pl | en

Krakowskie Towarzystwo Soniczne | spotkanie № 149

HIGH FIDELITY PRESENTS:
ART FARMER: Art Farmer in Wrocław

Nagrany w maju 1996 roku w Studio Polskiego Radia Wrocław, w 1998 został wydany przez prestiżową wytwórnię EmArcy. 26 października tego roku miała miejsce jej premiera, w odnowionej dźwiękowo formie, na płycie winylowej. I to szczególnej: na dwóch krążkach 180 g, 45 rpm. W mikołajki spotkaliśmy się, aby posłuchać taśmy „master” oraz płyty CD.

6 grudnia 2024
KRAKÓW ⸜ Polska



Krakowskie

tekst wstępu i zakończenia WOJCIECH PACUŁA
zdjęcia Tomasz L. Lechowski, „High Fidelity”


Towarzystwo Soniczne

16 grudnia 2024

KRAKOWSKIE TOWARZYSTWO SONICZNE jest nieformalną grupą melomanów, audiofilów, przyjaciół, spotkających się po to, aby nauczyć się czegoś nowego o produktach audio, płytach, muzyce itp. Pomysł na KTS narodził się w roku 2005, choć jego korzenie sięgają kilka lat wstecz. To już 149. spotkanie w jego ramach.

149. SPOTKANIE W RAMACH Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego miało szczególny kontekst – mikołajki i Wigilię. Od wielu lat spotykamy się przed świętami u Jarka Waszczyszyna, aby w luźnej atmosferze, ale też z jakąś agendą, porozmawiać, życzyć sobie wszystkiego najlepszego i, tu nie będzie zaskoczenia, wspólnie posłuchać muzyki. Tym razem chodziło o najnowszą płytę wydawnictwa AC Records, High Fidelity Presents: ART FARMER, Art Farmer in Wrocław.

Było to trzecie oficjalne spotkanie naszego magazynu z tym tytułem. Przypomnijmy, że ten szczególny, dwupłytowy album 45 rpm, ujrzał światło dzienne tuż przed wystawą Audio Video Show 2024. W jej trakcie Adam Czerwiński, założyciel i animator AC Records, zaprezentował go państwu, z moją drobną pomocą, na gramofonie J.Sikora; więcej → TUTAJ. Kolejna odsłona, to nasza oficjalna recenzja z 22 listopada, która ukazała się na naszych stronach newsowych; więcej → TUTAJ.

⸜ ADAM CZERWIŃSKI z taśmą High Fidelity Presents: ART FARMER, Art Farmer in Wrocław

Tym razem odsłuch odbył się w ramach Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego – było to już 149 spotkanie! Tym razem posłuchaliśmy taśmy „master” oraz płyty CD. Impreza maiła miejsce u Jaromira Waszczyszyna, w pokoju, w którym odsłuchuje swoje urządzenia i kolumny. I z nich właśnie skorzystaliśmy:

• kolumny: FRAM ARTE, test → TUTAJ,
• wzmacniacz mocy: ANCIENT AUDIO SINGLE STEREO, więcej → TUTAJ,
• odtwarzacz CD/przedwzmacniacz: ANCIENT AUDIO LEKTOR STEP, więcej → TUTAJ
• okablowanie: → SOYATON.

Do odsłuchu taśm wykorzystaliśmy magnetofon, który przywiózł z sobą Julian Soja, jego ukochany Technics RS-1500, modyfikowany przez dc-components.

Art Farmer in Wrocław

˻ PROGRAM ˺ » Side A • 1. What’s New – Bob Haggart, 2. Hard Farmer – Piotr Baron » Side B • 3. I Mean You – Thelonious Monk, 4. Deep in a Dream – Jimmy Van Heusen » Side C • 5. Artificial Thing – Kuba Stankiewicz, 6. No Walls – Harvie S » Side D • 7. My Shining Hour – Harold Arlen, 8. Alone Together – A. Schwartz

JAK JUŻ KIEDYŚ PISALIŚMY, istnieją cztery wersje płyty Art Farmer in Wrocław: trzy CD i jedna LP. Pierwsze wydanie pochodzi z wytwórni Mercury, reprezentowanej w Polsce przez PolyGram Music Poland, i ukazało się w 1997 roku; przeznaczone ono było tylko na rynek polski. Rok później do sklepów trafiło wznowienie ze zmienioną szatą graficzną, sygnowane przez EmArcy; było to wydanie międzynarodowe. Trzecim jest najnowsze wydanie AC Records, które jest jednocześnie pierwszą wersją na LP.

Na kontrabasie zagrał na niej HARVIE S, na perkusji ADAM CZERWIŃSKI (utwory: 1 do 7), na fortepianie KUBA STANKIEWICZ (utwory: 1 do 7), na saksofonie tenorowym PIOTR BARON (utwory: 2, 3, 5 do 7), a na flumpecie lider, ART FARMER (utwory: 1 do 3, 5 do 8).

Jak pisze Piotr Mazur w książeczce do tej ostatniej, muzycy po raz pierwszy spotkali się pod koniec 1995 roku i „po krótkich próbach zagrali tylko dwa koncerty: w Poznaniu na tamtejszym festiwalu oraz we Wrocławiu, rodzinnym mieście Piotrka, Kuby i Darka”. Coś „zaiskrzyło”, dlatego już wiosną następnego roku Farmer powraca do Polski i udaje się przygotować, własnymi siłami, bez pomocy żadnej agencji (!) dłuższą serię koncertów.

⸜ A tak wygląda szpula z taśmą

Ponieważ grający z nimi wcześniej Darek Oleszkiewicz miał inne zobowiązania, Adam Czerwiński – Mazur pisze o „nowojorskich koneksjach” perkusisty – na kontrabasie zagrał wówczas Harvie Swartz, dzisiaj posługujący się pseudonimem Harvie S. Realizatorem dźwięku podczas nagrań był Włodzimierz Krakus, któremu asystował Stanisław Kołodziej. Nagrania trwały trzy dni i odbyły się w tzw. „dużym studiu” Polskiego Radia Wrocław.

Płyta została zarejestrowana analogowo, na magnetofon wielośladowy, ale master powstał na taśmie DAT (16 bitów, 44,1 kHz). Remaster na potrzeby wydania winylowego wykonał Piotr Łukaszewski w studiu Custom 34, który realizuje wszystkie płyty AC Records. Jak pisze Adam Czerwiński, „to było grane na 100% w pełnym miksie na dwie ścieżki”, więc jedynym zabiegiem było dodanie odrobiny „lamp” i ocieplenie całości. Mówi: „Jestem zwolennikiem znikomej ingerencji w materiał; żadnych kompresorów i zapiętych współczesnych „poprawiaczy” dźwięku!”

Oryginalny master, z myślą o płycie CD, wykonano w aż dwóch miejscach: Artur Moniuszko w CD Accord i Maciej Marchewka dla Tibo Sound. Nowy jest analogowy – został zapisany na ¼” taśmie analogowej, na magnetofonie Studer A-80. Lakier w studiu Pauler Acoustics naciął Günter Pauler. Przypomnijmy, to tam powstają również nagrania i matryce płyt wytwórni Stockfish Records. Wykonanie matryc i tłoczenie płyt miało miejsce w polskiej tłoczni X-Dics.

»«

| Kilka prostych słów…

ADAM CZERWIŃSKI

ZANIM ZACZNIEMY ODSŁUCHY, opowiem krótko, jaka jest geneza tego nagrania i wydawnictwa. Miałem przyjemność, chyba przez trzy lata, w 1997, 2000 i 2001, grać z Artem Farmerem. Nie muszę wam przedstawiać postaci, bo to oprócz Milesa Davisa, Cheta Bakera i jeszcze dwóch, może trzech innych muzyków jazzowych to najwybitniejszy trębacz, jedna z legend, która tworzyła gatunek muzyki, którą się zajmuję.

⸜ ADAM CZERWIŃSKI w roli Świętego Mikołaja

Art mieszkał w tamtym okresie w Wiedniu. Kuba Stankiewicz, pianista, miał tam jakieś kolekcje i wyszedł z propozycją, aby zaprosić Arta na jakiś festiwal do Polski. Zrobiliśmy to i złożyliśmy dla niego zespół, z Darkiem Oleszkiewiczem na basie, Piotrkiem Baronem na fortepianie, Kubą Stankiewiczem na fortepianie oraz mną na perkusji. I tak Art przyjechał po raz pierwszy do Polski. Dla mnie to było duże przeżycie, bo choć grałem wcześniej z gwiazdami, to z tak wielką i w takim wymiarze, było to dla mnie coś nowego. Już wtedy grałem z Jarkiem Śmietaną, grałem też z wieloma muzykami. Ale Art jawił się nam jako Pan Bóg zstępujący z nieba do nas, maluczkich.

Z taką ekipą zagraliśmy na festiwalu w Poznaniu. Ale wcześniej mieliśmy ustaloną próbę. Siedzimy, czekamy, a po jakimś czasie wchodzi ON, z książkami nutowymi i rozpiską dla każdego z utworów, które chciałby spróbować. Próba była naprawdę, muszę powiedzieć, dość rygorystyczna i długa, bo trwała ze trzy godziny. Graliśmy po kolei utwory, które on wybierał i naprawdę czepiał się każdego o szczegóły. Po prostu ustawiał band przez te trzy godziny tak, jak chciał, żeby to brzmiało. Po próbie popatrzył na nas i powiedział, że „może być” i że „możemy z nim grać”.

Po koncercie w Poznaniu zagraliśmy w tym składzie jakąś małą trasę, już nie pamiętam gdzie, ale w kilku, bądź w kilkunastu miejscach. To wtedy ktoś wyszedł z propozycją, żeby przygotować sesję nagraniową w we Wrocławiu, ponieważ Piotrek jest z Wrocławia, Darek jest z Wrocławia, z pochodzenia Wrocławianinem jest również Kuba Stankiewicz. Też więc, siłą rzeczy, padło na to miasto.

Sesja odbyła się z Darkiem Oleszkiewiczem przy okazji tej właśnie trasy, o której zapomniałem, nawet nie napomknąłem o niej w opisie płyty. Przypomniał mi o tym realizator dźwięku, Włodek Krakus. Ten znakomity basista i realizator dźwięku, teraz prowadzi klub muzyczny – Liverpool. Byłem tam przedwczoraj, gdyż kupił dla mnie wzmacniacz gitarowy, należący kiedyś do Jarka śmietany, dwugłośnikowy Politon, na którym George Benson nagrywał płytę Breezing (!)

⸜ Taśmy odtwarzane były na magnetofonie Technics RS-1500

Tak więc, Włodek przypomniał mi, że taka trasa miała miejsce. Po zakończeniu sesji nagraniowej Art odsłuchał ślady i powiedział: „Panowie, to nie może się ukazać!” Nie podobało mu się to, co usłyszał i zaproponował, że przyjedzie ponownie na własny koszt i zrobimy jeszcze raz tę sesję, żeby wszystko było, jak mówił, „porządnie”. Tak też się stało. Po jakimś czasie odbyła się druga sesja, również w studiu Radia Wrocław. Niestety Darek Oleszkiewicz nie mógł przylecieć z Los Angeles, ponieważ miał już inne zobowiązania. Ściągnąłem więc Harviego S, który stworzył na tej płycie wybitną kreację.

Od razu wytłumaczę, dlaczego na okładce jest napisane Harvey S, a nie Harvey Swartz. Przez lata nosił on nazwisko Swartz, ale ludzie nagminnie mylili jego pisownię. Bardzo go to denerwowało, więc postanowił je urzędowo zmienić i zostawić sobie tylko imię Harvie z dodatkowym „S” – Harvie S. Kiedy to zrobił, przez chwilę był zadowolony, ale dziennikarze i ludzie w internecie zaczęli stawiać po S kropkę i dopiero to go zdenerwowało na maksa. Dlatego teraz, kiedy się podpisuje, to pisze: „Harvie S no dot”.

»«

ODSŁUCH

TO NIE BYŁ KLASYCZNY odsłuch, z jakim mamy do czynienia na spotkaniach Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. Proszę więc go potraktować trochę jak sprawozdanie ze spotkania grupy przyjaciół. Wyglądało to w ten sposób, że słuchaliśmy kilku utworów z taśmy, później z płyty i rozmawialiśmy i tak kilka razy, w międzyczasie popijając i rozmawiając. Pod koniec posłuchaliśmy taśmy „master” z płytą Adama Makowicza Blue Sapphires, z której nacięto lakier na płytę LP; recenzja → TUTAJ, a która właśnie wróciła ze studiów Abbey Road.

WOJCIECH PACUŁA, „High Fidelity” • Może ja zacznę, ponieważ przymierzałem się do recenzji tej wersji na CD. Zrezygnowałem z niej, ponieważ jakoś zupełnie mi nie „podeszła”. Byłby to pierwszy przypadek z wydawnictwem AC Records, z którym mam wrażenie, że coś poszło nie tak. Mogę się mylić, nie wiem na czym to polega, ale jest po prostu bardzo zbyt chuda na dole pasma, przynajmniej w porównaniu z LP i – szczególnie – z taśmą.

ADAM CZERWIŃSKI, AC Records • Hmm, pierwsze słyszę, że coś mogło pójść nie tak.

⸜ Płyta CD odtwarzana była na nowym odtwarzaczy Ancient Audio Lektor Step

TOMASZ HATYLAK, Radio 357 • Jak dla mnie, to CD wcale nie było takie złe. Bardzo podobało mi się, dla przykładu, brzmienie fortepianu. Tak, jakby było mniej skompresowane niż na taśmie – sam nie wierzę w to, co mówię :) Z mojej perspektywy, tak jak siedzę z boku, z płyty CD po prostu brzmiał on bardziej jak fortepian.

Natomiast, tak zupełnie generalnie, to 1:0 dla taśmy. Jest oczywiste, że było w niej więcej życia, więcej „obecności” i ręce się same składały do oklasków. Co było zresztą widać również po was. Ale CD nie jest aż tak krańcowo złe, jak Wojtku mówisz. Jest to po prostu „mniej lepsze”.

JANUSZ TUCHOWSKI, KTS • Taśma – wiadomo, coś w niej jest, jeżeli chodzi o barwę, brzmienie. To, o czym mówił Tomek, że tutaj jakby ręce „same się składają do oklasków” to prawda. Mimo to mam wrażenie, że w dźwięku taśmy było dużo nieczystości, dużo zniekształceń pod koniec utworu przynajmniej tak to słyszałem siedząc tutaj. Widać, że taśma jest wysterowana na maksa i że wskazówki VU-metrów po prostu kładą się na ograniczniku.

WICIU, KTS • Jeżeli chodzi o CD, słyszę to po części tak, jak mówił Wojtek. Płyta cyfrowa jest bardziej szczegółowa, ale jakaś taka płaska, bez życia. Brakuje w niej tego „czegoś”, na pewno wypełnienia. Nie wiem, czy to kwestia zestawu na którym odtwarzamy, ale Wojtek też słuchał tej płyty u siebie, byłoby to więc potwierdzenie jego intuicji. Z drugiej strony instrumenty na CD są lepiej odseparowane. To bardziej szczegółowy dźwięk. Ale, wracam do początku, nie ma tego czegoś, co ma taśma, czyli tego uroku, czaru. Po prostu – życia. Wychodzę z założenia, że analog to zawsze jest analog. A cyfra jednak jest szara i płaska.

Oczywiście słyszałem fantastycznie grające kompakty, no ale tutaj jednak jest to potężna różnica. Mam bardzo dużo płyt i na winylu, z pierwszych wydań, i analogiczne wydania kompaktowe. I zawsze, mimo że systemy odtwarzające są podobnej klasy, to jednak winyl zawsze ma taką aurę, „chmurę”, jakąś taką „poświatę” wokół dźwięku i to samo też ma taśma. To jest ciepły, angażujący dźwięk z głęboką scenę. Jest tu bardzo dużo życia wokół mikrozdarzeń, tak bym to określił.

JULIAN SOJA, Soyaton, KTS • Jestem, tak generalnie, fanem i wielbicielem taśmy, więc chyba wszystko jasne :) Po pierwsze, oczywiście i zdecydowanie wolałem taśmę. Ale powiem kilka słów w obronie odtwarzacza.

⸜ JAREK WASZCZYSZYN pije państwa zdrowie :)

Szczerze mówiąc, znając możliwości taśmy, zwłaszcza taśm kopiowanych prosto z „masterów” w studio Custom 34 w Gdańsku, spodziewałem się, że różnica będzie znacznie większa i że kompakt wypadnie o wiele gorzej niż wypadł. Szczerze mówiąc, nawet jak słuchałem tej taśmy i siebie, to się zastanowiłem, czy Jarek na pewno wie, co robi mierząc się ze szpulą. I uważam, że jak na źródło cyfrowe, to CD poradził sobie naprawdę nieźle. Było w tym dźwięku sporo dynamiki, sporo szczegółów.

A jeśli chodzi o szczegółowość i rozdzielczość, którą słyszeliście na CD i która miała być większa niż z magnetofonu, to mam inne zdanie. Tak sobie myślę, ale proszę, nie obraźcie się, że większość z was nie jest przyzwyczajona do słuchania muzyki z taśmy i dlatego w taki właśnie sposób odebraliście dźwięk CD. Czyli jako źródło bardziej rozdzielcze i szczegółowe. A przecież te wszystkie rzeczy na taśmie są, tak naprawdę jest na niej o wiele więcej informacji.

Mamy na niej o wiele lepsze tło, dużo więcej wybrzmień, głębi, masy instrumentów. To dlatego w pierwszej chwili wydaje tak, jakby to było może trochę mniej rozdzielcze źródło. Ale to wszystko tam naprawdę jest. Przecież ta cyfra, ten CD, jest jednak wtórny w stosunku do taśmy – to taśma była źródłem, z którego wykonano master dla CD. Tak, wiem, że pierwotny master był na taśmie DAT, czyli również na cyfrze. Ale to jednak to jest materiał po nowym masterze, prawda? A więc inny, bo musi być inny.

Wracając do tego, co słyszałem o przestrach w lewym kanale, to ja też, nie wiem czemu, je słyszałem. A, o dziwo, przy słuchaniu CD, choć też wystąpiły w kilku miejscach, to w innych. Więc nie wiem, czy to nie jest kwestia jakiś ustawień w systemie, czy czegoś innego.

⸜ System, na którym przeprowadzony został odsłuch taśmy i płyty CD

ADAM CZERWIŃSKI • Moim zdaniem, jeśli mogę się coś od siebie dodać, w tym systemie jest za dużo góry. Czy nie ma tam czegoś w systemie zapiętego, Jarku? Słychać to tak, jakby szło przez jakieś dodatkowe urządzenie.

JAREK WASZCZYSZYN, Ancient Audio, KTS • No tak, w odtwarzaczu wpięty jest procesor głośnikowy.

ADAM CZERWIŃSKI • A widzisz…

JAREK WASZCZYSZYN • No cóż, mam całą masę swoich spostrzeżeń, bo na co dzień siedzę w tym pokoju, słucham tego systemu. Jedno, co się zmieniło, to fakt, że siedzę w innym miejscu i to, że gramy z taśmy. No jeszcze Julek dzisiaj fajne kable przyniósł, co też nam tutaj sporo zmieniło. Ale pierwsza uwaga jest taka, moi kochani rycerze: nigdy nie słuchaliście tutaj muzyki tak głośno, jak dzisiaj. Nawet miałem powiedzieć, że gramy za głośno, ale okej, już poszło.

Tak naprawdę poziom dźwięku nie był zbyt wysoki, bo to jest poziom, przy którym ja się dopiero rozkręcam. Bo, co tu dużo mówić, chcemy muzyki takiej, jaka ona jest słuchana na żywo. Też się zgadzam z tym, że ta taśma jest nagrana z potwornie wysokim poziomem. Wskaźniki po prostu wybijały ograniczniki. Gdyby nie one, to by w ogóle odfrunęły.

I jeszcze jedno, słuchaliśmy płyty CD z poziomem 80 na wyświetlaczu odtwarzacza (CD pełnił również rolę przedwzmacniacza – red.). Zwykle słucham muzyki z poziomem 88-89. A jeśli mam jakieś stare płyty CD, albo – powiedzmy – płyty w manierze ECM, to słucham ich jeszcze z większym wzmocnieniem. I teraz: nagranie płyty na maksimum inaczej wyjdzie na taśmie, inaczej wyjdzie na płycie CD. Taśma, jeśli się ją porządnie wysteruje, to dostaje kopa. Płyta CD, jeśli się ją wysteruje praktycznie do maksimum, to robi się płaska.

⸜ Okablowaniem systemu zajął się Julek Soja za pomocą swoich kabli Soyaton

I kto wie, czy to nie jest zasadniczy powód, Wojtku, że dla ciebie ta płyta na CD po prostu brzmi płasko. A na magnetofonie takie granie oczywiście wyjdzie lepiej, bo ten przester zrobiony na nasyceniu taśmy jest naturalny. Ale abstrahując od tych detali chciałem powiedzieć, że fajnie mi się tego słuchało, mimo wszystko – jednego i drugiego. Muzyka zagrana z takim kapitalnym powerem, z takim timingiem! No kochany perkusisto, co ci mogę powiedzieć? Dałeś radę :)

TOMEK L., KTS • To ja krótko, ponieważ większość już została powiedziana. To było bardzo, bardzo fajnie granie. Z taśmy – wiadomo, że to takie „analogowe” nasycenie dźwięku, takie „grube” i bardzo mi się podobało. U siebie w systemie też dążę do dźwięku „analogowego z cyfry”. Jeśli wszystko jest dobrze poukładane, to nie tylko z CD, nie tylko z SACD, ale i z plików, w szczególności pliki DSD, da się osiągnąć równie fajny dźwięk.

Tutaj przy odsłuchu CD było oczywiście chudziej, nie było tak mocnego zejścia, nie czuło się mocy. Z drugiej jednak strony separacja instrumentów, czystość dźwięku sprawiły, że bardzo przyjemnie mi się tego słuchało. Dla mnie to nie było tak złe, jak dla Wojtka. Wolałbym, żeby brzmienie CD było bardziej dociążone, ale i tak było bardzo w porządku. A jeśli chodzi o przestery, które pojawiały się na trąbce w lewym kanale, to z taśmy mnie to drażniło, a na CD tego prawie nie było słychać. Z płytą to było marginalne i dużo lepiej się z tym czułem.

TOMEK F., KTS • Jako że jestem ostatni, to wysłuchawszy wszystkich zgodzę się najbardziej z Julkiem. Większość dotychczasowych odsłuchów magnetofonów wysadziło mnie z butów, a i tutaj grało oczywiście super. Natomiast kiedy przełączyliśmy się na CD, to wcale nie grało to, jak dla mnie, źle. Pomyślałem sobie nawet: „dobra, różnica nie jest taka duża, a dźwięk jest wciąż fajny, rozdzielczy”.

⸜ 149. spotkanie KTS-u było okazją do przyjęcia w poczet jej członków nowego, Janusza Tuchowskiego

Przyjmuję do wiadomości to, co Julek mówił o rozdzielczości i to, że człowiek przyzwyczajony na co dzień do rozdzielczości „cyfrowej” musiałoby pewnie wsłuchać się, inaczej przestawić mózg do tej taśmowej, analogowej. Przyjmuję to jak najbardziej, Ale nie zgodzę się, że ten kompakt zagrał źle, jak na płytę CD. Uważam, że również zagrał fantastycznie, z wykopem. Magnetofon miał naturalną dynamikę, jaką zawsze ma, ale każde z tych źródeł miało dzisiaj swoje zalety i wady. Ale obydwie prezentacje bardzo mi się podobały, bo i muzyka wspaniała. Na jazzie nie znam się tak bardzo, jak na innych gatunkach, ale muzycy, słychać, najwyższych lotów.

Na koniec

JAK WIDAĆ, TYM RAZEM większość słuchających nie zgodziła się ze mną, jeśli chodzi o dźwięk płyty CD. Co jest dziwne, bo to zwykle ja musiałem przekonywać innych do zalet płyt cyfrowych. Ale – dobrze, takie są zasady tych spotkań. Ani inni mnie nie przekonali, ani ja innych. Po prostu musicie to państwo sprawdzić samodzielnie. Tym bardziej, że to doskonała muzyka i bardzo dobrze nagrana. I taśma, i winyl są światowej klasy, a CD – jak wyżej.

Na sam koniec Adam, który zagrał tego wieczora rolę Mikołaja, w pełnym anturażu, z dużym dzwonkiem, ciuchami i brodą, opowiedział anegdotę dotyczącą przewożenia taśm analogowych samolotem. A szło to tak:

A propos taśmy, opowiem taką historię. Kiedyś często latałem, choć teraz już rzadziej, z taśmami do londyńskich studiów Abbey Road. Na każdą płytę przypadają dwie taśmy „master”, z których nacinamy tam lakiery. Jest 5:00 rano, lotnisko w Gdańsku i poranny samolot. I ja z tymi taśmami. Tak się jakoś składało, że zawsze była z tego powodu afera. Taśmy, co oczywiste, nie mogą przejść przez bramkę z prześwietleniami, bo mogą, nie muszą, ale mogą się rozmagnesować, albo uszkodzić.

A tłumaczenie o 5:00 rano pani albo panu, jakiemuś żołnierzowi lub żołnierce, że to jest taśma z muzyką, to jest jakiś kosmos. Nikt w ogóle nie wie o co chodzi. Starsi dopuszczają do siebie taką wersję, że na taśmie może być film, o czymś takim usłyszeli, ale żeby na taśmie była muzyka, to dla nich jakaś głupota. Kończyło się to zazwyczaj tak, że sprawa opierała się o szefa ochrony, czasem dyrektora lotniska – po prostu afera w pełnej skali. A kiedy już się wydawało, że jest po sprawie, staję przed bramką i mówię, że ja również nie mogę przez nią przejść, bo mam rozrusznik serca :) Miny – bezcenne. Jakbym powiedział coś brzydkiego.

I tak miałem kilka razy. Aż do ostatniego wylotu, chyba z taśmą Adama Makowicza. Leciałem, jak zwykle, rano i też jest akcja. Daję im taśmy i zaczynam tłumaczyć w czym rzecz. Nie dążyłem się jednak rozkręcić, a miałem to już przećwiczone, kiedy z drugiej linii, równoległej do mojej, odzywa się głos pogranicznika, który krzyczy do „mojego”: „Ty, puść go, puść, to jest gość, który mówi, że ma muzykę na taśmie, a na końcu ci powie, że ma rozrusznik serca i przez bramkę ci nie przejdzie”. I całe lotnisko w śmiech.

⸜ Ekipa Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego serdecznie pozdrawia czytelników „High Fidelity”!

Wesołych świąt wszystkim państwu życzymy i słyszymy się w nowym, 2025 roku! To będzie dwudziesta rocznica Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego i rozpoczniemy ją 150. spotkaniem. Do siego roku!