pl | en

Przetwornik cyfrowo-analogowy + wzmacniacz mocy

 

LAMPIZATOR
DAC LEVELSEVEN + LAMPIZATOR GM70

Producent: ŁUKASZ FIKUS
Cena (w czasie testu): 9000 EUR (z DSD i regulacją głośności) + 7900 EUR

Kontakt: ul. Wyczółki 44
02-820 Warszawa | Polska

lampizator@lampizator.eu

www.lampizator.eu

MADE IN POLAND


a przestrzeni ponad 10 lat działalności „High Fidelity” (dołączyłem do pisma w 2009 roku) magazyn ten zawsze starał się wynajdywać i recenzować dobre polskie produkty. Patrząc na archiwalne wydania łatwo zauważyć, że liczba recenzji krajowych produktów powoli, ale stale rosła. Wzrost ów wynikał z prostego faktu – na rynku pojawiało się coraz więcej nowych polskich marek, reaktywowano kilka starszych, a co ważniejsze, coraz większa liczba pośród nich była/jest warta zainteresowania.

Nawet jeśli nie jesteście Państwo stałymi czytelnikami magazynów audio, to wystarczą choćby coroczne wizyty na wystawie Audio Show, by zaobserwować ten trend. Może i warunki wystawowe niekoniecznie służą merytorycznej ocenie brzmienia prezentowanych urządzeń, ale po pierwsze da się zauważyć, że oferta wyprodukowanych w Polsce urządzeń audio jest już niemal kompletna (nie robi się u nas już chyba tylko wkładek gramofonowych), a po drugie gołym okiem widać, że wiele z nich w niczym nie ustępuje światowym tuzom pod każdym względem: projektu wyglądu, wykonania, funkcjonalności, ale przede wszystkim brzmienia.

Mamy na rynku malutkie, czasem wręcz jednoosobowe firmy o wąskich specjalizacjach, ale też i nieco większe mające szerszą ofertę, i w końcu całkiem spore przedsiębiorstwa, które produkują własne produkty, ale i są podwykonawcami dla innych marek, również zagranicznych. Ciągle jeszcze duża część polskich producentów ogranicza swoją działalność do rynku krajowego. Często wynika to po prostu z ograniczeń kapitałowych – wejście na zagraniczne rynki nie jest proste, m.in. dlatego, że potencjalni dystrybutorzy z krajów Europy Zachodniej, USA, czy Azji mają określone, wysokie, wymagania. Ale też i niemało jest już takich polskich producentów, którzy metodą mniejszych, czy większych kroków wkroczyli na światowe rynki.

Metody na to są różne. Z rozmów z wieloma z nich wiem, że niektórzy pozyskali dystrybutorów, którzy przeczytali dobre recenzje ich produktów (m.in. w „High Fidelity”) i sami zgłosili się do producentów. Znam i takich, którzy by znaleźć pierwszych kontrahentów, załadowali swoje produkty do samochodu i pojechali w objazd Europy. Kilka firm poniosło także spore koszty wystawienia się na największej światowej wystawie audio, na High End w Monachium i to również najczęściej przyniosło wymierne efekty.

Firma, której produkty są przedmiotem tej recenzji (bynajmniej nie pierwszej na naszych łamach) wybrała jeszcze inną drogę. Lampizator, w osobie właściciela, pana Łukasza Fikusa, skupił się na rynku amerykańskim i tzw. „marketingu szeptanym”. Dla Amerykanów produkt z Polski jest niezwykle bardzo egzotycznym. Trzeba było ich przekonać, że za relatywnie niewielkie pieniądze (tzn. porównując do znanych, światowych marek) mogą kupić świetnie grający sprzęt oparty o lampy. To ostatnie od razu wyklucza część potencjalnych klientów, ale sztuką jest znalezienie dla siebie jakiejś niszy rynkowej – w tym wypadku właśnie miłośników lamp.

Elementem istotnym dla wielu był fakt, iż nie jest to produkt masowy, zjeżdżający z taśmy gdzieś w Chinach w tysiącach egzemplarzy, tylko produkt ręcznie składany w Polsce. Kolejnym była zapewne wysoka „customizacja” każdego egzemplarza – zaleta ręcznej produkcji. Każdy DAC, tj. produkty będące podstawą oferty Lampizatora, można kupić w jednej z wielu opcji. Wybieramy od rodzaju i liczby wejść i wyjść począwszy, przez funkcjonalność (np. obsługę DSD), po mniej, czy bardziej „wypasione” lampy, kondensatory, a pewnie i inne elementy, jeśli dany klient będzie chciał drążyć temat.

To właśnie rynek amerykański, grupki zapaleńców, którzy kochają lampowe urządzenia, przeszukujący rynek po to, by znaleźć co i rusz nowe lampy do swojego ukochanego DAC-a, którzy mają swoje fora tematyczne, na których stale wymieniają się doświadczeniami i odkryciami, jest nadal podstawowym rynkiem zbytu polskiej firmy. A wszystko to przy niemal zerowych nakładach na reklamę i przy niewielkiej ilości profesjonalnych recenzji. Klasyczny „marketing szeptany” – jeden audiofil opowiada o Lampizatorze drugiemu, zaprasza go na odsłuch i zaraża go lampowym wirusem wprost z Polski.

Jest jeszcze jeden element, o którym się zwykle nie mówi, a który, zwłaszcza na takim rynku jak amerykański, jest podstawą sukcesu. Produkt po pierwsze musi być porządnie wykonany (to może być ręczna robota, byle solidna) i charakteryzować się dużą niezawodnością, a po drugie firma musi oferować dobry serwis. Nie wiem jak konkretnie Lampizator radzi sobie z tym drugim elementem, ale najwyraźniej dobrze, bo inaczej już dawno wypadłby z amerykańskiego rynku, zamiast odnosić na nim sukcesy.

Jak już pisałem w poprzednich recenzjach produktów Lampizatora, firma ta po macoszemu traktowała polski rynek. Z jednej strony szkoda, z drugiej byłem to w stanie zrozumieć – nadal nie ma u nas „audio patriotyzmu”, Polacy kupują niewiele polskich produktów często wybierając obiektywnie gorzej grające, ale z bardziej znanym logiem na froncie, pochodzące z zagranicy. To także się zmienia, a i podejście pana Łukasza, zgodnie z jego zapowiedzią, jest nieco inne niż kiedyś. Dowodem na to jest zarówno obecność Lampizatora na wystawie Audio Show, jak i rosnąca liczba rodzimych użytkowników. Z obu faktów bardzo się cieszę.

Moje wcześniejsze testy produktów Lampizatora jasno pokazały, że po pierwsze w swojej cenie oferują świetnie brzmienie, które bez kompleksów może konkurować nawet z droższą zagraniczną konkurencją, a po drugie, że to po prostu „moje” granie. Po dłuższej przerwie odezwałem się więc do pana Łukasza i już kilka dni później trafiły do mnie monobloki oparte na lampie GM70 oraz przetwornik cyfrowo-analogowy – tym razem z najwyższej półki - Level 7. Wzmacniacze to relatywnie nowy dodatek do oferty, która wcześniej, jak już pisałem, skupiała się niemal wyłącznie na DAC-ach.

Pan Łukasz proponuje dwa modele – jeden oparty na lampie GM70, drugi na triodzie 211. Oferta DAC-ów także się rozrosła – otwiera ją najtańszy Amber, a kończą Level 7 i Big7. Choć nieoficjalnie istnieje jeszcze droższa wersja, w której wykorzystano wszelkie topowe elementy, nazwana Golden Gate. Gdy napisałem do Lampizatora nie spodziewałem się, że tak szybko coś trafi do mnie do testu – to firma, która raczej nie trzyma na półce swoich produktów, więc by dostać coś do recenzji/odsłuchu trzeba się wstrzelić w odpowiedni moment, albo trochę poczekać na dostępność danego produktu.

Najwyraźniej miałem szczęście. Jak wspomniałem wcześniej, „daki” Lampizatora są „customizowalne” (nawet najtańszy Amber). Do testu trafił model Level 7 i to w takiej a nie innej wersji, bo akurat ten egzemplarz był dostępny. To urządzenie w dwóch obudowach – w jednej umieszczono zasilacz, który dwoma osobnymi kablami zasila DAC-a. Testowany egzemplarz wyposażono w podstawowe wejścia cyfrowe: USB, S/PDIF koaksjalny, oraz AES/EBU, miał także również zamontowaną (opcjonalną) regulację głośności.

Zależało mi, by testowany egzemplarz odtwarzał również pliki DSD, bo to w ich kontekście o Lampizatorze od jakiegoś czasu mówiło się najwięcej. Pan Łukasz był jednym z pierwszych (nie potrafię udowodnić, że faktycznie pierwszym, ale jednym z pierwszych na pewno), którzy zdecydowali się zbudować DAC dedykowany DSD nie korzystając jak większość producentów z takich, czy innych gotowych kości. To zupełnie nowe rozwiązanie, pracujące niezależnie od części przetwarzającej pliki PCM, które zamawia się do DAC-a dodatkowo - w ofercie jest również przetwornik odtwarzający wyłącznie DSD – DSD DAC. Ten egzemplarz nie był wyposażony w sekcję DSD, ale przed dostawą do mnie pan Łukasz ją po prostu dołożył.

Wyjątkowość rozwiązania proponowanego przez Lampizatora polega na jego prostocie. Tak naprawdę nie ma tu żadnych konwersji, upsamplingu, żadnych konwersji sygnału DSD na PCM (czy na odwrót) i zależało mu na absolutnie minimalnej ingerencji w sygnał. Sygnał trafia przez port USB (z komputera lub odtwarzacza plików) do odbiornika. Dla sygnału DSD cały układ składa się z filtra cyfrowego na tranzystorach, pasywnego analogowego filtra oraz dyskretnego, aktywnego filtra lampowego. I już. Potem sygnał trafia do analogowych wyjść (w tym egzemplarzu RCA lub XLR). Tak właśnie materiał DSD ma brzmieć najlepiej. Ba, niektórzy wręcz twierdzili, że warto (o ile źródłem miał być komputer dający taka możliwość) skonwertować pliki PCM do DSD, bo według nich zabrzmią one po takiej konwersji lepiej niż odtwarzane jako PCM (nawet hi-res). Koniecznie chciałem usłyszeć, ile w tym prawdy.

Monobloki na lampie GM70 to nie pierwsza taka konstrukcja pana Likusa. Bywalcy forum Audiostereo.pl zapewne znają historię „monobloków pana Waldka”, opartych na tej właśnie bańce. Da się wyszukać parę wzmacniaczy na tej lampie, w większości to produkty DIY. Monobloki pana Łukasza powstały jakieś dwa lata temu, a nieco później, o ile informacja, która pojawiła się w sieci jest prawdziwa, również nieco zapomniana firma Amplifon zaproponowała klientom wzmacniacz na GM70. Słowem takich konstrukcji jest kilka, choć wciąż niewiele. Dlatego właśnie na tej lampie Lampizator (skupiony na rynku amerykańskim) oparł swoje pierwsze wzmacniacze.

W ofercie są również monobloki na lampie 211, ale to te są popularne przede wszystkim na rynku amerykańskim. Przyczyna jest prosta – do niedawna w USA mało kto nawet słyszał o rosyjskiej lampie GM70, a tym bardziej o wzmacniaczach na nich opartych. Podaż konstrukcji opartych na 211 jest dużo większa, więc i konkurować Lampizatorowi byłoby trudniej. Jak już wspomniałem wcześniej – chcąc wejść na tak nasycony rynek trzeba sobie znaleźć jakąś niszę – udało się z DAC-ami, wydaje się, że udało się i z wzmacniaczami.

Kolejną dość unikalną cechą tych monobloków jest regulacja głośności. Zwykle monobloki używane są z przedwzmacniaczem i to on steruje głośnością. Pan Łukasz zdecydował się na inne rozwiązanie. Dlaczego? Pewnie dlatego, że większość osób posiada „daki” bez regulacji głośności (także i Lampizatora) – taki właśnie przetwornik można wpiąć bezpośrednio do rzeczonych wzmacniaczy i tam regulować głośność (przedwzmacniacz nie jest więc potrzebny). Oczywiście wyłącznie ręcznie, oczywiście niezależnie dla każdego kanału – taka to uroda maksymalnie prostych i zwykle najlepszych konstrukcji lampowych. Każdy z monobloków wyposażono w pojedynczą lampę GM70, co pozwala uzyskać moc ok 22 W na kanał. Może to jeszcze nie gigant mocy, ale w porównaniu np. do triod 300B moc jest spora i ułatwia dobranie odpowiednich kolumn.

ŁUKASZ FIKUS
Lampizator | właściciel, konstruktor

Największym marzeniem konstruktora urządzeń lampowych jest skonstruowanie prawdziwie królewskiego wzmacniacza. „Daki” są interesujące, przedwzmacniacze, gramofonowe stopnie gramofonowe także, ale dopiero flagowy wzmacniacz zaznacza miejsce firmy na mapie świata. W naszym przypadku droga prowadząca do wyboru takiego, a nie innego wzmacniacza była stosunkowo prosta. Kierunek brzemienia wyznaczają produkty Kondo i Verdier. Ale wszystko musieliśmy zrobić po swojemu. Główna zasada to oparcie wszystkiego na polskich komponentach i współpraca z polskimi kooperantami. Robimy to wszystko najlepiej jak się da, ale w Polsce. Jest to dość drogie podejście, ale dające satysfakcję i możliwość ciekawej współpracy oraz posiadania wpływu na elementy składowe produktu.

Musi być lampowy. Musi być dobry. A najważniejsze - niezawodny. Wzmacniacz mający być „królewskim flagowcem” musi działać bezawaryjnie 30 lat. A lepiej 50. Głównym wrogiem projektanta jest temperatura - od niej rzeczy się niszczą, starzeją, zmieniają parametry. Aby wszystko było w miarę chłodne musi być dobrze rozplanowane, swobodne, przewymiarowane z zapasem kilkuset procent. I tak krok po kroku dochodzimy do dużych transformatorów, które trzymane są przez grube śruby, na mocnej podstawie, itp., itd. Zanim się zorientujemy - wzmacniacz waży 60 kg. Stąd konieczność podziału na dwa monobloki, aby dało się to dźwignąć i zapakować i wysłać kurierem bez skrzyń i palet.

We wzmacniaczu lampowym gros jakości dźwięku i charakteru pochodzi od tych małych lampek na wejściu. Tu mieliśmy doświadczenia z DAC-ów - zastosowaliśmy więc najlepsze rozwiązania. Doskonała trioda wzmacniająca wejściowo, potem drugi wzmacniacz do wysterowania super-triody GM70 i na końcu wtórnik buforujący o potężnym prądzie do sterowania siatką GM.
Wszystkie transformatory i dławiki powstały jako dedykowany, wspólny projekt - nasz i najlepszych dostawców tego typu urządzeń z Polski. Staraliśmy się wykonać wszystko “tak, jak trzeba”, bo budowa jednej pary wzmacniaczy jest tak droga i czasochłonna, że od razu najlepiej zrobić wszystko najlepiej. Od gniazda wejściowego RCA, które jest toczone z litej miedzi i pokrywane srebrem, potem cal srebrnego drutu do drabinki precyzyjnych oporników w “potencjometrze” skokowym, a potem metodą trójwymiarowego montażu punktowego sygnał skacze z lampy do lampy i do wyjścia. W sumie cały tor ma niemal zero wewnętrznych przewodów, wszystko jest ułożone wzdłuż toru punkt za punktem.

Wzmacniacz ma na anodzie 1000 V, więc jest to poważna zabawka. Zasilacz całej sekcji czterech małych triod jest również lampowy. Całość wzmacniacza nie ma żadnych absolutnie elementów wpływajacych na dźwięk. Niczego nie podbijamy, nie bajerujemy, nie ma sprzężeń zwrotnych, dosłownie niczego. Wzmacniacz ma być dynamiczny, mocny, przezroczysty i naturalny. Tylko i aż tyle. Tak powstał nasz flagowy monoblok Single Ended Triode. Czy jest to “Gaku-On” dla Kowalskiego? Czas pokaże.

DAC Level7 to ukoronowanie mojej fascynacji triodami. W tzw. “torze sygnałowym” są tylko dwa elementy: trioda typu DHT (najszlachetniejszy typ, jaki istnieje) i jeden kondensator wyjściowy - ręcznie zwijany kondensator z blachy z czystej miedzi (niesłychanie rzadko spotykany typ) izolowany papierem dielektrycznym i nasączany woskiem dla impregnacji papieru i stabilizacji antywibracyjnej.
Prądowy konwerter cyfrowo-analogowy ma “nóżkę” wyjściową połączoną srebrnym drucikiem bezpośrednio z siatką lampy. Nie da się tego zrobić czyściej. I to słychać. Lampy - te które stosujemy w najlepszym DAC-u Level 7 – to pochodna konstrukcji z 1914 roku, mają więc 101 lat. I nomen omen nazwę 101D. Czipy konwertera są współczesne, więc te dwa elementy dzieli mentalnie ok. 90 lat i to my pierwsi na świecie zmusiliśmy je do grania w duecie.

Zaawansowani audiofile cenią sobie tego DAC-a za niesamowitą czystość i naturalność. Może nie ma on innych bardzo “nowoczesnych” cech brzmienia - ale ma właśnie to coś. Najciekawiej według mnie brzmi połączenie triod DHT z plikami DSD. Jest to technika przechowywania dźwięku na dysku, która oferuje brzmienie najbliższe dobrym szpulowym magnetofonom. Jako pierwsi na świecie posunęliśmy się do połączenie naszego konwertera DSD do lamp - i to był strzał w dziesiątkę. Bardzo odpowiada mi synergia tych technologii.

Odsłuchy Lampizatorów podzieliłem sobie na dwie części. W czasie pierwszej, krótszej, słuchałem każdego z urządzeń osobno, w drugiej jako systemu. Na pierwszy ogień poszły monobloki GM70. Do tej pory o tej rosyjskiej lampie głównie czytałem, a bodaj tylko raz miałem okazję posłuchać w czyimś systemie wspomnianych MPM-ów (Monobloków Pana Waldka). Urządzenia pana Łukasza są pokaźnych rozmiarów, a noszenie ich przypomina, że dobra lampa = protestujący kręgosłup. Drewniane boczki, front z charakterystycznym podświetlanym „oczkiem” Lampizatora, metalowy górny panel i jasno świecąca lampa mocy. To elementy, które pierwsze rzuciły mi się w oczy.

Po podłączeniu GM70 do moich MatterHornów zacząłem słuchać muzyki i przekonałem się, że określenie „dynamit”, które przewija się w wielu wypowiedział osób, które miały styczność z tą lampą, nie wzięło się znikąd. 22 W mocy w klasie A w tym wypadku przekładało się na szybkie, energetyczne, czyste granie. To nie był dźwięk do jakiego przyzwyczaił mnie mój własny SET na 300B – nie było tu słodyczy tej kultowej triody, nie było aż takiej holografii i namacalności, jaką dają lampy Western Electric. Za to zejście i „łupnięcie” basu, jego szybkość i kontrola były zdecydowanie lepsze. Góra mniej słodka, ale bardziej transparentna, czystsza i równie pełna powietrza, jak w przypadku 300B. Mój SET bardziej dociążał wysokie dźwięki, ale i nieco mocniej je zaokrąglał. GM70 stawiał na szybkość impulsu, dźwięczność i czystość.

Średnica 300B jest (dla mnie oczywiście) nie do przebicia – żadna inna lampa nie przedstawia jej w tak barwny, namacalny sposób, żadna inna (z tych, które znam) nie ma aż takiej ekspresji jak owa kultowa trioda. GM70 nie mogły więc w tym zakresie dorównać mojemu wzmacniaczowi. Pytanie brzmiało więc: na ile „SET-owo” zabrzmią tony średnie? A te poradziły sobie naprawdę dobrze. Wokale i instrumenty akustyczne zabrzmiały czysto, naturalnie, może nieco mniej ekspresyjnie niż z 300B, ale wgląd w barwę i fakturę był co najmniej dobry. Całościowo monobloki GM-70 grają równiej niż mój SET na 300B, który kładzie wyraźny akcent na średnicy. Mocną stroną są skraje pasma, a zwłaszcza bas – mocny, szybki, bardzo dobrze definiowany. Atutem jest znakomita dynamika zarówno w skali makro jak i mikro, oraz czystość i transparentność grania.

Powrót do mojego standardowego systemu odsłuchowego z ModWrightami LS100 i KWA100SE pokazał, że wśród tych dwóch amplifikacji to właśnie GM70 był, nieznacznie, ale jednak, bardziej neutralny. Do ModWrightów wróciłem, by posłuchać z nimi DAC-a Level 7. Na początku jako źródło wykorzystywałem mój dedykowany PC, a później także serwer muzyczny Diamond polskiej firmy Amare Musica (test w marcu). Choć pamięć dźwiękowa jest krótka i zawodna, przynajmniej jeśli chodzi o szczegóły, to doskonale pamiętałem, jak bardzo podobał mi się już recenzowany kiedyś DAC z poziomu 4 Lampizatora. Level 7 to jednakże topowe osiągnięcie pana Łukasza, wyposażone dodatkowo w moduł DSD, którego w czasie poprzedniego testu polska firma nawet jeszcze nie miała w ofercie. A według wielu osób, które nowych generacji Lampizatorów słuchały, jak również według samego pana Fikusa, to właśnie brzmienie uzyskiwane z plików DSD sprawia, że jego urządzenia zostawiają wielu konkurentów daleko z tyłu.

Jedna z osób, które przede mną miała okazję posłuchać Lampiego zasugerowała, żebym, oprócz odsłuchu plików DSD, w miarę możliwości wykorzystał konwersję sygnału PCM na DSD. Osoba owa twierdziła, że nawet w tym ostatnim przypadku zauważę różnicę na plus (w porównaniu do brzmienia tych samych plików odtwarzanych jako PCM). Zaznaczę jeszcze, że recenzowany DAC był wyposażony w podstawowe lampy z 2A3 Electro-Harmonixa w roli głównej. Słowem - sporo jeszcze można by z tym egzemplarzem osiągnąć w zakresie wyrafinowania dźwięku, używając bardziej wyszukanych lamp, nie wspominając nawet o innych typach, które można by zastosować.

LAMPIZATOR w „High Fidelity”
  • TEST: LAMPIZATOR Transport + DAC Level 4, czytaj TUTAJ
  • TEST: LAMPIZATOR Transport USB, czytaj TUTAJ

  • Nagrania użyte w teście (wybór):

    • Louis Armstrong & Duke Ellington, The great summit, Roulette Jazz 7243 5 24548 2 2, CD/FLAC.
    • Natural jazz recordings, fonejazz, DSD64
    • Thirty years in clasical music, fonejazz, DSD64
    • Bobo Stenson Trio, Indicum, ECM B008U0FJ9Y, FLAC.
    • V.A. Mozart, Le Nozze di Figaro, Harmonia Mundi HMC 901818.20, CD/FLAC.
    • Tomasz Stańko Quartet, Suspended night, ECM 1868, CD/FLAC.
    • Etta James, Eddie 'Cleanhead' Vinson, Blues in the Night, Vol.1: The Early Show, Fantasy B000000XDW, CD/FLAC.
    • Mozart, Piano concertos, Eugene Istomin, Reference Recordings HRx.
    • Verdi, Il Trovatore, RCA Red Seal 74321 39504 2, CD/FLAC.
    • Kari Bremnes, Desemberbarn, FXCD 247, CD/FLAC.
    Japońskie wersje płyt dostępne na

    Odsłuch rozpocząłem od „zwykłych” FLAC-ów 16/44, później słuchałem również plików hi-res, DSD, a na sam koniec zostawiłem sobie odsłuch plików PCM skonwertowanych do formatu DSD. Choć, by docenić klasę Level 7 wystarczyły mi już pliki 16/44 odtwarzane jako PCM. Po lampowym DAC-u można się spodziewać holograficznej, pełnej powietrza, ciepłej, kolorowej prezentacji. I wszystko się zgadzało. Tyle, że do tego Lampizator dorzucał jeszcze robiącą duże wrażenie dynamikę i szybkość, czy wręcz natychmiastowość ataku. Całość okrasił dobrą rozdzielczością i selektywnością, pięknymi wybrzmieniami i detalicznością. I już wiedziałem, że to znakomita maszyna.

    Wszystkie „daki”, jakich było mi dane posłuchać, opierają swoje brzmienie o pewien, wybrany przez konstruktorów, zestaw cech. Znam takie, które oferują lepszą rozdzielczość i transparentność niż Lampizator, ale w zakresie sceny, holografii, wypełnienia prezentacji powietrzem, oddania akustyki nagrania oraz paletą barw konkurować mogą jedynie bardzo, bardzo nieliczne. A wszystkie te cechy zyskiwały jeszcze, gdy zamiast zwykłych FLAC-ów (16/44) zacząłem słuchać np. fantastycznie zrealizowanych plików HRx Reference Recordings (24/176). Płynność, spójność prezentacji, jej namacalność, realizm wzniosły się na jeszcze wyższy poziom.

    Czy faktycznie z plikami DSD mogło być jeszcze lepiej? Choć dziś często się o tym zapomina to jednak stara prawda mówi, że im prostsze układy tworzy się do odtwarzania muzyki, tym lepiej one brzmią. Pan Łukasz w wywiadzie dla Mateja Isaka z magazynu „Mono and Stereo” powiedział, że gdy tworzy nowy produkt, buduje układ, a potem usuwa z niego kolejne elementy aż do momentu, gdy przestaje on działać (czytaj TUTAJ). To oczywiście pewne uproszczenie, ale pokazuje, że także w jego filozofii nadrzędne jest dążenie do maksymalnej prostoty układu, bo im mniejsza ingerencja w sygnał, tym lepsze brzmienie. Do dotwarzania plików w formacie DSD Lampizatory wykorzystują zupełnie osobny, bardzo prosty (przynajmniej w teorii) układ filtrów. Nie ma tu konwersji sygnału, a jedynie filtracja – słowem to inne podejście niż zdecydowanej większości konstruktorów przetworników cyfrowo-analogowych, którzy wykorzystują gotowe kości i jakieś formy konwersji sygnału (DSD do PCM, albo odwrotnie).

    Jak się to sprawdza w praktyce? FANTASTYCZNIE! Przyznaję, że do tego momentu byłem sceptykiem jeśli chodzi o format DSD. Tzn. brzmienie (znane mi z innych przetworników D/A opartych o powszechnie stosowane rozwiązania) nawet mi się podobało, było zwykle bardziej „analogowe” niż to z formatem PCM, tyle że dostępność plików w formacie DSD jest jeszcze mniejsza niż Hi-Res. Słowem, inwestowanie w DAC z możliwością odtwarzania DSD odbierałem raczej jako podążanie za modą, czy fanaberię, a nie uzasadniony wydatek. Już przesłuchanie kilku albumów wydanych w DSD zmieniło moje zdanie na ten temat. Zważywszy na dostępność materiału posiadanie takiego DAC-a to nadal fanaberia, ale miłośnicy muzyki nie zawahają się takowego zakupić, gdy tylko usłyszą jego brzmienie. W końcu bliski kontakt z muzyką warty jest każdych pieniędzy.

    Z plikami DSD Lampi wzniósł się bowiem na jeszcze wyższy poziom realizmu i muzykalności. To granie ciut mniej konturowe niż z gęstych plików PCM, ale każdy instrument, każdy głos zyskują niesamowicie pełne, namacalne ciało. Każdy ma właściwą wielkość i masę, każdy oddycha swobodnie otoczony powietrzem, wchodzi w interakcje z innymi instrumentami i otoczeniem akustycznym. Barwa, faktura, odpowiednie proporcje (np. między strunami a body instrumentu) – wszystkie te elementy są tak naturalnie pokazane, że właściwie nie zwraca się na nie uwagi, bo przecież „tak właśnie powinno być”. To nadal nie było najbardziej rozdzielcze granie jakie znam, ale po pierwsze zapewne jeszcze coś dałoby się poprawić lepszymi lampami, a po drugie te bardziej rozdzielcze przetworniki nie dość, że kosztują sporo więcej, to na dodatek ustępują Lampizatorowi w innych aspektach. Słowem to bardziej kwestia wyboru, preferencji danego słuchacza, niż wyższości jednych nad drugimi.

    Pozostało mi jeszcze spróbować, jak wypadnie odtwarzanie plików skonwertowanych do formatu DSD w komputerze i słuchanych jako DSD. Porównanie nie było aż tak proste, jakbym chciał, bo wymagało i zmian w JRiverze i przełączania (choć prostego, jednym przyciskiem) trybu odtwarzania w DAC-u, ale mimo tego wnioski były dla mnie oczywiste. Podkreślam „dla mnie”, bo to znowu kwestia preferencji, kwestia wyboru co dla danej osoby jest ważniejsze w prezentacji muzyki. Ja bez wahania wybieram odtwarzanie nawet materiałów PCM skonwertowanych do DSD, a nie odtwarzanie ich w oryginalnej postaci. Tak, są przetworniki, które PCM odtworzą lepiej niż Level 7. Ale ja nie znam żadnego nie kosztującego kilka razy więcej, który zagrałby PCM-y w oryginalnej postaci lepiej, niż Lampizator zagrał je po konwersji do DSD.

    Było to czyste, organiczne, dynamiczne granie. Gładkie, nasycone i spójne. Choć średnica jest bajecznie dopieszczona to bynajmniej nie dominuje ona reszty pasma, nie jest wypchnięta do przodu, po prostu dlatego, że i skraje są znakomite. Wypełnienie, barwa, oddech, faktura, umiejętność oddania subtelności i barwowych i dynamicznych. Trójwymiarowość, namacalność, budowa dużej sceny, dobra gradacja planów, piękne pokazanie otoczki akustycznej i wybrzmień. Dobra rozdzielczość i selektywność (dobra, bo jak mówiłem są przetworniki, które oferują jeszcze więcej w tym zakresie), wysoka detaliczność i czystość brzmienia. Świetny timing, rytm i wspominana już dynamika sprawiają, że to nie jest DAC wyłącznie do jazzowego plumkania, ale i do rasowego rockowego łojenia. Nawet dużą klasykę Lampizator zagrał z rozmachem, swobodnie. I nawet jeśli to właśnie przy tej muzyce najbardziej było słychać, że to jeszcze nie ostatnie słowo w zakresie rozdzielczości i selektywności, to i tak brzmiało to porywająco.

    W końcu przyszło mi przetestować oba (czy raczej wszystkie trzy) urządzenia razem. Zważywszy, że GM70 są nietypowymi monoblokami, wyposażonymi we własną regulację głośności, a i Level 7 miał własną (bardzo, bardzo dobrą swoją drogą), postawiłem na niezależne dla każdego kanału regulacje w monoblokach. Efekt połączenia tych urządzeń razem można było przewidzieć na podstawie ich indywidualnych cech (zwłaszcza, że wyszły spod tej samej ręki Łukasza Fikusa). Połączone siły dały prawdziwy pokaz możliwości dynamicznych – szybkość, natychmiastowość każdego ataku, ale i długie, soczyste wybrzmienia. Przejścia z wielkiego forte orkiestry do cichutkiego piano nie stanowiły żadnego problemu, rozmach i potęga brzmienia były imponujące!

    Jeszcze ciekawsze było wszystko to, co działo się w paśmie powyżej. Tu cechy obu urządzeń świetnie się uzupełniały – DAC wybornie dopełniał czyste, transparentne granie monobloków. Dźwięk był i konturowy i wypełniony, mocny i dźwięczny, ale i spójny, gładki, delikatny w najlepszym tego słowa znaczeniu. Średnica może i nie była tak magiczna, jak z SET-em na 300B, ale była raczej po prostu inna a nie gorsza. Wokalom nie brakowało ekspresji, przy tych nagranych blisko, wrażenie niemal intymnego kontaktu było równie przekonujące jak z 300B. Każdy wokalista, każdy instrument testowany zestaw renderował w określonym miejscu sceny w postaci dobrze opisanej i świetnie „pokolorowanej” bryły.

    Niezwykłe głosy – choćby Louisa Armstronga, Elli Fidgerald, Marka Dyjaka, czy Cassandry Wilson wywoływały u mnie ciarki biegające po plecach. Gdyby nie fakt, że to fizycznie niemożliwe, gotów byłbym przysiąc, że koncert Jarreta z Koeln przesiedziałem wstrzymując oddech. Don Giovanni czy Requiem Mozarta mało mnie nie wpędziły w depresję, tak znakomicie Lampizatory oddały ponury, ciężki klimat tych utworów. Jako odtrutka posłużyło Wesela Figara, przy którym dusza sama się śmiała do lekkiego, skocznego, porywającego i energetyzującego lepiej niż napoje energetyczne wykonania pod Currentzisem. To piekielnie muzykalne, ekspresyjne granie, w którym jest to nieuchwytne „coś” co sprawia, że słuchając muzyki zapomina się o całym bożym świecie. Bomba!

    Podsumowanie

    Mógłbym tak jeszcze długo... Bo nie da się ukryć, że to zestawienie przypadło mi nadzwyczajnie do gustu. To z jednej strony „lampowy” w najlepszym tego słowa znaczeniu dźwięk, ale z drugiej dynamiką i czystością brzmienia potrafi zawstydzić niejeden tor tranzystorowy, również za spore pieniądze. Z tych dwóch urządzeń to DAC jest liderem, to on należy do bardzo wysokiej półki, wyższej nawet niż wskazywałaby jego, całkiem przecież wysoka, cena. Monobloki są więcej niż uczciwie wycenione, a ich granie przekonałoby do siebie nie tylko miłośników lampy, ale i wielu zatwardziałych tranzystorowców. Trzeba tylko dobrze dobrać do nich kolumny.
    I rzecz w czymś więcej niż tylko suchych parametrach. GM70 trafiły do mnie na dzień przed wyjazdem testowanych ostatnio AudioVectorów SR3 Super. Patrząc na parametry tych ostatnich – 8 Ω i 91 dB – wydawałoby się, że to powinno razem co najmniej dobrze zagrać. Ale to nie było dobre zestawienie – bas dominował prezentację i nie był to bas najwyższych lotów. Słowem – GM70 to świetna propozycja, ale nie do każdych kolumn. Z moim MatterHornami po prostu „wymiatały”, pokazując co znaczy dynamika, energetyczność i czystość dźwięku. Przy odpowiednio dobranych kolumnach nie łatwo byłoby znaleźć na rynku godnego dla nich konkurenta.

    Przetwornik Level 7, zwłaszcza jeśli ma się możliwość dostarczania mu sygnału DSD (nawet PCM skonwertowanego do DSD) to fantastyczne, muzykalne źródło. Pod pewnymi względami – barwa, przestrzeń, wyrafinowanie, otwartość, gładkość, spójność i naturalność, czy wręcz organiczność brzmienia, to ekstraliga. Nieco mu brakuje do najlepszych konkurentów w zakresie rozdzielczości i selektywności, no ale od tych najlepszych z najlepszych Lampizator jest zdecydowanie tańszy.
    Dla wszystkich, którzy kochają lampy to przetwornik idealny także dlatego, że z założenia daje możliwość stosowania kilku rodzajów lamp DHT– 2A3, 45, czy 101D. Dodajmy do tego wszelkie możliwe wariacje – różne marki, lampy produkowane obecnie i NOS-y i mamy zabawę na całe życie, mamy możliwość kształtowania brzmienia pod własny gust, ba, nawet pod chwilowy nastrój. Który z tranzystorowych DAC-ów oferuje coś takiego?! Tak, wykonaniem i wykończeniem Lampizator nadal odstaje od światowej czołówki. Ale po pierwsze poprawę w stosunku do tego, co zobaczyłem te dwa lata temu, przy okazji poprzednich recenzji, już widać, a po drugie nawet jeśli polskie urządzenia szans na wygranie konkursu piękności nie mają, to jednak są wystarczająco estetyczne, by większość osób zdecydowało się je postawić na półce, a gdy już zaczną grać i tak natychmiast zapomina się o wszystkim poza muzyką.

    Level 7

    LevelSeven to obecnie budowany jedynie na specjalne zamówienie topowy przetwornik cyfrowo-analogowy marki Lampizator. Jest to rozwiązanie z zasilaczem w osobnej obudowie, a jego miejsce w regularnej ofercie zajął bliski kuzyn, jednopudełkowy BigSeven. Podobnie jak inne produkty pana Fikusa tak i ten DAC jest urządzeniem customizowanym pod potrzeby konkretnego klienta. W standardzie DAC umieszczany jest w dwóch dużych, metalowych obudowach. Zasilacz łączy się z samych urządzeniem za pomocą dwóch specjalnie do tego celu wykonywanych kabli. Na froncie umieszczono włącznik zasilacza – charakterystyczne podświetlone „oczko” wkomponowane w napis „Lampizator”.

    Z tyłu oprócz gniazda EIC i dwóch gniazd łączonych z przetwornikiem wspomnianym kablem znajduje się jeszcze mały przełącznik, ustawiany w odpowiedniej pozycji w zależności od tego, z jakich triod bezpośrednio żarzonych (DHT) używa się w konkretnym egzemplarzu. W zasilaczu wykorzystano osobne trafo dla żarzenia lamp, a osobne dla sekcji cyfrowej, a także pozostałych układów. Sam przetwornik umieszczono w identycznej, metalowej obudowie. W standardzie to przetwornik dla plików PCM o częstotliwości próbkowania do 384 kHz, wejście USB akceptuje sygnał w rozdzielczości do 32 bitów i 384 kHz. W standardzie przetwornik wyposażany jest w dwa wejścia cyfrowe – USB i koaksjalne. Dodatkowe są opcjonalne.

    Opcjonalnie przetwornik może być także wyposażony w osobną sekcję DSD oraz regulację głośności. Ta pierwsza jest zupełnie niezależna od toru PCM. Jej istota jest wyjątkowa prostota i brak ingerencji w natywny sygnał DSD. To de facto układ zawierający tranzystorowy filtr cyfrowy, analogowy filtr na elementach pasywnych oraz aktywny, dyskretny filtr lampowy. W całej ścieżce nie następuje konwersja sygnału. Ogólne zasada takiego rozwiązania znana jest od dawna, ale prawie nikt jej nie stosuje – pan Łukasz Fikus był jednym z pierwszych, który wprowadził ją w życie.

    Level 7 umożliwia wykorzystanie wybranych triod bezpośrednio żarzonych (DHT) – 2A3, 45, 101D, 300B – to kwestia wyboru klienta. Zwykle lampy te stosowane są we wzmacniaczach, ale tu użyto je w przetworniku łącząc bezpośrednio kość przetwornika (DAC) z siatką triody. To unikatowe rozwiązanie bez kondensatorów czy oporników między tymi elementami. Obecnie w ofercie jest kilka wersji „silnika” DSD – najtańsza umożliwia odtwarzanie plików DSD 64/128, nieco droższa jest wersja dual-mono, a najnowszym dodatkiem do oferty jest wersja umożliwiająca odtwarzanie nawet DSD256.

    GM70

    Monobloki GM70 to wzmacniacze w układzie SET wykorzystujące, jak sama nazwa wskazuje, rosyjskie triody GM70. Umieszczono jest w sporych (45x60 cm), metalowych obudowach, których szerokość jest mniejsza od ich głębokości. Front to standardowa w produktach Lampizatora grubsza, aluminiowa płyta z podświetlonym oczkiem, które jest włącznikiem urządzenia. Górną płytę także wykonano z metalu. W niej osadzono wszystkie lampy – mocy GM70, sterujące 6N6P, oraz prostownik 5C3S. Tu także znajduje się pojedyncze wejście analogowe (RCA), a z tyłu, ale także na górnej powierzchni, umieszczono gniazda głośnikowe – słowem jedne i drugie zlokalizowano tak, by skrócić maksymalnie drogę sygnału.

    Ciągle na górnej płycie znajduje się pokrętło regulacji głośności, niewielki zegar oraz pokrętło umożliwiające regulację biasu. Z tyłu znajduje się jedynie gniazdo zasilania oraz główny włącznik. Wzmacniacze do testu dostarczono z miedzianymi GM70. Urządzenie wykorzystuje cztery transformatory zasilające, które podobnie jak trafa wyjściowe pochodzą z firmy Ogonowski. Wewnętrzne okablowanie wykonano srebrnym drutem. Z przyczyn technicznych (wg producenta) zamiast na kondensatory topowych marek zdecydowano się na rosyjskie, militarne PIO. Urządzenie pracuje w klasie A bez sprzężenia zwrotnego oferując 22 W (dla 8 Ω).

    CHCESZ WIEDZIEĆ WIĘCEJ? SZYBCIEJ?
    DOŁĄCZ DO NAS NA TWITTERZE: UNIKATOWE ZDJĘCIA, SZYBKIE INFORMACJE, POWIADOMIENIA O NOWOŚCIACH!!!
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl

    System odniesienia

    - Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
    - Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
    - Końcówka mocy Modwright KWA100SE
    - Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
    - Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
    - Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
    - Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
    - Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
    - Kolumny: Bastanis Matterhorn
    - Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
    - Słuchawki: Audeze LCD3
    - Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
    - Przewód głośnikowy -
    LessLoss Anchorwave
    - Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
    - Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
    - Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
    - Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
    - Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot