pl | en

Przedwzmacniacz liniowy

Audia Flight
FLS-1

Producent: AUDIA SNC
Cena (w czasie testu): 25 800 zł

Kontakt: Via delle Azalee 13/E
00053 Civitavecchia - Rm - Italy

info@audia.it

audia.it

MADE IN ITALY

Do testu dostarczyła firma: PREMIUM SOUND


dy w ubiegłym roku trafiła do mnie do testu końcówka mocy FLS-4 włoskiej marki Audia Flight nie do końca wiedziałem czego się spodziewać. Owszem, kilka osób, również Wojtek, bardzo pozytywnie wypowiadało się o integrze tego producenta, ale – jak to mówią – jedna jaskółka wiosny nie czyni. No i nic nie zastąpi „własnousznego” odsłuchu, bo urządzenie może być obiektywnie dobre, ale to wcale nie znaczy, że i mnie musi się spodobać. W końcu nie zawsze zgadzam się ze znajomymi nawet w kwestii samej oceny konkretnych produktów audio, a co dopiero kwestii subiektywnych odczuć.

Jeśli czytali państwo tamten tekst, albo chociaż przyjrzeli się dorocznym nagrodom magazynu „High Fidelity” za rok 2016 to zapewne wiecie, że urządzenie oceniłem bardzo wysoko. De facto podobało mi się do tego stopnia, że jedynie pewne zawirowania w moim życiu prywatnym zapobiegły natychmiastowemu zakupowi. Co nie zmienia faktu, że FLS-4 ciągle znajduje się na szczycie listy wzmacniaczy, które mogą zastąpić w końcu mojego wysłużonego Modwrighta KWA100SE. Nie twierdzę, że AF to najlepszy wzmacniacz świata, a jedynie, że chyba najlepszy pośród znanych mi, którego zakup nie zmusi mnie do sprzedania nerki (prawej, bo podobno jest w lepszym stanie). Używając więc kolejnego powiedzenia: co się odwlecze to (pewnie) nie uciecze.

Wówczas już słyszałem od przedstawicieli dystrybutora, że Włosi pracują nad przedwzmacniaczem z tej samej serii FLS, który będzie naturalnym partnerem dla „czwórki”. Wzmacniacz czerpał z rozwiązań z topowej serii Strumento, więc i po przedwzmacniaczu można się było spodziewać tego samego. Przed rozpoczęciem tego testu próbowałem znaleźć informacje na temat FLS-1 w sieci, ale to tak nowy produkt, że jest ich jak na lekarstwo. Okazało się jednakże, że pierwsze zapowiedzi tego produktu pojawiły się już 2014 roku.

Jak widać zaprojektowanie i uruchomienie produkcji FLS-1 zajęło Włochom co najmniej trzy lata. Informacja o tym, że w czasach gdy wiele firm wypluwa z siebie nowe modele w ekspresowym tempie ktoś pracuje nad jednym urządzeniem niespiesznie, przez kilka lat od razu sugeruje, że to końcowy efekt brzmieniowy, a pewnie i bezproblemowe i długowieczne działanie, są dla niego najważniejsze. To kolejny, obok znakomitych doświadczeń z FLS-4 i przedwzmacniaczem gramofonowym Audia Flight powód, dla którego miałem bardzo wysokie oczekiwania wobec tego urządzenia.

FSL-1

Urządzenie umieszczono w charakterystycznej dla serii FLS, przede wszystkim za sprawą frontu, aluminiowej obudowie. A zewnętrzne podobieństwo, no może poza wymiarami i wagą do pre Strumento no. 1 wydaje się potwierdzać, że i tu przeniesiono część rozwiązań z flagowego urządzenia. Rzecz w płycie czołowej, której dolna cześć jest znacząco grubsza od górnej. Górna krawędź dolnej części układa się w falę, czy też (to moje skojarzenie) uśmiech, taki szeroki, od ucha (lewej bocznej krawędzi) do ucha (prawej krawędzi). W górnej, cofniętej względem dolnej, części umieszczono „okienko”, także w kształcie uśmiechu, w którym schowano nie za duży, ale czytelny wyświetlacz.

Pod nim, już w dolnej, grubszej części, umieszczono w niewielkich zagłębieniach sześć przycisków do obsługi urządzenia, a pośrodku, między nimi, diodę, która w czasie pracy świeci na niebiesko, a w trybie standby na pomarańczowo. Dodam, że w obu przypadkach świeci bardzo dyskretnie, więc zaklejanie jej taśmą – co regularnie czynię w przypadku innych, wypalających oczy nawet w kilku metrów – nie było konieczne. Po prawej stronie znajduje się jedyne, spore, wielofunkcyjne pokrętło, które obsługuje regulację głośności, ale umożliwia również poruszanie po menu urządzenia. Jeszcze bliżej prawej krawędzi zlokalizowano wyjście słuchawkowe na dużego jacka (fi 6,35 mm). Dedykowany wzmacniacz słuchawkowy, który dla 8 Ω potrafi oddać nawet 12 W mocy, jest bowiem standardowym (o opcjonalnym za chwilę) wyposażeniem.

Ciekawe prezentuje się tył urządzenia, bo wszystkie złącza zajmują właściwie jedynie połowę (może ciut więcej) dostępnej powierzchni. Po lewej stronie umieszczono gniazdo IEC i towarzyszący mu główny włącznik, 5 wejść analogowych (3 x RCA i 2 x XLR) oraz trzy wyjścia (1 x XLR i 2 x RCA, z czego jedno to wyjście do nagrywania o stałym poziomie sygnału – proszę na to zwrócić uwagę przy podłączaniu!). Prawa strona to dwie spore, poziome zaślepki. Do czego mają one służyć? Otóż włoski producent zarezerwował tę przestrzeń dla opcjonalnych modułów, które będzie można dokupić do FLS-1. Do wyboru będzie moduł przedwzmacniacza gramofonowego MM/MC z wejściami niezbalansowanymi, drugi, z wejściami zbalansowanymi, a także moduł z dwoma dodatkowymi wejściami RCA.

Ostatnią opcją będzie przetwornik cyfrowo-analogowy wyposażony w asynchroniczne wejście USB (z izolacją galwaniczną) akceptujące pliki PCM w rozdzielczości do 32 bitów i 768 kHz oraz DSD 64 i 128. Oprócz portu USB DAC będzie posiadał jeszcze pięć innych wejść cyfrowych – optyczne, AES/EBU, dwa koaksjalne oraz specjalne dla firmowego transportu SACD. O tym ostatnim na razie nie ma żadnej informacji na firmowej stronie, sądzę więc, że jest on dopiero w przygotowaniu. Według opisu na stronie producenta wejścia te będą akceptować sygnał PCM w rozdzielczości do 32 bitów i 192 kHz, mowa jest także o upsamplingu do postaci 32 bitów i 786 kHz. Powyższe informacje o parametrach na razie traktowałbym niewiążąco, ponieważ żaden z tych modułów nie jest jeszcze dostępny i nie ma nawet konkretnej informacji o terminie, kiedy będzie je można zakupić. Mój LS100 Dana Wrighta jest oparty na podobnym pomyśle. Można do niego dokupić moduł przedwzmacniacza gramofonowego albo DAC-a, Tyle że trzeba się zdecydować na jeden z nich, no i opcji jest mniej niż w przypadku włoskiego produktu.

Dla pełnej jasności dodam jeszcze, że do testu trafił jeden z pierwszych egzemplarzy FLS-1, jakie wyjechały z fabryki, który nie był wyposażony w żaden z wymienionych modułów – test dotyczy więc jedynie prymarnej funkcji, przedwzmacniacza. Całkiem możliwe, że ta recenzja jest światową premierą FLS-1.

Obsługa

Do obsługi FLS-1 trzeba się przyzwyczaić, a przynajmniej ja musiałem. Jako użytkownik Modwrighta LS100 przywykłem bowiem obsługi prostej jak budowa cepa – pokrętła, przyciski i finito. Tu sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Jak wspomniałem, na froncie znajduje się tylko jedno pokrętło i jego podstawową funkcją jest regulacja głośności. By przełączyć między wejściami trzeba najpierw wcisnąć przycisk „IN” a dopiero potem pokrętłem wybrać wejście. Przyciskiem „SET” wchodzimy do menu urządzenia i dla konkretnego wejścia możemy ustawić konkretne wzmocnienie (gain) w zakresie od -6 do +6 dB.

Kolejne opcje dostępne w menu to wybór nazwy każdego wejścia (można użyć do 8 alfanumerycznych znaków), a także wskazanie, które wejścia mają być aktywne – producent zaleca wyłączenie nieużywanych. Każde z wejść może również pracować w trybie „direct”. Do tej funkcji należy podejść ostrożnie, bo sygnał z tego wejścia nie będzie tłumiony (czyli dostajemy pełny sygnał) – jeśli takowy puścimy na głośniki to ryzykujemy ich uszkodzenie. Można natomiast wysłać go np. do zewnętrznego wzmacniacza słuchawkowego z własną regulacją głośności.

Menu umożliwia użytkownikowi również określenie czy przycisk „mute” ma wyciszać dźwięk całkowicie, czy zmniejszać aktualny poziom o 30 dB. Osoby używające słuchawek mogą z kolei dopasować wzmocnienie wyjścia słuchawkowego wybierając ustawienie Low (niskie) bądź High (wysokie) w zależności od używanego modelu nauszników. Na froncie urządzenie znajduje się jeszcze wspomniany już przycisk „mute”, kolejny umożliwia odwrócenie fazy (phase), a ostatni „OUT” sprawia, że sygnał trafia wyłącznie na wyjście słuchawkowe.

Co ciekawe, niewielki, zgrabny, metalowy (!) pilot daje dostęp do dodatkowych funkcji. Umożliwia np. ustawienie balansu między kanałami oraz jasności wyświetlacza – trzy poziomy, ale bez opcji całkowitego wyłączenia. Urządzenie jest więc nie tylko bardzo ładne (to rzecz gustu oczywiście, ale myślę, że większości osób będzie się podobać), świetnie wykonane, ale i w zakresie funkcjonalności wyróżnia się na plus i to nawet bez opcjonalnych modułów.

FLS-1, ustawiony na kwarcowej platformie antywibracyjnej Acoustic Revive konkurował w moim systemie z używanym od ładnych już kilku lat lampowym Modwrightem LS100 napędzając końcówkę mocy KWA100SE tej ostatniej marki. Głównym źródłem w czasie tego testu był fantastyczny serwer Fidata HFAS1-S10U dostarczający sygnał do mojego LampizatOra Golden Atlantic za pośrednictwem kabla USB TelluriumQ Silver Diamond. Drugim był gramofon J.Sikora Basic w wersji max z ramieniem Acoustical Systems Aquilar i wkładką Archon tej samej marki. W torze pracował jeszcze fantastyczny przedwzmacniacz gramofonowy Ypsilon VPS-100 z firmowym step-upem na zmianę ze świetnym Grandinote Celio mk IV. Przez większość testu do wzmacniacza podłączone były moje kolumny Ubiq Audio Model One Duelund Edition, ale posłuchałem też tego zestawu z wysokoskutecznymi DeVore Fidelity Orangutan O/96.

AUDIA FLIGHT w „High Fidelity”
  • TEST: Audia Flight FL Phono – przedwzmacniacz gramofonowy
  • NAGRODA ROKU 2016: Best Sound 2016 | Audia Flight FLS-4 – wzmacniacz mocy
  • TEST: Audia Flight FLS-4 – wzmacniacz mocy
  • NAGRODA ROKU 2015: Audia Flight FL THREE S - wzmacniacz zintegrowany
  • TEST: Audia Flight FL THREE S - wzmacniacz zintegrowany
  • TEST: Audia Flight 100 - wzmacniacz mocy

  • Płyty użyte w odsłuchu (wybór)

    • Alan Silvestri, Predator, Intrada MAF 7118, CD/FLAC
    • Cannonball Adderly, Somethin' else, Blue Note/Classic Records BST 1595-45, LP
    • Chopin Recital, wyk. Maurizio Pollini, Toshiba EMI EAC-55137, LP
    • Daniel Gaede, The tube only vinyl, TACET L117, LP
    • Dead Can Dance, Spiritchaser, 4AD/Mobile Fidelity MOFI 2-002, 180 g LP
    • Dire Straits, Love over gold, VERTIGO 25PP-60, LP
    • Eva Cassidy, The Best of, Blix Street Records G8-10206, LP
    • Georges Bizet, Carmen, RCA Red Seal SPA 25 064-R/1-3, LP
    • Hugh Masekele, Time, Sony Jazz 508295 2, CD/FLAC
    • Keith Jarrett, The Köln Concert, ECM 1064/65 ST, LP
    • Led Zeppelin, Led Zeppelin II, Atlantic 8122796438, LP
    • Miles Davis, Sketches of Spain, Columbia PC8271, LP
    • Mozart, Cosi Fan Tutte, dyr. Teodor Currentzis, MusicAeterna Orchestra, Sony Classical B00O1AZGD6, LP
    • Możdżer Danielsson Fresco, The Time, Outside Music OM LP 002, LP
    • The Ben Webster Quintet, Soulville, Verve Records M GV-8274, LP

    Japońskie wersje płyt dostępne na

    FLS-1 nie zrobił na mnie piorunującego pierwszego wrażenia. Wpiąłem go w miejsce LS100, ułożyłem w serwerze Fidata długą listę odtwarzania i zająłem się czymś innym, czekając aż pre „ułoży” się po podróży. Nawet jeśli nie jest to urządzenie lampowe, nawet jeśli dystrybutor pomimo rozsądnej wagi i wielkości urządzenia wysłał je na palecie, co pozwoliło zapewne uniknąć przynajmniej części wstrząsów, jakich doznałaby wysłana luzem paczka, to i tak FLS-1 zaczął grać tak, jak potrafi dopiero gdzieś pod koniec pierwszego dnia. Może była to po części jeszcze kwestia „dogrzania” urządzenia, choć grało ono wcześniej już kilka dni u dystrybutora. Faktem jest, że gdy w końcu po całym dniu grania zaczęło „śpiewać” to zarwałem przez nie pierwszą i wcale nie ostatnią nockę.

    Owej pierwszej nocy rzecz nie była właściwie w porównywaniu, a w zajęciu wygodnej pozycji w fotelu, wyszukaniu kilku ulubionych albumów i oderwaniu się na kilka godzin od całego świata. Choć porównywanie mam już we krwi, więc tak do końca nie mogło się bez niego obejść. Na początku była to kwestia ciekawości – świetnie mi znany system grał w oczywisty sposób inaczej po wymianie jednego komponentu (Fidaty nie liczę, bo słuchałem jej od pewnego czasu i nawet zdążyłem napisać jej recenzję).

    Weźmy choćby płytę Luci Stricagnoli. To młody chłopak, który wyczynia cuda na gitarach akustycznych grając przede wszystkim covery, choćby Sweet child of mine czy Thunderstruck (to swoją drogą warto też zobaczyć - wystarczy zajrzeć na Youtube'a). Nagranie akustyczne, przedwzmacniacz tranzystorowy (a mój, jeszcze raz przypomnę jest lampowy), a jednak w jego wydaniu brzmienie było bardziej przestrzenne i bardziej „akustyczne” niż to, co znałem z LS100. Czyli jakie? Ano wyraźniej zaznaczone było pudło gitary, wybrzmienia były czystsze i jednocześnie pełniejsze. Także otoczenie akustyczne wokół niej (nich – gitar znaczy) zyskało na znaczeniu. Całość zabrzmiała czyściej, bardziej przejrzyście, ale i (o dziwo!) bardziej namacalnie. W sytuacji nocnego odsłuchu, przy zgaszonym świetle, wypadało to po prostu prawdziwiej, bo muzyk zdawał się faktycznie grać dla mnie, w moim pokoju.

    Choć było późno wcale nie grałem wyłącznie akustycznie. Sięgnąłem po klasyka, The Wall Floydów. Oczywiście grałem dość cicho, a jednak na dwie rzeczy szybko zwróciłem uwagę. Pierwsza to dynamika tego grania. Wiele urządzeń potrafi imponować dynamiką gdy gra głośno, jedynie nieliczne gdy gra się cicho. W dużej mierze zależy to od wzmacniacza i tego, jak dobrze kontroluje kolumny, ale przedwzmacniacz Audia Flight spisywało się w tym zakresie w parze z moim Modwrightem KWA100SE jeszcze lepiej od doskonale mi znanego LS100. Słynny helikopter, choć poziom głośności był naprawdę niski, sprawił, że podskoczyłem w fotelu, po części za sprawą mocnego wejścia i intensywności, a po części z powodu niezwykle precyzyjnie pokazywanych efektów przestrzennych, w których Floydzi się lubowali, a które Audia Flight pokazała jeszcze bardziej przekonująco, niż mój przedwzmacniacz lampowy.

    Od następnego ranka zabrałem się za porównania, bo przecież musiałem brać pod uwagę, że akurat poprzedniego wieczora wystąpił kosmiczny zbieg okoliczności, który sprawił, że FLS-1 zrobił na mnie aż tak duże wrażenie. Kolejne odsłuchiwane krążki, już nie tylko z plików, ale i z gramofonu, potwierdzały jednakże, że włoskie urządzenie ma po prostu więcej do zaoferowania i to wielu aspektach brzmienia. Ależ pięknie, gęsto, namacalnie zabrzmiał głos Grzegorza Turnaua na płycie Roberta Kubisztyna Before sunrise, ileż uczucia, emocji przyniósł wokal Anny Marii Jopek z tego samego krążka! A przecież wokale to domena lampy! Proszę mnie dobrze zrozumieć, rzecz nie w tym, że LS100 okazał się nagle słabym urządzeniem – absolutnie nie! Audia Flight, jak to często ma miejsce w audio, pokazała, że da się pewne aspekty dźwięku pokazać jeszcze trochę lepiej. A że owo „trochę” czasem urasta do rozmiarów czynnika decydującego o zakupie nowego „klocka” wie pewnie większość z państwa.

    Kolejne, przede wszystkim akustyczne nagrania pokazały jaśniej niektóre różnice między AF a Modwrightem. Włoski przedwzmacniacz gra bardzo szeroką sceną, wykraczającą śmiało poza rozstaw kolumn. LS100 potrafi za to pokazać większą głębię. Tak, pisałem, iż to testowany tym razem przedwzmacniacz lepiej pokazuje akustykę pomieszczeń, pogłos itd. Tak właśnie jest, nawet jeśli najodleglejsze zakątki, np. kościoła w Siedmiu ostatnich słowach Chrystusa na krzyżu Haydna pod Savallem, pokazuje nieco bliżej niż Modwright. Za to pokazuje je wyraźniej, nieco bardziej zaznacza odbicia dźwięku, pogłos. W obu przypadkach źródła pozorne są duże i namacalne.

    Szukając tu trochę na siły różnic powiedziałbym, że FLS-1 nieco precyzyjniej je opisuje, lepiej zaznaczając kontury, odrobinę lepiej je separując, podczas gdy Modwright mocniej je wypełnia, kreuje trójwymiarowość bardziej masą i gęstością niż precyzyjnym rysunkiem. Z tego wynika kolejna różnica – prezentacja w wydaniu mojego przedwzmacniacza przypomina nieco bardziej koncertową, tj. taką gdzie muzykę postrzega się jako całość, która płynie do słuchacza ze sceny. Audia Flight jest urządzeniem nieco bardziej analitycznym, przy którym łatwiej jest się skupić na poszczególnych aspektach/muzykach, do czego przyczynia się wspomniana lepsza separacja.

    Płyty rockowe, opery i symfonie były powrotem do kwestii dynamiki. Ta w skali makro miała być i była bardzo mocną stroną Audii Flight dając jej przewagę na moim Modwrightem. Słuchana w trakcie niemal każdego testu płyta AC/DC pokazała, że w przekazywaniu ogromnej energii, świetnym prowadzeniu tempa i rytmu i bardzo mocnym uderzeniu basu włoski przedwzmacniacz był po prostu lepszy. Bas był bardziej konturowy, ale nie sztucznie utwardzony, nieco szybszy i twardszy niż w przypadku lampowego Modwrighta. Jednocześnie nieco bardziej analityczna natura włoskiego urządzenia sprawiała, że słabości tego, i wielu innych nagrań rockowych, były wyraźniej pokazane – kompresja, płaskie, zlewające się blachy, czy brak głębi w nagraniach, to wszystko bywało dość boleśnie oczywiste. LS100 potrafił to trochę wygładzić, schować za warstwą energii i rymu, sprawiając, że brzmiało to przyjaźniej dla ucha. Choć oczywiście mniej wiernie w stosunku do „skaszanionych” nagrań.

    Osobną część odsłuchu poświęciłem ulubionym operom i symfoniom. FLS-1 potwierdził, że skala i rozmach grania to jego mocne strony. Wysoka rozdzielczość, bardzo dobra separacja, duża ilość informacji, świetne oddanie dużych kontrastów dynamicznych – wszystko to przekładało się na znakomitą prezentację trudnej do odtworzenia w domu orkiestry. Na poziomie mikrodynamiki, będącym zwykle domeną lamp, włoski przedwzmacniacz śmiało dotrzymywał kroku Modwrightowi dając wgląd w popisy indywidualnych muzyków, pozwalając bez wysiłku sięgać do głębszych warstw muzycznych.

    Głosy śpiewaków operowych brzmiały fantastycznie energetycznie, mocno, a jednocześnie sposób oddania ich barwy i faktury oraz umiejętność renderowania trójwymiarowych obrazów każdej postaci sprawiały, że np. fenomenalna kreacja Leontyny Price w Carmen łapała wprost za serce, nie ustępując w żaden sposób temu, co pokazywał mój przedwzmacniacz lampowy. Całościowo skłaniałem się jednakże w stronę FLS-1 za sprawą rozmachu i dynamiki w skali makro, którymi włoski przedwzmacniacz prawdziwie mi zaimponował. Podobnie odebrałem np. IX Symfonię Beethovena pod Boehmem, moją ulubioną interpretację tego utworu – szybszą, mocniejszą, z ogromnymi skokami dynamiki, których doskonałe oddanie było kolejnym argumentem za Audią Flight.

    Na koniec do wyjścia słuchawkowego FLS-1 podpiąłem moje Audeze LCD-3. Brzmienie było gładkie, muzykalne i raczej ciepłe, acz brakowało mi nieco dynamiki (nawet przy ustawieniu wzmocnienia na „high”) i otwarcia góry pasma, które tym słuchawkom potrafią zapewnić dopiero dedykowane wzmacniacze słuchawkowe z wysokiej półki – słowem winić tu FLS-1 nie zamierzam. To było już zaskakująco jak na jednak dodatkowe wyposażenie przedwzmacniacza liniowego, dobre granie z jednymi z lepszych słuchawek na rynku.

    Moje słuchawki Finale Sonorus VI były zdecydowanie lepiej dopasowanym partnerem. Zagrały energetycznie, gładko, podając dużą ilość informacji, które składały w spójną całość. Myślę, że dla osób, które nie są słuchawkowymi maniakami to połączenie byłoby w zupełności wystarczające by nie szukać osobnego wzmacniacza słuchawkowego.

    Podsumowanie

    Końcówka mocy FLS-4 zrobiła na mnie w swoim czasie bardzo duże wrażenie i nie inaczej jest tym razem. Włosi z Audii Flight potrafią znaleźć w swoich urządzeniach złoty środek – znakomite połączenie muzykalności, naturalności i gęstości brzmienia, których ja właściwie wręcz wymagam od urządzeń audio, z czystością, wysoką dynamiką i precyzją. Wszystko to razem tworzy wciągający, gotujący się od emocji miks, podany w przestrzenny i namacalny sposób. Nie jest to urządzenie idealnie przeźroczyste, co powinno być cechą idealnego przedwzmacniacza, ale takich tak naprawdę nie ma.

    Prezentacja z tym przedwzmacniaczem, oczywiście drogim, ale przecież gdzie mu tam w tym zakresie do najdroższych, nabiera sznytu, wyrafinowania, a przy tym pozostaje kapitalnie naturalna i dynamiczna. Nie miałem okazji posłuchać go w komplecie z FLS-4, ale coś mi się widzi, że razem są w stanie stworzyć rewelacyjny duet. Już z moim KWA100SE jego zalety w stosunku do LS100 zdecydowanie przeważyły nad minusami sprawiając, że FLS-1 stał się na tę chwilę najpoważniejszym kandydatem do zastąpienia pracującego od lat w moim systemie przedwzmacniacza Modwrighta. I to, co w moim przypadku niedawno wydawało się właściwie niemożliwe, pomimo braku lamp na pokładzie!

    Większość informacji dotyczących konstrukcji przedwzmacniacza podałem na początku tekstu. Żeby więc nie powtarzać zbyt wielu informacji napisze tu tylko, iż FLS-1 to w pełni zbalansowany przedwzmacniacz pracujący w konfiguracji dual mono. Każdy kanał jest zmontowany na osobnej płytce, a producent wykorzystał elementy wysokiej jakości by zapewnić najwyższą jakość dźwięku i bezproblemowe, wieloletnie działanie. Przedwzmacniacz wyposażono zarówno w zbalansowane (2) jak i niezbalansowane (3) wejścia, a także symetryczne (1) i niesymetryczne wyjścia (2, z czego jedno o stałym/maksymalnym poziomie sygnału).

    Za zasilanie odpowiadają trzy transformatory toroidalne umieszczone w ekranowanych, metalowych puszkach. Uwagę zwraca bardzo szerokie deklarowane pasmo przenoszenia sięgające 500 kHz. Solidną, sztywną, świetnie wykonaną i wykończoną obudowę zrobiono ze szczotkowanego aluminium. Dostępne są dwie wersje kolorystyczne – srebrna i czarna. Świetnie prezentuje się niewielki, wyjątkowo czytelny OLED-owy wyświetlacz, który oprócz wyświetlania podstawowych informacji o wybranym wejściu i aktualnym poziomie głośności, umożliwia także poruszanie się po menu urządzenia.

    Mnogość opcji dostępnych z poziomu menu została opisana powyżej. Przedwzmacniacz wyposażono również we wzmacniacz słuchawkowy z wyjściem na dużym jacku (fi 6,3 mm). Opcjonalnie, w niedalekiej przyszłości, będzie możliwość dokupienia jednego, lub dwóch (na tyle przygotowano miejsce) modułów, w tym przedwzmacniacza gramofonowego, DAC-a i dodatkowych wejść RCA. Instalacja, wg producenta, ma być banalnie prosta.

    FLS-1 wyposażony jest w niewielki, metalowy pilot zdalnego sterowania obsługujący większość funkcji dostępnych z poziomu menu urządzenia, plus balans między kanałami i regulację jasności wyświetlacza robi równie dobre wrażenie organoleptyczne, jak sam przedwzmacniacz.


    Dane techniczne (wg producenta)

    Wejścia: 3 niesymetryczne (RCA), 2 symetryczne (XLR)
    Wyjścia: 1 niesymetryczne (RCA), 1 symetryczne (XLR), 1 niesymetryczne (RCA) do nagrywania (o stałym poziomie)
    Zakres regulacji głośności: -90 dB/+10 dB w krokach co 0,5 dB
    Pasmo przenoszenia (-3 dB): 0,3 Hz ÷ 500 kHz
    THD: < 0,05 %
    S/N: 110 dB
    Impedancja wejściowa: 47 kΩ
    Impedancja wyjściowa: < 1 Ω
    Moc wyjścia słuchawkowego na kanał: 12 W/8 Ω
    Pobór mocy w trybie standby: < 1 W
    Pobór mocy: 50 W
    Wymiary: 450 x 120 x 380 mm (SxWxG)
    Waga: 11 kg


    Dystrybucja w Polsce

    AUDIO ANATOMY


    audioanatomy.pl

    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl

    System odniesienia

    - Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
    - Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
    - Końcówka mocy Modwright KWA100SE
    - Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
    - Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
    - Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
    - Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
    - Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
    - Kolumny: Bastanis Matterhorn
    - Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
    - Słuchawki: Audeze LCD3
    - Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
    - Przewód głośnikowy -
    LessLoss Anchorwave
    - Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
    - Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
    - Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
    - Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
    - Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot