Odtwarzacz Compact Disc
Marantz
Producent: D&M HOLDINGS Inc. |
zapki z głów przed ludźmi w Japonii – najbardziej zakręconymi melomanami, audiofilami i kolekcjonerami na świecie, może poza Koreą. Wciąż przypominają oni, że format Compact Disc jest najbardziej dopracowanym i najwygodniejszym formatem cyfrowym w historii elektroniki konsumenckiej i że jego następca (planowany), tj. Super Audio CD, ma potencjał, który dopiero uczymy się odkrywać. To w Japonii powstaje bowiem najwięcej nowych odtwarzaczy jednego i drugiego typu. Jednym z nich jest, właśnie pokazany, odtwarzacz Compact Disc firmy Marantz, model HD-CD1. Wraz z bratnim Denonem jest on częścią D&M Holding Group, która dba o fizyczne nośniki, nie zapominając oczywiście o zmianach, jakie zachodzą w sposobie dystrybucji i „konsumpcji” muzyki. ‘HD’ w symbolu odnosi się do „High Definition”. Nie ma jednak w tym CD nic, co by go wiązało z plikami wysokiej rozdzielczości. To absolutnie klasyczny odtwarzacz tego typu, ze stereofoniczną parą wyjść analogowych i wyjściami cyfrowymi – RCA i TOSLink. Nie ma HD-CD1 żadnych wejść cyfrowych, ani tym bardziej portów USB. Marantz stosuje bowiem jedną z dwóch popularnych obecnie szkół – wejścia cyfrowe i DAC lokuje we wzmacniaczach. Inne firmy przenoszą wszystkie układy cyfrowe do odtwarzaczy. Obydwie szkoły mają zalety i wady. Zaletą sposobu wybranego przez Marantza jest to, że wzmacniacz jest prawdziwym centrum systemu i że tylko tam zmieniamy wejścia. Partnerem odtwarzacza jest, wyglądający bardzo podobnie, wzmacniacz HD-AMP1, z potencjalnie lepszym „dakiem” ESS Sabre. Materiały firmowe sugerują, aby w takim zestawieniu CD łączyć ze wzmacniaczem kablem cyfrowym, nie analogowym. HD-CD1 Odtwarzacz, który tym razem testujemy, jest wraz ze wzmacniaczem HD-AMP1 częścią małej serii urządzeń midi o nazwie MusicLink, do których należy także przetwornik cyfrowo-analogowy HD-DAC1. CD jest zbudowany bardzo solidnie, ma podwójne ścianki, panele imitujące drewno i taką samą maskownicę szuflady. To specjalizowany odtwarzacz Compact Disc, który zagra także pliki audio z płyt CD-R/RW, zakodowane w jednym z kilku formatów: mp3, AAC, WAM lub WAV. Nie odtworzymy jednak plików wysokiej rozdzielczości, ani nie prześlemy do niego sygnału cyfrowego – mówiłem, że to klasyka klasyk. Mimo to jest on nadzwyczaj funkcjonalny – w ramach tych uwarunkowań. Oferuje bowiem menu, w którym możemy ustawić moment przejścia w tryb „standby”, wzmocnienie wzmacniacza słuchawkowego – w trzech krokach – i włączenie/wyłączenie wyjścia cyfrowego. Na sporym wyświetlaczu odczytamy tytuły plików z płyt CD-R/RW, ale również tytuły płyt i ścieżek z krążków CD, na których producent postarał się i zakodował CD-Text. To pomysł Sony, rozwijany obecnie przez niektóre wytwórnie płytowe, przede wszystkim na krążkach SACD/CD. Ale trafiają się i gdzie indziej – zaskoczeniem dla mnie było to, że CD-Text jest na wszystkich krążkach wydawnictwa For Tune, ale również na dwupłytowym wydawnictwie Miłość jest cudowna (1975-2015) Maanamu. No i jest wzmacniacz słuchawkowy. To nie jest kolejny scalaczek, a układ HDAM-S2 Marantza, zbudowany z dyskretnych tranzystorów. Można w nim ustawiać wzmocnienie, co naprawdę się przydaje. Podobne układy znajdziemy w sekcji analogowej.HDAM – Hyper Dynamic Amplifier Module HDAM to nazwa firmowa na układy wzmacniające i buforujące stosowane w układach audio przez Marantza. Są to ultra-szybkie układy napięciowe po raz pierwszy zastosowane przez firmę w 1992 roku we wzmacniaczu zintegrowanym PM-99SE. Pierwsze miały wzmocnienie 70 dB i szybkość narastania sygnału 70-80 V/μs i zbudowane były z wykorzystaniem tranzystorów bipolarnych. Chodziło w nich o uzyskanie jak najszybszej i jak najbardziej precyzyjnej odpowiedzi czasowej. Skorzystano więc z montażu powierzchniowego i zamknięto je w niewielkich, ekranowanych puszkach z miedzi (a potem także stali), montowanych do głównych płytek za pomocą pinów.W 1994 roku, w przedwzmacniaczu SM-5, zaprezentowano nowy typ układu o nazwie NEW HDAM w złoconym ekranie. Poprawiono w nim szybkość narastania sygnału. Kolejna zmiana to rok 1997 i moduły z ustawianymi parametrami, np. DC offset. Po raz pierwszy pojawiły się we wzmacniaczu PM-17. 2002 rok przynosi dużą zmianę – moduły HDAM-SA z elementami montowanymi powierzchniowo i bez ekranu, który – zdaniem konstruktorów – przeszkadzał w uzyskaniu jeszcze lepszych parametrów. Zakończyło się to w latach 2008-2009 pełną integracją modułów z główną płytką w postaci układów HDAM-SA2. Teraz to po prostu wydzielone części głównego układu, ale montowane na tej samej płytce drukowanej. Nie są ekranowane. Płyty użyte do testu (wybór)
Wnikanie w szczegóły grania podnoszone zwykle w testach drogich produktów, podczas kiedy mówimy o niedrogim urządzeniu jest interesującym wyzwaniem intelektualnym. Zamierzam to więc zrobić. Realna informacja o produkcie, jakiej kupujący oczekuje w stosunku do takich urządzeń, powinna jednak skupiać się na bardziej ogólnych ramach, bo to zwykle osoba, która po raz pierwszy kupuje specjalizowany produkt audio i dopiero „uczy się” słuchać muzykę krytycznie. Dlatego skupię się przede wszystkim na tym. Marantz to urządzenie, które stara się wszystko zagrać dobrze, czysto i przynajmniej poprawnie – jeśli nagranie samo w sobie nie jest zbyt wysokiej jakości. Dostajemy skupiony, dobry dźwięk, w którym nie ma chaosu. Nie musimy wsłuchiwać się w przekaz, żeby go sobie w głowie poukładać, ponieważ wszystko jest na swoim miejscu, poukładane jest na tyle, na ile pozwala nagranie. A może nawet nieco bardziej? Marantz znakomicie radzie sobie z rytmiką utworów, z czasowym aspektem muzyki, dlatego wydobywa wspólne cechy nagrania nawet z nagrań, które zwykle, na urządzeniach ze średniej półki cenowej, się „rozłażą”. Tak było np. z krążkiem Owlle, nagranym dość wysoko, ale z mocnym niskim basem. Bardzo drogie urządzenia potrafią z tego inteligentnego popu wydobyć dramaturgię i muzykę, te tańsze pokazują jego wady, np. brak nasyconej niskiej średnicy i wysoką kompresję. Marantz zachował się tak, jakby był z „górnej półki”, tj. nie rozwalił wszystkiego na „dźwięki” docierające do nas niezależnie, a przez to irytujące w swojej dosłowności. Poukładał przekaz rytmicznie, dopuścił sporo góry, która daje wyraz temu krążkowi i wycofał nieco atak dźwięku, przede wszystkim na wyższej średnicy. Zarówno ta płyta, jak i kolejne, np. X Eda Sheerana i Riding With The King duetu B.B. King i Eric Clapton, zagrane zostały w bardzo przyjemny sposób. Ale bez ocieplania. Słychać, że urządzenie nie gra mocnego niskiego basu, nie nasyca niskiej średnicy i jego przekaz można by opisać jako „lekki”. Gdyby nie to, o czym pisałem – okazuje odbieramy to nie jako brak wypełnienia, a jako dźwięczność i otwarcie. Naprawdę dobrze zagrały więc właściwie wszystkie płyty, jakich słuchałem, w tym ballady z należącej do serii Quiet Now składanki Night of quiet stars z utworami Antonio Carlosa Jobima. One z kolei miały gładką, jedwabistą średnicę i wyraźną, ale nigdy nie atakującą górę. Myślę, że właśnie połączenie tych dwóch rzeczy powoduje, że HD-CD1 jest tak bezproblemowym, a jednocześnie angażującym urządzeniem. A swoją drogą – polecam składanki z tej serii. Choć wydane przez wytwórnię Verve na przełomie wieków, wyglądają jak płyty mini LP, wraz z kopertami na płyty, ładnie brzmią i zawierają fantastyczną muzykę. Jak mówię, niski bas to nie jest mocną stroną tego odtwarzacza. Jego średni i wyższy zakres brzmią z kolei wyjątkowo interesująco – są kolorowe, dynamiczne i różnicują się, tj. pokazują różne odcienie. Dynamika to w ogóle jedna z zalet Marantza, słyszę ją we wszystkich urządzeniach tego producenta, jest więc ważną składową przekazu i tutaj. To jednak dynamika pod kontrolą. Nie powoduje uwypuklenia krawędzi dźwięku i nawet średni bas, nieco podkreślany i „usztywniany”, nie brzmi nienaturalnie. Wszystko jest jakoś tak poskładane, że z sobą współgra. Wszystko słychać tak, jakby naprawdę ktoś usiadł i dokonał ostatecznego „strojenia” na ucho. Oczywiste jest, że HD-CD1 nie jest panaceum na wszystkie problemy – to „tylko” odtwarzacz za mniej niż 3000 zł. Nie dostaniemy z nim, na przykład, namacalnego dźwięku. Mocne uderzenia elektroniki i przetworzonych „żywych” instrumentów z płyty Kenosis Music Marcina Krzyżanowskiego nie były tak głębokie, jak z droższych odtwarzaczy. Nie do końca nasycona niska średnica, tj. wypełnienie męskich głosów, saksofonu itd. nieco oddali od nas pierwszy plan niektórych płyt, w których akurat ten zakres jest istotny w budowaniu struktury dźwięku. No i nie dostaniemy niskiego basu. |
Wzmacniacz słuchawkowy Przedwzmacniacz gramofonowy, wzmacniacz słuchawkowy, przetwornik cyfrowo-analogowy, to wszystko elementy wyposażenia dodatkowego przedwzmacniaczy, wzmacniaczy i odtwarzaczy cyfrowych, które traktowane są zazwyczaj właśnie tak – jako dodatki, mające poszerzyć funkcjonalność danego urządzenia. No i dobrze, funkcjonalność to ważna rzecz, szczególnie w czasach, w których tzw. „czarna skrzynka” z wejściem i wyjściem budzi emocje tylko u nielicznych zapaleńców. Marantz, odkąd pamiętam, podchodził do tego inaczej. Jeślibyśmy popatrzyli do dowolnego wzmacniacza tej firmy, to zobaczymy, że przedwzmacniacz gramofonowy jest równorzędnym partnerem pozostałych sekcji, że DAC jest równie ważny, jak przedwzmacniacz, czego dowodem jest obecność przetwornika D/A ESS Sabre we wzmacniaczu partnerującym testowanemu odtwarzaczowi. Pomimo że to niewielkie urządzenie, to i tutaj poszerzający jego funkcjonalność wzmacniacz słuchawkowy potraktowano poważnie. Co słychać. Dźwięk jest rozdzielczy i bardzo ładnie nasycony. Podstawowe cechy dźwięku, które słyszałem przez kolumny, pozostają. Mamy więc rytm, spójność, jest w tym sens. Nie spodziewajmy się też niskiego basu, chyba, że podłączymy do niego słuchawki, w których jest on celowo poszerzony. Dochodzi do tego jeszcze lepsza przejrzystość i rozdzielczość. Okazuje się, że zmiana wzmocnienia nie jest zaledwie remedium na słuchawki, które wymagają wyższego poziomu wyjściowego. To funkcja, która realnie dopasowuje wzmacniacz do słuchawek. Przechodząc pomiędzy trzema ustawieniami ich dźwięk zmienia się radykalnie, przede wszystkim pod względem barwy. Wzmacniacz jest mocny, to trzeba przyznać. Wysterował ultratrudne HiFiMANy HE-6 do godziwych poziomów. Ale z niedrogimi Y50 firmy AKG było jeszcze ciekawiej – wystarczyło ustawić minimalne wzmocnienie. Dlatego nie szukałbym zewnętrznego wzmacniacza słuchawkowego, nie ma to większego sensu. Ten wbudowany do HD-CD1 w zupełności wystarczy zarówno do słuchania Mozarta i Beethovena, jak i TWENTY ØNE PILØTS. Podsumowanie Lubię takie urządzenia. Są dla ludzi, a nie tylko dla audiofilów. Ci ostatni powinni go posłuchać, bo to może być znakomity dodatek do systemu opartego na tak różnych konstrukcjach (a przecież absolutnie i dogłębnie audiofilskich), jak Fezz Audio Silver Luna, Advance Acoustic X-i125 , Clones Audio 25iR i SinusAudio HYBRID CLASS A. To bardzo wszechstronny odtwarzacz, który ładnie pokazuje, dlaczego ten format wciąż ma sens, nawet na tym poziomie cenowym. A może zresztą właśnie na tym poziomie cenowym? Nie ma najmniejszych szans, żeby odtwarzacz plików za, powiedzmy, 3000-4000 zł zagrał równie dobrze – najmniejszych. Nawet z najbardziej wyśrubowanym hi-res. To wciąż technika, która szuka rozwiązań, podczas kiedy Compact Disc znalazł je dawno temu. Nawet więc, jeśli macie w systemie streamer – posłuchajcie w nim HD-CD1, chociażby żeby wiedzieć, w którym miejscu jesteście. A dostaniecie gratis świetny wzmacniacz słuchawkowy, którego jedyną wadą jest to, że jest ograniczony tylko i wyłącznie do tego urządzenia. RED Fingerprint. HD-CD1 jest solidnym, ciężkim, ładnie wykonanym odtwarzaczem Compact Disc. Poza klasycznymi płytami CD, w postaci CD-Audio, CD-R i CD-RW odtwarza także nagrywalne płyty z plikami zakodowanymi w mp3, ACC, WMA i WAV. To dzięki nim transport urządzenia obsługuje CD-Text, chociaż nie znajdziemy na nim informującego o tym loga. Przód i tył Szerokość przedniej ścianki odtwarzacza wynosi 304 mm, mamy więc do czynienia z urządzeniem typu „midi”. Wykonano ją z drapanego aluminium, a pośrodku umieszczono plastikową płytkę, częściowo czarną, pod którą umieszczono wyświetlacz. Jest on nieco większy niż zazwyczaj, choć bez przesady, i jest to klasyczny wyświetlacz dot-matrix, z dwoma linijkami. Na dolnej wyświetlany jest czas utworu i jego numer, a na górnej teks towarzyszący płycie i utworowi, jeśli oczywiście wydawca takowy przewidział. Obok jest jeszcze mały znaczek pokazujący, czy odtwarzacz czyta płytę. Na zaczernionej części płytki umieszczono malutkie przyciski stopu, pauzy i przerzucania utworów. Są tutaj również dwie czerwone diody LED. Jedna mówi o tym że wyświetlacz został wyłączony, a druga o tym, że odtwarzacz przeszedł w tryb „uśpienia”. Ten może być ustawiony w menu – jeśli płyta nie jest odtwarzana Marantz wyłącza się po ustalonym czasie; funkcję tę można jednak pominąć i wówczas zawsze będzie włączony. Nad wyświetlaczem mamy szufladę transportu. Jej front pokryto elementem, który wygląda jak drewno. Jest on niezwykle podobny do tych, które znajdziemy w samochodach nieco wyższej klasy – ta sama faktura, połysk itd. Zresztą i boki wyglądają jak z drewna. Ale tylko wyglądają. To odlewy ciśnieniowe z plastiku z odpowiednim wykończeniem. Wewnątrz wzmacniane są grubymi blachami. Dodajmy, że front mieści jeszcze przyciski play, wysuwania płyty oraz standby i gniazdo słuchawkowe typu „duży jack” fi 6,3 mm, a obok jest maleńka gałka siły głosu. Tył przypomina to, co znamy z odtwarzaczy CD z ostatnich 15 lat. To stereofoniczna para gniazd RCA z sygnałem analogowym, gniazdo RCA z cyfrowym S/PDIF i optyczne TOSLink. Obok są dwa gniazda RCA służące do komunikacji między urządzeniami Marantza. Gniazdo sieciowe ma tylko dwa piny, nie ma pinu dla przewodu ochronnego. Środek Obudowa jest bardzo solidna i podwójna, przypominając to, co oferuje – na wyższym poziomie, ale chodzi o zasadę – Accuphase. Żeby dostać się do wnętrza trzeba najpierw odkręcić boki, potem dopiero górną ściankę. Wszystkie śruby zostały pomiedziowane, co bardzo ładnie wygląda. Wnętrze jest szczelnie wypełnione. Pośrodku, na podstawie z wygiętej blachy, przykręcono transport. To jednostka o symbolu CJDKT690JP i wygląda na to, że to CD-ROM, inaczej nie umiałby przeczytać plików, a jedynie płyty CD-DA. Sprawdzony został już wcześniej, w pełnowymiarowych odtwarzaczach Marantza: CD5005, CD6005 i CD7005 (w SA8005 jest napęd DVD, ponieważ to odtwarzacz SACD). Firma mówi o nim „extra-reliable CD transport mechanism”, wskazując na to, że można na nim polegać przez dłuższy okres czasu. Jego szuflada pracuje całkiem cicho i ma dobrze dobraną prędkość zamykania i otwierania. Sygnał niego trafia do płytki z układami sterującymi wyjściami cyfrowymi i łączem komunikacyjnym, a potem na dół. Tam znajdziemy kość właściwego przetwornika: wielobitowy układ Cirrus Logic CS4398. Na głównej płytce są też układy analogowe. Inaczej niż z większości urządzeń tego typu, nawet bardzo drogich, nie ma tutaj wzmacniaczy operacyjnych (scalonych), a jedynie układy dyskretne. To moduły HDAM-S2, z których Marantz znany jest od lat. Tutaj to jednak nie osobne płytki z lutowanymi powierzchniowo elementami, a po prostu wydzielone sekcje na wspólnej płytce. W każdej takiej sekcji pracują parowane, niskoszumne tranzystory w otoczeniu foliowych, polipropylenowych kondensatorów. Podobny układ działa przy wzmacniaczu słuchawkowym – to ponownie moduł HDAM-S2 z prądowym buforem na wyjściu. Także zasilacz jest klasyczny, z niewielkim transformatorem typu EI i dwoma kondensatorami Elna. Wychodzi z niego kilka uzwojeń wtórnych, mamy więc kilka zasilaczy stabilizowanych, dla każdej sekcji. Widać w nich kondensatory Elna, wszechobecne także w układzie audio. Aby zmniejszyć szumy zamiast zwykłych prostowników zdecydowano się na droższe, ale generujące znacznie mniej szumów diody Schottky’ego. Pilot Pilot zdalnego sterowania RC003HD służy do obsługi zarówno odtwarzacza HD-CD1, jak i wzmacniacza HD-AMP – wybieramy między nimi podświetlanymi na zielono guzikami. Przycisków jest więc sporo, ale są sensownie ułożone i szybko przyzwyczaimy się do korzystania z nich – różnią się wielkością i są ułożone w kilku sekcjach. Z pilota wejdziemy do menu odtwarzacza, przyciemnimy (w dwóch krokach) lub całkowicie wyciemnimy wyświetlacz, a także zaprogramujemy odtwarzanie. Dane techniczne (wg producenta) Mechanizm: CJDKT690 Dystrybucja w Polsce: |
SYSTEM A ŻRÓDŁA ANALOGOWE - Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version] - Wkładki: Miyajima Laboratory MADAKE, test TUTAJ, Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ - Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ ŻRÓDŁA CYFROWE - Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ WZMACNIACZE - Przedwzmacniacz liniowy: Ayon Audio Spheris III Linestage, recenzja TUTAJ - Wzmacniacz mocy: Soulution 710 - Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ AUDIO KOMPUTEROWE - Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-901 - Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ - Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ - Router: Liksys WAG320N - Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB |
KOLUMNY - Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ - Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands - Filtr: SPEC RSP-901EX, recenzja TUTAJ OKABLOWANIE System I - Interkonekty: Siltech TRIPLE CROWN RCA, czytaj TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 7N-DA2090 SPECIALE, recenzja TUTAJ - Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ System II - Interkonekty, kable głośnikowe, kabel sieciowy: Tellurium Q SILVER DIAMOND SIEĆ System I - Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9500, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR (+ Himalaya AC) - System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R) System II - Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R v2, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: KBL Sound Reference Power Distributor (v2), recenzja TUTAJ |
AKCESORIA ANTYWIBRACYJNE - Stolik: Finite Elemente PAGODE EDITION, opis TUTAJ/wszystkie elementy - Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny - Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ - Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ - Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4 - Pasywny filtr Verictum X BLOCK SŁUCHAWKI - Wzmacniacze słuchawkowe: Bakoon Products HPA-21, test TUTAJ | Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ - Słuchawki: Ultrasone EDITION 5, test TUTAJ | HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ - Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ - Kable słuchawkowe: Forza AudioWorks NOIR, test TUTAJ CZYSTA PRZYJEMNOŚĆ - Radio: Tivoli Audio Model One |
SYSTEM B Gramofon: Pro-Ject 1 XPRESSION CARBON CLASSIC/Ortofon M SILVER, test TUTAJ Przedwzmacniacz gramofonowy: Remton LCR, recenzja TUTAJ Odtwarzacz plików: Lumin D1 Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS-300 X (SP) [Custom Version, test TUTAJ Kolumny: Graham Audio LS5/9 (na oryginalnych standach), test TUTAJ Słuchawki: Audeze LCD-3, test TUTAJ Interkonekty RCA: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY 550i Kable głośnikowe: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY 550l Kabel sieciowy (do listwy): KBL Sound RED EYE, test TUTAJ Kabel sieciowy: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY SPX-380 Listwa sieciowa: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR, test TUTAJ Platforma antywibracyjna: Pro Audio Bono |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity