pl | en

Przedwzmacniacz gramofonowy

Phasemation
EA-500

Producent: KYODO DENSHI ENGINEERING Co., Ltd.
Cena (w czasie testu): 34 900 zł

Kontakt:
Ikebe-cho 4900-1 Tsuzuki-ku Yokohama-shi
Kanagawa 224-0053 | Japan 


hdseven@phasemation.com

www.phasemation.com

MADE IN JAPAN

Do testu dostarczyła firma: NAUTILUS


ógłbym napisać - „Przygód z japońską marką Phasemation ciąg dalszy”. Urządzeń tej firmy słyszałem już sporo, mimo że jej oferta nie jest przesadnie rozbudowana. Przynajmniej jeśli mówimy o tej, która jest przeznaczona na rynki światowe, bo dostępna na japońskim jest obszerniejsza. Ta, którą dysponuje polski dystrybutor skupiona jest wokół produktów związanych z odtwarzaniem płyt winylowych.

W aktualnym cenniku znajdziemy bowiem pięć wkładek – w tym jedną mono – cztery przedwzmacniacze gramofonowe, plus zasilacz do topowego modelu i dwa transformatory typu „step-up”. Oczywiście jest tam również znakomity przedwzmacniacz liniowy i dwa modele lampowych wzmacniaczy mocy, a nawet wzmacniacz słuchawkowy, ale podstawę portfolio Phasemation stanowi oferta skierowana do miłośników analogu.

EA-500, który otrzymałem do testu, jest ostatnim modelem przedwzmacniacza gramofonowego tej firmy, którego jeszcze nie miałem okazji słuchać u siebie. Do tej pory każde spotkanie, także z modelami już nieprodukowanymi, od dołu do samego szczytu oferty dostarczyły mi mocnych pozytywnych wrażeń. Oczywiście najlepiej wypadł, rozbudowany aż do trzech lub czterech elementów (ja słuchałem w tej ostatniej wersji), topowy EA-1000.

Składa się on z dwóch stopni monofonicznych, czyli po jednym na kanał, a jakby tego było mało zasilacz wyprowadzono do osobnej obudowy, a idąc na całość można wykorzystać po jednym na kanał. I jak pokazały odsłuchy taka postać, czy taki rozdział kluczowych elementów przedwzmacniacza gramofonowego wcale nie jest przesadą. Jest to bowiem jedno z kilku najlepszych urządzeń tego typu, jakich miałem okazję słuchać u siebie. Wyrafinowane, precyzyjne, ale i piekielnie muzykalne i angażujące – słowem ma wszystko, by być godnym wyborem do wielu systemów nawet z najwyższej półki.

W ofercie znajdziemy jednakże i mniej kosztowne, tranzystorowe rozwiązania ,jak choćby wręcz śmiesznie tani, biorąc od uwagę audiofilskie realia oraz pochodzenie z Kraju Kwitnącej Wiśni, EA-200, czy nadal bardzo rozsądnie wyceniony EA-300, który testowałem dla Państwa dwa lata temu (zobacz TUTAJ). Nawet te dwa niedrogie modele śmiało stają w szranki z europejskimi konkurentami podobnie albo i wyżej wycenionymi i w większości wypadków wychodzą z tego obronną ręką.

Pokazuje to, może nawet lepiej niż topowe urządzenia, że konstruktorzy tej marki po prostu doskonale wiedzą co robią. Wykorzystując doświadczenie i wiedzę zdobytą przy tworzeniu high-endowych urządzeń potrafią je wykorzystać by zaoferować znakomite rozwiązania także dla mniej zamożnych klientów.

Testowany EA-500 w ofercie wylądował na drugiej pozycji od góry, jedynie poniżej EA-1000. To także urządzenie, które może pracować zarówno z wkładkami z ruchomym magnesem (MM), jak i ruchomą cewką (MC). Z zewnątrz oba modele są podobne – testowany przedwzmacniacz również rozdzielono na dwie obudowy, po jednej na kanał. Na frontach każdego monobloku też znajdziemy po trzy pokrętła, acz jest tam i element, którego w droższym modelu nie ma – włącznik.

Kolorystyka też jest trochę inna, bo pokrętła nie są złote, nie ma też złotej tabliczki z nazwą firmy. Mówiąc szczerze, jak dla mnie, który fanem złota i złotego koloru nie jestem, dizajn EA-500 przypadł do gustu chyba nawet bardziej niż EA-1000. Różnica podstawowa widoczna z zewnątrz to fakt, iż tu nie ma zewnętrznego zasilacza(y). Każdy kanał nadal ma własny układ zasilający, ale umieszczono je w tej samej obudowie co układ korekcyjny i wzmacniający. To dlatego pomimo niemal identycznych rozmiarów (większa o 8 mm jest jedynie głębokość) waga jednego urządzenia zwiększyła się z 4,5 do 5,5 kg.

Pewne różnice występują również w deklarowanych parametrach – EA-500 oferuje nieco niższe wzmocnienie, nieco mniej precyzyjną korekcję RIAA, czy niższy odstęp sygnału od szumu (S/N). Różnice nie są jednakże duże, a parametry nadal znakomite.

W czasie testu korzystałem z dwóch gramofonów i wkładek. Jeden zestaw składał się oczywiście z mojego referencyjnego gramofonu J. Sikora Standard Max z ramieniem Schroeder CB oraz wkładką Air Tight PC-3. Drugi natomiast to gramofon Transrotor Massimo z ramieniem TR5009 (SME309), wkładką My Sonic Lab Reference Gold oraz z dwoma silnikami. Za punkt odniesienia służył mi przede wszystkim mój GrandiNote Celio Mk IV, ale również najnowsza wersja używanego przeze mnie przez kilka lat ESE Labs Nibiru, którą niedawno dostałem od producenta do porównania ze starszą wersją. Choć to urządzenie znacząco tańsze od dwóch pozostałych, to klasą dźwięku wcale nie chciało od nich aż tak bardzo odstawać.

PHASEMATION w „High Fidelity”
  • TEST: Phasemation PP-1000 | wkładka gramofonowa
  • TEST: Phasemation EA-300 | przedwzmacniacz gramofonowy
  • TEST: Phasemation CA-1000 + MA-1000 | przedwzmacniacz liniowy + wzmacniacz mocy (monobloki)
  • TEST: Phasemation HD-7A192 | przetwornik cyfrowo-analogowy
  • TEST: Phasemation EPA-007 | wzmacniacz słuchawkowy

  • Płyty użyte do odsłuchu (wybór):

    • AC/DC, Live, EPIC, E2 90553, LP
    • Albeniz, Suita Espanola, KIJC 9144, LP
    • Arne Domnerus, Jazz at the Pawnshop, Proprius ATR 003, LP
    • Cannonball Adderley, Somethin' else, Classic Records BST 1595-45, LP
    • Daniel Gaede, The tube only vinyl, TACET L117, 180 g LP
    • Dead Can Dance, Spiritchaser, 4AD/Mobile Fidelity MOFI 2-002, LP
    • Kate Bush, The sensual world, Audio Fidelity AFZLP 082, 180 g LP
    • Keith Jarrett, The Koeln Concert, ECM 1064/65 ST, LP
    • Lou Donaldson, LD+3, Blue Note MMBST-84012, LP
    • Miles Davis, Sketches of Spain, Columbia PC8271, LP
    • Muddy Waters & The Rolling Stones, Live At The Checkerboard Lounge. Chicago 1981, Eagle Rock Entertainment B0085KGHI6, LP
    • Patricia Barber, Companion, Premonition/Mobile Fidelity MFSL 2-45003, 180 g LP
    • Pink Floyd, The Endless River, Parlophone Records 825646215478, LP
    • Rodrigo y Gabriela, 11:11, EMI Music Poland, LP
    • The Ben Webster Quintet, Soulville, Verve Records M GV-8274, LP
    • Thorens, 125th Anniversary LP, Thorens ATD125, LP
    • Vivaldi, Le Quatro Stagioni, Divox/Cisco CLP7057, LP

    Japońskie wersje płyt dostępne na

    Phasemation kojarzy mi się z urządzeniami lampowymi – nic na to nie poradzę, tak po prostu jest i pewnie ma to jakiś wpływ na odbiór kolejnych produktów tej marki. Wystarczy bowiem świadomość faktu, iż słuchamy urządzenia z lampami na pokładzie, nawet jeśli ich nie widzimy, by podświadomie oczekiwać wyjątkowo przyjaznego dla ucha, ciepłego, lekko eufonicznego, płynnego i gładkiego grania z dużą ilością powietrza, z ogromną sceną i trójwymiarowymi, namacalnymi źródłami pozornymi. Dobre urządzenia lampowe wszystko to serwują nie popadając w przesadę – nie ocieplają sztucznie dźwięku, nie zaokrąglają go ponad miarę, nie wycofują skrajów pasma, nie rozdmuchują sceny, ani źródeł pozornych do absurdalnych rozmiarów.

    Recenzent czy nie recenzent – trudno jest się od takich oczekiwań całkowicie odciąć. Na stronie producenta model ten określany jest mianem „tube phono amplifier”, acz w jego wnętrzu lamp nie znalazłem. A jednak od początku było dla mnie jasne, że z Phasemation EA-500 właściwie wszystkie te elementy dostajemy. Niespodzianką, choć może nie tak dużą, jeśli zna się cenę tego urządzenia, jest jego klasa brzmienia, poziom, na jaki japońskie phono przenosi wszystkie te elementy, a także cechy, którymi uzupełnia, czy może raczej dopełnia brzmienie. Bo wszystko, co opisałem w pierwszym zdaniu jest ważne i czasem nawet wystarczające, gdy gra się np. akustyczny jazz, czy klasyczny kwartet, ale niekoniecznie wystarcza, gdy trzeba zagrać powiedzmy Led Zeppelin, czy AC/DC. A jednak, gdy przyszło do takiej muzyki.

    Odsłuch rozpocząłem od fantastycznego Soular energy Raya Browna i od razu przyszedł mi do głowy odsłuch najlepszego przedwzmacniacza gramofonowego, jaki u siebie do tej pory gościłem, czyli Tenora Phono 1. Rzecz przede wszystkim w znakomitym oddaniu tego niesamowicie dobrze nagranego, schodzącego bardzo nisko kontrabasu mistrza, w którego dźwięku słychać udział wielkiego pudła rezonansowego, ale który pozostaje czysty i doskonale kontrolowany.

    Nie było sztucznego przeciągania najniższych dźwięków, nie było powiększania rozmiarów basu, było za to piękne różnicowanie, które pozwalało docenić jak wiele, jak różnych dźwięków można z tego instrumentu wydobyć. Były wybrzmienia, energia i szybkość każdego szarpnięcia struny oddane w sposób, który sprawia, że krew (fana kontrabasu) szybciej krąży w żyłach. Znakomicie zabrzmiały też blachy perkusji. Z jednej strony ich dźwięk był nasycony, mocny, z drugiej czyściutki, precyzyjny, ostry gdy trzeba, czasem zwiewny, zawsze otwarty, ze swobodnymi, nieskracanymi wybrzmieniami. Fortepian również miał swoją masę, potęgę brzmienia i naturalność stanowiąc doskonałe uzupełnienie tego wyjątkowego, a także wyjątkowo dobrze nagranego i wydanego, tria.

    W czasie sesji odsłuchowych nie zabrakło, bo po prostu nie mogło, nagrań koncertowych. Poprzednie przedwzmacniacze Phasemation, ale i choćby każdy z trzech modeli AudioTekne i Ypsilon, grały je fantastycznie. Po pierwsze wyjątkowo dobrze odtwarzały wszystkie aspekty akustyki uchwycone na takich krążkach, po drugie potrafiły zbudować wyjątkowo przekonującą koncertową atmosferę, a po trzecie grały ekspresyjnie i wciągająco. EA-500 w tym zakresie, na ile pamięć pozwalała mi to ocenić, wcale jakoś specjalnie nie ustępował tym topowym, lampowym konstrukcjom.

    Na Jazz at the Pawnshop, czy Live at the Checkerboard Lounge zabrał mnie do niewielkich, choć mocno się od siebie różniących klubów, ale gdy na talerzu wylądował fantastyczny krążek Michela Godarda otworzył przede mną ogromną przestrzeń dziedzińca średniowiecznego opactwa. Kluby różniły się między sobą zarówno akustyką, wielkością sceny, jak i... publicznością. Jazz at the… to kilku muzyków stłoczonych na niewielkiej scenie i z czasem coraz bardziej entuzjastyczna, ale jednak wciąż skandynawska publiczność, która odrywa się od talerzy i sztućców wciągnięta przez płynące do nich dźwięki, ale nie popada w przesadny entuzjazm.

    Z kolei Live at the... to zdecydowanie większa scena, choć momentami również mocno zatłoczona, i zdecydowanie bardziej żywiołowo reagująca publiczność (być może gęsto lejące się piwo miało na to pewien wpływ :-)). W obu przypadkach Phasemation wykazał się wysoką rozdzielczością, umiejętnością dostarczenia ogromnej ilość informacji płynnie składających się na większą całość. Bardzo dobra separacja i różnicowanie pozwalały śledzić wybranych muzyków, co zwłaszcza na tym drugim krążku, gdzie momentami na scenie występowało pięciu-sześciu wirtuozów gitary, miało ogromne znaczenie. Nie zawodził w zakresie dynamiki, zwłaszcza tej na poziomie mikro, która pozwalała docenić maestrię znakomitych muzyków. Tak dobry wgląd w nagranie sprawia, że słuchanie go nawet po raz enty jest nadal ciekawe, bo dostajemy możliwość „przyglądania” się różnym elementom/instrumentom.

    Dzięki takim urządzeniom jak EA-500 w doskonale znanych nagraniach można odkryć coś nowego, ciekawego. I rzecz nie w tym, że wcześniej tego elementu nie było – był, ale „przykryty” innymi, głośniejszymi/dynamiczniejszymi, czy po prostu bardziej efektownymi. Z Phasemation „przełączanie się” między instrumentami na pierwszym planie a tymi nieco schowanymi, prowadzącą gitarą, a towarzyszącą, instrumentami w sekcji dętej, itd., było możliwe właściwie bez wysiłku. Znając styl gry każdego z gitarzystów towarzyszących Watersowi mogłem łatwo wskazać nie tylko ilu ich w danym momencie jest na scenie, ale i gdzie, który z nich się znajduje. Mogłem swobodnie śledzić jak przejmują od siebie prowadzenie, jak popisują się ponadprzeciętnymi umiejętnościami, jak przepychają się „na łokcie” żeby błysnąć przed publicznością, ale i przed główną gwiazdą wieczoru, czyli Muddy Watersem.

    Na krążku Godarda z kolei, Phasemation znakomicie oddał ogrom otoczenia akustycznego, pokazał pogłos, wybrzmienia, tę specyficzną, podniosłą atmosferę historycznego otoczenia i w wielu utworach mniej poważny charakter muzyki Monteverdiego i wariacji na jej temat. Muzycy, zupełnie nieprzytłoczeni ciężarem wieków grali swobodnie, płynnie, w brzmieniu instrumentów z epoki też trudno było się doszukać oznak sędziwego wieku – brzmiały po prostu znakomicie, żywo, energetycznie i, chciałoby się powiedzieć, choć przecież nie słyszałem ich tam, w Noirlac, naturalnie.

    Później jednakże sięgnąłem właśnie po wspomnianych już Zeppelinów (czwarty album), który zarówno z GrandiNote, jak i ESELabs brzmi świetnie. Od pierwszych kawałków – Black dog, a potem Rock and roll - było jasne, że z EA-500 brzmi to trochę inaczej. Nadal bardzo energetycznie, wystarczająco drapieżnie, choć może jednak ciut mniej niż pozostałe dwa, z mocną, bardzo dobrze prowadzoną perkusją, z mającymi odpowiednie mięcho gitarami i nie do końca tak czystymi blachami, jakbym sobie życzył – choć to ostatnie to kwestia nagrania, a nie sprzętu odtwarzającego. Choć pod wieloma względami testowany przedwzmacniacz gra jak lampa, to trudno było doszukać się kojarzonego z bańkami próżniowymi zmiękczenia i zaokrąglenia ataku, bardzo dobrze prowadzony był rytm, granie miało odpowiedni drive i wykop.

    Gdy przyszło do akustycznych gitar na Stairway to heaven EA-500 pokazał też i swoje bardziej „lampowe” oblicze, dzięki czemu zabrzmiały bardzo naturalnie, z oddechem, z dużym udziałem pudła i pięknymi wybrzmieniami. Phasemation mocniej natomiast niż Nibiru (ale podobnie jak Celio) nasycił i dociążył niższy środek i wyższy bas, acz nie na tyle, żeby brzmiało to sztucznie, żeby odbierać prezentację jako ocieploną. Dzięki temu brzmiało to raczej pełniej, bardziej jeszcze energetycznie, a przecież właśnie z niebywałej wręcz energii grania ta kapela słynie. Także wokal Planta był z jednej strony bardzo mocny, wyjątkowo obecny (tu z kolei bardziej niż w przypadku dwóch pozostałych przedwzmacniaczy), ale bez sztucznego pogrubiania/dociążania, ustawiony na pierwszym planie, acz na linii kolumn, bez wpychania do przodu, a z drugiej brzmiał czysto i precyzyjnie. I oczywiście wyjątkowo energetycznie, tak, jak powinien.

    Podsumowanie

    Można znaleźć całe mnóstwo podobieństw między EA-500 i topowym EA-1000. Rzecz nie tylko w rozdzielenie obu kanałów do osobnych obudów, ale i w charakterze brzmienia. Można go nazwać „lampowym”, bo jest wyjątkowo pełny, płynny, naturalny. Jest także raczej miękki, jeśli pod tym pojęciem rozumiemy brak utwardzeń, wyostrzeń, rozjaśnień dźwięku, ale przy tym jest czysty, precyzyjny i szybki. Za to bas można określić mianem tranzystorowego, bo schodzi nisko, potrafi „kopnąć”, ale jest zwarty i bardzo dobrze różnicowany – momentami przypominał mi to, co pokazał genialny Tenor Phono 1. Góra pasma i średnica są lampowe, jeśli przez to z kolei rozumiemy wyjątkowo otwarte, delikatne, naturalnie ciepłe, namacalne i angażujące brzmienie.

    Całość jest spójna, płynna, rozdzielcza, niezwykle bogata w informacje, które jednakże nie są celem same w sobie, a jedynie środkiem do uzyskania pełnego, prawdziwego brzmienia. EA-500 świetnie różnicuje płyty pozwalając docenić najlepsze realizacje, a jednocześnie nie jest kilerem tych słabszych. Z nich potrafi wydobyć wartości muzyczne, emocje, aspekty stricte techniczne zostawiając gdzieś na boku. Fantastyczne, do szpiku kości japońskie w najlepszym tego słowa znaczeniu urządzenie, dzięki któremu nawet znanych na pamięć płyta słucha się nie tylko z przyjemnością, ale i zainteresowaniem i zaangażowaniem.

    EA-500 to (niemal) bezobsługowy, dzielony przedwzmacniacz gramofonowy przeznaczony do współpracy zarówno z wkładkami typu MM, jak i MC. „Dzielony”, jako że, podobnie jak w topowym modelu, kanał prawy i lewy umieszczono w osobnych obudowach. Tu jednakże w każdej z nich zintegrowano zasilacz, zamiast korzystać z zewnętrznego (jednego bądź dwóch). Owo „niemal” z kolei bierze się stąd, że użytkownikowi pozostawiono jednak niewielką ilość wyborów. Musi mianowicie wskazać, czy używa wkładki z ruchomym magnesem, czy cewką (i podłączyć kabel od gramofonu do odpowiedniego wejścia na tylnej ściance), włączyć bądź nie filtr subsoniczny i wybrać jedną z trzech krzywych korekcji, z czego tylko jedna (klasyczna RIAA) przeznaczona jest dla wkładek stereofonicznych, a pozostałe dwie dla nagrań monofonicznych wytwórni Decca i Columbia.

    Dopasowaniem parametrów przedwzmacniacza do wkładki zajmie się już samo urządzenie. Puryści mogą narzekać, że nie mogą sami pobawić się ustawieniami by znaleźć optymalne parametry pracy phono dla używanej wkładki. Jednakże przykłady takie jak EA-500, czy ESELabs Nibiru dowodzą jasno, że nie jest to element niezbędny do uzyskania brzmienia z bardzo wysokiej półki. Wspomnianych wyborów dokonuje się niewielkimi, opisanymi pokrętłami umieszczonymi na froncie urządzenia, którym towarzyszy włącznik z indykatorem zasilania w postaci niebieskiej diody. Oczywiście każdy kanał wyposażono we własne manipulatory.

    Na tylnej ściance oprócz wymienionych już wejść (2 x MC, zarówno RCA jak i XLR, oraz 1 x MM) znajdziemy jedno wyjście (RCA), zacisk uziemienia (po jednym na kanał) oraz gniazdo zasilające IEC. Co ciekawe ścianki frontowe obu kanałów są identyczne, natomiast układ złączy na tylnej ściance lewego kanału jest lustrzanym odbiciem układu prawego kanału. Widać, że producent przemyślał sprawę. Z wielu ramion wychodzi jeden kabel, który dopiero na końcu rozdzielany jest na prawy i lewy kanał, więc gdyby gniazda znajdowały się zbyt daleko od siebie trudno byłoby wykonać połączenie. Tu, o ile nie zamienimy kanałów, gniazda wejściowe będą blisko siebie.

    Obudowy obu kanałów wykonane są z typową dla Japończyków starannością i dbałością o najdrobniejsze nawet szczegóły. 12 mm fronty z aluminium, dolna stalowa, pokryta miedzią płyta oraz aluminiowa pokrywa o grubości 2 mm razem tworzą sztywną, odporną na rezonanse konstrukcję. Układ korekcji i wzmocnienia oparto o wysokiej klasy elementy dyskretne. Całość pracuje bez sprzężenia zwrotnego.


    Dane techniczne (wg producenta)

    Obsługa wkładek MM i MC
    Wejścia: 3 x RCA (2 x MC i 1 x MM; wejścia MC zdublowano również w postaci zbalansowanej)
    Wyjście: 1 x RCA
    Czułość wejściowa: 2,5 mV (MM); 0,18 mV (MC)
    Impedancja wejściowa: 47 kΩ (MM); 1,5-40 Ω (MC)
    Wzmocnienie: 38 dB (MM); 61 dB (MC)
    Stosunek S/N: -120 dBV (MM); -140 dBV (MC)
    Napięcie wyjściowe: 200 mV (1 kHz)
    Separacja międzykanałowa: >100 dB
    Pobór mocy: 40 W (115 lub 220 V, 50/60 Hz)
    Wymiary (SxWxG): 210 x 103 x 347/każdy kanał
    Waga: 4,5 kg/szt.


    Dystrybucja w Polsce

    NAUTILUS

    ul. Malborska 24
    30-646 Kraków | Polska

    nautilus.net.pl

    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl

    System odniesienia

    - Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
    - Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
    - Końcówka mocy Modwright KWA100SE
    - Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
    - Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
    - Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
    - Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
    - Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
    - Kolumny: Bastanis Matterhorn
    - Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
    - Słuchawki: Audeze LCD3
    - Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
    - Przewód głośnikowy -
    LessLoss Anchorwave
    - Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
    - Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
    - Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
    - Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
    - Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot