Pat Metheny zaprezentował płytę SIDE-EYE NYC (V1.IV), będącą debiutem jego nowego projektu SIDE-EYE Trio, w którym artyście towarzyszą starannie dobrani, jak mówi, „muzycy nowej generacji, którzy w ciągu ostatnich kilku lat, szczególnie mnie zainteresowali”.
Podobnie, jak w przypadku poprzedniego albumu gitarzysty, Road To The Sun, z grudnia 2020 roku, tak i teraz w sklepie internetowym na jego stronie można było kupić specjalną wersję winylowego albumu z podpisanym własnoręcznie przez artystę art printem (recenzja płyty TUTAJ). Tę właśnie wersję recenzujemy.
⁘
PAT METHENY
SIDE EYE NYC V1.IV
Wydawca: Modern Recordings 538693931
Nośnik: 2 x 180g Long Play
Premiera: 10.09.2021
Tekst: WOJCIECH PACUŁA
Jakość dźwięku: 8/10
⁘
▌ MUZYKA
Album SIDE-EYE NYC (V1.1V) rozpoczyna długą serię koncertów – przewidziano ich ponad 100. Wydaje się, że materiał ten został przygotowany z myślą o szerszej publiczności, ponieważ są na niej zarówno nowe kompozycje, jak i nowe interpretacje, często zaskakujące, niektórych z najbardziej lubianych utworów gitarzysty. Dla przykładu, to utwór Better Days Ahead, pochodzący z albumu Letter from Home (1989), a także Bright Size Life z jego debiutu (1976). Poza jednym utworem, Turnaround Ornette’a Colemana, wszystkie pozostałe zostały napisane i zaaranżowane przez Metheny’ego. Całość ma pogodny nastrój, jest lekka i przyjemna.
Do współpracy muzyk zaprosił dwóch młodych muzyków. Różnica wieku jest naprawdę spora, ponieważ 67-letniemu Patowi towarzyszą 26-letni pianista, organista i klawiszowiec – James Francies, a także 34-letni perkusista, zdobywcy nagrody GRAMMY – Marcus Gilmore.
Granie z nimi, to dla mnie naturalna kolej rzeczy – mówi Metheny. Oni dosłownie wychowywali się na tych utworach, grając te kompozycje od początków swoich muzycznych karier, zupełnie tak jak kiedyś robiłem to ja, grałem utwory innych muzyków, ostatecznie dołączając do ich zespołów.
Lider gra tu na różnych gitarach elektrycznych, gitarze basowej, a także na instrumencie o nazwie Orchestrion. Ten ostatni jest zbudowaną dla muzyka wersją instrumentu mechanicznego, popularnego w XIX w. Walec z kolcami uruchamiał w nim młoteczki uderzające w struny, płytki, dzwonki i bębenki. Zaprojektowana specjalnie sekwencja kolców dawała w efekcie melodię, a wrażenie było takie, jakby grała orkiestra. Urządzenie wyszło z użycia, kiedy pojawiły się płyty gramofonowe i automaty płytowe.
W 2016 roku ukazała się płyta Pata Metheny’ego w której tytule znalazła się nazwa Orchestrionu (Nonesuch, 2010; recenzja w HIGH FIDELITY TUTAJ). Jak wówczas mówił muzyk, zawsze chętnie słuchał u dziadków pianoli. Zafascynowany jej konstrukcją i muzyką, sam zmieniał rolki sterujące młoteczkami instrumentu. W jego własnej wersji całość sterowana jest komputerowo, choć zasada pozostała ta sama – do każdej płytki wibrafonu i marimby przymocowany jest osobny młoteczek.
O pomysle na tę płytę opowiada sam artysta – film dostępny jest na kanale YouTube TUTAJ.
▌ NAGRANIE
SIDE-EYE NYC (V1.1V) jest drugą płytą gitarzysty, która ukazała się nakładem MODERN RECORDINGS, najnowszego labela wytwórni BMG. Jak czytamy w materiałach prasowych, jego powstanie w 2019 roku miało na celu zaprezentowanie artystów wykonujących muzykę klasyczną i jazzową, która nie pasuje do oferty innych wytwórni. Dodajmy, że była to pierwsza od 19 lat zmiana wytwórni w życiu artystycznym Metheny’ego.
Fred Casimir, wiceprezes ds. Globalnego repertuaru i marketingu BMG, przy okazji premiery Road To The Sun mówił:
Uruchomiliśmy Modern Recordings dokładnie rok temu z wizją ponownego wyobrażenia sobie świata jazzu i muzyki klasycznej w erze streamingu. Nie ma lepszego sposobu na uczczenie pierwszej rocznicy powstania Modern Recordings niż podpisanie kontraktu z Patem Methenym, jednym z najwybitniejszych muzyków ostatniego półwiecza. Cieszymy się, że możemy powitać go w BMG.
Recenzowany album został zarejestrowany w czasie dwóch występów, jakie miały miejsce 12 i 13 września 2019 roku w nowojorskim Sony Hall. Jego producentem był Pat Metheny, a współproducentem STEVE ROADBY – ta para przygotowała również poprzednią płytę. Roadby jest basistą jazzowym i producentem związanym z Pat Metheny Group, do której dołączył w 1981 roku. Wcześniej grał – zarówno na kontrabasie, jak i gitarze basowej – z Miltem Jacksonem, Joe Hendersonem i Artem Farmerem.
Realizacją dźwięku zajmował się PETE KARAM. Jak już mówiliśmy przy okazji recenzji albumu Road To The Sun, Karam był siedmiokrotnie nagrodzony Grammy i że specjalizuje się w miksie. Współpracował on z takimi artystami, jak Ray Charles, John Mayer, Antonio Sanchez, Eliane Elias, Gary Burton, Rod Stuart i Eric Clapton. Inżynier ten odpowiedzialny jest w tym przypadku także za miks i mastering materiału. To dobrze, ponieważ zwykle dzieli się te rzeczy na kilku ludzi i kilka studiów, a to nie przynosi dobrych efektów dźwiękowych.
Dodajmy, że na okładce płyty wymieniono także nazwisko AUSTINA STILWELLA, jako „inżyniera audio” i managera produkcji.
▌ WYDANIE
Recenzowana wersja płyty została wydana na podwójnym albumie wytłoczonym na 180 g winylu. Okładka jest rozkładana, choć nie jest zbyt sztywna. Za to kolory są znakomite. Wydaje się, że Modern Recordings wypracowało modus operandi polegający na tym, że do wyboru mamy trzy wersje recenzowanego albumu: płytę Compact Disc, pliki FLAC 24/96 oraz MQA Studio 24/96, a także – już wspomniany – podwójny album LP; pliki można kupić na stronie www.HIGHRESAUDIO.com, na www.PROSTUDIOMASTERS.com dodatkowo jeszcze w AIFF, można ich słuchać również – w MQA Studio – w serwisie streamingowym Tidal Master. Nieco różnorodności wytwórnia wprowadziła oferując płyty – zarówno CD, jak i LP – z autografem i bez niego. Winyle zostały wytłoczone na 180 g i włożone do zwykłych, papierowych kopert, które warto wymienić na antystatyczne.
Wygląda na to, że za dizajn kolejnych płyt gitarzysty będzie odpowiedzialne nowojorskie studio DOYLE PARTNERS, ponieważ zaprojektowało ono oprawę plastyczną poprzedniego wydawnictwa, jak i tego, które recenzujemy. Przypomnijmy, że współpracowało ono już wcześniej z gitarzystą, przy płycie From This Place, a wśród jej klientów wymienia się Oprah, Greenpeace, magazyn „Wired”, Barnes&Noble i inne topowe organizacje, magazyny oraz osobistości amerykańskiej kultury. Podobnie, jak jej poprzednie realizacje, tak i okładka SIDE-EYE NYC (V1.1V) wygląda znakomicie. Jedyne, czego mi zabrakło, to ciekawszego opracowania wewnętrznej części rozkładanej okładki. Po prostu wrzucono tam kilka zdjęć z koncertu i tyle. Trochę to rozczarowujące.
Płyta została wytłoczona w Niemczech.
▌ SŁUCHAMY
Nagrania live mają swoją własną estetykę. Niemal zawsze jest ona kształtowana w procesie postprodukcji, ponieważ materiał jest rejestrowany wielościeżkowo i miksowany oraz masterowany później. W każdym razie, nagrania koncertowe są zwykle gorsze pod względem jakości dźwięku od studyjnych, lepiej natomiast przedstawiają „wydarzenie” z jego energią i „groovem”.
Nowa płyta Metheny’ego w udany sposób łączy estetykę grania na żywo z bardzo dobrym dźwiękiem. Dzieje się tu naprawdę mnóstwo, zarówno w planie rytmicznym, jak i barwowym. Głębia sceny nie jest może największa, ale nie wpływa to na postrzeganie przekazu. A ten jest gęsty emocjonalnie, gęsty barwowo, ale i nasycony.
To jedna z tych płyt, na których bas został uchwycony w znakomity sposób, a to zawsze jest duży problem. Zakładam, że połączono sygnał „direct”, prosto z basu, z sygnałem mikrofonu przystawionego do pieca gitarowego. Dało to w efekcie świetny timing, bardzo dobrą definicję, a ponad wszystko niskie zejście.
Wysokie tony są raczej słodkie niż detaliczne. Jest ich sporo, w czym przypominają nagrania tego artysty dla wytwórni ECM. Mają też podobną konsystencję i barwę. Najważniejsza jest jednak średnica – to tutaj operuje dźwięk gitar Metheny’ego, jak i duża część, bardzo ważnych, fragmentów granych na syntezatorach. Zakres ten jest nasycony i gęsty, ale nie jest zalany ciepłem. Myślę, że to bardzo dobry kompromis między klarownością i nasyceniem.
Wspomniałem o przestrzeni, mówiąc, że nie ma w tym nagraniu wyraźnej głębi. Prawdę mówiąc nie jest tak do końca. Bo choć na wprost wybudowanie planów nie jest tak dobre, jak na płytach z ECM, to jednak różnicowanie planów, pokazanie instrumentów w różnym otoczeniu akustycznym, z mocnym pogłosem i delayem nałożonymi na instrument lidera dało w efekcie poczucie dużej, naprawdę dużej przestrzeni. Pomaga w tym zresztą szerokie rozłożenie instrumentów perkusyjnych oraz Orchestrionu w panoramie. Dodajmy do tego znakomitą dynamikę, a otrzymamy wynik: świetny dźwięk na – dodam – znakomitej muzycznie, niebywale relaksującej płycie. ■
Krakowskie Towarzystwo Soniczne to nieformalna grupa melomanów, audiofilów, przyjaciół, spotkająca się po to, aby nauczyć się czegoś nowego o produktach audio, płytach, muzyce itp.