Przedwzmanciacz Einstein
Producent: EINSTEIN AUDIO COMPONENTS GmbH |
rzygotowując się do jednego z kolejnych wywiadów z cyklu „The Editors”, wysłałem stosowne zapytanie do największego niemieckiego pisma drukowanego - „Audio” (to oczywiście przypadek, ale najnowszy wywiad z tego cyklu również dotyczył pisma niemieckiego i także drukowanego – „Stereo”, czytaj TUTAJ). Ukazujące się od wielu lat, część grupy wydawniczej wraz z m.in. „Stereoplay”, jest chyba najbardziej znanym niemieckim pismem ukazującym się wciąż w druku. Na mój mail bardzo szybko odpowiedział jego redaktor naczelny Bernhard Rietschel. Pomysł bardzo mu się spodobał, bardzo chciał wziąć udział w tym projekcie, ale: Jedynym problemem jest to, że z końcem lipca zamierzam rozstać się z „Audio”, gdzie pełniłem funkcję redaktora naczelnego – po 20 latach pracy w tym magazynie. Rzecz w tym, że wydawca chce przenieść całe pismo do swojej siedziby głównej w Monachium, co z wielu powodów jest całkowicie nie do zaakceptowania – nie tylko dla mnie, ale też dla całej ekipy „Audio”. Nie wiem, czy państwo pamiętają, ale w Monachium swoją siedzibę ma również pismo mojego przyjaciela Dirka Somnera, hifistatement.de (gdzie, nawiasem mówiąc, ukazał się właśnie mój test w języku niemieckim – wzmacniacza Accuphase A-70, czytaj TUTAJ; recenzja The Preamp autorstwa Dirka TUTAJ). Czy to przypadek, że właśnie w stolicy Bawarii odbywa się na świecie największa wystawa high-end i że tam swoją siedzibę mają największe niemieckie pisma? – Nie sądzę, żeby coś takiego jak przypadek w ogóle istniało, o ile dobrze rozumiem rachunek prawdopodobieństwa, ale coś musi być w tym mieście takiego, że przyciąga ono ludzi związanych z branżą audio i to z tej najwyższej półki. Einstein Nie powinno więc dziwić, że marka, której produkty tym razem testujemy, ma związki właśnie z tym miejscem. Marka Einstein to dzieło życia Volkera Bohlmeiera. Miałem okazję poznać go na kolacji w czasie wystawy w tym roku (czytaj TUTAJ). Dowiedziałem się wówczas, że to serdeczny przyjaciel, jeszcze z czasów studiów, przywołanego już Dirka, z którym grali w jednym zespole – Volker na gitarze, Dirk na basie. Usłyszałem wówczas urządzenia jego produkcji po raz pierwszy w życiu w kontrolowanych warunkach (tj. nie na wystawie) – pracują jako punkt odniesienia w systemie masteringowym i testowym naczelnego hifistatement.net, w jego studiu właśnie w Monachium. Obchodząca swoje 25-lecie firma nazwę wzięła od Alberta Einsteina, geniusza matematycznego, którego ojciec Hermann Einstain pod koniec XIX wieku miał w Monachium firmę elektryczną. Postawił wówczas, zresztą tak jak inny geniusz, Alexander Graham Bell, na prąd stały. I choć Bell nie miał racji, bo tym „właściwym” okazał się prąd zmienny, to właśnie on, a nie Nikola Tesla, który lepiej rozumiał istotę nowego wynalazku, znany jest jako „ojciec elektryczności”. W każdym razie zasilanie domów i oświetlenia ulicznego prądem zmiennym zmusiły Hermanna Einsteina do zamknięcia firmy. Tymczasem firma Volkera została od razu postawiona na właściwych fundamentach, odniosła więc sukces. To firma premium, z wysokiej półki. Widać to zresztą od razu, jak tylko się spojrzy na jej dowolny produkt – wysmakowana linia, świetne wykonanie, fajnie dobrane opakowanie. Obydwa testowane urządzenia zostały wprowadzone do produkcji w 2012 roku i są – jak na standardy high-endu – stosunkowo młodymi konstrukcjami. W budowie obydwu znajdziemy nietypowe rozwiązania, które choć znane z innych firm, tutaj zostały dopracowane z wyjątkową starannością (więcej o historii firmy – poniżej). The Preamp Przedwzmacniacz jest następcą modelu The Tube. Jego cechą szczególną jest całkowicie zbalansowana budowa i obecność aż 19 lamp wzmacniających – podwójnych triod małej mocy: 10 lamp JAN Philips NOS 6922 na wejściu oraz 8 EI NOS PCC 88 na wyjściu. Te ostatnie stosowane były w odbiornikach TV w układach odchylania, ale świetnie sprawdzają się również w urządzeniach audio. 10 lamp wejściowych pracuje przez cały czas (po dwie na kanał). Każde wejście ma bowiem własny, kompletny tor, z lampami i innymi elementami. Normalnie jest tak, że na wejściu mamy selektor (przełącznik), którym wybieramy aktywne wejście. Po przełączeniu na źródło, którego chcemy słuchać, sygnał trafia do właściwego przedwzmacniacza, gdzie jest buforowany, wzmacniany i tłumiony (w różnej konfiguracji). Volker zdecydował się na takie, kosztowne i niewygodne, rozwiązanie dlatego, że lampy są niezwykle wrażliwe na to, co podłączamy do ich siatek sterujących, w tym przypadku do wejścia. A obciążanie wejścia przełącznikiem jest problematyczne. Można oczywiście postarać się o najlepszy selektor na świecie, ale nie ma nic lepszego niż jego brak – w torze sygnału The Preamp nie ma więc żadnego przełącznika, jest on poza ścieżką sygnału. The Silver Bullet OTL Głowna cecha monobloków Volkera zawarta jest w ich nazwie – to konstrukcja typu OTL, tj. bez transformatorów wyjściowych (Output Transformer-Less). W klasycznych wzmacniaczach lampowych pomiędzy elementem wzmacniającym, lampami mocy, a głośnikiem musi się znaleźć transformator dopasowujący impedancję – wysoką lamp do niskiej głośnika. To kilkaset metrów drutu, zwykle słabej jakości, w torze sygnału. Ale są i zalety transformatora – wśród nich ważne jest zabezpieczenie kolumn przed uszkodzeniem. Wyeliminowanie trafa z toru sygnału ma więc i plusy, i minusy. Da się to jednak zrobić, a to dzięki zastosowaniu lamp o niskiej impedancji wyjściowej w równoległym połączeniu dwóch lub więcej – najczęstsze to radzieckie 6C33B (tzw. „diabełki”), ale spotyka się również pentody EL509 i inne. Z najbardziej znanych firm, które z tej metody uczyniły swój znak rozpoznawczy warto wymienić Atma-Sphere i GRAAF. Wzmacniacz OTL z zasady musi mieć budowę zbalansowaną – znoszą się wówczas napięcia zasilające lamp. Wcześniejsze konstrukcje miały z tym często problem – kiedy jedna z lamp (w jednej z połówek sygnału) zmieniała swoje właściwości charakterystyki w czasie inaczej niż inne, albo – nie daj Boże! – została uszkodzona, cale napięcie zasilające pojawiało się na zaciskach kolumn, co prowadziło do ich natychmiastowego zniszczenia. VOLKER BOHLMEIER Rolfa Weilera, odpowiedzialnego za wszystkie projekty Einsteina, po raz pierwszy spotkałem w latach 80. Było to w Wiesbaden – o północy wspólnie biedziliśmy się nad naprawą ekspresu do kawy u zaprzyjaźnionego muzyka. Szybko odkryłem, że jako muzyk (gra na saksofonie) miał podobny do mojego pogląd na to, w jaki sposób muzyka powinna być „reprodukowana” przez wzmacniacza. W 1988 roku przygotowania przyspieszyły i rok później zarejestrowano firmę Einstein Audio. Miała ona wówczas trzech pracowników: Volkera Bohlmeiera, Rolfa Weilera oraz Gerharda von Berswordt-Wallrabe. W tym samym roku gotowy był pierwszy prototyp tranzystorowego wzmacniacza zintegrowanego The Amp, który zaprezentowano na wystawie Internationale Funkausstellung (IFA) w Berlinie. Produkcja ruszyła w 1990 roku. Wzmacniacz zdobył Nagrodę Roku w japońskim magazynie „Stereo Sound”, a rok później ten wyczyn udał się ponownie. A trzeba wiedzieć, że to dla japońskiego magazynu niezwykle rzadka sytuacja, nagradzać ten sam produkt dwa razy pod rząd. Tak się złożyło, że w Wiesbaden spotkałem również moją żonę, która studiowała projektowanie wnętrz na miejscowym uniwersytecie. Zdobyła tam dyplom inżyniera i od ponad dwudziestu lat jest odpowiedzialna za wygląd naszych produktów. Odpowiedzialna jest też za dobre żywienie swojego męża… (śmiech). Po prostu świetnie gotuje. Moja rola przy stole sprowadza się do wybrania odpowiedniego wina dla potraw, które serwuje. Mam całkiem pojemną piwnicę, więc – jak do tej pory – odnoszę na tym polu sukcesy :) Cóż mówić – Wiesbaden okazało się dla mnie dobrym miejscem. Ponieważ w naszej ofercie mieliśmy już kilka wzmacniaczy, każdy jest bliżej naszego ideału. Maksymą Rolfa Weilera jest „najlepszy wzmacniacz to drut ze wzmocnieniem” i tego stara się trzymać przy projektowaniu kolejnych urządzeń. Oznacza to, ogólnie mówiąc, że ścieżka sygnału powinna być tak krótka, jak to tylko możliwe i że sygnał powinien być jak najmniej modyfikowany. Myślę, że zarówno w przedwzmacniaczu The Preamp, jak i w monoblokach OTL The Silver Bullet udało nam się dotrzeć naprawdę daleko. Obydwa są, naszym zdaniem, milowym krokiem i to pod każdym względem. Obydwa ukazują wyraźnie umiejętności Rolfa w kreowaniu nieortodoksyjnych, ale eleganckich rozwiązań technicznych, takich jak np. odłączanie żarzenia lamp do zmiany wejść, co jest absolutnie unikatowym rozwiązaniem. W czasie tych wszystkich lat wielokrotnie poprawialiśmy każdy układ – wciąż prowadzimy badania i próby, stosując nowe technologie, materiały, odkrywając nowe możliwości dotyczące produkcji. Wiedząc, w którym miejscu jesteśmy mam poważne wątpliwości związane z paroma rzeczami – czy będziemy w stanie je poprawić. Kiedy jednak widzę nasze nowe produkty okazuje się, że wciąż jest sporo wolnego miejsca, w którym można coś zmienić, usprawnić. Im dalej w las, tym trudniej, ale wierzę, że każda poprawa warta jest pracy, jaka za nią stoi. Ostatecznie przez te wszystkie lata w branży audio praca dawała mi zadowolenie i chciałbym to kontynuować. Nie chciałbym górnolotnie mówić: „chwalić Boga!”, ale w jakiejś mierze to był szczęśliwy przypadek, że robię to, co robię. Wciąż lubię posłuchać muzyki w przerwach, kiedy staram się poprawić moje umiejętności jako gitarzysty – jak mówiłem kiedyś mojej żonie, zająłem się high-endem, kiedy zdałem sobie sprawę, że nigdy nie będę wybitnym gitarzystą. Ale, tak jak w przypadku wina, jestem całkiem dobrym kolekcjonerem… Płyty użyte do odsłuchu (wybór):
Tzw. „neutralność” Jednym z idiomów świata audio jest przekonanie o tym, że produkt audio ma za zadanie reprodukować dźwięk tak wiernie, aby był nie do odróżnienia od wydarzenia na żywo. To piękna idea, pisałem o tym nie raz, i godna podziwu. Jak każda idea jest jednak tylko konstruktem myślowym, którego ani nie da się w pełni zrealizować, ani nawet nie wiadomo dokładnie, jak by to było, gdyby się ta sztuka jednak udała. No bo jak to – sala filharmonii w domu? Hala koncertowa lub stadion? Przecież oznaczałoby to zrujnowanie całego pomieszczenia, a może i budynku wraz z pierwszymi dźwiękami. Natężenie dźwięku byłoby tak wielkie, że wyplułoby okna nie tylko u nas, ale i u wszystkich sąsiadów. A to tylko jeden z wielu problemów. Reprodukcja dźwięku w domu to więc odrębna dziedzina wiedzy i sztuki. I jako taka ma zarówno „rdzeń” co do którego istnieje powszechny konsensus, tj. zestaw cech co do których generalnie zgadzamy się, że powinny być takie, a nie inne, jak i margines, w którym wciąż istnieje powszechna zgoda, ale z modyfikacjami zależnymi od danej osoby. Stąd w perfekcjonistycznym audio i w jego ocenie dąży się do jak najdalej posuniętego obiektywizmu, zachowując jednocześnie zdrowy poziom subiektywnego „mojego” zdania. Kiedy więc czytam tekst w rodzaju tego poniżej, ręce mi opadają, bo świadczy on albo o kompletnym niezrozumieniu czym audio jest, a czym nie jest, albo o – cytując wypowiedź – idiotyzmie: [… ] CELEM PRZEDWZMACNIACZA NIE JEST dodawanie podkolorowań po to, aby zamaskować niedoskonałości elementów znajdujących się w torze przed nim. Umożliwiając użytkownikowi wybór lamp dla różnych źródeł i przewidziane tego w projekcie jest wskazówką, że albo projektanci byli idiotami i nie mieli pojęcia, co robią, albo też ich urządzenie powinno być używane właśnie przez idiotów. Ponieważ nie ma czegoś takiego, jak „idealny dźwięk, taki jak na żywo”, możemy się poruszać w pewnej przestrzeni, w której dwa różne rodzaje dźwięku mogą być równie dobre i które mogą równie dobrze przekazywać intencje artysty i zespołu odpowiedzialnego za nagranie i wydanie materiału. O ile oczywiście odtwarzana muzyka budzi w nas emocje. Jakiekolwiek – to może być nawet znudzenie i zniecierpliwienie, bo granie na żywo często je wywołuje. Ważne jest, aby dźwięk był na tyle wysokiej próby, żebyśmy siedzieli przed kolumnami lub ze słuchawkami na uszach czekając co będzie zaraz, wciągnięci w to bez reszty. Lampy i ich brzmienie I, prawdę mówić nie spodziewałem się tego po wzmacniaczach Volkera. Zdawałem sobie oczywiście sprawę z tego, że to produkt wysokiej próby, rekomendacja, jaką daje obecność produktów z logo Einsteina w systemie Dirka Somnera była dla mnie wystarczająca. Tyle tylko, że czuję wewnętrzny opór przed lampami 6C33B. To to samo uczucie, co w przypadku tetrod strumieniowych KT120 – były z nimi ciekawe wzmacniacze, czasem nawet bardzo dobre, jednak nigdy nie był to „mój” dźwięk. Dopóki nie usłyszałem integry I-35 francuskiej firmy Jadis (więcej TUTAJ). Sposób, w jaki ta firma je zaimplementowała sprawił, że dźwięk był – pamiętając o cenie urządzenia – wybitny. Einstein Być może więc przez wszystkie te lata czekałem właśnie na wzmacniacz The Silver Bullet OTL - czekałem, aby usłyszeć, co ta lampa naprawdę potrafi. Albo też, co można z nią zrobić, kiedy się wie, z czym ma się do czynienia. Wzmacniacz z Niemiec, czy to z moim przedwzmacniaczem Ayon Audio Spheris III, czy też z The Preamp, zagrał niskim, gęstym dźwiękiem, czyli tak, jak lubię. Gęstość wynikała nie z dociążenia pasma i nie z podbarwień, a z niesamowitej ilości harmonicznych brzmiących unisono w z dźwiękami podstawowymi. Dawało to wrażenie mnóstwa „dźwięków”. Znam ludzi, których to odrzuca, bo czują się w ten sposób „napastowani” przez tak dużą ilość informacji. Myślę jednak, że po akomodacji okazałoby się, że to też jest ich dźwięk i że później wszystko inne brzmi pusto i martwo. Jak mówię, wzmacniacz przesłuchałem zarówno z przedwzmacniaczem odniesienia, jak i jego naturalnym partnerem, The Preamp. I chyba z tym ostatnim wszystko lepiej „wskoczyło” na swoje miejsce. Klasa obydwu systemów była zbliżona, ale to właśnie w firmowym zestawie cechy o których mówię robiły większe wrażenie, były mocniejsze. To przekaz, który wychodzi DO NAS, w przeciwieństwie do przekazu, jaki miałem niegdyś z systemem Naima Statement (czytaj TUTAJ i TUTAJ). Tam to MY wchodziliśmy do przekazu. Chociaż klasa obydwu systemów jest, moim zdaniem zbliżona, to ich odbiór zupełnie różny. Einstein wypełnia przestrzeń pokoju, jak gdyby wymieniał cząsteczki powietrza, które w nim są na inne, wynikające z nagrania. Najlepiej słychać to z realizacjami, w których przestrzeń gra ważną rolę, np. z Amused To Death Rogera Watersa. Wydana właśnie ponownie przez Analogue Productions płyta zakodowana została w systemie QSound, dzięki któremu dźwięk nas – dosłownie – otacza. Z Einsteinem był to gęsty, gładki, szczelny kokon. |
Waters – wbrew pozorom – nie jest łatwy do właściwego odtworzenia, ponieważ łatwo go rozjaśnić, zniszczyć to COŚ pod spodem, co skleja dźwięki i plany. Jeśli jednak chodzi o pokaźnie efektów surround, to zrobimy to w każdym, dowolnym systemie stereo. Zupełnie inaczej jest z nagraniami monofonicznymi – tutaj nie ma jak zrobić wrażenia inaczej niż przez perfekcję. Einstein tę umiejętność posiadł – Julie London z dodatkowych nagrań na płycie Carmen McRae dla wytwórni Bethlehem, czy też nowy remaster Soultrain Johna Coltrane’a (także z Analogue Productions) – za każdym razem pełnia, wolumen i jednocześnie naturalność przekazu były wybitne. Wzmacniacze mocy, nawet te mocne, mają problem z szybkim, gęstym graniem rockowym, jak gdyby nie radziły sobie ze zniekształceniami (to też sygnał) i kompresją, o wysokich poziomach dźwięku nie mówiąc. I znowu – nie Einstein. Wcześniej słyszałem to tylko dwa razy – najpierw z monoblokami MRE 220 Octave, a niedawno z monoblokami Crossfire Evo Ayon Audio. Te ostanie były niesamowite w tym, jak dobrze energetyzowały pomieszczenie odsłuchowe (czytaj: mój pokój dzienny), jak pięknie schodziły na basie, nawet w trudnych kawałkach z płyty Ultra Depeche Mode. Wzmacniacze przywiózł do mnie z Austrii Gerhart Hirt, właściciel Ayona, i poprosił o krótki odsłuch, chcąc sprawdzić, czy wszystko w porządku z lampami. Ta „krótka chwila” przedłużyła się do ponad godziny. Myślę, że miał on równie dużo uciechy z odsłuchu, jak ja. Sięgałem po kolejne płyty bez zastanowienia, ponieważ muzyka żyła, „mówiła” do mnie, cieszyła mnie. Co by jednak nie powiedzieć, Ayony niskiego basu nie grały aż tak dobrze jak mój Soulution 710, a przez to cały przekaz nie był aż tak solidny i precyzyjny. Znowu – klasa systemów była podobna, ale dźwięk się w wielu szczegółach różnił. Z niemieckim wzmacniaczem była to piękna opowieść, bez nacisku na cokolwiek. A to dlatego, że przekaz jest w swoim wnętrzu, że tak powiem, miękki. Nie ‘zmiękczony’, ale ‘miękki’, jak na żywo. Atak jest precyzyjny, ale też nie przesłania tego, co za nim, tj. podtrzymania i wybrzmienia. Dźwięk jest całością. Porównanie The Preamp w połączeniu z The Silver Bullet OTL gra w sobie tylko właściwy sposób. Statement Naima grał bardziej zdystansowanym dźwiękiem o wyższej dynamice. Pierwszy plan był w nim ustawiony dużo dalej, a dźwięk budowany jest „do tyłu”, jakbyśmy siedzieli w połowie sali filharmonii. Barwa jest mniej nasycona na dole środka, ale bardziej rozwinięta w kierunku góry pasma – to jest bardziej otwarte. Einstein gra bardziej w taki sposób, jakbyśmy byli jedynymi słuchaczami na koncercie i siedzieli w pierwszym rzędzie, mając bezpośredni kontakt z wykonawcą. Spheris III i Crossfire Evo Ayona brzmią niżej, słychać w nich lekki akcent na średnim basie i niskiej średnicy. Ich góra jest słodsza i nieco dalej niż ta z Einsteina. Przekaz jako całość kształtowany jest jednak w bardzo podobny sposób to nieco ciepłe, gęste granie o wybitnej barwie. Wydaje się, że niemiecki system brzmi nieco bardziej namacalnie i że jest bardziej od góry otwarty. Na tym tle japoński system Phasemation, złożony z przedwzmacniacza CA-1000 i monobloków MA-1000 brzmi w znacząco bardziej „lampowy” sposób, jeśli pod tym określeniem rozumiemy ciepło, słodycz, nasycenie. Z kolei Ancient Audio Silver Mono SE jest znacznie bardziej otwarty, szybszy, bardziej dynamiczny i niżej schodzi na basie – tylko Naim Statement zagrał u mnie niżej, z większym autorytetem. Ograniczenia Ograniczenia też oczywiście znajdziemy, bo takie życie jest i już. Wzmacniacze Volkera powinny współpracować z kolumnami o wysokiej impedancji i najlepiej o wyższej niż przeciętna impedancji. Inaczej je przeciążymy i się wyłączą. Co jest zresztą świetną informacją, bo oznacza, że systemy zabezpieczeń pracują jak trzeba. Przeciążenie nastąpi zresztą z zupełnie innymi płytami i źródłami niż się tego spodziewamy. W moim przypadku, grając z Harbethami M40.1 w średniej wielkości pomieszczeniu (ok. 30 m2) i blisko miejsca odsłuchu z powodzeniem zagrały płyty Watersa, Depeche Mode i Deep Purple, ale jeden z kanałów wyłączył się w połowie płyty Dominica Millera i Neila Stanceya New Dawn, dokładniej w utworze Rush Hour. Pamiętam ten kawałek z koncertu w Bielsku Białej, na którym byłem, gdzie siedziałem w pierwszym rzędzie, chciałem więc podkręcić dźwięk tak, żeby poczuć się jak na koncercie. To tylko dwie gitary akustyczne, a jednak – pyk i zapaliły się trzy niebieskie diody LED. Po chwili wzmacniacz włączył się ponownie, musiałem jednak nieco ściszyć, żeby sytuacja się nie powtórzyła. Przyznaję, było bardzo głośno i przy normalnym odsłuchu się nie powtórzyło. Pokazuje to jednak, że trzeba uważać na to, w jakim otoczeniu Einstein pracuje. Żaden inny z przywoływanych wzmacniaczy z tym nie ma problemu – Naim i Soulution grają tak głośno, jak tego chcemy i to bez zniekształceń, zaś wzmacniacze lampowe o których pisałem po prostu zaczną przesterowywać dźwięk – nie będzie on już tak dobry, ale wciąż będzie się go dało słuchać. Innych problemów nie widzę, jeśli tylko taka estetyka grania i taki wygląd nam odpowiadają. No, chyba, żeby wspomnieć o emitowanym przez system cieple – to jest sporej wielkości „grzejnik”. Słuchałem go w najgorętszym tygodniu tych wakacji i ciężko mi było w pokoju wytrzymać. Zimą byłoby lepiej, ale i tak trzeba wiedzieć, że mówimy o ogromnej ilości ciepła – taka natura wzmacniaczy lampowych, a lamp 6C33B w szczególności. Podsumowanie System Einsteina z łatwością wskakuje do elitarnego klubu urządzeń, które są wybitne pod każdym względem. Połączenie nasycenia z różnicowaniem, namysłu z rozrywką, precyzji z płynnością, szczegółu i ogółu dały w efekcie coś genialnego – to przepiękny dźwięk! Jakość wykonania jest perfekcyjna. To wzmacniacz, który spełnia zarówno wymogi systemów pro, tj. tam, gdzie zależy nam na selektywności, rozdzielczości i precyzji, jak i wysmakowanych systemów „vintage”, gdzie rządzi barwa i „flow” energii. DIRK SOMMER Einstein, Volker i ja… Kiedy przeczytałem artykuł mojego drogiego kolegi Wojtka – o mnie i mojej wizycie w Krakowie oraz o spotkaniu z Krakowskim Towarzystwem Sonicznym, jak również pierwszą część sprawozdania z tegorocznej wystawy High End w Monachium – pomyślałem, że mam do czynienia z prawdziwym dziennikarzem śledczym. Poza rzeczami związanymi ze sprzętem nie zawahał się bowiem przed zaprezentowaniem mojej i Birgit znajomości, jak również podrzucił parę anegdot, które opowiedziałem mu o czasach, kiedy to Volker Bohlmeier, dyrektor firmy Einstein Audio, i ja w moim małym, studenckim mieszkaniu graliśmy razem rhythm'n'bluesa, kiedy on grał ze wzmacniacza Marshall z czterema 12” głośnikami, a ja z Marshalla Super Bass 100 czterema 15”. Czasem dołączał do nas wokalista i drugi gitarzysta. Kiedy Wojtek opublikował kolejne detale o starych czasach – jeśli dobrze pamiętam, wspomniał o lampce wina tu, czy tam – w świetle ewidentnych dowodów nie miało już sensu się tego wypierać. Potwierdzam więc, że od ponad 30 lat Volker i ja jesteśmy przyjaciółmi. Kiedy Wojtek poprosił mnie o napisanie paru słów o przedwzmacniaczu i wzmacniaczu mocy, które mam w swoim systemie pomyślałem, że to może nie jest dobry pomysł pisać o urządzeniach pochodzących z fabryki przyjaciela. Z drugiej strony nie chciałem odmawiać prośbie kolegi, tak więc – proszę bardzo. Nie ma więc znaczenia, czy czytacie to myśląc o mnie jak o dziennikarzu audio, czy o przyjacielu. W czasie, kiedy Wojtek i jego syn Bartek odwiedzili mnie w Monachium, właśnie kończyłem test kolumn AudioMachina Maestro GSE, napędzanych przez dwa, pracujące w bi-ampingu, wzmacniacze mocy The Poweramp Einsten Audio. Zazwyczaj w tym miejscu stoją kolumny LumenWhite DiamondLight, napędzane przez monobloki Ayon Audio Epsilon na lampach KT150 – grają one w moim pokoju odsłuchowym, będącym jednocześnie moim biurem. Jeśli nie potrzebuję ich do recenzji, jeden ze wzmacniaczy The Poweramp używany jest w systemie Birgit, znajdującym się w pokoju dziennym. Tam ona decyduje, który produkt brzmi i wygląda dla niej najlepiej. Czasem jestem pytany przez nią o radę, mogąc przekonać ją np. o tym, że warto przez dłuższy czas posłuchać kolumn Acapella Violon VI. A to nie są łatwe do wysterowania kolumny. Nie ze względu na niską impedancję czy inne niespodzianki czyhające na wzmacniacz. Po prostu większość wzmacniaczy, które z Violami próbowaliśmy nie gwarantowało koherentnego dźwięku z plazmowego głośnika wysokotonowego, jaki w nich został zastosowany, średniotonowej tuby i konwencjonalnego głośnika niskotonowego. Hermann Winters, właściciel firmy Acapella, zarekomendował dla nich wzmacniacz Silver Bullet OTL Einsteina. My jednak wypróbowaliśmy znacznie bardziej przystępny cenowo The Poweramp – i nagle kolumny zabrzmiały spójnie. Nie potrafię wytłumaczyć tego fenomenu, ale jest on łatwy do usłyszenia: Acapella i Einstein to wybitne połączenie. Oczywiście The Poweramp jest znakomity pod każdym innym względem – w dynamice, detaliczności scenie dźwiękowej, płynności i tonalności. Ale to, co dla Birgit i dla mnie czyni z niego niebywałe narzędzie to sposób, w jaki zmusił Acapelle do absolutnej koherencji. Kiedy Volker przywiózł do mnie kolumny AudioMachine i dodatkowy wzmacniacz The Poweramp, aby je napędzić w bi-ampingu, miał w swoim bagażu i przedwzmacniacz the Preamp. Zapytał więc, czy nie chciałbym go posłuchać. No jak nie, jak tak! To wszystko jednak nie miało znaczenia: po pierwszym utworze, który usłyszałem było jasne, że The Preamp powinien zostać w moim systemie. I tak jest po dziś dzień – Einstein pokazał znacznie szerszą i głębszą scenę dźwiękową niż EAR, zagrał nieco bardziej dynamicznie i zintegrował z przekazem nieco więcej detali. Nie pamiętam, aby kiedykolwiek wcześniej był w moim systemie odsłuchowym lepszy przedwzmacniacz. Obydwa urządzenia wykonano fantastycznie, a do tego świetnie wyglądają. Jak mówił Volker, za ich projektem plastycznym stoi żona Volkera, zajmująca się designem wnętrz. I zrobiła to świetnie. Ich obudowy złożone są z grubych, aluminiowych płyt, do których od przodu dokręcono chromowany front z czarnym, akrylowym elementem. Pośrodku wycięto w nich okienko, w którym umieszczono trzy niebieskie diody LED. Środkowa zapala się w czasie normalnej pracy, a trzy, kiedy wzmacniacz się z jakiegoś powodu wyłączy lub wyłączy wyjścia – np. po odpięciu kabli głośnikowych. Stoją na wysokich, wykonanych z aluminium, nóżkach. Zasilanie w przedwzmacniaczu wpina się od dołu i konieczne jest stosowanie wtyku IEC kątowego – być może odpada więc możliwość skorzystania z innych kabli sieciowych niż własne kable firmy – w teście skorzystałem właśnie z nich. The Preamp W przedwzmacniaczu pracuje aż 18 lamp – dziesięć na wejściach (po dwie JAN Philips NOS 6922 na wejście) – to sekcja wzmocnienia – i osiem EI NOS PCC 88 w drugiej sekcji, buforowania. Te pierwsze zamontowano na płytkach odsprzęgniętych od obudowy sprężynami. Wejść jest pięć – trzy niezbalansowane RCA i trzy zbalansowane XRL; wyjścia są dwa – RCA i XLR. The Preamp jest zbalansowany, warto więc skorzystać z toru XLR. Ponieważ w każdym z wejść mamy inne lampy, można się zabawić i zamontować w nich różne ich typy. Przed lampami widać chromowane kołpaki transformatorów zasilających – urządzenie ma budowę dual-mono. Układ elektroniczny zmontowano czasochłonną, a przez to drogą metodą punkt-punkt, dającą najlepsze rezultaty dźwiękowe. W układzie widać wiele podzespołów będących częścią zasilacza (stabilizowane napięcie dla każdej sekcji) oraz kondensatory polipropylenowe firmy Suntan, użyte do sprzęgnięcia dużych kondensatorów elektrolitycznych. Przedwzmacniacz sterowany jest pilotem, który wygląda odmiennie niż wszystkie inne. Ma on aluminiową obudowę, z obłą górą i czterema gumowymi „nóżkami” od spodu. Spód w tym przypadku to jednak tam, gdzie są przyciski. Kładziemy więc pilota do góry nogami, jak słuchawkę telefonu. Wygląda to znakomicie, tyle tylko, że guziczki są maleńkie i nie mają rozróżnionych kształtów, ani wielkości. Pilot służy do sterowania przedwzmacniaczem i odtwarzaczem CD z kodami Philipsa CR5, takimi jak w transporcie CD-Pro2. The Silver Bullet OTL Jak mówi Volker, tylko 15% z zamawianych lamp 6C33B nadaje się do użytku, a tylko ich część daje się połączyć w dobrany kwartet. Reszta jest do wyrzucenia. Lampy są wstępnie wygrzewane, a te, które to przeżyją – mierzone. Ale też te, które przejdą tę procedurę pracują potem latami bez żadnych problemów – są nawet bardziej stabilne od całej gamy KT i EL. Lampy wejściowe to te same podwójne triody EI NOS PCC 88, co w przedwzmacniaczu, sześć sztuk. Pracują one w buforze wejściowym i w układzie sterującym. W sekcji wyjściowej mamy cztery triody dużej mocy 6C33B na kanał w układzie symetrycznym, bez transformatorów wyjściowych. Jest to więc wzmacniacz triodowy od wejścia do wyjścia. Pomiędzy nimi widać metalowe elementy, puste w środku – służą one do chłodzenia wnętrza i elementów półprzewodnikowych, które są do nich przykręcone. To ważne, ponieważ jest ich sporo – służą do monitorowania napięcia i do ochrony wzmacniacza. Układy zasilające zmontowano na płytkach drukowanych, a wzmacniające metodą punkt-punkt. Transformatory są dwa w każdym monobloku, osobno dla ujemnej i dodatniej połówki sygnału. Z każdym współpracują duże kondensatory z logo Einsteina i dławiki – ich cewki nawinięto na rdzeniach toroidalnych. Tam, gdzie płyną duże prądy połączenie zrealizowano na grubych, złoconych szynach. Poszczególne stopnie sprzęgane są w kondensatorach Wima. Dane techniczne (wg producenta) The Preamp Dystrybucja w Polsce: DOŁĄCZ DO NAS NA TWITTERZE: UNIKATOWE ZDJĘCIA, SZYBKIE INFORMACJE, POWIADOMIENIA O NOWOŚCIACH!!! |
- HighFidelity.pl
- HighFidelity.pl
- HighFidelity.pl
- HighFidelity.pl
- HighFidelity.pl
- HighFidelity.pl
- HighFidelity.pl
- HighFidelity.pl
- HighFidelity.pl
- HighFidelity.pl
- HighFidelity.pl
- HighFidelity.pl
- HighFidelity.pl
- HighFidelity.pl
- HighFidelity.pl
- HighFidelity.pl
- HighFidelity.pl
- HighFidelity.pl
- HighFidelity.pl
- HighFidelity.pl
SYSTEM A ŻRÓDŁA ANALOGOWE - Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version] - Wkładki: Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ - Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ ŻRÓDŁA CYFROWE - Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ - Odtwarzacz multiformatowy: Cambridge Audio Azur 752BD WZMACNIACZE - Przedwzmacniacz liniowy: Polaris III [Custom Version] + zasilacz AC Regenerator, wersja z klasycznym zasilaczem, recenzja TUTAJ - Wzmacniacz mocy: Soulution 710 - Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ AUDIO KOMPUTEROWE - Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-901 - Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ - Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ - Router: Liksys WAG320N - Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB |
KOLUMNY - Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ - Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands - Filtr: SPEC RSP-301 OKABLOWANIE System I - Interkonekty: Siltech ROYAL SIGNATURE SERIES DOUBLE CROWN EMPRESS, czytaj TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 7N-DA2090 SPECIALE, recenzja TUTAJ - Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ System II - Interkonekty: Acoustic Revive RCA-1.0PA | XLR-1.0PA II - Kable głośnikowe: Acoustic Revive SPC-PA SIEĆ System I - Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9300, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: Acoustic Revive RTP-4eu Ultimate, recenzja TUTAJ - System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R) System II - Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R (x 4 ), recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: Oyaide MTS-4e, recenzja TUTAJ |
AKCESORIA ANTYWIBRACYJNE - Stolik: Finite Elemente PAGODE EDITION, opis TUTAJ/wszystkie elementy - Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny - Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ - Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ - Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4 SŁUCHAWKI - Wzmacniacze słuchawkowe: Bakoon Products HPA-21, test TUTAJ | Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ - Słuchawki: Ultrasone EDITION 5, test TUTAJ | HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ - Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ - Kable słuchawkowe: Forza AudioWorks NOIR, test TUTAJ CZYSTA PRZYJEMNOŚĆ - Radio: Tivoli Audio Model One |
SYSTEM B Gramofon: Pro-Ject 1 XPRESSION CARBON CLASSIC/Ortofon M SILVER, test TUTAJ Przedwzmacniacz gramofonowy: Linear Audio Research LPS-1 Odtwarzacz plików: coctailAudio X10, test TUTAJ Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS-300 X (SP) [Custom Version, test TUTAJ Kolumny: Graham Audio LS5/9 (na oryginalnych standach), test TUTAJ Słuchawki: Audeze LCD-3, test TUTAJ Interkonekty RCA: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY 550i Kable głośnikowe: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY 550l Kabel sieciowy (do listwy): KBL Sound RED EYE, test TUTAJ Kabel sieciowy: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY SPX-380 Listwa sieciowa: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR, test TUTAJ Platforma antywibracyjna: Pro Audio Bono |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity