RECENZJA
MAANAM
Kontakt: |
eśli miałbym wskazać „kanon” polskiej muzyki rockowej, część – górnolotnie mówiąc – dziedzictwa narodowego, to jego podstawą, obok Perfectu, Voo Voo, SBB i może dwóch-trzech innych grup, byłby Maanam. W tym samym roku kodyfikuje się pierwszy „elektryczny” skład Maanamu: Kora na wokalu, Marek Jackowski i Ryszard Olesiński na gitarach, jego brat Krzysztof Olesiński na gitarze basowej, a na perkusji Ryszard Kupidura. Miłość jest cudowna (1975-2015) to wydawnictwo typu „The Best of…”, z przebojami Maanamu wybranymi przez Kamila Sipowicza oraz Korę. Nie jest to pierwszy ani drugi taki wybór. Już w 1986 roku firma Wifon wydała kompilację The Best of…, która ukazała się ponownie w 2011 roku, uzupełniona o dodatkowe nagrania. W międzyczasie, w 1991 roku wydana została płyta The Best of Kora & Maanam vol. 1 z okładką Kamila Sipowicza, a w 1996 dołączyła do niej część druga. Warto wspomnieć także o zbiorze singli z 1991 roku (The Singles Collection) oraz o krążku Ballady z 1993. I wreszcie – w 2000 roku ukazał się dwupłytowy zbiór Złota kolekcja. Kocham cię kochanie moje, której druga część Złota kolekcja Vol. 2. Raz-dwa, raz-dwa dołączono pięć lat później. Ta ostatnia sprzedała się w 40 tysiącach egzemplarzy. Najważniejszym wydawnictwem zbierającym „nagrania wszystkie” jest jednak box Simple story z 2005 roku, z materiałem zremasterowanym przez Krzysztofa Kasińskiego w Kasina Studio. Oprócz wszystkich regularnych płyt znalazł y się w nim dwie płyty DVD oraz krążek z unikatami i drugi z singlami. Można więc powiedzieć, że fani zespołu mają w czym wybierać. Oto jednak 16 października 2015 roku do sklepów trafiła kolejna kompilacja, dwupłytowe wydawnictwo Compact Disc pod tytułem Miłość jest cudowna (1975-2015). Choć i ona należy do grupy wydawnictw „The Best”, to różni się od poprzednich w kilku szczegółach. Przede wszystkim dokonany przez Kamila Sipowicza wybór utworów jest bardziej subiektywny, to nie są tylko „złote przeboje”, ale także utwory rzadziej przypominane, a dla grupy ważne. Po drugie, po raz pierwszy ujrzał światło dzienne utwór Brave Gun, datujący się z czasów współpracy z Johnem Porterem. O tym i o innych detalach związanych z nowym wydawnictwem opowiedział nam pan Kamil Sipowicz. KAMIL SIPOWICZ WOJCIECH PACUŁA: Czym to nowe wydawnictwo różni się od poprzednich „The Best…”, np. w Złotej Kolekcji? Czy zmieniło się coś w podejściu do wyboru "najlepszych" utworów od poprzednich wydawnictw tego typu? Jak odbiera się dawno niesłyszane kawałki po tylu latach? Czy winyl to ważny dla pana nośnik? A pliki? Czy CD to wciąż ważny format? Na czym państwo słuchacie muzyki w domu? Jakie walory dźwiękowe są dla państwa ważne? Jak korespondują z sobą warstwa dźwiękowa (jakość) i muzyczna (przekaz)? Trzecim wyróżnikiem nowego wydawnictwa jest remastering nagrań, tym razem dokonany przez laureata Grammy, Jacka Gawłowskiego w jego studiu JG Master Lab. To nie pierwszy kontakt Jacka z zespołem, w 2004 roku ukazała się bowiem ostatnia „regularna” płyta zespołu, przy której zajmował się masteringiem. O tym, że to nowy remastering mówi naklejka na froncie pudełka. Jak zaraz państwo przeczytają, to – z punktu widzenia systematyki – remastering połowiczny. Zazwyczaj wygląda to w ten sposób, że producent stara się dotrzeć do taśm-matek i/lub taśmy-master, jeśli jest, to analogowej, która posłużyła do pierwszego tłoczenia LP. Osoba odpowiedzialna za remastering albo transferuje taśmę do domeny cyfrowej i dokonuje w niej remasteringu, najczęściej w wysokiej rozdzielczości, albo dokonuje obróbki dźwięku w domenie analogowej i finalną wersję transferuje do domeny cyfrowej (Mobile Fidelity, Analogue Productions, ORG). Jacek Gawłowski miał znacznie trudniejsze zadanie, ponieważ dostał do ręki cyfrowe transfery z wcześniejszych wydań płyt CD w formie plików WAV 16/44,1 (co potwierdził nam pan Kamil Sipowicz). Nie miał dostępu do taśm analogowych, ani do plików wysokiej rozdzielczości. JACEK GAWŁOWSKI WOJCIECH PACUŁA: W jakiej formie otrzymałeś nagrania? Co trzeba było poprawić? Z czymś je porównywałeś, myślę o poprzednich wydaniach Maanamu? Na jakim systemie (kolumny, wzmacniacz) robiłeś mastering? |
WYDANIE Utwory na najnowszej kompilacji zostały ułożone z grubsza chronologicznie, ale z wyjątkami: pierwszą płytę kończy utwór Raz dwa raz dwa z trzeciej płyty zespołu pt. Nocny patrol (1983), a wcześniej znajdziemy na niej Miłość od pierwszego spojrzenia, oryginalnie zamieszczony na przedostatniej płycie grupy Klucz (1989). Nagrania pochodzą zarówno z płyt długogrających Maanamu, singli (Kochaj mnie kochanie moje, Karuzela z Madonnami), jak i składanek (Tu jest mój dom ze Złota kolekcja Vol. 2. Raz-dwa, raz-dwa, 2005). Z mojego ulubionego albumu Się ściemnia (1989) pochodzi tylko jeden utwór, Życie za życie (Gdy skrzywdzisz mnie) Przypomnijmy, że czarne krążki zespół wydawał do albumu Derwisz i anioł z 1991 roku, choć ostatnią płytą nagraną na wielościeżkowym magnetofonie analogowym była Róża z 1994 (miks i mastering w domenie cyfrowej). . Niemal każda płyta nagrywana była przez inny zespół ludzi, w różnych studiach. Najnowsza kompilacja ukazała się w bardzo starannie przygotowanym pudełku (boxie), przypominającym rozmiarami i formą pudełka ze specjalnych edycji zespołu Pet Shop Boys, za które odpowiedzialny jest Mark Farrow. To dobry wzór do naśladowania. Box ma rzucający się w oczy czerwony kolor, a na froncie umieszczono tylko, poddane obróbce, zdjęcie Matki Boskiej (Madonny). Tytuł umieszczono na grzbiecie pudełka. O tym, że to płyta grupy Maanam i o nowym remasterze informuje naklejka w kolorze złotym na folii, w której pudełko jest zapakowane. Przekleiłem ją do środka pudełka (takie drobne natręctwo). Równie porządnie wygląda książeczka. Znajdziemy w niej krótki esej Kamila Sipowicza, słowa piosenek oraz opis składów i autorów poszczególnych utworów. To, czego zabrakło to tytuły płyt, z których one pochodzą oraz daty powstania i ew. miejsca nagrania oraz opisu ekipy technicznej. Nie zaszkodziłoby także umieścić reprodukcje okładek oryginalnych płyt. Może nawet w formie oddzielnych kart – to ostatecznie kolekcjonerski box, prawda? Odsłuch polegał na porównywaniu utworów z nowej kompilacji z ich pierwszymi wydaniami analogowymi i cyfrowymi. Do porównań posłużyły mi odtwarzacze Compact Disc dCS Rossini (120 000 zł) oraz Ancient Audio AIR V-edition (60 000 zł). Płyty Long Play i single odtwarzane były z gramofonu Gold Note Mediterraneo z ramieniem B-7 i wkładką Machiavelli (całość ok. 45 000 zł). Cechą charakterystyczną nowego wydawnictwa Maanamu, cechą muzyczną, jest spokojny, niemal kontemplacyjny charakter wybranych przez pana Sipowicza utworów. Rozpoczyna się od nastrojowego, instrumentalnego utworu tytułowego, pochodzącego z debiutu grupy (Maanam, 1981) i w takiej stylistyce się utrzymujemy. Dopiero kończąca całość, eksplodująca energią Karuzela z Madonnami na chwilę nas z tego nastroju wyrywa. To jednak ostatni zarejestrowany wspólnie z Markiem Jackowskim utwór, będący swego rodzaju zamknięciem koła, powrotem do Krakowa, nie mogło go więc zabraknąć. Równie charakterystyczny jak dobór utworów jest dźwięk. Krótko mówiąc – to najlepsze wersje nagrań Maanamu, jakie znam, bez wyjątku. Są równie dobre, a często lepsze niż znane z oryginalnych wydań LP, a zdecydowanie lepsze niż poprzednie wydania cyfrowe, znowu – bez wyjątku. Odsłuch przeprowadziłem systematycznie, w porównaniu A/B/A, ze znanymi A i B, gdzie A było nowym remasterem, a B oryginałem. W drugiej turze wykonałem kolejne porównanie A/B/A, ze znanymi A i B, gdzie A było nowym remasterem, a B było wersją z boxu Simple Story. Uwagi wypisywane przy kolejnych tytułach po krótkiej chwili ukazały wzór, który można określić jako tchnięcie w nagrania życia. To chyba najlepsze określenie, jakie do tych zmian pasuje. Chociaż działania, jakie Jacek podjął zmieniają się wraz z kolejnymi płytami, to efekt jest ten sam. Nie wiem, jak to skurczybyk robi, ale pod jego ręką utwory Maanamu brzmią bardzo nowocześnie, nie tracąc jednocześnie cech własnych czasów, z których pochodzą. Wreszcie słychać, że pierwsze płyty mają wyższą (subiektywną) dynamikę i są mniej skompresowane. Nowe, jak Róża i Łóżko wydają się zgaszone, jakby zastosowano na nich wysoką kompresję, a dodatkowo w torze pracował agresywny reduktor szumów. Ale to właśnie Róża z albumu pod tym samym tytułem w nowej wersji zyskała najwięcej. Większość nagrań ma zbliżony poziom siły głosu, co w oryginałach i w remasterze z 2005 roku, a to nagranie jest w nowej wersji znacznie głośniejsze od oryginału i głośniejsze od wersji ’05. Ma więcej wyrazu, jest klarowniejsze i ma więcej góry. Zapiski miały mniej więcej taką postać: Miłość… – stosunkowo niewiele zmian, przede wszystkim obniżenie punktu ciężkości. Przez chwilę wydaje się, że oryginał jest bardziej wyrazisty, że gitary są mocniejsze. Po chwili wiem, że to złudzenie. Nowa wersja jest bardziej namacalna, gitary mają większe body, są bardziej „tu”. Pogłosy, które w oryginale początkowo wydają się dłuższe, bardziej nośne, w wersji Jacka zyskują masę, nie „niosą” tylko góry, ale i środek. Szał… – wyciągnięcie głosu Kory, znakomite blachy, w oryginale zgaszone i zamknięte, teraz mają bardzo ładną barwę i są klarowne. Niesamowite, jak dużo w nagraniu jest dynamiki i motoryki, w wersji 2005 zgubionej, zamkniętej w małym pudełku. Róża - to zmiana szczególnie spektakularna. Podniesienie średniego poziomu sygnału to jedno, ale nawet po wzięciu tego pod uwagę przy odsłuchu, nie da się ukryć, że mocno „gardłowe”, jakby zdławione oryginalne nagranie wcale nie musi tak brzmieć. Bas wciąż jest mało selektywny, ale nie przeszkadza już wycięcie jego średniego zakresu. Itd. Oprócz tego, jak wypadła całość, szczególnie ciekawy byłem utworu z Porterem, dotychczas niepublikowanego, a także tego, co Jacek zrobił z Oceanem wolnego czasu – Kraków z albumu Znaki szczególne. Porter – wiadomo, to stare nagranie. Ocean… z kolei wydał mi się interesujący dlatego, że płyta, z której pochodzi została oryginalnie masterowana właśnie przez Jacka. Odnalezione nagranie z czasów współpracy z Johnem Porterem ma swoje lata i nie było zarejestrowane w jakiś szczególnie dobry sposób. Ale dobry master spowodował, że otwierająca całość gitara akustyczna ma body, jest namacalna, jest w niej dużo muzyki. Kiedy wchodzi wokal gitary są cofane (oryginalnie przez realizatora) i nie są już tak wyjątkowe. Wciąż jednak mają dobrą barwę. Podobnie zresztą, jak wokal, dość wysoki, ale z soulowym zacięciem. Rozłożenie wokalu w jednym kanale, a gitar w drugim przypomina nagrania z lat 50. i 60., ale z tym raczej nic nie da się zrobić. Dobra, rzetelna robota. Zmiany w Oceanie… są subtelniejsze, ale znaczące. Ograniczony został pozom wysokich tonów, a podkreślony wokal. Bas wydaje się niewiele zmieniony, ale właśnie ta zamiana – głos w miejsce blach – wydaje się najważniejsza. Zyskała na tym klarowność brzmienia, ponieważ wcześniej wydawało się, że dźwięk ma trochę „konturowy” charakter. Nie zaszkodziło to jednak przejrzystości. Nie jest ona jakaś wybitna sama z siebie, ale żadna z płyt Maanamu nie jest specjalnie rozdzielcza i selektywna. Podsumowanie Mając tak ograniczoną paletę narzędzi, jaką Jacek miał z tymi nagraniami – przypomnę, że otrzymał cyfrowe pliki 16/44,1 zgrane ze starszych płyt CD! – to, co z nimi zrobił przyprawia o zawrót głowy. Słyszy człowiek i to dobrze. To zdecydowanie najlepsze wersje nagrań grupy Maanam, jakie są obecnie na rynku. Myślę, że następnym krokiem powinno być oddanie w ręce szefa JG Master Lab taśm analogowych i przygotowanie wzorcowego kolekcjonerskiego boxu. A potem wykonanie remasteru w domenie analogowej na potrzeby winylowych reedycji. Takie małe marzenia. Ale tu i teraz - Miłość jest cudowna rządzi! Jakość dźwięku (REMASTER): 10/10 Wyróżnienie: BIG RED Button |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity