pl | en

Krakowskie Towarzystwo Soniczne

 

SPOTKANIE #104:
KING CRIMSON – 7” PLATINUM SHM-CD

Wydawca:
Discipline Global Mobile/Wowow Entertainment, Inc.

Kontakt:
Head Office | 6F, 4-1-31, Akasaka
Minato-ku, Tokyo 107-0052 JAPAN


wowowent.co.jp
www.dgmlive.com

MADE IN JAPAN


eśli już używać słowa „kultowy” w stosunku do wykonawcy, to z zespołem King Crimson przyszłoby mi to stosunkowo bezboleśnie. Założony w Londynie, w styczniu 1969 roku już w październiku wydał płytę, która na zawsze – nie ma co się silić na umiar – zmieniła świat muzyczny. Nagrana w dziesięć dni In The Court Of The Crimson King (An Observation By King Crimson) powstała bez pomocy producenta, który nie rozumiał o co w tym wszystkim chodzi. Jak mówił Tony Clark, który miał pełnić tę rolę, „podstawą twórczości King Crimson jest zorganizowana anarchia: wyzwalanie potężnych sił chaosu, a następnie szukanie dróg powrotu do równowagi” (za: Wiesław Weiss, Rock Encyklopedia, Warszawa 1991). Najwyraźniej było to dla niego zbyt duże wyzwanie.

Najczęściej określa się jego muzykę słowem „progresywna”, myśląc o „rocku progresywnym”. Równie dobrze można by ją opisać jako „eklektyczną”, „artystyczną”, „fusion”, itd. Robert Fripp, który przez wszystkie lata istnienia zespołu był jego siłą napędową i jedyną osobą, która brała udział w nagraniu wszystkich płyt, zmieniał stylistykę, muzyków, studia, producentów w zależności od aktualnego kierunku swoich poszukiwań. Nie ma więc dwóch identycznych płyt King Crimson, są co najwyżej „cykle” powiązane myślą przewodnią (np. cykl „kolorowy”).

Zespół ten wywarł wpływ na całą muzykę rockową, nie tylko jej progresywny zaułek. Czerpał z różnych stylistyk, przyswajał dla rocka rozwiązania znane z jazzu, muzyki klasycznej i nowoczesnej. W jego skład wchodzili fantastyczni muzycy, np. Greg Lake, Gordon Haskel, Mel Collins, John Wetton, Bill Bruford, Tony Levin, którzy z powodzeniem realizowali się także solo oraz w innych znanych zespołach.

Jednym z alumnów Roberta Frippa jest Steven Wilson – muzyk, instrumentalista, producent muzyczny i mistrz konsolety. Znany z wielu różnych projektów, od solowych, gdzie znajdziemy eksperymentalną elektronikę, awangardowy jazz i ambient, do zespołowych: Porcupine Tree, Blackfield oraz No-Man.

Jego umiejętności techniczne oraz wrażliwość muzyczna zostały docenione nie tylko przez fanów jego muzyki, ale także przez mistrza – Roberta Frippa, który na 40-lecie zespołu powierzył mu odpowiedzialne zadanie zremiksowania i zremasterowania niemal całego katalogu King Crimson. Sukces tego przedsięwzięcia przełożył się kolejne zlecenia – m.in. od zespołów Jetro Tull i Yes, które powierzyły Wilsonowi taśmy-matki.

Lider Porcupine Tree znany jest z obsesyjnego wręcz dbania o nawet najmniejsze szczegóły związane z jakością dźwięku. Nie dziwi więc, że płyty swojego zespołu wydaje w Japonii w formie HiQualityCD, a płyty solowe w jeszcze bardziej wyrafinowanej formie K2HD HQCD (więcej TUTAJ). W HiQualityCD (HQCD) ukazały się również jego wersje płyt King Crimson. W boxach na 40-lecie zespołu, poza stereofonicznymi płytami CD otrzymaliśmy także wersje stereo w wysokiej rozdzielczości, jak również wersje wielokanałowe – Wilson jest fanem muzyki przestrzennej. Nic dziwnego, że także płyty Yes i Jethro Tull w wersji, która ukazała się na 4—lecie, dostępne były w wersjach stereo oraz 5.1.

Sprawa wydań

Pod koniec kwietnia 2016 roku ukazał się w Japonii pierwszy, a na początku maja drugi box z ośmioma pierwszymi płytami King Crimson. Nic w tym dziwnego, boxy tego zespołu są wydawane regularnie. Tym razem chodziło jednak o coś więcej – płyty zostały wydane jako Platinum SHM-CD z okładkami w rozmiarze 7”. Japończycy doprowadzili w nich precyzję odwzorowania oryginałów do perfekcji – każda płyta przychodzi do nas z dwoma wersjami okładek – pierwszą japońską oraz inną, często różniącą się od niej, i to dość znacznie (to n. pierwsze wydania europejskie).

Płyty, jak mówię, wytłoczone zostały w wersji Platinum SHM-CD (moim zdaniem to najlepsza znana obecnie metoda wykonania płyt CD), ale w bonusie otrzymujemy również płytę DVD-A/V z mnóstwem materiału – wersją hi-res stereo (24/96) i wielokanałową, wersją hi-res poprzedniego remasteru, alternatywne miksy utworów i utwory nigdy niepublikowane. Niektóre płyty zawierają materiał wideo z występów.

Dokładnie ten sam zestaw utworów otrzymaliśmy w 2009 roku w wersji wydanej na 40-lecie zespołu. W Japonii wydane zostały one jako HiQualityCD. Wersja ta zawierała zupełnie inny materiał dźwiękowy niż wszystkie poprzednie reedycje albumów KC. Po raz pierwszy sięgnięto do wielościeżkowych taśm-matek, a Steven Wilson, pod okiem Roberta Frippa, zremiksował całość, wykonując przy okazji nowy master (więcej TUTAJ). Jedynym wyjątkiem jest płyta Red, która w wersji stereofonicznej nie została na nowo zmiksowana, a jedynie otrzymała nowy mastering, korzystający z tych samych taśm, co wersja wydana na trzydziestolecie.

Jeśli rzucimy okiem na spis reedycji płyt King Crimson podawany przez Discogs, staniemy w obliczu ogromu materiału. Każda z płyt wydawana była dziesiątki razy, a najpopularniejsza z nich, In The Court Of The Crimson King, ma niemal 200 wydań. Discogs nie jest oczywiście wyrocznią i część pozycji to powtórzenia, ale z drugiej strony nie ma tam wszystkiego. Można więc przyjąć, że istnieje pomiędzy 160, a 190 różnych wydań tego albumu, które ukazały się na różnych rodzajach nośników.

Pierwsze wydanieM
| Jeśli zawęzimy pole działania do płyt CD (i HDCD), okaże się, że zostanie nam tylko kilkadziesiąt, które da się podzielić na kilka grup. Pierwsze wydania cyfrowe (chodzi o okres działalności do albumu Red) pochodzą z lat 1983 – 1986. Debiut ukazał się już w 1983 roku, wydany przez niemiecki oddział wytwórni Polydor. Nie jest znane pochodzenie taśm, z których materiał został skopiowany.

Remaster analogowy | Na pierwszy remaster trzeba było czekać aż do 1989 roku. Ukazała się wówczas wersja płyt KC opisana jako „The Definitive Edition”, z oznaczeniem AAD, mówiącym o tym, że to remaster analogowy. Został on wykonany przez Roberta Frippa i Tony’ego Arnolda.

1. remaster cyfrowy | Już rok później wydano jednak kolejną wersję katalogu, tym razem zremasterowaną w domenie cyfrowej, w 24 bitach, przez Simona Heyworda, Roberta Frippa, a w przypadku debiutu (In the court…) również Davida Singletona. Katalog został wydany na płytach HDCD pod nazwą „30th Anniversary Edition”.

HDCD – High Definition Compatible Disc - to format, w którym na płycie wyglądającej jak CD można było zakodować sygnał 20-bitowy. Do jego odtworzenia w tej rozdzielczości potrzebny był odtwarzacz z odpowiednim dekoderem, ale każdy odtwarzacz CD odtwarzał te płyty w standardowej, tj. 16-bitowej rozdzielczości.

Jak zwykle, jeśli mówimy o katalogu King Crimson, jest jednak wyjątek: debiutancki album zespołu wydany 15 listopada 2004 roku (także jako HDCD) otrzymał zupełnie nowy remaster. Otóż w 2003 roku w archiwach Virgin odkryto stereofoniczną taśmę-matkę, jeszcze z wklejkami, czyli najwcześniejszą wersję, jaką można mieć. Ta wersja In The Court…, wydana w 2004, nosi nazwę „Original Master Edition”. Jest ona inna niż remaster z 1999 roku.

2. remaster cyfrowy | Cały katalog zremasterowano ponownie w 2009 roku (niektóre tytuły w 2010)., Jest to wersja „40th Anniversary Edition”, przygotowana przez Roberta Frippa i Stevena Wilsona. W Japonii ukazały się one jako HQCD (HiQualityCD). Obydwa poprzednie remastery korzystały z produkcyjnych, stereofonicznych taśm-matek (więcej o remasteringu TUTAJ). Steven Wilson po raz pierwszy dostał do ręki oryginalne, wielokanałowe taśmy matki – od 8-ścieżkowej w przypadku debiutu, po 16 i 24-scieżkowe w przypadku kolejnych tytułów. Jak mówił, w czasie pracy starano się dokonywać jak najmniejszych zmian w stosunku do oryginalnych wersji, ale czasem udało się naprawić pomyki i niedociągnięcia, dodając jakiś instrument, frazę itd.

SPOTKANIE

Pomiędzy każdym z remasterów mamy kilka, a nawet kilkanaście kolejnych wydań. Wspomnieć należy np. o serii 30th Anniversary Edition wydanej w Japonii na złotym podkładzie. Co ciekawe, były to płyty Compact Disc, a nie HDCD. Najnowsza wersja, Platinum SHM-CD, jest natomiast jedynie reedycją wersji 40th Anniversary Edition, a nie nowym remasterem.

Już to krótkie wprowadzenie pokazuje jak fascynujący jest świat wydawnictw King Crimson. Kiedy trafiły do nas nowe boxy nie mogło się więc skończyć inaczej niż na porównaniu ich z poprzednimi wydaniami. Aby miało to sens, tj. zamknęło się w sensownym czasie (zajęło nam to sześć godzin), wybraliśmy do odsłuchu cztery albumy: In The Court Of The Crimson King, Lizard, Larks' Tongues in Aspic oraz Red, a z nich kilka utworów.

Porównanie zawęziliśmy jeszcze bardziej poprzez dobór kolejnych wydań; ich zestawienie pokazuje – mam nadzieję – że jest on wyczerpujący. Cyfry arabskie wskazują kolejny remaster, a rzymskie kolejne porównanie (więcej poniżej):

IN THE COURT OF THE CRIMSON KING (an observation by King Crimson) (1969)
1. The Definitive Edition (AAD), Virgin EG Records EGCD 1, CD | 1989 (UK)
Re-Mastered by Robert Fripp and Tony Arnold
(I) 2. ‎30th Anniversary Edition, Virgin CDVKCX I, 7243 8 48099 2 8, HDCD | 1999 (Europe)
24 bit remaster by Simon Heyword, Robert Fripp and David Singleton
(II) 3. 21st Century Complete Edition, Series 1, #1, Universal International, Discipline Global Mobile UICE-9051, HDCD | 2004 (Japan)
24 bit remaster by Simon Heyword, Robert Fripp and David Singleton
(III) 4. 40th Anniversary Edition, Wowow Entertainment, Inc., Discipline Global Mobile IEDG-01, Platinum SHM-CD + DVD-A/V | 2016 (Japan)
Remixed by Robert Fripp and Steven Wilson

LIZARD (1970)
1.The Definitive Edition (AAD) EG, Virgin Japan VJCP-2303, CD | 1990 (Japan)
Re-Mastered by Robert Fripp and Tony Arnold
(I) 2. 30th Anniversary Edition, Virgin CDVKC3, 7243 8 44068 2 0, CD | 2000 (Europe)
24 bit remaster by Simon Heyword and Robert Fripp
(II) 3. 30th Anniversary Edition | 3, Discipline Global Mobile PCCY-01423, gold-CD | 2000 (Japan)
24 bit remaster by Simon Heyword and Robert Fripp
(III) 4. 40th Anniversary Edition, Wowow Entertainment, Inc., Discipline Global Mobile IEDG-03, Platinum SHM-CD + DVD-A/V | 2016 (Japan)
Remixed by Robert Fripp and Steven Wilson

LARKS' TONGUES IN ASPIC (1973)
1. The Definitive Edition (AAD), Virgin EG Records EGCD 7, CD | 1989 (UK)
Re-Mastered by Robert Fripp and Tony Arnold
(I) 2+3. 40th Anniversary Edition + 30th Anniversary Edition, WHD Entertainment, Inc., Discipline Global Mobile, Panegyric IECP-20220/20221 2 x HQCD | 2012 (Japan)
(II) 4. 40th Anniversary Edition, Wowow Entertainment, Inc., Discipline Global Mobile IEDG-05, Platinum SHM-CD + DVD-A/V | 2016 (Japan)
Remixed by Robert Fripp and Steven Wilson

RED (1974)
1. 30th Anniversary Edition, Discipline Global Mobile/Pony Canyon PCCY-01427, HDCD | 2000 (Japan)
24 bit remaster by Simon Heyword and Robert Fripp
2. 40th Anniversary Edition, Wowow Entertainment, Inc., Discipline Global Mobile IEDG-07, Platinum SHM-CD + DVD-A/V | 2016 (Japan)
Remixed by Robert Fripp and Steven Wilson

IN THE COURT OF THE CRIMSON KING (an observation by King Crimson) (1969)

________________I_________________

The Definitive Edition (AAD) | CD | 1990 (Japan) vs 30th Anniversary Edition | CD | 2000 (Europe)

Janusz
Nagranie 30th Anniversary Edition pod względem ilości powietrza, objętości, pokazania stereofonii, „spektakularności” wydawało się zdecydowanie lepsze. Za wyjątkiem jednej rzeczy: The Definitive Edition miało znacznie lepszy wokal, który lepiej się komponował z resztą muzyki. Był mniej syczący, nie był jakiś taki sztucznie „podrasowany” – coś na tym drugim nagraniu było z nim nie tak, sybilanty były za mocne, był taki jakiś zabrudzony. Był przez to większy, ale jednak gorszy. Wersja 30th Anniversary Edition za każdym razem dawała przestrzeń, głębię i to robiło wrażenie już w krótkim odsłuchu. Ale głos – w ogóle nie ma, co mówić, za pierwszym razem było znacznie lepiej.

Rysiek B.
To, co powiem będzie trochę zbieżne z tym, co powiedział Janusz, ale pod jednym względem się różnimy – zdecydowanie glos bardziej mi się podobał za drugim razem, z wersją 30th Anniversary Edition. W ogóle druga płyta zabrzmiała dla mnie bardziej prawdziwie – talerze miały dobrą równowagę barwową, były czytelne, a wokal był czysty i przejrzysty. W zakresie stereofonii, głębokości planów, ogólnie - holografii, jak dla mnie, to niemal identyczne wydania. Wybrałbym jednak - jeśli bym musiał - drugą wersję.

Wiciu
Dla mnie to porównanie to casus „spóźnionego słuchacza”: pierwszą część słucha zza zamkniętych drzwi, bo się spóźnił, a drugą część w sali filharmonii. Tak zabrzmiały te dwie płyty. Za drugim razem była głębia dźwięku, szerokość, czysta artykulacja. Dużą różnicę robiły instrumenty perkusyjne, talerze, wybrzmienia – to zupełnie inna bajka. Za drugim razem, z 30th Anniversary Edition, było zdecydowanie lepiej, różnica była gigantyczna.

Tomek
Zgadzam się całkowicie z Januszem – druga wersja podobała mi się o wiele bardziej, za wyjątkiem wokali. W 100% potwierdzam to, że na 30th Anniversary Edition były jakieś takie rozmazane i bardzo „podrasowane”.

Marcin
Mnie też bardziej podobała się druga wersja. Ta pierwsza była zmulona, jak pięcioletni staw. Wersja z cyfrowym remasterem na 30. lecie zespołu otworzyła się, zagrała jaśniej, talerze wreszcie zabrzmiały. Wokalu bym się nie czepiał – po prostu wszystko za drugim razem było lepiej.

Jarek Waszczyszyn
Generalnie się z wami zgadzam. Ale mam komentarz do tego, co powiedział Janusz – Januszowi ten wyczyszczony wokal nie pasował do reszty płyty. I teraz – czy problem w tym, że źle odczyścili wokal, czy on po prostu tak brzmi? Dlatego też dopytywałem się o wersję zrobioną z remiksu – oczekuję, że ta ostatnia wersja będzie miała wyczyszczone wszystko.

________________II_________________

30th Anniversary Edition | CD | 2000 (Europe) vs 21st Century Complete Edition | HDCD | 2004 (Japan)

Jarek Waszczyszyn
Podobał mi się ten remaster - 21st Century Complete Edition | HDCD - to krok w stronę o której mówiłem poprzednio – wreszcie usłyszałem ten cudowny, kapitalny dzwoneczek. Ładnie zróżnicowana była perkusja. O ile na poprzednim remasterze skupialiśmy się na talerzach, to teraz słychać wreszcie, jak różnicują się bębny; swoją drogą kiepsko na tej płycie nagrane. To samo było z gitarą, która teraz była lepsza.

Marcin
Moim zdaniem wersja HDCD jest ciekawiej zremasterowana. Do całego odmulenia dodano także ogładę. Mam tylko jedno „ale” – wersja 30th Anniversary Edition miała większą głębię. Ale czy to jest wada? – Każdy musi sobie sam na to odpowiedzieć. Jakby nie było - wersja 21st Century Complete Edition na HDCD podobała mi się bardziej. Natomiast dźwięk na 30th Anniversary Edition był duży, głęboki, szeroki. Ale barwy były lepsze teraz.

Tomek
Wersja 21st Century Complete Edition na HDCD podobała mi się zdecydowanie najbardziej. Była doskonale „ciemna”. Przypomniało mi się, dlaczego ileś lat temu łykałem płyty HDCD jak pelikan. To brzmienie, ten sposób prezentacji idealnie mi „leżał”. Wszystko tutaj było takie piękne i ciemne. Może wokal był kompromisem między pierwszą i drugą prezentacją (The Definitive Edition i 30th Anniversary Edition), ale kompromisem po dobrej stronie. Teraz, nareszcie, wszystko było świetnie poukładane. Ciężko by mi było znaleźć coś niefajnego w tej realizacji – jak dla mnie i do tej pory, to zdecydowanie najlepsza wersja.

Wiciu
Zwróciłem tym razem uwagę na wokal, bo poprzednio skupiłem się na czymś innym. Wydawało mi się, że tym razem był bardzo dobry. Zabrzmiał naturalnie. Natomiast jeśli chodzi o wybrzmienie i głębię instrumentów perkusyjnych, zagrało to podobnie do poprzedniej, może było bardziej miękkie.

Rysiek B.
Dla mnie te dwie ostatnie wersje (30th Anniversary Edition i 21st Century Complete Edition na HDCD) były bardzo podobne. Z tym, że preferowałbym tę ostatnią – wokal był cieplejszy, miększy, bardziej nasycony. Drugi aspekt, który zauważyłem, to większe pogłosy słyszane na instrumentach perkusyjnych, przez co zrobiło się większe wypełnienie przestrzeni. Pozostałych aspektów obydwu płyt nie rozróżniam.

Janusz
Dla mnie to nagranie (21st Century Complete Edition na HDCD) było najlepsze, z dwóch powodów: było bardziej zbliżone do „taśmy”, było ciemniejsze, nie było szalenie kontrastowe. O ile wersja 30th Anniversary Edition mogła się wydać bardziej atrakcyjna, to ta jej nieprawdopodobna głębia polegała na tym, że coś zostało zaburzone. Teraz wszystko było bardziej wyrównane. Wokal bardziej pasował teraz do reszty – nie był może bardzo dobry, żeby była jasność, ale w tej serii był zdecydowanie najlepsze. Natomiast to jeszcze nie jest to.

________________III_________________

21st Century Complete Edition | HDCD | 2004 (Japan) vs 40th Anniversary Edition | Platinum SHM-CD | 2016 (Japan)

Jarek Waszczyszyn
Trochę z tą ostatnią wersją (Platinum SHM-CD) jest jak z polskim filmem – patrzę w lewo, w prawo i zupełny brak akcji; zupełnie mnie to nie „wzięło”. Mając takie możliwości, tj. osobne ścieżki, oczekiwałem fajerwerków, a niczego takiego tutaj nie było. Chodziło chyba o to, żebym wydał kolejne pieniądze, a tutaj nic mnie do tego nie przekonało.

Marcin
Jak dla mnie zaletą wersji Platinum SHM-CD było to, że wreszcie zaczęła żyć gitara. Wreszcie skupiała uwagę. Natomiast reszta – to wszystko już było wcześniej. Płyta brzmiała lepiej, ale czy mając poprzednią wersję (21st Century Complete Edition na HDCD), warto kupować tą? – Ja bym nie kupił.

Tomek
To była, mim zdaniem, bardzo podobna wersja do japońskiej na HDCD, tj. poprzedniej. To ta sama, ciemna strona mocy, fajnie zmiksowane. Miałbym problem z wyborem lepszej, np. dla siebie. Potwierdziło się natomiast to, że te dwie pierwsze wersje (The Definitive Edition i 30th Anniversary Edition) były najsłabsze, zwłaszcza ta druga. Chyba nie chodziło w tej muzyce o pokazanie jakiejś nadzwyczajnej przestrzeni, to chyba nie tego typu muzyka. To rock osadzony w historii. Dlatego dałbym na równi japońskie HDCD i Platinum SHM-CD. Są równie dobre.

Wiciu
Również moim zdaniem nie ma dużej różnicy między Platinum SHM-CD i japońskim HDCD. Natomiast zdecydowanie inaczej sytuuje się w Platinum głos Grega Lake’a – jest znacznie szerszy i jest ustawiony bardziej na środku. Przestrzeń podobna, instrumenty perkusyjne także. Natomiast głos jest tutaj zupełnie inny. Jeślibym musiał wybierać, to wybrałbym Platinum SHM-CD, ale bez szaleństwa.

Rysiek B.
W poprzednich wersjach talerze były na pierwszym planie, na drugim był wokal, a reszta perkusji i melotron na trzecim i czwartym. W Platinum SHM-CD wokal został zrównany w planach z talerzami. Przewagą Platinum SHM-CD jest znacznie lepsze oddanie otoczenia akustycznego, to znaczy pogłosów, wokół perkusji i melotronu, czego wcześniej w ogóle nie zauważyłem. Nie kruszyłbym jednak o to kopii – powiem nawet, że jestem rozczarowany, A to dlatego, że zazwyczaj wersje Platinum SHM-CD deklasują wszystkie inne, a tutaj były to minimalne różnice. Jest trochę lepiej i tyle.

Janusz
Kiedy słuchałem sobie wcześniej wersji Platinum SHM-CD byłem trochę rozczarowany, powiem zupełnie szczerze. To dobre nagranie, żadnych przesadnych ochów i achów. Platinum SHM-CD zabrzmiała fizjologicznie. Zapominam, że słucham płyty, a zaczynam słuchać muzyki – w tym sensie przewaga Platinum SHM-CD jest jednoznaczna. Ale nie dlatego, że to, czy tamto jest lepsze. Chodzi tylko o całościowy odbiór, o przyjemność ze słuchania, która jest z tych wszystkich największa.

LIZARD (1970)

________________I_________________

The Definitive Edition (AAD) | CD | 1990 (Japan) vs 30th Anniversary Edition | CD | 2000 (Europe)

Jarek Waszczyszyn
Różnice pomiędzy tymi wersjami były olbrzymie. Pierwsze, co mnie zdziwiło to fakt, że druga wersja, czyli 30th Anniversary Edition, miała znacznie mniej pogłosu na instrumentach. Dlatego nagle wszystkie instrumenty zaczęły wychodzić znacznie bardziej „żywo”. A w przypadku tego nagrania to o tyle ważne, że wiodącą rolę gra tutaj harmonia. Składają się na nią różne grupy instrumentów, więc im więcej tych instrumentów słychać, tym bardziej ta harmonia jest pełna. Bardzo ważne jest to, że ten wokal, w zamierzeniu muzyków, miał być szalony, odlotowy. I w tej drugiej wersji taki właśnie jest - szurnięty. Wersja 30th Anniversary Edition jest znacznie lepsza.

Marcin
Moim zdaniem największe różnice dały o sobie znać właśnie w pogłosach. W wersji The Definitive Edition ktoś mocno przyszalał, a w wersji 30th Anniversary Edition pogłos ujarzmił. Dlatego znacznie bardziej podobała mi się druga wersja, ponieważ była wygładzona, fajniejsza. Zaczęło to mieć z nią sens – poszczególne instrumenty zaczęły się komponować w utwór. Pierwsza wersja, czyli master analogowy, brzmiała strasznie chaotycznie.

Wiciu
Wersja 30th Anniversary Edition była zdecydowanie bardziej przestrzenna, lepsze były zrównoważenie dźwięku, balans tonalny, artykulacja.

Rysiek B.
Nie podobała mi się ani jedna, ani druga wersja, z tym że 30th Anniversary Edition dało się słuchać, a The Definitive Edition – nie. Prawdę mówiąc wolałbym posłuchać 4.33 Johna Cage’a niż tych płyt – w ogóle to do mnie nie trafia.

Janusz
Myślę, że tutaj nie ma nawet czego porównywać – pierwszej wersji, tj. Definitive Edition, nie dało się słuchać, ze względu na podbicie górnej średnicy. Było to tak męczące, że podkręcając utwór mocniej nie dało się tego wytrzymać. To specyficzny utwór, bo to pastisz, utwór oddaje treść wariactwa, kompletnego szaleństwa i tak należy go „czytać”. Wykonanie 30th Anniversary Edition było lepsze, bo bardziej stonowane, ciemniejsze. Wyczyszczono sybilanty, ale to ciągle nie jest to, co powinno być. Generalnie jednak – „rocznicowy” remaster jest znacznie lepszy.

________________II_________________

30th Anniversary Edition | CD | 2000 (Europe) vs 30th Anniversary Edition | gold-CD | 2000 (Japan)

Jarek Waszczyszyn
Mieliśmy kiedyś takie spotkanie z Johnem Tu, pewnie pamiętacie, kiedy słuchaliśmy tych samych płyt, ale wytłoczonych albo na podkładzie aluminiowym, albo złotym. Różnice między nimi były niewiarygodne. Tutaj nie mamy dokładnie tych samych matryc, bo to tłoczenie europejskie i japońskie, ale master jest ten sam. A pamiętam, jak wydawaliśmy z Jarkiem Śmietaną jego płytę Suite - to była jego pierwsza płyta na złocie – i kiedy zapytałem w tłoczni o różnicę w cenie między wersją aluminiową i złotą, to zdębiałem – to było zaledwie sześć groszy na sztuce. Przy tak minimalnych różnicach toczenie na aluminium wydaje się więc szalone – przecież złota płyta będzie grała i za sto lat, może więcej, i znacznie lepiej brzmi. To jest mój cały komentarz.

Marcin
Wersja złota zagrała lepiej niż aluminiowa, europejska, ale należało się tego spodziewać. Moim zdaniem różnice nie są jednak jakieś wielkie, chociaż są. Tak, jakby do całości został dodany sznyt. Jeśli miałbym poprzednią wersję, tj. europejską, „rocznicową”, to czy kupiłbym złotą? – Nie wiem, grała lepiej, ale różnica nie była duża.

Tomek
Złota wersja 30th Anniversary Edition była najbardziej zjadliwa ze wszystkich dotychczasowych. Wciąż nie czuję ekscytacji tą muzyką, ani też poziom realizacji nie jest tu jakiś szczególny, ani na tyle ciekawy, żeby zachęcić kogoś, kto nie czuje chemii z tą muzyką. To kiszka, ale najmniejsza z dotychczasowych kiszek…

Wiciu
Złota wersja 30th Anniversary Edition mi się podobała, bo była miękka, fizjologiczna, przyjemna, do posłuchania.

Rysiek B.
Dało się słuchać, ale zgadzam się z Tomkiem - nie czuję tu finezji, ani artyzmu i fascynacja moich przyjaciół tą płytą jest dla mnie mało zrozumiała. Ale każdemu wolno kochać za swoje pieniądze…

Janusz
Japońska wersja 30th Anniversary Edition na złocie jest zdecydowanie najlepsza z tych trzech, ale bez jakiś specjalnych emocji, nic wielkiego się nie działo. Ale chciałem też przypomnieć, że w wydaniu analogowym ta płyta grała tragicznie, była nie do słuchania – a miałem wszystkich Crimsonów w pierwszych wydaniach, aż do Beat. Była tak makabrycznie wyostrzona, źle zbalansowana, że po prostu się nie dało słuchać. A tutaj da się tego słuchać.

________________III_________________

30th Anniversary Edition | gold-CD | 2000 (Japan) vs 40th Anniversary Edition | Platinum SHM-CD | 2016 (Japan)

Janusz
W ogóle nie ma porównania – wszystkie poprzednie wydania, przed Platinum SHM-CD, są do niczego. Ta przypomina coś, czego da się słuchać. Pod względem wypełnienia, tempa, instrumentacji. Jak na dramatyczność tego nagrania Platinum SHM-CD brzmi genialnie, to przepaść.

Rysiek B.
To jedyna wersja, której mógłbym słuchać bez przykrości. Podsumowałbym to tak: kupowanie innych wersji płyt CD innych niż Platinum SHM-CD w ogóle nie ma sensu, to wyrzucone pieniądze. Lepiej nie kupić w ogóle.

Wiciu
Mam osobisty sentyment do tego nagrania, bo nagrałem to z radiowej „Trójki” w lecie ’74 na kasetowym Grundigu. I muszę powiedzieć, że dopiero z wersją Platinum SHM-CD to nagranie brzmi tak, że przypomina mi się tamto lato. Jest dźwięcznie, w wypełniony sposób, jest super.

Tomek
Postawię wszystko na to nagranie – Platinum SHM-CD było najlepszym wykonaniem. Takim, nad którym zastanowiłbym się prywatnie, czy by tej płyty nie kupić. Zwróciłem uwagę na świetną perkusję, na rytmiczność stopy – to było baaardzo fajne. To zdecydowanie najlepsze wykonanie.

Marcin
Moim zdaniem do nagrania na złocie, które do tej pory było najlepsze, doszedł jeszcze „pazur”. Zabrzmiało to fajniej, słuchało się tego z przyjemnością, agresywnie, ale sensownie.

Jarek Waszczyszyn
Mnie to nagranie uśpiło. Agresja, która jednak gdzieś tam była w „złotej” wersji, teraz gdzieś zniknęła, jak dla mnie Platinum SHM-CD to zbyt wygładzona wersja. Problem polega na słabej jakości technicznej nagrania. Pytanie więc – co z niego wydusić? Wokal na Platinum SHM-CD w ogóle nie oddaje wątku – ale to moje preferencje.

LARKS' TONGUES IN ASPIC (1973)

________________I_________________

The Definitive Edition (AAD) | CD | 1989 (UK) vs 30th Anniversary Edition | HQCD | 2012 (Japan)

Jarek Waszczyszyn
Pierwsze wrażenie było takie, że jest głośniej, ktoś inny zapytał, czy to remiks, a tak nie jest. Drugie nagranie, tj. 30th Anniversary Edition na HQCD było zdecydowanie lepsze, bardziej świeże. Gitara nie była głośniejsza, ale wyraźniejsza, słychać było znacznie więcej, co się na niej dzieje. Jak gdyby nagranie było kilka lat młodsze.

Marcin
Nie słyszę dużych różnic, ale jednak da się wskazać parę detali. W wersji 30th Anniversary Edition na HQCD linia basowa była prowadzona miękko, ładnie. Na The Definitive Edition zlewała się gdzieś z tłem. Druga wersja była bardziej szczegółowa. Ale różnica nie była jakaś kolosalna.

Tomek
Nie wiem, o co chodziło Marcinowi, ale dla mnie różnica między tymi nagraniami była ogromna, jakby to był zupełnie inny miks. Ale jak dla mnie to różnica na korzyść pierwszej wersji, tj. The Definitive Edition, która mnie zauroczyła muzycznie – po raz pierwszy tego wieczora. Druga wydawała mi się, jakby ktoś nagrał starą muzykę, ale dwadzieścia lat później - to było zbyt nowoczesne.

Wiciu
Wersja The Definitive Edition zabrzmiała dla mnie dokładnie tak, jak ją usłyszałem pierwszy raz, graną z mojego magnetofonu kasetowego, z nagraniem dokonanym z radia. Różnica między wersją The Definitive Edition i HQCD to jak różnica między mono i stereo. To kompletnie inny przekaz. W 30th Anniversary Edition HQCD miałem zdecydowaną głębokość i szerokość sceny. To dużo więcej niż tylko remaster, to brzmi, jak remiks - dla mnie wersja 30th Anniversary Edition HQCD jest genialna.

Rysiek B.
Dla mnie brzmi to jak remiks. Różnice były na basie – w wersji The Definitive Edition AAD wzbudzał się, był niekontrolowany. Druga różnica na wokalu – na pierwszej wersji skupiony był w wąskim wycinku częstotliwości i nie było pełnego rozciągnięcia. Wskazanie na płytę 30th Anniversary Edition HQCD.

Janusz
Dla mnie różnica była kolosalna, na korzyść wersji 30th Anniversary Edition HQCD; spokój, nasycenie, wypełnienie – to elementy, które cenię ponad wszystko. Kiedy wchodziły gitary, gitara Frippa grana od tyłu, to z HQCD były wypełnione, piękne. W wersji The Definitive Edition AAD było to jakieś rachityczne.

________________II_________________

30th Anniversary Edition | HQCD | 2012 (Japan) vs 40th Anniversary Edition | Platinum SHM-CD | 2016 (Japan)
(z 40th Anniversary Edition | HQCD | 2012 (Japan) w tle)

Jarek Waszczyszyn
Wersja Platinum SHM-CD miała znacznie więcej emocji na wokalu. Miało i wibrato, i wypełnienie. Lepiej można po prostu zrozumieć tekst z tej wersji. Wydaje mi się, że to największe różnice – zrozumiałość tekstu i emocje zawarte w nagraniu.

Marcin
Widzę taką prawidłowość: pierwsza wersja, czyli The Definitive Edition AAD, brzmi, jak z koncertu, jakby została nagrana w tamtej epoce, na tamtym sprzęcie, to dokument. Później próbowano to poprawić – na 30th Anniversary Edition HQCD dodano przestrzeni, trochę jak w dyskotece. Wersja 40th Anniversary Edition HQCD była lepsza, ale dopiero ta ostatnia, Platinum SHM-CD, wygładziła wszystko, lepiej zabrzmiały skrzypce. Powodowało to, że to wszystko brzmiało jak całość. Wersja Platinum to doszlifowany diament.

Tomek
Z trzech pierwszych wersji najbardziej podobały mi się pierwsza (The Definitive Edition AAD) i przedostatnia (40th Anniversary Edition | HQCD). Wyraźnie odstają od reszty, są ciekawe. Ale to Platinum SHM-CD wydaje mi się najlepsze, wszystko jest na niej dopracowane, dopieszczone, doszlifowane, zjadliwe, po dobrej stronie ciemności. Zwycięzcą jest Platinum SHM-CD.

Wiciu
Wersja Platinum SHM-CD podobała mi się i to bardzo. Według mnie przekaz został zawężony w przestrzeni, jak mono, co jest dobre. Bardzo ładnie zabrzmiał wokal, chociaż bas lepiej wybrzmiewał w wersji 40th Anniversary Edition na HQCD.

Rysiek B.
Zaczynamy się powtarzać: wersja Platinum SHM-CD góruje nad innymi. Przede wszystkim czystością wokalu, instrumentów. Zostały dołożone pogłosy do instrumentów. Ważne jest także bogactwo barw, na które zwróciłem uwagę przede wszystkim na melotronie. Nabrał ten instrument kolorów. Choć nie są to jakieś spektakularne zmiany, to warto kupić Platinum SHM-CD i nic innego.

Janusz
Zgadzam się z Ryśkiem i Wiciem i dodam jedną rzecz – w sposób fenomenalny na Platinum SHM-CD wychodzi ilość informacji muzycznych, jaką ta płyta ze sobą niesie. Jak gdyby na poprzednich wersjach, tj. 30th Anniversary Edition i 40th Anniversary Edition były jakieś „dziury” informacyjne. Na Platinum jest więcej muzyki, jakby więcej pokazywała przekazu – to zadziwiające.

RED (1974)

30th Anniversary Edition | HDCD | 2000 (Japan) vs 40th Anniversary Edition | Platinum SHM-CD | 2016 (Japan)

Jarek Waszczyszyn
Muszę powiedzieć, że to najgorzej zarejestrowana płyta, szczególnie w utworze Red. Uwielbiam takie ostre granie, ale to tutaj było przesterowane. Jak ktoś mi sprzedaje taką płytę jako remiks, to albo mnie nie szanuje, albo odwalił szybką robotę. Jeśliby naprawdę wykonano remiks tego materiału, to nie byłoby to tak przesterowane. A tu całość jest przesterowana. Przy remiksie powinno być ciszej, żeby nie było przesterów na całym materiale można to robić na gitarach, ale nie na całości. Jestem zawiedziony, bo wydawało mi się, że powinno to być zupełnie inne i powinien to być remiks.

Janusz
Widzę, że zupełnie nie rozumiecie, o co chodzi. Red jest przesterowany z definicji i tak to ma brzmieć. Jakby Jarek wychował się na KC, to by wiedział, o co chodzi. Nawet się do tego nie odniosę.
Ale chciałbym powiedzieć jedną rzecz, jeden aspekt powinien być podkreślony – przyjemność ze słuchania. Rozmawiamy o przestrzeni, barwie, wypełnieniu itd. i to wszystko jest ważne. Ale przyjemność ze słuchania jest najważniejsza.

Dlatego łatwo mi powiedzieć, że różnica jakościowa między wersjami 30th Anniversary Edition, HDCD i 40th Anniversary Edition, Platinum SHM-CD, jest nieznaczna, natomiast przyjemność z ich słuchania jest nieporównywalna – Platinum SHM-CD wygrywa zawsze i wszędzie. Kupowałem kiedyś wszystkie wersje tej płyty, ale w pewnym momencie przestałem kupować, bo nie chciałem płacić za te same rzeczy. Tym razem przesłuchałem wszystkie płyty w wersji Platinum SHM-CD i byłem wmurowany w fotel. Nsie zastanawiałem się nad hi-fi, bo przyjemność ze słuchania tych wersji była nieprawdopodobna.

Tomek
Od początku spotkania, nie znając King Crimson, staram się zrozumieć odczucia moich kolegów, starszych o pokolenie, czy nawet półtora, zrozumieć co wtedy mogli czuć, co nimi mogło kierować itp. Śledziłem to przez te kolejne płyty i przy Larks’… wydawało mi się, że wreszcie łapię o co chodzi. A tutaj mamy najnowszą płytę z dotychczas wysłuchanych i totalnie to do mnie nie przemawia, jakby goście weszli do garażu nagrać demówkę. Dla mnie te różnice nie mają więc sensu – utwór Red nie ma dla mnie żadnego sensu muzycznego.

Wiciu
Należę do pokolenia, które słyszało tę płytę zaraz po tym, jak pojawiła się na rynku, to moja muzyka. Red zwiastuje przyszłe trendy w muzyce, brudnego, ostrego brzmienia. To zupełnie nowy kierunek, jak otwarcie drzwi. Przesterowania są zamierzone przez twórców. Według mnie między tymi wydaniami jest bardzo mała różnica. Platinum SHM-CD była bardziej spójna, ale trudno mi powiedzieć, co by było lepsze.

PODSUMOWANIE

Odsłuchy zawęziliśmy do wybranych wydań, wybranych utworów i wybranych płyt, a i tak jest to jedno z najdłuższych sprawozdań ze spotkań Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. A to dlatego, że jest o czym mówić. Nawet jeśli się nie zgadzamy, to nie zgadzamy się o coś istotnego. Jak widać, nie wszyscy uczestnicy lubią tego typu muzykę, ale byli i tacy, dla których jest to jedno z ważniejszych przeżyć estetycznych.

Myślę, że z powyższych wypowiedzi płyną jasne komunikaty, które postaram się streścić w kilku zdaniach, opierając się też na innych odsłuchach. Wersje Platinum SHM-CD za każdym razem były lepsze. Drugie w kolejności były wersje HDCD, od których lepsze były tylko wersje CD na złotym podkładzie – obydwie korzystały z masteringu na 30-lecie istnienia zespołu (30th Anniversary Edition). Zremiksowane wersje 40th Anniversary Edition HQCD przynoszą inne spojrzenie na materiał muzyczny, ale generalnie nie wnoszą istotnych różnic.

Najgorzej wypadają starsze wersje The Definitive Edition AAD. Dopiero od HDCD i remasteru cyfrowego w 24 bitach zaczyna się prawdziwa jazda, mająca kulminację w Platinum SHM-CD. Nie wszystkie płyty zyskały na tej wersji równie wiele – najmniej w przypadku Red, najwięcej przy Larks’…. Zaniechanie remiksu przy tej pierwszej nie pozwoliło uzyskać równie dużo, jak na pozostałych płytach.

Czy warto kupić Platinum SHM-CD 7”? – Janusz powiedziałby, że nie ma o czym mówić, podobnie Wiciu. Do tej opinii dołączam się i ja – wszyscy trzej mamy obydwa pudła i czekamy na kolejne. Jeśli jednak macie państwo wersje HDCD z Japonii, ew. wersje na złocie, wówczas postarałbym się co najwyżej o wybrane tytuły na Platinum SHM-CD. Z wersjami HQCD jest bardzo różnie – jedne elementy są na nich lepsze, inne gorsze i to od smaku każdego z państwa będzie zależało, co przeważy. Jeśli jednak nie macie nowych remasterów, a chcecie poznać King Crimson od najlepszej strony, to nie ma wyjścia: Platinum SHM-CD w wersji 7” jest najlepszym, co się do tej pory zdarzyło.

SYSTEM UŻYTY W ODSŁUCHU

POST SCRIPTUM

Jarek Waszczyszyn
Rozmawiałem z Januszem wczoraj, aby podsumować KTS 104... Januszowi najbardziej utkwiło w głowie to, że po raz pierwszy od dawna tak dużo słuchaliśmy muzyki i nasze dyskusje wreszcie dotknęły sedna. Przez większość ze 103 spotkań testowaliśmy technikę, czyli różne podejścia do physis, aby odebrać lepiej sztukę - psyche. I czasami nasze "szkiełko i oko" gubi to, co najważniejsze. A może uwypukla fakt, że sztuka przez każdego jest odbierana inaczej ? A to, że taka atmosfera towarzyszyła jego ulubionemu King Crimson, chyba sprawiło mu olbrzymią przyjemność...

Mnie z kolei uczucie niedosytu pozostaje. Bo zadaniem naszym (jako inżynierów od techniki), reżyserów nagrań, naszego Towarzystwa jest stawanie na uszach, aby te wszystkie graty w studiu i w domu przekazały słuchaczowi możliwe wiernie emocje, które kołatały się w sercu muzyków. Jak coś zrobię byle jak, to spotyka mnie zasłużona krytyka. I tak ma być! Dlatego nigdy nie tłumaczyłem się publicznie z żadnych zarzutów. To tak, jakby skoczek wyjaśniał cierpliwie, że właśnie tyczka była nie taka, wiatr też niekorzystny i dlatego nie skoczył 6,15. Nie skoczył, i tyle.

Na studiach elektroniki wiele dyskusji toczyłem z Tomkiem Rogulą. Niczego nigdy razem nie stworzyliśmy, ale dywagacje nas popchnęły naprzód. Pewnego dnia pożyczył mi instrukcję serwisową magnetofonu 24-śladowego 3M. 3M produkował wtedy znakomite taśmy studyjne. Przypomniałem sobie o tym, rozmawiając z Januszem. Otóż instrukcja ta miała chyba ze 200 stron! Jak trudne to jest urządzenie do wyregulowania! Sam magnetofon! A układy redukcji szumów? A stół mikserski? A kable? To wszystko pracowało w analogu, stąd z doświadczenia Towarzystwa Sonicznego wiemy, jak olbrzymi jest wpływ drobiazgów na dźwięk. A studio to nie są drobiazgi , to są tony i kilometry...

  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl