pl | en

Krakowskie Towarzystwo Soniczne

Spotkanie #95

Accuphase DG-58
JIM S. SAITO, MARK M. SUZUKI, TATSUKI TOZUKA, KOHEI NISHIGAWA W KRAKOWIE

ACCUPHASE LABORATORY, Inc.
2-14-10 Shin-ishikawa
Aoba-ku Yokohama | 225-8508 | Japan
tel.: +81-45-901-2771

www.accuphase.com
www.accuphase.pl

JAPAN


NOSPR

atowice mają salę koncertową o jakiej melomani w innych częściach Polski mogą tylko pomarzyć. Jest nią nowa siedziba Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia. Mówiąc o niej, architekt, który ją zaprojektował, pan Tomasz Konior, przywołuje ideę „architektury kontekstu”. Podkreśla również, że budynek można uznać za udany tylko wtedy, gdy odwiedzającym go ludziom nie nasuwają się zbędne pytania. Jeśli w stworzonej przez projektanta przestrzeni życie toczy się naturalnym rytmem, podyktowanym przez funkcję budynku.


Nie sposób tego nie zauważyć, już w sposobie wykonania elewacji budynku. Skomponowana została ze śląskich wątków i skojarzeń z muzyką. Ma w sobie nie tylko wyraźny rytm filarów. Tomasz Konior mówi, że chciał, aby gmach był sam w sobie opowieścią, przestrzenną narracją wyrastającą z kultury miejsca jakim jest Śląsk. Stąd cytaty z architektury katowickiej dzielnicy Nikiszowiec, która utrwaliła w świadomości Polaków obraz dawnego Śląska zbudowanego z cegły, gdzie okna okalała tradycyjna czerwień.

To, co dla świata muzyki najważniejsze kryje wnętrze budynku. Miejsce znalazły tam dwie sale koncertowe: wielka na 1800 osób i kameralna, która przyjmie 300 melomanów. We wnętrzach obydwu sal panuje bardzo ciepły nastrój, na który wpływają wykorzystane tu materiały: brzozowe drewno połączone z egzotycznymi gatunkami i uformowany w falujące struktury beton. Pod sufitem wielkiej sali koncertowej umieszczono specjalny plafon, którego kształt ma wpływ na rozchodzenie się dźwięku.


Proces tworzenia sali koncertowej był skomplikowany właśnie ze względu na akustykę. Katowicka sala powstała we współpracy z japońską firmą Nagata Acoustics. Jej pracami kierował w Katowicach mistrz w swojej dziedzinie Yasushisa Toyota. Wcześniej Japończycy pracowali przy budowie takich sal jak Suntory Hall w Tokio, Walt Disney Hall w Los Angeles czy Concertgebouw w Amsterdamie. Yasushisa Toyota współpracował przy tworzeniu poprzednich obiektów dla muzyki z takimi architektonicznymi sławami jak Frank Gehry czy Jacques Jean Nouvel.

Jednym z kluczowych momentów w procesie projektowania akustyki sali przez firmę Nagata jest skonstruowanie jej modelu w skali 1:10. To na takiej miniaturze sali NOSPR inżynierowie z firmy Nagata przeprowadzili testy akustyczne. „Odtworzona w najdrobniejszych szczegółach, wypełniona azotem miniatura stała się swego rodzaju laboratorium dźwięku” – pisze pani Ewa Niewiadomska.


Zaangażowanie Japończyków w proces tworzenia sali zasugerował najwybitniejszy polski pianista Krystian Zimerman, który od początku sprzyjał planom tworzenia nowej siedziby NOPSR. Odwiedzał też budowę, zwracając uwagę na szczegóły, które z jego punktu widzenia są istotne dla muzyków i melomanów. Chciał, aby szczególnie zadbano o nastrój sali kameralnej, w której koncertować będą mniejsze składy i soliści.

W czasie uroczystego koncertu otwarcia nowej siedziby, które miało miejsce 1 października 2014 roku, usłyszeliśmy Tryptyk Śląski Witolda Lutosławskiego, Przebudzenie Jakuba Krzysztofa Pendereckiego, Siwą mgłę Wojciecha Kilara, I Koncert fortepianowy Johannesa Brahmsa oraz IX Symfonię Ludwiga van Beethovena. Orkiestrze towarzyszył Chór Radia Bawarskiego, a partie solowe wykonali Krystian Zimerman, Wiesław Ochman, Luba Orgonášová, Anna Lubańska, Christian Elsner oraz Dimitry Ivashchenko. Całość poprowadził Alexander Liebreich, dyrektor artystyczny NOSPR.


www.nospr.org.pl

ICE KRAKÓW

Tyle na temat NOSPR-u pani Ewa Niewiadomska, odpowiedzialna za materiały promocyjne Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia. Od siebie dodam, że otwarcie jej siedziby było olbrzymim wydarzeniem, komentowanym w TV, radiu i prasie codziennej. Nie pamiętam, aby w ostatnich latach tak wiele uwagi poświęcono jakiemukolwiek innemu projektowi związanemu z kultura. A do tego tak pozytywnej uwagi. Powiem tak: zazdrościmy w Krakowie NOSPR-u. Już się szykujemy na koncerty w Katowicach, ale chciałoby się, żebyśmy mieli coś takiego u siebie.


Chociaż… Zachowałem w swoich materiałach wycinek z „Gazety Wyborczej” z 2 kwietnia 2009 roku z artykułem Dawida Hajoka pt. Na testach w Cambridge. Czytamy w nim, że model głównej sali koncertowej Centrum Kongresowego trafił na testy akustyczne w Wielkiej Brytanii. Centrum, które miało stanąć na pustej działce przy rondzie Grunwaldzkim, a który miał się stać „architektoniczną ikoną” Krakowa. Za jego architekturę odpowiadać mieli Krzysztof Ingarden oraz Jacek Evý.
Doskonale pamiętam przechadzki po miejscu, w którym dziś wznosi się imponująca bryła ICE. Najczęściej prowadziły albo do budki z ogromnymi hot-dogami i zapiekankami, zagubionymi w tej przestrzeni, jak oaza na pustyni, albo do – równie zagubionego wśród wysokich traw i badyli – przystanku autobusowego, z którego odjeżdżał autobus linii 101 w stronę Kopca Kościuszki. To, jak to miejsce się zmieniło od tamtego czasu, podobnie jak cała przestrzeń wokół jest niebywałe.


Wygląd ICE jest niepowtarzalny i w przeciwieństwie do siedziby NOSPR wzbudził w podwawelskim grodzie mnóstwo emocji. 16 października 2014 roku, czyli dokładnie 16 dni po Katowicach, podczas uroczystego otwarcia, stojąc wśród dziennikarzy wszystkich ważniejszych telewizji, radiostacji i gazet w Polsce, słyszałem zarówno warknięcia, które można by przetłumaczyć jako: „w łazience na koncercie jeszcze nie byłem”, jak i „wybitne”. Te pierwsze odnoszą się do elewacji budynku, na który w dużej części składają się trzykolorowe, podłużne płytki. To ci, którzy nie potrafią dojrzeć nic ponad szczegół. Te drugie widzą większy obrazek, mówią o całości. Jestem z nimi całym sercem.

Kraków wzbogacił się w ten sposób o miejsce, w którym wreszcie będzie można posłuchać koncertów na wysokim poziomie. Podobnie jak w przypadku Katowic, tak i tutaj najważniejsza była sala koncertowa.
Ta w ICE mieści 1800 osób i ma budowę – tak, znowu jak ta w Katowicach – typu „vineyard”, czyli kiści winogron. Jej realizacja jest jednak odmienna – orkiestra NOSR znajduje się na scenie umieszczonej pośrodku widowni, obejmowana jest przez nią ze wszystkich stron. Scena w ICE umiejscowiona została na końcu „kiścia”, z przodu.


Za akustykę odpowiedzialna jest brytyjska firma ARUP Acoustics w Cambridge, do której trafił na testy model w skali 1:50. Firma ta odpowiedzialna jest za akustykę opery w Kopenhadze, teatru w Sydney i Stadionu Olimpijskiego w Pekinie. Jak mówił pan Ingarden, po pierwszych testach okazało się, że pogłos sali plasuje ją pośrodku optymalnego dla koncertów muzyki klasycznej przedziału. Porównywano ją m.in. do wiedeńskiej sali Musikverein. Aby muzycy się lepiej słyszeli, nad sceną zawieszono reflektory akustyczne. Głównym akustykiem i szefem projektu akustycznego ICE Kraków był pan Raf Orlowski.

Projekt na ten obiekt został wyłoniony w międzynarodowym konkursie architektonicznym. Budynek był budowany od 2007 roku, inwestycja kosztowała ponad 357,5 mln zł. Centrum ma ponad 35 tys. metrów kwadratowych, a w największej sali może się zmieścić nawet 2 tys. osób.
Zbigniew Preisner, twórca m.in. muzyki do filmów Krzysztofa Kieślowskiego i Agnieszki Holland, z okazji otwarcia Centrum Kongresowego ICE Kraków skomponował dzieło 2014. Tu i teraz. Pierwszy czwartkowy koncert z jego prapremierą odbył się tylko dla zaproszonych gości, jednak w piątek został powtórzony dla krakowskiej publiczności. W koncercie miała wziąć udział Lisa Gerrard, z którą Preisner w 2013 roku wydał płytę Daries of Hope (Mystic Productions PPCD001), z powodu choroby musiała jednak swój udział odwołać.


www.icekrakow.pl

ACCUPHASE

W pięknie przygotowanej z okazji otwarcia książce informacji o tym nie znalazłem, dlatego ponownie sięgam po wspomniany artykuł redaktora Hajoka:

Projekt sal krakowska pracownia opracowała w konsultacji z japońskim biurem światowej klasy architekta Araty Isoakiego. – To najbardziej skomplikowany projekt, nad jakim przyszło mi pracować – zdradza Krzysztof Ingarden, współautor koncepcji.

Obecność japońskiego architekta i projektanta przy kolejnej, niezwykle udanej realizacji budynku, w którym mają się odbywać koncerty nie jest przypadkowy. Czytelnicy „High Fidelity” to wiedzą, ale nie zaszkodzi powtórzyć: są obszary w audio, w których trudno z Japończykami konkurować. Wkładki gramofonowe, tłoczenie płyt CD i SACD, odtwarzacze CD i SACD, wzmacniacze lampowe, kable, elementy antywibracyjne, ale i niedrogie (masowe) audio. Wszyscy, których o to pytałem, wskazywali na szczególną predyspozycję mieszkańców Wysp Japońskich do wytrwałej pracy, dopracowywaniu wszystkiego aż po ostatni szczegół. Trudno się z tym nie zgodzić.


Wystarczy spojrzeć na urządzenia japońskiej firmy Accuphase. Wykonane z niebywałą precyzją, świetnie brzmiące, są czymś w rodzaju produktów „statement”, urządzeniami odniesienia dla innych producentów. Widać to zarówno w projekcie plastycznym, jak i rozwiązaniach technicznych, które zapoczątkowane w Accu, widziałem potem przetworzone (jeśli twórczo – super!) w wielu innych produktach.

16 października, kiedy otwierano ICE Kraków rano byliśmy z synem na oficjalnej sesji dla dziennikarzy, prowadzonej przez panią Izabelę Helbin, dyrektor Krakowskiego Biura Festiwalowego oraz Jacka Majchrowskiego, Prezydenta Miasta Krakowa. Wieczorem zaproszeni byliśmy na koncert Preisnera, o którym pisałem. Na który nie dotarliśmy, o czym poniżej. Godzinę przed pierwszymi taktami 2014. Tu i teraz, które zabrzmiały o 19:00 w Sali Audytoryjnej ICE, witałem się bowiem z gośćmi z Japonii, najważniejszymi w Accuphase ludźmi: Jimem S. Saito (President & CEO), Markiem M. Suzuki (Executive Vice President), Tatsuki Tozuka (Manager, International Marketing Div.) oraz Kohei Nishigawa (Supervisor, International Marketing Div.).


DG-58

Nasze spotkanie nie było przypadkowe. Wizytę ludzi z Accuphase’a na spotkaniu Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego planowaliśmy od dawna, co najmniej od wywiadu, jaki przeprowadziłem z panem Saito w styczniu 2012 roku (czytaj TUTAJ). Nieprzypadkowy był również temat spotkania, szczególnie w kontekście obydwu miejsc, o których pisałem powyżej: był nim najnowszy model korektor akustyki pomieszczenia tej firmy - DG-58.
Wkład japońskich akustyków i architektów w sukces NOSPR-u i ICE Kraków jest nie do przecenienia. Najwyraźniej coś niecoś o akustyce wnętrz wiedzą. Byliśmy więc niezwykle ciekawi, co DG-58 poprawi w dźwięku systemu Tomka, u którego się spotkaliśmy.


DG-58 to „Digital Voicing Equalizer”, jak czytamy o nim w materiałach firmowych Accuphase’a. Urządzenie to ma za zadanie zmierzyć, a potem skorygować akustykę pomieszczenia. DG-58 ma wymiary średniej wielkości wzmacniacza, zbudowane jest równie perfekcyjnie, jak pozostałe urządzenia tej firmy, a o jego przeznaczeniu dowiadujemy się patrząc na przednią ściankę. Umieszczono na nim duży, dotykowy wyświetlacz, na którym odczytamy różnego typu informacje. Np. zmierzoną odpowiedź pomieszczenia (w 63 podpasmach), wprowadzane poprawki, różnice w pomiarach i poprawkach miedzy prawym i lewym kanałem.
DG-58 pomiary i poprawki wykonuje automatycznie („equalisation”), ale później można samodzielnie dopasować barwę do własnych upodobań, rysując po ekranie małym rysikiem („voicing”)

Urządzenie bazuje na szybkich, programowalnych procesorach DSP. Program dla nich, a więc zarówno sygnały pomiarowe, jak i ich interpretacja, a wreszcie środki zaradcze, napisali samodzielnie inżynierowie firmy. Jedną z podstawowych możliwości wpięcia go w tor audio jest wejście do niego i wyjście sygnałem cyfrowym. Jeśli więc mamy transport CD, plików lub SACD, zamiast od razu do przetwornika D/A idziemy najpierw do DG-58, a potem, też cyfrowo, do DAC-a.
Urządzenie wyposażone jest jednak również w wejścia i wyjścia analogowe. Myśląc purystycznie wersja „cyfrowa” jest znacznie lepsza, ponieważ przy „analogowej” sygnał jest najpierw cyfryzowany, a potem z powrotem zamieniany na analog.
Pan Mark M. Suzuki, który prowadził prezentację, zaskoczył nas jednak, wpinając korektor między DAC-a i wzmacniacz mocy (w tej roli Accuphase A-70). Jak mówił „chodzi o skorygowanie jak najdłuższej części toru, razem z „dakiem” i przedwzmacniaczem”.

Spotkania KTS-u mają miejsce od 10 lat. W tym czasie zdążyliśmy wypracować metodologię odsłuchów (badań), wyrobić pewne nawyki, poznać. Wszystkie te elementy są równie ważne. Rośliśmy razem, jak również nasze systemy. Powiększaliśmy nasze zbiory muzyki, wymieniając się informacjami, uwagami, dzwoniąc często do siebie z „superważną” informacja o właśnie wydanej, sto pięćdziesiątej wersji Kind of Blue (oczywiście uogólniam). Każda z nich była dla nas ekscytująca i byliśmy jej ciekawi.


KTS zwykle wygląda więc w zbliżony sposób: witamy się, słuchamy nowej muzyki na „rozgrzewkę”, plotkujemy. Pijemy wino, przegryzamy czymś. Wprowadzam następnie wszystkich w temat i rozpoczynamy odsłuchy. Ponieważ są to zwykle porównania, słuchamy przez 2 minuty jednego elementu (płyty), po czym przełączamy na drugi i tak w kółko. Po jakimś czasie siadam naprzeciwko wszystkich i proszę o wypowiedzi, notując je , przekazując następnie czytelnikom. Pijemy wino.

Spotkanie z gośćmi z Japonii i ich DG-58 wyglądało jednak inaczej. Metoda o której mówię powyżej nie jest niczym „świętym” i wynika z praktyki. Ta sama praktyka podpowiada jednak, że często droga, po której poruszają się nasze odsłuchy wybierana jest trochę nie przez nas, to raczej my jesteśmy w jakąś podróż zabierani. Przez specyficzne cechy danego produktu (płyty), nieoczekiwane zmiany w dźwięku, przez jakieś funkcjonalne osobliwości (idiosynkratyzmy).


Celem podczas tego spotkania była próba określenia, czy DG-58 wpływa na dźwięk (1), jeśli tak, to w jaki sposób (2) i jak tego typu zmianę oceniamy (3). Zaplanowałem ten odsłuch, jak każdy inny – gość, nie gość, jest gościem, a gospodarzem jesteśmy my. I choć dobrze jest stworzyć miłym jegomościom jak najlepsze warunki, w których mogliby się poczuć dobrze, a dzięki temu byli zdolni do pełnoprawnego uczestnictwa w odsłuchu oraz dyskusji, to jednak oczekujemy uczestnictwa w spotkaniu przygotowanym przez NAS, nie odwrotnie. Zasada ta dotyczy wszystkich, z którymi mieliśmy się przyjemność spotkać.

Accuphase (myślę o urządzeniu) miał jednak inne plany. Nie było żadnej dyskusji. Nie przekonywaliśmy się z pasją i zapałem godnych lepszych spraw, nie przekrzykiwaliśmy się, wykazując braki w logice, nie marszczyliśmy czół, nie krzywiliśmy się z niesmakiem słuchając czyichś wypowiedzi. Nie machaliśmy rękami. A wszystkie te rzeczy na KTS-ach mają miejsce. A to dlatego, że wpływ DG-58 na dźwięk (1) jest jednoznaczny. Myślę, że nawet osoby niedosłyszące (nie ironizuję) powinny to dostrzec. Przesłuchaliśmy tego wieczora sporo płyt i pomimo że z jednymi wielkość (wolumen) zmian był duży, a z innymi ogromny, to jednak miały one podobny charakter, wspólny mianownik: spokój, wielkość, masę, spokój, pełnię, wygładzenie (2).


Ocena tego, co słyszeliśmy z aktywnym DG-58 była w 100% pozytywna (3). Z tych stu procent jakieś piętnaście miało jednak charakter warunkowy. Korekta, jaką do sygnału wprowadzał Accuphase, niwelując wpływ pomieszczenia na dźwięk powoduje, że wszystko brzmi lepiej, bardziej wiarygodnie i bardziej (to główna zmiana) naturalnie. Niski bas jest jeszcze niższy i mniej się ciągnie. Pomimo lepszej definicji nie jest konturowany. A konturowanie jest dla mnie czymś złym, nienaturalnym; definicja – jak najlepszym.

Przełączając pomiędzy DG-58 i jego brakiem równie mocne zmiany można było zauważyć w sposobie prowadzenia wyższej średnicy. Jest ona odpowiedzialna w dużej części systemów za nerwowość dźwięku i irytację. Zwykle jest bowiem zbyt jasna i zbyt mocna. To niedobrze. Dźwięk najwyższej próby jest na pierwszy rzut oka ciemny, aksamitny. Nigdy detaliczny w obiegowym tego słowa znaczeniu. To wszystko w nim jest, ale „pod spodem”, nie „słychać” tego, słychać muzykę, która brzmi tak, a nie inaczej. Zawsze w tej kolejności. Jeśli u was jest inaczej, jeśli dźwięk was atakuje, przemyślcie to, spróbujcie coś w swoim systemie zmienić.

A właśnie kierunek na „gęstość”, na „aksamit”, na „ciemność” jest tym, co korektor Accuphase’a wnosi do dźwięku, do muzyki. I to właśnie te zmiany stanowią o 15% o których wspomniałem. Nie wszystko, co robi jest bowiem jednoznacznie lepsze, w niektórych aspektach jest po prostu inaczej i można sobie wyobrazić osoby, którym będzie to wadziło.
Urządzenie uspokaja dźwięk, wygładzając barwę, wygładza też dynamikę. W obrębie poszczególnych instrumentów jest ona wyższa, bo i różnicowanie jest z DG-58 lepsze, ale w całościowym przekazie dynamika jest spokojniejsza. Czasem nawet zniekształcenia, jak lekka ostrość, mają walor, ponieważ dodają całości smaku, pikanterii.

ありがとう (Arigatō)

Niesamowitym doświadczeniem był widok naszych gości, przede wszystkim Tatsuki Tozuka-san, którzy czytali opisy japońskich płyt, jak my gazetę. Niby wiadomo, że tak powinno być, a jednak traktowany przez nas jak ornamenty, tajne pismo, alfabet japoński niemal wybuchał informacjami, kiedy tylko został odczytany i przetłumaczony. I jeszcze to, że „OBI”, tj. nazwa papierowego listka, który obowiązkowo znajduje się na brzegu płyty wydanej w Japonii, a który oznacza pas do kimona, choć było to znane, to jednak dopiero wyjaśnione i pokazane „ręcznie” przez pana Tatsuki nabrało głębszego sensu.


Nieprzypadkowo najlepsze płyty tłoczy się w Japonii. Nieprzypadkowo to właśnie po japońskich specjalistów od architektury akustycznej sięgają największe studia projektowe na świecie i nieprzypadkowo katowicki NOSPR i krakowska ICE Kraków mają jedne z najlepszych sal koncertowych w Polsce. To wynik dążenia do perfekcji, potrzeba wyjaśnienia wszystkich niewiadomych. Ale i czegoś w rodzaju artyzmu, rozumienia, czym jest muzyka i dźwięk. Lata temu w sali konferencyjnej budynku nr 100 Centrum Targowego w Poznaniu ówczesny prezydent Polski, laureat Pokojowej Nagrody Nobla Lech Wałęsa obiecał nam, że „Zbudujemy w Polska drugą Japonię!”. Wbrew temu, co niektórzy mówią, jesteśmy teraz znacznie bliżej tego celu. Tym bardziej, że w ten październikowy wieczór w Krakowie Japonia była dla nas na wyciągnięcie ręki (i kieliszka).

RYSIEK B.
Krakowskie Towarzystwo Soniczne

Ze względu na udział szacownych gości czułem się nieco skrępowany, co zapewne ogranicza ocenę  naszego spotkania.
Niemniej w streszczeniu co mi się nasuwa:
1. W aspekcie wielkości sceny i wypełnienia pokoju, nagle poczułem się jak na spektaklu w kościele Św. Katarzyny, kolumny Dynaudio C4 urosły do rozmiarów kolumn XRT-28 McIntosha czy Wing Ancient Audio. To jest mój czuły punkt od zawsze, pokój bez procesora nas ogranicza.
2. Procesor Accu pomaga przeciętnie lub słabo wydanym płytom, a niestety mamy ich tysiące, więc nie ma dyskusji – duży plus.
3. Cenowo? - Można w podobnym budżecie dokonać adaptacji pokoju z bardzo dobrym skutkiem. Niemniej nie każda żona to zniesie, więc trzeci plus. Jeśli więc nasz system, pokój i żona wypełniają warunki jak wyżej, to urządzenie to jest nam nie potrzebne, tylko czy na pewno? Nie wiem.

KONRAD WOJCIECHOWSKI
„Gazeta Wyborcza”

Moja opinia - laika:
Używając żargonu piłkarskiego, korektor rzeczywiście zrobił różnicę. Czy zawsze na lepsze? Chyba jednak tak. Nie sądziłem, że tak małe urządzenie jest w stanie wygenerować orkiestrę instrumentów tam, gdzie szalała tylko gitara z basem i perkusją. To Creamów było troje czy jednak sześcioro? Po włączeniu korektora muzyka iskrzyła się barwniejszym brzmieniem, a każdy instrument w unisonie brzmiał jednak solowo, niezależnie i bardzo płynnie. To niesamowite, że jednym ruchem rysika, można wyeksponować albo pochować partie wokalne, solowe czy sekcję rytmiczną.

BARTEK PACUŁA
„Music To The People”

Japończycy to, jak już zostało to powiedziane, mistrzowie w fachu akustyki – świadczą o tym zarówno duże (różne budynki), jak i te małe (płyty CD/SACD) pomniki, które sami sobie postawili. Odsłuch korektora akustyki DG-58 (i to w TAKIM towarzystwie) od początku budził więc we mnie niemałe emocje i po prostu nie wyobrażałem sobie, że po podłączeniu korektora nie stanie się nic. Czy zmiany miały być gorsze, czy lepsze, tego nie wiedziałem, byłem natomiast pewien, że zmiana będzie słyszalna.

I była. W zasadzie wpływ DG-58 jest jednoznaczny. Nie było potrzeby nic omawiać, dyskutować czy snuć domysły. Dźwięk z DG-58 JEST lepszy. To fakt. Być może jest, na pierwszy rzut oka, mniej efektowny od systemu bez cyfrowego korektora dźwięku, ale efektowność „ogołoconych” systemów jest w tym wypadku bardzo jarmarczna, cyrkowa i nic na dłuższą metę z niej nie wynika.

Brzmienie, który wszyscy tego dnia usłyszeli, było z produktem z Kraju Kwitnącej Wiśni bardzo dojrzałe – ciemniejsze, bardziej dociążone, pozbawione zbędnych, drażniących dźwięków w górze pasma. Słowem: było znacznie przyjemniejsze.

Mimo to konkluzja nie jest dla mnie tak jednoznaczna, jak jednoznacznie pozytywny był wpływ DG-58 na dźwięk. Chodzi bowiem o to, że produkt ten przeznaczony jest, moim zdaniem, to systemów kompletnych, tj. takich, w których właściciel nie chce nic już zmienić. Korektorem nie naprawimy w żaden sposób wadliwie skonstruowanego systemu, nie poprawimy też dźwięku systemu, który jest po prostu tani. To taka, bardzo ekskluzywna, wisienka na torcie i tak ten produkt trzeba traktować.

TOMEK
Krakowskie Towarzystwo Soniczne

Trzeba uczciwie stwierdzić, że Accuphase DG-58 czyni cuda. Testowałem kiedyś jego poprzednika, model DG-48 i efekty były wówczas dalekie od oczekiwań, choć jego zadanie było dużo trudniejsze, gdyż nie miałem jeszcze wtedy sufitu z materiału Ecophon, więc w pomieszczeniu panował bardzo długi czas pogłosu. Korekcja dokonywana przez DG-58 naprawdę powoduje, że mamy wrażenie jakby niedoskonałości pomieszczenia nagle przestawały istnieć, można w kilka sekund zapomnieć o nieprzyjemnych rezonansach pomieszczenia, echu, falach stojących i tym podobnych zjawiskach, które na co dzień przeszkadzają w odbiorze muzyki.

Procesor ten wygładza wszystko, zaciemnia barwę, uspokaja dźwięk. Mam jednak pewne wątpliwości, czy inwestowanie w adaptację akustyczną pomieszczenia nie przynosi efektów bardziej naturalnych dla ludzkiego ucha, pomimo że nawet w najlepszych pokojach zawsze znajdzie się w akustyce coś, co na dłuższą metę będzie drażnić.

Trzeba by sprawdzić jak zachowa się DG-58 w miejscach całkowicie dedykowanych słuchaniu muzyki.
Na przykład w Laudata sempre sia z albumu La Mandragore grupy Convivencia z Fidelio Musique (WAV 24/176,4), prawdopodobnie najwierniejszym jeśli chodzi o realizm przekazu pliku, jaki znajduje się w całej mojej kolekcji, oddanie potęgi werbla było zdecydowanie lepsze bez DG-58, w moim „naturalnym” systemie.

Również „zawieszenie” poszczególnych głosów w trójwymiarowej przestrzeni bardziej podobało mi się bez procesora. Ale to był jeden z nielicznych wyjątków tego wieczora, który, jak mówi przysłowie, tylko potwierdził regułę. DG-58 spisał się znakomicie.

ANDRZEJ
Krakowskie Towarzystwo Soniczne

Różne bywały nasze spotkania w ramach KTS-u, ale dawno nie pamiętam takiego, gdzie różnice w odsłuchach byłyby tak wyraźne i tak jednoznaczne. W konfiguracji „po analogu” wszystkie najważniejszy aspekty dźwięku: barwa, dynamika (szczególnie w skali mikro), obrazowanie czy detale, a więc te, które wpływają na przekaz emocjonalny muzyki, uległy według mnie poprawie w trybie korekcji dokonywanej przez DP-58.

Brzmienie stawało się gęstsze i ciemniejsze (w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu). Zmiany były zwykle tak znaczące, jakbyśmy słuchali innego, lepszego remasteringu danej płyty. Mówiąc krótko, nie ma co dłużej robić odsłuchów porównawczych, lepiej wyskoczyć do jadalni obok i stołu jak zwykle zastawionego pysznościami (tu ukłon w stronę Gospodarzy, a szczególnie Gospodyni i jej Siostry), koniecznie popróbować wszystkiego, a potem wrócić i kontynuować delektowanie się muzyką i winem.

A do Suzuki-sana, a właściwie do obecnego tutaj polskiego dystrybutora Accuphase – tu kolejny głęboki ukłon w wiadomym kierunku :) – mam właściwie tylko jedno pytanie: czy oddanie mojej jednej, nieco już zużytej latami i nie zawsze higienicznym trybem życia, nerki wystarczy na zakup DP-58?

System użyty do odsłuchów

  • Transport Compact Disc: Ayon Audio CD-T
  • Transport plików audio: Aurender X100L, test TUTAJ
  • Przedwzmacniacz/DAC: Ayon Audio Stratos
  • Wzmacniacz mocy: Accuphase A-70
  • Kolumny: Dynaudio C4 Signature
  • Kable głośnikowe: Acrolink 7N-S8000 Anniversario
  • Interkonekty: Acrolink 7N-DA2090 Speciale, test TUTAJ
  • Listwa sieciowa: Oyaide

PS

Po odsłuchach DG-58 został kupiony przez jednego z uczestników spotkania.

  • Konrad Wojciechowski z „Gazety Wyborczej” u mnie w domu, słuchając płyty Siekiery.
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • Na zdjęciu pan Jim S. Saito (drugi od lewej), pan Mark M. Suzuki (drugi od prawej), pan Tatsuki Tozuka (pierwszy z prawej), pan Kohei Nishigawa (pośrodku) i Robert Szklarz, szef Nautilusa, dzięki któremu spotkanie doszło do skutku.
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • Lewy kanał bez korekcji
  • Lewy kanał z korekcją
  • Prawy kanał bez korekcji
  • Prawy kanał z korekcją
  • Prawy kanał minus lewy (różnica), bez korekcji
  • Prawy kanał minus lewy (różnica), z korekcją