pl | en
Test
Przetwornik cyfrowo-analogowy
Eximus DP-1

Cena (w Polsce): 9900 zł

Producent: April Music, Inc.

Kontakt:
3F Bangbaehill Bldg., 882-3 Bangbae-Dong
Seocho-Gu, Seoul 137-840 | Korea
tel.: +82-2-3446-5561 | fax: +82-2-3446-5564

e-mail: info@aprilmusic.com

Strona internetowa: April Music

Kraj pochodzenia: Korea Południowa

Produkt do testu dostarczyła firma: Soundclub

Tekst: Marek Dyba
Zdjęcia: Marek Dyba, April Music

Data publikacji: 16. grudnia 2012, No. 104




Sprowadzenie do Polski przetwornika cyfrowo-analogowego Eximus DP1 zajęło polskiemu dystrybutorowi trochę czasu. Może nawet trochę więcej niż "trochę". Na wszelki wypadek wyjaśniam, że to przedstawiciel linii produktów południowokoreańskiej firmy April Music. A przecież sporo urządzeń tego producenta, sprzedawanych pod marką Stello, jest dobrze na polskim rynku znanych – począwszy od świetnie przyjętego na rynku, bardzo rozsądnie wycenionego DAC-a DA100 Signature, przez bardzo dobry konwerter USB – U3, po integrę oraz odtwarzacz CD z serii 500.
Koreański producent ma w swojej ofercie jeszcze dwie marki – Eximus i Aura, a testowany tu DP1 jest przedstawicielem tej pierwszej. Wielu zwolenników Stello czekało na pojawienie się w Polsce wyżej pozycjonowanej serii Eximus, licząc na to, iż będzie to kolejny, ale nadal w miarę rozsądnie wyceniony, krok w stronę brzmieniowej nirwany.
I wreszcie jest – przetwornik DP1, bardzo pozytywnie oceniany na świecie, uznawany choćby przez Srajana Ebaena z magazynu "6moons.com" za referencję w swoim (jeszcze względnie rozsądnym) przedziale cenowym. Powinienem jeszcze szybko uściślić jedną rzecz – używam określenia „przetwornik”, bo łatwiej jest używać jednego słowa, niż za każdym razem pisać: przetwornik/przedwzmacniacz/wzmacniacz słuchawkowy. Ułatwiam sobie życie a Państwu czytanie. Nie należy jednak zapominać o pozostałych funkcjach tego urządzenia.

O tym, że Koreańczycy na wielu polach już dogonili Europę, Japonię czy Stany, oferując produkty co najmniej równie dobre, a często nawet lepsze, już chyba wszyscy wiedzą. Również w naszym, audiofilskim grajdołku, trzeba się zacząć z nimi liczyć, może jeszcze nie na tym najwyższym top high-endowym poziomie, ale dajmy im jeszcze z 10 lat... (zobaczmy np. wzmacniacz Emilé KI-40L). Proszę tylko popatrzeć jak wygląda testowany Eximus – tak się złożyło, że w czasie testu byli u mnie konstruktorzy z Amare Musica (czyli ludzie, którzy sporo się napracowali, by ich monobloki i pre, prezentowane na Audio Show 2012, nie tylko grały jak grają, ale także by wyglądały tak znakomicie jak wyglądają. Obejrzeli Eximusa z każdej strony i stwierdzili, że tak zrobionej i wykończonej obudowy nie dałoby się zamówić w Polsce za żadne pieniądze – nikt by się nie podjął jej wykonania, nawet przy dużym zamówieniu. Nie są to zapewne puste słowa, bo i pan Roger Adamek dla swojego nowego referencyjnego przedwzmacniacza gramofonowego THERIAA obudowę zamawiał za granicą, słono za nią płacąc. Co ciekawe, ludzie z April Music zlecili stworzenie designu tej obudowy Alexowi Rasmussenowi z firmy A-Rex/Neal Feay, który wcześniej maczał palce w projektowaniu obudów dla Constellation Audio i Ayre. 'April' w nazwie firmy to 'kwiecień', czyli w zasadzie pierwszy pełny miesiąc wiosny, a wiosną pojawiają się utęsknione przez wszystkich zieloniutkie liście. Chyba właśnie drogą takich skojarzeń poszedł pan Rasmussen, jako że przyciągającym oczy motywem, powtarzającym się wielokrotnie na górnej pokrywie DP-1 są różnej wielkości liście. Wygląda to arcyciekawie, zwłaszcza w połączeniu z innymi elementami tej pięknej obudowy. Boczne ścianki są dziurkowane jak siteczka – z jednej strony poprawia to zapewne wentylację, z drugiej znakomicie wygląda. Przyciski i pokrętło są w takim samym kolorze jak cała obudowa. Górne i dolne krawędzie są pięknie frezowane. Jedyną rzeczą, która mi nie całkiem pasowała do tej eleganckiej całości był główny wyłącznik sieciowy. Choć trzeba też powiedzieć, że jego wybór chyba nie był przypadkowy, bo umieszczono go w kolejnym przetłoczeniu w kształcie podłużnego liścia – zwykły przycisk nie bardzo by tu pasował.

BRZMIENIE

Nagrania użyte w teście (wybór)

  • Arne Domnerus, Antiphone blues, Proprius, PRCD 7744, CD/FLAC.
  • Keith Jarrett, The Köln Concert, ECM/Universal Music Japan, UCCE-9011, CD/FLAC.
  • Cassandra Wilson, New moon daughter, Blue Note; CDP 7243 8 37183 2 0, CD/FLAC.
  • Whitesnake, Starkers in Tokyo, EMI Music Distribution, B00000IGV9, CD/FLAC.
  • Arne Domnerus, Jazz at the Pawnshop, FIM XRCD 012-013, CD/FLAC.
  • Carlos Santana, Shaman, Arista, 74321959382, CD/FLAC.
  • Marek Dyjak, Publicznie, UBFC Cd0111, CD/FLAC.
  • Blade Runner, soundtrack, muz. Vangelis, Universal, UICY-1401/3, Special Edition 3 x CD (1982/1991/2007).
  • Louis Armstrong & Duke Ellington, Louis Armstrong & Duke Ellington. The Complete Session, Deluxe Edition, Roulette Jazz 7243 5 24547 2 2 (i 3), CD/FLAC.
  • Patricia Barber, Companion, Blue Note/Premonition, 7243 5 22963 2 3, CD/FLAC.
  • Muddy Waters & The Rolling Stones, Live At The Checkerboard Lounge, Chicago 1981, Eagle Rock Entertainment, B0085KGHI6, DVD/CD/FLAC.
  • Hans Zimmer & Lisa Gerrard, Gladiator, soundtrack, Decca U.S., B00004STPT, CD/FLAC.

Jak już wspomniałem DP-1 to kilka urządzeń w jednym. Można przyjąć, że jego podstawową funkcją jest konwersja sygnału cyfrowego do postaci analogowej. Sygnał cyfrowy może być dostarczony do urządzenia poprzez jedno z kilku wejść. Mamy do dyspozycji: 2 x S/PDIF koaksjalne, wejście optyczne, AES/EBU, I2S oraz asynchroniczne USB. Wszystkie akceptują sygnał o rozdzielczości do 192 kHz. DAC daje możliwość upsamplowania każdego dostarczanego sygnału – używając przycisku na froncie urządzenia można upsampling pominąć, upsamplować do 88/96 kHz, lub do 176/192 kHz (urządzenie korzysta z dwóch zegarów dla 44,1 i 48 kHz, upsampling następuje do wielokrotności natywnej częstotliwości próbkowania pliku).
DP-1 wyposażono także w sekcję wzmacniacza słuchawkowego, całkowicie niezależną od DAC-a i przedwzmacniacza. Według producenta wzmacniacz ten poradzi sobie z większością słuchawek o impedancji pomiędzy 8 a 600 Ω. Trzecią funkcjonalną cechą testowanego urządzenia jest przedwzmacniacz, wyposażony w analogową regulację głośności (niestety - brak pilota zdalnego sterowania). Na tylnej ściance urządzenia znajdziemy jedną parę wejść RCA, a z przodu jeszcze jedno wejście analogowe w postaci gniazda dla mini jacka (fi 3,5 mm), do którego można podłączyć np. urządzenie przenośne. Producent wręcz sugeruje stosowanie DP1 do bezpośredniego sterowania końcówką mocy i muszę przyznać, że z moim ModWrightem KWA100SE sprawdzało się to całkiem nieźle, niewiele ustępując na jakości dedykowanemu lampowemu przedwzmacniaczowi LS100. Z jednej strony, patrząc cenę rzędu 10 000 zł, to jak na DAC-a niemało, ale z drugiej strony kupujemy trzy urządzenia w jednym dzięki czemu, o ile nie mamy bardzo rozbudowanej analogowej części systemu, wystarczy nam wzmacniacz, kolumny, ewentualnie słuchawki i system mamy gotowy.

Odsłuchy zacząłem z DP-1 w roli wyłącznie przetwornika D/A – po USB podpiąłem komputer (WIN8 64 bity, Jriver i JPlay), a po koaksjalu mój odtwarzacz, w roli transportu. podpięty bardzo dobrą cyfrówką firmy AudioMica, Flint Consequence. Nie odnotowałem żadnych problemów z instalacją sterownika do urządzenia, mimo że zdarzają się one dość często w przypadku 64-bitowego Windowsa 8. Podobnie jak w przypadku Bricasti M1, tak i tutaj obydwa testowane wejścia cyfrowe oferowały równie dobry i właściwie identyczny w charakterze dźwięk. W przypadku produktu pochodzącego z Korei nie powinno to w zasadzie dziwić, jako że ich Stello U3 jest bardzo udanym urządzeniem. A z tego można wnioskować, że firma bardzo dobrze radzi sobie z implementacją USB.
Jako, że testowałem Eximusa bezpośrednio po przetworniku Bricasti M1 siłą rzeczy porównywałem brzmienie tych dwóch urządzeń, mimo znaczącej różnicy cenowej między nimi. O ile w przypadku amerykańskiego DAC-a pisałem, iż pierwsze wrażenia to: przejrzystość, klarowność dźwięku i spora, budowana w głąb scena, o tyle w przypadku DP-1 pierwsze co zapisałem to: gładkość, spójność, wypełnienie i emocje. W pewnym stopniu "Koreańczyk" bardziej przypominał mi przetwornik Reimyo, bo bardziej niż na eksponowaniu detali skupiał się na przekazaniu muzyki jako całości, jako sumy elementów, które nie są aż tak ważne same w sobie, bo dopiero wraz z wszystkimi pozostałymi tworzą całość. Dla osób, które nie czytały recenzji Bricasti zaznaczę, że rzecz nie w tym, że Bricasti jest przesadnie analityczny, czy niemuzykalny – absolutnie nie. Ale akcenty w jego prezentacji są inaczej rozłożone – tam detale są podane w bardziej wyrazisty sposób, łatwiej jest każdy z nich śledzić.
W przypadku Eximusa (i podobnie Reimyo, z którym Bricasti bezpośrednio porównywałem) detali bynajmniej nie brakuje, ale są one podane w nieco bardziej... miękki, mniej narzucający się sposób. Trudniej więc jest z pomocą DP-1 analizować dźwięk, za to znakomicie się go słucha, bo jest to prezentacja, no jeszcze nie klasy Reimyo, ale w stylu japońskiego przetwornika. Muzyka w płynny, niewymuszony sposób płynie do słuchacza, otacza go, budując piękną iluzję uczestnictwa w spektaklu muzycznym. Na Antiphone blues słychać jak Arne Domnerus nabiera powietrza, jak wdmuchuje je do ustnika, jak pracują klapy saksofonu – to wszystko jest w przekazie, ale nie próbuje się znaleźć w centrum uwagi, tylko jest naturalnym elementem grania na tym instrumencie. W porównaniu do Bricasti organom wcale nie brakowało mocy, zejścia, natomiast saksofon brzmiał nieco ciemniej, co także sprawiało, że dźwięk nieco bardziej przypominał Reimyo.

By to potwierdzić odsłuchałem te same nagrania Patricii Barber i Cassandry Wilson, co we wcześniejszym teście. Niskie głosy obydwu pań miały tym razem odpowiednią „masę”, dociążenie, i brzmiały nieco ciemniej, niż w wydaniu M1. W moim przekonaniu były przez to bardziej prawdziwie, a przynajmniej bardziej takie, jak do tego przywykłem (choćby z moim TeddyDakiem, czy też z płytami winylowymi). Tu także przekaz skupiał się nieco bardziej na emocjach, na barwie głosów, na intymnym kontakcie między śpiewającą a słuchaczem, a mniej na zaakcentowaniu każdego detalu, drgnięcia głosu, oddalenia się ust od mikrofonu. Nie chodzi mi tu o wartościowanie, który sposób prezentacji jest lepszy – to trochę jak spieranie się, czy należy kierować się sercem, czy rozumem. Serce (moje) przemawia jednak bardziej za prezentacją typu Eximus/Reimyo, czy z wcześniej słuchanych, Lampizator, ale rozum tłumaczy, że to Bricasti jest wierniejszy nagraniu, niczego nie dopieszcza, nie upiększa, po prostu „wali prosto z mostu” to, co zawarto w nagraniu, czyli jest według audiofilskich standardów lepszym przetwornikiem. Nie chodzi mi o uproszczenie przekazu, tylko bardzo bezpośrednią interpretację, a może raczej brak interpretacji. A jest lepszy i wszyscy miłośnicy czystego, detalicznego, analitycznego grania wskażą go bez wahania. Ale DP-1 ma w sobie coś, co sprawia, że człowiek słuchając ulubionych nagrań nie ma się ochoty przestać, nawet jeśli są to już mocno oklepane płyty, które znamy na pamięć. "Interpretacja” Eximusa sprawia, że nie da się od nich oderwać, bo człowiek je przeżywa, zamiast ich słuchać. To wcale nie musi być prezentacja doskonała. Już o tym pisałem – jeśli idziemy na koncert na żywo, to o ile realizator, albo muzycy nie spaprzą swojej roboty kompletnie, to zawsze to co usłyszymy będzie nam się podobać bardziej niż najlepsze nawet odtworzenie płyty, nawet jeśli jest to płyta doskonała od strony technicznej, dopieszczona w studio, a na żywo przytrafiły się jakieś kiksy, wpadki, a gość w rzędzie obok fałszował na głos. Tak właśnie trochę jest z testowanym przetwornikiem – może i nie jest doskonały – Bricasti potrafił w tych samych kawałkach pokazać bardziej zwarty, sprężysty bas, czy jeszcze dźwięczniejszą górę, o większej transparentności, klarowności prezentacji nie wspominając. Ale mnie łatwiej było zanurzyć się w muzyce, zapomnieć o bożym świecie słuchając zwłaszcza nagrań live przez Eximusa.

Bo co właściwie można by "Koreańczykowi" zarzucić? Bas – mocny, schodzi bardzo nisko, jest dobrze różnicowany, może nie aż tak twardy i sprężysty jak w przypadku M1, ale równie energetyczny i dynamiczny. Średnica – nie tak neutralna jak u znacznie droższego konkurenta, ale bardzo gładka, kolorowa, a przede wszystkim niezwykle nasycona, co być może zostało osiągnięte przez jej ocieplenie – tyle, że akurat ja z tego zarzutu nie będę robił, wręcz przeciwnie.

Góra pasma – otwarta, detaliczna, dobrze rozciągnięta, mocno nasycona. OK., Bricasti wydobywa tu jeszcze ciut więcej – np. przy uderzeniu w dzwonek czuje się wręcz jak drga powietrze, wybrzmienie jest nieco dłuższe, ale to wszystko są stosunkowo niewielkie, choć zauważalne różnice.

Eximus sprawdza się nadzwyczajnie we wszystkich nagraniach live i to niezależnie od rodzaju muzyki. Wspomniany Arne Domnerus z Antiphone blues - znakomicie oddana przestrzeń kościoła, organy grające jakby z wysoka i saksofon znajdujący się nieco niżej i bliżej. Jazz at the Pawnshop także z panem Domnerusem w roli głównej – wyborne akustyczne granie w niezbyt dużym klubie i niepowtarzalna atmosfera kreowana m.in. przez szczęk naczyń, toczone chwilami w tle rozmowy, oraz samych, najwyraźniej doskonale się bawiących, muzyków. Z zupełnie innej beczki - Live AC/DC – wulkan energii, gitarowe szaleństwa i tłum kapitalnie bawiący się na stadionie – porywający spektakl, któremu nie sposób się oprzeć – nawet gdy ma się podły humor, ta płyta, w tak energetycznym, wciągającym wydaniu jak z Eximusem, wciąga w wir doskonałej zabawy. Świetne akustyczne nagranie Whitesnake na Starkers in Tokyo zassało mnie swoim klimatem, niesamowitym głosem Davida Coverdale'a, a wokół mnie równie zaangażowana była reszta publiczności. Także w granym u mnie ostatnio nad wyraz często z wszelkich nośników (CD, plików, winyli i DVD) koncercie, Muddy' Waters, z dołączającymi w trakcie członkami The Rolling Stones, pozostawił po sobie wyborne wrażenia. Najpierw nieśmiało do bluesowego mistrza dołączył wywołany do tablicy Mick Jagger, który rozkręcał się z kawałka na kawałek, a potem także Keith Richards i Ronnie Wood, którzy pokazali, że doskonale czują bluesa. A ja siedziałem sobie w tym strasznym tłoku, pijąc Buda i bawiąc się nieziemsko, kołysząc w świetnie oddawanym rytmie, śledząc niemal każdy ruch palców raz jednego, raz drugiego gitarzysty. I jak pisałem, nie miał znaczenia gatunek muzyki, czy była grana w małej sali czy na stadionie, akustyczna czy elektryczna – sposób prezentacji DP-1 był po prostu niezwykle angażujący, bardzo pozytywny, nie pozwalający siedzieć obojętnie.

Także w kolejnym doskonale znanym większości audiofilów koncercie Jarretta, który odbył się w Koeln, testowany "Koreańczyk" wykazał się pełnią możliwości. Choć wydaje się, że oddanie solowego fortepianu nie powinno być tak trudne i większość DAC-ów zagra go całkiem nieźle, to jednak tylko pewna ich część odda go bardzo dobrze, a tylko bardzo, bardzo nieliczne zagrają go genialnie, porównywalnie do tego, co można usłyszeć na dobrym gramofonie z winylu. Eximus otarł się o tę grupę genialnych interpretatorów owego koncertu i zabrakło mu naprawdę niewiele. Nie miał problemu z oddaniem skali dźwięku, barwy, zachowań muzyka, publiczności, otoczenia akustycznego, a jedyny element, gdzie ciut mu zabrakło do najlepszych to pełne wybrzmienia, bo to co pokazywał bywało czasem odrobinę za szybko ucinane. Ale namacalność prezentacji, tworzenie iluzji brania udziału w tym niezwykłym wydarzeniu, zaryzykuję wręcz stwierdzenie: wisząca w powietrzu chemia między wykonawcą a słuchaczem – to mocne strony bohatera tego testu.

Uczepiłem się koncertów, bo przy nich Eximus wyróżniał się najbardziej pośród wielu DAC-ów, których dane mi było słuchać. Ale nie oznacza to, że muzykę nagraną w studio grał źle. Z każdą dobrze zarejestrowaną ścieżką radził sobie co najmniej bardzo dobrze, brak owej niepowtarzalnej, koncertowej atmosfery starając się rekompensować skupianiem uwagi słuchacza na kwintesencji, istocie granej muzyki. Jakże fajnie było słychać różnorodnych, multikulturowych klimatów na płycie Tri Continental, tria, którego członkowie faktycznie pochodzą z trzech krańców świata. Jakże doskonale słuchało się ścieżek dźwiękowych – z Gladiatora, gdzie w czasie bitwy powietrze skrzyło się napięciem, z niesamowicie klimatycznego Łowcy androidów, czy w końcu mrocznej ścieżki dźwiękowej z potężnym, niskim basem z ostatniego Batmana, by wymienić tylko kilka. I dopiero gdy przychodziło do płyt z ewidentnie „przewalonym” basem, jak choćby wspominanej przeze mnie już nie raz płyty Carlosa Santany, czy też nagrań płaskich jak deski, jak większość płyt U2, Eximus udowadniał, że z próżnego i Salomon nie naleje. Nie próbował na siłę ich wygładzać, „uładniać”, ulepszać – jeśli dostawał dobry „wsad”, odpłacał się pięknym, wciągającym dźwiękiem, ale jeśli wpychałem do niego byle co, odpłacał się mi pięknym za nadobne.

Krótki test DP-1 pracującego w roli przedwzmacniacza był udany – żadnych problemów z wysterowaniem KWA100SE nie zanotowałem. Podobnie jak w przypadku podobnej próby z Bricastim, tak i tu wolałem rozwiązanie z przedwzmacniaczem LS100. Ale i bez niego koreańskie urządzenie spisywało się bardzo dobrze, a jedyną wadą, jaką można mu od razu wytknąć w takim systemie jest brak pilota. Tyle, że biorąc pod uwagę jego brzmienie taki drobiazg można mu natychmiast wybaczyć.
Nie miałem natomiast okazji naprawdę przetestować Eximusa w roli wzmacniacza słuchawkowego – jedyne słuchawki, którymi dysponuję to Audeze LCD3, które jednak potrzebują dedykowanego wzmacniacza słuchawkowego wysokiej klasy. Z DP-1 napędzającym je nie było źle – dźwięk był żywy, zachował tą niezwykle istotną cechę brzmienia, czyli wciągający sposób prezentacji, tyle że słychać było pewne ograniczenia dźwięku, szczególnie na skrajach pasma, które już znałem z kilku innych połączeń, w których wzmacniacze słuchawkowe nie dawały rady słuchawkom planarnym. Z braku innych słuchawek trudno mi więc ocenić ile wbudowany wzmacniacz słuchawkowy Eximusa potrafi, ale już choćby sam fakt stworzenia niedoskonałej, ale mimo tego wciągającej prezentacji z LCD3 świadczy o tym, że ten wzmacniacz ma spory potencjał.

Podsumowanie

O ile jeszcze kilka lat temu głośno się mówiło o boomie gramofonowym/winylowym, to obecnie najszybciej rozwijającą się działką audio, jest tzw. PC Audio, czyli systemy, w których źródłem sygnału są komputery (niekoniecznie PC). Niezbędnym elementem takich systemów są przetworniki cyfrowo-analogowe, najlepiej z wejściem USB (jeśli takowego brak, zawsze można użyć konwertera USB/coax) i dlatego obecnie powstają dziesiątki, a może i setki przetworników cyfrowo-analogowych na całym świecie. Teoretycznie im większy wybór mają klienci, tym lepiej dla nich. Tyle tylko, że w praktyce ogromna ilość takich urządzeń na rynku sprawia, że zwykłemu Kowalskiemu trudno jest dokonać wyboru. Jeśli bowiem przesłucha się odpowiednio dużej ilości DAC-ów to można dojść do wniosku, że wiele z nich brzmi podobnie.
Z punktu widzenia producenta tak duża konkurencja w danym segmencie rynku sprawia, że trzeba wymyślić/stworzyć coś, co wyróżni dany produkt spośród innych. April Music w swoim Eximusie DP-1 połączyła kilka elementów, które sprawiają, że łatwo go zapamiętać, odróżnić od innych. Począwszy od pierwszego, wizualnego wrażenia, które jest bardzo pozytywne, bo obudowa i cały design są po prostu wyjątkowe. Po drugie argumentem "za" jest połączenie kilku funkcjonalności – przetwornik D/A to jedno, ale wzmacniacz słuchawkowy oraz przedwzmacniacz to elementy dodane, które mogą pozwolić mocno uprościć domowy system audio. No i w końcu brzmienie. Oczywiście nie wszyscy będą zachwyceni – Ci którzy poszukują wyjątkowej klarowności, detaliczności, absolutnej neutralności tonalnej, wybitnej analityczności sięgną np. po Bricasti, czy dCS-a. Ale większość audiofilów chce po prostu czerpać maksimum przyjemności ze słuchania muzyki, chce ukochaną muzykę przeżywać w zaciszu domowych pieleszy i to właśnie ma do zaoferowania Eximus. Siedzimy sobie w swoim fotelu/na swojej kanapie, a DP-1 zabiera nas na wybrany koncert, na seans z muzyką filmową, czy do studia. I robi to w sposób tak przekonujący, że nawet zdając sobie sprawę z tego, że są "daki", które pewne elementy potrafią pokazać jeszcze lepiej, wcale za nimi nie tęsknimy, bo nie ma to żadnego znaczenia – liczy się tylko piękna muzyka tu i teraz.

BUDOWA

Eximus DP-1 to urządzenie pochodzące z dobrze znanej na polskim rynku, koreańskiej firmy April Music. To trzy urządzenia w jednym: przedwzmacniacz, wzmacniacz słuchawkowy, oraz przetwornik cyfrowo-analogowy. Urządzenie zamknięto w wyjątkowej urody obudowie aluminiowej, której górny panel pokrywają wytłoczenia w kształcie liści, będących nawiązaniem do nazwy firmy (April to kwiecień, pierwszy miesiąc wiosny). Boczne panele pokryto okrągłymi otworkami, które tworzą coś w rodzaju siteczka – wygląda to znakomicie, a i spełnia zapewne funkcję wentylacji.
Na froncie urządzenia znajdują się (od lewej): główny włącznik – hebelkowy umieszczony w kolejnym przetłoczeniu w kształcie liścia, przycisk pozwalający na wybór jednego z wejść cyfrowych, a obok rząd diod (wybranie konkretnego wejścia powoduje podświetlenie odpowiednio opisanej diody). Dalej znajduje się przycisk „filter” włączający dla wyjścia słuchawkowego filtr wspomagający reprodukcję niskich tonów, a pod nim znajduje się wyjście słuchawkowe (duży jack – jego włożenie do gniazda odcina wyjścia XLR i RCA). Dalej znajduje się przycisk pozwalający wybrać brak upsamplingu, upsampling do 88/96 kHz, lub do 176/192 kHz, a obok niego dioda wskazująca kolorem (żółtym, czerwonym lub zielonym) aktualny wybór, natomiast pod nimi znajduje się wejście analogowe w postaci małego jacka, mogące służyć po podłączania urządzeń przenośnych. W końcu po prawej stronie obudowy znajduje się pokrętło regulacji głośności.
Z tyłu urządzenia znajdują się wyjścia analogowe XLR i RCA (DP-1 jest urządzeniem zbalansowanym, w związku z czym producent zaleca, gdy to tylko możliwe, używanie wyjść zbalansowanych) oraz jedno wejście analogowe w postaci pary gniazd RCA. Oprócz wejść/wyjść analogowych znajdziemy tu baterię wejść cyfrowych: 1 x AES/EBU, 2 x RCA, 1 x optyczne TOSLINK, 1 x I2S oraz 1 x USB (asynchroniczne). Oczywiście jest też gniazdo sieciowe IEC.

Do wnętrza DAC-a właściwie nie udało mi się zajrzeć – po odkręceniu dolnego panelu mogłem sobie obejrzeć spodnią część płytki drukowanej i trafo, z którego przykręceniem później bardzo zdrowo się nabiedziłem – zapewne jest sposób na rozebranie tego urządzenia, ale nie jest on zbyt prosty, przynajmniej dla mnie, więc odpuściłem dalsza eksplorację. Ponieważ producent nie chwali się zastosowanymi rozwiązaniami mogłem jedynie skorzystać z informacji dostępnych w sieci. Wynika z nich, że wejście cyfrowe wyposażono w specjalny, kompensowany temperaturowo układ minimalizujący jitter, przetwornik to kość PCM 1974A, w układzie dual mono, a kość obsługująca USB pochodzi od XMOS-a – to 32-bitowy procesor XS1-L1 i jest to de facto rozwiązanie wzięte z Stello U3. Układ upsamplera to kolejna kość, TI SRC4192. W pełni zbalansowany, dyskretny stopień wyjściowy pracuje w klasie A.

Dane techniczne (wg producenta)

Wejście cyfrowe
THD: 133 dB
Dynamika: 142 dB
Sekcja DAC-a
THD: 0,0004%
Dynamika: 132 dB
Pasmo przenoszenia: 2 Hz - 95 kHz (-3 dB)
Napięcie wyjściowe:
RCA: 3 V rms/0 dBFS | XLR: 6 V rms/0 dBFS Impedancja wyjściowa: 75 Ω
Pobór mocy: 16 W (max 25 W)
Wymiary: 208 x 62 x 291 mm
Waga: 3,6 kg

Dystrybucja w Polsce
SoundClub Sp. z o.o.
ul. Skrzetuskiego 42
02-726 Warszawa

tel.: 22 586 3270 | fax: 22 586 3271
e-mail: soundclub@soundclub.pl

Strona internetowa: www.soundclub.pl



system-odniesienia