Interkonekt | kable głośnikowe kabel sieciowy AC TARA Labs
Producent: TARA Labs, Inc. |
sile oddziaływania testów w pismach branżowych mówi się, że albo nie mają znaczenia, albo że mogą zmienić wszystko; uzależnione jest to od tego, czy ten, kto się wypowiada lubi, czy nie lubi prasy. Jeśliby jednak ktoś chciał wyrobić sobie własną opinię, to najlepiej będzie, jeśli to zrobi na konkretnych przykładach. Argumentem ZA byłaby wówczas historia australijskiej, mającej siedzibę w Sydney, firmy TARA Labs (TARA pisana jest dużymi literami, ponieważ to skrót od The Absolute Reference Audio). Firma wystartowała po drugiej stronie globu w 1986 roku kablem Phase II. W 1988 udało się zamówić jego test w amerykańskim magazynie „Stereophile”. Kabel okazał się na tyle interesujący, że magazyn wydał o nim niezwykle pozytywną opinię. Odzew ze strony pasy, dystrybutorów i konsumentów był tak duży, że rok później firma przeniosła się do USA i od tamtej pory jest firmą amerykańską. Nie pierwszy to i nie ostatni taki transfer Aussie, warto wspomnieć chociażby zespoły AC/DC i Dead Can Dance. W audio była to jednak najgłośniejsza przeprowadzka. Świat kabli dzieli się na tych, którzy korzystają z miedzi i tych, którzy używają innych metali, głównie srebra. TARA Labs należy do tych pierwszych. Ale to nie jedyny wyróżnik ich konstrukcji. Drugim jest przywiązanie do stosowania przewodów solid core, tj. pojedynczych, osobno izolowanych drucików, w wykonaniu TARY umieszczonych w rurkach z powietrzem; powietrze jest jednym z najlepszych izolatorów. Poza próżnią oczywiście – firma chwaliła się, że w topowym do niedawna interkonekcie tej firmy, modelu The Zero, udało się jej uzyskać ciśnienie wewnątrz rurek z przewodnikami zbliżone do próżni. Jak było na pewno – trudno stwierdzić, ale przekaz poszedł w świat. Stosowane przez nią przewodniki też nie były zwyczajne, okrągłe. Już w 1992 roku TARA zastosowała bowiem druciki o prostokątnym przekroju (Rectangular Solid Core). Teraz przewodniki o takim przekroju stosuje np. firma Acrolink, a owalne Acoustic Revive, ale wówczas było to coś nowego. Z nowszych pomysłów warto wymienić pasywny układ ekranowania typu „float”, podłączany do specjalnej „bazy” (Isolated Shield Matrix). Obecnie TARA Labs jest jednym z największych specjalistycznych producentów okablowania. Wszystkie jego produkty powstają w USA, co podkreśla grawerem na wtykach, mówiącym: „All cables made in U.S.A.”. TARA LABS EVOLUTION Przez długi czas na szczycie oferty miała TARA interkonekt The Zero oraz kabel głośnikowy The Omega. Kilka lat temu zdywersyfikowała jednak szpicę i podzieliła kable na dwie sub-serie: Onyx i droższą Gold. Choć w obydwu przypadkach był to krok do przodu, to można było mówić co najwyżej o wariacjach na temat, a nie o nowej jakości. Tę przyniosła dopiero zupełnie nowa, zaprezentowana w 2014 roku, seria Evolution, z sub-seriami: Evolution oraz Grandmaster Evolution. Pierwsza była dwukrotnie droższa od serii Omega, a druga jest znacznie droższa od Evolution. Seria Grandmaster Evolution, jak czytamy na oficjalnej stronie producenta, nie jest dostępna do recenzji. Testujemy więc interkonekt The Zero Evolution , kabel głośnikowy The Omega Evolution SP oraz kabel sieciowy The Omega Evolution AC. Jeśli znamy wcześniejszą ofertę firmy i zobaczymy jej nowe produkty oraz o nich poczytamy kilka rzeczy od razu przykuje naszą uwagę. Zacznę od, wydawałoby się najmniej ważnej, tj. od organoleptyki. A to dlatego, że w użytkowaniu okazuje się na niezwykle istotna i jest wynikiem takiej, a nie innej budowy mechanicznej, która jest podstawową cegiełką w budowaniu dźwięku. The Zero Evolution Interkonekt The Zero Evolution nie chwali się już „próżnią” w roli dielektryka. Jej utrzymanie było niezwykle trudne i każde, nawet najmniejsze uszkodzenie kabla lub wtyczki było równoznaczne z pożegnaniem się z nią – i nawet o tym nie wiedzieliśmy. Nowy interkonekt korzysta z klasycznego rozwiązania, tj. przewodów typu solid-core w rurkach z powietrzem. To prostokątne druciki RCS drugiej generacji z miedzi SAOF-8N. Czyli: Super Annealed (poddana procesowi starzenia, tj. zmiękczania), Oxygen Free (oczyszczana z tlenu), o czystości 8N (99,999999%) – najwyższej, jaką udaje się w tej chwili osiągnąć. Druciki są polerowane i pokrywane cieniutką warstwą dielektryka w stanie ciekłym, który z czasem tężeje. Pokrycie to ma stanowić zaporę przed utlenianiem się metalu. Kady taki drucik to długi monokryształ, rozwiązanie znane z miedzi OCC. Druciki owinięte są wokół grubego wewnętrznego rdzenia i stabilizowane mechanicznie tak, aby zginanie kabla nie zmieniało ich ułożenia, a co za tym idzie parametrów elektrycznych. Przemyślana budowa i użyte materiały – rurki oraz rdzeń z Teflonu i pokrycie drucików polietylenem stosowanym w przemyśle lotniczym – pozwoliły na osiągnięcie niebywale niskiej pojemności kabla, na poziomie 2 pF oraz przewodności o 75% wyższej (podaję za producentem) od The Zero Gold. Pochodną tych zmian, ale bardzo ważną, jest niesamowita giętkość – kabel układa się w systemie jak marzenie. Z poprzedniej wersji pozostała też „stacja” wirtualnej masy, nazwana HFX (High Frequency eXtendened). To blok z aluminium zasypany wewnątrz mieszaniną granulek z różnego rodzaju minerałów. Rzecz znana z innych firm, np. Acoutic Revive, Entreq i Verictum, tutaj służy to podłączenia ekranów kabli. Normalnie ekran podłączany jest z obydwu stron do masy, ew. tylko od strony źródła, jeśli ujemna gałąź sygnału ma osobny przewód (to tzw. konstrukcja pseudo-zbalansowana). W The Zero Evolution nie jest podłączona z żadnej strony, a tylko do wirtualnej masy, co pozwala na poszerzenie pasma przenoszenia kabla – ekran wprowadza pojemność, a ta blokuje wysokie częstotliwości. The Omega Evolution SP Kable głośnikowe Evolution zbudowane są podobnie jak interkonekt, tyle że z większej liczby drucików (224). O ile jednak The Zero Evolution z zewnątrz – poza większą giętkością – niewiele różni się od The Zero Gold, o tyle The Omega Evolution jest zupełnie innym zwierzęciem niż The Omega Gold i Onyx. Różni je przede wszystkim średnica. Już wcześniej ludzie niezwiązani z audio, kiedy widzieli u mnie dwa węże biegnące do kolumn, wijące się na podłodze (ale na podstawkach), śmiali się mówiąc, że najwyraźniej ukradłem je ze spawarki. Z Evolution będą musieli zmienić repertuar żartów i przejść do tych o hydraulice lub nawadnianiu: nowe kable są tak grube, że mogłyby uchodzić za główną magistralę systemu nawadniającego sporej wielkości farmę. Drugą istotną różnicą, która idzie w kontrze do ich grubości, jest ponownie giętkość – kable wręcz się „leją”, układając się tak, jak tego sobie zażyczymy. Zakończenia kabli są wkręcane – możemy wybrać widły lub banany, a potem zmienić zdanie i nie jesteśmy niczym ograniczeni. To dodatkowy punkt styku, co samo w sobie nie jest korzystne, ale z doświadczenia wiem, że pomysł się sprawdza w normalnym życiu, nie w wyimaginowanym świecie audiofilów. Mam dwa komplety wtyków i co jakiś czas je wymieniam. The Omega Evolution AC Kabel sieciowy The Omega Evolution AC jest znacznie sztywniejszy od kabla głośnikowego, chociaż ma podobną do niego średnicę fi. Rzecz w tym, że zastosowano w nim ekran o bardzo dużym pokryciu, chroniący przed promieniowaniem elektromagnetycznym i szumami RF. Pomagają w tym również rdzenie ferrytowe umieszczone przy obydwu wtykach. W nowym kablu użyto dwukrotnie więcej przewodnika niż w poprzednim flagowcu firmy – 18 prostokątnych drucików z miedzi SAOF-8N dla żyły „gorącej”, 18 dla „zimnej” i 18 dla biegu ochronnego. W każdym biegu dodano też po trzy, grube, druty poprawiające przewodność. Jak się okazuje, sztywność wynika także z tego, że każdy z biegów został osobno zaekranowany. Wtyki pochodzą z japońskiej formy Oyaide. W majowym wydaniu „High Fidelity” przedstawiłem pierwszą część tego testu, ocenę Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego (spotkanie #103, czytaj TUTAJ). Seria Evolution porównywana tam była do kabli głośnikowych TARA Labs The Omega, TARA Labs The Omega Onyx oraz do interkonektu i kabla głośnikowego Siltech Double Crown. W moim systemie porównanie dotyczyło interkonektów Siltech Triple Crown oraz Crystal Cable Absolute Dream, kabla głośnikowego TARA Labs The Omega Onyx oraz kabli sieciowych Acrolink Mexcel 7N-PC9500 i Acoustic Revive Power Reference Triple-C. Płyty użyte do testu (wybór)
The Zero Evolution Interkonekty TARA Labs z topowej serii zawsze były dla mnie wzorem „analogowego” brzmienia, tj. uładzonego, ciepłego, bez podkreślonych krawędzi. Rozumiałem to w ten sposób, że twórcom chodziło o uniknięcie problemów, których nagrania dostarczają pod dostatkiem. Misja uwieńczona była sukcesem, bo z The Zero nigdy nie usłyszałem ostrości, zniekształceń, brudów, nieprzyjemnych elementów. Bardzo podobnie zachowywały się zresztą odtwarzacze CD firmy Wadia, jak np. otoczony kultem model 861. Nie wiem więc, jak to firma zrobiła, ale nowy interkonekt The Zero Evolution jest jeszcze gładszy, jeszcze bardziej przyjemny, a mimo to jego barwa jest o kilka długości bardziej otwarta, wysokie tony są mocno wybudowane i nigdy nie brakuje im energii i blasku. Wszystko, co się tam dzieje, czy to są blachy perkusji, czy harmoniczne trąbki i saksofonu, czy wreszcie głoski syczące wokali – wszystko to ma blask, jest nośne, żywe, a jednak gładkie. I nie wiem, powtórzę, jak to firma zrobiła, ale to przekaz jeszcze gładszy niż w interkonekcie Siltech Triple Crown. Myślałem, że gładziej się już nie da, dopóki nie usłyszałem The Zero Evolution. Balans tonalny całości postawiony jest dość wysoko, a mimo to początkowo ma się wrażenie jego obniżenia – fenomen, który tłumaczę sobie dość mocnym dołem TARY, który wybrzmiewa dość długo i zawsze stara się być obecny. W Siltechu obrazy są większe, wolumen wydaje się solidniejszy, ale to TARA daje przyjemniejszy obraz nagranej na dysku muzyki, to z TARĄ siedzimy oczarowani od pierwszej minuty odsłuchu. Wspomniałem o dole pasma, chciałbym to teraz rozwinąć. Sposób pokazywania kontrabasu, organów, fortepianu, elektroniki wreszcie jest bardzo przyjemny. To nieco ciepłe granie, bez wyraźnego kształtowania krawędzi, a przez to bardzo bezpieczne. Jeśliby to był inny kabel, z niższej półki, to można by mówić o lekkim zaokrągleniu brył i przyzwoleniu na „wypuszczenie” dźwięku w kierunku wybrzmienia. W każdym innym przypadku mógłbym wskazać na niewielkie odpuszczenie kontroli. Powiedziałbym o zaokrągleniu ataku skutkującym mniejszą precyzją. Nie tutaj. Tak, to prawda, to nie jest idealna kontrola, nie ma mowy o precyzyjnym wyznaczaniu ataku i zatrzymania. Ale właśnie to daje wrażenie obecności, gęstości i pełni, a nie przeszkadza dudnieniem, nic się w pokoju nie wzbudza, nie myśli się o przedłużonym basie, pomimo wysokiej przecież energii niskich tonów. Przekaz jest doskonale spójny, nie śledzimy poszczególnych elementów, a słuchamy muzyki. Scena dźwiękowa, innymi słowy obrazowanie, jest szeroka i głęboka. Ale przecież zupełnie odmienna od tej, którą słyszałem z innymi topowymi kablami. Uprzedzę wydarzenia i powiem już teraz, że to samo powtórzy się przy innych elementach serii Evolution: tylne plany są równie ważne, jak pierwszy, są pokazywane równe wyraźnie i z równie wysoką energią. Wolumen (wielkość) instrumentów, wokali, wydarzeń okołomuzycznych tam umiejscowionych są porównywalne z tym, co się dzieje z przodu. Nie mam pojęcia, jak oto zostało zrobione, ale nie mogę zaprzeczać faktom: Evolution pokazuje zmiany barwy, dynamiki, przesunięcia akcentu, zmiany tempa perkusji, która ustawiona jest z tyłu sceny równie dobrze, jak instrumentu prowadzącego. Mam na myśli to, że i jedne, i drugie budzą podobne emocje, wciągają na równych prawach. I domagają się takiej samej uwagi. Mamy więc wrażenie niesamowitego bogactwa brzmienia. Płacimy za to, co oczywiste, w innej walucie. O czym potem. Najpierw bowiem o dynamice – fantastycznej, wybuchowej, mocnej. Zawsze równie ekscytującej, bez odpuszczania w mniej istotnych miejscach, ale przez to generującej ogromne emocje. To jeden z nielicznych kabli, które pokazują ten aspekt muzyki w bliskości, tak jakbyśmy siedzieli przed sceną, na koncercie. To piękne, ekscytujące granie o gładkości jeszcze większej niż ta, jaka otrzymujemy z Siltechem Triple Crown, który swego czasu mnie tym elementem całkowicie zaskoczył. Jak to zrobili, jak połączyli energię i otwartą górę z tak doskonałą gładkością – nie wiem. Podobnie jak nie mam pojęcia, w jaki sposób udało się tak doskonale pokazać tylne plany bez rozjaśniania dźwięku i bez utwardzania ataku. |
The Omega Evolution SP Jeśli zaczniemy odsłuch od interkonektu, przygotuje nas to na większość zmian, jakie zajdą po zmianie kabla głośnikowego. Nawet to nie zapowiada jednak niesamowitej dynamiki, z jaką ten kabel pokazuje muzykę. Rzecz jest niesamowita, bo do tej pory uważałem, że Omega Onyx, z którą byłem zżyty jak z mało którym elementem mojego systemu, miażdży wszystko na swojej drodze i nie daje się nikomu zaskoczyć. A tu taka niespodzianka – Omega Evolution jest wyraźnie szybsza, znacznie bardziej dynamiczna. To nie są drobne przesunięcia, a przeskok. Dotyczy to zarówno pierwszego planu, jak i tego, co dzieje się z tyłu. Powiedziałbym nawet, że to drugie konstytuuje jej dźwięk, bo nie doświadczyłem do tej pory czegoś takiego z żadnym innym kablem. Uderzenie werbli, kotłów perkusji, solówki kontrabasu, gitary są z nowym kablem głośnikowym TARY Labs wybitne. Starsza wersja kabla, Omega Onyx, była pod tym względem zjawiskowa. Nowy kabel nieco poprawia to, co dzieje się z przodu, ale zupełnie zmienia reguły gry pokazując równie wyraźnie skoki dynamiki w tylnych planach. Omega Evolution jest też kablem o znacznie szerszym paśmie przenoszenia (postrzeganym) niż stara Omega Onyx. Ma mocno wybudowaną górę i bardziej mięsisty bas. Starszej wersji niczego nie brakowało, dopóki nie usłyszałem Evolution. Także Siltechy – Double i Triple – Crown wydają się mniej „obecne” w górze pasma, ich dźwięk jest bardziej „vintage”. Mocne granie górą samo w sobie nie jest żadnym wyczynem, znam sporo drogich kabli, których wysokie tony mają wysoką energię. Ale żaden z nich nie jest przy tym tak gładki, tak – przesadzam, ale chcę to pokazać możliwie wyraźnie – ciepły. To nie jest „ciepły” dźwięk w tym sensie, w jakim używamy tego słowa przy opisie większości wzmacniaczy lampowych. Jest „ciepły” brakiem agresji, wygładzeniem drażniących elementów nagrania, połączeniem wszystkiego w płynną całość. Nie jest jednak tak, że Omega Onyx kładzie się na plecach i popiskuje pokonana. Pomimo że jej dźwięk jest mniej otwarty, nieco bardziej chaotyczny – nie ma tej niesamowitej gładkości i płynności, co Evolution – to jednak lepiej pokazuje zmiany w barwie, w ustawieniu instrumentów. To cena, jaką w nowej serii płaci się za ekscytację, za piękno, za „złotą” otoczkę, z jaką kable Evolution pokazują świat nagrań. Świat ukazywany przez ten interkonekt i kabel głośnikowy jest zawsze piękniejszy, bardziej interesujący niż z innymi kablami. Jak dobrze wykonane, wykadrowane i obrobione zdjęcie w kolorowym magazynie z górnej półki. The Omega Evolution AC Interkonekt The Zero Evolution i kabel głośnikowy The Omega Evolution SP mają bardzo zbliżoną sygnaturę dźwiękową, wnoszą do sygnału bardzo podobne zmiany. Kabel sieciowy The Omega Evolution AC jest inny. Mocniej akcentuje górę pasma, wyraźniej wypełnia jego dół i wycofuje wysoką średnicę. W połączeniu z dwoma pozostałymi kablami tej serii daje to jeszcze wyraźniejsze dalsze plany. Są one mocniej pokazywane, równie wyraźnie jak to, co się dzieje z przodu, ale bez ich podciągania. Co by jednak nie powiedzieć, TARA Labs to mistrzyni przestrzeni, scena dźwiękowa jest niezwykle obszerna i głęboka. Ponownie zaskakuje dynamika. Jest ona bardzo wysoka i ponownie miałem wrażenie, że z TARĄ jestem bliżej wykonania na żywo, że inne kable grają bardziej „studyjnie” pod tym względem, tj. uśredniają dynamikę po to, aby można było mocniej odkręcić gałkę siły głosu. Z TARAMI jest tak, że wydają się głośniejsze. Nic w systemie się nie zmienia, oprócz kabli, a postrzegana siła głosu jest wyższa, jakbyśmy podkręcili gałkę 1-2 dB. Podsumowanie TARA Labs Evolution to jeden dwóch, może trzech zestawów kabli klasy ultra high-end, które zrobiły na mnie tak duże wrażenie. Z nich wszystkich jego dźwięk jest najpiękniejszy. Piękno jest kategorią szalenie nieprecyzyjną, ale w tym przypadku najlepiej oddaje moje odczucia i przemyślenia. To kable, które pozwolą cieszyć się z biblioteki muzycznej bez względu na jej gatunkową i jakościową przynależność. Z każdą płytą budują niesamowity spektakl i wciągają w swój świat. Ale też to zawsze jest ich świat. Różnicowanie topowych Siltechów, nawet jeśli brzmią one nieco bardziej „chropawo” (znowu przesadzam, ale takie życie), to jednak wyraźniej pokazują zmiany między nagraniami; jeśli coś jest słabsze, to zostanie słabiej pokazane. Ale nawet one nie potrafią tego, co TARA – nie potrafią w tak ekscytujący i energetyczny sposób pokazać tylnych planów. Inne kable wydają się przy nich gasić to, co się dzieje dalej. Zakładam, że jest to zasługa fenomenalnej dynamiki tej serii. Pisząc o brzmieniu dobrego komponentu audio podkreślamy konieczność wypróbowania go w swoim własnym systemie, ponieważ dobór jego poszczególnych składników jest sprawą indywidualną. W przypadku serii Evolution firmy TARA Labs to jeszcze ważniejsze zastrzeżenie. Tym razem nie chodzi nawet o to, że mogą gdzieś „nie zagrać”, bo zagrają zawsze i wszędzie w równie spektakularny sposób. Chodzi jedynie o to, aby dopasować je do swoich gustów i swojego spojrzenia na muzykę. Z jednej strony to genialne kable, z naciskiem na interkonekt i kabel głośnikowy, zmieniające odsłuch muzykę w święto. Ale z drugiej wszystkie nagrania zyskują tę samą ekscytację, ten sam piękny polor, co je do siebie upodabnia. Jeśli więc bardziej interesuje was słuchanie muzyki w pełnym komforcie, z nieustającą przyjemnością, z tą samą frajdą – TARA Labs jest dla was i już nigdy więcej nie obejrzycie się na inne kable, choćby nie wiem co. Jeśli jednak jesteście w stanie poświęcić święty spokój w imię dotarcia do prawdy nagrania, jeśli bardziej interesuje was to, jak coś zostało przygotowane niż komfort odsłuchu, wówczas będziecie musieli poszukać gdzieś indziej. Co by jednak nie mówić, TARA Labs Evolution to cudowny, cudowny zestaw kabli od ludzi, którzy umieją z fantastycznego zrobić genialne. Ilu jeszcze takich magików chodzi po tym świecie? Nagroda GOLD Fingerprint dla interkonektu i kabla głośnikowego – obowiązkowa. GOLD Fingerprint Nagroda GOLD Fingerprint to wyraz naszego najwyższego uznania dla produktu i ludzi, którzy za nim stoją. Przyznajemy ją niezmiernie rzadko, w ciągu 12 lat działalności pisma zaledwie kilkukrotnie. Ale znając firmę TARA Labs, obcując z nią na co dzień, zdążyłem przywyknąć do myśli, że prędzej, czy później to nastąpi. Kable z serii Evolution robią wszystko to, co topowy kabel robić powinien, bo prezentują muzykę tak, że chce się jej więcej i więcej, także w najlepszych systemach. Inaczej niż inne topowe kable, ale w tym właśnie leży piękno audio: są różne drogi do osiągnięcia celu. Zespół TARA Labs zrobił to po swojemu i zrobił to wybitnie. WŁADYSŁAW KOMENDAREK Władysław „Gudonis” Komendarek w czasie wystawy Audio Show 2009 Nie wiem, czy wszyscy byli tego świadomi, ale w 2009 roku Władysław „Gudonis” Komendarek, jeden z najważniejszych ludzi polskiej muzyki elektronicznej, grał w czasie wystawy Audio Show 2009 w pokoju firmy Trimex, przez kolumny Focal. Jeśli pamiętacie zakręconego leśnego stwora z owiniętymi wokół rąk lampkami choinkowymi, przyklejonego do mikrofonu, za keyboardem – to był właśnie on (więcej TUTAJ). Michał Wilczyński w firmy GAD Records pisze o nim „naczelny kosmita RP o ekspresji futrzaka z Muppetów” i „mag syntezatorów”. Wie, co mówi, bo właśnie wydał najważniejszą płytę Komendarka, pochodzący z 1987 roku album Dotyk chmur (wcześniej, w 2014 w GAD Records ukazała się reedycja kasety Władysław Komendarek z 1985 roku). Ten pierwszy w dorobku artysty longplay debiutuje na CD w poszerzonej wersji, wraz z dwoma utworami z singla Sen Shoguna/Opętanie i trzema dodatkowymi utworami z tej samej sesji, w tym nową wersją tematu Dotyk szczęścia, oryginalnie wykonywanego przez Exodus. Płyta została nagrana i zmiksowana w Studiu Eksperymentalnym Polskiego Radia. Materiał do reedycji został zremasterowany z oryginalnych taśm-matek w firmie New Sun. DŹWIĘK Płytę Dotyk chmur kupiłem w maleńkiej księgarni, znajdującej się niegdyś na bobowskim rynku, niedługo po tym, jak za pierwsze zarobione przez siebie pieniądze kupiłem gramofon Fonica GS-464 z wkładką MF-104. Płyta jest więc ze mną od lat. Trudno się takie płyty recenzuje, bo zna się każdy ich szczegół, włącznie z każdym trzaskiem, nawet przeskokami – to część nas. Słuchana po latach pokazała jednak na tyle inne oblicze, że mogłem spróbować wyzwolić się od emocjonalnego bagażu. To płyta która naprawdę dobrze przeszła próbę czasu. Jest w niej więcej niż wówczas słyszałem, bo kto mi wtedy powiedział, że usłyszę krautrock w wersji „motorik”, także ten przedestylowany przez drugą i trzecią płytę Depeche Mode? Że dopatrzę się „zimnej fali? To naprawdę udany materiał, bo przemyślany i nie przegadany, co jest dzisiaj nagminne. To bardzo dobra płyta o konkretnym, mocnym wyrazie artystycznym, który do mnie przemawia dużymi literami. Jej dźwięk został całkiem dobrze zrekonstruowany - jest czysty, ma ładnie ukazane detale i elementy i nie sieje po uszach górą. Średni bas jest nieco jednostajny, nie ma dobrej selektywności i fokusowania, a niskiego basu nie ma w ogóle, ale nie sądzę, żeby na taśmie-matce było coś więcej. Środek pasma nie jest specjalnie nasycony, ale – znowu – tak się wówczas nagrywało. To, co udało się firmie New Sun uzyskać w remasteringu, to spójność, której wielu nagraniom z tamtego okresu brakuje. Nawet panorama, przecież dość wąska, uzyskała tutaj oddech i ładnie buduje nastrój. Dźwięk nie jest specjalnie rozdzielczy i nasycony, ale być może tak musi być – dziękuję za to, co jest! Tym bardziej, że porównanie do wydawnictwa Metal Minds Productions pod każdym względem wypada na korzyść GAD Records. MMP podaje dźwięk ciepły, z obciętą górą i mocnym dołem. Przy Śnie Shoguna ma się wrażenie, jakby nośnik, z którego zgrano materiał źródłowy był miejscami uszkodzony i nie zdziwiłbym się, gdyby to była stara taśma do magnetofonu kasetowego. Zaletą tej wersji jest za to nasycenie środka – nie wiem, czy zamierzone, czy wymuszone przez brak góry, ale na pewno pozytywne. Pod każdym innym względem nowa wersja jest lepsza, o wiele lepsza. Jakość dźwięku: 7/10 |
SYSTEM A ŻRÓDŁA ANALOGOWE - Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version] - Wkładki: Miyajima Laboratory MADAKE, test TUTAJ, Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ - Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ ŻRÓDŁA CYFROWE - Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ WZMACNIACZE - Przedwzmacniacz liniowy: Ayon Audio Spheris III Linestage, recenzja TUTAJ - Wzmacniacz mocy: Soulution 710 - Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ AUDIO KOMPUTEROWE - Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-901 - Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ - Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ - Router: Liksys WAG320N - Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB |
KOLUMNY - Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ - Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands - Filtr: SPEC RSP-901EX, recenzja TUTAJ OKABLOWANIE System I - Interkonekty: Siltech TRIPLE CROWN RCA, czytaj TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 7N-DA2090 SPECIALE, recenzja TUTAJ - Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ System II - Interkonekty, kable głośnikowe, kabel sieciowy: Tellurium Q SILVER DIAMOND SIEĆ System I - Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9500, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR (+ Himalaya AC) - System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R) System II - Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R v2, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: KBL Sound Reference Power Distributor (v2), recenzja TUTAJ |
AKCESORIA ANTYWIBRACYJNE - Stolik: Finite Elemente PAGODE EDITION, opis TUTAJ/wszystkie elementy - Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny - Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ - Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ - Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4 - Pasywny filtr Verictum X BLOCK SŁUCHAWKI - Wzmacniacze słuchawkowe: Bakoon Products HPA-21, test TUTAJ | Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ - Słuchawki: Ultrasone EDITION 5, test TUTAJ | HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ - Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ - Kable słuchawkowe: Forza AudioWorks NOIR, test TUTAJ CZYSTA PRZYJEMNOŚĆ - Radio: Tivoli Audio Model One |
SYSTEM B Gramofon: Pro-Ject 1 XPRESSION CARBON CLASSIC/Ortofon M SILVER, test TUTAJ Przedwzmacniacz gramofonowy: Remton LCR, recenzja TUTAJ Odtwarzacz plików: Lumin D1 Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS-300 X (SP) [Custom Version, test TUTAJ Kolumny: Graham Audio LS5/9 (na oryginalnych standach), test TUTAJ Słuchawki: Audeze LCD-3, test TUTAJ Interkonekty RCA: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY 550i Kable głośnikowe: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY 550l Kabel sieciowy (do listwy): KBL Sound RED EYE, test TUTAJ Kabel sieciowy: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY SPX-380 Listwa sieciowa: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR, test TUTAJ Platforma antywibracyjna: Pro Audio Bono |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity