O należącej do firmy Musica Corporation firmie Musica pisaliśmy przy okazji testu wzmacniacza zintegrowanego int1000s. Yoshi Hontai, niesamowity człowiek, o którym piszę często przy okazji testów Acrolinka, Oyaide czy Lebena, będący agentem także tej firmy, po teście przysłał mail, w którym w imieniu szefa Musiki dziękował za pokazanie ludziom int1000s – jak się okazało, to był pierwszy test tej marki poza Japonią. Przypomnę, że miesiąc po polskiej premierze test ukazał się w języku angielskim (TUTAJ), a w kilka dni później został opublikowany w amerykańskim magazynie „6moons.com” (TUTAJ). Można więc powiedzieć, że udało się nam markę nieźle spopularyzować, nie tylko w Polsce.
Jeden rzut oka na urządzenia tej firmy i wiadomo, że jest zupełnie inna niż wszystko dookoła. Świadczą o tym rozwiązania układowe, ale przede wszystkim projekt plastyczny.
Testowane produkty nie są wyjątkiem. Ich rodowód sięga serii 40, a ich bezpośrednim poprzednikiem jest seria 30. To niewielkie urządzenia o bardzo wąskim froncie, długie, przeznaczone głównie do umieszczenia na biurkach, przy komputerze itp. – wszędzie tam, gdzie miejsce jest sprawą kluczową.
W przeciwieństwie do wielu innych tego typu produktów (proszę rzucić okiem na numer Web Me! w archiwum) urządzenia Musica mają niezwykle dopracowany wygląd. Po seriach „Snow”, oraz „kolorystycznych”, w trzech klasycznych, japońskich kolorach, przyszedł czas na coś jeszcze bardziej ekskluzywnego – na serię Ibuki. Słowo to odnosi się do tradycyjnego sposobu wykańczania powierzchni – to coś w rodzaju ciemnej laki z zatopionymi w niej ornamentami i napisami. Naprawdę super to wygląda! Dodatkowo testowane urządzenia poświęcono najważniejszej bitwie w historii Japonii – bitwie Sekigahara z oku 1573. Wraz z urządzeniami dostajemy też mały przewodnik z opisem w/w bitwy, miejsca, muzeum etc.
Jak zwykle w przypadku niewielkich firm z Japonii, tak i z tym razem o informacje w języku angielskim jest niezwykle trudno. Posiłkując się materiałami przysłanymi kiedyś do nowości, można powiedzieć, że produkty Musica są wykonywane w 100% w Japonii, w mieście Ogaki, w będącej zagłębiem audiofilskich firm prowincji Gifu. W otoczonej lasami siedzibie firmy powstają naprawdę niezwykłe urządzenia, które na japońskim rynku audio zrobiły prawdziwą furorę. Konstruktorzy Musica wierzą, że tylko małe firmy audio, takie właśnie jak Musica są w stanie wyprodukować produkty poszukiwane przez miłośników muzyki z całego świata.
W ofercie, w najtańszej serii znajdziemy miniaturowy wzmacniacz zintegrowany Ibuki-amplifier, przetwornik D/A USB Ibuki-digital oraz Ibuki-analog, przedwzmacniacz gramofonowy MM/MC. Powyżej są serie 200 i 1000, stworzone bardziej wymagających audiofilów. Znalazły się w niej wzmacniacze zintegrowane i konstrukcje dzielone.
Tym razem testujemy nowości – Ibuki-digital, przetwornik D/A z wejściem USB oraz wzmacniacz zintegrowany Ibuki-amplifier. Obydwa urządzenia mają identyczną bryłę (oszczędność na obudowie), wykończone są w technologii Ibuki i stoją na dodawanych w komplecie, uroczych, maleńkich podstawach z granitu. Podstawy mają swoje nóżki i naklejono na nie blaszkę z logo firmy. Niby nic, ale wyraźnie zmienia postrzeganie urządzeń. A te są bardzo lekkie – zasilacze, małe, są na zewnątrz, a wzmacniacz jest klasycznym wzmacniaczem, pracującym w klasie AB, tyle że opartym o scalone wzmacniacze TDA2005, oddające 20 W (8 Ω). W przetworniku pracuje mała lampa, widoczna przez okienko na przedniej ściance, a wzmacniacz ma tylko dwa wejścia. Do jednego podłączamy np. DAC-a, a do drugiego przedwzmacniacz gramofonowy (jest w ofercie). Albo CD. Urządzenia powstały we współpracy z władzami prefektury, które przygotowały dla firmy specjalny certyfikat. W ich budowie wykorzystano np. detale ze 150-letnich cedrów rosnących w okolicy.
Jak się zaraz okaże, przetwornik bazuje na starym odbiorniku Burr-Browna, który ogranicza sygnał do 16 bitów i 48 kHz (a także 34 i 44,1 kHz). Oznacza to, że nie ma co myśleć o plikach wysokiej rozdzielczości. Jak jednak przekonałem się przy teście podobnego przetwornika KingRex UD-1 Pro, opartym na bardzo podobnym układzie, dobrze zaaplikowany może zaskoczyć wysok jakością dźwięku.
Generalnie, jak zaraz zobaczymy, to bardzo proste konstrukcje. Czasem korzystają z elementów i technologii, które nie kojarzą się zwykle z wysokiej klasy dźwiękiem. Jak zwykle w przypadku japońskich producentów, byłbym jednak bardzo ostrożny w ferowaniu wyroków – produkty audio to dla nich holistyczna całość, odsłuchiwana, poprawiana, właśnie w danym kontekście. Najczęściej bardzo proste rozwiązania w ich rękach pozwalają na doświadczenie Muzyki w niezwykły sposób.
Urządzenia są stosunkowo drogie, nie można tej sprawy pominąć. Ale to ręcznie wykonywane, w Japonii, jednostkowe urządzenia, w których powstanie włożono wiele wysiłku związanego z odsłuchami. Podobne konstrukcje, przynajmniej od strony zastosowanych komponentów wewnątrz, można dostać za połowę mniej od producentów z Chin lub Tajwanu. Nie będą jednak grały tak samo, a poza tym, nie będą z Japonii – będą absolutnie anonimowe, typowe i masowe.
Tyle – każdy musi zdecydować samemu, czy to są rzeczy, za które będzie chciał dopłacić, czy nie.
Testowaliśmy wcześniej:
ODSŁUCH
Nagrania wykorzystane w teście (wybór):
- Audio Accesory - T-TOC Records High Quality Data Master Comparison, TDVD-0002, DVD-R, ripy 16/44,1, 24/96, 24/192 WAV.
- Tron Legacy, OST, muz. Daft Punk, Special Edition, Walt Disney Records, 9472892, 16/44,1 FLAC.
- Annie Lennox, Diva, RCA/BMG, 33102, CD.
- Brian Eno, Craft On A Milk Sea, Warp Records, WAV 24/44,1.
- Carmen McReae, Book of Ballads, Kapp Records/Universal Music Japan, UCCU-9634, SHM-CD.
- Charlie Haden & Antonio Forcione, Heartplay, Naim Label, 24/96 FLAC.
- Deep Purple, Who Do We Think We Are, Atlantic/Audio Fidelity, AFZ 084, gold-CD.
- Depeche Mode, Enjoy The Silence, Sire/Reprise, 21490, Maxi-single CD.
- Helge Lien Trio Hello Troll, Ozella Music, OZ021CD, FLAC 24/96; recenzja TUTAJ.
- J.S. Bach, Sonatas&Partitas for Solo Violin, Pavlo Beznosiuk, Linn Records, CKD 366, HDCD/SACD.
- John Coltrane, Blue Train, Blue Note/Classic Records, HDAD 2010, DVD-V 24/96 + DVD-A 24/192 + FLAC.
- Nat “King” Cole, Love is the Thing, Capitol/Analogue Productions, CAPP 824 SA, SACD/CD.
- Norah Jones, …Featuring, Blue Note, 09868 2, 16/44,1 FLAC.
- Phil Collins, Face Value, Warner Bros/Audio Fidelity, AFZ 027, gold-CD.
- Radiohead, The King of Limbs, Ticker Tape Ltd., TICK-001CDJ, Blu-spec CD.
- Rod Stewart, Never A Dull Moment, Mercury/Audio Fidelity, AFZ 058, gold-CD.
- Stan Getz & Joao Gilberto, Getz/Gilberto, Verve, 24/96 FLAC.
- Suzanne Vega, Close-Up. Vol 1, Love Songs, Amanuensis Productions/Cooking Vinyl, COOKCD521, CD.
- Wes Montgomery, Incredible Jazz Guitar of,,,, Riverside/JVC, VICJ-41531, K2 CD.
- Yoko Ono, Open Your Box, Astralwerks, ASW 88710, CCD.
- Zbigniew Namysłowski, Open, Polish Jazz, vol. 74, SX2539, pliki „master”, 16/44,1, 24/96 WAV.
Japońskie wersje płyt dostępne na CD Japan.
Uuuu – nie trzeba się wsłuchiwać, żeby usłyszeć, że przetwornik Ibuki gra bardzo nasyconym, ciepłym dźwiękiem, w którym podkreślono niższą część pasma. Dostajemy coś w rodzaju „poduszeczki” mocnego uderzenia, powietrza. W jego dźwięku wszystko jest idealnie poukładane, dokładnie na swoim miejscu. To tego typu dźwięk, który od razu jest „właściwy”. Wcale nie jest to dźwięk idealny, ma wiele słabszych stron, co też słychać. Tyle tylko, że dostajemy od razu coś w rodzaju legitymacji do olania tego, do przeskoczenia nad tym z krótkim splunięciem.
Tak, dobrze państwo czują – w dużej mierze to sprawa emocji. Tak jednak to urządzenie się odbiera. Dla mnie było to tym mocniejsze uderzenie, że wiedziałem wcześniej, na jakiej kości Ibuki jest oparte. Znam je dobrze i wiem, że te niemal zawsze grają słabo, albo bardzo słabo. Jedynym wyjątkiem był DAC KingRex UD-1 Pro, gdzie pracował bardzo podobny układ – Burr-Brown PCM2702 (tutaj jest Burr-Brown PCM2704). To izochroniczne, synchroniczne odbiorniki USB/przetworniki D/A, w których sygnał taktowany jest lokalnym zegarem, nadążającym jednak za zegarem głównym komputera. A ten jest uśredniany w pewnych przedziałach czasowych. Standardowo okres ten jest na tyle duży, że powoduje bardzo wysoki jitter i szum. W najlepszych układach kładzie się nacisk na zmniejszenie przedziału uśredniania. I udaje się uzyskać zaskakująco dobre rezultaty – wciąż słychać, co wprowadzenie asynchronicznego taktowania polepsza, ale dostajemy dźwięk tego kalibru, co w Ibuki. O tym, że da się zbić jitter w tego typu układach do niebywale (jak na nie) niskiego poziomu świadczą wykonane przez magazyn „Hi-Fi News&Record Reviews” pomiary wejścia USB w przedwzmacniaczu C50 McIntosha. Choć w opisie budowy nie ma o tym ani słowa, można się domyślać, że Mak korzysta z jednego z dwóch przywołanych układów – urządzenie downsampluje sygnał wejściowy do 48 kHz. Jak się okazuje pomierzony jitter wynosi znakomite 10 ps! Szum jest, niestety, wysoki (Ken Kessler, McIntosh C50/Mc601, „Hi-Fi News&Record Reviews”, Vol 56, No.05, May 2011, s. 20-24).
|
Być może dlatego tak bardzo wspomniany KingRex mi się podobał. To była pierwsza wskazówka co do tego, że stara technologia, dobrze zaaplikowana, ma swoje zalety. Czy nie przypomina to przypadkiem sytuacji z 16-bitowymi przetwornikami D/A Philipsa z serii TDA (np. TDA1543), najlepiej bez oversamplingu? Dokładnie tak! To bardzo podobny dźwięk i niezwykle zbliżony układ zalet i wad.
Ibuki USB DAC po prostu gra swoje. Jego niebywałą umiejętnością, stawiającą go wyżej niż wiele droższych przetworników (tak!), jest plastyka w połączeniu z uważnym traktowaniem barwy. Rozdzielczość na środku jest znakomita, wyjątkowa po prostu. Docenimy każdą poprawę jakości dźwięku, lepszy plik. Razem z przetwornikiem przyjechały do mnie trzy nowe płyty wydane przez Audio Fidelity na złocie, w HDCD: Never A Dull Moment Roda Stewarta, Face Value Phila Collinsa i Who Do We Think We Are Deep Purple. Ależ miałem zabawę! Szczególnie dotknęła mojego serca interpretacja (bo tak rozumiem każde wydanie) płyty Collinsa. To nie jest łatwy materiał, bo wielościeżkowy, z kompresją, itp. Jest jednak znakomicie wyprodukowany i zagrany. I słuchać to było do samego początku, od delikatnego In The Air Tonight po najdalszy jej koniec, po cover utworu The Beatles Tomorrow Never Knows. Ani przez chwilę się nie nudziłem, nie miałem ochoty ściągnąć słuchawek czy wyłączyć wzmacniacza.
Skraje pasma są nieco miękkie, nie są tak dobrze definiowane, jak środek. To samo było przy „daku” KingRexa. Tutaj to jednak kompletnie nie przeszkadza, nie słuchać ocieplenia w tak mocny sposób, jak tam. Rozdzielczość skrajów jest lepsza i być może dlatego nigdy, ale to nigdy nie zwracałem na nie jakiejś szczególnej uwagi. Po prostu wszystko było jednością, pełnią i głębią.
To samo dotyczy dynamiki, która wydaje się lekko uśredniona, ale która, dzięki niesamowitej plastyce, subiektywnie przewyższa to, co robią – obiektywnie – lepsze urządzenia!
Problemem jest oczywiście to, że Ibuki jest przetwornikiem ograniczonym do płyt CD. Nagrania wysokiej rozdzielczości zostaną bez problemu zdekodowane, ale tylko dlatego, że komputer podda je downsamplingowi. I właśnie tę czynność słychać – słychać ją jako lekkie rozjaśnienie i wysuszenie średnicy. Zmiany nie są duże, ale znika gdzieś magia, która powoduje, że przy materiale 16/44,1 nie chce się przestać słuchać.
Dlatego też – nie wierzę, że to mówię – jeślibym miał składać system z „dakiem” USB, to do płyt CD podłączyłbym Ibuki, a do hi-res jakieś inne urządzenie. Albo Ibuki tylko do systemu słuchawkowego – będzie niesamowicie! Trzeba jednak pamiętać, żeby w menu Dźwięk w komputerze ustawić dokładnie te wartości. Jeśli zostawimy je na próbkowaniu 48 kHz, to komp przekonwertuje sygnał w ten sposób i go pogorszy. Jeśli jednak będziemy słuchali plików 96 i 192 kHz, to zmieńmy to na 48 kHz – downsampling synchroniczny (48 kHz to połowa 96 kHz i ¼ 192 kHz) jest o wiele prostszy do przeprowadzenia niż asynchroniczny.
Jakby nie było, Ibuki USB DAC jest fenomenalny. Jego dźwięk robi ogromne wrażenie. Wcale nie jest najlepszy, jest ograniczony do plików o jakości CD (jeśli chcemy dostać to, o czym mówię) i jest stosunkowo drogi. Ale jak to gra!... Właśnie z jego powodu, właśnie dlatego, że zrobiło to na mnie tak duże wrażenie, zdecydowałem się od tego miesiąca wprowadzić nowy rodzaj wyróżnienia – Red Fingerprint, znaczek dla produktów, które robią coś, czego inne nie potrafią, bez względu na cenę. Ibuki-digital będzie pierwszym, w ten sposób uhonorowanym, produktem. Po szczegóły odsyłam do wstępniaka z tego miesiąca (No. 84, maj 2011).
I nie, żeby przetwornik cudował i zakłamywał nagrania – te gorsze brzmią gorzej, a lepsze – lepiej. Tyle tylko, że – jeśli tylko muzyka jest dobra – z tych gorszych jest ona wydobywana, to nie jest chaos, ani jazgot. To jest ‘niezbyt dobrze nagrana muzyka’, z naciskiem na ‘muzyka’. I o to w tym wielomilionowym biznesie chodzi.
Do wzmacniacza trzeba podejść w nieco inny sposób, obrać nieco inną metodologię. Kalkulując na zimno, trzeba jasno powiedzieć, że dobre wzmacniacze NAD-a, Music Halla, Marantza itp. w cenach około 2000 zł zagrają bardziej dynamicznym, lepiej kontrolowanym dźwiękiem. Skraje pasma będą z nimi lepiej artykułowane, mocniejsze itp. Także wyposażenie każdego z takich wzmacniaczy będzie wielokrotnie lepsze od Ibuki – ten z dwoma wejściami i żadnym wyjściem, bez pilota itp. ma wyposażenie „kadłubkowe”, że tak powiem. Także ograniczenia scalaków TDA są znane – pewnych rzeczy po prostu nie potrafią.
Dlatego też najważniejsze było dla mnie znalezienie elementu, który został przez ludzi z Musiki wyszlifowany. Trochę pompatycznie to zabrzmiało, że muszę „znaleźć” – nie trzeba szukać, żeby wiadomo było, o co chodzi, ale chodziło mi po prostu o oddanie toku rozumowania. A elementem, który miał być nr 1 jest głos ludzki. To całkiem logiczne, bo jeśli nie da się oddać mocnego, pełnego basu, jeśli dynamika jest uśredniona, to najlepiej skupić się na czymś, co może bez tego żyć.
Dlatego wokale brzmią tu rewelacyjnie. Jak na te pieniądze. Nie znam wzmacniacza w cenie 3000 zł, który by je w tak dobry sposób pokazywał. Przekaz nie jest ocieplony – to jedna ze strategii aplikacji TDA – ale też sybilanty nie są mocne. Powiedziałbym raczej, że są delikatnie wygładzone, podobnie jak wyższy środek. To pochodna nienajlepszej rozdzielczości tych zakresów, ale w budowie wokalu akurat przydatna, szczególnie jeśli współpracujemy ze źródłem z tego przedziału cenowego.
Środek jest jednak głęboki i szczegółowy. Jest świetnie różnicowany. Ma lekkie ograniczenia w przejrzystości, ale można to obejść podłączając odpowiednie kolumny. Nie celowałbym w duże kolumny podłogowe, bo to nie wypali, a raczej w kolumny podstawkowe, najlepiej o niezbyt wielkim basie. Takie RLS Callisto III, a nawet Sonus faber Minima Vintage zagrają fantastycznie. Będzie komunikatywność, dobry przekaz i duże, dokładne, pełne, z dużym wolumenem głosy. Wzmacniacz nerwowo reaguje na nagrania z dużą ilością instrumentów, a w dodatku skompresowane, dlatego słuchałbym na nim raczej małych składów.
BUDOWA
Jak mówiłem, obydwa urządzenia mają nietypowe proporcje, bo przednia ścianka jest maleńka, ale są bardzo głębokie. Obudowa pokryta jest w technice Ibuki – to laka z zatopionymi ornamentami w kolorze złotym. Stoją na granitowych podstaweczkach o takim samym obrysie, co one. Zasilacze są na zewnątrz – do DAC-a dostarczamy 24 V DC/0,5 A z miniaturowego zasilacza impulsowego, a do wzmacniacza 12 V DC/2 A z nieco większego, ale też impulsowego zasilacza japońskiej firmy Anthin. Myślę, że ich wymiana na coś w rodzaju TeddyPardo pozwoli na znaczący skok do przodu. Także wymiana maleńkich nóżek, np. na również niewielkie, ale zbudowane specjalnie pod kątem tłumienia wibracji, nóżki Acoustic Revive wniesie do dźwięku sporo dobrego.
Ibuki-digital
Jak mówiłem, w przedniej ściance wycięto okienko, za którym ukrywa się niewielka lampa próżniowa. Obok mamy niewielki, trzypozycyjny przełącznik hebelkowy, a obok małą diodę LED.
Z tyłu widać tylko wejście USB Type B (kwadratowe) oraz parę wyjść RCA. Gniazda są niezłocone, dość przeciętne – gdzieś trzeba było szukać oszczędności.
Obudowę wykonano z trzech materiałów. Podstawa i przednia oraz tylna ścianka to wygięta, metalowa blacha. Z blachy jest też ekran, za lampą. Front i tył (licówki), a także pokrywa to tworzywo sztuczne. Przypomina to dokładnie podejście Denisa Morecrofta z firmy DNM, dla którego metal w pobliżu układu elektronicznego to przekleństwo. No i jest jeszcze cienka płytka ze sklejki, tworząca przednią ściankę.
Układ elektroniczny jest prościutki i zmontowano go na dwóch płytkach. Co ciekawe, te wyglądają, jakby były robione samodzielnie, a nie w wielkościach przemysłowych. Przy wejściu jest płytka z odbiornikiem USB i jednocześnie przetwornikiem. To stara kość Burr-Browna PCM-2704, układ akceptujący sygnał tylko do 16 bitów i 48 kHz (także 32 i 44,1 kHz), pracujący w trybie synchronicznym, tj. z taktowaniem „nadążającym” za zegarem komputera. Mamy tu ładne układy bierne. Stąd, długimi kabelkami, nieekranowanymi, sygnał biegnie do przedniej ścianki, gdzie zainstalowano, widoczną przez okienko na froncie, lampę. To maleńka, podwójna trioda lutowana do płytki. A to dlatego, że tego typu lampy pochodzą ze schyłkowych lat lamp i zostały opracowane do pracy w komputerach. Miały się nie grzać i być długowieczne – 10 000 godzin to minimum. Niestety nie widać żadnego napisu, który pozwoliłby ją zidentyfikować. Ze zdjęć na firmowej stronie wynika jednak, że to podwójna trioda 6111. To lampa z zasilaniem 12 V (tak!), dlatego nie potrzeba stosować powielaczy napięcia. Wlutowano ją do dużej płytki, która jest obsadzona tylko w minimalnej mierze – najwyraźniej dzieli ją ze wzmacniaczem z tej serii. Jak się wydaje, lampa pracuje w buforze wyjściowym, ponieważ sygnał z niej, nieekranowanymi kabelkami, biegnie do niezłoconych gniazd na tylnej ściance.
Ibuki-amplifier
Wzmacniacz ma identyczne wymiary, co przetwornik, a więc jest szeroki na 84 mm, wysoki na 62 mm i głęboki na 262 mm. Moc wzmacniacza to 2 x 20 W, a pasmo przenoszenia od 1 Hz do 40 kHz (-3 dB). Impedancja wejściowa nie jest najwyższa – to tylko 10 kΩ, dlatego uważałbym z podłączaniem odtwarzaczy z lampowym wyjściem.
Na przedniej ściance mamy trzypozycyjny przełącznik hebelkowy, którym przełączamy pomiędzy jednym z dwóch wejść liniowych lub wyłączamy urządzenie (niestety w położeniu środkowym). Jest też niebieska dioda LED i gałka siły głosu. Z tyłu mamy dwie pary wyjść głośnikowych – popularnych, złoconych przyłączy – oraz dwie pary, niezłoconych gniazd RCA. Jest też wejście dla zewnętrznego zasilacza.
Oglądając wnętrze przetwornika miałem dobrą intuicję – we wzmacniaczu mamy dokładnie tę samą płytkę, co w DAC-u (poza małą płytką z wejściem USB). Sygnał z wejść trafia na przód, do mechanicznego przełącznika firmy ALCO, solidnego, ze złoconymi pinami. Ma on trzy położenia – w środkowym urządzenie jest wyłączone, a dwoma skrajnymi wybieramy wejście. Z przełącznika sygnał biegnie do potencjometru – to niedrogi, otwarty Alps. I dopiero wtedy do końcówek. Te są niewielkie, w całości oparte na modułach TDA2005. Przykręcono je do dolnej ścianki. Wokół nich widać ładne elementy bierne, w tym, rzadko spotykane, bardzo dobre, kondensatory Sanyo.
Pobierz test w PDF
|