Odtwarzacz plików audio
LUMÏN - THE AUDIOPHILE NETWORK MUSIC PLAYER
Producent: Pixel Magic Systems Ltd. |
he Audiophile Network Music Player – takie dumne stwierdzenie stosuje obecnie co drugi producent odtwarzaczy plików. Zmienia się tylko nazwa samego urządzenia i jego klasyfikacja. Czasem jest to bowiem „Network Player”, innym razem „Streaming Player”, jeszcze kiedy indziej „Digital Player”. Wciąż nie wiadomo, jak takie urządzenia zakwalifikować. Myślę jednak, że to się – prędzej czy później – wyklaruje i produkty związane z odtwarzaniem plików audio (lub/i wideo) będą na tyle łatwe w identyfikacji, że z ich nazywaniem nie będzie problemu. Krótka historia… Wojciech Pacuła: Kto zaprojektował odtwarzacz Lumïn – mam na myśli inżynierów za to odpowiedzialnych. Li On: Powiem tak: Lumïna zaprojektował cały zespół Lumïna! Nie mamy tutaj jakiejś ikonicznej, centralnej osoby. Jeśli chciałbyś mieć jednak jakieś pojęcie o zaangażowanych w ten projekt ludziach rzuć okiem na recenzję w „AVBuzz.com” TUTAJ, chodzi o to ZDJĘCIE. Po lewej jestem ja, pośrodku jest mój szef, Nelson Choi, a po prawej dziennikarz, który przygotowywał test. Kiedy wystartowaliście? Pomysł zrodził się gdzieś w 2010 roku, kiedy tylko udało się zhakować PS3. Wiedziałem, że ripowanie płyt SACD prędzej czy później stanie się rzeczywistością! Skąd w ogóle wziął się pomysł na Lumïna? W lecie 2010 roku opublikowano aplikację służącą do ripowania płyt SACD na konsoli PS3. U siebie na półce miałem wtedy kilkaset tego rodzaju krążków. Posługując się konsolą Sony mogłem skopiować je wszystkie w oryginalnej formie DSD. Jesteśmy audiofilami, potrzebowaliśmy więc audiofilskiego odtwarzacza plików („an audiophile network music player”), który obsługiwałby zarówno pliki PSM, jak i DSD. Szukaliśmy takiego na rynku, ale nic nie znaleźliśmy! Pozostało nam więc jedno: zaprojektować nasz własny, audiofilski odtwarzacz. Jako wzorce wzięliśmy więc najlepsze produkty tego typu dostępne na rynku: Linn Klimax DS, dCS Scarlatti, Antelope Eclipse + Atomic Clock, odtwarzacz SACD/DAC EMM Labs – wszystko, czego używali nasi przyjaciele. Potem zaprojektowaliśmy nasz własny system, wykonaliśmy odsłuchy porównawcze, dokonaliśmy poprawek i powtórzyliśmy ten proces wielokrotnie. W wyniku tych zabiegów wszyscy moi przyjaciele, którzy wcześniej używali niezwykle kosztownych odtwarzaczy, które wymieniłem, sprzedali je, zaoszczędzili sporo dolarów i mają w swoich systemach Lumïna! Czym wasz odtwarzacz różni się od całej utytułowanej konkurencji? Jedną podstawową cechą: prace nad nim rozpoczęły się jesienią 2010 roku, a zakończyły w grudniu 2012 roku. Mamy teraz drugą połowę 2013 i wciąż Lumïn jest jedynym dostępnym sieciowym odtwarzaczem plików, który odtwarza pliki DSD. Jakie plany na przyszłość? Lumïn jest naszym pierwszym audiofilskim produktem. Ponieważ sami go używamy w naszych systemach, nasz cel jest prosty: jak najlepszy dźwięk, bez oglądania się na koszty! Odtwarzacz, który mamy, jest najlepszym, co byliśmy w stanie zaproponować. Problemem jest to, że wielu ludzi, którym podoba się funkcjonalność Lumïna, łatwość jego obsługi, nie stać na tak kosztowny zakup. Wydanie kolejnych 10 000 dolarów dla moich zamożnych przyjaciół nie stanowi żadnego problemu. Rozumiem jednak, że wielu ludzi nie stać na nic droższego niż – jakieś – 3000 dolarów. Naszym następnym krokiem będzie więc zeskalowanie Lumïna w dół i przygotowanie jego bardziej przystępnej cenowo wersji. Mamy nadzieje, że uda nam się zaprezentować mniejszą wersję naszego odtwarzacza w przeciągu roku. Ale robimy też inne rzeczy – wciąż udoskonalamy firmware Lumïna, dodając coraz to nowe możliwości. Dla przykładu, w ostatnich kilku miesiącach dodaliśmy upsampling sygnału DSD i możliwość wysyłania sygnału cyfrowego przez DoP. Kolejną funkcją jest możliwość bezpośredniego dostępu do plików przez łącze USB. Można więc podłączyć dysk twardy kablem USB, albo też pendrajw, i korzystać ze zgromadzonej tam muzyki tak, jakby była na dysku sieciowym. Jak widać, głównym i prymarnym celem, który przyświecał ludziom z Lumïna była niezaspokojona przez nic innego potrzeba odtwarzania plików DSD. Srajan Ebaen, naczelny „6moons.com” nakreślił (poniżej) ramy tematu, o którym mowa i wyraził swoją opinię w sprawie ich dostępności oraz „ważności”. Ja mam nieco inne zdanie – choć nie całkowicie – uważam bowiem, że nowoczesne urządzenia tego typu powinny obsługiwać najlepszy obecnie dostępny format plików – a DSD jest obecnie „gorącym” tematem w największych pismach audio na świecie. Zakładam więc, że jest ważny także i dla melomanów/audiofilów. Nie trzeba czytać wywiadu, wystarczy spojrzeć na Lumïna, żeby od razu przyszedł na myśl model Klimax szkockiego Linna (czytaj TUTAJ). A to dlatego, że był to wzór, do którego starali się dążyć konstruktorzy z Hong Kongu i którego słabsze strony starali się wyeliminować. Mamy więc sztywną strukturę w postaci frezowanego bloku aluminium, w którym zamknięto urządzenie, poza transformatorami zasilającymi, dla których przygotowano osobne, ładne pudełko. Odtwarzacz nie ma żadnych manipulatorów, ponieważ całe sterowanie odbywa się za pośrednictwem iPada (od 2. generacji), na który napisano swoją własną aplikację. Na niebieskim wyświetlaczu odczytamy tylko tytuł utworu, płyty, czas, siłę głosu (możemy nią sterować, choć lepiej powierzyć to zewnętrznemu przedwzmacniaczowi) oraz zastosowany kodek i parametry sygnału. To rzadkość - dzięki temu wiemy nie tylko, z jaką częstotliwością jest próbkowany, ale także, jaką słowo ma długość. Kolejne podobieństwo z Linnem wiąże się ze sposobem doprowadzania sygnału. Początkowo był to jedynie kabel ethernetowy. Odtwarzacz musi być więc połączony z domową siecią internetową – routerem i sieciowym dyskiem twardym (NAS). Badania inżynierów Linna dowiodły, że to najlepsze łącze – wejścia USB dla pendrajwa oferują znacząco gorsze parametry. Potwierdzam to – za każdym razem, z niemal wszystkimi odtwarzaczami plików, jakie u siebie miałem, sygnał z NAS-a był znacząco lepszy. Setup Lumïna jest banalnie prosty. Wypakowujemy go, łączymy z siecią domową kablem Ethernet, a ten z dyskiem sieciowym UPnP. Podłączamy kabel sieciowy, interkonekty, a następnie ściągamy na iPad darmową aplikację. Po naciśnięciu odpowiedniego guzika urządzenie przeszukuje NAS-a i kataloguje wszystkie płyty, wraz z okładkami. Aplikacja umożliwia tworzenie playlist, a także sterowanie siłą głosu. Możemy też upsamplować sygnał PCM do DSD. DSD – WTF? O plikach DSD, które można obecnie odtwarzać na komputerach, przesyłać przez łącza USB i S/PDIF do zewnętrznych przetworników, a także odtwarzaczach plików, które tego typu pliki obsługuję – już pisałem, nie raz. Żeby jednak wpuścić trochę świeżego powietrza, skorzystam z programu wymiany materiałów pomiędzy „High Fidelity” i „6moons.com” i przytoczę fragment testu Srajana Ebaena, w którym podnosi ten temat. [WP] Dziś odtwarzanie plików wysokiej rozdzielczości jest jednym z najciekawszych sposobów na to, jak osiągnąć w domu doskonały dźwięk. Pozwalają na to strony www pozwalające na pobierane 24-bitowych plików FLAC albo AIFF, charakteryzujących się częstotliwością próbkowania 96 lub 192 kHz. Szybki internet i bezpośrednie połączenie z firmami nagrywającymi muzykę doprowadziły do „odpalenia” drugiego etapu, w którym dostępne są 1-bitowe pliki DSD (Direct Stream Digital). Wymaga to apgrejdu systemu audio. Na szczęście ilość DAC-ów potrafiących dekodować DSD, mimo iż nadal niewielka, szybko rośnie. Czy to oznacza, że da się pokonać odtwarzacze SACD za pomocą urządzeń odtwarzającymi muzykę wprost z plików hi-res? Jeśli tak, to byłoby to naprawdę dużym osiągnięciem technicznym i wyeliminowałoby kolejną barierę pomiędzy studiem nagraniowym i naszymi pokojami odsłuchowymi. Na płytach Super Audio CD (SACD) sygnał kodowany jest właśnie w DSD, zarówno dla sekcji z dźwiękiem stereofonicznym wysokiej rozdzielczości oraz (jeżeli taki miks jest dostępny), jak i dla sekcji z muzyką wielokanałową. Jeśli to dysk hybrydowy, na odrębnej fizycznie warstwie dostajemy też dźwięk w standardzie Red Book (klasyczna CD; to tzw. dyski „hybrydowe”, większość płyt SACD ukazała się w tej formie). Sygnał zabezpieczony jest przed kopiowaniem dzięki modulacji szerokości „rowków” z danymi – tylko licencjonowane tłocznie SACD mają odpowiednią technologię, żeby te dane zakodować. Przez konserwatywną politykę firmy Sony, produkcja SACD pozostała ezoteryczną niszą i dyski bez fizycznego zabezpieczenia przed kopiowaniem nie dają się odtworzyć w konwencjonalnych odtwarzaczach SACD. Nic więc dziwnego, że streaming DSD był raczej teoretyczną możliwością niż szeroko dostępnym rozwiązaniem. Zgrywanie SACD nie jest zbyt łatwym procesem, a możliwość pobrania plików DSD z sieci jest raczej iluzoryczna. Firmy, które je oferują, jak na przykład Channel Classics (około 140 tytułów) twierdzą, że obrabiają dźwięk w natywnym DSD już od 2001 roku. Od dwóch lat Holendrzy używają ośmiokanałowej konsoli Grimm, która uważana jest za jedną z najlepszych na rynku. Kolejna możliwość związana z DSD przeznaczona dla „geeków” oraz audiofilów będących za pan brat z komputerami. Chodzi o pierwszą generację Playstation 3 firmy Sony, gdzie modyfikacja oprogramowania odtwarzacza Blu-ray umożliwiała konsoli ripowanie SACD w formacie DSD. Tak jak pierwsza konsola Sony (Playstation One) stała się niespodziewanie audiofilską zabawką, tak Playstation 3 jest dla audiofilów jedyną możliwością ripowania płyt SACD! Myślę, że żaden pisarz nie byłby w stanie wymyślić równie zakręconej opowieści o hi-fi. Cały test TUTAJ Tekst: Srajan EbaenTłumaczenie: Krzysztof Kalinkowski O nagraniach DSD czytaj też TUTAJ Płyty wykorzystane w teście (wybór) |
Słuchając na co dzień niedrogich urządzeń, czytając o droższych i słysząc o high-endzie nietrudno zbudować sobie w głowie taką oto hierarchę. Na samym dnie są podstawowe produkty audio, w których chodzi o to, aby w ogóle coś grały. Wyżej są produkty od specjalistycznych producentów lub koncernów mających swoje wydziały audio sprofilowane w ten sposób, od których można już wymagać poprawnego dźwięku i w których szukamy tego, co nam się najbardziej podoba. To kategoria, w której nasze wybory są najważniejsze, ponieważ nie ma szans, aby przygotować za takie pieniądze urządzenie, które by chociażby udawało, że jest neutralne. To z jednej strony wysiłki producenta, aby tak ułożyć kompromisy, aby dostać założony przez siebie, ogólnie akceptowalny dźwięk, a z drugiej poszukiwania melomanów, którzy muszą ów dźwięk odnaleźć. To, co znajduje się powyżej rozumiane jest jako doskonalenie podstawowych umiejętności i coraz wierniejsze granie, w sensie neutralne lub naturalne (w zależności od przyjętej strategii). Byłoby to czyszczenie dźwięku z wpływów konstruktorów i ich poglądów dotyczących muzyki i dążenie do wzorca, czegoś w rodzaju „dźwięku absolutnego”. Najbliżej niego byłby high-end, a tuż przy nim – top high-end. Nic bardziej mylnego. Odpalając Lumïna byłem już po lekturze wszystkich dostępnych na jego temat testów, materiałów, jak również po rozmowie z panem Li On. Taką mam metodę pracy. Z grubsza wiedziałem więc, jakie ambicje miał producent i jak poszczególni recenzenci ich realizację skomentowali i jak ją ocenili. Chris Connaker, naczelny „Computer Audiophile”, powiedział coś, co mnie zaciekawiło szczególnie: według niego dźwięk tego urządzenia jest fantastycznie analogowy, jakbyśmy grali z winylu (czytaj TUTAJ). Zaintrygowało mnie w tej wypowiedzi zestawienie określeń ‘analogowy’ i ‘winyl’. A to dlatego, że choć to dwie różne rzeczy, powszechnie używane są jak synonimy. Byłoby to więc nawiązanie nie do rzeczywistości, a do stereotypu „analogowego” dźwięku. Znakomita większość melomanów i audiofilów utożsamia dźwięk „analogowy” z dźwiękiem „winylu”. Nic bardziej mylnego. Po kilkuset utworach, kilkudziesięciu albumach, po porównaniach wersji 16/44,1 oraz 24/192, a także DSD zdaje się, że rozumiem, skąd takie utożsamienie tych dwóch rzeczy się wzięło: Lumïn rzeczywiście gra jak wysokiej klasy, top high-endowy gramofon. Nie do końca, ale pierwsze wrażenie, nadające ton całemu późniejszemu odsłuchowi, jest takie i potwierdzane jest każdym kolejnym albumem. Potem przychodzi oczywiście czas na głębszą analizę, czyli to, co się formuje w dłuższej perspektywie, jako przemyślenia i ugruntowane odczucia. Widać wówczas, w czym odtwarzacz z Hong Kongu się jednak od winylu różni, w czym jest lepszy (tak!), a w czym gorszy (no, a jakżeby inaczej…). Nawet jednak po tak rozbudowanym procesie poznawczym, kiedy pakowałem odtwarzacz, żeby go odesłać do dystrybutora w głowie miałem przede wszystkim pierwsze wrażenie: Lumïn = winyl. A to dlatego, że brzmienie testowanego odtwarzacza jest raz, że niesamowicie rozdzielcze, a dwa – niebywale miękkie. Rozdzielczość kojarzy się zazwyczaj z detalicznością, a może nawet ostrością. To błąd – tak działa przesadzona selektywność; rozdzielczości nigdy za wiele. To, co otrzymujemy z tym połyskującym naturalnym aluminium urządzeniem wydaje się niezwykle udanym, fantastycznie wyegzekwowanym, bardzo, bardzo naturalnym podejściem do materii muzycznej. Niezależnie od rodzaju muzyki, rozdzielczości i jakości nagrania dostajemy bardzo głęboki i nasycony dźwięk. To prawdziwa, a nie udawana głębia, wynikająca nie tyle z – choć troszkę jednak też… – podbicia niskiego środka, ale z umiejętności wejścia głęboko w nagranie, wydobycia informacji o barwie, relacjach przestrzennych, fakturach i zebrania tego wszystkiego w pięknie funkcjonującą całość. ‘Piękny’ to zresztą epitet, który przy odsłuchach Lumïna niemal sam się narzuca. Trochę ogranicza pole widzenia, ale ma się wrażenie, że to dobrze i w ten sposób wyrzuca się ze świadomości to, co niewygodne i czego w sztuce odtwarzania muzyki jeszcze nie udało się jeszcze opanować. Mówiąc, że dźwięk jest „analogowy” mamy zazwyczaj na myśli to, co napisałem o dźwięku gramofonu, a także testowanego odtwarzacza. W rzeczywistości analogowy jest też dźwięk analogowej taśmy-matki granej na magnetofonie szpulowym, a nawet taśmy magnetofonowej Compact Cassette nagranej z analogowego źródła. Każdy z tych analogowych źródeł brzmi inaczej. Największą różnicę słychać zaś między szpulą i winylem. Ma to bezpośredni związek z Lumïnem i z innymi, najlepszymi na rynku odtwarzaczami plików audio, jakie znam. Jeśli miałbym je jakoś uporządkować i przyporządkować do określonego charakteru, to Naim NDS z najlepszym zewnętrznym zasilaczem byłby podobny do tego, co słychać z magnetofonu szpulowego. Niebywale dynamiczny, zaskakująco rozdzielczy i selektywny, z namacalnymi źródłami dźwięku, ale i średnią sceną dźwiękową i brakiem wyraźnych faktur. To fenomen, którego jeszcze w pełni nie pojmuję: ta sama taśma transkodowana do cyfry hi-res, albo służąca do wytłoczenia płyty winylowej brzmi inaczej. I scena dźwiękowa, i namacalność instrumentów (tzw. obecność), i faktury są z winylu lepsze niż z taśmy-matki. Musi to mieć jakieś uzasadnienie; w tej chwili nic pewnego nie potrafię jednak powiedzieć, mam jedynie podejrzenia. Naim słuchany w tym samym systemie, co Lumïn, z tymi samymi nagraniami przypomniał mi zarówno mój czas spędzony w studiu nagraniowym, jak i spotkanie w ramach Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego (czytaj TUTAJ). Zaskoczeniem była wówczas zupełnie inna hierarchia elementów w dźwięku niż ta, do której byliśmy przyzwyczajeni. Już zaczyna mi się pisać część dotycząca budowie testowanego odtwarzacza, co jest równie ciekawe, jak to, jak gra, a przecież nic jeszcze nie powiedziałem o elementach dźwięku, które zazwyczaj analizuję. Wiedząc wszystko to, co już napisałem będą jednak łatwiejsze do zinterpretowania. Zacząłem o różnicowaniu materiału – to chyba drugi raz, może trzeci, w którym wreszcie doskonale i bez żadnych wątpliwości wiadomo, o co chodzi z plikami wysokiej rozdzielczości PCM, a także DSD. Wysoka częstotliwość próbkowania daje oddech i swobodę, jakiej nie ma na niemal niczym innym, może poza najlepszymi gramofonami. Podobnie ma się sprawa z dynamiką. A pliki DSD. Cóż – nie jestem jakimś specjalnym fanem płyt SACD, choć w sprzyjających warunkach, jak na przykład z odtwarzaczem Marka Levinsona No. 512 efekt może być cudowny – dźwięk jest gładki i płynny, jak z najlepszego gramofonu. Testując dla „Audio” odtwarzacz plików Marantza NE-11S1, który oferował możliwość dekodowania DSD poprzez USB, a teraz słuchając tych samych nagrań przez Lumïna mogę powiedzieć, że plik DSD może być jeszcze lepszy niż to samo nagranie z płyty SACD. Jedynie jeśli potraktujemy ja poważnie, tj. będzie to płyta jednowarstwowa (a nie hybrydowa), najlepiej wytłoczona w Japonii, z materiałem zaczerpniętym z taśmy analogowej lub z natywnego pliku-master DSD osiągniemy coś zbliżonego: oddech, głębię, spokój, czystość. Testowany odtwarzacz z tego typu plikami idzie dalej niż PCM 24/192 – zachowując jego zalety jeszcze bardziej wszystko wygładza, ale dodaje też dynamiki i głębi. Lumïn vs Lektor AIR V-edition Odtwarzacz z Hong Kongu jest zjawiskowy. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Równie zjawiskowy jest jednak i mój odtwarzacz CD, Lektor AIR V-edition firmy Ancient Audio. Porównuję do niego wszystkie źródła, jakie testuję, od długiego czasu, i każde takie porównanie tylko utwierdza mnie w pewności, że płyta Compact Disc może być źródłem sygnału top high-end i że nie pokazała jeszcze nawet ułamka tego, co można z niej wydobyć. Przy okazji okazuje się, że nawet znane i uważane za najlepsze na świecie odtwarzacze CD w wielu aspektach urządzeniu Jarka Waszczyszyna nie dorównują. Nie mówię, że to najlepszy odtwarzacz CD na świecie, bo lepszy jest Lektor Grand SE, a i inne w pewnych aspektach pokazują coś jeszcze lepszego, ale że to odtwarzacz, który odpowiada mi najbardziej. I nigdy, w niczym mnie nie zawiódł. Jeśli dodamy do tego ogromne przywiązanie do fizycznego nośnika – taśmy, płyty winylowej, płyty CD – ciekawe może się okazać bezpośrednie porównanie odtwarzacza CD oraz plików i to, jak jego wyniki interpretuję (ciekawe przede wszystkim dla mnie, jednak może i czytelnikom na coś się to przyda). Podsumowanie Czegoś takiego, jak idealne urządzenie odtwarzające nie ma. I nie będzie. Każde odtworzenie, jak sama nazwa wskazuje jest tylko próbą dotarcia do prawdy zamkniętej w pewnym wycinku czasu i w pewnym określonym miejscu. Czy pod tym mianem rozumiemy wydarzenie na żywo, czy to, co zapisano na nośniku (to dwie różne rzeczy) – nie ma większego znaczenia. To zawsze będzie jakiś wybór – zarówno konstruktorów, jak i słuchaczy. Da się jednak określić ramy, w jakich możemy się poruszać , jak również ocenić poszczególne aspekty dźwięku. Dla mnie odtwarzacz Lumïna jest perfekcyjnym przykładem na to, jak cudownie można się różnić, będąc jednocześnie świadomym, że mówimy o topowym produkcie. Z Hong Kongu przyjeżdża do nas urządzenie, które jednoznacznie, wcale się z tym nie kryjąc, ma dźwiękiem przypominać gramofon. I robi to perfekcyjnie. Sam perfekcyjny nie jest – patrz wyżej. Podkreślona niska średnica powoduje, że źródła pozorne są trochę większe niż w realnym życiu i że pewien typ zniekształceń, z jakim mamy w audio do czynienia przyniesie pewne, określone efekty. Chodzi o kompresję. Słyszana niesłychanie wyraźnie np. w serii płyt Suzanne Vegi Close Up…, ale też na wszystkich płytach, w których wokalista był bardzo blisko mikrofonu, powoduje, że dźwięk traci plastyczność i zapada się w sobie. Brzmi to trochę dramatycznie i słuchając coś takiego w porównaniu z dobrymi realizacjami, nie muszą być nawet hi-res, boli. Nawet wówczas jednak aksamitna miękkość, głębia i lekkość w oddawaniu muzyki będą wybitne. Bo wybitny jest sam Lumïn. Urządzenie otrzymuje wyróżnienie RED FINGERPRINT. Jeśli widzieliśmy kiedykolwiek zachwycającą bryłę odtwarzacza Klimax DS firmy Linn, wygląd i rozwiązania mechaniczne zastosowane w Lumïnie wydadzą się wam znajome. Poza jednym wyjątkiem – tutaj transformatory zasilające wydzielono do osobnej obudowy, czyniąc w ten sposób odtwarzacz systemem dwuczęściowym. Obudowa głównego urządzenia wykonana została z wyfrezowanego od środka bloku aluminium, przykrytego grubym płatem z tego samego materiału. Front jest lekko pochylony i jest tam jedynie niebieski wyświetlacz z podstawowymi informacjami. Biblioteka oraz wszystkie inne detale znajdziemy na ekranie iPada lub – jeśli zainstalujemy aplikację Kinsky – na ekranie komputera PC. Nie ma na razie aplikacji na Androida. Wszystkie gniazda zostały ukryte pod daleko wychodzącą z tył górną ścianką i bokami (spadek po Linnie). Mamy zbalansowane (XLR) i niezbalansowane (RCA) wyjścia analogowe od firmy WBT, cyfrowe wyjścia BNC oraz HDMI, jak również wejścia Ethernet i dwa razy USB typu A (płaskie). Do tej pory te ostatnie służyły tylko do zmiany oprogramowania, jednak wraz z najnowszym dostaliśmy możliwość podłączenia za ich pomocą pendrajwa lub dysku twardego.
|
|
|||
|
|
||
|
Źródła analogowe - Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version] - Wkładki: Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ - Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ Źródła cyfrowe - Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ - Odtwarzacz multiformatowy: Cambridge Audio Azur 752BD Wzmacniacze - Przedwzmacniacz liniowy: Polaris III [Custom Version] + zasilacz AC Regenerator, wersja z klasycznym zasilaczem, recenzja TUTAJ - Wzmacniacz mocy: Soulution 710 - Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ Kolumny - Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ - Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands - Filtr: SPEC RSP-101/GL Słuchawki - Wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ - Słuchawki: HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | HIFIMAN HE-500, recenzja TUTAJ | HIFIMAN HE-300, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Ultrasone PROLine 2500, Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ - Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ - Kable słuchawkowe: Entreq Konstantin 2010/Sennheiser HD800/HIFIMAN HE-500, recenzja TUTAJ Okablowanie System I - Interkonekty: Siltech ROYAL SIGNATURE SERIES DOUBLE CROWN EMPRESS, czytaj TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 8N-A2080III Evo, recenzja TUTAJ - Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ System II - Interkonekty: Acoustic Revive RCA-1.0PA | XLR-1.0PA II - Kable głośnikowe: Acoustic Revive SPC-PA Sieć System I - Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9300, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: Acoustic Revive RTP-4eu Ultimate, recenzja TUTAJ - System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R) System II - Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R (x 4 ), recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: Oyaide MTS-4e, recenzja TUTAJ Audio komputerowe - Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-801 - Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ - Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ - Router: Liksys WAG320N - Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB Akcesoria antywibracyjne - Stolik: SolidBase IV Custom, opis TUTAJ/wszystkie elementy - Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny - Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ - Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ - Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4 Czysta przyjemność - Radio: Tivoli Audio Model One |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity