Wzmacniacz mocy
Accuphase
Producent: ACCUPHASE LABORATORY, Inc. |
ą urządzenia, które wtapiają się w system audio, wchodząc weń, jakby zawsze było tam dla nich, czekające na wypełnienie, miejsce. Domykają brzmienie, umożliwiając przejście słuchającego na kolejny poziom odbioru, pogłębiając ten odbiór przez dodanie do niego elementów o których wcześniej nie wiedzieliśmy. Brzmi to poważnie, głównie przez sugestię, iż mowa wyłącznie o topowych systemach. Piękno zajęcia, któremu poświęciłem moje życie polega na tym, że sytuacja ta zachodzi ciągle i na nowo, nieprzerwanie, odkąd tylko ktoś zauważył, że jedno urządzenie brzmi lepiej niż drugie. Dowolna zmiana na coś lepszego prowadzi do odkrycia czegoś więcej, więcej „muzyki w muzyce”. A te najbardziej pasujące do otoczenia (systemu) „klikają”, spinając wszystko w niepodzielną całość. I nie ma znaczenia ile dany produkt kosztuje. W moim przypadku, tak się jakoś składa, zaczynam słuchać urządzeń spełniających te założenia, używam je w testach innych produktów, zapominając o ich wyjątkowej roli, przyjmując ją jako coś oczywistego. Kończy się to brakiem testu. Chciałbym to zmienić. Od jakiegoś czasu staram się pilnować, aby je od razu prezentować czytelnikom „High Fidelity”, „EnjoyTheMusic.com”, „Positive Feedback Online” i „hifistatement.net”, czyli wszystkich magazynów audio, w których ukazują się moje recenzje, mówić o tym, jak są dobre i jak wiele dla mnie znaczą. Czasem jednak coś się prześlizguje między palcami – jak parę lat temu wzmacniacz mocy Soulution 710, moja referencja, a teraz Accuphase A-70, kolejna – tak się składa – końcówka mocy, za pomocą której od jakiegoś czasu słuchamy muzyki u Tomka w czasie spotkań Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. Mój wzmacniacz to już historia, na rynku jest obecnie jego następca, model 711, z którym mam nadzieję się niedługo zmierzyć, jednak wzmacniacz Accuphase’a to wciąż bardzo świeża sprawa. W 2012 roku, z okazji 40-lecia firmy, Accuphase zaprezentował monobloki A-200, pracujące w klasie A. Testowałem je wówczas dla magazynu „Audio” i był to pierwszy wzmacniacz w klasie A tego producenta, z którym mógłbym żyć. Miał głęboki, dźwięczny, bardzo kolorowy i różnicujący dźwięk, nie przesadzał przy tym z selektywnością i „usztywnieniem” ataku. W A-70 zastosowano wiele rozwiązań opracowanych pierwotnie dla A-200. Pomimo że wygląda on podobnie jak model A-65, wcześniejszy stereofoniczny flagowiec firmy, jest to zupełnie nowe urządzenie, a nie jego kontynuacja. Jak mówi producent: „W skrócie: A-70 to stereofoniczna wersja monobloków A-200 o niższej mocy wyjściowej.” Firma poprawiła w nim wszystkie parametry mierzalne, w tym również i te, które nie zawsze są brane pod uwagę, a które wynikają z lepszej konstrukcji mechanicznej. W A-70 zaimplementowano ultra-niskoszumny układ typu „instrumentation amplifier” w stopniu wejściowym, w dyskretnej konfiguracji, osiągając stosunek sygnału do szumu na poziomie -127 dB (gain = -12 dB). W stopniu wyjściowym A-70 zastosowano tranzystory mocy MOS-FET – w każdym kanale pracuje dziesięć takich tranzystorów, zaaranżowanych w konfiguracji push-pull, w czystej klasie A. Na wyjściu zastosowano cewki o ultra-grubym uzwojeniu z drutu o prostokątnym przekroju, o trzykrotnie większej powierzchni niż w konwencjonalnych rozwiązaniach. Cewki powiązane są z układem zabezpieczającym, w którym zamiast standardowych przekaźników zastosowano półprzewodnikowe przełączniki typu MOS-FET, eliminując tym samym mechaniczny kontakt i poprawiając niezawodność. Zabiegi te przełożyły się na bardzo niską impedancję wyjściową, pozwalającą na osiągnięcie niebywale wysokiego współczynnika tłumienia („damping factor”), na poziomie 800. To dwukrotna poprawa w stosunku do A-65. Płyty użyte do odsłuchu (wybór): CD | SACD
Po co w ogóle nam płyty? W połowie drugiej dekady XXI wieku pytanie to pobrzmiewa archaicznie, bo raz, że mało kto kupuje fizyczne nośniki, po drugie kupuje się zwykle pliki z pojedynczym utworami, a trzy – w ogóle kupno czegokolwiek zostaje wypierane przez „dostęp” – coraz więcej muzyki słuchamy przez streaming, nie ściągając ani albumów, ani piosenek na nasze urządzenia. W ten sposób historia zatacza koło, ponieważ to nic innego, jak słuchanie radia, tyle że „na żądanie”, samodzielnie kompletując program audycji. Podobnie jednak jak jakieś dziesięć lat temu mówiono o śmierci wielkiej powieści, co okazało się bzdurą, tak i album jako forma sztuki, jestem tego pewien, przetrwa. Zapewne w dużej mierze dzięki renesansowi winylu i dużych okładek albumów. Płyta winylowa wymusza specyficzny sposób słuchania muzyki, polegający na odtwarzaniu całej strony, bez przerw, bez skakania po utworach i po płytach. To dobra tradycja, nie rezygnujmy z niej. Wróćmy jednak do postawionego na początku pytania: „Po co nam płyty?” Myślę, że uniwersalna będzie taka odpowiedź: dla emocji. Muzyka potrafi uruchomić, w takim stopniu, jak żadna inna forma sztuki, nasze emocje. Zarówno te związane z konkretnymi wydarzeniami, ludźmi, miejscami, przeżyciami, jak i nowe, świeże. Nieprzypadkowo mamy ukochane melodie, piosenki, albumy wreszcie, przypominające nam szczególne przeżycia. Muzyka wydobywa je ponownie, nie dając im przepaść w zakamarkach naszego mózgu. A-70 japońskiego Accuphase’a zdaje się w tym muzyce pomagać, to znaczy gra w taki sposób, że CHCEMY słuchać muzyki, że się nam CHCE. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem go w systemie Tomka, gdzie znalazł swoje miejsce po kilku innych wzmacniaczach, już pierwszy utwór potwierdził, że to był dobry wybór. Trudne do właściwego napędzenia kolumny Dynaudio Confidence C4 Signature, duże (wysokie) pomieszczenie i spora odległość miejsca odsłuchowego od kolumn to prawdziwe wyzwanie dla wzmacniacza. A-70 wpisał się w te wymagania z gracją, bez wysiłku. W moim pokoju odsłuchowym wszystko jest na odwrót – wcale nie tak trudne do napędzenia kolumny, spora kubatura, ale rozłożona nierównomiernie, siedzę blisko kolumn. To wszystko powoduje, że chcąc słuchać całkiem głośno, muzyki ze sporą zawartością basu, jak chociażby Spiral Vangelisa, nie przekraczałem mocy 10 W, ze średnią na poziomie 5-6 W. Przy niewiele skompresowanym materiale jazzowym, jak z płyty Midnight Melodies Cyrusa Chestnuta, zarejestrowanym na żywo w klubie Smoke, spokojnie wystarczały 3 W. Przy okazji powiedzmy, że 12 maja wychodzi najnowsza płyta wydawnictwa Smoke Sessions, Night And Day Vincenta Herringa (więcej TUTAJ) – ja swoją już zamówiłem, zachęcam państwa do tego samego. Moc jest jednak kategorią względną, niezależnie od tego, co powiedzą na to inżynierowie. Względną, czyli zależną. Miałem już w swoim systemie niewielkie wzmacniacze lampowe, niektóre wybitne, których moc oscylowała między 5 i 15 W. Wymieńmy te najważniejsze: Reimyo PAT-777, Ancient Audio Silver Grand Mono, Triode TRX-M300 Reference Edition. Każdy z nich miał coś wyjątkowego w dźwięku, czego – póki co – mocnym wzmacniaczom, niezależnie czy lampowym, czy tranzystorowym, powtórzyć się nie udało. Wszystkie jednak wykazywały te same słabości, wynikające – takie życie – z niewysokiej mocy. Dopiero wzmacniacze w rodzaju mojego Soulution 710, Accuphase A-200, a teraz A-70 pokazują, że z dużymi kolumnami, jeśli chcemy wykreować realistyczny obraz dużej orkiestry symfonicznej, jeśli zależy nam na tym, aby rock i elektronika brzmiały choć w jakiejś mierze podobnie do tego, co pamiętamy z koncertu, to musimy przyłożyć do pieca. I nie chodzi wcale o moc pokazywaną na liczniku, a o jej zapas. Kompletnie inaczej gra niewielki wzmacniacz, grający na 90% swoich możliwości i mocny, grający na 9%, oddające tę samą moc. Moc jest ta sama, ale przekaz diametralnie inny. Japoński wzmacniacz ma to w „małym palcu”, nie wiem, kiedy mogłoby komuś zabraknąć poweru w jego wykonaniu. Oczywiście – A-200 rysują jeszcze większe obrazy pozorne, z jeszcze większą swobodą. Są bardziej wyrafinowane, tj. z większą zmysłowością pokazują dźwięki, przestrzeń, „powietrze” między wykonawcami. Ale A-70 wcale nie jest daleko za nim, to nie jest ubogi krewny. Moc o której mowa nie jest ważna sama dla siebie. W testowanym wzmacniaczu służy do wykreowania wiarygodnych źródeł dźwięku. Pomaga swobodnie przekazać fantastyczną barwę. Przez długi czas po jego odpaleniu, nie mając doświadczenia z tego typu dźwiękiem, tj. tej klasy, będziemy mieli wrażenie, że najważniejszy jest tu środek pasma. Przekaz jest gęsty, mocny i ma namacalny pierwszy plan. Podobnie odbiera się dźwięk małych wzmacniaczy z lampą 300B. Nie dlatego jednak, że tak jest naprawdę, a dlatego, że zakres ten jest niemal zawsze mocniejszy, bardziej nasycony od skrajów. Albo inaczej – odbieramy go jako lepszy niż skraje. A to dlatego, że jesteśmy ewolucyjnie „wyrzeźbieni” tak, aby dźwięki ze środka pasma, czyli głos ludzki, słyszeć najlepiej, najlepiej rozróżniać niuanse. Łatwiej nam więc powiedzieć, czy brzmienie jest podbarwione słuchając wokalu niż blach perkusji. Jeśli więc słychać z głośników coś tak wyrafinowanego, jak z A-70, fiksujemy się na tym przez pierwszy moment „ustawia” nam to cały odsłuch. To, co dobre w takim przekazie, a zawarte na środku pasma jest przez to dobre dwa razy. Tyle, że Accuphase nie gra środkiem – gra bardzo równo, od samego dołu, do wysokiej góry, w otwarty, dynamiczny sposób, z drajwem i mięsem. Jego barwa jest nieco ciepła, nie ma w jego brzmieniu przerysowanego ataku, ani przesadnej definicji. Być może dlatego przez większą część czasu wydaje się, że słuchamy niewielkiego wzmacniacza lampowego. Dzięki tym przymiotom przekazuje on dźwięk bez „parcia na szkło”. Kiedy śpiewa Niemen, kiedy śpiewa z pierwszego wydania na LP, albo z najnowszego, cyfrowego remasteru pani Atalay, to brzmi naturalnie, bez wrażenia, że się „drze”. Podobnie Doris Drew płyty Rarities, a nawet Cohen z najnowszego albumu Popular Problems. Tego typu nagrania, nienowe i w czasie nagrania ograniczone techniką i wizją artystyczną, często po prostu umiejętnościami i wrażliwością, potrafią zagrać nieprzyjemnie – przenikliwie, bez wypełnienia. Trzeba czegoś takiego, jak tutaj, tj. naturalnego wypełnienia niskiego środka, bez jego podbarwiania, żeby zabrzmiały naturalnie – w ramach ograniczeń, tego nie przeskoczymy, ale naturalnie. To znaczy, że słyszymy ograniczenia, ale odbieramy je jako część „pakietu”, na który składa się muzyka i sposób jej zapisu oraz odtwarzania. To fascynujące, móc w spokoju słuchać dowolnych płyt, bez drżenia „czy zagra”. Z A-70, jeśli tylko słuchamy go z równie wyrafinowanymi urządzeniami, „gra” wszystko. Podsumowanie Nie chciałem, żeby test A-70 był po prostu wyliczeniem zalet i wad, z rozbiciem na poszczególne cechy. I te, i te są, nie ma się co oszukiwać. Brzmienie jest trochę ocieplone, a definicja wysokiej góry i niskiego dołu w A-200, a także w dwukrotnie droższym wzmacniaczu odniesienia wydawały się lepsze. Ważniejsze wydało m się jednak podkreślenie głównej myśli, na którą chciałbym zwrócić szczególną uwagę: A-70 jest wybitnym, pięknie, organicznie grającym wzmacniaczem, z którym słuchanie muzyki, dowolnej muzyki, dowolnie wydanej, jest przyjemnością. Ma wystarczającą moc do nagłośnienia dużych pomieszczeń, a w mniejszych zapewni jej zapas, dzięki któremu wykorzystując kilka początkowych watów będziemy mieli „za plecami” solidne oparcie. A to ideał, do którego w audio dąży się od zawsze. Perfekcyjne wykonanie, rozbudowane zabezpieczenia i możliwość dopasowania wzmacniacza do naszego systemu i naszych upodobań sprawiają, że to high-end z ludzką twarzą. Naprawdę piękne granie! RED Fingerprint. A-70 porównywana była bezpośrednio do wzmacniacza referencyjnego, kosztującej dwukrotnie więcej końcówki mocy Soulution 710. Stała jednak nie na półce Finite Elemente Pagode Edition, a na platformie Acoustic Revive RST-38H. W doprecyzowaniu dźwięku pomogły także nóżki antywibracyjne Harmonix TU-666M Million. Wzmacniacz współpracował z niemal tym samym systemem, co monobloki A-200 tegoż producenta, które odsłuchiwałem kiedyś dla magazynu „Audio”. A-70 znam z systemy Tomka ze współpracy z magnetofonem szpulowym Nagra i taśmami-matkami oraz z prototypem odtwarzacza S-5 Ayon Audio z plikami DSD w jakości „Master”. |
Nowością było wykorzystanie nie tylko odtwarzacza CD Ancient Audio Lektor AIR V-edition, ale i gramofonu TechDAS Air Force Two z wkładką ZYX Ω Premium DIAmond i przedwzmacniaczem gramofonowym ZYX Premium Artisan. Sygnał z przedwzmacniacza Ayon Audio Spheris III prowadzony był kablami zbalansowanymi Acoustic Revive XLR-1.8PA II. Zasilaniem zajmował się kabel sieciowy Acrolink Mexcel 7N-PC9500. A-70 użyłem jednak również do testu kabla Harmonix X-DC SM Million, w towarzystwie sieciówki Crystal Cable Absolute Dream. Wszystkie te zmiany były klarowne i nie miałem problemów z określeniem charakteru każdego z tych kabli. Pomimo że wzmacniacz uczłowiecza wszystkie nagrania, różnice były między nimi klarowne – za jego pomocą przesłuchałem wszystkich wersji albumu Niemen, z dobrym skutkiem. TOMEK Accuphase A-70 kupiłem „w ciemno”. Jako posiadacz modelu A-46 zawsze z zazdrością wpatrywałem się w sklepową półkę, na której leżała jej „starsza siostra” – końcówka mocy A-65. Gdy pewnego dnia, z początkiem lutego 2014, zobaczyłem na Twitterze szpiegowskie niemalże zdjęcia jej następcy – modelu A-70 - od razu wiedziałem, że to idealny moment na up-grade. Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że nie powinno się kupować żadnych urządzeń audio bez uprzedniego odsłuchu, najlepiej we własnym systemie, ale wiedząc doskonale w jaką stronę poszło firmowe brzmienie Accuphase w najnowszych modelach takich jak: A-200 czy E-600, byłem przekonany, że ryzyko w tym przypadku jest niewielkie. Nie zastanawiając się zbyt długo, udałem się więc do dystrybutora, wpłaciłem zaliczkę, i już w połowie kwietnia stałem się jednym z pierwszych na świecie posiadaczy A-70. W zasadzie wystarczyło mi kilka sekund odsłuchu (zupełnie niewygrzanego wzmacniacza), aby uświadomić sobie, jak bardzo się oszukiwałem, wierząc że A-46 jest wystarczającą końcówką mocy do napędzenia ogromnych Dynaudio Confidence C4 Signature w sporym pomieszczeniu. Natychmiast usłyszałem niskie częstotliwości, których wcześniej u mnie po prostu nie było. Niespotykanie wysoki współczynnik tłumienia, który dla A-70 przyjmuje gwarantowaną przez producenta wartość 800 (w praktyce jest to zapewne jeszcze więcej) umożliwia właściwą kontrolę nad głośnikami i sprawia, że nigdy nie opuszcza nas wrażenie wystarczającego zapasu mocy, cokolwiek miałoby się w odsłuchiwanym akurat utworze zadziać. Wspomniana właściwość, plus cechy takie jak homogeniczność przekazu, piękna barwa, budowanie dalekich trójwymiarowych planów, naturalność środka pasma, czynią z A-70 wzmacniacz niemalże idealny. Dodatkowo cechuje go niezwykła aparycja – nie jest to żadne monstrum, w którym forma znacząco przerastałaby treść, co nierzadko spotykamy w high-endowych wzmacniaczach, niemniej jednak jego wielkość, solidność wykonania, znaczny ciężar, uchwyty do dźwigania przymocowane do przedniego panelu oraz piękne wyświetlacze powodują, że A-70 doskonale wpisuje się w obraz „wzmacniacza o jakim od dziecka marzyłem”. Myślę że test Accuphase A-70 to dobra okazja, żeby przybliżyć Państwu niezwykłą, moim zdaniem, historię. W pewien piątkowy wieczór w grudniu 2014 przyjechał do mnie na odsłuch kolega ze Stargardu Gdańskiego, z zamiarem ewentualnego zakupu w Krakowie wzmacniacza A-70, którego jednak nie słyszał wcześniej osobiście. Do tego dnia jedynym wspólnym elementem naszych systemów były kolumny Dynaudio Confidence C4. Oprócz nich używał on jeszcze zintegrowanego wzmacniacza oraz odtwarzacza CD marki Accuphase. Stwierdził on więc (bardzo słusznie), że idealnie będzie posłuchać go właśnie nie w warunkach sklepowych i na przypadkowych głośnikach, ale w środowisku domowym i na identycznych jak posiadane przez niego kolumnach. Słuchaliśmy muzyki przez kilka godzin, choć w zasadzie już po kilkudziesięciu minutach kolega był przekonany co do słuszności zakupu A-70. Położyłem się spać nad ranem, ale już po około trzech godzinach zbudziła mnie odtwarzana na dole muzyka. Trochę zły i bardzo niewyspany udałem się więc do salonu, gdzie zastałem mojego gościa całkowicie pochłoniętego odsłuchem. Przerzucił jeszcze kilka płyt CD i stwierdził: „biorę wszystko!”. Jak powiedział, tak uczynił. Zjedliśmy śniadanie, po czym zawiozłem go do salonu Nautilus, gdzie kupił A-70, transport Ayon CD-T oraz przetwornik/pre-amp Ayon Stratos. Jest więc na północy Polski zestaw bliźniaczo podobny do mojego, a umówmy się, że połączenie tych urządzeń nie jest ani czymś naturalnym, ani też oczywistym. To mój „autorski” zestaw i jestem teraz bardzo dumny z faktu, że komuś spodobał się tak bardzo, iż zagłosował na niego własnym portfelem. Dodam jeszcze tylko, że pomimo iż od tego dnia minęło prawie pół roku, Łukasz dzwoni do mnie przynajmniej dwa razy w tygodniu, nieustannie głosząc peany nad dźwiękiem swojego nowego systemu, a przez jego mieszkanie ciągle przewijają się dosłownie całe pielgrzymki pomorskich audiofilów. Znaczny, jeśli nie pierwszorzędny, udział w tym sukcesie, ma oczywiście obecność w tym zestawie wzmacniacza Accuphase A-70. Minusy? W pierwszych dniach wygrzewania zirytowała mnie funkcja „Eco Mode”, która automatycznie wyłącza urządzenie po dwóch godzinach bezczynności. Oczywiście wystarczył jeden telefon do dystrybutora, aby za pomocą tajemnego kodu serwisowego pozbyć się problemu, nie jestem jednak szczęśliwy z faktu, że musiałem za to zapłacić, to znaczy że producent musiał ponieść koszt tej jakże przydatnej funkcji, który to koszt ma na pewno swoje odzwierciedlenie w cenie detalicznej. Solidna bryła A-70 wyróżnia się w każdym pomieszczeniu. To klasyczny dla tego producenta wzmacniacz mocy, z przednią ścianką w kolorze szampańskim, z diodowymi wskaźnikami poziomu sygnału wejściowego (w dB), a powyżej wyświetlaczem LED, na którym pokazywana jest moc wyjściowa (w W) i wielkimi radiatorami po bokach. Na przedniej ściance mamy również wyłącznik sieciowy i kilka diod LED, wskazujących tryb pracy wskaźników (peak/hold), wybrane wejście (XLR/RCA) i tryb pracy – jeśli końcówka pracuje w trybie mostkowym, jako monoblok, zapala się dioda LED „Bridge”. Wydaje się, że nic więcej tam nie ma – dopóki nie opuścimy klapkę, zakrywającej całą gamę przełączników i przycisków. Tego typu rozwiązanie firma stosuje od dłuższego czasu we wzmacniaczach zintegrowanych. Pozwala to na zachowanie ładnej ścianki przedniej, przy dużej funkcjonalności. Pod klapką mamy przełącznik pracy wskaźników. Możemy wybrać, który z wyświetlaczy pracuje, ale możemy też wyłączyć je w ogóle. Prawdę mówiąc, pod koniec odsłuchów wyłączałem je, ponieważ migające diody odciągały moją uwagę od muzyki. Trzy przełączniki obok umożliwiają ustawienie czułości wskaźników tak, aby zawsze ruch wskazówki był wyraźny i widoczny – to taki element „glamour”. Jest też przycisk, którym ustalamy, na jak długo wskazówka zatrzymuje się w miejscu w najwyższym punkcie (jeśli pracuje w trybie „hold”), wybór wejścia i przełącznik, który realnie wpływa na działanie systemu – wybór czułości wejściowej (wzmocnienia układu). Ustawiamy go w takim położeniu, aby gałka w przedwzmacniaczu, przy normalnym odsłuchu, była w połowie drogi. Optymalizujemy w ten sposób szumy całego systemu. Środek, to – jak zwykle – popis inżynierów Accuphase’a. Wszystko jest fantastycznie wykonane, precyzyjnie, jakby miało przetrwać nie tyle najbliższe 10, ale raczej 100 lat. Pośrodku umieszczono potężny toroidalny transformator zasilający, w dużym ekranie. Kosz wzmocniony jest aluminiowymi piórami – służy również jako radiator odprowadzający z transformatora ciepło. Filtrowaniem napięcia zasilającego zajmują się dwa, duże kondensatory o pojemności 82 000 μF każdy. Spięto je grubymi zworami zamiast kabli – zwory wykonano z grubo złoconej miedzi. Pozłocono również listwy masy na płytkach końcówek mocy, śruby zaciskowe w kondensatorach i inne elementy styku. Kondensatory przygotowała dla Accuphase’a firma Nichicon. Układ wejściowy zmontowano na osobnej płytce. Jest tu układ buforujący wejście, na tranzystorach, jak również układ balansujący sygnał z wejścia RCA – A-70 ma budowę zbalansowaną. Tranzystorowa jest również sekcja prądowa. Użyto w niej dziesięciu par tranzystorów, w układzie push-pull, w klasie A, na kanał (pary komplementarne Toshiba J618 + K3497, tzw. „Junction FET”). Cały wzmacniacz to tak naprawdę kilka równoległych biegów, sumowanych co jakiś czas. Rozwiązanie to nosi w Accu nazwę i MCS+ (Multiple Circuit Summing) i stosowane jest w jego urządzeniach, nie tylko wzmacniaczach, od lat. Pozwala zminimalizować szumy i zniekształcenia harmoniczne układu. Wzmacniacz ma prądowe sprzężenie zwrotne. Firma mówi o znaczącym zminimalizowaniu szumów, w porównaniu do poprzednich konstrukcji. Ich redukcja była możliwa dzięki optymalizacji układu. Zmieniono podział wzmocnienia między dwa moduły wstępne wzmacniacza. Poprzednio podział ten wynosił x 4 dla pierwszego stopnia i x 6,3 dla drugiego, co dawało w sumie wzmocnienie na poziomie 25 dB. Teraz wzmocnienie pierwszego stopnia wynosi x 12,6 (22 dB), a drugiego tylko x 2 (6 dB). Szum zmniejszony został również przez zastosowanie dyskretnych układów wejściowych, w których nie ma żadnych układów scalonych. Kolejnym krokiem było zastosowanie w układzie zabezpieczającym tranzystorów MOS-FET zamiast przekaźników. Obudowę wykonano ze skręcanych ze sobą profili i radiatorów tworzących boczne ścianki. Zadbano też o nóżki – wykonane są ze stali o dużej zawartości żelaza. Accuphase mówi, że pomiary wskazują na to, że rozkład drgań i ich tłumienie są w tego typu materiale korzystne. Perfekcja w każdym calu. Dane techniczne (wg producenta) Moc wyjściowa (ciągła): Dystrybucja w Polsce: DOŁĄCZ DO NAS NA TWITTERZE: UNIKATOWE ZDJĘCIA, SZYBKIE INFORMACJE, POWIADOMIENIA O NOWOŚCIACH!!! |
SYSTEM A ŻRÓDŁA ANALOGOWE - Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version] - Wkładki: Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ - Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ ŻRÓDŁA CYFROWE - Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ - Odtwarzacz multiformatowy: Cambridge Audio Azur 752BD WZMACNIACZE - Przedwzmacniacz liniowy: Polaris III [Custom Version] + zasilacz AC Regenerator, wersja z klasycznym zasilaczem, recenzja TUTAJ - Wzmacniacz mocy: Soulution 710 - Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ AUDIO KOMPUTEROWE - Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-901 - Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ - Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ - Router: Liksys WAG320N - Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB |
KOLUMNY - Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ - Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands - Filtr: SPEC RSP-301 OKABLOWANIE System I - Interkonekty: Siltech ROYAL SIGNATURE SERIES DOUBLE CROWN EMPRESS, czytaj TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 7N-DA2090 SPECIALE, recenzja TUTAJ - Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ System II - Interkonekty: Acoustic Revive RCA-1.0PA | XLR-1.0PA II - Kable głośnikowe: Acoustic Revive SPC-PA SIEĆ System I - Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9300, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: Acoustic Revive RTP-4eu Ultimate, recenzja TUTAJ - System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R) System II - Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R (x 4 ), recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: Oyaide MTS-4e, recenzja TUTAJ |
AKCESORIA ANTYWIBRACYJNE - Stolik: Finite Elemente PAGODE EDITION, opis TUTAJ/wszystkie elementy - Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny - Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ - Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ - Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4 SŁUCHAWKI - Wzmacniacze słuchawkowe: Bakoon Products HPA-21, test TUTAJ | Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ - Słuchawki: Ultrasone EDITION 5, test TUTAJ | HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ - Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ - Kable słuchawkowe: Forza AudioWorks NOIR, test TUTAJ CZYSTA PRZYJEMNOŚĆ - Radio: Tivoli Audio Model One |
SYSTEM B Gramofon: Pro-Ject 1 XPRESSION CARBON CLASSIC/Ortofon M SILVER, test TUTAJ Przedwzmacniacz gramofonowy: Linear Audio Research LPS-1 Odtwarzacz plików: coctailAudio X10, test TUTAJ Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS-300 X (SP) [Custom Version, test TUTAJ Kolumny: Graham Audio LS5/9 (na oryginalnych standach), test TUTAJ Słuchawki: Audeze LCD-3, test TUTAJ Interkonekty RCA: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY 550i Kable głośnikowe: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY 550l Kabel sieciowy (do listwy): KBL Sound RED EYE, test TUTAJ Kabel sieciowy: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY SPX-380 Listwa sieciowa: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR, test TUTAJ Platforma antywibracyjna: Pro Audio Bono |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity