Wzmacniacz mocy
Jeff Rowland
Producent: Jeff Rowland Design Group |
o łączy ogromne, dwuczęściowe monobloki Model 925 Jeffa Rowlanda i maleńki wzmacniacz stereo Model 125 tejże firmy? Wbrew pozorom bardzo dużo. Elementem, który narzuca się sam przez siebie jest piękna ścianka przednia z „diamentowym” laserunkiem. To, czego nie widać od razu, a czego front jest przedłużeniem to fantastyczna obudowa. Amerykanie wykonują je u siebie w fabryce w Colorado Springs (gdzie mieszka państwa i mój przyjaciel, John Zurek, czytaj TUTAJ) z aluminiowego kęsa, frezując w nim komory pod elektronikę i otwory na złącza. Całość od spodu zamykana jest aluminiową płytą. Aluminium to nie byle jakie, bo stosowana w technice lotniczej szlachetna odmiana 6061-T6. To na zewnątrz. W środku jest jednak podobnie. Najdroższy i najtańszy w ofercie tego producenta wzmacniacz korzystają z techniki, która jeszcze dziesięć lat temu uważana była za nieszkodliwe dziwactwo, a jej miejsce było, co najwyżej, w tanich urządzeniach, najlepiej przenośnych. Mowa oczywiście o klasie D, w której pracują tranzystory końcowe (więcej o klasie D w artykule Moja prywatna historia audio autorstwa pana Shirokazu Yazaki, czytaj TUTAJ). W tego typu konstrukcji są one albo całkowicie włączone (jeden), albo wyłączone (zero). Ze względu na zero-jedynkową naturę nazywane są często „cyfrowymi”, choć to nie zawsze jest prawda. O tym, czy to wzmacniacze cyfrowe, czy analogowe decyduje sposób prowadzenia sygnału i jego obróbka, a nie sposób pracy tranzystorów na wyjściu. Jeff Rowland korzysta z analogowych modułów firmy Bang & Olufsen z serii ICEPower. Poprzednik Modelu 125, Model 102, produkowany w latach 2007-2012, wyposażony był w moduły 200ACE. Jego następca, Model 125 jest mocniejszy, zamiast 100 W na kanał (przy 8 Ω), oddaje 125 W i ma nowsze moduły B&O na pokładzie. Pan Rowland mocno wierzy w zalety transmisji sygnału w torze symetrycznym (zbalansowanym). Ale niekoniecznie we wzmacnianie go w ten sposób. To ma sens – z mojego doświadczenia wynika, że zbudowanie supersymetrycznego urządzenia, a jedynie takie wykonanie gwarantuje zalety bez wad, jest niezwykle trudne, o ile w ogóle możliwe. Dlatego zawsze, jeśli to tylko możliwe, łączę urządzenia kablem RCA – brzmi to dla mnie lepiej, bardziej naturalnie. Wspólne dla 925 i 125 są też gniazda głośnikowe, niby szczegół, ale pokazujący przywiązanie do szczegółów, niezależnie od ceny produktu. To specyficzne, wykonane z rodowanej miedzi zaciski Cardasa, przygotowane dla wtyków widełkowych, które są w nim zakręcane jednym, dużym pokrętłem. W zaciskach tych obydwie widły są dociskane z dokładnie tą samą siłą. Model 125 jest stereofonicznym wzmacniaczem mocy, oddającym 125 W przy 8 Ω i 250 W przy 4 Ω, co bardzo dobrze świadczy o jego wydajności prądowej. Przygotowano go jednak do jeszcze innych zadań. Na ściance tylnej mamy mały przełącznik BTL, dzięki któremu zamieniamy wzmacniacz stereofoniczny niezbalansowany w monofoniczny, zbalansowany, oddający przy 8 Ω aż 500 W! Uboczną zaletą takiego działania jest całkowite odseparowanie lewego i prawego kanału, które są teraz wzmacniane w osobnych monoblokach. Można więc najpierw kupić jeden wzmacniacz 125, a potem, jeśli ktoś tego zapragnie, kupić drugi. Wzmacniacze testowane były zarówno w trybie stereofonicznym, jak i zbridżowanym (zmostkowanym). Nagrania użyte w teście (wybór)
Oczekiwania związane z dźwiękiem są w dużej mierze powiązane z tym, co widzimy. Nie uciekniemy od tego: jeśli przed nami stoi niewielkie urządzenie, oczekujemy równie niewielkiego dźwięku. Może i precyzyjnego, wycyzelowanego, ale raczej małego niż dużego. To uprzedzenie nie wzięło się znikąd, rozmiar w audio ma znaczenie, nie jest jednak czymś nie do ruszenia, jest tylko założeniem. Myślę, że podobnie może się zdarzyć z Modelem 125. Urządzenie waży 3,5 kg, jest wielkości paczki płatków śniadaniowych, i to raczej w rozmiarze europejskim niż amerykańskim, nie zajmuje więc zbyt wiele miejsca na półce. I nawet jeśli ustawimy dwa, jeden na drugim, wciąż będzie wyglądał raczej „uroczo” niż „zabójczo”. Pomaga w tym kształtowanie dźwięku, z jakim mamy do czynienia. Gęsty i pełny, ale i gładki, jedwabisty. Gęstość, zwarcie, wypełnienie, plastyka – to mamy zawsze i z każdym nagraniem. Wzmacniacz traktuje sygnał wejściowy tak, jakby postawił przed sobą zadanie jego „kondycjonowania”, tj. uładzenia, ogarnięcia wszystkiego w jednym, szybkim spojrzeniu. Zarówno materiał z płyty Łóżko Maanamu, Oxygene Jarre’a ze złotej edycji Mobile Fidelity, jak i genialna Still Pete’a Sinfielda (która właśnie wychodzi na Platinum SHM-CD), wszystkie, jedna po drugiej, zabrzmiały ekspansywnie, mocno i gęsto. A przy tym łagodnie. To jedna z cech większości wzmacniaczy pracujących w klasie D, a która w Modelu 125 pociągnięta została jeszcze krok dalej. Jedwabistość dźwięku jest wręcz nieprzyzwoita. Żaden chropawy „paproch” się przez wzmacniacz nie przedrze, wszystko zostanie poprawione. Jeśli mamy mocne uderzenia blach, jak w A Distorsion of Love Patricii Barber, albo mocniejszą trąbkę, jak na płycie Billie Holiday, to, co pojawi się w kolumnach będzie ładniejsze, przyjemniejsze. Nawet zmasakrowany głos Cohena z jego ostatniej płyty Popular Problems, bardzo chrapliwy i skompresowany, wydawał się przypominać starsze płyty tego artysty. To na tej płycie uderzyło mnie coś, co potem powracało z każdą kolejną; raz usłyszane pozostawało. Chodzi o niesamowitą łatwość, z jaką wzmacniacz pokazywał plany i różnicował dźwięki o różnej barwie i intensywności. Delikatne dotknięcia w klawisze keyboardów Leonarda Patricka, współkompozytora niemal wszystkich utworów na płycie Cohena, były ładne i zaskakiwały obecnością, intensywnością. Nawet, jeśli były ledwie słyszalne. Urządzenie kształtuje dźwięk w taki sposób, że ma się wrażenie fizycznej, intensywnej obecności instrumentów. Jest w nich jakaś zwinięta „obecność”. Zupełnie inaczej niż w większości innych wzmacniaczy za te pieniądze. Balans tonalny przesunięty jest w kierunku średniego basu. Góra pasma jest mocna, nie wydaje się wycofana. A jednak tak zostanie odebrana, ze względu na wygładzenie ataku. Jego czoło nie jest wyraźne i jednoznaczne, a zaokrąglone. To dlatego dźwięk ma miękki charakter. Dzięki wysokiej mocy dźwięk jest zwarty, nie rozmiękczony, a jednak owa miękkość jest pierwszym, co przychodzi na myśl po podłączeniu wzmacniacza Rowlanda do kolumn. I nie ma znaczenia, z jakimi kolumnami go skojarzymy. MODEL 125 x 2 (BRIDGE MODE) Zmiana trybu pracy końcówki z klasycznego push-pullu na tryb mostkowy przynosi zmiany trudne do przewidzenia. W zależności od topologii, wykonania, techniki wyniki mogą być krańcowo różne. W przypadku Modelu 125 wynik jest bardzo interesujący: dostajemy dokładnie to samo, co z pojedynczym ‘125’, ale wszystkiego jest WIĘCEJ. Dźwięk robi się jeszcze gęstszy i jeszcze większy. Bas jest lepiej definiowany, a dźwięki mają głębszą bryłę. Najważniejszą zmianą jest oddanie do dźwięków czegoś w rodzaju „powietrza” za nimi. Ale nie pustego, a wypełnionego treścią, jakby za jego pomocą dźwięki podstawowe nabierały wyrazu. Mocniejszy jest bas. I niższy. I głębszy. Wyższa moc rzadko się na coś takiego przekłada, to mit. W tym przypadku mamy jednak dokładnie to – mocniej, głębiej, masywniej. Wszystko urasta do większego wydarzenia, bardziej przypominającego koncert. Trochę przy tym tracimy na subtelności, jaką daje pojedynczy ‘125’. Teraz dźwięk, choć wciąż miękki, aksamitny, jest bardziej jednoznaczny. Nic się właściwie nie zmienia, poza tym, że instrumenty są bliżej i są jednoznaczniej definiowane. Słuchając wzmacniacza w tym trybie trudno się na powrót przyzwyczaić do pojedynczego Modelu 125. Świetne jest jednak to, że kupując jeden wzmacniacz dostajemy wszystko to, co możemy mieć z dwoma. Tylko trochę mniej. Dodanie drugiego jest świetnym apgrejdem, który możemy wykonać w dowolnej chwili. Podsumowanie Trudno się oprzeć urokowi Modelu 125. To maleństwo – zarówno solo, jak i w towarzystwie drugiego takiego samego – ma charakterystyczny dźwięk. Miękki, aksamitny, z mocnym, pełnym dołem. Selektywność nie jest wysoka, a rozdzielczość przejawia się w bardzo dobrym różnicowaniu dynamiki i barw, a nie w dużej ilości szczegółów. Tych nie jest zbyt dużo, a jeśli są, to jedynie jako część czegoś większego,, nigdy osobno. Wzmacniacze nie lubią niskich impedancji, wyższa średnica staje się z takimi kolumnami trochę jednostajna, traci plastykę. Można ich słuchać głośno i zawsze otrzymamy piękną, aksamitną głębię z czarnym tłem. Po prostu nie można się mu (im) oprzeć/ TEMNÉ SLUNCE, soundtrack muz. Martin Kratochwíl & Jazz Q GAD Records GAD CD 018 „Limited Edition 500 Copies”, CD (2014) Nagrania z roku 1980, przypomniana ostatnio (14.07.2014) przez GAD Records płyta z muzyką do „kontrowersyjnego, intrygującego filmu science-fiction”, jak czytamy w materiałach wydawcy, napisana została Martina Kratochvíla, lidera grupy Jazz Q. Ciemne słońce to ekranizacja wydanej w dwudziestoleciu międzywojennym powieści Karela Čapka Krakatit. Opowiada ona historię wynalazcy ultraniebezpiecznego materiału wybuchowego, który ze wszelkich sił stara się ukryć jego formułę przed wielkimi tego świata, by nie doprowadzić do totalnej zagłady. |
Filmowa adaptacja Otakara Vávry przenosi fabułę książki do naszpikowanej elektroniką i tajnymi agentami rzeczywistości zimnej wojny. Muzyka ta całkowicie odbiega od tego, co Kratochvíl robił ze swoim zespołem. Podstawą są analogowe syntezatory, tworzące gęstą atmosferę , „unikatowy mariaż funku, fusion i zimnej, chwilami atonalnej elektroniki”. Muzyk do jej nagrania użył piano Fender Rhodes oraz syntezatory Minimoog, ARP Omni i Oberheim FVS-1. Materiał nagrał w Pradze w trzech podejściach: w 1979 oraz dwa razy w 1980 roku. Drobnym niedomówieniem wydaje mi się tylko pozostawienie opisów zdjęć we wszystkich wersjach jedynie w języku angielskim. Zabrakło mi również informacji dotyczących przebiegu restauracji materiału, nie ma nawet słowa o tym, kto jest odpowiedzialny za remastering i jak został on wykonany. W przypadku takich płyt sposób, w jaki zostały przygotowane to część zamysłu artystycznego. To pierwszy album z soundtrackiem w GAD Records. Liczba płyt jest minimalna, to tylko 500 sztuk. Dostajemy więc płytę wytłoczoną lepiej niż płyty XRCD i K2, dla których zakłada się wytłoczenie maksymalnie 2000 sztuk, dbając o idealne wytłoczenie każdej odbitki. Reedycje GAD Records są inne. Jak gdyby zarówno pan Wilczyński, właściciel, jak i muzycy oraz realizatorzy naprawdę słyszeli, co robią. To – zapewniam – rzadkość. Dźwięk soundtracka jest gęsty, pięknie modelowany, plastyczny i nasycony. Jest również wieloplanowy – to nie cienki „świstek”, a wieloplanowe wydarzenie. Jakość dźwięku: 9/10 ZAPACH PSIEJ SIERŚCI, soundtrack Premierę na CD płyta z soundtrackiem do filmu Zapach psiej sierści miała 20.10.2014, choć nagrana została w 1980 roku, a film został zaprezentowany rok później. Zapach… był ostatnim filmem Jana Batorego, reżysera znanego z takich filmów, jak O dwóch takich, co ukradli księżyc (1962) oraz Karino (1976). Muzykę skomponował Włodzimierz Nahorny, polski muzyk jazzowy, saksofonista, kompozytor. Jego najbardziej znanym tematem jest Jej portret, który w Opolu zaśpiewał Bogusław Mec i tym samym ją unieśmiertelnił. Z materiałów wydawcy: „Ostatni film Jana Batorego to kino na pograniczu filmu obyczajowego i sensacji. Polski rzeźbiarz, spędzający w Bułgarii urlop (w tej roli Roman Wilhelmi), podrywa niemiecką studentkę Heidi (Izabela Dziarska), przechwytuje przypadkiem na szlak przemytu narkotyków i stara się z tej sytuacji wyciągnąć jak najwięcej dla siebie. Moralnym dylematom głównego bohatera (czy raczej ich brakowi) towarzyszy niepowtarzalna muzyka Włodzimierza Nahornego, który połączył swoją lekkość w pisaniu przejmujących, lirycznych tematów (pamiętacie Jej portret?) z elektrycznymi gitarami, pianem Fendera i godnym Andrzeja Korzyńskiego suspensem.” Kompozycje Nahornego wykonała Orkiestra Polskiego Radia pod batutą kompozytora. Płyta Zapach psiej sierści zawiera kompletną ścieżkę dźwiękową z filmu, zremasterowaną z oryginalnych taśm i uzupełnioną o siedem dodatkowych utworów – są wśród nich utwory odrzucone przez reżysera na etapie montażu oraz alternatywne wersje wybranych tematów. Wydanie uzupełnia książeczka ze szkicem na temat muzyki i oryginalnymi fotosami z filmu. Całość jest po prostu świetna. Płyta ma limitowany nakład 500 sztuk. Mam wrażenie, że Zapach… przygotowała ta sama ekipa, co Ciemne słońce, albo przynajmniej pod tym samym kierownictwem. Wszystko, co napisałem powyżej, tyczy się również tego wydawnictwa: gęsto, aksamitnie, kolorowo, wieloplanowo. Ponieważ mamy do czynienia z instrumentami granymi na żywo, lepiej słychać, jak ładnie oddano wolumen dźwięku, wielkość instrumentów. Każde uderzenie ma tutaj podbudowę czegoś za nim. Jakby harmoniczne rzeczywiście budowały dźwięk podstawowy, a nie były czymś osobnym. Świetnie uchwycono plany, ze smykami pod spodem i fortepianem na wierzchu – pięknie! To jedna z lepszych reedycji płyt, z jakimi ostatnio miałem do czynienia. Jakość dźwięku: 9-10/10 Wzmacniacz Model 125 może pracować w trybie stereofonicznym lub, po zmostkowaniu, jako monoblok. Przetestowany został w obydwu trybach, przy czym w tym drugim wykorzystano dwa takie same wzmacniacze – osobno dla lewego i prawego kanału. Każdorazowy kontakt z urządzeniami Jeffa Rowlanda jest dla mnie dużym przeżyciem estetycznym. Chodzi zarówno o dźwięk, jak i wygląd – i tym drugim teraz się zajmiemy. Wykonanie produktów z USA jest wybitne. Każdy, kto twierdzi, że potrafi zrobić coś równie dobrego za połowę ich ceny nie wie, o czym mówi. Nie tylko świetne materiały na obudowę, nie tylko jest wybitne wykończenie, ale nawet proporcje są we wzmacniaczach tej firmy dobrane ze smakiem. Model 125 jest maleńkim urządzeniem, które jednak wygląda jak cukiereczek, jak szalenie droga bonbon z truflami. Jego przednia ścianka została wykonana zgodnie z „zakonem” obowiązującym w firmie Jeff Rowland: to aluminiowy płat wykończony w taki sposób, że złamujące się na przefrezowaniach światło sprawia wrażenie, jakby falował. Reszta obudowy jest również aluminiowa – to blok aluminium z wyfrezowanymi komorami na lewy i prawy kanał oraz aluminiowa ścinka dolna. Elektronika przykręcona została do górnej ścianki. Z przodu jest jedynie wyłącznik standby z podświetlaną na biało obwódką. Wygląda to dalece bardziej elegancko niż podświetlanie niebieskie. Tył jest równie profesjonalny. Do urządzenia doprowadzimy sygnał jedynie w formie zbalansowanej, przez gniazda XLR. Firma wierzy w pozytywne działanie układów desymetryzujących, w których kasowane są symetryczne dla obydwu linii zniekształcenia. Zazwyczaj problemem są aktywne układy desymetryzujące, wnoszące własne szumy i zniekształcenia. Jeff Rowland rozwiązuje to stosując precyzyjne transformatory firmy Lundahl. Obok desymetryzacji ich głównym zadaniem jest izolacja galwaniczna przedwzmacniacza i wzmacniacza mocy. Sygnał do głośników wypuszczany jest przez wysokiej klasy gniazda głośnikowe firmy Cardas. Mają one tylko jedną, dużą gałkę dla obydwu biegów, dodatniego i ujemnego, i można do nich podpiąć jedynie wtyki widłowe lub gołe druty. Niemal cały układ to moduły ICEPower firmy Bang & Olufsen, model 250ASX2 – końcówki mocy zintegrowane z impulsowymi zasilaczami. Układ wejściowy zaprojektował Jeff Rowland. Moduły tego typu, wzmacniacze analogowe pracujące w klasie D, stosowane są przez wiele różnych firm, w Polsce np. przez Audiomatusa (czytaj TUTAJ). Do firm je stosujących należy jedynie przygotowanie obudowy oraz układu wejściowego i gniazd wyjściowych. Jak ważne to elementy i jak bardzo wpływają na dźwięk można się przekonać porównując je: identyczne moduły w różnych obudowach i z różnymi peryferiami grają skrajnie różnie. Powodem jest duża wrażliwość modułów w klasie D na szumy, drgania, a także na rodzaj sygnału wejściowego. A jeszcze większy wpływ ma sposób, a jaki sygnał jest prowadzony do głośników, ponieważ to część filtra dolnoprzepustowego („rekonstrukcyjnego”), który z sygnałów impulsowych regeneruje oryginalną sinusoidę (sygnał analogowy). Dane techniczne (wg producenta) Moc wyjściowa (stereo): Moc wyjściowa (tryb mostkowy): Pasmo przenoszenia: 5 Hz – 130 kHz (-3 dB) Impedancja wejściowa: 40 kΩ THD + Noise: < 0,008%/1 kHz Damping Factor: > 500/1 kHz Tłumienie sygnałów lustrzanych: >85 dB (20 Hz - 20 kHz) Szczytowy prąd na wyjściu: > 11 A Dynamika: 110 dB Zniekształcenia intermodulacyjne (14/15 kHz): < 0,0005% (10 W/4 Ω) Pobór mocy: Wzmocnienie: 26 Waga: 3,5 kg Wymiary (h/w/d): 68 x 348 x 190 mm Dystrybucja w Polsce: |
ŻRÓDŁA ANALOGOWE - Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version] - Wkładki: Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ - Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ ŻRÓDŁA CYFROWE - Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ - Odtwarzacz multiformatowy: Cambridge Audio Azur 752BD WZMACNIACZE - Przedwzmacniacz liniowy: Polaris III [Custom Version] + zasilacz AC Regenerator, wersja z klasycznym zasilaczem, recenzja TUTAJ - Wzmacniacz mocy: Soulution 710 - Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ KOLUMNY - Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ - Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands - Filtr: SPEC RSP-301 |
SŁUCHAWKI - Wzmacniacze słuchawkowe: Bakoon Products HPA-21, test TUTAJ | Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ - Słuchawki: Ultrasone EDITION 5, test TUTAJ | HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ - Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ - Kable słuchawkowe: Forza AudioWorks NOIR, test TUTAJ AUDIO KOMPUTEROWE - Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-901 - Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ - Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ - Router: Liksys WAG320N - Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB |
OKABLOWANIE System I - Interkonekty: Siltech ROYAL SIGNATURE SERIES DOUBLE CROWN EMPRESS, czytaj TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 7N-DA2090 SPECIALE, recenzja TUTAJ - Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ System II - Interkonekty: Acoustic Revive RCA-1.0PA | XLR-1.0PA II - Kable głośnikowe: Acoustic Revive SPC-PA SIEĆ System I - Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9300, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: Acoustic Revive RTP-4eu Ultimate, recenzja TUTAJ - System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R) System II - Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R (x 4 ), recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: Oyaide MTS-4e, recenzja TUTAJ |
AKCESORIA ANTYWIBRACYJNE - Stolik: Finite Elemente PAGODE EDITION, opis TUTAJ/wszystkie elementy - Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny - Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ - Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ - Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4 CZYSTA PRZYJEMNOŚĆ - Radio: Tivoli Audio Model One |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity