Wzmacniacz zintegrowany/DAC PERREAUX AUDIANT 80i Cena: 9900 zł Producent: Perreaux Industries Ltd. Kontakt: Perreaux Industries Ltd. 9a Gladstone Road, Mosgiel | Dunedin 9024 | New Zealand tel.: +64 3 4892975 Dystrybucja w Polsce: Best Audio Kraj pochodzenia: Nowa Zelandia Strona producenta: www.perreaux.com Tekst: Marek Dyba Zdjęcia: Perreaux | Marek Dyba |
Ciekawy jestem, jakie miejsce na Ziemi funkcjonuje w Państwa świadomości jako najodleglejsze (w domyśle od Polski)? Nie chodzi mi wcale o dane encyklopedyczne, ale właśnie o pewien stereotyp, gdzieś tam zakodowany mniej czy bardziej świadomie. To jak to wygląda u Państwa? U mnie, już od czasów gdy, pacholęciem będąc, podróżowałem po świecie palcem po mapie, tym miejscem była Nowa Zelandia. Australia jest... daleko, bardzo daleko, no ale w końcu Nowa Zelandia jest jeszcze dalej. I pewnie gdyby nie rosnąca ilość filmów kręconych na tej wyspie, którą to serię zapoczątkował chyba Władca Pierścieni Petera Jacksona, to nadal byłoby to dla wszystkich przysłowiowe miejsce „gdzie diabeł mówi dobranoc” (a ludzie chodzą głową w dół, bo to w końcu druga półkula), czyli zupełnie obcy ląd, o którym mało kto cokolwiek wie. Świat jednakże oszalał na punkcie hobbitów i krasnoludów, z czego rozsądni Nowozelandczycy zrobili niezły biznes i wzrosła liczba turystów odwiedzających ten kraj. A jako że część z nich jest zapewne audiofilami, którzy przyjeżdżając do obcego kraju, rozglądają się za lokalnymi firmami związanymi z ich hobby, więc i coraz więcej tamtejszych marek jest odkrywanych dla świata. Nazwy takie jak Plinius były powszechnie znane już wcześniej, ale w ostatnich latach „wypłynęły” na światowy rynek firmy kablarskie – Slinkylinks, czy Antipodes Cables (sam posiadam ich łączówkę). Kto wie, ile jeszcze ciekawych marek ukrywa się tam, na końcu świata? Nagrania użyte w teście (wybór):
Japońskie wersje płyt dostępne na CD Japan. Firma, której wzmacniacz przyszło mi testować – Perreaux – należy do tych znanych od dłuższego czasu (istnieje od 1974 roku!), acz do tej pory nie zyskała w Polsce większej popularności. O ile wiem, zaistniała już kiedyś na naszym rynku, a potem zniknęła. Teraz wraca i bardzo dobrze – nowe pokolenia audiofilów będą mogły się przekonać, że hobbici też potrafią zrobić dobrze grające urządzenia (no offence Kiwis!). W moje ręce trafił przedstawiciel serii Audiant (na tą chwilę jedyny) – wzmacniacz zintegrowany oznaczony symbolem 80i. Nowozelandzki producent pozostaje wierny MOSFET-om, które wiele lat temu wybrał zamiast popularnych wówczas lamp. Określenie „wzmacniacz” w tym wypadku, podobnie jak i w odniesieniu do coraz większej ilości urządzeń tego typu produkowanych obecnie, nie jest do końca adekwatne. I owszem, jest to integra, ale z wbudowanym przetwornikiem cyfrowo-analogowym i przedwzmacniaczem gramofonowym. Angielskie określenie all-in-one (wszystko w jednym) byłoby chyba właściwsze – na dobrą sprawę wystarczy komputer (ewentualnie gramofon) i kolumny by mieć kompletny system. Dzięki sporej ilości wejść i wyjść można z Audiantem zintegrować również system kina domowego, podłączyć do niego DVD/BD/tuner TV SAT, czy co tam kto posiada i dzięki wbudowanemu DAC-owi poprawić dźwięk tego typu urządzeń. Jako, że obecnie nie posiadam gramofonu (tzn. jestem gdzieś pomiędzy Michellem Gyro SE a... kolejnym, bo nie wyobrażam sobie swojego systemu bez dobrej szlifierki winylu) nie mogłem sprawdzić, jak się spisuje zintegrowany phonostage. Ale już z DAC-a korzystałem, choć ten miał bardzo trudne zadanie (przynajmniej jeśli chodzi o wejście USB), bo zacząłem go słuchać zaraz po oddaniu magicznego pudełeczka z Norwegii – HD2 firmy Hegel. To niepozorne urządzenie, mimo że kosztuje śmieszne pieniądze, potrafi całkowicie oczarować, zauroczyć – po prostu nie chce przestać się go słuchać (co wcale nie musi oznaczać, że to, obiektywnie rzecz biorąc, najlepszy DAC USB na świecie – pewnie nie, ale... zresztą posłuchajcie Państwo sami – wystarczy pożyczyć od polskiego dystrybutora, firmy Moje Audio). Wróćmy jednak do bohatera tego tekstu – Audianta 80i. Choć ostatnio próbowałem się trzymać w miarę jednolitego zestawu nagrań do testowania wszystkich urządzeń to jednak tym razem musiałem wprowadzić choć kilka zmian w playliście – w końcu ileż można słuchać tego samego? Poszedłem na żywioł, czyli po prostu słuchałem tego na co miałem ochotę. Na pierwszy ogień poszedł Marcus Miller, grany zarówno z płyty CD (przez wejście liniowe), jak i z własnego ripu, z komputera przez wejście USB. Porównanie o tyle ciekawe, że zarówno mój odtwarzacz jak i wbudowany przetwornik korzystają z kości tego samego producenta - firmy ESS Sabre. By jednak opis był łatwiejszy do „strawienia” postaram się go jednak podzielić na dwie części – pierwsza będzie dotyczyć odsłuchu samego wzmacniacza, a druga wzmacniacza zasilanego sygnałem z wbudowanego DAC-a. WzmacniaczWrażenia z obydwu odsłuchów miały szereg wspólnych cech, ale zaobserwowałem też i pewne różnice. Niezależnie od źródła najważniejszy element nagrań Marcusa – ciężki, elektryczny bas robił duże wrażenie – schodził nisko, aż do poziomu, przy którym bardziej się ten bas czuje niż słyszy. Do bardzo niskiego zejścia wzmacniacz dorzucał w gratisie dobre wypełnienie i różnicowanie niskich tonów, a to ostatnie odgrywało chyba jeszcze większą rolę przy nagraniach kontrabasu (choćby Raya Browna). Nie nazwałbym Audianta demonem szybkości – i owszem radził sobie dobrze i z szybkimi palcami Marcusa Millera i z, może nawet jeszcze szybszymi, pałeczkami Larsa Ulricha (dla niewtajemniczonych – perkusista zespołu Metallica), ale do szybkości choćby Gryphona Atylli trochę mu brakowało. Tym bardziej, że MOSFET-y są (w kwestii sygnatury dźwiękowej) czymś pośrednim między tranzystorem a lampą i tu słychać to bardzo dobrze. Bas jest mięsisty, ciężki, ale nie aż tak szybki czy twardy, jak we wzmacniaczach opartych o inne tranzystory. Dla lampiarza, takiego jak ja, to ogromny plus, ale i niejeden tranzystorowiec też już docenił zalety tego rozwiązania, które po prostu sprawia, że przekaz jest nieco bardziej relaksujący, naturalny (a przynajmniej tak to odbieram) i dostarczający chyba po prostu więcej frajdy z odsłuchu. Dodatkowo moim zdaniem taki właśnie bas znakomicie sprawdza się w nagraniach akustycznych – choćby kontrabasu – pozwala docenić pewną naturalną miękkość brzmienia strun i podkreśla udział „drewna” w brzmieniu instrumentów. Charakter brzmienia średnicy i góry pasma jest w pełni spójny z dołem pasma. Górze nie brakuje blasku, dźwięczności, ale słychać tam także odrobinę „lampowego” ciepełka. Nie ma go zbyt wiele - „syczące” panie (choćby Eva Cassidy) nadal syczą, ale jest to pokazane w nienatarczywy sposób, dzięki czemu nie zwraca się na to większej uwagi – ot naturalny element śpiewu. Trąbka (Luisa Armstronga) potrafiła zabrzmieć mocno, nawet ostro, ale gdy trzeba było wręcz eterycznie, co pokazuje doskonale, że i średnica i tony wysokie są bardzo dobrze różnicowane i tu również nie ma mowy o przesadnym ociepleniu czy wygładzeniu. Jak już wspomniałem słuchałem również tego samego materiału muzycznego, zrzuconego do plików FLAC, za pomocą wbudowanego DAC-a, korzystając z wejścia optycznego i USB. Pierwsze zauważalne różnice pojawiły się w zakresie wypełnienia i masy basu, a także jego szybkości. W każdym z tych elementów górowały nagrania odtwarzane przez moje Oppo (modyfikowanego przez Dana Wrighta) i raczej nie była to kwestia jakości ripów jako takich, bo słuchałem ich już wielokrotnie wcześniej i nie zauważyłem żadnych problemów. Nie żeby były to jakieś gigantyczne różnice, ale jak najbardziej zauważalne, co jasno pokazuje, że to kwestia wbudowanego DAC-a, a nie samego wzmacniacza. Pisałem wcześniej, że Audiant 80i nie wydaje się być demonem szybkości – jego wersja gitary basowej Marcusa Millera jest po prostu … wyważona – nie można powiedzieć, że jest zbyt wolna, ale też i słyszałem szybsze. Użycie wbudowanego przetwornika cyfrowo-analogowego raczej pogłębia jeszcze ów efekt – powiedzmy: braku pośpiechu. Proszę mnie źle nie zrozumieć – nie ma mowy o, jak to się popularnie mówi, „muleniu”, a jedynie o niewielkich, acz zauważalnych różnicach w szybkości. |
Jedną z różnic między basem elektrycznym i akustycznym jest to, że ten pierwszy można dużo szybciej wygasić, bo nie ma tam pudła rezonansowego. W przypadku testowanego wzmacniacza i wbudowanego DAC-a jest to kwestia w równej mierze ataku jak i wygaszania każdego dźwięku – da się to zrobić szybciej i w przypadku gitary basowej Millera byłoby to mile widziane, ale nie niezbędne. Z drugiej strony chyba właśnie dzięki temu samemu efektowi kontrabasy podobały mi się jeszcze bardziej... . Czynić więc z kwestii szybkości zarzut czy też nie? Słuchając na koniec śpiewających pań odniosłem wrażenie, że wokale z płyt CD były nieco gładsze, bardziej przekonujące, angażujące, niż te z plików odtwarzanych za pomocą wbudowanego przetwornika. Znowu trudno mówić o znaczących różnicach – gdyby nie bezpośrednie porównanie (bo tak naprawdę słuchałem tego samego materiału z płyty a zaraz potem z plików, lub w odwrotnej kolejności) to wcale nie jestem pewny, czy bym je w ogóle wychwycił. W połączeniu z Rogersami w dźwięku CD było po prostu nieco więcej „magii”, tej sprawiającej, że zupełnie nie chciało się od słuchania odrywać, a jedynie dostarczać kolejne płyty. Słuchając plików właściwie było podobnie, przynajmniej dopóki nie doszło do bezpośredniego porównania z CD – siłą rzeczy porównanie do choćby tylko nieco lepszej wersji tego samego dźwięku automatycznie uzmysławia nam, że „można jeszcze lepiej”. PodsumowanieAudiant 80i to moim zdaniem urządzenie, które w swojej cenie broniłoby się nawet gdyby było „tylko” wzmacniaczem zintegrowanym. Nowoczesny design, wystarczająca moc do napędzenia większości kolumn, równe, spójne pasmo, w którym jest i niski, dociążony bas, i pięknie skrzącą się góra, uzupełnione ciepłą (w dobrym tego słowa znaczeniu), gładką, kolorową średnicą. Może, jak pisałem, Nowozelandczyk nie jest demonem szybkości, ale to właściwie jedyne co można mu zarzucić (zważywszy na jego cenę oczywiście), o ile w ogóle można to uznać za słabość. No a przecież dostajemy, wg mnie właściwie w gratisie, dobry przetwornik cyfrowo-analogowy z kompletem wejść cyfrowych (z USB) włącznie i przedwzmacniacz gramofonowy. Wydaje mi się co prawda, że to wzmacniacz oferuje nieco wyższą klasę brzmienia, ale to wcale nie oznacza, że DAC jest słaby – ot po prostu jeśli wzmacniaczowi dostarczymy sygnał jeszcze wyższej klasy to on będzie to w stanie pokazać. Nie sprawdziłem co prawda phonostage'a, ale z opinii, które można znaleźć w sieci wynika, że jest to również dobrej klasy urządzenie dla wkładek MM i ewentualnie wysokopoziomowych MC. Kupujemy więc Audianta 80i, gramofon, kolumny, komputer pewnie w domu już jest, i mamy kompletny system dobrej klasy. Można lepiej? Oczywiście, tyle że trzeba mieć na to znacznie większy budżet. BUDOWAPerreaux Audiant 80i to pierwszy przedstawiciel nowej serii nowozelandzkiego producenta. Trzymając się klasycznej terminologii należy powiedzieć, że to tranzystorowy wzmacniacz zintegrowany, tyle że w nim zintegrowano dodatkowo przetwornik cyfrowo-analogowy oraz przedwzmacniacz gramofonowy. Zgodnie z tradycją tego producenta elementami wzmacniającymi są transformatory typu MOSFET, a urządzenie pracuje w klasie AB oddając 80 W mocy na kanał dla 8 Ω (130 W dla 4 Ω). Atrakcyjnie wyglądająca obudowę wykonano z grubego aluminium – górna połowa frontu i górny panel są srebrne, a tył i spód czarne. Dolna część frontu ma kolor czarny i jest wykonana (jak sądzę) z akrylu. Umieszczono w niej podświetlane, dotykowe sensory do obsługi podstawowych funkcji wzmacniacza. Stopień podświetlenia przycisków dotykowych jest regulowany. Front zdobi dodatkowo spora gałka regulacji głośności. Na tylnym panelu znajdziemy trzy wejścia liniowe (RCA), w tym jedno to wejście do przedwzmacniacza gramofonowego, pętlę do integracji wzmacniacza z systemem kina domowego, wyjścia analogowe pre-out i line-out, wejścia cyfrowe (2 optyczne, 1 koaksjalne, 1 USB), oraz gniazda głośnikowe. Dodatkowo, obok wejścia phono znajduje się gniazdo uziemienia. Cyfrowe wejście koaksjalne jest sprzęgane transformatorem w celu zapewnienia odpowiedniej izolacji elektrycznej, a według producenta ma to również wpływ na obniżenie jittera. Jak wspomniałem w tekście gniazda RCA co prawda pozłacane i dość solidne, umieszczono dość blisko siebie co utrudnia, a w ekstremalnych przypadka uniemożliwia stosowanie interkonektów z dużymi wtykami (jak choćby wtyki Xhadow). Urządzenie wyposażono w zdalne sterowanie. Wśród funkcji pilota znajduje się również możliwość sterowania i-Tunes lub Windows Media Playerem (przy połączeniu komputera z wzmacniaczem kablem USB). Zintegrowany przetwornik cyfrowo-analogowy oparto o kość ESS Sabre mogącą pracować z rozdzielczością 24 bitów/96 kHz. Sygnał o takiej rozdzielczości akceptują wejścia optyczne i koaksjalne, natomiast wejściem USB możemy dostarczyć sygnał o rozdzielczości 16 bitów/48 kHz. Phonostage oferuje wzmocnienie na poziomie 40 dB, impedancję wejściową 47 kΩ – to pozwala na współpracę z wkładkami MM i zapewne również wieloma wysokopoziomowymi wkładkami typu MC. Jak przystało na nowoczesne urządzenie pobór mocy w trybie czuwania(standby) jest minimalny i wynosi zaledwie 1 W. Dane techniczne (wg producenta): Pobierz test w PDF |
||||||||
g a l e r i a
|
System odniesienia
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity