pl | en

FELIETON

Świat mat

Mata gramofonowa jest mechanicznym interfejsem pomiędzy płytą LP i talerzem gramofonu Choć wydaje się, że jest tylko funkcjonalnym dodatkiem, stanowi ważną część strojenia brzmienia systemu analogowego. O życiu w ich świecie opowiada WOJCIECH PADJAS.

VINYLSPOT.pl

POLSKA


FELIETON

tekst WOJCIECH PADJAS
zdjęcia Maciej Tułodziecki, Wojciech Padjas, „High Fidelity”


No 233

1 września 2023

Mata gramofonowa jest okrągłym przedmiotem znajdującym się pomiędzy płytą gramofonową i talerzem gramofonu. Ma ona na celu absorbcję energii i jej wytracenie w postaci ciepła, a także ma działać antystatycznie, ściągając ładunki z płyty. Płyty mogą być wykonane z filcu, akrylu, metali drewna, korka i innych materiałów. Specjalną odmianą jest tzw. „slipmata”, czyli gumowa mata używana przez DJ-ów, mająca im pomóc w zatrzymywaniu płyty podczas skreczowania.

RZEZ PIERWSZĄ FAZĘ rozwoju zaawansowanych gramofonów – przyjmijmy, że były to lata 70. ubiegłego wieku, kiedy gramofon osiągnął dojrzały wiek i pojawiły się produkty klasy hi-fi – gramofonowa mata była produktem raczej pomijalnym. Większość użytkowników i producentów uznała, że guma jest wygodnym materiałem, wystarczającym w tej roli i tego się trzymała.

⸜ Fonica Bernard G-603, gramofon z połowy lat 70. • zdj. Maciej Tułodziecki, więcej → TUTAJ

Dla poszukujących lepszego materiału oferowano matę korkową lub skórzaną. Do rozwoju tego banalnego produktu przyczynili się DJ-e, bowiem poszukiwali produktów, które pomogą im w realizacji ich pomysłów na skreczing (ang. scratching), czyli słuchanie muzyki z winyli zupełnie inaczej, niż czynili to melomani. Maty DJ-om musiały się odpowiednio ślizgać, a ponieważ takiego materiału nie było, zaczęli je sami wykrawać z różnych, często dziwnych materiałów. Jeden z ich produktów – filc – stał się najbardziej podstawowym zamiennikiem dla gumy, zwłaszcza, że z czasem pojawiły się w sprzedaży maty z ładnymi nadrukami.

XXI wiek przyniósł w dziedzinie audio ogromne zmiany. Producenci zaczęli przywiązywać coraz większą wagę do tego, co jest – tylko i aż – dodatkiem do słuchania muzyki. Kable, wtyki, dociski do gramofonów stały się przedmiotem badań, produkcji...i kpin. Mam wrażenie, że ta dziedzina akcesoriów audio stała się domeną niewielkich firm i pasjonatów.

Kiedy sięgnąłem do czeluści internetu zdziwiłem się, banalny do niedawna przedmiot, jakim jest gramofonowa mata, stał się tematem badań i pasjonackiej, najczęściej, produkcji. Przyznam, że od ilości informacji, testów, opisów przeróżnych, gramofonowych mat, doznałem zawrotu głowy. Od mięciutkiej gąbki, po mosiądz i stal, od konstrukcji niemal zawieszonej w powietrzu, bo materiał, który ma twardo trzymać gramofonową płytę w ryzach i ani drgnąć jej nie pozwala. Podobnej przemianie uległy gramofonowe talerze – od kawałka wytłoczonej blachy, bo współczesne behemoty o wysokości kilkunastu centymetrów, składające się z wielu warstw różnych materiałów, a wreszcie takie, który podciśnieniem „przyklejają” płytę do talerza (więcej → TUTAJ).

Po co to wszystko? – Takie pytanie zajadą mniej doświadczeni użytkownicy gramofonów, a ów brak doświadczenia nie wynika wcale z zasobności portfela. Gramofon, jak na te czasy, jest produktem wielce skomplikowanym i niezbyt prostym w użytkowaniu. Pamiętam rozmowę z początkującym audiofilem, który kierując się recenzjami i opiniami kupił naprawdę dobry gramofon i zrozpaczony zadzwonił do mnie, z pytaniem co się dzieje, że ten gramofon gra bardzo cicho. Na moje pytanie, czy ma przedwzmacniacz – odpowiedział: „Co to takiego?” i „Do czego to potrzebne?”.

Przecież, jak argumentował, wpiął kable do wejścia „IN” w swoim, wcale nie tanim, wzmacniaczu. Faktem jest, że każdy wzmacniacz produkowane w złotej erze audio miał jedno, a czasem dwa wejścia gramofonowe, a współczesne zazwyczaj ich nie mają. Skoro spotykamy się z brakiem tak podstawowej wiedzy, trudno się dziwić, że sprawa mat gramofonowych jest dla świata analogu egzotyczna, mimo że w rzeczywistości jest przecież wisienką na torcie. Zauważyłem jednak, że to dziedzina mało uporządkowana – i próba poukładania tego świata jest też celem niniejszego felietonu.

⸜ Filcowa mata stosowana przez firmę Rega – tutaj w gramofonie Planar 10; więcej → TUTAJ

Podstawowy podział, na jaki powinniśmy zwrócić uwagę, to ten, który związany jest z antystatyką. Problem, z którym nie każdy gramofon i nie każde środowisko radzi sobie dobrze. Piszę o środowisku, bo zauważyłem, że moje płyty bardziej trzeszczą w zimie, niż w lecie – a powód jest banalny. W zimie mamy suche powietrze, a to powoduje, że powietrzu mamy nadmiar jonów ujemnych. Proszę zauważyć, że w słoneczny, zimowy dzień „kopnąć” potrafi metalowa framuga drzwi, a nawet ukochana osoba.

Podstawowym urządzeniem w każdym pomieszczeniu z gramofonem, powinien więc być nawilżacz powietrza i, oczywiście, gramofonowa mata o właściwościach przewodzących. By przekonać się, czy jej potrzebujemy, namawiam na prosty eksperyment – proszę potrzeć płytę wełnianym (koniecznie) swetrem lub szalikiem i położyć na gramofonie. Jej dotknięcie będzie generowało minipioruny – to oznacza, że gramofon nie potrafi skutecznie odebrać, czy też rozładować tych napięć.

Rozwiązaniem najbardziej skutecznym są tutaj dwie maty, których jestem „konstruktorem” – mata gumowa, proste, skuteczne, niedrogie rozwiązanie (około 50 zł). Z tym, że to nie jest ta zwykła mata, którą mamy na gramofonie. To specjalna guma stosowana w elektronice o zmierzonych właściwościach ESD – ta akurat ma stronę odbierającą ładunki i stronę je rozładowującą. Czyni to dostatecznie skutecznie. Drugim rozwiązaniem jest mata z wszytą nicią węglową – nieco droższa i wreszcie creme de la creme – mata węglowa. Jej zmierzone przewodzenie wynosi 100 kΩ, co czyni ją w pełni materiałem przewodzącym. W dodatku ma grubość ćwierć milimetra, zatem może być traktowana, jako dodatkowa, do posiadanej. Co zdaje się oczywiste – nie wnosi niczego do dźwięku – tylko/aż skutecznie odbiera ładunki, co potwierdziły profesjonalne testy (Gigantomierz TOM 600).

⸜ Gumowa mata z dwoma stronami – przewodzącą i rozładowującą • zdj. Vinylspot.

Maty węglowe stały się ostatnio dość popularne w świecie, choć, co stwierdzam ze smutkiem, w większości przypadków nie mają właściwości antystatycznych. Powodem jest stosowanie mat pokrytych żywicą nakładaną metodami przemysłowymi, a żywica skutecznie izoluje materiał węglowy. Z kolei nie da się używać materiału węglowego bez nasączenia go żywicą – strzępi się albo rwie w rękach. Wymyślona przeze mnie mata pokryta jest zupełnie innymi materiałami, które są w pełni przewodzące (proszę wybaczyć nie zdradzę, jakie to materiały, ale 10 kΩ oporności mówi za siebie).

Niemniej świat poszedł bardziej w kierunku poszukiwania właściwości sonicznych, czyli poprawy dźwięku z gramofonowej płyty. To tutaj mamy pełen barok – od materiałów miękkich, jak gąbka (np. neopren) przez maty półtwarde – jak Delrin, tłumiące (butyl), „pastylkowe” – czyli takie, kiedy płyta podparta jest tylko w kilku miejscach – aż po mosiądz i stal. I tutaj potrzebuję wsparcia wspomnianego Wojtka – nie umiem bowiem w pełni odpowiedzialnie i wiarygodnie opisać podstawowych cech owych mat – które i jak zmieniają dźwięk, zatem które powinniśmy wybrać: Miękkie? Półtwarde? Twarde? Z „Pastylkami”, czy bez nich? Żeby na to pytanie odpowiedzieć sugeruję, aby przeczytać kilka jego testów z tym związanych (znajdą je państwo pod koniec artykułu – red.)

To za moment – dodam tylko, że przekonanie, że gramofonowa mata ma wpływ na dźwięk powinno stać się oczywiste, jeśli uświadomimy sobie z jak niewielkim i precyzyjnie dobieranym naciskiem igły na płytę mamy dzisiaj do czynienia. To pomiędzy 1,7 grama a 2,3. Sam nacisk, o czym nie zawsze pamiętamy, ma wpływ na dźwięk. Ponieważ niskie tony zapisane są na samym dnie rowka (i to w dodatku w wersji mono) to zwiększenie nacisku – nawet nieco powyżej największego zalecanego przez producenta, powoduje zdecydowaną poprawę w tym aspekcie dźwięku – igła po prostu lepiej „czyta” to, co jest na dnie rowka.

⸜ Tak powstaje grafitowa mata wykonywana przez autora artykułu

Z pewnością inne maty powinny stać się przedmiotem zainteresowania fanów ciężkiego rocka, a inne są dla miłośników jazzu, inne jeszcze do klasyki. Sam używam zamiennie dwóch mat – neoprenowej, z cieniutką węglową dla odprowadzenia ładunków, kiedy zależy mi na spokoju w muzyce i całkowitym relaksie. Przy neoprenowej słyszę też mniej trzasków wynikających z wieku płyty, bo z elektrostatyką radzi sobie cieniutki płatek węgla. Kiedy chcę intensywniej wsłuchać się w muzykę – wówczas kładę matę grafitową. Ta daje znaczącą poprawę w takich aspektach dźwięku, jak precyzja dźwięku i przestrzeń. W dodatku jest matą przewodzącą, więc świetnie likwiduje trzaski. I nie są to żadne cuda. Mata tak, czy inaczej tłumi drgania, a ponieważ prawy „krater” rowka płyty zapisane ma dźwięk prawego kanału a lewy – lewego, nic dziwnego, że inaczej tłumiony odczyt rowka powoduje inne poczucie przestrzeni.

Świat mat, to także świat przeróżnych budżetów – od 20 zł – do, bodaj 2 tys. USD. Bardzo nie lubię dyskusji w stylu: „Paaanie, po co tyle cebulionów wydawać – moja za 20 zł jest super!!!!” To podobna sytuacja, jak ze ślepymi testami kabli z Castoramy po 2 zł/metr i wypożyczonymi na tzw. testy kable za „cebuliony” Czasem testy te wykazują, że lepsze są te po 2 zł/metr. To nie powinno dziwić – posłużmy się przykładami – czy jest sens zakładanie spojlerów do Fiata 126P ? A, przypomnę, taka moda była. Czy jest logika w obniżaniu zawieszenia Wartburga i zakładania nań opon o szerokości tej do traktora?

Często spotykam się w audio z opinią, że „mój system za 5 tys. gra lepiej od tego za 100 tys.” Nic w tym dziwnego – przyznam państwu, że nic tak źle nie wspominam, jak przejażdżki po mieście rajdowym Mitsubishi – myślałem, że głowę mi urwie. Jest taki filmik w internecie, kiedy starszy pan usiłuje się wygrzebać z Larboghini. Nie dla każdego „Lambo” nie każdemu TechDas Air Force One. Nie oznacza to przecież, że Porsche jest złym samochodem :) Wszak zostawianie go pod drzewem obleganym przez ptactwo mija się z celem.

Tak, jak Porshe wymaga garażu, dobrego serwisu, by był czysty i pachnący, oleju ciut lepszego niż ten ze smażalni ryb – tak audio powinno być zestawem przedmiotów i akcesoriów dopasowanych do siebie. Nic nie da gramofonowa mata z 500 zł w gramofonie z wkładką za 70 zł. Czy to słychać – zapytają państwo, bo przecież nie raz byliście na różnych pokazach audio i dziwiliście się, że „to” za 100 tys. gra gorzej od tego za 5 tys.? Z tym pytaniem wchodzimy w zupełnie inną sferę – to jak z jedzeniem, jedni uwielbiają schabowego, inni nie mogą się obejść bez kawioru. Każdy ma inny smak, inny słuch, inne uszy, inną wrażliwość i... inną tolerancję i chęć poznawania tego, co nowe.

Daleko odbiegłem od rzetelnego opisu gramofonowych mat – wiem, ale chciałbym, żebyście państwo w ich wyborze kierowali się wieloma kryteriami i najpierw odpowiedzieli sobie na pytane – czego potrzebuję i co chciałbym zmienić. Czasem te zmiany będą niewielkie, ale piękne, czasem duże, czasem ledwie dostrzegalne, ale smakowite.

Na koniec pochwalę się matą, którą zrobiłem – trochę z przypadku. Znałem już dobrze cechy węgla, jako kluczowego materiału dla eliminacji wyładowań elektrostatycznych, kiedy podkusiło mnie, aby zmierzyć się z grafitem – to odmiana węgla, ale o wyrazistych cechach poprawiających dźwięk. Jego nieokreślona – mękko-twarda struktura zdała mi się bardzo ciekawa. Ba – tylko grafit w formie sprasowanej, to jak ołówek B-6 – nie dość, że niezwykle podatny na zarysowania i niemal niemożliwy do polerowania i cięcia, to jeszcze brudzi, jak ów ołówek B6.

⸜ Gotowa mata grafitowa autora felietonu

Ale kiedy po raz pierwszy „posłuchałem” grafitu wiedziałem, że nawet w moim sprzęcie, który określam jako świadome hi-fi, stało się coś dziwnego, dźwięk stał się klarowniejszy i szlachetniejszy, fortepian bliższy prawdziwemu, skrzypce cieplejsze, a orkiestra nabyła więcej różnych instrumentów. Niewiele myśląc taki niedopracowany produkt wysłałem kilku kolegom, prosząc, żeby napisali, co słyszą, no i jak wypada test sweterka. Wysłałem do tych, o których wiedziałem, że nie będą ściemniać. Wysłałem do entuzjastów i sceptyków – tych od hi-fi i high-end.

Ciekawe, ale wszyscy zadali tylko jedno pytanie: „Ile to kosztuje?” i każdy sobie zostawił te niedoskonałe jeszcze, miejscami pokraczne, próby. Mata grafitowa – rzadki na rynku audio produkt – dopiero, kiedy udało mi się ją doprowadzić do porządku, a chodziło o brak rys i aby nie brudziła, dowiedziałem się, że mam konkurencję – np. firmy QMA. Cenie (615 USD) trochę się nie dziwię – dopracowana do perfekcji, co wymaga – jak przypuszczam wielu, niezwykle skomplikowanych zabiegów. Moja nie mniej pracochłonna (jakieś 5-6 godzin pracy z każdą), tyle że powstaje na poddaszu letniego domu, a podstawowym problemem nie jest jej pracochłonność, bo wolę polerować matę niż kosić trawę. Problemem jest za to brud i pył grafitowy, z którym musi się zmierzyć konstruktor, a zwłaszcza jego żona.

Maty gramofonowe w HIGH FIDELITY

Hexmat YELLOW BIRD, test → TUTAJ.
Acoustic Revive RTS-30, test → TUTAJ.
Harmonix TU-800M TRIBUTE „Million” Maestro Series, test → TUTAJ.

O AUTORZE

WOJCIECH PADJAS jest dziennikarzem radia → RMF CLASSIC. Można go usłyszeć w autorskim programie Muzyka spod igły. Prowadzi również internetowy sklep poświęcony czarnym płytom → VINYLSPOT.pl. Okazjonalnie pisze również felietony do „High Fidelity”.