Przedwzmacniacz gramofonowy Tenor Audio
Producent: TENOR AUDIO |
iedy ładnych już lat temu pan Maciej Chodorowski z firmy Soundclub poinformował mnie, że przymierza się do dystrybucji produktów kanadyjskiej marki Tenor Audio w mojej głowie natychmiast wyskoczyło hasło „OTL” (Output Transformer Less, czyli wzmacniacze bez transformatorów wyjściowych). Urządzeń tego typu na rynku jest niewiele, są owiane legendą, ale mało osób miało okazję ich faktycznie posłuchać. Marka Tenor co prawda nie była i chyba nadal nie jest jakoś szczególnie znana w Europie, ale wówczas kojarzyła mi się jednoznacznie z tym właśnie typem konstrukcji. Tyle że moje informacje były nieaktualne, jako że Tenor już w 2006 roku wycofał mające swoje ograniczenia OTL-e z oferty zastępując je specyficznymi konstrukcjami hybrydowymi łączącymi lampy i tranzystory. Miałem okazję testować stereofoniczną końcówkę mocy Tenor Audio 175S i było to jedno z tych niezapomnianych przeżyć, jakich dostarczają jedynie nieliczne urządzenia z absolutnie najwyższej półki. Zestawu dzielonego słuchałem kilka razy na wystawach i w salonie dystrybutora i nie muszę chyba dodawać, że oferują one kolejny krok w stronę audiofilskiej nirwany. Z założenia są to urządzenia bezkompromisowe, najlepsze, jakie Kanadyjczycy potrafią zbudować i (z mojego punktu widzenia niestety) są odpowiednio do tego wycenione. Pozostają więc w podobnej sferze nieosiągalnych marzeń jak np. genialne, choć przecież inne, urządzenia Kondo. Jest w branży audio pewna, niewielka liczba firm, które, zamiast tworzyć rozbudowane oferty, próbując dopasować je do potrzeb (czy możliwości finansowych) jak największej ilości potencjalnych klientów, koncentrują się na tworzeniu najlepszych urządzeń danego rodzaju. Takie bezkompromisowe podejście nie jest powszechne, bo wcale nie ułatwia odniesienia sukcesu. Zwykle też, choć nie tylko (vide np. AudioByte) oznacza, że takie urządzenia trafiają do kategorii high-endu, czy raczej wręcz ultra high-endu. Bezkompromisowość oznacza bowiem ogromne koszty, od najlepszych, posiadających wiedzę i talent fachowców, przez materiały, technologie, po ogromne ilości czasu i pieniędzy, jakich wymaga proces opracowania takich wyjątkowych urządzeń. Przy takim podejściu powstają jednakże urządzenia absolutnie wyjątkowe, aspirujące do miana najlepszych na rynku. Taką właśnie marką jest Tenor Audio. W obecnej ofercie znajduje się wspomniana stereofoniczna końcówka mocy 175S, monobloki 350M oraz dzielony przedwzmacniacz liniowy Line 1 z osobnym zasilaczem Power 1. Najnowszym dodatkiem do oferty jest testowany przez nas przedwzmacniacz gramofonowy dla wkładek MC, Phono 1. Jak Państwo widzą, zamożny fan marki musi jedynie zdecydować, czy wystarczy mu wzmacniacz stereofoniczny, czy idzie w pełny zestaw dzielony. A jeśli używa gramofonu to i tu nie ma wyboru, chyba że używa wkładek typu MM. Tych ostatnich kanadyjskie phono bowiem nie obsługuje. Dlaczego? Główny inżynier Michel Vanden Broeck oraz szef firmy Jim Fairhead w jednym z wywiadów postawili sprawę jasno – Phono 1 to kolejna bezkompromisowa konstrukcja w ofercie Tenora. Dodatkowe układy, przełączniki mogłyby mieć negatywny wpływ na brzmienie. I owo „mogłyby” jest wystarczającym powodem by tego nie robić. Dostajemy więc phono MC o charakterystycznym dla marki, pięknym wyglądzie z grubym frontem z drewna wiśni, listewkami z tego samego drewna na górnych krawędziach obudowy, a także drewnianymi nóżkami (z gumowymi elementami). Urządzenie jest też równie duże, jak wszystkie pozostałe w ofercie, oraz waży więcej niż niejeden wzmacniacz (ok. 26 kg!). Do dyspozycji użytkownika są trzy wejścia – dwa niezbalansowane (RCA) i jedno zbalansowane (XLR) i taka sama liczba i rodzaj wyjść. Jak podaje producent w instrukcji kanadyjskie phono można podłączyć do przedwzmacniacza kablami o długości do 15 (RCA) lub 61 (XLR) metrów bez pogorszenia charakterystyki przesyłanego sygnału! Tenor Audio opracował własną metodę testowania lamp, które trafiają do ich urządzeń. Są one najpierw przez kilkaset godzin wygrzewane a dopiero później testowane m.in. by wyeliminować sztuki, której mikrofonują. Odrzucanych jest ponad 60% lamp! Gdy tak starannie wyselekcjonowane bańki próżniowe trafią już do urządzeń należy zrobić wszystko, by jak najdłużej działały w optymalny sposób. Phono 1 wyposażono więc w układ wydłużający życie tychże lamp. Z tyłu znajduje się główny włącznik urządzenia (który powinien pozostawać w pozycji „ON” przez cały czas) natomiast z przodu w „okienku” z wyświetlaczem znajduje się kilka przycisków do obsługi urządzenia, także włącznik. Po jego wciśnięciu rozpoczyna się sekwencja inicjalizacji/stabilizacji urządzenia, która trwa 1 minutę i 40 sekund i dopiero po niej można rozpocząć odsłuch. Owe 100 sekund to o 5 mniej niż trwa start firmowego przedwzmacniacza, który z kolei uruchamia się o 15 sekund szybciej niż wzmacniacze Tenora. W ten sposób nie dość, że wydłużane jest życie lamp to, jeśli urządzenia zostaną połączone poprzez triggery, uruchomią się w odpowiedniej kolejności: źródło → pre → wzmacniacz. Wszystko w trosce o długowieczność każdego z tych urządzeń oraz najwyższą jakość dźwięku. Swoją drogą o długowieczność Tenorów producent dba na wiele sposobów. Choćby wewnętrzne okablowanie wykonywane jest w specjalnym procesie, który gwarantuje, że materiał nie będzie się utleniał przez minimum 20 lat, a jakby tego było mało, stosowana jest teflonowa izolacja, która dodatkowo zabezpiecza kable. Inżynierowie kanadyjskiej firmy doskonale zdają sobie sprawę, iż tworząc bezkompromisowe konstrukcje muszą zadbać o najmniejsze nawet detale. Jeśli czytaliście Państwo moją relację z wyprawy do siedziby Kondo to może pamiętacie zdjęcie śrubek wykonywanych na zamówienie na potrzeby japońskich urządzeń (więcej TUTAJ). Tenor Audio robi to samo. Zamawia specjalne, trzy razy droższe od standardowych śrubki z idealnie płaskimi główkami i precyzyjnym gwintem, które zapewniają lepsze sprzęgnięcie z mocowanym elementem. Stosowane są również specjalne podkładki, których zadaniem jest zapobieganie pogarszania się z biegiem czasu owego sprzęgnięcia. Oczywiście do przykręcania stosowane są śrubokręty dynamometryczne by każdą śrubkę wkręcić po pierwsze z odpowiednią siłą, a po drugie by zapewnić jej powtarzalność. W czasie testu korzystałem z mojego gramofonu J. Sikora Basic w wersji Max. Zainstalowane były w nim dwa ramiona – mój Schroeder CB z wkładką Air Tight PC-3 oraz Acoustical Systems Aquilar z wkładką Phasemation PP-1000. W trakcie części testu korzystałem z maty i docisku Oyaide MJ-12 i STB HWX oraz podobnego zestawu z jeszcze wyższej półki od pana Kiuchi, czyli Harmonixa TU800M i TU812MX. Oprócz mojego zestawu ModWrighta w teście brały udział również takie wzmacniacze jak” NuVista 600, Kondo Overture II, czy MBL N51, wszystkie napędzające moje Ubiqi Audio Model One Duelund Edition. Płyty użyte w odsłuchu (wybór)
Japońskie wersje płyt dostępne na To jedna z tych recenzji, przy pisaniu których brakowało mi słów. Przecież opisując na przestrzeni lat wiele innych produktów audio użyłem już na pewno każdego możliwego określenia wyrażającego mój zachwyt tym, czy innym aspektem brzmienia. Czego więc użyć do opisu przedwzmacniacza gramofonowego, który wszystkie pozostałe po prostu zostawia z tyłu? Genialny? Wyjątkowy? Jedyny w swoim rodzaju? Zapierający dech w piersiach? Uzależniający? Zmieniający perspektywę? Każde z nich pasuje do niego jak ulał, ale żadne, nawet wszystkie razem wzięte, nie oddają do końca klasy „Kanadyjczyka”. Pierwsze kilkanaście dni (bo phono spędziło u mnie dużo czasu) oddawałem się rozkoszowaniu się muzyką, zostawiając pisanie recenzji na „kiedyś tam jak już będę musiał”. Na początku Tenor grał w zestawie ze znakomitym, choć pochodzącym z zupełnie innej półki cenowej, wzmacniaczem Musical Fidelity NuVista, ale zdecydowanie najlepiej wypadło zestawienie ze wzmacniaczem Kondo, więc większość opisu dotyczy tak naprawdę tego właśnie zestawienia. Pierwsze co od razu dało się zauważyć to absolutnie genialny, wyjątkowy bas. Rzecz zarówno w jego zejściu – tak nisko grających kolumn Ubiq wcześniej nie słyszałem - jak i jakości właściwie każdego aspektu brzmienia tej części pasma. Proszę mnie dobrze zrozumieć – bas nie dominował przekazu, nie narzucał się, nie był lepszy niż reszta pasma. Słuchając Tenora mogłem się natomiast przekonać, że wszystkie inne znane mi przedwzmacniacze gramofonowe miały w dolnej części pasma mniejsze lub większe ograniczenia. Niskie tony Phono 1 były bowiem nasycone, energetyczne, doskonale prowadzone i kontrolowane. Te ostatnie elementy przekładały się na niezwykłe wręcz różnicowanie basu. Po przesłuchaniu kilku dziesiątek albumów z różnych okresów i gatunków muzycznych, przygotowanych w różny sposób, pochodzących zarówno z ery analogowej, jak i współczesnych tłoczonych z cyfrowych matek, mogę stwierdzić bez wątpliwości, że tak dobrego różnicowania niskiego zakresie jeszcze u siebie nie słyszałem. Wszystkie te cechy wsparte są wybuchową dynamiką, rozmachem, swobodą, dociążeniem, potęgą uderzenia (gdy trzeba), ale i wyjątkowym wyrafinowaniem, gdy tego wymaga odtwarzane nagranie. Pierwszych kilka dni spędziłem więc bezustannie zbierając przysłowiową szczękę z podłogi. Warto w tym miejscu przypomnieć, że to wcale nie jest najdroższe phono, jakie u siebie testowałem. Środkowy i najwyższy model japońskiego Audio Tekne, które testowałem dla „High Fidelity, kosztują jeszcze więcej i choć też są genialnymi urządzeniami oferującymi brzmienie z najwyższej półki, to jednak w zakresie basu Tenorowi ustępują. Posunę się w swoim stwierdzeniu o wyższości Tenora nad konkurencją jeszcze dalej i powiem, że pod tym względem to bezwzględnie najlepsze źródło - biorąc pod uwagę wszystkie, cyfrowe i analogowe- jakie u siebie miałem. Niewiele w tym zakresie ustępował mu testowany równolegle Audionet Planck wsparty zasilaczem Ampere, jeden z najlepszych, a może i najlepszy odtwarzacz CD, jaki u siebie miałem. Niewiele, ale jednak. Tenor Phono 1 brzmiał nie dość, że jeszcze potężniej, bez choćby cienia utraty kontroli nawet przy wielkim tutti orkiestry, to na dodatek bardziej jeszcze organicznie. Przykłady? Weźmy mojego ulubionego Raya Browna szalejącego na basie w towarzystwie Monty Alexandra i Herba Ellisa na krążku Concord Records Overseas special. Krążek ma już wiele lat, kupiłem go z drugiej (co najmniej) ręki, zresztą z autografem Herba, i na każdym gramofonie brzmiał on do tej pory bardzo dobrze, choć jakością nagrania i tłoczenia ustępuje np. Soular energy. Z Tenorem Phono 1 album ten zabrzmiał tak, jak zazwyczaj brzmi ten drugi, a może i jeszcze lepiej. Rozmiary kontrabasu i fortepianu były po prostu naturalne, przez co nie mieściły się między kolumnami. Każdy z tych instrumentów miał też Masę – tak, specjalnie używam dużego M. Był ustawiony w konkretnym miejscu na scenie, a obraz tej ostatniej był absolutnie klarowny i stabilny. |
No i końcu dźwięk. Każdy, kto słuchał basu, czy fortepianu na żywo doskonale wie, że potęgę ich brzmienia nie tylko się słyszy, ale i czuje całym ciałem. Tenor potrafił zbudować dźwięk, który miał odpowiednią masę nie tracąc przy tym nic z naturalnej „zwinności” tych instrumentów. Z jednej więc strony, gdy Ray Brown sięgał po dźwięki z dołu skali czułem wielkość pudła rezonansowego, które wysyłało potężny impuls w moją stronę, a drugiej, równie przekonująco brzmiały fragmenty z szybkimi szarpnięciami strun, czasem błyskawicznie tłumione. Podobnie rzecz się miała z fortepianem – z jednej strony masa i potęga dolnych oktaw robiły wrażenie, z drugiej zachwycałem się szybkością, zwinnością i niebywałą dźwięcznością wyższych. A wszystko to łączyło się w spójną, wywołującą wyraz błogości na mojej twarzy, jak usłyszałem kilka razy od domowników, całość. Nie mniejsze wrażenie zrobił na mnie krążek The power of the orchestra z muzyką Musorgskiego w wykonaniu Royal Philharmonic Orchestra pod Leibowitzem. Na tym dwupłytowym albumie znalazły się Obrazki z wystawy oraz Noc na Łysej Górze. Już wiele razy pisałem o niezwykłym klimacie tych nagrań. Phono 1 nie dość, że stworzył (niemal) straszną, a na pewno mocno niepokojącą, atmosferę sabatu czarownic, to na dodatek na nowo zinterpretował dla mnie tytuł tegoż krążka. Potęga orkiestry, bo tak należy tłumaczyć ów tytuł, z Tenorem była po prostu powalająca. Dobór utworów na ten krążek został podyktowany tematem głównym, ale Phono 1 to nie tylko genialna dynamika w skali makro, ale i równie wyborna w skali mikro. Słychać to było równie dobrze na tej płycie, jak i np. na solowym koncercie Jarreta z Kolonii, czy krążku Tube only violin wydanym przez Taceta z fenomenalnymi nagraniami skrzypiec. Doskonale słyszałem najdrobniejsze nawet zmiany w zakresie zarówno dynamiki jak i barwy niezależnie od poziomu głośności. Jest to możliwe także dzięki temu, że testowany przedwzmacniacz gramofonowy jest urządzeniem absolutnie cichym – poziom szumu jest nieprawdopodobnie wręcz niski, mimo że przecież wzmocnienie sygnału odbywa się w stopniu lampowym. Ujmując rzecz inaczej – to urządzenie oferuje niemal doskonale czarne tło pozostawiając słuchacza sam na sam z niczym niezakłóconą muzyką. Tylko czy aby urządzenie z tak fenomenalnym basem i dynamiką zachowuje odpowiedni balans całego pasma, całej prezentacji? Pytanie stawiam oczywiście trochę na siłę, bo jasne jest, że na tym pułapie cenowym, w przypadku referencyjnego urządzenia nie może być mowy o żadnych ewidentnych słabościach. Góra pasma nie jest chyba (po przecież odsłuch tych urządzeń dzieli kilkanaście miesięcy) tak eteryczna, tak „lampowa” w najlepszym tego słowa znaczeniu, jak z Audio Tekne. Nie znaczy to jednak, że jest gorsza, a jedynie, że nieco inna. Nieco bardziej dobitna, precyzyjniejsza, ciut mniej eufoniczna, krystalicznie czysta, genialnie dźwięczna, bez żadnego zaokrąglania na samej górze. Różnicowanie także w tym zakresie to absolutny szczyt – blachy perkusji, przeszkadzajki różnego typu, dzwonki, gongi – ich śledzenie było czystą przyjemnością. Przychodziło bowiem bez wysiłku, a prezentacja była nie dość, że precyzyjna, to jeszcze wyjątkowo plastyczna. Wystarczyło zamknąć oczy by zobaczyć pałeczki wędrujące po wspomnianych przeszkadzajkach np. na krążku Patricii Barber, czy miotełki tańczące na blachach na płycie Raya Browna. W przypadku wspomnianych przedwzmacniaczy Audio Tekne trójwymiarowość źródeł pozornych opierała się przede wszystkim na ich masie, wypełnieniu, Tenor natomiast potrafi każdy instrument dokładniej obrysować w przestrzeni. Czy któryś z tych sposobów jest lepszy? Moim zdaniem nie. Oba dają równie przekonujący, namacalny przekaz, oba sprawiają, że kontakt z muzyką i muzykami jest genialnie bliski, intymny, wciągający. Tym bardziej że Tenor potrafi wykreować ogromną scenę o ponadprzeciętnej szerokości i wyjątkowej głębi. To na niej rozstawia owe precyzyjnie obrysowane źródła pozornie, wiernie przedstawia wszystkie relacje przestrzenne między nimi, oddaje akustykę pomieszczenia (jeśli odpowiednio uchwyconą ją w nagraniu) w sposób, który po prostu przenosi słuchacza w dane miejsce. Tak było choćby na genialnym krążku przygotowanym przez Sommelier Du Son Live in Noirlac. Nagrania dokonano w średniowiecznym, francuskim opactwie, a akustykę dziedzińca udało się Dirkowi Sommerowi uwiecznić w absolutnie wyjątkowy sposób. Ten album brzmi rewelacyjnie już np. z moim Grandinote Celio IV, ale Tenor wydobył z niego kolejne pokłady aspektów przestrzennych zabierając mnie TAM. Równie wyjątkowa jak oba skraje pasma jest też średnica. Jakich określeń, jakiego stopniowania bym nie użył to i tak nie oddadzą one do końca tego, jak z Tenorem brzmią instrumenty (zarówno akustyczne jak i elektryczne), czy ludzkie głosy. Czysto, organicznie, kolorowo, z genialnie oddaną barwą i teksturą. Źródła pozorne były duże, gęste, proporcje między nimi, a także w stosunku do otoczenia po prostu prawidłowe. To jak bardzo wciągająca jest prezentacja zależało tak naprawdę tylko od tego ile informacji i jak zapisano na płycie oraz ile z nich igła, ramię, deck i kabel potrafiły dostarczyć do Phono 1. Różnicowanie było wybitne, ale mimo tego Tenor nie okazał się wcale typem bezwzględnego kilera słabszych nagrań. Jeśli tylko była taka szansa to próbował przedłożyć muzykę ponad techniczny aspekt nagrań i dlatego świetnie słuchało mi się większości płyt, nawet tłoczonych przez polskie „lejbele” 30 lat temu nie grzeszących nadzwyczajną jakością. Zdecydowanie najlepiej brzmiały stare, w pełni analogowe wydania japońskie i amerykańskie. W ich przypadku organiczność dźwięku osiągała niebotyczny poziom. Podsumowanie Określeń typu: „najlepszy na świecie” z założenia nie używam, bo przecież nie mogę, choćbym chciał, znać wszystkich urządzeń danego typu produkowanych na świecie. Mogę sobie pozwolić natomiast na stwierdzenie, że Tenor Audio Phono 1 to najlepszy przedwzmacniacz gramofonowy, jakiego do tej pory słuchałem u siebie i na pewno jeden z kilku najlepszych, jakie można kupić. Nie potrafię wskazać jego słabych stron. I owszem, jako fan lamp mogłem się zastanawiać, czy bardziej eteryczna, nieco słodsza góra pasma oferowana przez topowe Audio Tekne nie podobała mi się jeszcze bardziej. Albo czy budowanie namacalności źródeł pozornych oparte na ich wypełnieniu i dociążeniu nie przemawiało do mnie jeszcze mocniej niż precyzyjne pokazywanie konturów w wydaniu Tenora. Jedno i drugie dotyczyło jednakże moich prywatnych preferencji, a nie przewagi AT. Natomiast całościowo Tenor za sprawą genialnego basu i tej bajecznej, wybuchowej, gdy trzeba, dynamiki postawiłbym jednak o włos wyżej. Nie mając ograniczeń finansowych zdecydowałbym się więc na Tenora. To po prostu zawodnik absolutnie kompletny. Ów genialny bas nigdy nie dominuje przekazu, krystalicznie czysta, dźwięczna, pełna powietrza góra nigdy nie brzmi agresywnie, a oba skraje pasmo doskonale stapiają się w wybitnie spójną całość z kolorową, nasyconą, ekspresyjną i namacalną średnicą. Im lepsze nagranie tym iluzja bliskiego kontaktu z muzyką bardziej przekonująca. To jedno z tych niebezpiecznych urządzeń, przy których zawsze ma się ochotę sięgnąć po kolejną płytę by pozostać w świecie wyjątkowo intensywnych, pięknych doznań, dla których przecież słuchamy muzyki i budujemy systemy audio za często ogromne sumy. Posiadanie go oznacza więc wiele krótkich, czy wręcz nieprzespanych nocy spędzonych w towarzystwie ulubionych muzyków. Tak jak urządzenia Kondo, czy Audio Tekne, także i Tenora traktowałbym bardziej jako dzieło sztuki niż urządzenie użytkowe. Przemyślane, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach i gwarantujące na wiele, wiele lat bogactwo wyjątkowych doznań. To jest fenomenalny phonostage na całe życie, a że dostępny dla bardzo nielicznych? – Cóż, takie życie…. Tenor Audio Phono 1 to przedwzmacniacz gramofonowy dla wkładek z ruchomą cewką (MC) wyposażony w trzy wejście (2 x RCA i 1 x XLR) oraz tyle samo takich samych wyjść. Urządzenie dostarczane jest w potężnej, wyściełanej skrzyni podróżnej, dzięki której przetrwa zapewne każdą podróż. Tyle, że wraz z ową skrzynią waży ponad 46 kg! Samo urządzenie jest niemal równie potężne jak i pozostałem w ofercie kanadyjskie firmy. Mierzy bowiem prawie 50 x 53 cm, przy 24 cm wysokości i 26,5 kg wagi. Obudowa to typowy Tenor, że tak to ujmę. Front wykonano z wiśniowego drewna i pokryto 16 warstwami lakieru uzyskując efekt wysokiego połysku. Listewki z tego samego materiału wykańczają podłużne, górne krawędzi obudowy. Główną część niezwykle solidnej, sztywnej, odpornej na drgania obudowy wykonano natomiast z aluminium. W pokrywie urządzenia umieszczono sporą liczbę otworów wentylacyjnych by temperaturę we wnętrzu utrzymać na optymalnym poziomie. Całość ustawiono na drewnianych nóżkach wykończonych elementami z gumy. Pośrodku ścianki frontowej wycięto okrągłe okienko, w którym umieszczono wyświetlacz a nad i pod nim po cztery przyciski. W czasie pracy wyświetlacz informuje o wybranym wejściu, wzmocnieniu, trybie pracy (stereo/mono), fazie oraz krzywej RIAA. Główny włącznik urządzenia umieszczono na tylnej ściance, ale do codziennej pracy urządzenie uruchamiamy przyciskiem umieszczonym nad wyświetlaczem (prawy, górny). Obok w tym samym rzędzie umieszczono trzy kolejne dające prosty dostęp do takich funkcji jak: faza, tryb mono, czy mute. Poniżej wyświetlacza znajduje się przycisk Setup, który daje dostęp do menu, dwa przyciski Inputs, które umożliwiają wybór wejść, ale także poruszanie się po menu, oraz przycisk Display (umożliwiający m.in. wyłączenie). Z tyłu umieszczono po trzy komplety wejść i wyjść – 2 x RCA i 1 x XLR. Mamy także dwa zaciski uziemienia, gniazdo zasilające z włącznikiem głównym oraz gniazdo triggera 12 V. Wszystkie ustawienia dla wkładek wykonuje się elektronicznie, za pomocą przycisków umieszczonych pod wyświetlaczem. Po uruchomieniu urządzenia następuje sekwencja inicjalizacji/stabilizacji obwodów trwająca 100 sekund. Dopiero po tym czasie można dokonać wyboru ustawień bądź rozpocząć odsłuch. Phono 1 oferuje cztery ustawienia wzmocnienia, od 55 do 70 dB w krokach co 5 dB. Można wybrać jedną z dwóch krzywych korekcyjnych, klasyczną RIAA bądź IEC, oraz jedno z siedmiu ustawień obciążenia wejścia od 100, 200, 300, 400 i 500 Ω plus jedno z dwóch dodatkowych High i Custom. Ciekawostką w menu jest licznik godzin pracy urządzenia. Stosowane, starannie wyselekcjonowane lampy mają co prawda żywotność rzędu 10 tys. godzin, ale jak wspomniałem to jest urządzenie na całe życie, więc na wszelkie wypadek lepiej kontrolować ich „przebieg”. Tenor Audio Phono 1 to konstrukcja hybrydowa z czterema stopniami wzmacniającymi sygnał. Sygnał z wejścia najpierw trafia do transformatora Jensena 4-krotnie wzmacniającego sygnał. Dalej znajdują się dwa kolejne, symetryczne, tranzystorowe stopnie wzmacniające, które dokładają kolejne 36 dB wzmocnienia. Następnie wysokie częstotliwości sygnał są poddawane korekcji RIAA (zgodnie z wybraną krzywą), a dalej sygnał trafia do kolejnego stopnia wzmacniającego, tym razem lampowego, wykorzystującego wyselekcjonowane lampy (NOSy) 8416 Amperexa. Dopiero potem w kolejnym układzie lampowym z rosyjskimi militarnymi lampami 6n6P dokonywana jest korekcja RIAA w zakresie niskich częstotliwości. Stopień wyjściowy pracuje w czystej klasie A bez sprzężenia zwrotnego. Dane techniczne (wg producenta) Układ Dual Mono Dystrybucja w Polsce SoundClub Sp. z o.o. ul. Skrzetuskiego 42 02-726 Warszawa | Polska soundclub.pl |
- Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta - Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa - Końcówka mocy Modwright KWA100SE - Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100 - Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11 - Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator |
- Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM) - Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC - Kolumny: Bastanis Matterhorn - Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr - Słuchawki: Audeze LCD3 - Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako - Przewód głośnikowy - LessLoss Anchorwave - Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3 |
- Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence - Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R) - Stolik: Rogoż Audio 4SB2N - Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity