pl | en

No. 98 czerwiec 2012

Nie daj się nabrać, czyli dlaczego tanie i drogie kable HDMI NIE są takie same

Rzadko zdarza mi się spotkać z tak głupim i dyletanckim tekstem, jak ten na portalu „Gazeta.pl” (Krzysztof Pielesiek, Nie daj się nabrać, czyli dlaczego tanie i drogie kable HDMI są takie same, publikacja: 11.05.2012, tekst TUTAJ). Jego autor nie próbując niczego zweryfikować, powstrzymując się od własnego komentarza, bezrefleksyjnie powtarza bzdury z innego artykułu, jeszcze bardziej kuriozalnego, a mianowicie z opublikowanego w „CNET” tekstu Geoffreya Morrisona Why all HDMI cables are the same (publikacja: April 26, 2011, tekst TUTAJ). W dużym skrócie panu Morrisonowi chodzi o to, że nie ma żadnej różnicy pomiędzy tanimi i drogimi kablami HDMI i kupowanie specjalistycznych kabli tego typu jest głupotą, a firmy na tej głupocie żerują.

Dlaczego uważam te artykuły za głupie i dyletanckie? Ano dlatego, że obaj autorzy – Geoffrey Morrison w pierwszym rzędzie, a Krzysztof Pielesiek przez bezrefleksyjne powtórzenie, nie starając się poddać danego zagadnienia egzaminowi, sprawdzić tezy, wygłaszają autorytatywne opinie o rzeczach, o których nie mają pojęcia. To tak, jakbym ja opowiadał o późnych kwartetach Beethovena na podstawie tego, że byłem kilka razy na koncertach, na których były wykonywane.
A w przypadku kabli sprawdzenie jest banalnie proste i polega na organoleptyce: należałoby podłączyć badziewny kabel dodawany do tunera satelitarnego czy odtwarzacza Blu-ray, następnie jakiś znacznie lepszy, na dobrej plazmie i na dobrym projektorze i dopiero na tej podstawie można by formułować wnioski. Żaden z autorów tego nie zrobił.
A przecież różnicę o której mówię, a którą obaj autorzy negują, widać w pierwszej sekundzie!!! Co tam różnicę – dobre kable pozwalają transmitować sygnał dający znacznie wyraźniejszy, ostrzejszy i głębszy obraz. O dźwięku nie wspomnę.
Co zamiast oglądu proponuje Geoffrey Morrison? Bzdury z teorii przesyłu sygnału. No, przesadzam, żadna to teoria przesyłu. Przypatrzmy się fragmentowi tego artykułu, żeby zobaczyć, o czym mówię: „[…] Jeśli to jest tak mało prawdopodobne, dlaczego to przywołuję? Ponieważ jest ważne, żeby zrozumieć, że jest niemożliwe, żeby piksel był inny. Jest albo dokładnie taki, jaki powinien być lub nie jest i wówczas wygląda tak, jak na obrazie powyżej. Założenie mówiące, że jakiś kabel HDMI ma „lepszą jakość obrazu” od innego implikuje fakt, że pomiędzy źródłem i wyświetlaczem coś, w jakiejś mierze, ów sygnał zmienia. To niemożliwe. Albo wszystko zostaje przesłane, albo mamy do czynienia z mnóstwem widocznych błędów. Obraz nie może mieć więcej szumu lub mniejszą rozdzielczość, gorszych kolorów czy jakichkolwiek innych zmian w jakości. Piksel nie może się zmienić. Albo JEST (perfekcyjny, a jaha!), albo go nie ma (nie ma nic, błąd, buu!).” Autor mówi też o tym, że zero w sygnale cyfrowym zawsze będzie zerem, a jedynka jedynką. Czy to coś państwu nie przypomina? Czy już w XX wieku inżynierowie z tym bełkotem się nie rozprawili? Czy mało jest pokazów, eksperymentów, z których jasno wynika, że to opowieści ślepego o kolorach?
Nie wiem, czy śmiać się, czy płakać. Czy naprawdę prasa schodzi na psy, czy tylko taki badziew w niej znajdziemy? Wierzę głęboko, że nie, że to po prostu potknięcie…

Rzecz w tym, że autor artykułu myli się w niemal każdym słowie. Po pierwsze, teoria przesyłu sygnałów mówi wyraźnie, że każdy przesył degraduje sygnał – w mniejszym lub większym stopniu, ale nieodwołalnie. Niezależnie od tego, czy to jest sygnał cyfrowy, czy analogowy. Po drugie, znane są powszechnie zniekształcenia wprowadzane przez cyfrowe linie przesyłowe, znane jako jitter. Rzecz naprawdę dobrze zbadana, przeciwko której prowadzi się określone działania. A jitter właśnie ZMIENIA sygnał cyfrowy w takim stopniu, że sygnał zostaje zdegradowany. Jitter może powstać np. przez niedopasowanie impedancyjne. W przypadku przesyłu sygnałów cyfrowych, a więc wysokoczęstotliwościowych, jest ono kluczowe do zachowania integralności sygnału. W tanich łączówkach głównym problemem są wtyczki oraz same kable – niemal nigdy nie trzymają wymaganych 50 lub 75 Ω. A to oznacza odbicia sygnału, zmieniające go nieodwołalnie. Po drugie, problem z timingiem, czyli taktowaniem przesyłanego sygnału. Rozmycie zbocza, przesuniecie impulsu itp. to kolejne objawy jittera. A ten zmienia sygnał nieodwołalnie. I wreszcie zakłócenia wysokoczęstotliwościowe, indukowane w kablu, wynikające ze złego ekranowania i interferencji między poszczególnymi przewodnikami. Te generują w sygnale cyfrowy szum, wprowadzają zniekształcenia wysokoczęstotliwościowe, które dodają się do sygnału podstawowego. A to zawsze zmienia przesyłany sygnał. Wystarczy? A to tylko wierzchołek góry lodowej, jaką są problemy z kablami HDMI w szczególności i kablami połączeniowymi w ogóle.

Wróćmy jednak do podstawowego pytania: dlaczego żaden z autorów nie wykonał próby zwanej „oglądem”? A ten polegałby na podłączeniu, w kontrolowanych warunkach, kilku kabli z różnymi źródłami i sformułowaniu wniosków na podstawie wyników tego eksperymentu. Czy to aż tak trudne? Czy może po prostu łatwiej najpierw pisać bzdury, bo zawsze znajdą się ludzie, którzy to podchwycą i zapalą pochodnie, wybierając się na „czarownice”, albo tacy, którzy to bezrefleksyjnie powtórzą? Podstawowy warsztat dziennikarski wymaga, że obok własnego zdania należałoby przedstawić jakieś źródła, jakąś wiarygodną podstawę. Zebrać materiały, porozmawiać z inżynierami, z producentami, z perfekcjonistami, jakimi są audiofile i wideofile. W branży audio podstawą są pomiary, odsłuchy i teoria. Poruszamy się w tym trójkącie, starając się je wszystkie pogodzić. Nie zawsze się to udaje i ostatecznym sędzią jest ludzki słuch (i wzrok). I to on zwykle okazuje się najbardziej wiarygodny. Dlatego kiedy państwo przeczytają jakiś kolejny „genialny”, obrazoburczy artykuł, zastanówcie się nad warsztatem autora, nad jego przygotowaniem i motywacjami. Gwarantuję, że większość takich „perełek” wyda się wam śmiechu warta. Jak w przypadku obydwu przywołanych powyżej. A że przeczyta to mnóstwo ludzi, którzy temu uwierzą? No cóż, świat nie jest idealny, a głupota jest najpowszechniejszą ludzką cechą – i tego nie zmienię ani ja, ani żaden mój artykuł. Ale próbować warto.

ROZMÓWKI IX

Po tym „ogólnym” tekście czas na coś bardziej „szczególnego”, przynajmniej z punktu widzenia melomanów i audiofilów (jeden z czytelników napisał ostatnio, że ‘audiofil’ to po prostu uświadomiony ‘meloman’, ale niech będzie…). Czas na kilka rzeczy z naszego podwórka.

USB – projekt otwarty
Jak pisałem w reportażu z tegorocznej wystawy High End w Monachium, jednym z najszybciej rozwijających się sektorów audio jest ten związany z komputerowym audio. A jedynym zaakceptowanym powszechnie sposobem transmisji sygnału z komputera do zewnętrznego przetwornika D/A jest w tej chwili USB – Universal Serial Bus (FireWire jest formatem niszowym, stosowanym niemal wyłącznie w studiach nagraniowych).
Opracowany w 1995 roku standard USB definiuje kable, wtyki i gniazda, a także protokół przesyłu używany w liniach przesyłowych służących do łączenia komputerów i zewnętrznych urządzeń. Początkowo były to przede wszystkim drukarki, skanery, modemy. Dopiero po jakimś czasie doszły do tego urządzenia audio, np. keyboardy. Kable USB przesyłają zarówno sygnał, jak i służą do zasilania (5 V DC). Dzisiaj przez USB ładowane są smartfony, łączone są konsole do gry, zewnętrzne dyski twarde, pamięci stałe itp. Nas interesuje jednak jego zastosowanie do przesyłu sygnału audio.

Nie będę się zagłębiał w techniczne zawiłości i historię stosowania USB w audio, nie czas na to. Chciałbym się natomiast przyjrzeć obecnemu stanowi rzeczy. A ten ma się tak: niemal wszystkie nowe przetworniki DAC, duża część odtwarzaczy CD i odtwarzaczy plików, a nawet wzmacniacze i przedwzmacniacze wyposażane są w gniazdo USB, umożliwiające przesył do danego urządzenia sygnału z komputera, najczęściej laptopa.
Jak wynika z rozmów z producentami, a także z państwa listów, wciąż dużym problemem jest to, jaki sygnał urządzenie z wejściem USB powinno akceptować.
Początkowo sprawa była prosta – wszystkie zewnętrzne przetworniki pracowały z sygnałem o częstotliwości próbkowania od 32 do 48 kHz i 16-bitową długością słowa. Dostępny na stronie internetowej organizacji USB dokument pt. Universal Serial Bus Device Class Definition for Audio Devices. Release 1.0, z 18 marca 1998 roku, s. 17 (całość TUTAJ) mówi, iż:
„USB jest dobrze przygotowane do transportu sygnału audio (głosu i dźwięku). Oparta na komputerach PC telefonia jest jedną z ważniejszych sił służących rozwojowi USB. Co więcej, USB ma wystarczająco szerokie pasmo przenoszenia dla przesyłu dźwięku, nawet wysokiej jakości”.
Jak się okazało sygnał na poziomie CD, czyli 44,1/16 to była tylko przygrywka i USB w specyfikacji 1.1, z wszystkimi poprawkami (autorstwa Geerta Knapena z Philips ITCL) szybko się zdezaktualizowało. Na scenę wkroczyły bowiem „gęste” formaty, a więc sygnał 24-bitowy o częstotliwości próbkowania 96 i 192 kHz.
Tego typu sygnał wymaga jednak znacznie większych szybkości przesyłu niż USB 1.1. Skorzystano więc z tego, że w styczniu 2000 roku sfinalizowano nowy protokół o symbolu 2.0, umożliwiający przesył sygnału na poziomie 480 Mbit/s (por. „EverythingUSB”). Mówi się o nim “Hi-Speed”. Jak się okazuje, USB 2.0 umożliwia przesył sygnałów dalece wykraczających poza 24/192. (dokument dotyczący USB 2.0 pt. A Technical Introduction to USB 2.0 do pobrania TUTAJ).

I wydawałoby się, że wszystko jest OK., i że to całkowicie satysfakcjonujące wartości. A jednak… Pytaniem, z jakim się ostatnio spotykam najczęściej jest to, gdzie kończy się nasze zapotrzebowanie, jakie są granice dla USB. Bo choć niedawno wejście 24/192 wydawało się szczytem marzeń, dzisiaj wydaje się czymś przestarzałym. Oto bowiem do bram audio pukają pliki 32-bitowe, o częstotliwości próbkowania 384 kHz (por test przetwornika D/A M2TECH Young TUTAJ), a nawet pliki DSD. O tych ostatnich warto przeczytać artykuł Andreasa Kocha, właściciela firmy Playback Designs i znanego inżyniera, specjalisty od sygnału DSD pt. DoP open Standard: Method for transferring DSD Audio over PCM Frames Version 1.1 (czytaj TUTAJ). Już teraz firma Ammara, producent oprogramowania do odtwarzania plików oferuje taką opcję, a przetworniki firm Playback Design i dCS oferują wejście USB obsługujące sygnał DSD – także ten o podwójnej prędkości próbkowania.
Tak więc odpowiadam: na teraz wydaje się, że pliki 24/192, a więc i takie wejścia USB wydają się absolutnie wystarczające. Ale, jak to w komputerach bywa, a USB jest ostatecznie protokołem związanym z komputerami, jutro jest zupełnie inne niż dziś i motorem napędowym są w nim zmiany.

Dlatego, jak dla mnie, wysokiej klasy wejście USB, jeśli chcemy być zabezpieczeni na przyszłość, powinno być programowalne, żeby po udostępnieniu nowych możliwości, w łatwy sposób dało się je przeprogramować.

Ostatecznie odbiornikami USB są teraz najczęściej układy DSP, z definicji programowalne. Nie znam niestety urządzenia, które by coś takiego oferowało. I wydaje się, że co chwilę będziemy zaskakiwani kolejnymi wartościami wejść USB – coraz większymi. Mimo to, sugeruję duży spokój, żadnych gwałtownych ruchów. 24/192 jest w tej chwili zupełnie wystarczające.

Remaster „Made in Poland”
Firma First Impression Music jakiś czas temu rozpoczęła wielki projekt remasteringu i wydawania płyt z firmy Telarc. Po jej przejęciu nowy właściciel, Concord Music Group rozwiązał część związaną z nagraniami i zajął się wykorzystywaniem kupionego katalogu. Nie powstał jednak żaden spójny program reedycji (a przynajmniej ja go nie znam), nie ma żadnych planów co do tego, żeby pokazać światu, jak genialnie można pogodzić wysoką jakość dźwięku z bardzo dobrym wykonaniem.
Dlatego z tym większą ciekawością zareagowałem na informację, którą jakiś rok temu przesłał pan Winston Ma. Pisał, że w ramach swojej wytwórni First Impression Music, a właściwie sub-labelu Lasting Impression Music, zamierza wydawać wybrane pozycje Telarca. Na złocie, w starannie zremasterowanej formie. Cudo! Firma DHL właśnie przesyłała mi powiadomienie, że pan Ma nadał dla mnie paczkę z płytami Telarca. Właściciel FIM-u od dłuższego czasu ciężko choruje i załatwia wszystko w przerwach między pobytami w szpitalu. Ale, jak pisze, jest już lepiej i wraca do pracy. Życzymy zdrowia!!!

Ale chciałbym przy tej okazji przyjrzeć się czemuś innemu, powiedzieć parę słów o polskiej szkole remasteringu. Bo wbrew pozorom, jak pokazują liczne przykłady z ostatnich lat, jesteśmy w tym dobrzy. O serii Polish Jazz, pięknie zremasterowanej przez panie: Martę Szeligę, Joannę Szczepańską i Karolinę Gleinert oraz pana Wojciecha Marca już kilkakrotnie pisałem. Byłem pod dużym wrażeniem ich fachowości i oddania dla pracy, szczególnie po wywiadzie, jaki niegdyś przeprowadziłem z panią Gleinert.
A przecież nie można zapomnieć o innym cudownym dziecku, panu Damianie Lipińskim, odpowiedzialnym, między innymi, za reedycje płyt Savage’a (TUTAJ; wywiad TUTAJ). Korzystając z płyt LP i 32-bitowej techniki remasteringu robi coś, co jest na absolutnie światowym poziomie.

Ale nie tylko oni pokazują, że polska sztuka remasteringu to coś realnego. Od dłuższego czasu skupuję bowiem, zapodziane gdzieś w EMPiK-ach, Media Marktach i Saturnach płyty z polską muzyka, wydawane przez Polskie Nagrania. Muza (bo kiedy trafiły do sklepów, z pogardą je odrzuciłem – mój błąd!!!), a także remastery wydawane przez Metal Mind Productions. Te pierwsze, jak państwo pamiętają, początkowo wydane zostały na dwa sposoby – w klasycznym digipaku, dostępnym najczęściej do dziś, a także w formie mini-LP, w ramach Klubu Płytowego (Edycja Limitowana). Muszę powiedzieć, że większość z tych tytułów wydana jest fantastycznie. To wyjątkowo dobry dźwięk! Breakouci, Cugowski, Homo Homini, No To Co, Kombi itd. brzmią lepiej niż z oryginalnych winyli, które mam. Za każdym razem, kiedy siadam (najczęściej) ze słuchawkami na uszach jestem zaskakiwany jakością dźwięku. Przede wszystkim jakością wysokich tonów, w polskich nagraniach wcześniej tragicznych. Ładny jest też środek, głęboki i nasycony. Dynamika nieco szwankuje, podobnie jak nasycenie (chodzi nawet nie o ilość, a jakość) niskich tonów, ale na to najwyraźniej nie ma recepty i zależy to od stanu taśm-matek.
Ale nie tylko mini-LP brzmią dobrze. Kupione ostatnio przeze mnie, choć też już przecież sprzed kilku lat, remastery płyt Tadeusza Woźniaka, Anny Jantar itp. też są bardzo ładne. To digipaki, a więc nie ma już tego ekskluzywnego posmaku Japonii, z mini-LP, prawdziwą repliką 1:1 oryginalnej grafiki, ale nie jest źle.
Ale wspomniałem też i metal Mind Productions. Jej płyty z remasterami były dla mnie pewnym zaskoczeniem, szczególnie dlatego, że odnowione nagrania grupy Exsodus, wznowienie płyt Władysława Komendarka (Przebudzenie przeszłości), płyty SBB i Józefa Skrzeka są naprawdę bardzo dobre. Okazuje się, że mamy (myślę o nas, Polakach) w archiwach niewiarygodnie dużo dobrej muzyki. I choć może to nie jest światowa ekstraklasa, to taka Pierwsza Liga, co jakiś czas, i owszem.
Dlatego zachęcam wszystkich melomanów, szczególnie młodszych, którym polska muzyka rozrywkowa i jazzowa kojarzy się z obciachem, o sięgnięcie do tych nagrań. Zdziwicie się nie tylko klasą muzyki, ale tym, jak materiał został zremasterowany.

Tyle, że zdarzają się też ewidentne porażki. Jedną z nich są reedycje płyt grupy Siekiera. Ale i jazz Stańki został potraktowany w pewnym momencie bardzo kiepsko. Firma Metal Mind Productions w 2008 roku wydała pięciopłytowy, limitowany do 2000 sztuk, numerowany box z płytami Stańki z lat 1970-1988 (Metal Mind Productions, MMP 5 CD BOX 006, 5 x CD, 2008). Znalazły się w nim takie tytuły, jak np. Music For K. Porównałem tę płytę z remasterem wykonanym w Polskich Nagraniach przez pana Wojciecha Marca, posłuchałem oryginalnego Long Playa i z przykrością musiałem stwierdzić, że to bardzo słaby remaster. Że nagrania z boxu MMP mają spłaszczoną dynamikę, obcięte pasmo i brzmią w „głuchy” sposób. Dlatego go nie polecam!!!
Ale to nie jedyny przykład z ostatnich lat straconej szansy. Oto bowiem na urodziny dostałem niedawno debiut płytowy grupy Wilki. Pamiętam szał, jaki mu niegdyś towarzyszył, byłem w owym czasie na koncercie tej grupy w krakowskiej Koronie. Z moim kolegą słuchaliśmy tej płyty niemal na okrągło. Kiedy więc firma MJM Music, wydawca Wilków, ogłosiła, że zremasterowała całą dyskografię i wyda ja w piękny sposób, z debiutem w postaci dwupłytowego boxu, ucieszyłem się niezmiernie. Czekałem niecierpliwie i tak się ładnie złożyło, że po drodze zdarzyły się moje urodziny, na które płytę dostałem. Rozczarowanie, już po krótkim odsłuchu, było wielkie! Dźwięk jest płytki i jasny. Nie ma w nim cienia basu. Średnica wydaje się plastikowa, jakby ktoś ja skompresował, a potem sztucznie „rozciągnął”. To chyba najgorszy polski remaster, jaki znam. I nie sądzę, żeby to był tylko problem materiału źródłowego, bo balans tonalny można ustawić niezależnie od tego, co mamy na wejściu. Tutaj ewidentnie zabrakło kogoś, kto by to choć raz krytycznie przesłuchał. Nie polecam!!! (Wilki, Wilki, Z archiwum MJM Music, MJM Music, MJM5236D, 2 x CD, 1992/2012).

Do sprzedania
I na koniec – mam do sprzedania trochę produktów po testach, zarówno moich, jak i oferowanych przez firmy, dla których bardziej opłaca się sprzedać produkt po teście na miejscu, w Polsce, niż prosić mnie o jego odesłanie. Wśród produktów do sprzedaży są:

1. Interkonekt analogowy Acrolink Mexcel 7N-5100. Kabel z mojego systemu, przysłany bezpośrednio z Japonii. Kabel w idealnym stanie, po teście. Jest bez pudełka – do sprzedania mam wersję 2 m. Test można przeczytać TUTAJ. Cena za 1 m – 12 900 zł. Za 2 m odcinek chciałbym 8 000 zł.

2. Interkonekty SAEC SL-4000 – 950 euro (za 500 euro)/1,2 m XR-4000 – 980 euro (za 500 euro)/1,2 m ǀ SLA-500 – 245 euro (za 150 euro)/1,2 m SUS-480 – 390 euro (za 200 euro). Test TUTAJ.

3. Platforma antywibracyjna fo.Q AB-4045R, test TUTAJ. cena katalogowa 570 euro, do sprzedaży za 300 euro.

4. Kable sieciowe Air Cable AIR-PC/1,5m - 2250 euro (za 1500 euro) ǀ AIR-EX – 3600 euro (za 2000 euro), test TUTAJ.

5. Przetwornik D/A USB z bateryjnym zasilaniem KingRex UD384 + U POWER, ceny 479 USD (za 250 USD) + 189 USD (za 150 USD), test TUTAJ

6. Przetwornik D/A USB King Rex UC192. Najlepsza oferta.

7. Interkonekt analogowy RCA-RCA Oyaide Across 750 RR o długości 1,3 m. Kabel nieużywany, wciąż w opakowaniu. Informacje na stronie producenta TUTAJ. cena katalogowa 1390 zł, za 900 zł.

9. Interkonekt analogowy XLR-XLR TUNAMI TERZO RR, odcinek 2 m. cena katalogowa za 1,3 m – 1890 zł, za 1200 zł.

10. Platformy antywibracyjne Acoustic Revive RAF-48 (powietrzne, pod CD i wzmacniacze). Mam do sprzedania dwie, nowe, nie wyciągane z pudła. Dostałem je prosto z Japonii. Sam korzystam z dwóch takich samych. Można o nich poczytać TUTAJ. Cena katalogowa – 6200 zł, za 4000 zł. Jest też do sprzedania jedna używana, w idealnym stanie, za 3500 zł.

11. Interkonekt analogowy RCA-RCA Wireworld Platinum Eclipse, długość 2 m, cena katalogowa – 22 390 zł, kabel dostępny jest za 10 000 zł.

Wojciech Pacuła
Redaktor naczelny



Kim jesteśmy?

Współpracujemy

Patronujemy

HIGH FIDELITY jest miesięcznikiem internetowym, ukazującym się od 1 maja 2004 roku. Poświęcony jest zagadnieniom wysokiej jakości dźwięku, muzyce oraz technice nagraniowej. Wydawane są dwie wersje magazynu – POLSKA oraz ANGIELSKA, z osobną stroną poświęconą NOWOŚCIOM (→ TUTAJ).

HIGH FIDELITY należy do dużej rodziny światowych pism internetowych, współpracujących z sobą na różnych poziomach. W USA naszymi partnerami są: EnjoyTheMusic.com oraz Positive-Feedback, a w Niemczech www.hifistatement.net. Jesteśmy członkami-założycielami AIAP – Association of International Audiophile Publications, stowarzyszenia mającego promować etyczne zachowania wydawców pism audiofilskich w internecie, założonego przez dziesięć publikacji audio z całego świata, którym na sercu leżą standardy etyczne i zawodowe w naszej branży (więcej → TUTAJ).

HIGH FIDELITY jest domem Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. KTS jest nieformalną grupą spotykającą się aby posłuchać najnowszych produktów audio oraz płyt, podyskutować nad technologiami i opracowaniami. Wszystkie spotkania mają swoją wersję online (więcej → TUTAJ).

HIGH FIDELITY jest również patronem wielu wartościowych wydarzeń i aktywności, w tym wystawy AUDIO VIDEO SHOW oraz VINYL CLUB AC RECORDS. Promuje również rodzimych twórców, we wrześniu każdego roku publikując numer poświęcony wyłącznie polskim produktom. Wiele znanych polskich firm audio miało na łamach miesięcznika oficjalny debiut.
AIAP
linia hifistatement linia positive-feedback


Audio Video show


linia
Vinyl Club AC Records