pl | en

WKŁADKA GRAMOFONOWA + PRZEDWZMACNIACZ

DS Audio
MASTER 3

Producent: DIGITAL STREAM CORPORATION
Cena (w czasie testu): 105 000 zł (komplet)

Kontakt:
support@ds-audio.biz

DS-AUDIO-w.biz

» MADE IN JAPAN

Do testu dostarczyła firma: RCM


Test

tekst MAREK DYBA
zdjęcia Marek Dyba, DS Audio

No 248

16 grudnia 2024

DS AUDIO to firma córka Digital Stream Cooperation (DSC) z siedzibą niedaleko Tokio. Firma matka od ponad ćwierć wieku specjalizuje się w wysokiej klasy produktach optycznych przeznaczonych dla urządzeń typu odtwarzacze CD, DVD, czy Blu-ray. DS Audio założone przez syna właściciela DSC zafascynowanego brzmieniem płyt winylowych korzysta z wiedzy i doświadczenia firmy matki, tworząc jednakże produkty dedykowane odtwarzaniu czarnych płyt. Tym razem testujemy wysoki model, Master 3.

CHOĆ WKŁADKI DS AUDIO są na rynku już ładnych kilka lat (marka powstała w 2014 roku), a pierwsza wkładka optyczna, produkowana wówczas przez Toshibę i sprzedawana pod marką Aurex, pochodzi z lat 60. ubiegłego wieku, być może nie wszyscy mieli z nimi kontakt. Pisaliśmy o niej po raz pierwszy testując model DS W2, ale było to na tyle dawno temu, że wypada powtórzyć najważniejsze informacje; test → TUTAJ

Wkładka optyczna

UŻYCIE SŁOWA „OPTYCZNA” w stosunku do gramofonowej wkładki może budzić zdziwienie, czy wręcz obawy, bo w audio kojarzy się jednak przede wszystkim z cyfrą, a nie analogiem. A to jest, powiedzmy to, technika ANALOGOWA. Z praktycznego punktu widzenia, czy raczej z punktu widzenia użytkownika, jedyną różnicą w stosunku do innych wkładek jest konieczność stosowania specjalnego, dedykowanego wkładkom optycznym przedwzmacniacza gramofonowego. Za drugą można uznać brak klasycznych ustawień w tym ostatnim - wrócimy do tego.

To, samo w sobie, nie jest jednakże przecież aż tak wyjątkowe. Przecież, gdy fan wkładek MM (czyli tych z ruchomymi magnesami) chce przesiąść się na, albo po prostu wypróbować, model z ruchomą cewką (czyli tzw. MC, gdzie to cewki instalowane są na wsporniku) musi albo dodać transformator dopasowujący do swojego przedwzmacniacza gramofonowego MM, albo zmienić przedwzmacniacz na model przeznaczony dla wkładek. Zupełnie inny przedwzmacniacz dla wkładek optycznych DS Audio podkreśla więc jedynie ich technologiczną odmienność. Cała reszta jest taka sama. Podobnie się wkładkę ustawia, podobnie podłącza, a informacje z rowka również i w tym przypadku odczytuje igła zamontowana we wsporniku (albo, jak w topowym modelu DS Audio, wyhodowany w laboratorium diament, który łączy wspornik i igłę w jedną całość). Różnica polega na sposobie konwersji drgań igły na impulsy elektryczne, czyli tzw. generatorze.

We wkładkach DS Audio rolę magnesów bądź cewek mocowanych na wsporniku igły przejmuje bowiem układ składający się z diody, przesłony i fotoreceptora, czyli diody półprzewodnikowej pracującej jako fotodetektor. Rolą tej ostatniej jest odbiór impulsów świetlnych z tej pierwszej diody, które są modulowane przez drgającą przesłonę (folia berylowa) zamontowaną na niemal klasycznej igle (wsporniku, gwoli ścisłości). Konieczność stosowania dedykowanego przedwzmacniacza, czy też, jak go nazywa producent: equalizera bądź energizera, wynika także z faktu, iż wspomniane diody potrzebują źródła zasilania. To dostarczane jest do wkładki (przez piny „-”) właśnie przez dedykowany przedwzmacniacz.

Po co w ogóle stosować te rozwiązania? Dają one dwie znaczące korzyści. Gdy wkładki z ruchomym magnesem, mocowanym do wspornika igły, zastąpiono alternatywnym rozwiązaniem, w którym to miniaturowe cewki znalazły się na wsporniku zamiast dużo cięższych magnesów, udało się w ten sposób znacząco zredukować masę układu drgającego zakończonego igłą, który odczytuje informacje z rowka płyty. Była to oczywista korzyść pozwalająca na precyzyjniejszy odczyt nawet najdrobniejszych informacji.

Minusem tego rozwiązania był za to dużo niższy poziom sygnału wyjściowego z takich wkładek, który to sygnał musiał zostać wzmocniony tysiące, a nawet dziesiątki tysięcy razy (!) w przedwzmacniaczu gramofonowym. Zrobienie tego w taki sposób, by przedwzmacniacz nie dodawał własnych zakłóceń i szumów do sygnału, który z niego wychodzi, jest niezwykle trudne. A i stan płyt odgrywa jeszcze większą rolę bo artefakty powodowane przez rysy na płycie, ale i zabrudzenia, są wzmacniane tak samo, jak właściwy sygnał muzyczny.

We wkładkach optycznych, w których do wspornika zamiast magnesów bądź cewek przymocowana jest ultralekka przesłona, uzyskano kolejną dużą (nawet o 90% w porównaniu do wkładek MC) redukcję masy systemu drgającego odczytującego sygnał z rowka. Raz jeszcze powtórzmy - niższa masa drgająca to większa precyzja odczytu najdrobniejszych nawet informacji. Jednocześnie, optyczny sposób konwersji ruchów igły na sygnał elektryczny daje na wyjściu z wkładki dużo wyższy sygnał.

W przypadku wkładek typu MM mówimy zwykle o sygnale rzędu 5-7 mV, dla wkładek MC wartości zaczynają się nawet w okolicach 0,1 mV, a poziom 0,5 mV uważany jest już za całkiem wysoki (wśród modeli niskopoziomowych). Tymczasem wkładki optyczne dają sygnał na poziomie 50, a nawet, jak w przypadku testowanego Mastera 3,7 mV. Nie trzeba więc go wzmacniać tysiące razy, a wystarczy ledwie kilkadziesiąt.

Zalety wkładek optycznych nie kończą się na tych dwóch głównych, jako że mają one do zaoferowania jeszcze jedno rozwiązanie doskonale wpisujące się w sposób, w jaki dźwięk jest rejestrowany na płycie winylowej i z niej odczytywany. Z racji fizycznych ograniczeń nośnika sygnał nie jest zapisywany na nich liniowo. Obniża się poziom niskich tonów (których zapis wymaga najszerszego rowka), wzmacnia natomiast górę pasma (której zapis wymaga wąskiego rowka). Po odczytaniu tego sygnału zadaniem przedwzmacniacza gramofonowego jest odwrócić ten proces (wzmocnić tony niskie i obniżyć poziom wysokich), by na końcu uzyskać (relatywnie) płaskie, równe pasmo przenoszenia.

W przypadku wkładek typu MM i MC, a także dużo rzadszych MI, czyli Moving Iron, wraz ze wzrostem prędkości (poruszania się igły w rowku) generowany jest mocniejszy sygnał, czyli wyższe napięcie wyjściowe, a z racji sposobu zapisu niskich i wysokich częstotliwości, igła porusza się wolniej odczytując te pierwsze, a szybciej te drugie. W ten sposób de facto pogłębiane jeszcze są dysproporcje między górą a dołem pasma, co dodatkowo podnosi stopień trudności pracy przedwzmacniacza gramofonowego, który najpierw musi skorygować owe różnice (wyrównać pasmo), a potem odpowiednio wzmocnić sygnał.

Wracając do wkładek optycznych i ich kolejnej zalety, jest nią sposób odczytywania informacji z rowka. Tu bowiem nie liczy się prędkość tylko amplituda drgań. W ten sposób generator takiej wkładki ułatwia, a nie utrudnia zadanie przedwzmacniaczowi gramofonowemu. Ten jednakże musi być konstrukcją dedykowaną temu właśnie rozwiązaniu. Są producenci, choćby Soul Note, Esoteric, czy Westminster Lab, którzy oferują modele współpracujące z „normalnymi” wkładkami i/lub optycznymi.

DS Audio, siłą rzeczy, do większości swoich wkładek oferuje wyłącznie im dedykowane przedwzmacniacze. Jako ciekawostkę z ostatniej chwili dodam, że japońska firma właśnie wprowadziła pierwszy model z lampami na pokładzie. Warto zaznaczyć, iż zmiana wkładki na wyższy model tego producenta nie pociąga za sobą konieczności wymiany przedwzmacniacza, bo i niższy model go obsłuży, acz oczywiście jest sugerowana, jeśli chce się w pełni skorzystać z przewag lepszej wkładki.

W ramach kolejnej ciekawostki dodam, że jedyną wkładką, która na dziś nie ma dedykowanego przedwzmacniacza, jest topowy model GrandMaster EX, który oferowany jest z equalizerem dla GrandMastera. Wspominam o tej pierwszej, topowej pozycji w ofercie DS Audio, jako o czymś wyjątkowym nawet nie z racji jej pozycji w portfolio, tylko dlatego, że wyróżnia ją jej diamentowy wspornik i igła, które są „hodowane” w laboratorium jako całość (!). Już w niższych modelach występuje diamentowy wspornik, ale w nich igła jest osobnym elementem „tradycyjnie” mocowanym we wsporniku. W modelu GrandMaster EX, raz jeszcze powtórzę, igła i wspornik stanowią całość.

Master 3

JAK JUŻ WSPOMNIAŁEM, Master 3 należy do jedynej kategorii wkładek gramofonowych w ofercie DS Audio, czyli wkładek optycznych. Producent pod nazwą Master 3 ukrywa zarówno wkładkę, jak i dedykowany jej przedwzmacniacz gramofonowy (equalizer, energizer). Te trzy określenia są używane wymiennie, z czego, co ciekawe, to pierwsze (przez producenta) najrzadziej. Cyfra ‘3’ w nazwie wskazuje, że model ten należy do najnowszej, trzeciej generacji produktów tej marki, a dodatkowo, choć zapewne przypadkowo, wskazuje także pozycję (od góry) w aktualnej ofercie tego producenta.

Korpus wkładki Master 3 został wykonany z ultraduraluminium, a świecące pionowe „okienko” z ametystu. Całość sprawia wrażenie dużej i ciężkiej konstrukcji, acz w rzeczywistości waży 7,9 g, czyli relatywnie niedużo. Jednym z wyróżników tego i wyższych modeli DS Audio jest diamentowy wspornik o kwadratowym przekroju. To rozwiązanie poprawia sztywność wspornika, czy też odporność na uginanie się w trakcie pracy. W modelu Master 3 montowana jest w nim wyrafinowana igła o szlifie Micro Ridge. Rekomendowana siła nacisku igły (VTF) wynosi 2,1 g, acz dla lubiących eksperymenty producent dopuszcza odchyłki w granicach od 2 do 2,2 g.

Jak już wcześniej wspominałem, wykorzystanie diod i ultralekkiej (lżejszej o ok. 50% od stosowanej w starszym modelu) przesłony wykonanej z berylowej folii sprawia, iż układ drgający ma wyjątkowo niską masę. Jest tak, pomimo że w tym modelu zastosowano niezależne diody i fotodiody dla każdego kanału. To rozwiązania pozwoliło zwiększyć poziom sygnału wyjściowego z 40 do 70 mV, co ułatwia pracę przedwzmacniacza gramofonowego. Dodatkowo, jak twierdzi producent, udało mu się znacząco poprawić stosunek sygnału do szumu (S/N) obniżając poziom szumu tła, a w ten sposób poprawiając czystość i klarowność dźwięku. Tradycyjne, pozłacane piny różnią się nieco funkcją od „normalnych” wkładek, jako że te oznaczone „+” wyprowadzają sygnał z wkładki, a te z „-” doprowadzają zasilanie do diod we wkładce.

Equalizer DS Audio Master 3 to duże, mierzące 452 x 153 x 484 mm i ciężkie (23 kg) urządzenie. Jego czarna obudowa wygląda bardzo efektownie ze swoim wypukłym frontem, na którym znalazł się włącznik (w kolorze obudowy) i pionowe, podświetlone okienko w dokładnie takim samym kolorze i kształcie, jak to znajdujące się we wkładce. Jest to konstrukcja dual mono, w której zastosowano w sumie aż trzy niezależne transformatory oraz ogromną baterię kondensatorów. Jeden transformator zasila diody we wkładce, a pozostałe dwa są dedykowane całkowicie rozdzielonym prawemu i lewemu kanałowi.

Zestaw gniazd na tylnym panelu jest całkiem okazały, acz pełni nieco inną niż zwykle funkcję. Urządzenie wyposażono w jedno wejście na gniazdach RCA i aż trzy wyjścia, każde zdublowane na gniazdach RCA i XLR. Owe trzy wyjścia i towarzyszące im przełączniki stanowią niejako odpowiedniki regulacji, jakie dostajemy do dyspozycji w przedwzmacniaczach MM i MC. Tyle tylko, że nie regulujemy wzmocnienia (gainu), czy obciążenia impedancyjnego.

W zależności od wybranego wyjścia i ustawienia towarzyszących im przełączników mamy możliwość odcięcia najniższych częstotliwości w różnych punktach i dostosowanie tej charakterystyki do własnych preferencji. Przełączniki to filtry odcinające sygnał na 30 lub 50 Hz, a każde z wyjść ma oprócz tego nieco inny spadek filtra (6 albo 12 dB/oktawę). Producent zaleca eksperymentowanie w danym systemie i wybór opcji, która po prostu najlepiej odpowiada użytkownikowi.

ODSŁUCH

JAK SŁUCHALIŚMY • Produkty marki DS AUDIO nie tylko mogą, ale niemal muszą być testowane w firmowym zestawie wkładka + przedwzmacniacz gramofonowy. Muszą, bo, o czym pisałem wyżej, wkładki tej marki nie współpracują z „normalnymi” przedwzmacniaczami gramofonowymi. Niemal, bo z racji uznania, jakie szybko zyskały wkładki DS Audio, na rynku pojawiają się propozycje przedwzmacniaczy innych marek, choćby Soul Note. Na potrzeby tego testu wkładkę zamontowałem w ramieniu J.Sikora KV12 Max Zirconium Series z okablowaniem Soyatona, które pracowało w J.Sikora Standard Max. Sygnał trafiał oczywiście do equalizera DS Audio Master 3, który z racji sporych rozmiarów został ustawiony na osobnym stoliku marki ALPINE-line.

Dalej, interkonektem niezbalansowanym Bastanis Imperial, sygnał trafiał do wzmacniacza zintegrowanego GrandiNote Shinai, który z kolei napędzał kolumny tej samej marki, model MACH 4 przez kable głośnikowe Soyaton Benchmark Mk 2. Z oczywistych powodów moje dwa przedwzmacniacze gramofonowe nie były mi w stanie dać odniesienia dla firmowego equalizera, a i wkładki Master 3 nie mogłem posłuchać z własnymi przedwzmacniaczami. Pozostało mi jedynie odnosić brzmienie całego testowanego kompletu do używanego na co dzień, czyli wkładki Air Tight PC-3 i przedwzmacniacza GrandiNote Celio Mk IV, tudzież innych topowych produktów, jakie miałem okazje testować.

DO TEJ PORY MIAŁEM OKAZJĘ POSŁUCHAĆ u siebie (ładnych kilka lat temu) tylko jednego modelu DS Audio, a mianowicie E1, czyli (relatywnie) niedrogiego przedstawiciela pierwszej generacji wkładek (i przedwzmacniaczy) tej marki. Zestaw ów zrobił na mnie wówczas dobre wrażenie, kosztując tyle, co dobra wkładka MC, a oferując klasę brzmienia, która wymagałaby dokupienia jeszcze nietaniego przedwzmacniacza dla takiej właśnie dobrej wkładki.

Była to więc bardzo dobra, a przy tym nie jakoś szczególnie droga propozycja. Master 3 to jednakże zupełnie inna liga, a cena tego zestawu pozwala już kupić jedną z wielu nawet bardzo drogich wkładek MC i odpowiedniej klasy przedwzmacniacz dla niej. Wymagania stawiane testowanej propozycji DS Audio muszą więc być bardzo wysokie i z takim nastawieniem podszedłem do odsłuchów.

Nie będę twierdził, że testowany zestaw rzucił mnie na kolana od pierwszych sekund pierwszej płyty, którą z nim zagrałem, bo tak nie było. Gdy później zastanawiałem się właściwie dlaczego (co, spoiler alert, sugeruje, że po dłuższych odsłuchach byłem pod wrażeniem), jedyna sensowna odpowiedź, jaka przyszła mi do głowy to ta, że Master 3 gra... po prostu tak, jak tego oczekuję (niezbyt często to dostając) od każdego, zwłaszcza najwyższej klasy komponentu audio. To znaczy jak? Przede wszystkim niezwykle naturalnie i akuratnie. Już kiedyś o tym pisałem – to ostatnie określenie w języku polskim nie ma zbyt wielkiej mocy, ale moim zdaniem najlepiej opisuje niektóre pośród najlepszych urządzeń audio dostępnych na rynku.

Owa akuratność to po prostu (nie ma w tym nic prostego, to jedynie takie wyrażenie) umiejętność odtwarzania muzyki w taki sposób, przy którym od razu zapomina się o tych wszystkich audiofilskich określeniach, cechach, zaletach, czy jak je tam chcecie państwo nazwać, które zwykle zaczynamy wyliczać odsłuchując dowolny nowy komponent. W prezentacji Master 3 jest wszystko, co w niej być powinno, pokazane w odpowiedni sposób, we właściwych proporcjach i stosownie do odtwarzanego materiału.

Dlatego też z testowanym zestawem naprawdę łatwo zapomina się, że to, co słyszymy, to „tylko” nagranie, tylko interpretacja wydarzeń, które rozegrały się na jakiejś scenie, czy w jakimś studio i zostały utrwalone na nośniku. W efekcie, przynajmniej na początku, taka prezentacja wcale nie powoduje efektu „wow!”. To, co także często powtarzam, doskonale rokowało na dalszą część odsłuchów.

Efekt „wow!” przychodzi dopiero, gdy w muzyce, albo w jej wykonaniu pojawia się coś specjalnego, wywołującego zachwyt. Gdy ów zachwyt już do mnie docierał, a mózg zaczynał to przetwarzać, dochodził w końcu do wniosku, że to właśnie ten, testowany system zagrał doskonale znane mi nagranie w sposób, który ową muzyką, albo jakimś specjalnym elementem wykonania pozwolił mi się zachwycić bo... zabrzmiały one tak niebywale naturalnie, tak właściwie, tak... akuratnie, że wszystko oprócz muzyki i emocji przestawało istnieć.

Potem, szukając w pamięci podobnych wrażeń stwierdzałem, że coś takiego, a przynajmniej coś tego rodzaju i tej klasy, słyszałem niewiele razy, mimo że przez mój system przewinęło się już grubo ponad tysiąc różnych urządzeń, w tym niemało i tych z najwyższej analogowej ligi. Do głowy przychodziły mi spotkania z zestawami Kondo (wkładka, phono i step-up), przedwzmacniacze Tenor Audio, AudioTekne, czy Doshi Audio z wkładkami Air Tighta, Aidasa, czy Murasakino. Słowem, najlepsze z najlepszych, jakie u mnie kiedykolwiek gościły.

Weźmy choćby album So Nice Duke DUKE JORDAN TRIO na winylu przygotowany przez pana Kazuo Kiuchi w ramach serii Harmonix Master Sound. Z jednej strony nie dało się nie zauważyć natychmiast wyraźnego szumu taśmy, na której zarejestrowano nagranie. On tam po prostu jest, Master 3 wyraźnie to zaznaczył, ale ucho ludzkie (przynajmniej moje) szybko się do tego przyzwyczaiło, mózg zaakceptował go jako element nagrania i pozwolił mi skupić się bez reszty na muzyce i fantastycznym wykonaniu. Japoński system pozwalał na to nie eksponując, nie narzucając owego szumu słuchaczowi, ale raczej skupiając jego uwagę na tym, co naprawdę ważne, a szum, jako element mało istotny, umieszczając gdzieś tam z tyłu, za muzyką.

I choć elementów pozamuzycznych jest na tym albumie więcej, ot – choćby – brzęk naczyń, który też doskonale słychać w tle, to na pierwszym planie zwykle jest fortepian, czasem bas, a perkusja tworzy to faktycznie istotne, żywe, niezbędne, ale jednak tło dla pozostałych instrumentów. Fortepian na tym krążku ma sobie naturalną lekkość i skoczność, a jednocześnie głębię i masę dźwięku, jest dźwięczny, otwarty, oddycha, ale ani przez chwilę nie ma wątpliwości, że dysponuje odpowiednią potęgą brzmienia. To znaczy ma to wszystko, gdy album jest odtwarzany na tak niezwykłym zestawie, jak proponowany przez DS Audio.

Bas brzmi dość lekko, jest szybki, zwarty, ale w odpowiednich momentach odzywa się jego wielkie pudło przypominając, że i on może zabrzmieć jak przystało na duży, ciężki instrument. Nie robi tego jednakże ciągle, a jedynie wtedy, gdy taki efekt chce uzyskać grający na nim muzyk. Gdy to następuje, to bas ma nie tylko masę, nasyconą barwę i teksturę, ale wszystko to i każdy najdrobniejszy element pracy muzyka przedstawione są z najwyższą precyzją i klarownością. Właśnie to niezwykłe połączenie gęstości, nasycenia barwy i głębi dźwięku z czystością, przejrzystością i wysoką precyzją (gdzie wszystkie te elementy wynikają w jakimś stopniu z wybitnej rozdzielczość) jest, w mojej ocenie, „motywem przewodnim” DS Audio Master 3. Tym, co sprawia, że to tak znakomity system.

Niezwykła jest ilość informacji, także tych najdrobniejszych, dzięki którym równie dobrze jak na poziomie makro, kontrasty tonalne i dynamiczne słychać na poziomie mikro. Zaskakujące jest to, że ów, wyraźnie pokazany, szum taśmy, nie przykrywa, nie ukrywa przed uchem tych najdrobniejszych okruchów informacji. Z jednej strony pokazuje to, że igła i cały bardzo lekki układ drgający Mastera 3 odczytuje wszystko z rowka płyty, co jest w nim do odczytania, a z drugiej, że optyczny sposób przekazywania drgań do generatora funkcjonuje doskonale, że nie ma na tym etapie większych strat, więc w efekcie dostajemy niesamowicie bogate, pełne brzmienie podane jak na dłoni, ale zupełnie nienachalnie. Żeby była jasność: straty są zawsze, niezależnie od rozwiązania, ale tu są bardzo, bardzo małe.

Wszystko to przekłada się na bajecznie wręcz płynną i spójną prezentację o wysokim poziomie tej wewnętrznej muzycznej energii, której duża porcja jest zawsze tracona w procesie nagrywania i odtwarzania. Żaden komponent w systemie odtwarzającym nie ma mocy wpływania na to, co zostało nagrane, ale niektóre, takie jak DS Audio Master 3, sprawiają, że na tym etapie straty są już jedynie minimalne, a wówczas muzyka zaczyna zdecydowanie bardziej przypominać to, co znamy z koncertów.

Jest żywa, obecna i nadzwyczajnie ekscytująca. Słuchanie muzyki staje się po prostu czymś więcej niż tylko odsłuchem nagrań, staje się wyjątkowym doświadczeniem, bogatym w informacje i emocje, żywym, skrzącym się, pulsujący i wywołującym prawdziwe, nieodparte emocje u słuchacza. Niczym muzyka na żywo, pozwolę sobie dodać (gwoli jasności, chodzi mi o zbliżenie się do żywej muzyki, a nie osiągnięcie tego samego poziomu).

Koncert tria Duke’a Jordana nie był jedynym, który brzmiał tak żywo, świeżo i pobudzająco. Moje stare, oryginalne wydanie Jazz At The Pawnshop, które kupiłem już używane i które nie jest bynajmniej w idealnym stanie, wywołało równie intensywne emocje i zaangażowanie. Płyta, której przez lata słuchałem na pewno o wiele częściej niż Duke’a Jordana, zaskoczyła mnie po pierwsze tym, że mniej było słychać, albo mniej zwracałem uwagę, na jej nieidealny stan. Normalnie, im lepsza wkładka, tym bardziej słychać pojedyncze trzaski wynikające z drobnych rys, z Masterem 3 one niemal całkowicie zniknęły pod muzyką.

A przecież wkładka Master 3 na każdym kroku pokazuje fantastyczną rozdzielczość, serwuje przeogromną ilość informacji, które na dodatek doskonale różnicuje. Można więc odnieść wrażenie (podkreślam - wrażenie, bo oczywiście, że nie może tego robić), że potrafi odróżnić te ważne informacje, od tych zbędnych (trzaski) i skupić uwagę słuchacza wyłącznie na tych pierwszych. Kolejna kwestia – dźwięk z testowanym zestawem jest niezwykle czysty i transparentny. Daje więc wgląd w najgłębsze nawet warstwy nagrań, ale jednocześnie jest pięknie nasycony, barwny i gładki jak jedwab. To niebywale rzadkie połączenie znamionujące najwyższą klasę systemu audio.

Zwykle, nawet na bardzo wysokim poziomie, albo w dźwięku dominuje gęstość i gładkość (przykładem może być choćby Aidas Mammoth Gold, → ANALOG RELAX EX-1000), albo na czoło wysuwa się właśnie genialna rozdzielczość i klarowność (do głowy przychodzą mi od razu → MURASAKINO SUMILE, czy Air Tight PC-1). Nie chodzi o to, że którejkolwiek z tych wkładek czegoś brakuje, bo każda z nich oferuje kompletny i kompetentny we wszystkich aspektach dźwięk, a jedynie o pewną delikatną przewagę jednych cech na innymi decydującą o charakterze brzmienia. Z Master 3 wydawało się (bo nie miałem przecież bezpośredniego porównania, a pamięć jest zawodna), że jej twórcom udało się uzyskać jeszcze lepszy balans między tymi elementami brzmienia.

W przypadku DS Audio dostajemy zupełnie niezwykłe, genialne połączenie wszystkich tych właściwości brzmienia (i wielu innych) w idealnie wyważonych proporcjach. W efekcie słuchając nawet tej samej płyty n-ty raz można się nadal zachwycać, jak doskonały wgląd dostajemy w granie nie tylko solisty, czy w wokal frontmana, ale i muzyków (chórków) na dalszym planie, a innym razem, jak spójna, bogata, pełna i gładka jest prezentacja jako całość. To właśnie jest owa akuratność, rozumiana jako doskonała aproksymacja żywej muzyki, w której przecież wszystko to znajdziemy i na co, o ile nagłośnienie nie zostanie spartolone, tak naprawdę nie zwracamy uwagi, tylko przyjmujemy to jako „jedynie słuszne” brzmienie.

Wokale? Proszę bardzo. Najlepiej koncertowe. Powiedzmy, PATRICIA BARBER z Companion, dwupłytowe wydanie MoFi na 45 r.p.m. Gdy muzyka zaczęła płynąć z głośników ilość informacji w pierwszej chwili była wręcz przytłaczająca, a przecież świetnie znam ten krążek i słuchałem go testując wiele bardzo drogich, nawet jeszcze sporo droższych systemów niż DS Audio Master 3. Nie mogąc ich postawić obok siebie i zagrać tej samej płyty raz na jednym, raz na drugim trudno jest pokusić się o superdokładne porównanie, ale było w tym słuchaniu coś nowego, by nie powiedzieć odkrywczego, a na pewno ekscytującego.

Wokal to bowiem tylko część całego doświadczenia i niekoniecznie wcale najważniejsza. Niemniej, gdy Patricia zaczynała śpiewać jej ciemny, delikatnie chropowaty, charyzmatyczny głos skupiał na sobie moją uwagę niepodzielnie. Taki sam efekt pojawiał się, gdy na zupełnie innych, rockowych krążkach zaczynali śpiewać PETER GABRIEL, czy STEVEN TYLER. Ważniejsze niż jako taka (bezbłędnie przez DS Audio pokazana) jakość realizacji były charyzma wokalistów, ich talenty wokalne, charakterystyczne elementy ich głosów i maniery wokalne. Każda z takich płyt dowodziła, że Master 3 nie należy do „bezwzględnych morderców” słabszych nagrań i zamiast na wadach pozwala słuchaczowi skupiać się na ich najlepszych muzycznych i artystycznych aspektach.

Za każdym razem odnosiłem wrażenie, że Master 3 kreuje wyjątkowo obecną, bardzo „tu i teraz” prezentację danego wydarzenia muzycznego, czy to zarejestrowanego na żywo, czy w studio. Obywało się bez wypychania pierwszego planu przed linię łączącą kolumny, bez tworzenia „hektarów” przestrzeni tam, gdzie ich w nagraniu nie było, bez, w końcu, gubienia detali w kolejnych, ulokowanych za pierwszym, planach co także jest sposobem eksponowania tego, co dzieje się blisko słuchacza.

W tym przypadku chodziło jednakże o korzystanie z znakomitej rozdzielczości i nasycanie informacjami każdego elementu nagrania, w tym aspektów przestrzennych, elementów okołomuzycznych, itd. Dopiero to wszystko razem tak płynnie złożone w spójną całość tworzyło ów wybitnie przekonujący, wyborny, smakowity spektakl muzyczny.

Zaryzykuję twierdzenie, że wszystkie elementy wyróżniające tę optyczną wkładkę (diamentowy, kwadratowy w przekroju wspornik, optyczny generator, lepszy sposób odczytu informacji z rowka), z dużo mniejszym wymaganym wzmocnieniem przedwzmacniacza włącznie, przekładają się na znaczące obniżenie szumu tła. To z kolei daje zdecydowanie lepszy, łatwiejszy dostęp do ogromnego bogactwa drobnych informacji, które inne dobre igły też odczytują z płyt, ale które częściowo giną właśnie w wyższym szumie. Rozwiązanie proponowane przez DS Audio sprawia, że nawet doskonale znane płyty mogą wciąż zaskoczyć ilością i precyzją prezentacji informacji. To w kolei przekłada się na wyjątkowo przekonujący (moim zdaniem) sposób prezentacji muzyki.

Co ważne, owe informacje, detale i subtelności nie są bowiem serwowane w nachalny, agresywny sposób. To nie jest wcale dźwięk, który określiłbym miałem wysoce szczegółowego. To dźwięk przebogaty, rozdzielczy i klarowny, ale wszystko to jest wykorzystywane by stworzyć niezwykle spójny i gładki, barwny i kompletny obraz muzyczny. Nie jest to również po prostu doskonałe technicznie odtworzenie dźwięku, bo muzyka wręcz kipi emocjami. Słuchając choćby „Black Magic Woman” ze wspomnianego krążka Patricii Barber nie byłem w stanie się choćby na moment oderwać dopóki nie wybrzmiały ostatnie brawa. To pokazuje komunikatywność testowanego zestawu, który potrafi stworzyć bardzo przekonującą namiastkę uczestnictwa w danym wydarzeniu, a to coś, czego ja (!) szukam w każdym komponencie i systemie audio.

Jako fan koncertowego brzmienia przesłuchałem więc z Master 3 całe mnóstwo rejestracji „live”. Nie mogłem jednakowoż zakończyć na nich oceny testowanego systemu DS Audio. Płyt studyjnych jest przecież więcej, więc na co dzień to one przeważają w odsłuchach. Są one pozbawione większości (bo niekoniecznie wszystkich) elementów okołomuzycznych, co z kolei sprawia, że większą uwagę poświęcamy samemu brzmieniu instrumentów, czy klasie muzyków i wokalistów. Tak właśnie było choćby na krążku ADAMA CZERWIŃSKIEGO No Name Yet. Tytuł, jak opowiadał Adam w czasie ostatniego AVS, powstał trochę przypadkowo. Był bowiem odpowiedzią na zadane (po angielsku) pytanie o to jak będzie się nazywał ten krążek: „no name yet”, odpowiedział, co zostało skwitowane przez pytającego: „dobry tytuł!” i tak już zostało.

Z zestawem Master 3 doświadczenie zaoferowane mi przez ten krążek nie odbiegało wcale aż tak bardzo od koncertowego. Nie było publiczności, żywej akustyki jakiegoś wnętrza, niemuzycznych odgłosów (choćby szczęku naczyń, kaszlących widzów, itd.), ale nadal było to wyjątkowe poczucie bliskości, kontaktu z muzykami, bo dźwięk wydawał się ekspansywny, jakby wychodził nawet nieco przed linię łącząca kolumny. Taki, bliski sposób nagrania i prezentowania muzyki łatwo angażuje słuchacza, bo część rzeczy dzieje się niemal na wyciągnięcie ręki.

Nie wszystkie, bo układ instrumentów na (umownej) scenie, podział planów, odległości między muzykami, wszystko to było klarowne, mimo że w tej realizacji nie ma jakiejś szczególnie wielkiej głębi. Master 3 oferuje natomiast wyjątkową precyzję w zakresie lokalizacji źródeł pozornych i określania odległości między nimi, rysując w ten sposób wyraźnie trójwymiarowy obraz. A to coś, co bardzo lubię, także wtedy, a może wręcz szczególnie wtedy, gdy sprzęt nie próbuje niczego dodać od siebie, gdy nie rozdmuchuje sceny ponad to, co zapisano w nagraniu.

Na krążku JACQUESA LOUSSIERA Pulsion, gdzie mistrzowi fortepianu towarzyszy jedynie perkusja, choć to także realizacja studyjna, zagrana tak, jak to zrobił Master 3, zabrzmiała nie dość, że wyjątkowo autentycznie, nieprawdopodobnie dynamicznie, to jeszcze bardzo „tu i teraz”. Jasne, że poziom decybeli płynący z tych instrumentów, gdyby faktycznie znalazły się w moim pokoju, byłby nie do wytrzymania, ale cała precyzja, niebywałe bogactwo informacji, namacalność obu instrumentów, ich rozmiary i waga, wszystko to składało się w pompujący adrenalinę do krwi spektakl. Taki, przy którym nie dało się spokojnie siedzieć, który angażował, wciągał, zmuszał do słuchania z zapartym tchem. A wszystko to przy nagraniu, którego słuchałem dziesiątki razy, które powinno mi już spowszednieć...

Podsumowanie

ZESTAW DS AUDIO MASTER 3 należy do tej klasy komponentów audio, przy słuchaniu których dyskutowanie o poszczególnych zaletach czy wadach nie tyle jest nie na miejscu, ile po prostu wydaje się nie istotne, wręcz bezcelowe. Muzyka płynie z nim w tak naturalny, płynny, spójny, ale i dynamiczny sposób, jest tak mocno wysycona energią, emocjami i informacjami. Zarówno tymi w skali makro i tymi najdrobniejszymi, wszystkimi pokazanymi w niebywale precyzyjny, czysty.

Ale, wracając do początku, pokazuje ona jednocześnie dźwięk w tak spójny sposób, że wszystko sprowadza się jedynie do klasy i rodzaju nagrania. Albo muzycy (niemal) materializują się w naszym pokoju, albo to my jesteśmy przenoszeni gdzieś tam, do przestrzeni, w której oni występują. Co, swoją drogą, dowodzi uniwersalności japońskiego systemu, który pokazuje najwierniej jak się da to, co zapisano w nagraniu, zamiast narzucać swoją „wizję”, jakakolwiek by miała ona być.

Dla mnie, mimo że nagrania są jedynie pewną aproksymacją, albo interpretacją danego wydarzenia muzycznego, zawsze najważniejszym punktem odniesienia pozostaje muzyka na żywo, a właściwie emocje i energia, które jej towarzyszą. Zestaw DS Audio Master 3 zbliża się do mojej (umownej) referencji na tyle blisko, że w czasie słuchania muzyki skupiałem sie wyłącznie na niej, zapominając całkowicie o technicznych aspektach jej rejestracji i odtwarzania. Słowem, serwował mi doświadczenie tak bliskie muzyce na żywo, jak to tylko możliwe. Robił to z niezwykłym wyrafinowaniem i feelingiem, a mi pozostawało jedynie wyciągać kolejne płyty wykorzystując obecność DS Audio Master 3 w moim systemie do maksimum.

Jeśli kochacie czarne płyty i muzykę a nie znacie optycznych wkładek DS Audio koniecznie musicie to nadrobić! Jeśli nie z innych powodów, to choćby dlatego, że jeśli w technice służącej odtwarzaniu płyt winylowych nastąpił jakiś znaczący progres w ciągu ostatnich dziesięcioleci, to jego wyrazem są właśnie wkładki optyczne! Od nas wyróżnienie ˻ RED FINGERPRINT ˺.

Dane techniczne (wg producenta)

»» Wkładka DS Master3
Konwersja sygnału: fotoelektryczna
Separacja kanałów: >27d dB (przy 1 kHz)
Napięcie wyjściowe: 70 mV
Wspornik: diamentowy o kwadratowym przekroju
Materiał korpusu wkładki: ultra duraluminium
VTF (nacisk igły): 2g~2,2g (rekomendowany 2,1g)
Igła: Micro Ridge Waga: 7,9 g

»» Equalizer DS Master3
Napięcie wyjściowe: 700 mV (przy 1 kHz)
Impedancja wyjściowa: RCA 120 Ω; XLR 120 Ω
Impedancja wejściowa przedwzmacniacza: >10 kΩ
Wejście: RCA
Wyjścia: RCA × 3, XLR × 3
Wymiary: (szer. x wys. x głęb.): 452 × 153 × 484 mm
Masa: 24 kg

Dystrybucja w Polsce

RCM S.C.

ul. Czarnieckiego 17
40-288 Katowice ⸜ POLSKA

www.RCM.com.pl

»«

Test powstał według wytycznych przyjętych przez Association of International Audiophile Publications, międzynarodowe stowarzyszenie prasy audio dbające o standardy etyczne i zawodowe w naszej branży; HIGH FIDELITY jest jego członkiem-założycielem. Więcej o stowarzyszeniu i tworzących go tytułach → TUTAJ.

www.AIAP-online.org



System referencyjny 2024

ŹRÓDŁA CYFROWE

1. Pasywny, dedykowany serwer z WIN10, Roon Core, Fidelizer Pro 7.10
• karty JCAT XE USB i JCAT NET XE recenzje › TUTAJ + zasilacz Ferrum HYPSOS SIGNATURE recenzja › TUTAJ
• JCAT USB ISOLATOR, optyczny izolator LAN + zasilacz liniowy KECES P8 (mono)
• przełącznik LAN: Silent Angel BONN N8 recenzja › TUTAJ + zasilacz liniowy Forester recenzja › TUTAJ

2. Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr PACIFIC recenzja › TUTAJ + Ideon Audio 3R Master Time recenzja › TUTAJ

ŹRÓDŁO ANALOGOWE

1. Gramofon J.Sikora STANDARD w wersji MAX recenzja › TUTAJ
• ramię J.Sikora KV12
• wkładka Air Tight PC-3

2. Przedwzmacniacze gramofonowe:
• ESE Labs NIBIRU V 5 recenzja › TUTAJ
• Grandinote CELIO Mk IV recenzja › TUTAJ

WZMACNIACZ

1. Wzmacniacz zintegrowany GrandiNote SHINAI recenzja › TUTAJ

2. Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio SYMPHONY II (modyfikowany)

3. Przedwzmacniacz liniowy AudiaFlight FLS1 recenzja › TUTAJ

KOLUMNY

1. GrandiNote MACH4 recenzja › TUTAJ

2. Ubiq Audio MODEL ONE DUELUND EDITION recenzja › TUTAJ

OKABLOWANIE

1. Interkonekty analogowe:
• Hijiri MILLION KIWAMI
• Bastanis IMPERIAL x 2 recenzja › TUTAJ
• Hijiri HCI-20
• TelluriumQ ULTRA BLACK
• KBL Sound ZODIAC XLR

2. Interkonekty cyfrowe:
• David Laboga EXPRESSION EMERALD USB x 2 recenzja › TUTAJ
• David Laboga DIGITAL SOUND WAVE SAPPHIRE x 2 recenzja › TUTAJ

3. Kable głośnikowe:
• LessLoss ANCHORWAVE

4. Kable zasilające:
LessLoss DFPC SIGNATURE, Gigawatt LC-3 recenzja › TUTAJ

ZASILANIE

1. Kondycjoner Gigawatt PC-3 SE EVO+ recenzja › TUTAJ

2. Kabel zasilający AC Gigawatt PF-2 Mk 2

3. Dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y

4. Gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)

ANTYWIBRACJA

1. Stoliki:
• Base VI
• Rogoz Audio 3RP3/BBS

2. Akcesoria antywibracyjne
• platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16
• nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII
• nóżki antywibracyjne Franc Accessories CERAMIC DISC SLIM FOOT
• nóżki antywibracyjne Graphite Audio IC-35 recenzja › TUTAJ i CIS-35 recenzja › TUTAJ