MUZYKA | RECENZJA WOJTEK KAROLAK & ADAM CZERWIŃSKI
Wydawca: AC Records | ACR 009 |
ydać płytę winylową jest w dzisiejszych czasach wyjątkowo łatwo – paradoks, do którego prowadzi kręta droga przez innowacje technologiczne, które z jednej strony doprowadziły niemal do wymarcia tej techniki, a z drugiej jej rozkwit dzięki kulturze DJ-skiej i kultywowanej przez garstkę audiofilów prawdzie, mówiącej, że dźwięk z analogu może być po prostu referencyjny. Dzisiaj płyta winylowa jest nie tylko nośnikiem muzyki, ale także kodu kulturowego – jest modna. Adam Czerwiński z płytą In A Sentimental Mood z wizytą w „High Fidelity” Wydać płytę winylową, a wydać dobrą płytę winylową dzieli jednak przepaść, równie głęboka, jak ta pomiędzy „jabcokiem” i przyjemnym Barolo, smakowitą Rioją. Płytę winylową może wytłoczyć niemal każdy, kto „wbije się” w wolny termin obleganych, przeciążonych tłoczni. A to dlatego, że płyty wydaje się obecnie właściwie taśmowo – dokładnie tak, jak w latach 70. XX wieku, kiedy to jakość nie miała już większego znaczenia. Teraz jest podobnie – jakość jest ważna, ale tylko do pewnego momentu. Żeby bowiem wydać płytę winylową tak, jak ona na to zasługuje trzeba być przygotowanym na znacznie większe wydatki, ale przede wszystkim na zmianę myślenia. Niemal wszystkie nowe płyty winylowe tłoczone są bowiem z plików cyfrowych. A pliki te pochodzą albo z cyfrowych remasterów – jeśli to wznowienie – albo z cyfrowych plików master – jeśli to nowe wydawnictwa. Cyfra jest bowiem tańsza, łatwiejsza, bezpieczniejsza. A Analog to zupełnie odrębny świat, którego dzisiaj już niemal nikt nie rozumie. Ci, którzy wiedzą o co w nim chodzi są więc na wagę złota, naprawdę. To dlatego inicjatywa Adama Czerwińskiego, o której pisaliśmy we wstępniaku z tego miesiąca, jest tak cenna. Ten jazzman – muzyk, producent, wydawca – postanowił wydawać płyty winylowe. W planach są zarówno wznowienia starszych płyt, nagranych jeszcze cyfrowo, jak i nowe rejestracje w pełni analogowe. Do tych ostatnich należy, wydana dokładnie 13 grudnia 2018 roku, płyta In A Sentimental Mood sygnowana przez Wojciecha Karolaka i – właśnie – Adama Czerwińskiego. O tej płycie chciałbym państwu opowiedzieć. Choć to oni są postaciami pierwszoplanowymi tego wydawnictwa, obok nich znaleźli się jednak również inni fantastyczni muzycy: grający na saksofonie tenorowym Tomasz Grzegorski, Robert Majewski z flugeohornem i Marcin Wądołowski z gitarą elektryczną. Płytę tworzy osiem kompozycji, wśród których są utwory obydwu muzyków, ale również jazzowe evergreeny, między innymi Duke'a Ellingtona, Slide’a Hamptona i Sonny'ego Rollinsa. Płytę zamyka instrumentalna wersja standardu Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego pod tytułem Już czas na sen (Dobranoc). PROGRAM 1. Blues zajęczy 2. Daddy James 3. Wyszłam za mąż, zaraz wracam 4. Old Folks / That's All Strona B 1. In A Sentimental Mood 2. A Frame For The Blues 3. Eight Plus Four-Karolinka 4. Już czas na sen (Dobranoc) | ROZMOWA In A Sentimental Mood jest płytą niezwykłą. Po pierwsze została zagrana na tzw. „setkę”. Po drugie została nagrana i zmiksowana w domenie analogowej. Po trzecie zaś mastering końcowy został wykonany w Abbey Road Studios, razem z nacięciem miedzianej matrycy w technologii DMM. To pierwsza płyta wydana w ramach Klubu Płytowego AC Records, nad którym nasz magazyn objął patronat. Z tej okazji Adam Czerwiński przyjechał do mnie i mogliśmy swobodnie o wszystkim porozmawiać. Poniżej zapis tej rozmowy. WOJCIECH PACUŁA: Powiedz proszę, kiedy powstał Klub? Po co ci w ogóle taki klub, jaki jest jego cel? Ale nie chodzi tylko o winyle, ale generalnie o analog, prawda? Analog o którym mowa obejmuje zresztą także i tor nagraniowy… In A Sentimental Mood została wydana w wersji czerwonej (transparentnej) i czarnej Czy od strony artystycznej taka w pełni analogowa sesja różni się od cyfrowej? Przy takim graniu nie ma całej tej otoczki produkcyjnej, z którą mamy do czynienia przy zwykłym nagraniu cyfrowym. Nagranie cyfrowe, które opuszcza takie studio wygląda tak, jakby wszystko w nim zostało zagrane razem, tak to ludzie słyszą potem na płycie. A rzeczywistość jest taka, że to płyty w pełni „wyprodukowane”, gdzie prawie każdy dźwięk został zagrany i nagrany oddzielnie, gdzie często muzycy się z sobą nawet nie spotkali. Na naszej płycie wszystko jest żywe i prawdziwe – takie, jakie było naprawdę. To chyba bardzo stresująca sytuacja dla muzyka? No właśnie, a jak udało ci się namówić do takiej sesji pana Wojtka Karolaka? Ponieważ jednak znamy się wiele lat i dużo z sobą przeżyliśmy – graliśmy i robiliśmy wiele różnych rzeczy – to udało mi się go zaciągnąć do studia na tę sesję. Strasznie narzekał i nic mu się nie podobało – zresztą nigdy nic mu się nie podoba. Do momentu, kiedy puściłem mu produkt końcowy, czyli gotowe zgrania. Przy okazji powiem, że musiałem go trochę „odłączyć” od działania, bo wszystko chciał zmieniać i wymieniać, ale jak gderacz bardziej niż producent. Na szczęście wiedziałem o tym wcześniej i zniechęciłem go do kolejnego przyjazdu do studia, więc wszystkie miksy i resztę pracy zrobiłem z reżyserem nagrania. I to było błogosławieństwo, bo kiedy usłyszał efekt końcowy, to mu szczęka opadłą. A już całkowicie był „kupiony”, kiedy na wystawie Audio Video Show 2018 mieliśmy prezentację z elektroniką Elins Audio i głośnikami Acoustique Quality, gdzie miałem tłoczenie testowe z tego winyla. Widziałem, że jest bardzo zadowolony, a to się rzadko zdarza. Masterujesz swoje płyty na Abbey Road, a więc tam, gdzie nagrywali Beatlesi – jak udało ci się tam dostać? Ponieważ grałem wówczas z Nagelem Kennedym i często bywałem w Londynie, znałem tam trochę ludzi, w tym managerów. Do Abbey Road Studios nie jest łatwo się dostać, bo studio prześwietla cię do trzeciego pokolenia, żeby dowiedzieć się, kim jesteś i co sobą reprezentujesz. Udało mi się jednak zrobić tam ten pierwszy mastering. Kiedy teraz dzwonię, to już właściwie bardziej prywatnymi kanałami, nie muszę już niczego umawiać oficjalnie. To bardzo przyjemne studio, z miłą atmosferą i wspaniałymi, otwartymi ludźmi. Kiedy tam jesteś, to muzyka po prostu wygląda trochę inaczej niż gdzie indziej. |
Masteringowiec przygotowujący taśmę na potrzeby wydania LP od razu nacina też płytę DMM? Jakie masz plany dotyczące następnej płyty? Kiedy ta płyta się ukazuje? Będą więc już trzy płyty „klubowe”. Wiem, że pojawią się one we wszystkich salonach firmowych Denon, prawda? Zanim się pożegnamy, bo zaraz musisz biec na samolot, wróćmy jeszcze na chwilę do taśm – dla zupełnych szaleńców chciałbyś przygotować kopie taśm-matek. Dziękuje bardzo za rozmowę i życzę bezpiecznej podróży! | NAGRANIE I WYDANIE Część informacji o płycie In A Sentimental Mood mogliście państwo znaleźć w, już przywoływanym, wstępniaku do lutowego wydania „High Fidelity” (HF | No. 178). Zbiorę je jednak raz jeszcze dla tych, którzy nie mieli okazji czytać o tym wcześniej. To pierwszy krążek, który ukazał się w ramach AC Records Vinyl Club, inicjatywy Adama Czerwińskiego. Jest wydawnictwem ściśle limitowanym – wytłoczonych zostało tylko 500 sztuk. Wszystkie są numerowane i pierwszych 150 ma kolor czerwony (krążki są półprzezroczyste), a pozostałych 350 czarny. Płyty wsuwane są w antystatyczne koperty, a te w jedną z części podwójnej okładki („gatefold”). Grafika jest znakomita – to zasługa zdjęć pana Pawła Wyszomirskiego i gdańskiego studia graficznego acrobat.com.pl. Mamy do czynienia z wydawnictwem AAA, czyli nagranym analogowo, zmiksowanym analogowo i masterowanym analogowo. Nagranie, miks i pre-master zostały wykonane w tym samym studiu – Custom 34 – i przez tego samego inżyniera dźwięku – pana Piotra Łukaszewskiego. Rejestracji dokonano w jednym podejściu na 24-śladowy magnetofon analogowy Studer Studer A 827 z 2” taśmą, przez konsolę analogową Neve Custom Series. Jak mówił Adam Czerwiński, wszystkie nagrania to pierwsze podejścia, z wyjątkiem jednego, które zostało wykonane dwa razy. Grano ciągiem po cztery nagrania i w takiej kolejności zostały następnie zmiksowane oraz poddane masteringowi. Zgrano je przy tym na 1/4” taśmę na magnetofonie Studer A807 mkII i pocięto, układając utwory według zaplanowanej wcześniej kolejności; kolejność nagrywania utworów nie odpowiada więc ich kolejności na płycie. Miedziana płyta DMM, czyli nacięty przez masteringowca „master” krążka In A Sentimental Mood Tak przygotowana taśma została następnie zawieziona do Londynu, do Abbey Road Studios. Inżynierem masteringowym, który naciął z niej miedzianą płytę w technologii DMM był Alex Warton. To osoba odpowiedzialna, między innymi, za analogowe reedycje monofoni- „High Fidelity” jest głównym partnerem AC Records Vinyl Club. | ODSŁUCH Płyta Adama Czerwińskiego ma bardzo określony charakter dźwięku. To granie niskie, gęste, ciepłe, niesamowicie – muszę to powiedzieć – „analogowe”. Analogowe w tym sensie, że gładkie, wysycone, wypełnione i bardzo, ale to bardzo rozdzielcze. Słuchając poprzedniej płyty tego muzyka (Kiedy byłem) można docenić precyzję brzmienia, selektywność, atak, szybkość. To fajna płyta. Ale też od razu wiadomo, że In A Sentimental Mood jest czymś zupełnie osobnym. Po pierwsze to granie z niesamowitym feelingiem i na luzie. Nie ma tu ciśnienia, nie ma też gwiazdorzenia. Kiedy Karolak wychodzi na pierwszy plan, to nie robi tego po to, aby przykryć pozostałych muzyków, a po prostu dlatego, że znalazł w danej chwili przestrzeń dla siebie – przestrzeń pozostawioną przez innych muzyków. Podobnie z Adamem i pozostałymi muzykami. Świetnie się uzupełniają, czują się wspólną grą. Jeśli to nie jest improwizacja i jazz, to co nimi jest? Jak mówię, to granie wypełnione i ciepłe. Przypomina granie analogu z lat 50., tyle że z lepiej wypełnionym dołem i trochę mniej akcentowanym atakiem. Słuchając, dla przykładu, nagrań Roya DuNanna dla wytwórni Prestige usłyszymy instrumenty blisko nas, niemal wychodzące z głośników. To dźwięk wymuszony przez warunki nagrania – niewielka część magazynu na płyty – ale z czasem przyjęta jako pewien wzorzec brzmienia. Nagrania z płyty In A Sentimental Mood brzmią bardziej jak z realizacje Rudy’ego Van Geldera z jego studia w Hackensack. Są nieco bardziej zdystansowane, a do tego nałożono na nie długi pogłos. Duże „odejście” dźwięku jest dla tego krążka niebywale charakterystyczne. Mamy z jednej strony intymne, blisko osadzone barwy, a z drugiej dużo powietrza za wykonawcami. Odsłuchy prowadzone były na gramofonie Kuzma Stabi R (30 500 zł) z ramieniem 4Point 9 (15 300 zł) i wkładką Etsuro Urushi Bordeaux (32 000 zł); test TUTAJ Ci rozmieszczeni są na niewielkiej przestrzeni, ale o dużej głębi. Pierwszy plan nie jest bardzo blisko, a mimo to mamy wrażenie intymnego kontaktu z muzykami. Pomiędzy utworami są minimalne przerwy, jak gdyby starano się podkreślić charakter tego nagrania – nagrania w pewnym sensie „live”. Perkusja ma gęste brzmienie, blachy mają wagę, są świetnie różnicowane, a i tak brzmią w ciepły sposób. Ciekawe, ale lider płyty i jego instrument nie zdominowały jej, pozostawiając przestrzeń dla innych obecnych w studio. Bo to takie właśnie granie – „analogowe”. Analogowo-lampowe można by powiedzieć, zupełne przeciwieństwo stereotypowego brzmienia płyt DMM. Winyl właściwie nie szumi, ma znikome trzaski i jego „mechanika” nigdy nie zwraca na siebie uwagi. Wersja „czerwona” brzmi odrobinę inaczej – nie jest tak rozdzielcza, jak czarna i nieco mocniej słychać wyższy środek. Różnice nie są duże, to niewielkie zmiany, ale są – kolorowy barwnik dodawany do winylu zawsze wpływa na dźwięk, to po prostu mechanika. ■ Jakość dźwięku: 10/10 |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity