanymi w danym momencie lampami mocy.
Na froncie urządzenia znajdują się dodatkowo trzy diody informujące, które lampy są zainstalowane (przełącznik na górnym panelu będzie raczej ukryty pod osłoną na lampy). Oprócz wychyłowego wskaźnika biasu, oraz diod informujących o zainstalowanych lampach mocy, na froncie urządzenia znajdują się jeszcze przełączniki trybu pracy wzmacniacza (triodowy lub ultraliniowy) oraz N.F.B. (negative feedback). Przełącznik wzmocnienia na wejściu umieszczony został na tylnym panelu obok kompletu odczepów głośnikowych. Wewnątrz montaż przeprowadzono po części na PCB, a po części punkt-punkt, wykorzystując dobrej jakości elementy.

Dane techniczne (wg producenta):

TRI TRX-1
Lampy: 4 x 12AX7 (ECC83), 1 x 274N (5U4G)
Pasmo przenoszenia: 15 Hz-50 kHz +/- 0,5 dB
Odstęp S/N: 90 dB
TDH: 0,08%
Czułość wyjściowa: 2 V (16 V maks.)
Impedancja wejściowa: 100 kΩ
Impedancja wyjściowa: 6 kΩ
Regulacja barwy dźwięku: 150 Hz, 400 Hz, 2 kHz, 10 kHz
Wzmocnienie: 16 dB
Wejścia liniowe: 5
Wyjścia liniowe: 3
Wymiary: 342 x 310 x 180 mm
Waga: 8 kg

TRX P 6L
Auto Biasing – umożliwia stosowanie trzech rodzajów lamp mocy
Lampy: 4 x 6L6GC (KT88 lub EL34) 2 x 12AX7, 2 x 12BH7
Moc:
6L6GC: UL (tryb ultra-liniowy) - 2x25 W/Triode (tryb triodowy) - 2x12 W
KT88: UL - 2x30 W/Triode - 2x15 W
EL34: UL - 2x30 W/Triode - 2x15 W
Pasmo przenoszenia: 15 Hz-45 kHz +/- 1 dB
Odstęp S/N: 88 dB
THD: 0,15%
Czułość wejściowa: 600 mV
Impedancja wejściowa: 100 kΩ
Wzmocnienie na wejściu: 0, -3, -6 dB
NFB: 0, 3, 6 dB
Wejścia: 1 RCA
Odczepy głośnikowe: 4, 6, 8 Ω
Wymiary: 342 x 310 x 180 mm
Waga: 15 kg

Dystrybucja w Polsce:

Pełne Brzmienie

Kontakt:
Piotr Bednarski
tel.: 695 503 227

e-mail: kontakt@hi-endstudio.com

WWW: Pełne Brzmienie



Pobierz test w PDF

g     a     l     e     r     i     a



System odniesienia