pl | en

Krakowskie Towarzystwo Soniczne

 

SPOTKANIE #97:
Siltech TRIPLE CROWN
Interkonekt | kabel głośnikowy

Cena:
• interkonekt: 20 000 euro/2 x 1 m
• kabel głośnikowy: 35 000 euro/2 x 2 m


Kontakt:
info@siltechcables.com

www.siltechcables.com
www.crystalcable.com

HOLANDIA


tojąca w drzwiach Gabi patrzyła na nas, dyskutujących o akustyce, użytych mikrofonach, zniekształceniach, z wyraźną pobłażliwością. Chwilę wcześniej skończyła się pierwsza runda odsłuchów i teraz z zapałem próbowaliśmy się przekonać – każdy do swoich racji. Najpilniej słuchaliśmy tego, co miał do powiedzenia Edwin – ostatecznie rozmawialiśmy o jego kablach. To on miał też najlepsze z nas wszystkich przygotowanie teoretyczne. A jednak to Gabi wniosła do spotkania oddech i dystans. Byliśmy według niej „chłopcami, którzy zamiast słuchać muzyki, delektować się nią, bawią się zabawkami dla dorosłych”. Cóż zrobić – „boys will be boys”.

Z naszej strony mogliśmy natomiast zaoferować – obok przekąsek i wina – doświadczenie praktyków. Wydaje się, że takie zestawienie było optymalne – spotkanie, które miało miejsce pewnego gorącego popołudnia w Krakowie, w czasie 97. edycji Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego, można więc uznać za udane. Przedstawiam państwu Gabi i Edwina van der Kley, czyli Panią Crystal i Pana Siltecha.

SILTECH /CRYSTAL CABLE

Rodzinne firmy nie są rzadkością, także w branży audio. To niewielka branża, oparta na rękodzielnictwie i zwartych grupach inżynierów, napędzana przez pasję (jeśli tak nie jest, to biada nam!). Podobnie jak w muzyce, gdzie rządzą wielopokoleniowe klany, tak i w naszej branży zarazić pasją małżonka lub dzieci nie jest trudno.

W przypadku małżeństwa van der Kleyów poszło to trochę w innym kierunku – i Gabi, i Edwin mają swoje własne firmy – ona Crystal Cable, on Siltecha. Obydwie marki działają w ramach firmy International Audio Holding BV. Każde z nich adresuje swoją propozycję do nieco innej grupy odbiorców. Jest jednak i poziomy podział obowiązków – za technologię w obydwu firmach odpowiada Edwin, natomiast za sprzedaż, PR, kontakty z dystrybutorami, dealerami oraz mediami – Gabi.

Tandem ten najwyraźniej się sprawdza – firmy notują rok do roku, od kilkunastu lat, stały wzrost o 20-30%. Tylko raz, na początku kryzysu wzrost wyniósł 0%. Z kolei ileś lat temu po opracowaniu formuły srebrnego przewodnika z cząsteczkami srebra wypełniającymi przestrzenie między jego kryształami, nazwanego następnie G3, wzrost rok do roku firmy Siltech wyniósł 100%. Myślę, że możemy przyznać, iż mamy do czynienia z sukcesem, niezależnie od tego, w jaki sposób go mierzymy.

Spotkanie o którym mowa dotyczyło zaś największego osiągnięcia firmy Siltech – interkonektu oraz kabla głośnikowego Triple Crown. Siltech należy do nielicznej grupy firm zajmujących się produkcją kabli, która wszystko, od początku do końca, robi sama, w swojej fabryce. Kosztujące setki tysięcy euro inwestycje przełożyły się na pełną niezależność i możliwość realizowania własnych projektów. Jak mówiła Gabi, każdy nowy kabel ma kilka, czasem kilkanaście prototypów, spośród których wybiera się najlepsze i dokonuje kolejnej selekcji. Przy zlecaniu produkcji na zewnątrz coś takiego byłoby niemożliwe.

TECHNIKA

Na początku zawsze jest techniczna podstawa. Edwin jest z wykształcenia inżynierem, specjalistą od pomiarów i nie zostawia niczego przypadkowi. Jak mówił na początku spotkania, kiedy przedstawiał nam swoje nowe kable, obecnie możemy już zmierzyć prawie wszystko i wiele z tego potrafimy zrozumieć. Mówienie o tym, że kable to voodoo nazwał „idiotyzmem” i „brakami w wykształceniu”. Jako inżynier z wieloletnim doświadczeniu w innej branży, ubolewał nad ciasnotą akademickiego, niepopartego praktyką wykształcenia.

Poza tym, jak mówił, znakomita większość podręczników akademickich dotyczących branży audio pochodzi z lat 1930-1950, kiedy ta się kształtowała. A wówczas uważało się, że człowiek nie słyszy zmiany zniekształceń poniżej 0,5%, nie potrafi odróżnić niewielkich wahań siły głosu itp.
Okazało się to nieprawdą. Pomogły nam nauki pokrewne, takie jak antropologia i psychologia. Wyjaśnienie jest takie: jesteśmy ewolucyjnie przystosowani do wykrywania drobnych anomalii dźwięku, podczas kiedy inne, nawet o dużej amplitudzie, nie są dla nas szczególnie istotne. Dlatego właśnie tak dobrze przyjmujemy kilkuprocentowe zniekształcenia wnoszone przez wzmacniacze lampowe, a jeżymy się słysząc delikatne przesunięcia fazowe wnoszone przez kable.

Wiele więc już wiemy, a wiedzieć będziemy jeszcze więcej. Trzeba tylko zapomnieć o dużej części tego, czego nas uczyli w szkole, bo to nieaktualna wiedza. Na bazie wiedzy i doświadczenia powstał topowy system kablowy tej firmy – Triple Crown. Z pierwszym tego typu przewodnikiem typu mono-crystal, tj. w ogóle bez budowy krystalicznej, a także z pierwszymi tego typu na świecie, wykonywanymi przez szwajcarskiego zegarmistrza, wtykami XLR oraz RCA. Te pierwsze można obracać, każdy o 90º (razem o 180º), nie powinno być więc trudności z podpięciem ich do różnych komponentów.

Pomyślano o wszystkim, także o sposobie mocowania przewodników do pinów we wtykach – Siltech używa do tego opracowanej przez siebie metody zaciskania. Niegdyś stosował srebrny lut, a następnie ściskanie ultrasoniczne, jednak każda z tych metod miała swój własny „bagaż” problemów. Obecnie przewodniki są ściskane w specjalnej maszynie, bez użycia lutu. Prace nad kablami zajęły aż dwa lata, mimo że podstawą serii Triple Crown była znakomita seria Double Crown, a Edwin nie zaczynał od zera.

ZAŁOŻENIA

Naszymi gośćmi podczas 97. spotkania KTS-u byli Gabi van der Kley-Rijnveld i jej mąż, Edwin van der Kley. Naszym celem było posłuchanie i ocena interkonektu oraz kabla głośnikowego z serii Triple Crown. Najpierw chcieliśmy usłyszeć o nim z ust twórcy, a następnie porównać z czymś, co dobrze znamy – czyli kablami z serii Double Crown.

System odsłuchowy powinien być czytelnikom „High Fidelity” dobrze znany, ponieważ wszystkie ostatnie spotkania KTS-u odbyły się u Tomka i tam też przyjmowaliśmy ostatnio wszystkich gości, którzy przy tej okazji – jak w przypadku Gabi i Edwina – stawali się honorowymi członkami Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. Wyraźnie poruszona Gabi odbierając certyfikat powiedziała, że choć już tyle lat działa w tej branży (z wykształcenia jest muzykiem), członkiem stowarzyszenia związanego z reprodukcją muzyki została po raz pierwszy.

System Tomka brzmi wyjątkowo spójnie i Edwin kilka razy podkreślał, że nie spodziewał się tak dobrego dźwięku z zestawienia Dynaudio i Accuphase’a. Choć da się oczywiście lepiej, to w ramach założeń jest to system skończony. Ale, jak mówię – można próbować. Na przykład zmieniając kable.

SYSTEM

Na co dzień Tomek korzysta z kabli Acrolinka i kabli sieciowych oraz listwy sieciowej Oyaide. Na potrzeby tego odsłuchu wymienił jednak wszystkie na Siltechy. Punktem wyjścia były interkonekty i kable głośnikowe z serii Double Crown, kable sieciowe Ruby Double Crown oraz listwę sieciową Octopus Double Crown.
Zmiana była ogromna. Nigdy wcześniej tak u Tomka nie płyty nie brzmiały. Zostało wszystko to, co było poprzednio, tj. potęga, zwartość, spójność, jednocześnie poprawiło się to w tak dużym stopniu, minimalizując przy tym – tego całkiem nie da się uniknąć – problemy z niektórymi podpasmami basu, że trudno było uwierzyć, że to „tylko” kable.

Ponieważ wymiana kabla głośnikowego jest w przypadku kolumn Dynaudio nieco skomplikowana, szczególnie przy sztywnych końcówkach widłowych, postanowiliśmy posłuchać tylu nagrań, ile będziemy w stanie, a następnie wymienić interkonekt i kabel głośnikowy na Triple Crown, powtarzając wszystkie słuchane wcześniej utwory. Kable sieciowe i listwa pozostały z pierwszego zestawienia – Siltech jeszcze nie zaproponował ich odpowiedników Triple Crown.
Na koniec zaplanowaliśmy ciekawostkę, która okazała się równie ważna, jak odsłuch kabli jako takich – próby z różnym podłączeniem ekranów. Jak wiadomo, topowe kable Siltecha dają możliwość podłączenia lub odłączenia ekranu – zarówno od strony źródła sygnału, jak i odbiornika.

ODSŁUCH 1.
Double Crown vs Triple Crown

Komentarze uczestników spisałem po przepięciu systemu na Triple Crown, w kilku podejściach. Osobno przekazuję wrażenia dotyczące ekranowania.

Wiciu

Niesamowite jest to, co słyszę – dźwięk po zmianie kabli jest głębszy, a scena szersza – właściwie to teraz jest ogromna. Nawet nie wiem, co powiedzieć, to była ogromna zmiana i muszę posłuchać jeszcze czegoś innego, żeby móc się wypowiedzieć.

Rysiek

Jestem poruszony. Niech będzie, narażę się: ktoś, to wydał kasę na Double Crown bez słuchania Triple Crown zmarnował pieniądze. Dla mnie to klasyczny przykład hi-fi kontra high-end. Nawet jeśli przesadzam, to takie mam w tej chwili odczucia. Najważniejsza zmiana jest taka: z TC pojawiła się MUZYKA [niemal słyszałem wersaliki w głosie Ryśka, dlatego je powtarzam – przyp. red.].
Dźwięk z DC przypominał mi trochę granie na stadionie – płaskie, bez głębi. TC zaczął z kolei grać plastyczną muzykę, ja w klubie. Jak dla mnie, przynajmniej z tymi nagraniami, to przepaść. Nie odczułem natomiast wyraźnej różnicy w dynamice, obydwa kable są pod tym względem doskonałe.

Bartek

Tata już kiedyś o tym pisał – Double Crown brzmi jak szalona noc w Barcelonie, był fun. Triple Crown z kolei to wykwintna, high-endowa kolacja w Rzymie lub Paryżu – top of the top. Ja również nie zauważyłem szczególnych zmian w dynamice, chodziło raczej o frazowanie i barwę. Paradoksalnie, dla kogoś, kto nie jest doświadczony w high-endzie, ma ze sprzętem wysokiej klasy sporadyczny kontakt, albo po prostu dla systemów innych niż najdroższe, Double Crown może się okazać ciekawszy, lepszy. Jest trochę bardziej szpanerski i efektowny. O ile dobrze pamiętam podobnie było z korektami wprowadzanymi przez procesor Accuphase DG-58 – bez niego dźwięk był subiektywnie szybszy, mocniejszy. Ale dopiero po obsłuchaniu się ze zmianami, doceniało się genialny dźwięk z DG-58 w systemie (więcej o DG-58 TUTAJ).

Janusz

Jestem zachwycony tym, jak muzyka potrafi „śpiewać”. Jak instrumenty potrafią mruczeć. Bo najważniejsze w tym wszystkim jest to, co mówiła Gabi – słuchanie muzyki ma nam sprawiać frajdę. Z Triple Crown przekaz był naturalny, śpiewny. Nikt jeszcze tego nie powiedział, ale ten dźwięk niesamowicie zbliża się do dźwięku naturalnego – przynajmniej ja to tak słyszę. To bardzo blisko grania na żywo. A dobry system emuluje dźwięk na żywo, przy wszystkich problemach, z jakimi jednocześnie musimy się zmierzyć. Zdolność oddawania impulsów sygnału jest z TC niemal równie dobra, jak na żywo. Powiem, że w paru aspektach mógłbym się pomylić słuchając dźwięku na żywo i nagranego, a już na pewno nie byłbym pewien, co mi się bardziej podoba.

Druga rzecz, to wyrównanie dźwięku. Z TC wszystko jest RÓWNE [znowu, jak z Ryśkiem – przyp. red.], normalne. Także stereofonia jest znacznie lepsza niż z Double Crown. Z tym ostatnim, ale oczywiście w bezpośrednim porównaniu z TC, dźwięk ma jakby koc na sobie. Porównując DC z dowolnym innym kablem to samo powiedziałbym o tym innym i to DC wydawałby się czystszy i bardziej otwarty. Tutaj TC jest znacznie lepszy.

Tomek

Dla mnie już Double Crown wyniósł mój system na poziom, na wyżyny, jakich się po nim nie spodziewałem. Różnice między nim i Triple Crown są wyraźne i nie ma się co się oszukiwać – to lepsze kable. Jak dla mnie różnice nie były jednak tak duże, jak między moimi kablami i DC. Powiedziałbym, że było to maksymalnie kilkanaście procent. Dlatego zupełnie nie zgadzam się z Ryśkiem i jego oceną DC, której zupełnie nie rozumiem. To wybitne kable, a TC są po prostu lepsze. Ja jednak z DC mógłbym żyć i byłbym bardzo szczęśliwy.

Edwin

Muszę powiedzieć, że zaskoczył mnie dobry balans tonalny tego systemu – niczego mu nie brakuje i w niczym nie przesadza. Jeśli chodzi o kable, to rzeczywiście, dobrze słychać, że Triple Crown wnosi do systemu naturalność, jakiej wcześniej nie było. Instrumenty były z nim bardziej przed nami, w pokoju, a nie w nieokreślonej „przestrzeni nagrania” – tutaj zgadzam się z Ryśkiem. Detali było więcej z TC, ale były to detale wewnętrzne, nie szczegóły, a rzecz wynikająca z wyższej rozdzielczości.

Gabi

Bartek o tym mówił – już Double Crown był bardzo dobry, ale Triple Crown wyraźnie idzie dalej, nie da się temu zaprzeczyć. I nie uważam, żeby DC był zamglony, przynajmniej nie w tym sensie, w którym zwykle używamy tego słowa – nie brakowało w nim góry, ani detali. Tych ostatnich jest z nim nawet więcej.

Ale też z TC słuchasz muzyki i nie oceniasz zmiany w ten sposób, że oto słuchasz lepszego kabla, tylko, że słuchasz lepszego systemu. To wydaje mi się kluczowe – TC podnosi klasę łączonych urządzeń, jak gdyby sam gdzieś się za nimi chował. A DC słychać bardziej i wiemy, że to on jest gwiazdą.

ODSŁUCH 2.
Ekran a sprawa dźwięku

Ciekawe, jak państwo oceniają kabel Triple Crown, a w dalszej perspektywie Double Crown, na podstawie tych wypowiedzi? Ponieważ byłem przy tym, ja również słyszałem to porównanie, mam wyrobioną opinię na ten temat. Potwierdziło się to, co słyszałem podczas testu u mnie, tj. że TC to kabel wybitny – gęsty, głęboki, nasycony, ale o subiektywnie mniejszej ilości wysokich tonów i głębiej schowanych detalach niż DC (więcej TUTAJ). Myślę, że prawdą jest, że w dużej części systemów to właśnie tańszy kabel Siltecha zagra ciekawiej, że to on zepnie je w lepszy SYSTEM. Równocześnie prawdą jest, że w topowych zestawieniach TC po prostu wymiata i słychać, jak wielki skok wykonano w stosunku do DC.

Trzeba jednak wiedzieć, że słuchając Triple Crowna słuchamy tak naprawdę jednej z jego wersji. Kabel ten zbudowano w ten sposób, żeby dzięki geometrii był ekranowany sam z siebie, bez potrzeby stosowania zewnętrznego ekranu (który zresztą i tak nie chroni przed niskimi i najwyższymi częstotliwościami). Zarówno interkonekty, jak i kable głośnikowe mają jednak dodatkowy ekran. Po co? Edwin mówi, że ze względu na przepisy w poszczególnych krajach, a także dlatego, że z ekranem Triple Crown brzmi inaczej niż bez niego – chodzi oczywiście nie tylko o fizyczną obecność ekranu, ale także o jego elektryczne połączenie z masą sygnału (RCA) lub urządzenia (XLR).

Duże puszki widoczne na końcach kabli są więc zarówno miejscem, w którym ekran się kończy, miejscem, w którym materiały tłumiące drgania i stabilizujące geometrię kabla się kończą, jak i miejscem w którym ekran można podłączyć lub odłączyć. Ponieważ znajdują się na obydwu końcach kabla, możliwe są następujące kombinacje:
• ekran z obydwu stron odłączony,
• ekran z obydwu stron podłączony,
• ekran podłączony od strony źródła sygnału,
• ekran podłączony od strony odbiornika sygnału.
Chodzi oczywiście o sytuację, w której ekrany w OBYDWU kablach danej pary podpinane są w ten sam sposób.

Gabi i Edwin od początku mówili, że „w każdym z tych ustawień kabel gra inaczej”. I jeszcze: „w niedrogich systemach te różnice nie będą zapewne istotne, ponieważ będą przykryte przez większe problemy, ale w top high-endzie będą znaczące.” Bardzo byliśmy ciekawi, o czym mówią.
Jak się okazało, zaraz na początku odsłuchów, czyli przed pierwszą serią odsłuchów, Edwin ustawił przełączniki we wszystkich kablach na „ground”, tj. z podłączonymi ekranami z obydwu stron. Porównaliśmy więc takie właśnie ustawienie do ekranów całkowicie odłączonych. Przyjrzeliśmy się również innym ustawieniom, ale o tym na końcu. Teraz porównanie „ground” vs „float”.

Rysiek

Z tego, co powiecie dowiem się wreszcie, jakie macie panowie wyobrażenie o muzyce granej na żywo. Z mojej strony wgląda to w ten sposób: z odpiętymi ekranami scena dźwiękowa jest szersza, ale bardziej płaska. Wydaje mi się, że gorsze jest wówczas zróżnicowanie barwy i dynamiki. Z „float” wybarwienie dźwięku jest niższe, trochę bardziej pastelowe. Jak dla mnie była to bardziej monotonna gra. To jest dla mnie granie, jak na koncercie – odsłuch w domu przynosi zupełnie inny dźwięk, pod wieloma względami lepszy niż na występie na żywo.

Wiciu

Coś nie mogę się dzisiaj zgodzić z Ryśkiem, chociaż siedzimy koło siebie. Dla mnie jasne jest, że w trybie „float”, czyli z odpiętymi ekranami z obydwu stron brzmienie było żywsze, bardziej naturalne. Po podłączeniu ekranu pojawiło się zbyt dużo basu. Jak dla mnie TC bez ekranu gra dużo lepiej.

Janusz

Potwierdzam – z „float” muzyka brzmi tak, jak na żywo, czyli – jak dla mnie – lepiej. Jakby ktoś otworzył jakiś spust. W trybie „ground” muzyka jest senniejsza, mniej dynamiczna. Jeśli rozumiem słowa śpiewanych piosenek, nawet jeśli są tylko mruczane – a tak miałem bez ekranu – to znaczy, że coś dobrego musiało się zdarzyć, że rozdzielczość jest lepsza.

Być może dlatego z Bille Holiday artykulacja głosu z „float” była lepsza, po prostu dokładniej, wyraźniej słychać było, co ona robi z głosem. To był bardziej emocjonalny przekaz, czyli taki, jaki – moim zdaniem – powinien w high-endzie być. Muszę powtórzyć, bo to ważne – lepsza była rozdzielczość, lepsze stereo. Mocniejsze, wyraźniejsze detale uwypukliły rzeczy, które wcześniej pewnie gdzieś tam były, ale nie ważyły w przekazie, nie były tak istotne, jak teraz.

Ale też, przyznaję, polskie płyty znacznie lepiej zabrzmiały z podłączonym ekranem. Ale to chyba dlatego, że potrzebowały kompensacji w postaci mocniejszego dołu i łagodniejszej góry, a nie dlatego, że taki dźwięk był lepszy. Chociaż, moim zdaniem, i tak wypadły kiszkowato. Nie wiem, dlaczego starsza o jedenaście lat płyta Peter, Paul and Mary jest tak niebotycznie lepsza niż płyta BemiBem, wydana przecież w prestiżowej serii Polish Jazz.

Bartek

Bardziej podobała mi się wersja z odpiętymi ekranami. Była szybsza, wyraźniejsza. Z podłączonymi ekranami było jak w jeziorze bez dopływu świeżej wody – gładko, ale nieruchawo. Bez ekranu lepiej było słychać ciągłość sceny stereo, nawet jeśli nagranie zrobione było „lewo-prawo”. Nieco gorzej wypadły bez ekranu nagrania jazzowe, brzmiały – jak dla mnie – trochę „pudelkowato”, bez wypełnionego dołu.
Nie wiem, dlaczego pan Janusz tak narzeka na polskie nagrania, bo mnie się bardzo podobały. I wcale nie brzmią źle. Gorzej niż PPM, ale jest w nich coś prawdziwego, jakaś prawda o czasie, w którym powstały.

Tomek

Za drugim razem, tj. z „float” zacząłem w pełni doceniać TC. Słyszałem wcześniej, że to dobry kabel, ale DC na tyle mi się podobał, że nie miałem „ciśnienia” na TC. Bez ekranu usłyszałem niesamowitą separację instrumentów, wydarzeń, wszystkiego, co działo się na scenie – to było niesamowite!
Ta zmiana przekonała mnie do tego, że TC jest pod każdym względem lepszy od DC. Ale też utwierdziła w opinii, że już Double Crown pokazał, jak dobrze mogą zabrzmieć dobre płyty, szczególnie te starsze. Ale przejście na Triple Crown robi jednak swoje – to dwa różne światy.

Gabi

To ciekawe doświadczenie – słychać, jak dla mnie, że bez ekranu kabel brzmi lepiej, ale nie zawsze jest to dla nagrań korzystne. Z płytą Björk wyraźnie lepiej grało z odłączonymi ekranami. Lepszy był też bas, bo był szybszy, lepiej definiowany. Ale już z płytą Peter, Paul and Mary nie byłam pewna, co mi się bardziej podobało. pewne było tylko to, że to zupełnie różne prezentacje.

Edwin

Projektując kable słuchamy ich tysiące razy. Setki razy wykonaliśmy również porównania finalnych kabli z podłączonymi i odłączonymi ekranami. Ponieważ brzmią one w tak różny sposób, podjęliśmy decyzję o tym, jak powinno to wyglądać, pozostawić ludziom w ich własnych systemach. Słychać, że i „float”, i „ground” znajdą dla siebie miejsce, w zależności od rodzaju systemu.

Ale mam swoje własne przemyślenia. Moim zdaniem kable Triple Crown znacznie lepiej brzmią bez podłączonego ekranu i w topowych, dobrze zestawionych systemach, rozdzielczych i otwartych, zawsze wersja „float” zagra lepiej. Można mieć oczywiście własne preferencje, ale jest coś takiego, jak „konsensus” co do lepszego dźwięku i jak dla mnie to właśnie dźwięk bez ekranów. Nawet jeśli nie wszystkim i nie z każdym nagraniem się to ludziom będzie podobało. Moim zdaniem, jeśli system lepiej gra z podłączonymi ekranami, to znaczy, że w systemie jest jakiś błąd.

TRIPLE CROWN

Kable Triple Crown to klasa sama dla siebie. Nie znam żadnego innego kabla połączeniowego, który brzmiałby w tak wyrafinowany sposób. Nie jest to jedynie moje zdanie, bo każdy, kto się z nim zetknął mówi to samo. Stoi za nim realna inżynieria, a koszt jego wykonania jest astronomiczny, stąd równie wysoka cena końcowa. Mówimy jednak o top high-endzie, o luksusowej szpicy luksusowego hobby, jakim jest high-endowe audio. To nie jest garażowa firma, skręcająca – może nawet genialnie, ale jednak – kabelki wykonane przez kogoś innego, a firma, która wszystko projektuje i wykonuje samodzielnie. To jest prawdziwy top.

Porównanie różnych wariantów kabli Triple Crown z podpiętymi i odpiętymi ekranami daje wyobrażenie o tym, jak ten element zmienia dźwięk (właściwie parametry kabla, ale ostatecznie te zmieniają dźwięk). Bez ekranów kabel brzmi szybko, w otwarty sposób, ze sporą ilością góry. Jest rozdzielczy i dynamiczny. Z ekranami jest spokojniejszy, więcej w brzmieniu basu, rozdzielczość jest niższa, a atak łagodniejszy.

Niesamowicie ciekawie wypadły próby z ekranami podłączonymi tylko od strony źródła, albo tylko od strony odbiornika. Ten sposób jest od strony technicznej najbardziej poprawny – to tzw. „teleskopowy” ekran. I rzeczywiście, zgodziliśmy się co do tego, że w takiej konfiguracji dźwięk był w połowie drogi między ekranami odłączonymi i całkowicie podłączonymi. Nie był jednak atrakcyjny. Przy bezpośrednim porównaniu z obydwoma „skrajnymi” sposobami wypadał mniej emocjonująco, bez „jaj”. Z kolei podłączenie ekranu od strony odbiornika sygnału było błędem – dźwięk stał się ciężki i wolny, mało rozdzielczy – stanowczo odradzam!

A to przecież tylko ekran. Nawet taki fragmentaryczny wgląd za zasłonę projektowania pokazuje, jak wiele zmiennych trzeba brać pod uwagę, aby przygotować wysokiej klasy kabel połączeniowy. Materiały przewodnika, dielektryk, geometria, grubości i odległości, wtyki, sposoby mocowania, ekranowanie, tłumienie wibracji – wszystko to gra ogromną rolę. Wiedząc to wszystko wydaje się, że te dwa lata, które poświęcono w Siltechu na zaprojektowanie i wykonanie kabli Triple Crown to niezwykle krótki okres czasu. I już tylko to pokazuje, z jaką firmą mamy do czynienia – perfekcjonistami w każdym calu.

Nagrania użyte podczas odsłuchu:

  • Bemibem, Bemowe frazy, Polskie Nagrania MUZA/Polskie Nagrania PNCD 1096, “Polish Jazz DeLuxe”, CD (1974/2007).
  • Billie Holiday, Billie Holiday, Clef Records/UMG Recordings UCCV-9470, „David Stone Martin 10 inch Collector’s Selection”, SHM-CD (1954/2013).
  • Björk, Vulnicura, Little Indian Records tplp1231cdx, CD (2015).
  • Elton John, Goodbye Yellow Brick Road, Mercury Records/USM Japan UICY-40025, Platinum SHM-CD (1973/2013).
  • Ornette Coleman, The Shape of Jazz to Come, Atlantic Records/ORG Music ORGM-1081, SACD/CD (1959/2013).
  • Peter, Paul and Mary, In The Wind, Warner Bros. Records/Audio Fidelity AFZ 181, “Limited Edition No. 0115”, SACD/CD (1963/2014).
  • Skaldowie, Lost Progressive Sessions 1970-1971, Kameleon Records PROMO CD, CD (2013).

SYSTEM UŻYTY DO ODSŁUCHÓW

Transport Compact Disc: Ayon Audio CD-T
Transport plików audio: Aurender X100L, test TUTAJ
Przedwzmacniacz/DAC: Ayon Audio STRATOS
Wzmacniacz mocy: Accuphase A-70, test TUTAJ, czytaj również TUTAJ
Kolumny: Dynaudio C4 Signature
Kable głośnikowe: Acrolink 7N-S8000 ANNIVERSARIO
Interkonekty: Acrolink 7N-DA2090 SPECIALE, test TUTAJ
Listwa sieciowa: Oyaide MTS-4e, test TUTAJ

CHCESZ WIEDZIEĆ WIĘCEJ? SZYBCIEJ?
DOŁĄCZ DO NAS NA TWITTERZE: UNIKATOWE ZDJĘCIA, SZYBKIE INFORMACJE, POWIADOMIENIA O NOWOŚCIACH!!!
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl