Przedwzmacniacz + wzmacniacz mocy Hegel
Producent: HEGEL MUSIC SYSTEMS |
egel to niewielka firma. Jak na skalę swojej działalności jej rozpoznawalność – nie znam takich badań, bazuję na moich doświadczeniach – jest więc wyjątkowa. Recenzje, a także reklamy jej produktów znajdziemy we wszystkich liczących się europejskich specjalistycznych pismach poświęconych audio. W zaufaniu dodam, że zdjęcia do reklam i na jej stronę www powstają w Polsce :) Tak dobry stosunek wielkości do rozpoznawalności zawdzięcza Hegel konsekwencji, z jaką wdraża swoje, często kontrowersyjne, pomysły. Doskonale pamiętam, jak kilka lat temu Bent Holter, CEO firmy, szokował swoich rozmówców stwierdzeniem, że lepiej przesyłać sygnał USB synchronicznie. A akurat wtedy na topie był przesył asynchroniczny, pozwalający na niezależne taktowanie nadajnika (komputer) i odbiornika (DAC). Pan Holter na poparcie swojej tezy miał jednak konkretne argumenty, sprawdzone doświadczalnie, ale wynikające z jego inżynierskiej wiedzy. Dzisiaj nie ma to już znaczenia, wówczas chodziło o przesył sygnału 16/44,1, ale zapamiętałem to jako przykład nonkonformizmu. Nonkonformiści mają jednak gorzej. Trudniej im się porozumieć z większością. A jeśli jest to konformizm wyuczony, na pokaz, katastrofa gotowa. W przypadku Hegla chodziło jednak o coś więcej – o uczciwość, wewnętrzne przekonanie do swoich racji. O czym świadczy momentalne „wejście” w świat plików audio, pomimo że mogłoby się wydawać, że to przykład na podążanie z nurtem, na dostosowanie się do trendów. A przecież chodziło tylko o to, że firma dostrzegła w tym szansę na dotarcie do nowych klientów i zaproponowanie im tego, co w audio ostatnio – obok winylu – liczy się najbardziej i na czym się znają. P20 Testowany system jest jednak esencją klasycznego audiofilizmu i mógłby służyć jako punkt orientacyjny. Mamy tu analogowy, stereofoniczny przedwzmacniacz z wejściami liniowymi, bez wejść cyfrowych, gniazda słuchawkowego, menu, sterowania przez aplikację internetową, łączności Bluetooth – czyli wszystkiego, czym ostatnio kuszą inni producenci. Możemy skorzystać z sześciu wejść, w tym z jednego zbalansowanego (XLR) i jednego przeznaczonego dla zewnętrznego procesora kina domowego (tzw. bypass). Wyjścia są trzy – dwa regulowane z przedwzmacniacza (RCA i XLR) i jedno do nagrywania. Chociaż jest to najtańszy przedwzmacniacz tego producenta, znajdziemy w nim chyba wszystkie wypracowane przez niego techniki, a także sposób budowy: cała obudowa jest z aluminium, a obydwa kanały są zasilane z osobnych zasilaczy. Jak czytamy w materiałach firmowych, producent wykorzystał nowe tranzystory Silicon Germanium. Wraz z nimi pracuje wiele kosztownych elementów biernych. H4SE H4SE jest z nami już od jakiegoś czasu. Jest on poprawioną wersją modelu H4A Mk2, który ustalił niegdyś reputację Hegla. Drugim źródłem wiedzy przy jego projektowaniu był wprowadzony do sprzedaży nieco wcześniej, nowy wzmacniacz H20. Testowane urządzenie ma budowę dual mono (firmowa nazwa DualPower), aż po osobne transformatory zasilające. Osobne są też płytki dla sekcji napięciowej i prądowej, zasilane z osobnych uzwojeń wtórnych. Firma nazywa tę technikę DualAmp. Na wejściu pracują tranzystory typu FET, a na wyjściu bipolarne. Końcówki pracują w klasie AB, w układzie push-pull i zbudowane są w układzie SoundEngine. Ten, opracowany przez Hegla system, pozwala na lokalne korekty zniekształceń, bez użycia globalnego sprzężenia zwrotnego. Dzięki potężnej mocy i zasilaczowi wzmacniacz oddaje 300 W do 8 Ω i pracuje stabilnie nawet z obciążeniem 1 Ω. P20 ma wejście i wyjście zbalansowane, a H4SE takież wejście. Można więc połączyć całość kablami XLR, dzięki czemu skorzystamy z ponadprzeciętnie niskich szumów na poziomie - 100 dB. Trzeba jednak wiedzieć, że to urządzenia, tak to wygląda, niezbalansowane. Zanim kupimy kable wypróbujmy więc obydwie opcje. W czasie testu Hegel grał z interkonektami RCA. Porównywany był jako całość (system) do systemu odniesienia – przedwzmacniacza Ayon Audio Spheris III i końcówki mocy Soulution 710 oraz do wzmacniacza zintegrowanego Kondo OnGaku, który kilka dni wcześniej ode mnie wyjechał. Wszystkie połączenia, w tym sieciowe, wykonałem kablami Acoustic Revive Triple-C (więcej TUTAJ i TUTAJ). Wyjątkiem był tylko przedwzmacniacz gramofonowy. Jako główne źródło w czasie testu wykorzystałem bowiem gramofon Acoustic Signature Storm Mk2 z ramieniem TA-1000 i wkładką Miyajima Lab Madake. Płyty użyte w odsłuchu (wybór)
Japońskie wersje płyt dostępne na Pomysł na dźwięk to chyba najważniejszy składnik brzmienia dowolnego produktu audio. Można „wykręcić” najlepszą dynamikę, najznakomitszą górę i „najkremowniejszy” środek, ale jeśli nie składa się to w coś nadrzędnego, można mówić co najwyżej o poprawnym dźwięku. Czyli – nuda. A nuda to ostatnie, co przyjdzie państwu do głowy podczas słuchania systemu Hegla. To dość wyraźnie określony kierunek i nie będzie to system uniwersalny. Jeśli jednak trafi on w nasze potrzeby, wpisze się w nasz system i naszą filozofię dźwięku, będziemy szczęśliwsi niż gdybyśmy wygrali w Totka. Nie wiem, nie rozmawiałem o tym, ale tak sobie myślę, że konstruktorom tej firmy chodziło przede wszystkim o właściwe oddanie energii, a więc barwy i dynamiki, wydarzenia na żywo. Jeśli wzmacniacz (dla uproszczenia tak będę mówił o tym systemie) ma być czymś więcej niż filtrem założonym na kolumny, musi robić to, co Hegel. Tak poprawnie, ale w dobrym sensie tego słowa, tj. „zgodnie z rzeczywistością” oddanych blach perkusji dawno nie słyszałem, naprawdę dawno. A właśnie energia, wiarygodność góry, jej dynamika, są największą słabością większości domowych systemów audio i dlatego profesjonaliści wolą korzystać z mniej wyrafinowanych, ale bardziej dynamicznych produktów przeznaczonych na rynek pro. Najbardziej uderzyło mnie to podczas odsłuchu japońskiej, wydanej na 200 g winylu, wersji płyty Smokin’ At The Half Note Wes Montgomery & Wynton Kelly Trio. To remaster wykonany z dbałością o każdy detal, w dodatku tak, jakby w torze były lampy. Brzmi nieco ciepło, gęsto, ale właśnie z takimi wzmacniaczami, jak Hegel, tj. wzmacniaczami, które nie maskują góry, nie mających niczego do ukrycia, słychać że największą pracę wykonano oddając transjenty, uderzenie, atak, dynamikę i gęstość blach perkusji. Muszę powiedzieć, że to, co usłyszałem było bardzo bliskie temu, co znam z rzeczywistości, z koncertów. Przekłada się to oczywiście także na brzmienie innych instrumentów, przede wszystkim gitary i fortepianu, które są bardzo wiarygodne w tym otwarciu. Ale to otwarcie, które jest zakotwiczone w całym brzmieniu. Nie sądzę, że w sensownie zestawionym systemie doprowadzą państwo do momentu, w którym góra sobie, a reszta sobie, tak dobrze jest to w testowanym wzmacniaczu zgrane. Bo to właśnie taki – szybki, otwarty dźwięk. W porównaniu z systemem odniesienia jego akcent jest postawiony wyżej i wysokie tony mają mocniejszą energię. Po części to zasługa większej energii transjentów, a po części ich mocniejszego akcentowania. Bo to nie jest „romantyczny” dźwięk. Można to było wyczytać już wcześniej, ale trzeba powiedzieć wprost: jeśli szukacie państwo przyjemnego, kremowego, bezpiecznego dźwięku, trzeba będzie wybrać coś innego. Tutaj nie ma nic „bezpiecznego” w tym sensie, że każda płyta zagra po swojemu, inaczej i za każdym razem zostaniemy czymś zaskoczeni. Jak na przykład lekko podkreślonymi sybilantami na płycie The Bassface Swing Trio. Swego czasu, w latach 2007, 2008 i 2010, wydawnictwo Stockfisch wydało serię płyt, na których eksplorowało ono różne możliwości, jakie daje technika Long Play. Pierwsza ukazała się płyta The Bassface Swing Trio Plays Gershwin, krążek zarejestrowany w technice ditect-to-disc, tj. na żywo i bez pośrednictwa innego medium, np. taśmy („Direct-To-Disc Vinyl 180g + SACD Hybrid”). Do wydawnictwa dołączona była hybrydowa płyta SACD. Materiał na nią rejestrowany był równolegle z D-T-D na dysku twardym – osobno sygnał DSD i osobno PCM dla warstwy CD. W 2008 roku wydano tzw. „follow-up”, płytę The Bassface Swing Trio pt. Tribute to Cole Porter („DSD 2.8224 MHz-To-Disc | Vinyl 180g”). Tym razem chodziło o pokazanie tego, jak brzmi Long Play nacięty z plików cyfrowych DSD. Firma wskazywała na to, że w technice, z której korzysta, tj. Direct Metal Mastering (DMM), sygnał cyfrowy pozwala na znacznie precyzyjniejszą obróbkę sygnału przed nacięciem miedzianej płyty niż w technice analogowej. I wreszcie w 2010 roku wydano krążek z analogowym materiałem zarejestrowanym na żywo w studiu Stockfischa przez Paula O’Briena i Uli Kringler Trio, krążek kręcący się z prędkością 45 rpm („4 Track 12 * 45 UPM * Vinyl 180g”). Jak widać, techniki tak różne, jak tylko mogą być. Ponieważ materiał został zarejestrowany w tym samym studio, przez tych samych ludzi i przez nich nacięty oraz wydany, można mówić o wiarygodnym porównaniu. Hegel różnice między nimi pokazał od razu, nie silił się na „poprawność”, tj. na ujednolicenie brzmienia. Oczywiste były cechy własne masteringu Hendrika Paulera, właściciela studia, czyli mocny, podkręcony bas i wyrazista góra, ale każda z płyt zabrzmiała inaczej. Najspokojniej, ale i z najlepszym balansem tonalnym zagrało tłoczenie z plików DSD, najbardziej dynamicznie, ale i z trochę zbyt podkreśloną górą tłoczenie direct-to-disc. Wersja 45 rpm była chyba „złotym środkiem”. Hegel w tym wszystkim pozostał sobą. Tj. zagrał muzykę, a nie dźwięki. Zebrał wszystko w dynamiczną, akcentującą rytm całość. Pokazał mocną górę i lekko wyszczuplił bas. Akurat w przypadku płyt Stockfisha wyszło to wszystkim na dobre. Jeśli jednak lubimy „masaż” brzucha, trzewi, to trzeba się rozejrzeć za kolumnami, które trochę ten zakres podniosą. Ale niewiele, bo Hegel nie odchudza środka pasma. Powiedziałbym, że jest w nim pięknie wierny materii muzycznej. Zarówno z gitarą Wesa Montgomery’ego, wokalem Mela Tormé, z rockiem Deep Purple i SBB z fantastycznej, naciętej z cyfrowego pliku płyty Hofors 1975 mięsa jest tyle, ile trzeba, w dodatku doskonale różnicowanego, gęstego i dojrzałego. Niski zakres, poniżej, powiedzmy, 150 Hz jest jednak lżejszy niż w systemie odniesienia i powiedziałbym, że tak będzie w każdym innym przypadku. Podsumowanie Wzmacniacz Hegla odsuwa nieco pierwszy plan, ale cały przekaz ustawia na linii łączącej głośniki. Chyba, że wyraźnie na płycie zapisano głębię, wówczas dostaniemy piękne „odejście”. Jego barwa związana jest z niesamowicie czystą górą, która przez wiele innych wzmacniaczy jest chowana, ponieważ trudno uzyskać taką rozdzielczość, jak tutaj, bez rozjaśnienia. Hegel nie jest rozjaśniony, ale też do „romantyzmu” mu daleko. Jeśliby system odniesienia z lampowym przedwzmacniaczem Ayon Audio Spheris III i tranzystorową końcówką mocy Soulution 710 uznać za „środek”, oczywiście umowny, to Hegel byłby w takiej samej odległości od niego, jak Kondo Ongaku, tyle że po drugiej stronie. Średnica tego wzmacniacza jest znakomicie zrównoważona i głęboka. Niski bas jest nieco lżejszy i warto poszukać kolumn, które nie akcentują góry, za to lekko dociążają brzmienie. To piękny przykład na to, jak sensowna inżynieria w połączeniu z nerwem muzycznym łączą się w jedno, zbliżając nas, słuchaczy, do wydarzenia na żywo. Szybkość i transparentność testowanego systemu dają nam pewność, że słuchając muzyki nie uśniemy, a raczej będziemy siedzieć podekscytowani tym, co nas jeszcze czeka. I chyba nie pomylę się, jeśli powiem, że system Hegla to współczesna wariacja na temat najlepszych systemów Krella i Marka Levinsona sprzed lat. Urządzenia Hegla mają charakterystyczny wygląd, pomimo że ich projekt plastyczny jest bardzo prosty. Swoją rozpoznawalność zawdzięczają czemuś innemu – wszystkie urządzenia tego producenta są do siebie bardzo podobne. Obudowę wykonuje się w całości z aluminium, a gruba przednia ścianka ma pośrodku charakterystyczne zgrubienie. P20 Przedwzmacniacz P20 jest częścią linii, w której nie ma wyświetlacza. Są za to dwie duże gałki – siły głosu i zmiany wejść, a pośrodku duży przycisk wyłącznika. Zmianie wejść i temu ostatniemu towarzyszą duże, jasne diody LED. Może nie pozwalają czytać gazety w ciemnym pomieszczeniu, ale są naprawdę jasne. Z tyłu widać rządek sześciu stereofonicznych wejść – jedno z nich jest zbalansowane (XLR), a jedno przeznaczono dla zewnętrznego procesora kina domowego (tzw. bypass). Wyjścia są trzy – dwa regulowane z przedwzmacniacza (RCA i XLR) i jedno nieregulowane do nagrywania. Gniazda są lutowane bezpośrednio do płytki; RCA są niezłocone. Cały środek wypełnia duża płytka drukowana. Podstawą przedwzmacniacza są dwa układy scalone, których starto oznaczenia. Regulacja siły głosu dokonywana jest klasycznie, w potencjometrze Alpsa (czarnym). Wejścia wybierane są w przekaźnikach. |
Przy gniazdach XLR widać układy scalone SSM2141. To bufory desymetryzujące sygnał, o bardzo wysokim współczynniku tłumienia zniekształceń. Przedwzmacniacz jest więc układem niezbalansowanym. Elementy bierne są bardzo ładne, to m.in. kondensatory Wima, także w zasilaczu. Sam zasilacz wygląda bardzo dobrze, z niewielkim, ale solidnym transformatorem toroidalnym, z którego wychodzi kilka uzwojeń wtórnych. Osobno zasilany jest prawy i lewy kanał przedwzmacniacza, jak również układy kontrolne. Przedwzmacniacz sterowany jest aluminiowym pilotem z małymi, schludnymi guziczkami. Zmienimy za jego pomocą siłę głosu, wejście i aktywujemy tryb „mute”. Guziczki są jednakowe, umieszczone blisko siebie, dlatego trochę trudno od razu trafić do zmiany głośności; przydałoby się przynajmniej te dwa przyciski wyodrębnić. Ale, powiedzmy to, pilot jest ładny i poręczny. H4SE Końcówka mocy H4SE jest potężną, ważącą 45 kg bestią. Jest naprawdę duża, proszę mi uwierzyć! Ze względu na swoją wagę i wydłużony profil, stoi nie na czterech, a sześciu nóżkach. Z przodu mamy tylko przycisk wyłącznika i niebieską diodę LED. Z tyłu widać dwie pary wejść liniowych, RCA i XLR, między którymi wybieramy małym przełącznikiem hebelkowym. Gniazda RCA są znacznie lepsze niż te w przedwzmacniaczu. Wyjścia głośnikowe są podwójne, można więc wykorzystać drugą parę do połączenia typu bi-wiring. Pośrodku jest gniazdo sieciowe IEC. Urządzenie ma budowę dual mono i to podwojoną. Chodzi o to, że zasilacz dla wzmacniaczy mocy ma cztery biegi, z osobnymi mostkami i filtracją, dostarczając symetryczne napięcie +/- dla każdej końcówki. Za wagę urządzenia odpowiadają przede wszystkim dwa, bardzo duże, przykręcone jeden na drugim transformatory zasilające. Mają one osobne uzwojenia wtórne dla końcówek mocy i dla sekcji wejściowej i sterującej oraz dla wyjściowej. Tej ostatniej towarzyszą rzędy kondensatorów filtrujących napięcie zasilające. Sekcje wejściowe otrzymały osobne płytki, przykręcone pionowo do tylnej ścianki. Mamy tutaj wyłącznie tranzystory typu FET w otoczeniu znakomitych elementów biernych, np. kondensatorów EVOX i WIMA. To tutaj umieszczono diody LED w pomarańczowym kolorze, które prześwitują przez górną ściankę; diody te służą jako wzorce napięcia. Układy stabilizujące napięcie znalazły się tuż przy zasilanych przez nie układów audio. Wejście zbalansowane XLR wysyła sygnał do desymetryzatora na układzie scalonym SSM2141. Końcówki wraz z kondensatorami zasilacza przykręcono bezpośrednio do bardzo dużych radiatorów. Ilość tranzystorów jest oszałamiająca – to 56 tranzystorów, połączonych w komplementarne pary 2SA1943 + 2SC5200, pracujące w klasie AB. Mają one moc 150 W każdy, prąd maksymalny 15 A każdy, dzięki czemu są w stanie teoretycznie oddać ponad 200 A! Przekaźniki odłączające w razie potrzeby wyjście (np. przy przesterowaniu, przegrzaniu, zwarciu itp.) znalazł się na małych płytkach, do których wkręcono gniazda głośnikowe. Niezwykle porządna, solidna inżynieria z dodatkiem rzeczy, które dopiero w ostatnich latach znalazły uznanie także u inżynierów. Dane techniczne (wg producenta) P20 Dystrybucja w Polsce ul. Malborska 56 30-646 Kraków | Polska office@camax.pl camax.pl OLEŚ BROTHERS & ANTONI GRALAK For Tune 0118 (075) Bracia bliźniacy Marcin (kontrabas) i Bartłomiej (perkusja) od 20 lat poruszają się w różnych odmętach jazzu, grając m.in. z Trzaską czy Stańko. Antoni "Ziut" Gralak od lat 80. jest jednym z najbardziej charyzmatycznych trębaczy naszej sceny. Był m.in. członkiem freejazowej formacji Young Power. Ich wspólny album to zgodnie z tytułem powrót do muzycznego prymitywizmu, grania emocjami, prostoty. Grają tu kompozycje Gralaka, Bartłomieja, oparte na pieśniach suazyjskiej, azteckiej i tybetańskiej. Do tego numer mistrza awangardowego jazzu z Chicago Roscoe Mitchella i autorstwa kenijskich muzyków. Marcin Oleś: Po przesłuchaniu setek godzin nagrań muzyki najdawniejszej, zwanej potocznie muzyką prymitywną, rzec można, iż muzyka jest ludzką koniecznością opowiadania o dwóch skrajnych emocjach – radości i rozpaczy. Nie mają znaczenia umiejętności ani instrumentarium. Nie mają znaczenia podziały na odbiorców i artystów. W końcu nie ma znaczenia nic poza koniecznością umuzykowienia emocji. A skupienie się na emocjach i prostocie uniemożliwia użycie jakichkolwiek klisz, czy fałszywych gestów. Odkodowanie pierwowzorów muzykowania i odnalezienie inicjalnych pramotywów stało się kluczem do nagrania niniejszego albumu. DŹWIĘK Brzmienie tego albumu zupełnie nie przypomina tego, co można znaleźć na płytach wydawnictwa Actuele. jest ciepłe i niezwykle dynamiczne. Ma mocny dół i dźwięczną, słodką górę. Bardzo dobra jest rozdzielczość, szczególnie na środku pasma i na górze. Średni bas został trochę podniesiony, a energia, którą tam dostajemy jest spora. Dociąża to brzmienie, konturując przy okazji niższą część brzmienia kontrabasu. Z kolei trąbka, na którą nałożono dość długi pogłos, brzmi czysto i gęsto. Pokazana jest z lekkiej perspektywy, ponieważ jednak jej niższa część jest ocieplona, wydaje się bliżej, niż by to wynikało z jej „wolumenu”. To bardzo dobrze zrealizowany album, z bliskimi planami, bezpośrednim dźwiękiem i mocnym, aktywnym dołem. Brzmienie trąbki wydłuża perspektywę, ale nie zmienia to faktu, że dostajemy bardzo namacalny, bliski, niemal intymny dźwięk. Jakość dźwięku: 8/10 MINIM EXPERIMENT Zespół Minim Experiment założony został przez polskich muzyków którzy swą muzyczną karierę rozpoczęli na studiach muzycznych w Danii. W skład zespołu wchodzą: Kuba Wójcik – gitara, Kamil Piotrowicz – fortepian, Luca Curcio – kontrabas, Albert Karch – perkusja. Ich artystyczne credo brzmi: „Minimalizm Minimu wyparł całkowicie przegadaną narrację i solowe popisy. Improwizacja nie jest dźwiękowym słowotokiem, ujęta została w karby dość daleko zaawansowanej kompozycji. Płyta przestrzenna, jest czym oddychać!” Tytuł płyty dobrze oddaje muzyczne jej klimat. Muzycy meandrują pomiędzy smutkiem, melancholią i czystą energią. To płyta przemyślana, poukładana, mająca „twarde jądro” w postaci brzmienia gitary. Muszę się przyznać do tego, że bardzo mi się ta płyta spodobała, i to od pierwszego odsłuchu. Ta konfesja potrzebna jest do podkreślenia doskonałego zespolenia muzyki i dźwięku. To muzyka w dużej mierze eksperymentalna, improwizowana, ale też bardzo melodyjna i intymna. DŹWIĘK Brzmienie tego krążka jest równie dobre, jak jego zawartość muzyczna. Gitara, która pełni tu , jak dla mnie, główną rolę, brzmi w doskonały sposób. Ma głębię, świetną barwę i dynamikę. Podobnie i fortepian, grany nie tylko klawiszami, ale i bezpośrednio na strunach pod klapą. Podstawę kładzie kontrabas, uchwycony tutaj z wyjątkową czujnością. Ma on głębokie brzmienie, ale bez konturowego zbliżenia, które jest niestety bardzo często słyszane na jazzowych płytach, a które wynika ze zbyt bliskiego ustawienia mikrofonu lub zbyt mocnego podania sygnału z przystawki. No i perkusja. Myślę, że to ona, wraz z gitarą, „robią” dźwięk tego albumu. Mamy znakomite wysokie tony, dużo powietrza, przestrzeni itp. Barwa jest przesunięta ku dołowi, jak to na płytach For Tune, ale mamy też otwartą górę. Pomimo że to płyta będąca miejscami odpowiednikiem zorganizowanego chaosu, nie ma w niej nic chaotycznego. Wydaje się przemyślana i przepracowana. Podobnie jak dźwięk – brawo! Jakość dźwięku: 9/10 |
SYSTEM A ŻRÓDŁA ANALOGOWE - Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version] - Wkładki: Miyajima Laboratory MADAKE, test TUTAJ, Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ - Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ ŻRÓDŁA CYFROWE - Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ WZMACNIACZE - Przedwzmacniacz liniowy: Ayon Audio Spheris III Linestage, recenzja TUTAJ - Wzmacniacz mocy: Soulution 710 - Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ AUDIO KOMPUTEROWE - Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-901 - Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ - Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ - Router: Liksys WAG320N - Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB |
KOLUMNY - Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ - Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands - Filtr: SPEC RSP-901EX, recenzja TUTAJ OKABLOWANIE System I - Interkonekty: Siltech TRIPLE CROWN RCA, czytaj TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 7N-DA2090 SPECIALE, recenzja TUTAJ - Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ System II - Interkonekty, kable głośnikowe, kabel sieciowy: Tellurium Q SILVER DIAMOND SIEĆ System I - Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9500, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR (+ Himalaya AC) - System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R) System II - Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R v2, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: KBL Sound Reference Power Distributor (v2), recenzja TUTAJ |
AKCESORIA ANTYWIBRACYJNE - Stolik: Finite Elemente PAGODE EDITION, opis TUTAJ/wszystkie elementy - Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny - Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ - Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ - Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4 - Pasywny filtr Verictum X BLOCK SŁUCHAWKI - Wzmacniacze słuchawkowe: Bakoon Products HPA-21, test TUTAJ | Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ - Słuchawki: Ultrasone EDITION 5, test TUTAJ | HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ - Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ - Kable słuchawkowe: Forza AudioWorks NOIR, test TUTAJ CZYSTA PRZYJEMNOŚĆ - Radio: Tivoli Audio Model One |
SYSTEM B Gramofon: Pro-Ject 1 XPRESSION CARBON CLASSIC/Ortofon M SILVER, test TUTAJ Przedwzmacniacz gramofonowy: Remton LCR, recenzja TUTAJ Odtwarzacz plików: Lumin D1 Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS-300 X (SP) [Custom Version, test TUTAJ Kolumny: Graham Audio LS5/9 (na oryginalnych standach), test TUTAJ Słuchawki: Audeze LCD-3, test TUTAJ Interkonekty RCA: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY 550i Kable głośnikowe: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY 550l Kabel sieciowy (do listwy): KBL Sound RED EYE, test TUTAJ Kabel sieciowy: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY SPX-380 Listwa sieciowa: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR, test TUTAJ Platforma antywibracyjna: Pro Audio Bono |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity