Odtwarzacz plików audio Lumïn
Producent: PIXEL MAGIC SYSTEMS Ltd. |
eśliby porównać historycznie pierwszy odtwarzacz, mającej swoją siedzibę w Hongkongu, firmy Lumïn z jej najnowszym modelem X1, o którym mówimy, trudno by nam było wskazać różnice. Tak, X1 ma znacznie ładniej wyglądający zasilacz, ale poza tym zarówno Lumïn – The Audiophile Network Music Player – z 2012 roku, jak i X1 – Network Player – z roku 2019 mogłyby uchodzić za to samo urządzenie, co najwyżej po lekkich modyfikacjach. W rzeczywistości sześć lat o których mowa jest w świecie projektowania komputerowego – a odtwarzacze plików audio są specjalizowanymi mikrokomputerami – wiecznością. Jak czytamy w materiałach firmowych platforma streamingowa, na której pracowały wcześniejsze urządzenia tego producenta, została całkowicie przeprojektowana. Zresztą nie tylko w X1, bo również w testowanym przez nas w lutym tego roku odtwarzaczu T2, który skorzystał również na innych zmianach, nad którymi pracowano przy modelu X1. | X1 Pomimo upływu lat odtwarzacz Lumïna zaskakuje konstrukcją mechaniczną. Jego obudowa została wykonana z frezowanych i skręcanych z sobą aluminiowych profili z charakterystycznym, pochylonym frontem i wystającą daleko za tylną ściankę obudową. Ta ostatnia to pozostałość po fascynacji konstruktorów tej firmy odtwarzaczami plików firmy Linn. Wciąż mamy też ładny, choć dość mały, wyświetlacz, na którym odczytamy wszystkie niezbędne informacje o utworze i typie pliku. No i jest też zewnętrzny zasilacz. Jego obudowa w X1 jest równie dobra, jak obudowa samego odtwarzacza. A przecież nie zawsze tak było – w pierwszych urządzeniach była to zwykła, choć dobrze wykonana, obudowa z aluminium. Teraz jest to coś, co może stać obok odtwarzacza i nie będzie szpeciło – wręcz przeciwnie. Także kabel połączeniowy między nimi jest teraz znacznie lepszy – grubszy i z o niebo bardziej solidnymi wtykami. Kabelek mojego T1 wygląda przy nim jak sznurówka. | MIKROTEST Jak mówię, kabel zasilający DC łączący zasilacz i odtwarzacz X1 wygląda bardzo dobrze. Tyle tylko, że mówimy przecież o urządzeniu perfekcjonistycznym, a czytają te słowa – jak zakładam – ludzie, którzy z dążenia do perfekcji w audio uczynili treść swojego życia. Nie zaskoczę więc nikogo, kiedy powiem, że znalazła się firma, która ów kabelek zasilający robi jeszcze lepszy. Mowa o brytyjskiej firmie WestminsterLab, wyniku spotkania w Londynie 29-letniego Angus Leong i jego dwóch przyjaciół. Postanowili wówczas założyć firmę, która będzie oferowała egzotyczne urządzenia audio. Ich najbardziej znanym produktem stał się – jak do tej pory jedyny w ofercie – wzmacniacz mocy Unum, kosztujący w najwyższej wersji – uwaga! – 66 000 funtów brytyjskich. Podstawą oferty WestminsterLab stały się jednak kable połączeniowe. W ofercie znajdziemy wszystkie podstawowe typy, a kabel dla systemów Lumïna jest dodatkiem specjalnym. To kable wykonywane w sposób, który większości firmom się nie opłaca, ponieważ zabiera zbyt wiele czasu i wymusza stosunkowo niewielką marżę. Jak mówi pan Le Ong, przewodniki są ręcznie polerowane, a wykonanie jednej sztuki zajmuje 60 roboczogodzin. Na ekran używa włókno węglowe. kabelek, dodajmy świetnie wygląda i produkowany jest w Wielkiej Brytanii. Dodam, że tak ładnego, a przy tym prostego, pudelka, w jakim przychodzi dawno nie widziałem. Wymiana kabla zasilającego DC w odtwarzaczu X1 wnosi do dźwięku duże zmiany. To nie są mikroróżnice, co do których będziemy mieli wątpliwości nawet po roku słuchania, a rzeczy, które uderzają od razu i od razu „ustawiają” to, jak je odbieramy. Kabel WestminsterLab powoduje, że X1 gra znacznie bardziej rozdzielczo. Najlepiej słychać to w górze pasma, ponieważ blachy, wcześniej przypominające dobre granie z płyty winylowej, zaczęły brzmieć bardziej, jak z analogowej taśmy-matki (chodzi mi o ich charakter). Były wyraźniejsze, dźwięczniejsze, bardziej trójwymiarowe. Po prostu dostajemy z tym kablem o wiele więcej informacji. Znaczącej poprawie uległo również różnicowanie i – przede wszystkim – definicja niskich tonów. To była skokowa zmiana, ponieważ teraz bas miał szybszy atak i lepszą kontrolę nad wybrzmieniem. No i jego wyższy zakres, z klasycznym kablem podkreślony, teraz został utemperowany, a nawet lekko wycofany. Bo to nie jest tak, że każda zmiana na lepsze jest automatycznie lepsza, ponieważ wnosi drobne zmiany w różnych elementach brzmienia. Odtwarzacz X1 projektowany i odsłuchiwany był z firmowym kablem, a uzyskane w ten sposób brzmienie było spójnym projektem. Kabel WestminsterLab to modyfikuje, ponieważ barwa jest z nim ustawiona wyżej, a całość jest trochę bardziej sucha. Nie sucha sama z siebie, ale suchsza w porównaniu z tym, co mamy z firmowym kablem. Dlatego wymiana go na wyczesany kabel z Anglii musi być poprzedzona odsłuchem, bo może się zdarzyć, że akurat te zmiany nie do końca zgrają się z naszym systemem lub naszymi oczekiwaniami. Z drugiej strony, jeśli się zgrają, kabel WestminsterLab będzie jednym z bardziej wartościowych apgrejdów X1, większym nawet niż wymiana kabla zasilającego odtwarzacz na lepszy. westminsterlab.com Pliki | Wróćmy jednak do X1. Najbardziej widoczną różnicą pomiędzy wcześniejszymi generacjami i nowym odtwarzaczem jest skokowa poprawa obsługi plików wysokiej rozdzielczości o parametrach wyższych niż DSD64 i PCM 24/192. A, przypomnę, kiedy powstał oryginalny Lumïn, był to jedyny audiofilski odtwarzacz plików, który odtwarzał DSD! Najnowszy topowy model tego producenta odtwarza pliki DSD aż do DSD512 (22,6 MHz) i PCM aż do 32/768. W praktyce z takimi rodzajami plików raczej się nie spotkamy – wymagają ogromnych zasobów pamięci – ale im większe urządzenie ma rezerwy, z tym większą swobodą, czyli niższymi zniekształceniami, zdekoduje podstawowe typy plików. Urządzenie wyposażone zostało również – a dzisiaj to podstawa – w dekoder MQA, w którym kodowane są pliki hi-res w serwisie streamingowym Tidal. Urządzenie współpracuje również z serwisami Spotify Connect, Qobuz (w tym Qobuz Sublime), odtwarza radio internetowe TuneIn i jest kompatybilny z Roonem. Ponieważ wciąż w odtwarzaniu plików najbardziej liczą się pliki gromadzone lokalnie, bo po prostu najlepiej brzmią, X1 współpracuje z siecią Ethernet 1000Base-T Gigabit. Łącza | Zanim przejdziemy do sekcji analogowej, na chwilę zatrzymajmy się jednak na wyjściach cyfrowych. Jest wśród nich wyjście USB, obsługujące pliki DSD512 i PCM 32/768. Wykorzystanie gniazda USB zmieniało się w urządzeniach tego producenta wraz z czasem i – jak zakładam – opiniami użytkowników. Przypomnę, że początkowo było to wyjście cyfrowe, następnie wejście dla dysków USB i pendrajwów. Wraz z najnowszą generacją odtwarzaczy powróciło pierwotne przeznaczenie tego gniazda, ale w nowej odsłonie – teraz to zarówno wyjście cyfrowe, jak i wejście dla pendrajwów. Oprócz niego mamy też wyjście BNC wysyłające sygnał PCM do 24/192 oraz DSD (DoP). Znacznie ciekawsze wydaje mi się jednak gniazdo optycznego Ethernetu 1000Base-T Gigabit Ethernetu. Powiem tak – co do zasady łącza optyczne są dalece lepsze od elektrycznych, ponieważ izolują galwanicznie źródło sygnału i odbiornik. Unikamy więc pętli masy, nie są przenoszone szumy itd. Dlaczego więc w audio się z nich nie korzysta? – Z prozaicznego powodu: standard TOSLink, jedyny standard optyczny obecny współcześnie w urządzeniach domowego audio, jest po prostu znacznie gorszy od zwykłych łączy RCA i BNC, choć wszystkie korzystają z tego samego protokołu S/PDIF. Taki paradoks. Optyczne łącze Ethernet również jest niemal nieobecne. Pracuje ono w przemysłowym standardzie SFP. SFP (Small Form-factor Pluggable) to rodzaj nadajnika i odbiornika używanego w telekomunikacji i do przesyłu danych w serwerowniach, dzięki któremu można połączyć urządzenie z routerem zarówno kablem światłowodowym, jak i miedzianym. W domowym audio stosowany jest jednak bardzo rzadko – prawdę mówiąc w takim zastosowaniu, jak w X1 widzę go po raz pierwszy. Sekcja cyfrowa | Filtry cyfrowe zostały napisane samodzielnie przez ludzi Lumïna. Zależało im na tym, aby użytkownik miał możliwość zamiany wejściowego sygnału na dowolny inny – na przykład na DSD512. Sygnał cyfrowy możemy więc upsamplować do dowolnej wartości, zarówno PCM, jak i DSD, w jedną i drugą stronę. Przetwarzaniem sygnału cyfrowego na analogowy zajmują się dwa układy D/A ESS SABRE32 ES9038Pro, z których każdy ma osiem kanałów; przypomnę, że w T2 były to też dwa, ale słabsze, przetworniki SABRE32 ES9028PRO. Owe osiem kanałów połączonych jest tutaj w jeden, monofoniczny, co daje znacznie niższe szumy i zniekształcenia. Sekcja analogowa | Tor audio jest w całości zbalansowany. Przed wyjściami umieszczono transformatory desymetryzujące i dopasowujące – jeszcze jedna technika podpatrzona niegdyś u Linna. Ale, żeby była jasność, nie tylko Linn ją stosuje. Sygnał na zewnątrz wysyłany jest albo przez gniazda RCA – sygnał niezbalansowany – albo XLR – zbalansowany. Poprzez firmową aplikację możemy zmienić napięcie wyjściowe – z klasycznych 2 V dla RCA i 4 V dla XLR możemy przejść na – odpowiednio – 3 i 6 V. W menu możemy wybrać, czy wyjście ma regulowany poziom, czy nie; regulacja siły głosu dokonywana jest tu w domenie cyfrowej. Sterowanie | Odtwarzacz X1 wygląda, jak monolit, statek pozaziemski i to w bojowej formie. Całe sterowanie leży po stronie firmowej aplikacji Lumïn App. Jak już kiedyś mówiłem, przyzwyczaiłem się do jej wyglądu i funkcjonalności, ale przydałaby się jej nowsza odsłona, ponieważ Roon postawił poprzeczkę znacznie wyżej. | JAK SŁUCHALIŚMY Lumïn X1 stanął na środkowej półce stolika Finite Elemente Pagode Edition i zasilany był kablem Hijiri SM2R „Sound Matter”. Odtwarzacz był źródłem sygnału w systemie, w którym współpracował przedwzmacniaczem liniowym Ayon Audio Spheris III (140 000 zł) oraz ze wzmacniaczem mocy Soulution 710 (obecnie nieprodukowany, 135 000 zł) i kolumnami Harbeth M40.1 (również nieprodukowanymi) stojącymi na podstawkach Acoustic Revive Custom Stand (komplet – 80 000 zł). Z routerem łączył go kabel ethernetowy Acoustic Revive. Do porównania użyłem odtwarzacza plików Lumïn T2 oraz odtwarzacza plików Mytek Brooklyn Bridge. Punktem odniesienia był także odtwarzacz SACD Ayon Audio CD-35 High Fidelity Edition (80 000 zł). Jako źródła plików wykorzystałem mój serwer Synology, jak i serwer Lumïn L1. Osobny test wykonałem z użyciem kart Master Flash (DXD i DSD512) podłączanych do gniazda USB. Słuchałem też sporo muzyki z serwisu Tidal. Nagrania użyte w teście (wybór):
|
Kiedy firma Lumïn weszła na rynek z high-endowym odtwarzaczem plików audio, zrobiła to inaczej niż gracze, którzy byli na nim od dłuższego czasu, mieli wyrobioną pozycję i wydawali się nie do ruszenia – Linn i Naim. Przede wszystkim chciała zaoferować ludziom możliwość odtwarzania plików DSD, co było wówczas dla obydwu brytyjskich marek zbyt dużą fanaberią, żeby się tym w ogóle przejmować. Potem, kiedy okazało się, że DSD – ale i płyty SACD – są dla branży audiofilskiej tym, czym dla analogu są taśmy master, byli daleko z przodu, wyznaczając kierunek innym. Bo, tak się składa, to firma budująca swoją pozycję trochę w opozycji do dużych graczy. Z jednej strony wyrosła w kulcie znanych producentów – pan Li On, jeden z jej założycieli wymieniał: Linn Klimax DS, dCS Scarlatti, Antelope Eclipse + Atomic Clock, odtwarzacz SACD/DAC EMM Labs (więcej TUTAJ). Z drugiej jednak chciała wnieść coś, czego oni nie chcieli, albo po prostu nie mogli. Dokładnie tak samo było z dźwiękiem. Od samego początku był on w opozycji do tego, co robił Linn, co prezentował dCS i jedynie EMM Labs mógłby służyć tu za punkt odniesienia. X1 i pod tym względem nie zawodzi. Jego brzmienie jest ukształtowane w bardzo charakterystyczny sposób, nie widzę tu próby pójścia w stronę neutralności. Nie przeszkadza to jednak w tym, że odtwarzacz X1, podobnie, jak wcześniej T2, jest inny niż – odpowiednio – oryginalny Lumïn i T1. Wolumen | X1 gra dużym, mięsistym dźwiękiem. To pierwsze, co rzuca się w oczy, kiedy posłuchamy go w dobrym systemie. Nie trzeba go nawet z niczym porównywać – pozwoli to dostrzec już kilka przesłuchanych utworów. Słychać w jego brzmieniu dążenie do wypełnienia dźwiękiem pomieszczenia odsłuchowego. A pozostawienie słuchacza z wrażeniem niekompletności przekazu, jakby były w nim dziury, to jedna z głównych wad systemów służących do odtwarzania plików. Tutaj wszystko jest treściwe, a nawet „ściśliwe”. Odtwarzacz pokazuje bliskie pierwsze plany, podciąga nieco dalsze, ale pozostawia je w odpowiedniej odległości – na tyle, żeby niezwykle przestrzennie zarejestrowana płyta Alexis Cole pt. A Kiss in The Dark miała oddech, „odejście”, a instrumentom towarzyszył długi, niski pogłos. To nagrania dokonane w zmodyfikowanej wersji realizacji systemu binauralnego. Pokazują one wokal z niewielkim pogłosem, choć wcale nie tak blisko nas, jak to robią urządzenia zwyczajnie ocieplające barwę, i duże instrumenty z gęstą akustyką wnętrza wręcz „wyskakujące” z boków. Lumïn nieco to wszystko zagęścił, ocieplił, przybliżył, ale wszystko to zrobione zostało gładko, jakby przy okazji. Tak – gładkość to kolejna rzecz, którą z nim dostajemy. To element, który wyróżniał odtwarzacze tego producenta od innych i który pozostał jego znakiem rozpoznawczym do dziś. Niezależnie od tego, z jakiego rodzaju pliku będziemy odtwarzali muzykę, z jakiego źródła, a nawet jaka to będzie muzyka, zawsze i wszędzie X1 nada temu graniu polor, dopieści wszystkie dźwięki. Dzięki czemu przekaz, jaki dostajemy jest tak cholernie przyjemny. Jak mówię, nie ma większego znaczenia, jaki rodzaj pliku odtwarzamy, bo każdy będzie potraktowany w ten sam sposób. Ale też wcale nie mówię, że nie ma znaczenia, jakie to pliki i z czego je odtwarzamy. X1 Lumïna nie jest odtwarzaczem, który dążyłby do prześwietlania nagrań, ani nawet do bezwzględnej prawdy o nich. Wybiera swoją własną prawdę. Jeśli ważne jest dla nas wrażenie obecności w miejscu nagrania, być może lepiej poszukajmy czegoś innego, bo testowany odtwarzacz przenosi cały ten mikrokosmos do nas, wypełniając pokój muzyką. Różnica niby niewielka, ale tak naprawdę ukazująca dwa kompletnie różne podejścia do materii dźwiękowej. Pliki | Lumïn X1 jest przy tym wystarczająco rozdzielczy, aby jego użytkownik walczył o pliki mające jak największą rozdzielczość. Bo, widzą państwo, X1 jest tego typu urządzeniem, które od momentu startu wymusza na słuchaczu wysoki poziom. Stara się go skłonić do lepszych zachowań. Nie jest to działanie na siłę, ale od razu wiadomo, że ma do zaoferowania tak wiele, że głupotą byłoby nie skorzystanie z tego. Pliki FLAC 16/44,1 grane z Tidala brzmiały fajnie – dużo zależało od nagrania, ale generalnie to było sensowne granie. Ale przejście na pliki kodowane w MQA, a potem na pliki odtwarzane z dysku NAS lub pendrajwa, a wśród nich na DSD powyżej DSD64 i PCM powyżej 24/44,1 było wyzwalające – bo był to ciągły ruch do przodu, w kierunku lepiej. Różnica pomiędzy plikiem granym z Tidala i z NAS-a, niech to będzie duet Keitha Jarretta i Charliego Hadena z płyty Last Dance w PCM 24/96, sprowadzała się do większej swobody pliku na NAS-ie, jego głownie większej dynamiki. Plik kodowany w MQA był gładszy, cieplejszy, ale też mniej rozdzielczy. Podobnie było z przejściem na pliki wysokiej rozdzielczości, aż do 24/384 i piękną płytą Nocturnal QOPE, czyli fortepianem solo, zarejestrowanym przez wytwórnię tprk. X1 nie wypunktowywał tych różnic, bez bezpośredniego porównania mogą być one mniej znaczące, a nawet bez znaczenia, ale kiedy raz je usłyszymy, będziemy walczyli o jak największą rozdzielczość plików. Otwarcie | W odróżnieniu od poprzednich generacji odtwarzaczy tego producenta X1 gra bardziej otwartym dźwiękiem. Pisałem o tym „przejściu” przy okazji testu modelu T2. Tutaj jest ono bardziej stonowane, a to dlatego, że to znacznie bardziej wyrafinowany dźwięk – właściwie nie ma porównania. Podstawowy kierunek tych zmian jest jednak podobny. To podkreślenie zakresu średnicy odpowiadającego za jej otwarcie. Odtwarzacz Ayona, który służył mi jako punkt odniesienia, gra znacznie niżej i ciemniej. Mogłoby się więc wydawać, że to Ayon jest cieplejszy, a tu nie – znacznie bardziej gładkie, podkręcone średnie tony, szczególnie na przełomie z basem, dostaniemy z Lumïnem. W bardzo podobny sposób brzmienie swoich odtwarzaczy SACD zmodyfikował jakiś czas temu japoński Accuphase i może jest tu coś na rzeczy. Wokale są więc pokazywane dość blisko nas, są duże i mają sporo energii. Miałem to zarówno z Alexis Cole, jak i z Norah Jones z plików DSD (to było mocne!), ale i z instrumentami z płyty Jazz at the Pawnshop (DSD). To wynik złożenia trzech cech o których mówiłem: dogęszczenia, podkreślenia przełomu środka i basu oraz otwarcia wyższego środka. Ponieważ wysokie tony są lekko osłodzone, nie przykuwają uwagi, mamy wrażenie ciepła – czwartej rzeczy o której warto powiedzieć. Choć, powtórzę, to nie jest ocieplony dźwięk, przynajmniej nie wprost. Bas | Jeślibym miał wskazać na coś, co się nie zmieniło odkąd znam tę firmę, to sposób prowadzenia basu. Jest on duży, ładny, kolorowy, miękki i nie jest specjalnie wyraźnie definiowany – przynajmniej w porównaniu z najlepszymi odtwarzaczami CD i SACD. Odtwarzacze Linna ten zakres grają w perfekcyjnie neutralny sposób, ale często – takie mam wrażenie – zbyt zachowawczy, nie pozostawiając miejsca na ekspresję. A właśnie ekspresji Lumïnowi nie brakuje. Bo to granie z rozmachem. I choć nie do końca na samym dole rozdzielcze, ani nie do końca definiowane, to po prostu ładne i ładnie dopełniające resztę pasma. Music Machine | Słuchając X1 wielokrotnie miałem uśmiech na twarzy. Jeszcze częściej towarzyszyła mi jednak czysta ciekawość. Uśmiech pojawiał się, kiedy ową ciekawość zaspokajałem i okazywało się, że uzyskany przez konstruktorów Lumïna dźwięk jest niezwykle satysfakcjonujący. X1 jest bowiem prawdziwą „music machine”, że tak powiem. Generuje fale przyjemności, które ogarniają nas z kolejnymi albumami, wznosząc się, kiedy nagranie jest lepsze i plik większy, opadając, kiedy nagranie jest takie sobie, a plik ma parametry znane z CD. Falowanie o którym mowa dotyczy każdego rodzaju urządzeń audio, a tutaj jest stosunkowo niewielkie i przesunięte ku górze na skali przyjemności. X1 nie idzie w kierunku precyzji i rozdzielczości, to nie jego klimaty. Różnicowanie jest tu dobre, ale też nie najważniejsze. Odtwarzacz Ayona, czy to grając płyty SACD, czy CD wciąż był pod wieloma względami lepszy, nawet w porównaniu z najbardziej „wypasionymi” plikami PCM 24/384 i DSD256. Ale to różnica o którą wielu melomanów nie będzie się chciała bić. Jest realna, ale niekoniecznie przesądzająca. | PODSUMOWANIE Bo to, co X1 oferuje tu i teraz jest bardzo atrakcyjne. To duży, gęsty, pełny dźwięk, który jest do tego otwarty na środku pasma. Ma rozmach, dynamikę i uderzenie. Oferuje bardzo dużą przestrzeń – choć bez dokładnie określanej pozycji muzyków i ich brył. To dźwięk, o którym marzy wielu miłośników winylu. Świat się kończy – cyfra, która gra lepiej niż gramofon? Proszę posłuchać samemu, a potem pomyśleć, o ile wygodniejszy w obsłudze jest taki Lumïn. A przecież w odtwarzaczach plików od początku o to chodziło – o wygodę. Nowa generacja tych urządzeń, w tym X1, dodaje do niej piękny dźwięk, co oznacza, że dostajemy więcej niżby mogli sobie zamarzyć konstruktorzy jeszcze dziesięć lat temu. Odtwarzacze firmy Lumïn dzielą podobną koncepcję budowy. Są niskie, głębokie, a na środku ich środkowych ścianek widnieją niebieskie wyświetlacze. Droższe modele otrzymują obudowy wykonane z frezowanych elementów z grubego aluminium oraz wydzielone na zewnątrz, liniowe zasilacze. Przód i tył | Podobnie jest z X1. Jego wygląd jest niezwykle atrakcyjny, a budowa bardzo solidna. Na wyświetlaczu o którym mowa odczytamy nazwę wykonawcy, tytuł utworu, dane techniczne odtwarzanego pliku, czas odtwarzania oraz tę samą informację, ale w postaci bargrafu w kształcie kółka. I jest jeszcze duża liczba pokazująca numer utworu w playliście. Przyłącza ukryto pod wpuszczoną daleko w głąb obudową. Chroni to kable przed uszkodzeniem, chociaż dla gniazda USB znalazłbym nieco lepsze miejsce – wpinanie tam pendrajwów z plikami Master, a mam ich trochę, było utrapieniem. Jeśli jednak korzystamy tylko z plików na dysku NAS, nie będzie to miało żadnego znaczenia. Mamy tu dwa gniazda Ethernetowe – klasyczne oraz optyczne – wyjścia cyfrowe BNC i USB, a także dwie pary wyjść analogowych – XLR i RCA. Jest też zacisk masy – warto ją podłączyć do innego urządzenia w systemie, albo do sztucznej masy. Środek | Wnętrze zostało wyfrezowane z pojedynczego bloku aluminium i podzielone zostało na dwie części – odtwarzacza plików i przetwornika D/A. Sekcja przetwornika to specjalizowany mikrokomputer, z głównym procesorem ukrytym pod sporym radiatorem i dwoma układami DSP – Xilinx Altera IV i XMOS. Obok mikroprocesora widać dwa, stabilizowane temperaturowo i mechanicznie zegary taktujące firmy Crystek. Za grubym ekranem mamy płytkę z przetwornikiem D/A. Na jego wejściu umieszczono dwa układy ESS SABRE32 ES9038Pro, z radiatorami na wierzchu. To rzadki widok, chociaż wydawałby się logiczny – układy grzeją się, a zmiany temperatury nie wpływają korzystnie na ich pracę. Konwersję I/U oraz filtry analogowe zbudowano wykorzystując układy scalone IT OPA1611 oraz OPA 140; te ostanie są mają na wejściu tranzystory JFET. Wyjście sprzęgane jest jednak dodatkowo transformatorami Lundahl Transformers LL7401. Układ analogowy ma budowę dual mono, z osobnymi zasilaczami i torami wzmocnienia. Zasilacz | Właściwy zasilacz znalazł się jednak osobno, w atrakcyjnej obudowie z aluminium. Także i jego obudowa została wyfrezowana z bloku aluminium. Z przodu mamy niebieski wskaźnik zasilania o trójkątnym kształcie, a z tyłu gniazdo zasilające EIC z mechanicznym wyłącznikiem, gniazdo z napięciem DC dla odtwarzacza oraz kolejny zacisk masy. Jak widać z masą w Lumïnie nie żartują :) W środku widać dwa, spore transformatory toroidalne, dla każdej sekcji osobny, stabilizowane mechanicznie od spodu aluminiowymi wspornikami, a przykręcone „na plecach” do obudowy. Z transformatora przeznaczonego dla sekcji analogowej wychodzą dwa uzwojenia wtórne – dla każdego z kanałów – zastosowano więc w sumie trzy zasilacze, z pięcioma, niskoszumnymi scalonymi stabilizatorami na końcu – Linear Technology Corporation LT3015 i LT3086. Zasilacz z odtwarzaczem łączy się poprzez gruby kabel zasilający DC z solidnymi, zakręcanymi wtykami. To jeden z najlepiej wykonanych odtwarzaczy plików, jakie widziałem. Dane techniczne (wg producenta) Protokół przesyłu: UPnP AV |
System referencyjny 2019 |
|
|1| Kolumny: HARBETH M40.1 |TEST| |2| Podstawki: ACOUSTIC REVIVE (custom) |3| Przedwzmacniacz: AYON AUDIO Spheris III |TEST| |4| Odtwarzacz Super Audio CD: AYON AUDIO CD-35 HF Edition No. 01/50 |TEST| |5| Wzmacniacz mocy: SOULUTION 710 |6| Stolik: FINITE ELEMENTE Pagode Edition |OPIS| |7| Filtr głośnikowy: SPEC REAL-SOUND PROCESSOR RSP-AZ9EX (prototyp) |TEST| |
|
Okablowanie Interkonekt: SACD → przedwzmacniacz - SILTECH Triple Crown (1 m) |TEST|Interkonekt: przedwzmacniacz → wzmacniacz mocy - ACOUSTIC REVIVE RCA-1.0 Absolute Triple-C FM (1 m) |TEST| Kable głośnikowe: SILTECH Triple Crown (2,5 m) |ARTYKUŁ| |
|
Zasilanie Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → odtwarzacz SACD - SILTECH Triple Crown (2 m) |TEST|Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → przedwzmacniacz - ACOUSTIC REVIVE Power Reference Triple-C (2 m) |TEST| Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → wzmacniacz mocy - ACROLINK Mexcel 7N-PC9500 |TEST| Kabel zasilający: gniazdko ścienne → listwa zasilająca AC - ACROLINK Mexcel 7N-PC9500 (2 m) |TEST| Listwa zasilająca: AC Acoustic Revive RTP-4eu ULTIMATE |TEST| Listwa zasilająca: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR (+ Himalaya AC) |TEST| Platforma antywibracyjna pod listwą zasilającą: Asura QUALITY RECOVERY SYSTEM Level 1 |TEST| Filtr pasywny EMI/RFI (wzmacniacz słuchawkowy, wzmacniacz mocy, przedwzmacniacz): VERICTUM Block |TEST| |
|
Elementy antywibracyjne Podstawki pod kolumny: ACOUSTIC REVIVE (custom)Stolik: FINITE ELEMENTE Pagode Edition |OPIS| Platformy antywibracyjne: ACOUSTIC REVIVE RAF-48H |TEST| Nóżki pod przedwzmacniaczem: FRANC AUDIO ACCESSORIES Ceramic Classic |ARTYKUŁ| Nóżki pod testowanymi urządzeniami: |
|
Analog Przedwzmacniacz gramofonowy: Wkładki gramofonowe:
Docisk do płyty: PATHE WINGS Titanium PW-Ti 770 | Limited Edition Mata:
|
|
Słuchawki Wzmacniacz słuchawkowy: AYON AUDIO HA-3 |TEST|Słuchawki:
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity