pl | en
Test
Interkonekt + kabel głośnikowy + kabel sieciowy
Siltech
ROYAL SIGNATURE SERIES DOUBLE CROWN
EMPRESS + EMPEROR + RUBY


Ceny (w Polsce): EMPRESS: 79 490 zł (1 m)
EMPEROR: 214 590 zł (2,5 m) | RUBY: 38 690 zł (1,5 m)

Producent: Siltech

Kontakt: Nieuwe Stationsstraat 10| 6811 KS Arnhem
Netherlands | tel.: +31 (0) 26 353 9040
e-mail: info@siltechcables.com


Strona internetowa producenta: www.siltechcables.com

Kraj pochodzenia: Holandia

Produkt do testu dostarczyła firma: Eter Audio

Tekst: Wojciech Pacuła | Zdjęcia: Wojciech Pacuła

Data publikacji: 16. kwiecień 2013, No. 108




SPOWIEDŹ (tak jakby...)

Prawdę mówiąc mam już trochę dosyć wiecznego tłumaczenia laikom, początkującym melomanom-audiofilom, prześmiewcom i innym ciekawym Sprawy, albo ze Sprawą walczącym, dlaczego wydałem na kable w swoim systemie audio niemal tyle samo, co na sam system. Zagłosowałem własnymi pieniędzmi (wszystkie kable kupiłem, niczego nie dostałem!) i jestem z tego powodu szczęśliwy. A to dlatego, że za każdym razem zmieniając, czy to interkonekt, czy kabel głośnikowy, czy kabel sieciowy słyszałem zdecydowaną zmianę dźwięku, w kilku przypadkach poprawę. I tego się trzymałem. Przed podjęciem ostatecznej decyzji słuchałem tych samych kabli w innych systemach, spośród których najbardziej wiążącymi były te, które przeprowadzaliśmy wraz z przyjaciółmi w ramach Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego, stowarzyszenia powołanego do życia w 2004 roku tylko w jednym celu - kolektywnego oceniania produktów, akcesoriów, płyt. Sprawozdania ze spotkań znajdziecie państwo w specjalnie do tego celu przygotowanej zakładce magazynu "High Fidelity" (patrz TUTAJ).

W ciągu wielu lat mojej profesjonalnej kariery, najpierw jako dźwiękowiec w studiu nagraniowym i na scenie, a potem jako redaktor audio, wciąż się uczyłem. To proces, który wciąż trwa i zapewne będę się uczył aż do śmierci (a przynajmniej tego bym sobie życzył). Transformacja dźwiękowca, człowieka ze świata pro na audiofila była bolesna i czasem upokarzająca. Bo oto okazywało się często, że posiadana przeze mnie wiedza, opierająca się często na negacji i braku czasu na próby, nadawała się co najwyżej do kubła na śmiecie. Jedną z ważniejszych lekcji, którą wówczas odebrałem była taka: kabel przesyłający sygnał, także napięcie sieciowe, będące dla audio sygnałem podstawowym, nieodwołalnie go zmienia.
Dla każdego, kto na co dzień pracuje z liniami mikrofonowymi, a więc z sygnałem o wielkości porównywalnej z sygnałem z wkładki gramofonowej (myślę o mikrofonach pojemnościowych), o długościach 50, 100 m i więcej to szok. Szok, zamieniany natychmiast na wyparcie i agresję. Bo tyle właśnie kabla jest od sceny do reżyserki. Często więcej. W samej krosownicy (analogowej) mamy kilkaset metrów drutu. I ze dwadzieścia gniazd po drodze. A tutaj ktoś mówi, że na odcinku 0,5 m są jakieś zmiany...

Pierwszą i najważniejszą lekcję pokory otrzymałem jakieś 17-18 lat temu. Do Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie (Polska), gdzie pracowałem jako dźwiękowiec, przyjechał wówczas znany polski kompozytor, Krzysztof Penderecki, aby dyrygować orkiestrą Filharmonii Krakowskiej. Wraz z nim zjawiła się ekipa, bez której nigdy się nie rusza, rejestrująca wszystkie wykonania z jego udziałem. Pierwszą niespodzianką były dla nas magnetofony cyfrowe - dwa, sprzęgnięte ze sobą DAT-y Pioneera, rejestrujące sygnał z częstotliwością próbkowania 96 kHz. Na owe czasy to była prawdziwa rewolucja! Nie to jednak mnie zainteresowało, a grube kable z puszkami przy końcu, którymi do DAT-ów doprowadzany był sygnał cyfrowy z zewnętrznych przetworników A/D (niestety nie pamiętam, jakiej marki). Ponieważ korzystaliśmy z kabli AES/EBU na co dzień i na porządku dziennym były kable Klotz, na specjalne okazje Canary, byłem ogromnie zaciekawiony. Pani realizator widząc mój tępy wyraz twarzy, posadziła mnie na swoim krześle i nagrała fragment, mającej właśnie miejsce, próby z kablem - jak się okazało - MIT-a oraz ze standardowym kablem firmy Neutrik. Miała chyba niezły polew patrząc na moją twarz, kiedy przez słuchawki (Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ω - zaraz je zresztą sobie kupiłem) porównywałem te dwa fragmenty. Szok, to znowu najwłaściwsze słowo. Było to dla mnie "przeżycie graniczne", po którym w temacie kabli nic już nie było takie samo.

Drugą częścią nauki były samodzielne eksperymenty, rozpoczęte jeszcze w studiu nagraniowym, kontynuowane do dziś. 'Eksperyment' polegający na odsłuchu to bowiem wciąż jedyne miarodajne źródło wiedzy o tym, jak dany kabel zachowuje się z sygnałem audio. Wszystkie inne, klasyczne metody, głównie pomiary, nie dają na to pytanie żadnej odpowiedzi. Jest wprawdzie szansa, że program prowadzony wspólnie rzez firmy Nordost, Acuity Products i VertexAQ pod szyldem Knowledge Alliance (czytaj TUTAJ) przyniesie pozytywne skutki, jednak wciąż jesteśmy dalej końca niż bliżej.
Kumulacja wiedzy, mającej swoje źródło w tego typu próbach i w lekturach, doprowadziła mnie do miejsca, w którym jestem. Czyli tam, gdzie mówimy o najdroższych dostępnych kablach bez ironicznego uśmiechu, a z ostrożnym uśmiechem zaciekawienia.

OPIS TECHNICZNY

Przemysł związany z kablami sygnałowymi i zasilającymi obwiniany jest o cynizm. Uważa się, że przewody i całe kable produkowane są w kilku fabrykach na świecie, przede wszystkim na Tajwanie i w Chinach, a na Zachodzie są tylko brandowane i konfekcjonowane. Przebitka na tak przygotowanym kablu może wynieść nawet 1000%. Powiem krótko: w znaczącej większości to prawda. Trzeba więc przepatrywać wśród ofert i wybierać te, które związane są z prawdziwą metalurgią, realnymi badaniami i wysokiej klasy kulturą pracy. We wszystkich tych kategoriach do ścisłej czołówki należy holenderska firma Siltech, wykonująca swoje produkty od początku do końca w Holandii.
Kable tej rodzinnej firmy charakteryzują się zastosowaniem (niemal) wyłącznie srebra z dodatkiem złota. Dopiero, wprowadzona do sprzedaży w tym roku, najtańsza seria Explorer to zmieniła. Jest cała z miedzi. Wszystkie pozostałe, jak i dotychczasowe kable Edwina Van der Kleiga są jednak srebrne.
Zaczęło się to niemal 40 lat temu, w 1983 roku, kiedy zaprezentowano pierwszą generację kabli, bazujących na szwajcarskiej technologii (w przyszłym roku rocznica!!!). Aż 10 lat zajęło przygotowanie swoich własnych przewodów, z których następnie, także u siebie, wykonano kable. Mimo że pan Van der Kleig jest metalurgiem i wie, co robi. W kablach G2, o których mowa, zastosowano przewodniki o dłuższych kryształach, przez co znacząco zmniejszono (mierzone) zniekształcenia. Seria G3 z 1997 roku była przełomowa, bo po raz pierwszy zastosowano w niej stop srebra i złota, mającego wypełnić przestrzeń między kryształami srebra i dzięki temu jeszcze bardziej zmniejszyć zniekształcenia. Pięć lat później widzimy serię G6 z jeszcze czystszym metalem. Rok wcześniej zaprezentowano interkonekty gramofonowe z serii S6 z amorficznym (niekrystalicznym) stopem srebra i złota. Najnowsza formuła Siltecha, Generation 8 (G8) to kable ze srebra monokrystalicznego stosowane w topowych modelach, z serii Royal Signature. Firmowa nazwa tego rozwiązania to X-tal.

Przewodniki w topowych kablach mają prostokątny przekrój, nie okrągły, w czym przypominają kable Acrolinka (ten stosuje jednak wyłącznie miedź, teraz 7N i 8N). Wybrane przez Edwina Van der Kleiga dielektryki są tylko dwa, gdzie indziej rzadko spotykane: polieteroeteroketon (Peek) oraz Kapton, materiał firmy Dupont. Ten pierwszy ma niesamowite własności mechaniczne - jest niebywale wytrzymały na uszkodzenia. Siltech stosuje go nie tylko w samych kablach, ale i we wtykach SST. Kapton został wybrany ze względu na stabilność w czasie i przy zmianach temperatury. Ma też bardzo pożądane w tym biznesie właściwości elektryczne. Kable mają opatentowaną konstrukcję o nazwie firmowej X-balanced, z dwoma warstwami Kaptonu. W kablu Emperor Double Crown zastosowano osiem przewodników z monokrystalicznego srebra, o prostokątnym przekroju, izolowanych indywidualnie Kaptonem. To ta grubsza część kabla, zakończona, pięknie grawerowaną laserowo, metalową złączką, na której naniesiono indywidualny numer (kable produkowane są na zamówienie). Z wtykami łączy je krótki odcinek kabla ze stopu srebra i złota G7. Widły SSP005 wykonano z tego samego materiału (G7).
Podobnie wykonany jest kabel sieciowy i interkonekt, tyle że na całość naniesiony jest skomplikowany ekran. Interkonekt zakończony jest wtykami SST, a kabel sieciowy wtykami Furutecha Rhodium Carbon FI-50 oraz FI-52.
Kable przychodzą w banalnych, tekturowych pudełkach, wyłożonych sztywną pianką. Przy tej cenie chciałoby się, aby miały indywidualnie wykonywane, metalowe walizki, przywożone osobiście przez właściciela firmy. Nie żartuję. Z drugiej strony, kable są cholernie ciężkie i grube, co wskazuje na mnóstwo srebra i złota, jakie użyto do ich produkcji. A przy ostatnich cenach tych kruszców (proszę sprawdzić) cena musi być właśnie taka, a nie inna.

METODOLOGIA ODSŁUCHU

To, jak słuchamy przekłada się bezpośrednio na to, co słyszymy, jak to interpretujemy i jak oceniamy. Ta "święta trójca" dziennikarstwa audio jest wszystkim, co mamy. Żeby jej nie wypaczyć trzeba zachować odpowiednie procedury. Sensowny, miarodajny test nie jest chaotycznym działaniem, a realizowaną z żelazną konsekwencją sekwencją kroków - przećwiczonych i potwierdzonych w setkach innych testów. W przypadku systemu okablowania Siltech wyglądało to w następujący sposób:
- odsłuch ze znanymi A i B; odsłuchy ABX, co sprawdziłem wielokrotnie na różnych grupach melomanów, mają się nijak do rzeczywistości, przede wszystkim dlatego, że wymagają bardzo krótkich próbek muzycznych; najwyraźniej nasz mózg nie ma czasu na przeorientowanie się i zinterpretowanie zmian,
- próbki muzyczne mają długość 2 minut; to minimalny czas, w którym mam możliwość przestawienia się na coś innego; dłuższy wybija mnie z rytmu,
- zawsze używam dokładnie tego samego systemu odniesienia ("referencyjnego"); w przypadku kabli system odniesienia składa się z:
- interkonektu Acrolink Mexcel 7N-DA6300 (1 m),
- kabla głośnikowego Tara Labs Omega Onyx (3 m),
- kabli sieciowych Acrolink Mexcel 7N-PC9300 (2 m i 2,5 m),
- staram się także, aby mieć do porównania krzyżowego inne, porównywalnej klasy produkty - tutaj kable; jeśli nawet nie mam ich do bezpośredniego porównania, staram się przenieść to, co słyszałem w porównaniu ich z kablami odniesienia na nowe produkty; w tym przypadku były to:
- interkonekty Tara Labs The Zero, The 0.8,
- kabel głośnikowy Acrolink Mexcel 7N-S20000,
- kabel sieciowy Harmonix X-DC350M2R Improved-Version,
- stosuję do odsłuchu płyty, które znam i których lubię słuchać, a które oddają mój eklektyczny gust; nie cierpię tzw. "samplerów".

ODSŁUCH

Płyty wykorzystane w odsłuchu (wybór)

W tym przypadku porównanie było bardziej skomplikowane, ponieważ dla całego systemu miało postać ABAB, a następnie ABA, osobo dla każdego elementu składowego. Przesłuchałem wiele płyt, jednak, dla jasności wywodu przywołam tylko kilka:

  • Ella Fitzgerald & Louis Armstrong, Ella and Louis, Verve/Lasting Impression Music, LIM UHD 045, UltraHD CD (2010).
  • Jean-Michel Jarre, Oxygene, Dreyfus/Mobile Fidelity, UDCD 613, gold-CD (1976/1994).
  • Depeche Mode, Personal Jesus , Mute Records Ltd/ Sire/Reprise, 21328-2, maxi SP (1989).
  • Schubert, Lieder, wyk. Dietrich Fischer-Dieskau, dyr. Gerald Moore, "Signature Collection", EMI, 55962 2, 4 x SACD/CD (1955, 1957, 1958,1959/2012).
  • A Day at Jazz Spot 'Basie'. Selected by Shoji "Swifty" Sugawara, Stereo Sound Reference Record, SSRR6-7, SACD/CD (2011).
  • Istanbul, wyk. Hespèrion XXI, Jordi Savall, Alia Vox, AVSA 9870, "Raices & Memoria, vol. IX", SACD/CD (2009).
  • Paganini for two, Gil Shaham, Göran Söllscher, Deutsche Grammophon/JVC, 480 246-5, XRCD24 (1993/2009).
  • Beverly Kenney, ...sings with Jimmy Jones and "The Basie-ites", Roost Records/EMI Music Japan, TOCJ-9733, CD (1956/2012)
  • Bill Evans & Jim Hall, Intermodulations, Verve/The Verve Music Group, UCCV-9342, CD (1966/2008).
  • Carol Sloane, Hush-A-Bye, Sinatra Society of Japan/Muzak, XQAM-1031, CD (2008).
  • Cold Cave, Cherish The Light Years, Matador Records/Hostess, O:E9212J, CD (2011).
  • Elgar
  • Delius, Cello Concertos, wyk. Jacqueline Du Pré, EMI Classic, 9559052, 2 x SACD/CD (1965/2012).
  • Hilary Hann, Hilary Hann Plays Bach, Sony Classical, SK 62793, Super Bit Mapping, 2 x CD (1997).
  • Imogen Heap, Speak For Yourself, Sony Music [Japan], SICP-1387, CD (2007).
  • J. S. Bach, Sonatas & Partitas, wiol. Henryk Szeryng, Sony Classical/Sony Music Japan, SICC 840-1, 2 x CD (1965/2007).
Japońskie wersje płyt dostępne na

Jedną z podstawowych zasad rządzących światem audio w ogólności, a jego częścią określaną mianem 'high-end' w szczególności jest zasada "zmniejszających się korzyści". To określenie opisujące doświadczenie związane ze stosunkiem korzyści osiągniętych z wydanych pieniędzy powiązanego ze wzrostem wielkości nakładów. Innymi słowy chodzi o relację przyrostu ceny do przyrostu jakości. W audio wykres takiej zależności ma kształt asymptoty. Jeśli przyjmiemy, że na osi pionowej mamy jakość dźwięku, a na poziomej cenę, to początkowo krzywa będzie się wznosiła niemal pionowo, po to, by po jakimś czasie zacząć się wypłaszczać i wreszcie biec niemal równolegle do prostej "pieniężnej" w nieskończoność. Nigdy jednak nie będzie do niej równoległa. Patrząc od strony niedrogich systemów inwestowanie ma sens tylko do momentu, w którym rozbieżność między nakładami i przyrostem jakości staje się zbyt duża. Ocena tego, w którym momencie trzeba sobie "odpuścić" jest indywidualna i zależy od osobistych doświadczeń danego melomana.
Jeśli jednak patrzymy z drugiej strony, jeśli znajdujemy się gdzieś na owej prostej u góry wykresu, na jej wypłaszczonej części, wówczas wszystko wygląda kompletnie inaczej. Zdajemy sobie wówczas sprawę, że za każdy, nawet najdrobniejszy (procentowo) przyrost jakości trzeba zapłacić duże pieniądze.

Owe procentowe zmiany widzimy jednak w innej skali. Bo zmiany wprowadzane na tym poziomie nie wiążą się z poprawieniem - przepraszam za trywialne przykłady - basu, środka, dynamiki czy podobnych elementów. To jest hi-fi, nie high-end. Zmiany wprowadzane przez lepsze produkty, niestety niemal zawsze dużo droższe od tych, które mamy, są strukturalne. Procentowa skala stosowana do tej pory nie ma kompletnie sensu, bo tego typu zmian nie pokazuje. I początkujący zwykle ich nawet nie słyszą, nie mając pojęcia, czego się spodziewać, nie mając doświadczenia z wysokiej klasy produktami. W audio bowiem doświadczenie jest bowiem wszystkim. To odrębny świat i nawet codzienne uczestnictwo w koncertach, zarówno akustycznych, jak i nagłaśnianych przez systemy estradowe (PA) nie przygotowuje do tego, jak muzyka odtwarzana jest przez system audio.

Wydawało mi się, że jestem doświadczonym podróżnikiem po tej krainie. Miałem wrażenie, że połączenie mojego doświadczenia z działki pro, z audio domowym, częste wizyty na koncertach oraz nagłaśnianie, z którym wciąż mam do czynienia, predestynują mnie do swobodnego poruszania się w dowolnym kierunku. Myliłem się.
System Siltecha na pierwszy rzut oka nie różni się wiele od mojego systemu. Ma podobny balans tonalny, dynamikę, rozdzielczość - jest po prostu zbliżony. Myślę, że posiadacze systemów złożonych (podaję przykładowe zestawienie, które znam i lubię) wzmacniacza NAD C372 BEE, odtwarzacza CD Music Hall c35.2 i kolumn Dynaudio DM 2/6 - nawet jeśli na jakieś różnice zwrócą uwagę, to zbyją je wzruszeniem ramion. Będzie to dla nich koronny przykład na to, że nie warto wydawać pieniędzy na ekstremalny high-end. I będzie to całkowicie naturalny, zrozumiały odruch!
Żeby zrozumieć, o co w tej zmianie chodzi, ocenić ją i docenić, trzeba być w głowie zupełnie gdzie indziej. Proszę mi wybaczyć takie obcesowe stawianie sprawy, ale nie ma co się pieścić (z drugiej strony ostatnie, co chciałbym, to się wywyższać). Nie o to chodzi. Ekstremalny high-end wymaga przeskoczenia czegoś w głowie. Nie oglądamy się już na pieniądze, bo to i tak cenowy kosmos, a jedynie na to, co się dzieje między głośnikami.
Dlatego nie mam żadnych problemów z powiedzeniem, że to najlepszy system okablowania, jaki w życiu słyszałem. Nie 'trochę lepszy' od mojego, a o kilka klas lepszy. Czy bym się zamienił? - Ha! Odpowiedź może być zaskakująca, ale tylko przez chwilę: nie, na systemy bym się nie zamienił. Za to na poszczególne kable - tak, być może tak i raczej nie. O tym później.
Wkraczamy bowiem na teren, w którym koherencja systemu audio jest numerem jeden, a numerem dwa są nasze preferencje. Możemy się mamić ideą "dźwięku absolutnego", jednak to tylko myślowy konstrukt bez desygnatu. Muzyka grana na żywo to inny świat - pamiętacie? Dlatego na samym końcu musimy wybierać, mając za drogowskaz jedynie nasze własne preferencje, wymagania, smak, czy poczucie estetyki przynależne kulturze w której wyrośliśmy lub którą wybraliśmy. Dźwięk dobrze zestawionego, wysmakowanego, wymuskanego systemu audio top high-end jest obłędny (jeśli nie jest, to nie mam mowy o high-endzie, a o kupie sprzętu) i z punktu widzenia owego, wirtualnego, posiadacza NAD-a jest absolutnie neutralny i naturalny, bez względu na to, co się w nim znajduje.

Dźwięk z Siltechami jest niebywale gładki. To płynność klasy wina za 20 000 USD, ultra-wygodnej limuzyny, wysokiej klasy trufli. Siltech i jego dźwięk tak mi się kojarzą - i nie bez powodu. Przekaz jest poukładany i wewnętrznie skupiony. Ale bez żadnych "ale" - nigdy nie słyszałem czegoś tak dobrego, o lepszym nie wspomniawszy, więc nie potrafię sobie wyobrazić, jak można by to poprawić. To możliwe, jak zwykle, ale w tej chwili jeszcze nie wiem, co można by zrobić w tej mierze. Musiałbym usłyszeć coś lepszego, żeby wskazać palcem na coś konkretnego.
Rysowanie wokali jest niebywałe. Głosy mają niepokojącą naturalność, są rysowane z trójwymiarową bryłą w trójwymiarowej akustycznej otoczce. I więcej - ponieważ rozdzielczość jest oszałamiająca, składnik emocjonalny śpiewu apeluje do poczucia estetyki słuchacza, w tym przypadku mojej, mocniej niż z innymi kablami. To, jak modeluje emisję Dietrich Fischer-Dieskau śpiewający Schuberta, z jaką swobodą śpiewają Ella Fitzgerald i Louis Armstrong, a nawet sposób prowadzenia głosu przez Dave'a Gahana (Depeche Mode) z akustycznej wersji utworu Personal Jesus (maxi-singiel Sire Records) przykuwały uwagę i kazały się wsłuchiwać w najmniejsze drgnienie głosu. Uczestniczyłem w WYDARZENIU, a nie tylko się mu przysłuchiwałem. Przeskok z mojego systemu okablowania, przecież także pod tym względem rewelacyjnego, był zaskakujący. Mimo że - powtórzę - w terminach hi-fi niewiele się zmieniło. Zmieniła się jednak, jak się okazuje, struktura prezentacji.
Myślę, że to zasługa lepszej rozdzielczości. Niewielkie zmiany, jakie mają miejsce na obrzeżach instrumentów, coś łączącego wszystko w jedną całość wraz z towarzyszącą jej aurą (akustyką lub pogłosem dodanym w studio) przełożyły się w nową perspektywę. Wciąż obcowałem z tymi samymi nagraniami, ale pokazanymi głębiej, treściwiej, dokładniej.

Duża w tym zasługa zarówno gładkości, rozdzielczości, jak i niesamowitego nasycenia dźwięku, w tym fantastycznie pokazywanej niższej średnicy. Mojemu systemowi audio niczego pod tym względem nie brakuje. A raczej - tak mi się wydawało. Jak pokazały bezpośrednie porównania poszczególnych kabli interkonekt Acrolinka, sam w sobie fenomenalny, gra jednak dość szczupło. Rzecz przesłuchana została w kilku systemach, nie tylko u mnie, i wynik we wszystkich był ten sam: Siltech pokazuje o wiele więcej informacji z tego podzakresu, robi to lepiej, głębiej, treściwiej, w gładszy sposób. Choć wcześniej wolumen dźwięku był duży, teraz słychać, że nie miał odpowiedniej wysokości i głębokości. Zaskakująco dobrze pokazało to nagranie, wydawałoby się, najmniej uprawomocnione do oceny high-endu, wspomniana wersja "Personal Jesus". Utwór rozpoczyna się nabiciem rytmu twardą (drewnianą?) podeszwą buta, po którym wchodzi charakterystyczna sekwencja chwytów, grana na gitarze akustycznej. Z Acrolinkiem owo nabicie wydawało się szybsze, dokładniejsze. Po kolejnej zamianie kabli, z powrotem na holenderski kabel, usłyszałem jednak coś więcej - deski, w które uderzała podeszwa, niemal zobaczyłem gościa, który na udzie trzyma gitarę i, pochylony nieco do przodu, nabija sobie rytm. Bo nie miałem wątpliwości, że to tylko część czegoś większego - Acrolink świetnie pokazał nabicie i gitarę, ale trochę jako dwa odrębne wydarzenia, połączone strukturą utworu, ale nagrane osobno. Siltech pozwolił im się przeniknąć.

Podobnie odebrałem duety Elli i Louisa, a potem Dietrich Fischer-Dieskau w repertuarze Schuberta. To nagrania mono, w których orkiestra, ew. instrument akompaniujący jest na drugim planie i zwykle są płaskie dynamicznie i raczej mało klarowne. Mój system starał się je wydobyć z cienia przez lekką akcentację ataku dźwięku. Siltech z kolei wypełniał wszystko treścią, krawędzie dźwięku wydawały mi się nawet lekko złagodzone.
O tym, że to było odstępstwo, modyfikacja wprowadzana przez interkonekt Acrolinka przekonałem się słuchając, w porównaniu krzyżowym, interkonektu Tara Labs Zero. To fantastyczny kabel o bardzo charakterystycznej charakterystyce dźwiękowej. "Zero" pokazuje świat przez różowe okulary. Ociepla i zmiękcza dźwięk - niedużo, maleńko, na tyle jednak sugestywnie, że wszystko brzmi z nim fajnie, przyjemnie. Tyle, że bardzo podobnie. Wydawałoby się więc, że to dokładnie takie samo granie, jak interkonektu, bo o nim teraz mowa, Empress Double Crown. A jednak...
To dwa różne światy. Na pierwszy rzut oka obydwa wydają się nieco ciepłe, jednak niesamowita rozdzielczość Siltecha przekłada się na coś więcej niż tylko eliminacje problemów po stronie realizacyjnej nagrań. Nie mówię przy tym, że topowy interkonekt Tary Labs jest zły. Przypominam: jesteśmy w zupełnie innym miejscu asymptoty niż proste rozróżnienie dobry-zły. Zwierzę się, że mógłbym z Zero żyć pełnią życia i jeśli mi kiedyś fundusze pozwolą, kupię ją sobie do mojego referencyjnego systemu słuchawkowego, którego będzie koroną. Nie miałem jednak wątpliwości, że zarówno Acrolink, jak i Tara Labs są tylko pewną aproksymacją tego, co jest na płytach i w plikach. I że Siltech jest po drugiej stronie Rubiconu. To kabel, na który mógłbym się wymienić tu i teraz, zaraz. Powiem więcej: wiem, że kiedyś BĘDĘ MUSIAŁ go kupić. Empress DC pokazuje, co jest we wszystkich innych kablach nie tak, w czym oddają pola. Konkluzja: koniecznie!!!

Z równie ciekawej strony pokazał się kabel głośnikowy Emperor Double Crown. Do diabła - to kawał fantastycznego kabla. Do słownie - ilość srebra i złota potrzebna do jego zrobienia mogłaby niejednej modnej kobietce z NY zawrócić w głowie! Jego brzmienie jest niezwykle wręcz skupione i opanowane. O ile interkonekt Empress dawał bardzo duży wolumen, o tyle kabel głośnikowy dba o kontrolę. Skupienie, perfekcja w każdym calu, znakomite barwy. Słuchając nagrań z muzyką elektroniczną, z klubowymi klimatami, gdzie podstawą jest ultra-niski bas, np. w Random Trip z polskiej wytwórni Nowe Nagrania (na jednej płycie dostajemy wersję CD i pliki 24 bitowe), słychać, o co w tym wszystkim chodzi. Bas ma energię, znaną mi z dobrych koncertów rockowych, z ogromnych paczek estradowych. Jakiś czas temu byłem na koncercie, wracającej po 10 latach na scenę, Edyty Bartosiewicz, który odbył się w niewielkiej sali konferencyjnej krakowskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego (moja Alma Mater...). Siedziałem w piątym rzędzie, dokładnie naprzeciwko dużego pieca gitarzysty basowego. Żaden domowy system głośnikowy nie jest w stanie tego powtórzyć. Nie ma szans. Zarówno przez zupełnie inną kubaturę pomieszczenia, jak i możliwości dynamiczne kolumn, których w audio używamy. Przejście z Tary Labs Omega Onyx na Emperora powodowało jednak dodanie do dźwięku czegoś na kształt tamtej energii. To był ten sam wzmacniacz, te same kolumny, jednak przekaz był gęstszy i głębszy.
Nie wszystko jednak było tak jednoznacznie lepsze, jak w przypadku interkonektu. Holenderski kabel promuje wydarzenia dziejące się naprzeciwko nas. To dlatego wokale, umieszczane zwykle przez realizatora dokładnie na osi odsłuchu, były tak pięknie wybudowane. Skraje sceny dźwiękowej były jednak nieco słabsze i miało się wrażenie, że cała scena jest węższa. Było to dość jednoznaczne w kontekście innego topowego kabla głośnikowego, Acrolinka Mexcel 7N-S20000. Ten z kolei pokazuje niesamowicie obszerną scenę, przełamującą barierę pomieszczenia podsłuchowego. Tara jest pod tym względem bardziej powściągliwa, a Siltech jeszcze bardziej. I jeszcze w jednym testowany kabel różni się od mojego kabla odniesienia: dynamiką i swobodą.
Mówiłem już o niezwykłym skupieniu i rozwadze, z jaką Emperor gra każdą płytę, prawda? To jednoznacznie dobra rzecz, ma jednak konsekwencje. Tak jest w świecie wyrobów ludzkich i zawsze będzie. Tego typu obłędna kontrola sprawia bowiem wrażenie, jakby dynamika jest lekko uspokojona, a rozmach (nie mówię o scenie!) nieco ograniczony. Pod tym względem wciąż bezkonkurencyjna jest Tara Labs. Pod każdym innym - Siltech zwycięża. Ma piękną barwę, świetny bas i mikrodynamikę. Barwa Empressa była ustalona nieco niżej, ale bez żadnych konsekwencji. To kabel, z którym mógłbym żyć, choć musiałbym się zastanowić pięć razy, czy akurat w moim systemie, tu i teraz, przy moich preferencjach, byłaby to wymiana w której wszystko zmieniłoby się na lepsze. Konkluzja brzmi więc: może tak, może nie, ale z pełną świadomością, że mam do czynienia z arcydziełem.

Ze wszystkich trzech kabli, na które składał się testowany system, kabel sieciowy zajął mi najwięcej czasu. Wpinałem, porównywałem, przepinałem, zmieniałem płyty na długo po tym, jak powinienem oddać materiał Steve'owi do redakcji. Chciałem bowiem z absolutną pewnością powiedzieć, dlaczego ten składnik Siltechowego setu nie do końca się u mnie sprawdził. Postaram się to jednak zmieścić w kilku zdaniach.
Jego brzmienie - to niesamowite, ale mam wrażenie, że kable sieciowe są zwykle z całego okablowania najważniejsze! - jest jeszcze gładsze niż interkonektu i kabla sieciowego. Acrolink Mexcel 7N-PC9300 przez chwilę po przełączeniu wydaje się dość jasny. Jego barwa ma punkt ciężkości ustawiony wyżej. Ruby Double Crown ma barwę dość ciemną, z czymś w rodzaju "centrum" na przełomie środka i dołu. Daje to dźwiękowi potęgę i masę, jak również spokój.
Acrolink dla kontrastu gra szybciej, pokazuje rzeczy z większą dynamiką, bez zahamowań. Brakuje mu trochę niesamowitej gładkości Siltecha i perfekcyjnie ukazywanej barwy góry. Ponieważ jednak selektywność japońskiego kabla wydaje się wyższa, dostajemy z nim coś na kształt wydarzenia na żywo, a nie wystudiowanego "aktu", jak z Siltechem.
Holenderski kabel sieciowy skupia się na każdym pojedynczym zdarzeniu i je cyzeluje. Wydaje się więc, że wszystko jest pod kontrolą; co tam "wydaje się" - JEST pod kontrolą! W moim systemie, w którym mam dość ciepłe kolumny, z lekko podkreślonym zakresem 100 Hz, kontrola oferowana przez Ruby Double Crown była jednak zbyt duża. Brakowało mi z nim nieco oddechu i bezpośredniości, jaką z kolei oferował Acrolink. Tak więc, w moim systemie: raczej nie. Gdzie indziej może się jednak okazać najbardziej wartościowym kablem z wszystkich trzech!

Podsumowanie

Jeśli miałbym przywołać jakąś analogię pomiędzy systemem Siltecha i należącym do mnie systemem odniesienia, byłoby to porównanie wykwintnej, "proszonej" kolacji w znanej i cenionej restauracji w Paryżu, Tokyo czy innym centrum kulturalnym do doskonałej, dobrej, świetnie przygotowanej kolacji w mniej ogwiazdkowanym przez Michellina lokalu, miejscu na luzie, powiedzmy w Rzymie. Ta pierwsza, odpowiednik Siltecha, rządzi się swoimi prawami i ma swego rodzaju kodeks postępowania, etykietę. Taka kolacja może być niesamowitym przeżyciem, doskonałym w każdym calu. Po niej wszystko inne będzie się wydawało nijakie, płytkie. Z kolei szalona zabawa z Rzymu to mój system. Dzięki Siltechowi lepiej rozumiem, co mu dolega, a mimo to go kocham. Wiem też, że coś się w nim musi zmienić, wreszcie słyszę, co. Na pierwszy ogień musi pójść interkonekt.
System Siltecha jest jak ultymatywny znak orientacyjny. Jego wartość polega na konsekwentnej realizacji wizji jako systemu. Nie trzeba myśleć o doborze innych komponentów, bo gra jak jeden kabel. Jeśli miałbym wszystkie pieniądze świata, wybrałbym go bez wahania, bo to nie tylko doskonały system okablowania, ale i swego rodzaju wyznacznik statusu. Mając go nie trzeba się niczego obawiać, na wszystkich patrzy się z góry, z pozycji arystokraty.
Dlaczego więc, po "rozebraniu" go na części pierwsze nie wszystko mi się równie mocno podobało? Ano dlatego, że pochodzenia jestem lichego i mam swoje parweniuszowskie uciechy. Jak piwo. Jak muzyka Depeche Mode. Jak film kinowy w miejsce kolejnego spektaklu operowego. I to jest właśnie w audio piękne - jest jak otwarty 24/7 bufet, w którym każdy może znaleźć coś dla siebie.




Test po raz pierwszy ukazał się w języku angielskim w magazynie „Enjoy The Music.com” w styczniu 2013 roku (czytaj TUTAJ).

Dystrybucja w Polsce
Eter Audio 30-646 Kraków | ul. Malborska 24 | Polska
tel./fax: 12 655 75 43

e-mail: info@eteraudio.pl

www.eteraudio.pl


System odniesienia

Źródła analogowe
- Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version]
- Wkładki: Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ
- Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ
Źródła cyfrowe
- Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ
- Odtwarzacz multiformatowy: Cambridge Audio Azur 752BD
Wzmacniacze
- Przedwzmacniacz liniowy: Polaris III [Custom Version] + zasilacz AC Regenerator, wersja z klasycznym zasilaczem, recenzja TUTAJ
- Wzmacniacz mocy: Soulution 710
- Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ
Kolumny
- Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ
- Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands
- Filtr: SPEC RSP-101/GL
Słuchawki
- Wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ
- Słuchawki: HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | HIFIMAN HE-500, recenzja TUTAJ | HIFIMAN HE-300, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Ultrasone PROLine 2500, Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ
- Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ
- Kable słuchawkowe: Entreq Konstantin 2010/Sennheiser HD800/HIFIMAN HE-500, recenzja TUTAJ
Okablowanie
System I
- Interkonekty: Acrolink Mexcel 7N-DA6300, artykuł TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 8N-A2080III Evo, recenzja TUTAJ
- Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ
System II
- Interkonekty: Acoustic Revive RCA-1.0PA | XLR-1.0PA II
- Kable głośnikowe: Acoustic Revive SPC-PA
Sieć
System I
- Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9300, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ
- Listwa sieciowa: Acoustic Revive RTP-4eu Ultimate, recenzja TUTAJ
- System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R)
System II
- Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R (x 4 ), recenzja TUTAJ
- Listwa sieciowa: Oyaide MTS-4e, recenzja TUTAJ
Audio komputerowe
- Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-801
- Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ
- Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ
- Router: Liksys WAG320N
- Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB
Akcesoria antywibracyjne
- Stolik: SolidBase IV Custom, opis TUTAJ/wszystkie elementy
- Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny
- Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ
- Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ
- Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4
Czysta przyjemność
- Radio: Tivoli Audio Model One